2
Z tomu MARMUR I BLASK Studia Szkice Artykuły o poezji polskiej
od Mickiewicza do Miłosza, Bydgoszcz 2002, s. 167–174.
KSIĘGA CZY ARCYDZIEŁO?
Dylematy aksjologiczne w poezji Cypriana Norwida
Cywilizacje rozwijają się w cieniu i perspektywie ksiąg. To one są poblaskiem,
odbiciem, refleksem kształtującej się kultury. Stanowią szczytowe jej osiągnięcie, ale zaraz
potem zaczynają żyć swoim własnym życiem – mnożone w odpisach, modyfikowane i
komponowane na nowo, przerabiane dla potrzeb kolejnych władców. Dlatego wielkie księgi
kulturowe nie miewają autorów, albo ci autorzy są postaciami na poły autentycznymi, a na
poły boskimi lub mitycznymi. Często takie księgi są wynikiem objawień, jakichś
ponadnaturalnych przeżyć. Ich autorzy – czy istnieją, czy są przejawem świadomości
zbiorowej – podkreślają, iż w pewnym momencie stali się przekaźnikami jakichś
przedziwnych, dla nich samych niezrozumiałych, treści idealnych.
W najdawniejszych czasach księga utożsamiana była z eposem, a jego autor dawał
zwykle na początku wykładnię i powód dla którego ów epos powstał. Tak było w jednym z
najstarszych z nich - Gilgameszu. Kapłan, który przekazał do zapisania na glinianych
tabliczkach ten twór tysiącleci1 nie omieszkał zaznaczyć na początku z jakich pobudek to
uczynił: Który wszystko widział po krańce świata, poznał morza i góry przemierzył, w mrok
najgłębszy zajrzał, z przyjacielem pospołu wrogów pokonał. Zdobył mądrość, wszystko
widział a przejrzał, widział rzeczy zakryte, wiedział tajemne, przyniósł wieści sprzed
wielkiego potopu. Kiedy w drogę daleką wyruszył, zmęczył się ogromnie, przyszedł z
powrotem. Na kamieniu wyrył powieść o trudach.2 Ocalenie, chęć pozostawienia potomnym
przekazu o czynach, dokonaniach i czyhających niebezpieczeństwach leżała najczęściej u
podstaw tworzonych ksiąg kulturowych. Tak było gdy powstawała egipska Księga Zmarłych,
Stary Testament, Księga z Kells, Księga światłości (Zohar) i wiele innych. W eposach
babilońskich, ugaryckich, greckich i hinduskich autor i bohater księgi jest pochodzenia
boskiego. W cudowny sposób posiadł on wiedzę niezbędną do spisania dzieła i przekazania
potomnym tego, czego był świadkiem.3 Taka strategia pojawia się pod wszystkimi
szerokościami geograficznymi, a autor – jeśli istnieje realnie, jak na przykład Ferdousi –
zakłada maskę bohatera kulturowego i stara się jakby rozmazać we wstępie swoją realność i
pomniejszyć swój udział w powstaniu księgi, stara się ustawić w długim szeregu
protoplastów: Cokolwiek powiem, już powiedziano przede mną, zebrano już wszystkie owoce
rosnące w ogrodzie mądrości. (...) Była z pradawnych czasów pewna księga, a w niej
powieści moc wielka.4 Funkcja ocalająca jest istotą księgi, a jej przechylenie w kierunku mitu
ma nadać jej charakter mistyczny: Oto opowieść o tym, jak wszystko znajdowało się w
zawieszeniu, w spokoju, w ciszy; wszystko nieruchome, ciche, a przestrzeń nieba pusta. Oto
pierwsza opowieść, pierwsze opisanie. Nie było jeszcze człowieka ni zwierzęcia, ptaków, ryb,
3
krabów, drzew, kamieni, pieczar, wąwozów, ziół ani lasów: jedno tylko niebo istniało. Nie
ujawniło się oblicze ziemi. Było tylko spokojne morze i niebo w całej swej rozciągłości. 5
Romantyzm przejął tego rodzaju mitologiczne i kulturowe rozumienie księgi, stworzył
też własne teorie na ten temat. W rozległym dorobku poetyckim i eseistycznym Cypriana
Norwida znajdziemy wiele zdań na temat pisania i komponowania dzieł. Spośród licznych
terminów z tym związanych uwagę przyciąga swoją oryginalnością przede wszystkim
arcydzieło i właśnie, różnie określana, różnie nazywana i różnie wartościowana księga.
Zgodne to jest z szerszą tendencją romantyczną do wielkich powrotów, do zataczania koła w
obrębie historii ludzkości i dziejów kultury. Księga staje się wtedy synonimem mądrości i
ciągłości kulturowej, staje się symbolem i sacrum, tęsknotą i materializacją marzenia o
doskonałości. Wszelkie wnioski i uwagi poetów romantycznych na ten temat wypływają z
przekonania, iż nie pisarze pisarzy i nie artyści artystów sądzą, jeno dzieła ich.6
Księga
Księga jest dla Norwida synonimem mądrości, ale też i elementem kreowanego
świata. Jest czymś wielkim i wspaniałym, ale daleko jej do idealności arcydzieła, ponieważ
bywa też rekwizytem. Czymś błahym, czymś co trawi ogień, co zalewa woda i co nie
przetrwa jeśli człowiek się tym nie zaopiekuje. Poeta nie kwestionuje faktu, że księga jest
nośnikiem wielkich słów:
Sfera s ł ó w – w i e l k i c h, jakich nieraz parę
Przez zgasły wieków przeplata dziesiątek
I wpierw uderza cię, niż dajesz wiarę,
Godząc – jak strzały ordzewionej szczątek –
Ktoś je lat temu wypowiedział tysiąc,
Lecz one dzisiaj grzmią - - i ty, za stosem
Ksiąg drukowanych, gotów byłbyś przysiąc,
Że – bliższe ciebie są myślą i głosem!7
Ale też – jak widać w drugiej z zacytowanych zwrotek – księgami zabudowuje kreowaną
przestrzeń. Ta zabudowa jest tyleż symboliczna, co użytkowa; wszak Jest pewna proporcja
utylitarności, która jest warunkiem piękna.8 Taka proporcja obowiązuje w całej twórczości
Norwida. Synonimem księgi jest dla poety Biblia, Iliada i Odyseja oraz Boska Komedia.
Dlatego przestrzega czytelników: specjalności, które zaleciłbym w kształceniu się, to
pogłównie dwie: przeczytanie Homera i Biblii 9 To właśnie z tymi księgami pragnie stale
obcować i stale czerpać z nich mądrość i natchnienie. Wszelkie objaśnianie i dopowiadanie
niepotrzebnych treści wstępnych do tych ksiąg irytuje poetę. Mówi: Kiedykolwiek zdarzyło mi
się wziąć do ręki Homera, a spostrzegłem kilka kartek „Wstępu”, wydawało mi się to więcej
niż z a b a w n y m! To mi się wydawało tak, jak gdyby kto przy szerokiej szybie kryształowego
okna stanąwszy, uczynił naprzód przemowę, że on chce otworzyć okno i okazać widok
okolicy... Homer jest n a t u r a l n y m ... oto i wszystko! 10 Równie naturalna i ważka jest
według Norwida księga Dantego:
(...) Danta, wiesz, jak bardzo cenię,
Że nie stokrotne słodził mi frasunki,
Że zawsze ze mną był ten wielki człowiek:
To, ile razy wczytam się – a potem
Podniosę ręce dla przetarcia powiek –
4
Pod jego skrzydeł czuję się namiotem:
Obrazów tysiąc wkoło mnie się snuje,
I tysiąc pieśni słyszę wkoło siebie,
A rad bym wszystkie objąć tak, jak czuję,
(...)11
Księga jest tęsknotą poety, ale też elementem groteskowej gry, gdzie ironia i absurd
sąsiadują z eschatologicznym patosem. Zwracając się do księgarza kreśli Norwid obraz świata
pośród którego księgi są równe wagą grobowcom:
Żebym ja pisać umiał, mój kochany,
To bym napisał książkę w sześciu tomach,
I dałbym brzeg jej grubo wyzłacany
(Jak te odblaski żółte, co na słomach),
I posadziłbym ducha mego w bieli
Na onych bryłach ksiąg, jak nad grobowcem
Pozasmucani siadają anieli
Z cyprysem, palmą w ręku, lub jałowcem ...12
Ten ton ironiczny w odniesieniu do ksiąg jest charakterystyczną cechą poetyckiej aksjologii w
tym względzie. Poeta kładący całe swoje życie na szali, tęskniący do księgi ksiąg i stale
przywołujący wielkie księgi ludzkości, nie potrafi nie wskazywać sytuacji komicznych, nie
potrafi drwić z siebie i innych autorów wzdychających do księgi jak do jakiegoś
niebiańskiego bóstwa. Dla Norwida niezwykle komiczna jest sytuacja, kiedy autor ma
nadzieję, że stworzy coś wiekopomnego, a udaje mu się zaledwie napisać marną powieść.
Poeta znakomicie ją potrafi wyłuskać spośród innych dzieł i dworuje sobie z niej bezlitośnie.
Synonimem takiej złej księgi, złej książki jest dla niego powieść warszawska.
W
niezwykłym liryku z 1879 roku podaje wręcz kulinarny Przepis na powieść warszawską:
Weź głupiej szlachty figur trzy – przepiłuj,
Będzie sześć – dodaj żydów z ekonomem,
Zamięszaj piórem albo batem wyłój,
I dolej wody, aż stanie się tomem –
Zagrzej to albo, gdy masz czas, umiłuj!...
Nareszcie pannę, zrumienioną sromem
Jak rzodkiew, zanurz – dla intrygi krótszéj
Dodaj wór rubli – zamięszaj – i utrzyj.13
Te złe księgi uczestniczą w wielkiej chaotycznej bieganinie ludzkości. Są elementem i
ornamentem, ale nade wszystko „puszą się” niczym duchowni przed ołtarzem. Mówią
niezrozumiałym językiem. Kiczowate, tandetnie pozłacane, zdawać by się mogło kryją
między okładkami jakąś tajemnicę. Norwid odziera takie księgi z mistyki i umieszcza je w
sąsiedztwie równie tandetnych atrap piękna:
„Księgi, w złoconych na grzbiecie ornatach,
Pozamykane na srebrne paznokcie,
Biusta z marmuru w wawrzynach i kwiatach,
Gwiazdy – i wstążek orderowych łokcie –
Strusich piór obłok, haftu błyskawica,
Biczów pioruny – kół złoconych grzmoty –
Powozów druga w ulicy ulica,
Zwroty, zawroty, powroty, wywroty...14
Norwid kpi, bo szuka księgi prawdziwej, a tylko taka postawa pozwoli mu odrzucić
sztuczność i obroni go przed fałszem ksiąg mistyfikowanych, tworzonych według
5
określonego klucza, mających w sobie przewrotnie zakodowany jedyny scenariusz odbioru.
Poeta czyni tak, bo wielokrotnie już zawiódł się czekając na pojawienie się księgi równie
mądrej jak Biblia, równie wizyjnej jak Boska Komedia i równie pięknej jak dzieła Homera.
Ze smutkiem, goryczą i bólem, ale też i nieodłączną ironią konstatuje:
Iluż? ja świeżych książek widziałem skonanie –
W samej wiośnie ich życia!... a nie były tanie,
I kiedy je składano, czekał świat, by wyszły,
Przewidując wzruszenie, albo oklask przyszły;
I kiedy je sznurówką zejmano w poszyty,
Świat szeptał, jak w alkowach przed balem kobiéty. 15
Norwid kreśli tutaj sytuację jaka zdarza się, gdy czytelnicy czekają niecierpliwie na wcześniej
anonsowane dzieło. Stają się wtedy jakby kibicami procesu produkcji, czekają z zapartym
tchem i w kolejnych opowieściach, w kolejnych grupach ciekawskich dodają tej tworzonej
księdze splendoru. Tak rodzi się fama, często inicjowana przez samego autora, tak rośnie
„sława”. Niestety czas jest nieubłagany i zbliża się ten moment, kiedy pierwsi czytelnicy
wezmą do ręki ten „cud”. Wtedy szybko mija zauroczenie i fama pęka jak bańka mydlana:
A w tydzień już się same okładki tych książek
Odchylają, jak krańce używanych wstążek,
Gdzieniegdzie i pył leci, jak w p o p i e l n ą – ś r o d ę ,
Na niebotyczny u s t ę p , na skrzydlatą o d ę ,
I słychać... że ktoś chyłkiem wzmiankował niechcący
O pewnej innej książce, wyjść wkrótce mającéj.16
Tak kręcić się zaczyna kolejna giełda wydawniczo-literacka. Od czasów Norwida niewiele się
zmieniło w tym względzie, może tylko narzędzia reklamy i autoreklamy są wykwintniejsze,
elektroniczne, cyfrowe. Poeta pokazuje hipokryzję piszących i czytelników, pokazuje też jak
rodzi się legenda dzieła, jak funkcjonują mechanizmy jego kreacji. Być może dlatego poeta
szuka w tym względzie innych określeń, szuka znaczeń idealnych. Księga stoi w ciągu
semantycznym za blisko książki, a książka bywa tworem poronionym. W czasach Norwida
ten problem był niezwykle wyrazisty, wszak każdy hrabia, każdy mający pieniądze
arystokrata mógł wydać książkę. Nie liczyły się wtedy względy artystyczne, a zasobność
portfela stawała się miernikiem wartości. Przy permanentnych brakach finansowych w
szeregach polskiej emigracji łatwo można było znaleźć pochlebcę, łatwo też docierało się do
drukarza, który drukował wszystko. Zapewne to ma na myśli Norwid, gdy kończy wiersz taka
oto ironiczną pointą:
- Tak jest dziś tu i owdzie... lecz u n a s?... wychodzą
K s i ą ż k i?... za późno – c z y n y?... za wcześnie się rodzą,
Co jeśli potrwa?... Męże będą mieli s i ł y
Nienarodzonych wnuków, a rozum? – mogiły!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17
Arcydzieło
Księga i książka mają w sobie jakiś element przyziemności. I choć w tej pierwszej
obecny jest sztafaż kulturowy, choć powstawała wraz z wielkimi cywilizacjami – ma ona w
sobie coś utylitarnego, jakąś zbytnio się narzucającą konkretność. Są one bliższe
przedmiotom niż ideom i choć bywają obietnicą bytowania w świecie idealnego piękna –
6
wyobraźnia zawsze podąża ku nim zaczynając wędrówkę w manufakturze, drukarni i
introligatorni. Czyż zatem można się dziwić, że w poezji Norwida ważniejsze od księgi jest
arcydzieło? Jak pisze badaczka arcydzieł Eugenia Basara-Lipiec: Termin: „arcydzieło”
zawiera w sobie człon „arcy” (z języka greckiego arche-: początek, zasada, i później
łacińskiego archi-) oznaczający to co szczególne, nadzwyczajne, bardzo wybitne, a także
wykazujący pierwszeństwo i nadrzędność względem czegoś innego w tej samej dziedzinie.
Arcydzieło objawia się zatem dwoistą naturą. Jest dziełem doskonałym „w sobie”,
pretendującym do funkcji nośnika wartości absolutnych, jakakolwiek zaś w nim zmiana
byłaby wyłącznie obniżeniem uzyskanego poziomu. Jest też dziełem najwybitniejszym w
porównywalnym zestawie wytworów.18 U Norwida arcydzieło jest nośnikiem piękna
najczystszego i obietnicą nieskończoności. Według niego: Czyta się poetów (...) w coraz
głębszych głębiach, tak że czytanie każdego arcydzieła jest nieskończone, aż przyjdzie dzień,
w którym wszystkie konsekwencje jego aż do dna wyczerpią się, a wtedy gama wtóra treści
powstaje.19 Arcydzieło romantyczne to takie dzieło, w którym odnajdziemy wieloznaczność
mitu i głębię tekstu filozoficznego, piękno ulotnego liryka i hiperbolizację na skalę
kosmiczną, to najczęściej tekst objawiony w trakcie tajemniczej wizji, w chwili zawieszenia
nad bytem i nad ziemskim padołem, to wreszcie tajemnica języka i tajemnica nagłego
istnienia, powołania na świat za sprawą autora, który ma coś ze Stwórcy:
Dziś autorowie są jak Bóg:
Dość jest, że tchną, wnet arcydzieło wstawa;
W skrzydlaty lot posuwa ciężki pług,
Trud jest jakoby zabawa!20
Ten trud jak zabawa jest udziałem tylko największych mistrzów słowa – dla nich tworzenie
jest selekcjonowaniem form i odwzorowaniem natury. Gdzieś jednak pod powierzchnią słów
Norwida drzemie ironia. Być może dlatego, że w każdej formie jest jakaś poza, jakiś obcy w
stosunku do natury ton. Jak zauważa Johann Wolfgang Goethe: Każda forma, nawet ta
najbardziej odczuta, ma w sobie coś nieprawdziwego, ale jest ona jednak raz na zawsze tym
zwierciadłem, dzięki któremu skupiamy i kierujemy święte promienie całej natury jak
spojrzenie ogniste ku sercu człowieka. Ale komu zwierciadło to nie jest dane, ten go nie
zdobędzie; jest ono, jak tajemniczy kamień alchemika, naczyniem i materią, ogniem i zimną
kąpielą. Tak proste, że można je znaleźć przed każdym progiem, i tak cudowne, że właśnie ci
ludzie, którzy je posiadają, zwykle nie potrafią z niego skorzystać.21 Norwid zna tę dialektykę
formy, ale też ważny jest dla niego język. W nim wyraża się to, co nieskończone i to co
najgłębsze – to dzięki niemu może twórca artykułować treści z podświadomości, może
opisywać sny i marzenia. Według poety języki są arcydziełami 22 i najpełniej mówią o czasie
w jakim powstawały. Są niedościgłym tworem geniuszu ludzkiego, natomiast Powołaniem
stanowczym arcydzieł jest być n i e u s t a n n i e p o – n a d g r a m a t y c z n y m i, i takimi
przeto b y ł y, s ą i b ę d ą we wszystkich językach i we wszystkich całego świata
literaturach.23
Arcydzieło jest u Norwida synonimem doskonałości najwyższej, jakby szczytowego
punktu, do którego dochodzi geniusz ludzki. Napisać takie dzieło może tylko ktoś, kto bytuje
na wyżynach myśli. Według poety wielu próbuje się tam dostać, wielu podejmuje wędrówkę
na szczyt, ale też wielu nigdy się na nim nie znajdzie:
Na wysokościach myślenia jest sfera,
Skąd widok stromy –
Mąci się w głowie i na zawrót zbiera;
W chmurach - na gromy.
- Płakałbyś może, lecz łzę wiatr ociera
Pierw, nim błysnęła –
7
Po cóż się wdzierać, gdzie światy są zera,
Pył – arcydzieła?!...24
Arcydzieła są dla wybranych, dla największych twórców i najprawdziwszych artystów. Raz
jeszcze daje tu o sobie znać błyskotliwa Norwidowska ironia. Jeszcze silniej natomiast
objawia się ona przy okazji sądu o Panu Tadeuszu. W 1866 roku powiedział autor Czarnych
kwiatów: Zapewne, że ukochany Ojczysty P o e m a t N a r o d o w y „Pan Tadeusz” to jest
poemat n a r o d o w y, w którym j e d y n a f i g u r a s e r i o jest ŻYD... Zresztą:
awanturniki, safanduły, facecjoniści, gawędziarze i kobiet narodowych dwie: 1. jedna –
Telimena: m e t r e s a – m o s k i e w s k a, 2. druga – Zosia: p e n s j o n a r k a. Zapewne,
że poemat ów arcynarodowy, w którym j e d z ą, p i j ą, g r z y b y z b i e r a j ą i
c z e k a j ą, a ż F r a n c u z i p r z y j d ą
z r o b i ć i m O j c z y z n ę ... zapewne,
że to jest arcydzieło: a mianowicie też przez sztukę i wyższe pejzaże od najczarowniejszych
płócien Ruisdaela! Ależ po poezji pejzażów i fletów pasterskich może i biedny mój kierunek
zasługuje lub zasłuży na nieco wziętości przez samą konieczność-sensu.25 Dla Norwida
Arcydzieło ważniejsze jest od księgi, dlatego też stawia mu większe wymagania – z jednej
strony widzi genialność „Pana Tadeusza” i niepowtarzalność jego strony widowiskowej, ale
też nie może nie dworować sobie z tandetnej intrygi, mizernych postaci i żałosnych
westchnień do Napoleona. Wszak artysta tak musi wyposażyć swoje dzieło w atrybuty
doskonałości, by oparły się one każdej krytyce. Przypominać powinien w tym względzie
rzemieślnika, który tak długo poleruje powierzchnię metalu aż uzyska odpowiedni połysk.
Powinien on zdawać sobie sprawę, iż dłutem arcydzieło/ Wyciosać można z brył.26
Romantyczna tęsknota za nieskończonością i pełnią; dążenie ku doskonałości i ku bytowi
idealnemu znalazły u Norwida najpełniejszy wyraz w sądach estetycznych i we fragmentach
wierszy starających się wyrazić i zgłębić fenomen arcydzieła. Stało się ono dla poety jakby
tworem z innego, lepszego i doskonalszego świata. Zdając sobie sprawę z ułomności
człowieka i ułomności jego dzieł tęskni Norwid do arcydzieła, które ma w sobie element
doskonałości pierwotnej – poblask boskiego geniuszu, a nade wszystko j e d y n ą i jakże
trudną do osiągnięcia h a r m o n i ę.
Przypisy:
Kapłan ów nazywał się ponoć Sinlikiunninni, Por. R. Stiller, Wstęp [w:] Gilgamesz. Epos starożytnego
dwurzecza, zrekonstr. i przeł. R. Stiller, Warszawa 1980, s. 12.
2
Gilgamesz, ibidem, s. 39.
3
Por. E. Mieletinski, Poetyka mitu, tłum. J. Dancygier, Warszawa 1981, s. 338.
4
Ferdousi, Księga królewska. Wybór, przeł. W. Dulęba, Warszawa 1981, s. 44.
5
Popol Vuh. Księga Rady Narodu Quiché, przeł. C. Marrodán Casas, Warszawa 1980, s. 39.
6
Cyprian Norwid o poezji, wyb. A. Zaleski [w:] „Poezja” 1983, nr 4/5 (206 - 207), § 48.
7
Wielkie słowa, cz. 3 i 4.
8
Cyprian Norwid o poezji, ibidem, § 69.
9
Ibidem, § 72.
10
Ibidem, § 71.
11
C. K. Norwid, [Pod przekładem z „Boskiej Komedii”]
12
C. K. Norwid, Do księgarza, w. 1 - 8.
13
C. K. Norwid, Przepis na powieść warszawską.
14
C. K. Norwid, Sława, cz. I.
15
C. K. Norwid, Czas i Prawda, w. 1 - 6.
16
Ibidem, w. 15-20.
17
Ibidem, w. 21 – 24.
18
E. Basara-Lipiec, Arcydzieło. Teoria i rzeczywistość, Warszawa 1997, s. 13.
19
Cyprian Norwid o poezji, op. cit., § 38.
20
C. K. Norwid, Bogowie i człowiek, cz. 1.
1
8
21
J. W. Goethe, Z teki Goethego, przeł. E. Namowicz [w:] Wybór pism estetycznych,
Warszawa 1981, s. 94.
Por. C. K. Norwid, Jehowa, w. 204.
23
Cyprian Norwid o poezji, op. cit., § 54.
24
C. K. Norwid, Idee i prawda.
25
Cyprian Norwid o poezji, op. cit., § 56.
26
C. K. Norwid, W albumie Mariana Sokołowskiego, w. 1 – 2.
22