Litzmannstadt Getto – pamięć afektywna,
fotografia i muzyka
—
Henryk Ross, jeden
z fotografów getta,
zatrudniony w Wydziale
Statystycznym.
Ze zbiorów Archiwum
Państwowego w Łodzi
1—
B. Nichols, Typy filmu
dokumentalnego, [w:] Metody
dokumentalne w filmie,
red. D. Rode, M. Pieńkowski,
Łódź 2013, s. 19-22.
Tomasz Majewski
Poetyka filmów dokumentalnych opowiadających o getcie łódzkim jest pod wieloma względami typowa dla niefikcjonalnego kina poświęconego Zagładzie i odzwierciedla jego przemiany w ciągu minionych dziesięcioleci.
We wczesnych realizacjach, poczynając od lat 60., dominował historyczny komentarz tworzący filmową narrację – raz o nachyleniu emocjonalno-patetycznym jak
w Litzmannstadt Getto Daniela Szylita (1965), raz opisowym i faktograficznym, jak w filmie Chaim Rumkowski
i jego Żydzi (1982), gdzie słowo osiąga supremację nad
materiałem wizualnym. Jednocześnie ten charakterystyczny dla dokumentalnego trybu objaśniającego voiceover jest tym, co „nie mieści się” (off) w przestrzeni
prezentowanych fotografii, dopowiadając bądź zaprzeczając temu, co na nich widzimy; głos ten symbolizuje
rodzaj wiedzy niedostępnej ofiarom getta. W relacji do
czasu zdjęć i horyzontu wiedzy ludzi, o których mówi
– komentarz antycypuje niejako to, co pojawi się później 1. W produkcjach od lat 90. coraz częściej spotykamy się z relacjami Ocalałych, pełniącymi tę funkcję,
jaką przed obliczem sprawiedliwości pełniłby naoczny
świadek – łaciński testes, oraz po części tę, która przypadłaby stojącej w centrum wydarzeń ofierze (o której/których się świadczy). Rolę węzłów filmowej narracji
pełnią także coraz częściej archiwalne fotografie, których znaczenie wykracza poza rolę ilustracji opowiadań
świadków czy unaocznień wpisanych w porządek obiektywizującego komentarza. W poniższych uwagach chciałbym zająć się fotografią i muzyką jako formami pamięci
afektywnej i zmianą ich statusu w filmach dokumentalnych poświęconych gettu łódzkiemu.
Coraz częściej i coraz dobitniej od lat 90. to archiwalne zdjęcia, a nie wypowiedzi zaczerpnięte z doku-
Litzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
69
mentów w rodzaju dziennika Dawida Sierakowiaka czy
oficjalnych zapisków z Kroniki getta łódzkiego stają się
nie tylko materiałem, ale także punktem wyjścia dla nietypowej estetyki filmowej. Nacisk położyłbym na to, że
są to fotografie per se a nie filmowy footage lub pochodzące z filmów fotogramy. Silnie odczuwamy z tego tytułu właściwy im rodzaj domknięcia kompozycyjnego
i statyki – którą reżyserzy filmowi starają się zazwyczaj
przełamać, posiłkując się zabiegami w rodzaju ogniskowania kamery na wybranym detalu, ruchem, który symuluje w makrofotograficznym oglądzie zmienne ukierunkowanie uwagi w otwartym polu przestrzennym. To
klasyczne zabiegi z repertuaru technik kina fabularnego, które mają wyobrażeniowo „przenieść” widza
w środek sceny utrwalonej na fotografii. Te chwyty z porządku sztuki opowiadania coś istotnego fotografiom odbierają i zarazem czymś je obdarzają. Animują i wyposażają w rodzaj „nadobecności” postacie na nich obecne. Tym, co zostaje zanulowane, jest natomiast znieruchomienie obrazów i pierwotne poczucie separacji,
oddzielenia nas od przestrzeni sfotografowanej. Innymi
słowy chodzi tu, używając terminu Raymonda Williamsa,
o ustanowienie środkami wyrazu kina fabularnego pewnej „struktury odczuwania”, która przybliża nam postacie i pomaga usunąć z pola widzenia to, co jest historycznym i kompozycyjnym obramowaniem, które z definicji sytuuje nas na zewnątrz tamtego świata – jako nieprzynależących – obecnych i patrzących, ale niewspółczesnych z oglądanymi scenami i postaciami, jako zastępczych świadków getta.
Fikcyjna, choć jeszcze niehalucynacyjna sytuacja, łącząca aktualne widzenie „na własne oczy” i „bycie tam”,
wytwarzana jest, powtórzymy, w większym stopniu dzięki
filmowo-narracyjnemu trybowi lektury zdjęć przez kamerę, niż dzięki nim samym. Barwne fotografie nazistowskiego księgowego Zarządu Getta – Waltera Geneweina,
odnalezione w 1987 r., rzadko są w Fotoamatorze (1998)
ukazywane przedmiotowo, jako materialna całość celuloidowego obrazka z ramką, częściej jako wykadrowane,
przekształcane w formę filmowego planu-sekwencji
(zmienny sposób kadrowania na ruchu, symulowanie ujmowania obiektów przez kamerę raz w zbliżeniu, półzbliżeniu lub planie ogólnym, czasem w travellingu, przeszukującym przestrzeń obrazu) bądź animowane przez
przenikanie oraz inne zabiegi miękkiego montażu.
70
Tomasz Majewski
Slajd Waltera Geneweina.
Fotoamator, reż. D. Jabłoński,
1998, udostępniony przez
Apple Film Production
To wszystko, w połączeniu ze szmerami i dźwiękami
ulicy, tramwajów, głosów ludzi – ma owym fotografiom
odebrać statyczny, „martwy” charakter. Ten rodzaj przeramowania obrazów, który ma nas – widzów angażować
(ruchomy obraz, który wzrusza i porusza ciało patrzącego) jest czymś, co odbiera fotografiom obcość i konstytuujące je znieruchomienie. Tymczasem to właśnie
te osłabiane własności absorbują nas, acz w zupełnie
inny sposób niż w kinematograficznej lekturze – przez
zatrzymanie, „przykucie” do niewielkiego formatu obrazka, czemu towarzyszy niekiedy uczucie na tyle dojmujące, że chcielibyśmy oderwać, odwrócić wzrok lub
całkiem przeciwnie – pomaga ono uruchomić rezerwy
uwagi i „techniki cierpliwości”.
Animacja środkami filmowymi barwnych slajdów Geneweina –przeciwstawionych w filmie Dariusza Jabłońskiego czarno-białym, niemym ujęciom współczesnym
Łodzi z lat 90. – zostaje uzasadniona w konstrukcji filmu
przez montaż dokumentów składających się na warstwę
spersonalizowanego komentarza – listów prywatnych,
korespondencji handlowej, biurowych sprawozdań,
które czytane z offu mają widzom przybliżyć świadomość autora barwnych slajdów, który w obliczu tragedii
getta – przekształcanej podczas fotografowania w idyllę
Litzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
71
Kadr z filmu Fotoamator,
reż. D. Jabłoński, 1998,
udostępniony przez Apple
Film Production
72
Tomasz Majewski
rodem z prospektu reklamowego – martwi się przede
wszystkim jakością techniczną swoich zdjęć. Reżyser
filmu, Dariusz Jabłoński, proponuje tryb lektury polegający na cierpliwym poszukiwaniu tego, co umyka kontroli
oka fotoamatora.
Kamera w powolnym najeździe na twarz kobiety – zbliżenie oczu – wytwarza efekt będący odpowiednikiem jej
spojrzenia skierowanego na widza. Budzi to podskórne
zaniepokojenie, zwłaszcza że spojrzenie, które nas
w tym momencie dosięga, próbuje się jednocześnie
przed nami skryć. Lęk w oczach sfotografowanej kobiety
jako widzowie możemy odczuwać jako lęk przed nami,
przed naszym spojrzeniem. Lektura zdjęcia służy zawiązaniu fikcyjnej, nierównoczesnej czasowo relacji – dochodzi tym samym do afektywnego zdarzenia, które
mimo że „filmowo wytworzone”, nie jest wcale obojętne
etycznie. Zoom kamery zostaje przekształcony w „znaczące” spojrzenie ofiary wybiegające z wnętrza kadru,
które „utożsamia” potencjalnego widza z pozycją przestrzenną i spojrzeniem tego, kto wówczas patrzył. Jej
spojrzenie identyfikuje patrzącego „teraz” z patrzącym
„wtedy” fotografem. Taki rodzaj lektury prowokowanej
przez pracę kamery filmowej wykracza poza to, co moż-
Kadr z filmu Fotoamator,
reż. D. Jabłoński, 1998,
udostępniony przez Apple
Film Production
liwe jest do zamknięcia w porządku czysto wizualnym
– to „wizualny performatyw”, chodzi o emocjonalne poruszenie, pobudzenie wyobraźni, które ma nam pomóc odnaleźć w sobie empatię. Ponieważ wyobraźniowo i emocjonalnie przenosimy się w „tamto” miejsce, patrzymy na
rzecz z punktu widzenia ukazanych na ekranie postaci
– dlatego uważam za uzasadnione pisanie o quasi-fabularnym charakterze takich dokumentów jak Fotoamator,
które zarazem należą do domeny kina niefikcjonalnego.
W tym miejscu warto zastanowić się nad tym, czy
tytuł „Fotoamator” nie jest mylący. Wiele argumentów
przemawia za tym, że wykorzystana w filmie seria kolorowych slajdów nie powstała jako przedsięwzięcie prywatne lub amatorskie. Sam koszt barwnych negatywowych taśm był znaczny, a w cytowanej w filmie korespondencji z koncernem IG Farben mamy wskazówki, że
zdjęcia te powstały raczej do „celów służbowych”
– miały potwierdzać na zewnątrz wydajność produkcyjną
getta i dowodzić „menadżerskiego profesjonalizmu” pracowników Zarządu Getta. Z pewnością możliwa byłoby
ich lektura poprowadzona w innym kierunku, niż zrobił
to w swoim filmie Dariusz Jabłoński. Lektura, która skupiałaby się w większym stopniu na inscenizowanym chaLitzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
73
2—
Zob. T. Majewski, Getto
w kolorach Agfa. Uwagi
o „Fotoamatorze” Dariusza
Jabłońskiego, [w:] Między słowem
a obrazem. Księga pamiątkowa
dla uczczenia jubileuszu profesor
Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej,
red. M. Jakubowska, T. Kłys,
B. Stolarska, Kraków 2005.
3—
Pozostało po nich około 20 tys.
fotografii zgromadzonych
w albumach Wydziału
Statystycznego.
4—
Zarząd Starszeństwa Żydów wyraził
zgodę na powstanie na terenie
getta Spółdzielni zrzeszającej
jedenastu fotografów, którzy mieli
dysponować dwoma atelier fotograficznymi – przy ul. Brzezińskiej 11
i ul. Lutomierskiej 34; zob. notatka
z dni 10-13 stycznia 1942 r.,
[w:] Kronika getta łódzkiego/
Litzmannstadt Getto 1941-1944,
tom II 1942, oprac. i red. naukowa
J. Barnowski, K. Radziszewska,
A. Sitarek, M. Trębacz, J. Walicki,
E. Wiatr, P. Zawilski, Łódź 2009,
s. 22.
74
Tomasz Majewski
rakterze zdjęć, które nie powstały raczej bez scenograficznych i reżyserskich uwag kierownika Zarządu
Getta, Hansa Biebowa, a w niektórych przypadkach zapewne także nie bez udziału jego zastępy – Friedricha
Wilhelma Ribbe, który dozorował zarzucony projekt muzeum żydowskiego i kierował przygotowaniami do wystawy produktów getta w gmachu szpitala Heleny Wolff 2
przy ul. Łagiewnickiej.
Slajdy Geneweina dają bardzo wybiórczy i zafałszowany obraz getta, co uzasadnia ich krytyczną i emocjonalnie ukierunkowaną lekturę, jaką proponuje widzom
Dariusz Jabłoński. Wspomnianą serię można z łatwością
przeciwstawić czarno-białym fotografiom z Litzmannstadt Getto, które wydają się być nośnikami historycznej prawdy. Jest to szczególnie bezsporne, gdy porównujemy lokalizacje zdjęć Grossmana i Geneweina przy
placu Strażackim – uzupełniają się one jak ujęcie i przeciwujęcie, z tym zastrzeżeniem, że Grossman zostawia
nam zapis tego, czego na zdjęciach Geneweina zazwyczaj nie widać – utrwala np. lokalizację stojącej tam szubienicy. Jednak i tutaj przy bliższym wejrzeniu sprawa
staje się bardziej złożona. Fotografie wykorzystywane we
wczesnych filmach o łódzkim getcie – w sposób szczególny dotyczy to filmu Daniela Szylita – są zarówno autorstwa Mendela Grossmana, Henryka Rossa jak i Lajba
Maliniaka 3 – fotografów zatrudnionych w Wydziale Statystycznym Przełożonego Starszeństwa Żydów. Nie
wszystkie z tych fotografii powstały do celów oficjalnych.
Niektóre mają charakter prywatny 4 (było to jeszcze możliwe do 1942 r., kiedy to tworzenie „nieoficjalnych”
przedstawień getta zostało zabronione), pewna zaś
część to rejestrowana przez Grossmana z narażeniem
życia dokumentacja wydarzeń w rodzaju egzekucji czy
deportacji, po których nie miał zostać żaden ślad. Status
tych trzech odmian dokumentacji nie może być jednakowy, choć ich użycie jako materiału wizualnego w filmach niekoniecznie respektuje ów fakt. Oficjalne zdjęcia przeznaczone do celów urzędowo-propagandowych
były selektywne w sposobie ukazywania rzeczywistości,
często inscenizowane, co nie wyklucza rzecz jasna możliwości posłużenia się nimi jako formą świadectwa historycznego, wymaga to jedynie ostrożności i świadomości zmiany ramy interpretacyjnej.
Z przekazów świadków wiemy, że Mendel Grossman
dysponował dwoma aparatami fotograficznymi – jednym
Mendel Grossman.
Ze zbiorów Archiwum
Państwowego w Łodzi
5—
J. Podolska, Z Leicą
pod płaszczem. Fotografowie getta,
[w:] Odwaga patrzenia. Eseje
o fotografii, red. T. Ferenc, Łódź
2006, s. 41-52.
6—
Getto. Terra incognita. Sztuka
walcząca Ariego Ben Menachema
i Mendela Grossmana,
red. X. Modrzejewska-Mrozowska,
A. Różycki, M. Szukalak, Łódź
2009. Reprodukcje tego
niezachowanego albumu mogłem
pierwszy raz obejrzeć na wystawie
Polak-Żyd-Artysta. Tożsamość
a awangarda autorstwa Joanny
Ritter i Jarosława Suchana,
Muzeum Sztuki w Łodzi, listopad
2009-styczeń 2010.
posługiwał się w ramach oficjalnych zleceń Wydziału
Statystycznego, po drugi, Leicę ukrytą pod płaszczem,
sięgał w sytuacjach, gdy chciał utrwalić coś z własnej inicjatywy 5. Do najważniejszych spośród tej ostatniej grupy
należą zdjęcia przedstawiające Szperę. Według Ruzki
(Rózi) Grossman, siostry fotografa, w wykonaniu z ukrycia tych ostatnich pomagał Arie Ben Menachem, twórca
albumu złożonego z fotograficznych kolaży, który powstał w styczniu 1943 r. 6. Twórca osiemnastostronicowego albumu posłużył się w nim obydwoma typami
fotografii Grossmana – tymi powstałymi dla Wydziału
Statystycznego i tymi wykonanymi z ukrycia – dającymi
świadectwo temu, o czym autorzy Kroniki getta łódzkiego z konieczności musieli milczeć. W przejmującej,
ekspresyjnej pracy Ben Menachema odwołującej się do
estetyki kolażu konstruktywistycznego, interesujące jest
to, że zdjęcia Mendela Grossmana tworzą kontinuum.
Przemontowane i inkorporowane w kolaż jawią się najpierw jako wyraz grozy „kryzysowej codzienności”, przejaw radzenia sobie z tym, co przytłaczające, przeżywania
i przeżycia – zanim na zdjęciach wykonanych z ukrycia
ukażą siłę zniszczenia, traumatyczny wymiar deportacji.
Karty albumu są podpisane i dwie ostatnie noszą uderzające tytuły Amimo wszystko i Przetrwamy, co ewokuje
w silny sposób perspektywę ofiar i oddaje ich horyzont
czasowy i doświadczenie ze stycznia 1943 r. Patrząc
z tej perspektywy, wykorzystany w pracy Ben MenaLitzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
75
chema „oficjalny” i „nieoficjalny” typ przedstawień fotograficznych z getta na podobnych zasadach „zaświadcza” i „oskarża”, mimo że chodzi tu o zamierzone
intencjonalnie różne porządki reprezentacji.
Wydaje się, że w filmie Daniela Szylita Litzmannstadt
Getto z 1965 r. mamy do czynienia z intensyfikacją takiej właśnie procedury, ale staje się to zrozumiałe dopiero po odtworzeniu pierwotnego kontekstu komunikacyjnego filmu. Na pozór obcujemy tu przede wszystkim z emfatycznym i „mówiącym za ofiary” komentarzem, który nie tylko steruje narracją, ale także dodatkowo przyczynia się do poczucia niezróżnicowania,
homogeniczności wykorzystanych w filmie fotografii.
Treść historycznego wykładu sugeruje, że ktoś w imieniu
polskiej społeczności mówi o zbrodni dokonanej na społeczności żydowskiej i obecne tu afektywne nacechowanie jest patosem „zbiorowego my”. Film otwierają ujęcia,
w których z dumą wskazywane są kulturalne osiągnięcia
przedwojennej społeczności żydowskiej Łodzi, mowa
jest o wkładzie jej przedstawicieli w rodzaju Artura Rubinsteina i Julina Tuwima w – odpowiednio – kulturę
światową i narodową. Następujące później sekwencje
zdjęć ukazujących zniszczenia i wycieńczającą pracę,
kontrastują z otwierającą film opowieścią o witalności
i osiągnięciach żydowskiej społeczności. Film w zachowanej wersji zamykają informacje o likwidacji getta
w sierpniu 1944 r., ukazane dzięki zdjęciom Mendela
Grossmana, i informacje o oporze organizowanym przez
komunizującą grupę skupioną wokół Racheli Róży Pacanowskiej-Krengel. Jej postać jest jedynym jednostkowym bohaterem; zarazem wydobycie z narracji o losie
całej społeczności tego „konkretnego ja”, ma oczywisty
charakter serwitutu politycznego, co jest wzmocnione
przez wyjątek od reguł narracji – to jedyne zakłócenie
porządku chronologicznego i przywoływanie losu
społeczniczki deportowanej do Chełmna nad Nerem
w 1942 r. po komentarzu o likwidacji getta w sierpniu
1944 r. Analiza zachowanej w archiwum Wytwórni Filmów Oświatowych pierwszej wersji scenariusza pokazuje jednak, że zakończenie miało mieć zupełnie inny
charakter. Film w propozycji przedłożonej przez Daniela
Szylita miała zamykać współczesna sekwencja filmowa,
wyjście w przestrzeń Bałut i ukazanie zbudowanego tam
osiedla Włady Bytomskiej. Ramę filmową w tym przypadku ustanawiałyby obrazy życia społeczności, przeży76
Tomasz Majewski
Zdjęcie Daniela Szylita
udostępnione dzięki
uprzejmości pana
Leona Kelcza
7—
Informację biograficzne na temat
życia Daniela Szylita podaję dzięki
uprzejmości pana Leona Kelcza,
któremu składam w tym miejscu
podziękowania.
8—
Pierwsza publiczna prezentacja
filmu Szylita nastąpiła
po 40 latach, w kwietniu 2004 r.,
w ramach przeglądu filmów
dokumentalnych dotyczących
łódzkiego getta Pieśń
o zamordowanym narodzie
żydowskim przygotowanym
przez Instytut Tolerancji.
cia i oporu, dowody jej witalizmu (abstrahując na moment od podziału na społeczność polską i żydowską).
Wątpliwości nasuwa oczywiście to, że społeczność żydowska w Łodzi jednak nie przetrwała, ocalały tylko nieliczne jednostki – innymi słowy za „My” komentarza
dałoby się prawomocnie podstawić jedynie pewne „Ja”.
Z pomocą w zrozumieniu tego paradoksu może nam
przyjść w tym przypadku mało znana biografia tego reżysera. Daniel Szylit należał do ocalałych z getta łódzkiego – pozostał na terenie getta także po jego likwidacji
jako członek komanda sprzątającego 7. Po wojnie zamieszkał na terenie byłego getta – na rzeczonym osiedlu
Włady Bytomskiej przy ul. Boya-Żeleńskiego. Doświadczenie biograficzne tego reżysera musiało być w środowisku filmowym znane przynajmniej niektórym, skoro
studiujący z Szylitem na jednym roku w Szkole Filmowej
Andrzej Wajda uczynił go swoim współpracownikiem przy
Samsonie (1961), głośnym filmie opartym na prozie Kazimierza Brandysa dotyczącej powstania w getcie warszawskim. Sam Szylit podpisał swoim nazwiskiem przed
emigracją do Izraela po marcu 1968 r. zaledwie dwa
filmy – jednym z nich jest przywoływany dokument powstały z okazji dwudziestej rocznicy likwidacji Litzmannstadt Getto, o którego nakręcenie Szylit zabiegał. Po
powstaniu prawdopodobnie trafił on jednak na półkę, co
wnioskuję na tej podstawie, że nie udało się nam odnaleźć żadnych informacji o jego pokazach lub dystrybucji 8.
Litzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
77
9—
Problemu tego dotyczy
Niedokończony film w reż. Yael
Hersonski z 2010 r., który jest
krytyczną lekturą materiałów
filmowych z getta warszawskiego
pozostawionych przez Niemców,
których duża partia została
odnaleziona dopiero w latach 90.
Strategia przyjęta przez tę autorkę
przypomina po części tę, jaką
rozwinął w stosunku do serii
slajdów Geneweina z Getto
Litzmannstadt Dariusz Jabłoński
w Fotoamatorze.
10 —
Są to prawdopodobnie dodane
na etapie postprodukcji nagrania
samego Herszkowicza wykonane
dla lokalnego oddziału Polskiego
Radia w Łodzi w 1965 lub 1966 r.
78
Tomasz Majewski
Wyobrażenia filmowe getta łódzkiego, a zwłaszcza
linia demarkacyjna oddzielająca reprezentacje getta
warszawskiego i łódzkiego, to osobny temat, który
chciałbym podjąć. Na pierwszy rzut oka granica ta ma
charakter przypadkowy – z getta warszawskiego, inaczej
niż z łódzkiego zachowało się wiele zapisów filmowych,
z których większość wyszła spod ręki Niemców w maju
roku 1942 r. 9. Globalny charakter pamięci getta warszawskiego ma wiele przyczyn, których nie będę w tym
miejscu rozważał. Istotne dla zajmującego mnie tutaj zagadnienia są jednak konsekwencje takiego stanu rzeczy. Niemal powszechne wydaje się odczucie, że obrazy
getta warszawskiego to zuniwersalizowane obrazy getta
i uniwersalne ikony Holocaustu. Procesowi przekształcenia getta warszawskiego w globalne miejsce pamięci
towarzyszył proces „przechwytywania” innych reprezentacji, włączania ich w narrację o tym symbolicznie nacechowanym miejscu. W ten sposób przedstawienia getta
łódzkiego oraz dzielnicy żydowskiej w Łodzi przed zamknięciem jej w roku 1940, stawały się nieoznaczonym
„materiałem” ilustrującym opowieść o getcie warszawskim. Dzieje się tak we francuskim filmie Czas getta (Le
Temps du Ghetto) (1962), w którym do zilustrowania
opowieści o Nalewkach i Lesznie wykorzystano ujęcia
z łódzkich Bałut i Starego Miasta, nakręcone przez nazistowską ekipę operatorów Fritza Hipplera w listopadzie
i grudniu 1939 r., które były wykorzystane w antysemickim filmie Der Ewie Jude (1940).
Odrębnym tworzywem pamięci afektywnej – przez
którą rozumiem tutaj nacechowaną emocjonalnie, wytwarzająca poczucie uczestnictwa, formę pamięci kulturowej – jest, obok fotografii – przede wszystkim muzyka
i wydaje się, że nabiera ona coraz większego znaczenia
jako nośnik doświadczenia cudzego, minionego, bezpośrednio dla nas niedostępnego. Przykładami strategii reprezentacji, które w centrum struktury filmu dokumentalnego stawiają muzykę, są przede wszystkim dwa filmy
poświęcone osobie barda getta łódzkiego – Jankiela
Herszkowicza: Pieśń łódzkiego getta (Song of the Lodz
Getto) (2012) i Król i błazen (The King and the Jester:
a Soul Song to Ghetto Lodz) (1999). Nie jest to z pewnością przypadek, że Daniel Szylit, który znał rzeczywistość getta z autopsji, użył w warstwie dźwiękowej
swojego filmu dwóch piosenek Herszkowicza, znanych
mu z ulicy z tamtych lat 10. Utwory gettowego pieśniarza
11 —
P. Norra, Między pamięcią
a historią: Les lieux de memoire,
przeł. P. Mościcki, Tytuł roboczy:
Archiwum, 2009, nr 2, s. 4-12,
wyd. Muzeum Sztuki w Łodzi.
12 —
http://holocaustmusic.ort.org/
places/ghettos/lodz/rumkovskikhayim0/ (09.06.2014)
13 —
Nagrania te weszły w skład
albumu Song of the Łódź Ghetto
(2006).
stanowią uprzywilejowane „miejsce pamięci” w rozumienia Pierra Norry 11, które łączą ze sobą narracje wszystkich ocalałych dokumentów o łódzkim getcie. Pamiętnym momentem Fotoamatora Jabłońskiego jest przecież również chwila, w której Arnold Mostowicz zaczyna
nucić i a vista z jidysz tłumaczyć piosenkę Rumkowski
Chaim-ergebtitklajim 12. Także opowiadający o Birkenau
Jo Wajsblat wspomina ułożoną tam przez Herszkowicza
piosenkę Shtubn-eltster. Słowa piosenek słyszymy w różnym wykonaniu, za każdym jednak razem jest to intonacja i „ziarno” czyjegoś niepowtarzalnego głosu, za którym stoi czyjeś doświadczenie i niepowtarzalna historia.
Niezwykle przejmujące jest zestawienie wykonania
pieśni z getta w interpretacji zespołu klezmerskiego
Brave Old World 13 z Getto, getunia, getochna kochana,
którą śpiewa mieszkająca w Łodzi wnuczka Jankiela
Herszkowicza, wędrując przez plenery podwórek na Starym Mieście.
W przypadku izraelskiego filmu Król i błazen (The King
and the Jester: a Soul Song to Ghetto Lodz) strategia
użycia muzyki jest odmienna. Telewizyjny kolaż z elementami miksażu wideo, zdjęć nakładanych i animowanych elementami tła scenograficznego, jest w przeciwieństwie do przywoływanych wcześniej filmów formą
bogatą wizualnie, niemal „teledyskową”. Archiwalne
zdjęcia Mendela Grossmana zabarwione lub „wirażowane” malarsko, animowane scenografie towarzyszą
narracji, której kolejne epizody wyznaczają piosenki
Herszkowicza. Mają one na celu przedstawić doświadczenie wewnętrzne, stan ducha i umysłu mieszkańców
getta podczas kolejnych sytuacji z niepojętej „kryzysowej
codzienności” w bliskości śmierci, głodu i chorób bliskich. Piosenki zachowują jednak także coś z ciepła, troski i czułości wobec współbraci, uderzają w nuty smutku,
ironii i buntu. Tytułowym „królem” jest tutaj Chaim Rumkowski, który w ujęciu twórców filmu żył w zagadkowej
symbiozie z ulicznym śpiewakiem. Układ kolejnych epizodów stanowią słowa z przemówień Przełożonego Starszeństwa Żydów, dla których kontrapunktem są właśnie
urywki pieśni łódzkiego krawca. Na muzyczną formę całości filmu mają tutaj także wpływ zabiegi takie, jak rozbicie komentarza na głosy kilku różnych lektorek
i lektorów. Charakterystyczny jest na przykład moment,
gdy odczytaniu suchej notatki z Kroniki getta łódzkiego
o zużyciu ćwierci miliona cegieł z rozbiórki do utwardzeLitzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
79
fot. Mendel Grossman
Jankiel Herszkowicz, 1941,
zdjęcie wykonane przez
Mendla Grossmana.
Ze zbiorów Archiwum
Państwowego w Łodzi
80
Tomasz Majewski
nia drogi na cmentarz przy ul. Brackiej towarzyszy jak
cień piosenka Herszkowicza o nieprzypadkowej bliskości na Marysinie przestrzeni wypoczynku i miejsca
wiecznego spoczynku. Film poprzedza znamienny napis:
„Piosenki ulicznego śpiewaka zostały zrekonstruowane
przez niego samego, zanim targnął się na swoje życie”
– to aluzja do samobójstwa Herszkowicza, do którego
według relacji rodziny doszło po załamaniu, jakiego doznał po wyjeździe w wyniku antysemickiej nagonki
w 1968 r. wielu jego przyjaciół. Herszkowicz został na
wiele lat zapomniany, także w Łodzi, gdzie żył po wojnie
14 —
Obecnie grób Jankiela Herszkowicza znajduje się na cmentarz
żydowski przy ul. Brackiej,
gdzie został przeniesiony
w 2012 r.
i gdzie spoczął na cmentarzu komunalnym na Dołach
w 1972 r. 14, ale jego piosenki były pamiętane i stały się
po latach symbolem przeżyć mieszkańców getta łódzkiego, wyrażały ich uczucia miłości i goryczy, nadziei
i rozpaczy. Te piosenki, których ironiczny ton pozwalał
odsuwać horyzont śmierci, lepiej niż cokolwiek innego
uczą dziś empatii, a może łączą się w trakcie słuchania
i nucenia z niepokojem – czy naprawdę możemy zrozumieć tamten rodzaj doświadczenia.
Litzmannstadt Getto – pamięć afektywna, fotograia i muzyka
81