CZ AS KULTURY 1/2017 (192)
28
Animacja przedmiotowa
(stop motion) – nurty, granice, konteksty
Olga Bobrowska, Michał Bobrowski
Od siedmiu lat zajmujemy się organizacją festiwalu
animacji stop motion (StopTrik IFF), przybliżamy
ścieżki jej rozwoju historycznego oraz tendencje obecne w twórczości współczesnej, przede
wszystkim zwracając uwagę na to, co niszowe,
zapomniane lub zwyczajnie przeoczone. Koncentrujemy się na krótkometrażowej animacji
artystycznej, z pewnym smutkiem omijając katalogi studia Aardman, Mackinnon and Saunders
czy Laika. Nie o festiwalu jednak chcemy tu pisać,
ale właśnie o technice, czy raczej zestawie technik,
który determinuje naszą działalność, o problemach
z definicją, mitach, z jakimi mierzyć się muszą
wszyscy zafascynowani ręcznie wykreowaną i poruszoną trójwymiarowością, wreszcie o istotnych
kontekstach intertekstualnych, w ramach których
funkcjonuje animacja stop motion. Tekst ten nie
jest próbą snucia refleksji teoretycznej, lecz raczej
opisem wyjątkowego fenomenu artystycznego,
rezonującego w środowisku twórców i pasjonatów,
których odczytywanie medium (umocowane w teorii
i/lub praktyce) z roku na rok pomaga nam rewidować nasze własne intuicje i mniemania.
Zarówno prehistoria, jak i początki filmu animowanego opisane są, również w literaturze
polskiej, w sposób satysfakcjonujący. Naturalnie,
białe karty, niedomówienia czy też informacje
1
Zob. P. Wells, Understanding Animation, London, New York
1998; G. Bendazzi, Animation. A World History, vol. 1, Boca
Raton 2015; M. Giżycki, Nie tylko Disney. Rzecz o filmie animowanym, Warszawa 2000; P. Sitkiewicz, Małe wielkie kino,
Gdańsk 2009.
powielane bez specjalnego namysłu krytycznego
obecne są w piśmiennictwie historycznofilmowym
(pojawiające się zaś odkrycia dawno zapomnianych
zapisków czy taśm z początku wieku nieustannie
stymulują fascynującą reinterpretację historii),
niemniej każdy, kto obecnie interesuje się historią filmu animowanego, zdaje sobie sprawę, że
pierwszeństwo w dziedzinie kreowania światów
niesamowitych, w których ożyć mogą przedmioty
dnia codziennego, przypisuje się Arthurowi Melbourne’owi-Cooperowi. Spośród zachowanych
eksperymentów Melbourne’a-Coopera z pewnością
najdobitniej w literaturze odcisnął się Apel zapałek
(Matches Appeal, ), patriotyczna reklama firmy
Messer Bryant & May Will, w której odnajdujemy
zalążki wątków analitycznych i interpretacyjnych
istotnych dla rozwoju animacji w ogóle, a stop
motion w szczególności: przełamywanie przyzwyczajeń percepcyjnych widzów; wywoływanie efektu
zaskoczenia w sferze wizualnej i narracyjnej dzięki
choreografii ruchów upostaciowionych, często
prozaicznych obiektów; tematyzowanie samego filmowanego obiektu, który może również przejawiać
potencjał do odzwierciedlania problemów rzeczywistości społecznej.
Od samych narodzin filmu animowanego materia
decyduje o rozwoju artystycznych poszukiwań
i to wobec niej ustanowić można pierwszą linię
demarkacyjną (animacja płaska vs. przestrzenna).
2
Zob. M. Giżycki, Nie tylko Disney…, s. 11–13.
POLIT YK A ANIMACJI
29
Zaniklý svet rukavic, reż. Jiři Bart, 1982
Iluzoryczność ruchu – aspekt, któremu w ramach
refleksji teoretycznej poświęcono szczególną uwagę
na przestrzeni dekad, stanowi esencjonalny element definicyjny, określający autonomiczność
animacji tak na tle zjawisk audiowizualnych, jak
i plastycznych. Technika poklatkowa (frame by
frame), klatki na sekundę, totalna kreacja zastępującą rzeczywistość – oto zestaw podstawowych
słów-kluczy pomagających naprowadzić laika na
przedmiot dyskusji o specyfice animacji. Koncentracja na kwestii materii pozwala jednak szybko wejść
na grunt namysłu nad stop motion. Na niejednoznaczność terminu wskazuje Barry Purves: „«Stop
motion»... oto głupawa para słów i oksymoron.
Zastanawiam się, skąd wzięło się to określenie, jako
animatorzy nie zatrzymujemy ruchu. Nie kreujemy
3
Por. P. Wells, Animation. Genre and Authorship, New York
2002; G. Deleuze, Tezy o ruchu. Pierwszy komentarz do
Bergsona, przekł. J.M. Godzimirski, „Kwartalnik Filmowy”
1/1993. W polskim filmoznawstwie dyskusję tę podsumował
Paweł Sitkiewicz w przywoływanej już książce Małe wielkie
kino.
także ruchu namacalnego, lecz iluzję ruchu, a wraz
z nią życie. Mamy do czynienia z przedmiotami,
które «zatrzymały się», obdarzamy je iluzją «ruchu».
Czy tworzymy ruch poprzez zatrzymywanie i rozpoczynanie? Czasami nazywa się nas animatorami
«stop-go», co być może jest trafne, lecz brzmi okropnie. […] wolę określenia «animator modeli» [model
animator] lub «animator lalek» [puppet animator]
ze względu na ich oczywistość. […] Stop frame jest
bliższe temu, co się dzieje, gdyż podczas pracy kadr
z pewnością przestaje poruszać się przed kamerą”.
A jednak Purves tytułuje swoją książkę Stop Motion:
Passion, Process and Performance i konsekwentnie
używa stop motion jako naczelnej kategorii definiującej jego medium.
Ekspresja filmowa postrzegana przez widza
transmitowana jest przez elementy animowanych
rzeczywistości w czasie ułamków sekund. Sam
proces, podczas którego nadawana jest ona przed4
B.J.C. Purves, Stop Motion: Passion, Process and
Performance, Burlington 2008.
CZ AS KULTURY 1/2017 (192)
30
Arie prerie, reż. Jiři Trnka, 1964
miotom, wymaga jednak od twórców determinacji
i poświęcenia, zależy od poczynionych przez nich
przygotowań i opanowania warsztatu, konsekwencji
w podążaniu za własną wizją, wreszcie otwartości
na niespodziewane zrządzenia losu. To, co dzieje
się niejako na zewnątrz „zatrzymanego kadru” (stop
frame), nie tylko łączy się z wielokrotnie dyskutowanym zagadnieniem wieloaspektowości wymiaru
temporalnego animacji, ale także podkreśla specyficzne doświadczenie twórców stop motion, które
– jak zaobserwowaliśmy podczas prowadzonych
przez nas „wywiadów pogłębionych” – wydaje się
jednym z najistotniejszych elementów ich tożsamości artystycznej. Animowanie w technikach stop
motion to działanie przypominające precyzyjne
rozbrajanie nierzadko skomplikowanej maszynerii.
Twórca pozostaje w napiętej relacji ze skonstruowanym przez siebie światem. Dążąc do stworzenia
perfekcyjnej iluzji, wybiera budulec animowanej
5
Zob. Ü. Pikkov, Animasophy. Theoretical Writings on the
Animated Cinema, Tallinn 2010.
rzeczywistości spośród nieograniczonej puli fizycznie istniejących elementów, właśnie po to, aby ich
fizyczność odmienić lub zakwestionować. Efekt tych
zmagań, spektakularny bądź miałki, obserwuje widz,
podczas gdy twórcy stop motion w toku rozmów,
spotkań lub wspólnych warsztatów wykazują tendencję do odtwarzania tego procesu i prokurowania
kolejnych artystycznych konfrontacji z prawami
fizyki.
„Zatrzymany kadr” to także sugestia integralności
animowanej materii. W procesie filmowym pozycja
i forma obiektu ulegają powolnym, stopniowym
zmianom. Tak długo, jak manipulacji przed/pod
kamerą poddawany jest obiekt rozpoznawany przez
widza jako tożsamy z obiektem widzianym chwilę
wcześniej, w sposób niczym niezakłócony rozwija
się symbioza iluzji i percepcji. Zmiana w filmie stop
motion przede wszystkim polega jednak na wprowadzeniu deformacji w obręb tego samego kadru
(zmienia się materia animacji, ale materia obrazu
w sensie fizycznym pozostaje niezmienna), nie zaś
na „podmienianiu” różniących się od siebie kadrów.
31
Mamy do czynienia z oszustwem, które pozwala
doświadczyć dynamiki wykreowanej rzeczywistości, a także głębi, jakiej pozbawiona jest bogata
w rozliczne nurty i techniki animacja rysunkowa.
Przestrzenność obiektu (lalka, plastelina, przedmioty
codziennego użytku, „ludzkie lalki”, czyli piksilacja) wspomaga wyjątkowy mechanizm akceptacji
filmowej nie-rzeczywistości jako namacalnego „tu
i teraz”. Ale zjawisko to zachodzi także wtedy, gdy
animacji poddawana jest materia spłaszczona (wycinanka), sypka (sól, piasek), fizycznie zredukowana
(nić, światło), a nawet fotograficzna (manipulowane
nieruchome kadry, kondensujący temporalność time
lapse).
Purves postrzega medium stop motion jako
animację modeli, z dużym zainteresowaniem przygląda się różnym formom animowanej przestrzeni
(intryguje go animacja D, otwiera się na inspiracje
płynące ze sztuk performatywnych). Wydaje się
jednak, że o ile problem przestrzenności obiektów
stanowi otwarte pole do dyskusji, to „ręka animatora”, jako instancja powołująca materię do życia,
pozostaje niekwestionowanym wyznacznikiem
medium (świetnie wyraża to slogan estońskiej
wytwórni Nukufilm: „Films made by hand since
”), w pewnym sensie stanowi swoisty łącznik
pomiędzy analogowymi korzeniami filmu animowanego a współczesną praktyką realizowaną w dobie
dominacji i efektywności obrazu digitalnego. Kwestia
ta komplikuje się, gdy widz zostaje skonfrontowany
choćby z twórczością Lei Leia (zrealizowany przez
niego z Thomasem Sauvinem w r. Recycled to
rejestracja porzuconych, analogowych fotografii,
których odpowiednie ułożenie oraz tempo montażu,
stymulowane przez dźwięk nasuwający skojarzenia
z pędzącym metrem, budują skondensowaną opowieść o przemianach społecznych w Chinach) czy
wideoklipami duetu Kijek/Adamski, artystów eksperymentujących między innymi ze światłem i włóczką
(Grand Central, ) lub fotografiami pociętymi
w niszczarce do papieru (Everytime, ). Fizyczna,
ręczna manipulacja materią jest być może jedynym trwałym wyznacznikiem szeroko rozumianej
animacji przedmiotowej. Samo stop motion okazuje
się kategorią zbyt obszerną, by można było precyzyjnie wyznaczyć jej semantyczne granice. Mówienie
o „technice” (nie „technikach” stop motion) wydaje
się zatem podejściem uproszczonym. To materia
determinuje wybór techniki; zupełnie innym zapleczem dysponuje animator lalek, inne zaś podejście
przyjmuje wyruszający w plener z aktorami twórca
POLIT YK A ANIMACJI
piksilacji, jeszcze inaczej autorski dotyk ujawnia się
w filmach skomponowanych z obrazów usypywanych z soli czy liści herbaty.
Co więcej, stop motion rzadko kiedy występuje
w formie czystej. Pomijając fakt, że współcześnie
z oczywistych względów wykreowane ręcznie obrazy
poddawane są cyfrowej postprodukcji, bardzo silna
jest tendencja do łączenia szerokich grup technik
animacji. Stop motion w naturalny sposób występuje w doskonałej synergii z animacją rysunkową,
cyfrową animacją D, a także z rejestracją tak zwanego planu żywego (live-action). Thomas Renoldner
w wysublimowanym autoportrecie Sunny Afternoon
() zrealizował krótką sekwencję piksilacji, zastosował time lapse i montaż fotograficznych kadrów,
jak i animację rysunkową na papierze oraz animację we flashu. W Fongopolis () Joanny Kożuch,
przejmującej antyutopii z przewrotnym happy
endem, piksilacja zredukowana do samych twarzy
aktorów została wkomponowana w świat wykreowany za pomocą grafiki komputerowej. W filmie
Papa (), opowieści o traumie i dezintegracji,
doświadczanej zarówno na poziomie jednostkowym,
jak i społecznym, estońskie artystki z duetu Girlin/
Bassovskaja nie tylko reżyserowały lalki i aktorów,
ale jednocześnie poprowadziły także narrację dzięki
manipulacjom obiektów i materii fotograficznej. Swobodne mieszanie się technik bywa przez
twórców tematyzowane, a co za tym idzie – ostentacyjne. Tak się dzieje w przypadku filmu Królik
i jeleń (Nyuszi és Oz, , reż. Péter Vácz). Znaczny
sukces festiwalowy węgierskiego filmu (szczególnie w programach dla młodzieży oraz werdyktach
publiczności) wiązać się może z lekkością i bezpretensjonalnością, z jaką eksplicytnie wyraża
on pozorną niekompatybilność technik animacji
w stosunku do przestrzenności materii (rysunkowy
jeleń pragnie przejść do trzeciego wymiaru; gdy
wreszcie staje się lalką, jego przyjaźń z początkowo
rysunkową, następnie zaś wycinankową „króliczką”
musi zostać poddana redefinicji). Na antypodach
filmu Vácza sytuuje się ostatni film Olgi i Priita
Pärnów Jak piloci wracali do domu (Lendurite kodutee, ). Wzbudził on dyskusje w odniesieniu do
odważnego obrazowania scen erotycznych, przez co
wielu odbiorcom umknęło jego wyrafinowanie estetyczne, a także fakt, iż specyficzna kreska Pärna tym
razem została nałożona na animowany przez Olgę
piasek z estońskich jaskiń Piusa (dzięki niezwykle
pomysłowym rozwiązaniom technicznym, niekiedy
wywodzącym się z ducha do it yourself, Pärnowie
32
zintegrowali kadry stworzone w sypkim materiale
z obrazem cyfrowym). Intermedialna otwartość
stop motion, zdolność do absorpcji innych technik
filmowych, łatwość w przekraczaniu wyznaczanych
przez teoretyków granic, jawią się jako naturalne
konsekwencje dynamizmu wpisanego w to medium,
emocjonalnej i percepcyjnej głębi, jaką filmowi
narzuca pewny ruch ręki animatora.
Niezwykle interesującym zjawiskiem transmedialnym jest obecna już na wczesnych etapach
rozwoju animacji stop motion tendencja do zapożyczania elementów kodu gatunkowego wytworzonego
w obrębie kina aktorskiego. Już Władysław Starewicz, realizując Piękną Lukanidę (Prekrasnaja
Lukanida / Прекрасная Люканида, ), wyraźnie
dążył do odtworzenia ówczesnego wyobrażenia
filmowej epickości, na skutek czego ten uważany
za pierwszą animację lalkową film nie jest bynajmniej dziełem kameralnym, kontemplacyjnym
czy skupionym na jednostce, lecz pełną masowych scen batalistycznych animowaną miniaturą
widowiskowych fresków niemego kina w rodzaju
Juliusza Cezara (Giulio Cesare, , reż. Giovanni
Pastrone) czy Upadku Troi (La caduta di Troia,
, reż. Giovanni Pastrone, Luigi Romano Borgnetto). Innym przykładem z epoki kina niemego
jest radziecka Międzyplanetarna rewolucja (Meżplanietnaja riewolucija / Межпланетная революция,
, reż. Zienon Komissarenko, Jurij Mierkułow,
Nikołaj Chodatajew), interpretująca gatunek fantastyki naukowej w duchu marksizmu-leninizmu,
futurystyczna wycinanka o zwycięstwie rewolucji
proletariackiej na Marsie. Co ciekawe, film przyszłych autorów Chin w ogniu (Kitaj w ognie / Китай
в огне, ) powstawał równolegle ze słynną Aelitą
(Аэлита, reż. Jakow Protazanow), której scenariusz
zasadza się na analogicznym fabularnym punkcie
wyjścia.
Szczególnie bogatym źródłem inspiracji okazało
się kino hollywoodzkie. Ze źródła tego chętnie czerpała animacja lalkowa krajów demokracji ludowej,
zwłaszcza w okresie chruszczowowskiej odwilży,
choć pierwszy czechosłowacki western powstał
już w roku. W Pieśni prerii (Arie Prerie) Jiří
Trnka dokonał dekonstrukcji schematu „końskiej
opery”, stosując parodystyczne przejaskrawienie, ale
w istocie dochowując wierności podstawowym prawidłom gatunku. Trójaktowa struktura klasycznego
westernu została z wielkim wyczuciem przetransponowana w ramy dwudziestominutowej pantomimy,
przy czym zachowano wzorcowe proporcje między
CZ AS KULTURY 1/2017 (192)
wątkiem romansowym a wątkiem głównym, ukazującym manichejskie starcie szlachetnego jeźdźca na
białym koniu z podstępnym szulerem w czarnym
kapeluszu. Nie mniejszą sprawnością warsztatową
wykazał się Josef Kluge, autor Kryjówki Czarnego
Billa (Úkryt Černého Billa, ), kolejnego lalkowego
westernu z Czechosłowacji, który jednak na poziomie fabularnym znacznie się różni od filmu Trnki,
a różnica ta odzwierciedla przemiany zachodzące
na przestrzeni całego gatunku, który w latach .
ostatecznie zakwestionował klasyczny model wraz
z jego konserwatywną ideologią i stylistyczną konwencjonalnością. Symptomatyczne, że lalka Billa to
rozpoznawalna karykatura Steve’a McQueena, aktora,
który po Siedmiu wspaniałych (The Magnificent
Seven, , reż. John Sturges) stał się symbolem
westernu nowej generacji. Mimo jasnego kapelusza protagonista filmu jest charakterystycznym
dla ówczesnego westernu antybohaterem, który
straciwszy w czasie obficie zakrapianej alkoholem
partii pokera sporą sumę, mści się na meksykańskim hazardziście, oddając go w ręce stróżów prawa
poszukujących sprawcy napadu na pociąg. Zakończenie filmu potwierdza podejrzenia widza, który
już od dłuższego czasu domyśla się, że faktycznym
winowajcą był sam główny bohater. Niemniej, kiedy
protagonista w pożegnalnym geście uchyla kapelusza, odsłaniając pokaźną łysinę, element zaskoczenia
jednak się pojawia.
Bardziej wyrafinowaną grę z tradycją kina aktorskiego zaproponował Jiří Barta w swym arcydziele
Zapomniany świat rękawiczek (Zaniklý svet rukavic, ), w którym wyrażony językiem ezopowym
komentarz do sytuacji środowisk artystyczno-intelektualnych ówczesnej Czechosłowacji harmonijnie
współgra z ponadczasową i wieloaspektową refleksją
autotematyczną. Odnalezione na placu budowy stare
rolki taśmy filmowej okazują się kopiami zapomnianych skarbów światowego kina. Kolejne segmenty
filmu to operujące poetycką syntezą wariacje na
temat wielkich dzieł i kinematograficznych nurtów. Podróż przez filmowy wiek XX zaczynamy od
chaplinowskiego slapsticku, ale nastrój lirycznej
wesołości stopniowo zastępuje coraz mroczniejsza
atmosfera. Sekwencja utrzymana w konwencji melodramatu płaszcza i szpady wywołuje jeszcze lekki
uśmiech, ale już buñuelowski surrealizm kolejnej
miniatury może przyprawić o dreszcze. W latach
. lęki wizjonerów sztuki awangardowej zmaterializowały się – sekwencja propagandowa chyba
najsilniej zapada w pamięć, mimo że przeciętny
33
odbiorca artystycznej animacji zna dziesiątki filmów
poruszających temat destrukcyjnej potęgi reżimów
totalitarnych. Dwa ostatnie segmenty przyglądają się
współczesnym społeczeństwom zachodnim. Obserwujemy dławiącą się przepychem i dekadencją,
zmierzającą ku nieuchronnej zagładzie burżuazyjną
Europę, jaką znamy z filmów Federica Felliniego,
a także postapokaliptyczny koszmar science fiction w stylu Johna Carpentera, w którym skupiają
się wszystkie obsesje amerykańskiego kapitalizmu.
Elementem wspólnym spajającym poszczególne
części są tytułowe rękawiczki, występujące tu nie
w charakterze rekwizytów, ale bohaterów. Pięciopalczaste lalki zdumiewająco łatwo poddają się
antropomorfizacji, kochają, giną i zabijają jako nasze
celuloidowe odzwierciedlenia, hiperrealistyczne
cienie, które ostatecznie wracają do stanu pierwotnego niebytu zakopane przez buldożer, co może być
interpretowane zarówno jako aluzja do zaostrzonej
po wypadkach roku cenzury, jak i wypowiedź
bardziej uniwersalna, smutna konstatacja o nietrwałości ludzkiej kreacji.
Rzecz jasna, także i po drugiej stronie żelaznej kurtyny powstawały filmy lalkowe czerpiące
wzorce z amerykańskiego kina popularnego.
Emblematyczna dla tej tendencji stała się postać
holenderskiego animatora i producenta Joopa
Geesinka, który swą lalkową miniaturę fabryki snów
nazwał „Dollywood”. Geesink inspirował się zarówno
gatunkowym kinem aktorskim, jak i amerykańską
animacją rysunkową, ale przede wszystkim śledził
ówczesne trendy w reklamie. Każdy z tych trzech
wpływów pozostaje równie znaczący w twórczości
„Disneya z Duivendrechtu”, co znakomicie ilustruje
wyprodukowany przez niego dwuminutowy film
reklamowy Far West Post (, reżyser nieznany),
stanowiący rubaszną i według dzisiejszych standardów rażąco seksistowską parodię westernu. Po
bezwzględnym rozprawieniu się z bandytami dzielny
rewolwerowiec odrzuca wdzięki pięknej blondynki,
bo jego jedyną miłością pozostaje ulubione piwo (jak
głosi zamykający film slogan: „Szpinak dla Popeye’a,
lecz piwo Oranjeboom dla mnie”). Największe
sukcesy wytwórnia Geesinka odnosiła, sięgając po
konwencje hollywoodzkiego musicalu w realizowanych dla Philipsa filmach, takich jak Fantastyczny
kiermasz (Kermesse fantastique, , reż. József
Misik) czy Wędrujące melodie (The Travelling Tunes,
, reż. Max Keuris). Warto jednak pamiętać
o wcześniejszych osiągnięciach na tym polu George’a Pala, co najmniej dorównujących dokonaniom
POLIT YK A ANIMACJI
Geesinka. Philips Broadcast z roku to zaprawdę
mistrzowski lalkowy musical, którego zrealizowana
z matematyczną precyzją choreografia sekwencji
tanecznych nawiązuje do geometrycznych układów
Busby’ego Berkeleya. Palowi nieobce były także inne
gatunki hollywoodzkie, takie jak choćby film piracki,
po który sięgnął w filmie What Ho She Bumps ()
łączącym marynistyczną batalistykę z „kreskówkowym” slapstickiem, a także promocją preparatu
pobudzającego Horlicks.
Klasyczne kino hollywoodzkie nie przestaje
fascynować również współczesnych animatorów.
Studencki film High Wool (, reż. Moritz Mugler,
Nicolai Maderthoner) kumuluje esencję westernu
w dwuminutowej sekwencji pojedynku rewolwerowców przedstawionej przy użyciu innowacyjnej
techniki szpilek i nici. Z kolei operujący ekspresjonistycznymi światłocieniami Impostor (Imposteur,
, reż. Elie Chapuis) to lalkowy film noir
przewrotnie demaskujący atawistyczne instynkty
skrywane za zasłoną drobnomieszczańskiej idylli.
Z bardziej złożoną relacją intertekstualną mamy do
czynienia w filmie Kamienie (Kamene, , reż.
Katarína Kerekesová), stanowiącym powrót animacji
lalkowej do musicalu, tym razem jednak w wariancie
bogatszym o doświadczenia Boba Fosse’a, a przede
wszystkim Larsa von Triera, którego Tańcząc
w ciemnościach (Dancer in the Dark, ) wywarło
nieukrywany wpływ na pracę słowackiej animatorki, również skoncentrowanej na sytuacji kobiety
z warstwy robotniczej, która zostaje popchnięta
do zbrodni, osądzona i skazana przez opresyjną
społeczność patriarchalną. Absolutnie kinofilską
nazwać można twórczość francuskiego filmowca
Brunona Colleta, który z pasją i pełnymi garściami
czerpie wzorce z popularnych filmów aktorskich,
zarówno gatunkowych arcydzieł, jak i produkcji klasy B. Jego Calypso is Like So () został
utkany z nawiązań i zapożyczeń z klasycznego kina
noir uosabianego przez Roberta Mitchuma, Dzień
chwały (Le jour de gloire, ) przenosi w obręb
uniwersum animacji plastelinowej klaustrofobiczną
wizję okopów pierwszej wojny światowej wykreowaną przez Stanleya Kubricka w Ścieżkach chwały
(Paths of Glory, ), a Mały smok (Le petit dragon,
) to hołd złożony Bruce’owi Lee. Przykładów
twórczego wykorzystania konwencji gatunkowych
dostarcza również działalność komercyjna Colleta.
Poszczególne odcinki wyprodukowanego przez
kanał TCM lalkowego serialu R.I.P. () to dwuminutowe skecze utrzymane w poetyce komediowego
CZ AS KULTURY 1/2017 (192)
34
Sunny Afternoon, reż. Thomas Renoldner, 2012
horroru gore. Każdy z nich ukazuje bezskuteczną
próbę odebrania życia zasypiającemu przed telewizorem chłopcu przez jednookiego potwora, który
niczym rysunkowy Kojot nieodmiennie sam ląduje
w najbardziej wymyślnych tarapatach – zostaje
porwany przez King Konga czy pożarty przez Spielbergowskiego rekina. Wiszący w pokoju chłopca
zegar z kukułką wygrywa melodię serialu Alfred
Hitchcock przestawia (Alfred Hitchcock Presents,
–), choć bliższymi punktami odniesienia
wydają się Strefa mroku (Twilight Zone, –)
czy Opowieści z krypty (Tales from the Crypt,
–).
Związek animacji stop motion z kinem gatunkowym nie musi ograniczać się do przechwytywania
pojedynczych konwencji ani nawet całych struktur
fabularnych czy zbiorów wyznaczników stylistycznych. Istnieją również animacje, dla których filmy
hollywoodzkie stały się materią w sensie dosłownym,
jak w przypadku Fast Film (, reż. Virgil Widrich)
czy Film Noir (, reż. Osbert Parker). Zarówno
Widrich, jak i Parker wykorzystali w produkcji
po kilkadziesiąt tysięcy wydrukowanych kadrów
z klasycznych filmów amerykańskich. Poszczególne wydruki złożono w trójwymiarowe obiekty
przywodzące na myśl sztukę origami. Każdy z nich
został osobno sfotografowany, a powstałe kadry
zmontowano w taki sposób, aby na powierzchni
trójwymiarowych obiektów z papieru poruszały się
sylwetki ikon złotej ery Hollywood, między innymi
Clarka Gable’a, Humphreya Bogarta czy Lauren
Bacall. Oba te filmy w sposób otwarty snują pogłębioną refleksję metafilmową, jednak nawet błahe
próby w rodzaju Kryjówki Czarnego Billa czy Philips
Broadcast zawierają w sobie chociażby implicytny
element refleksyjny. Przeniesienie wzorców fabularnych i estetycznych z innego medium, wprawdzie
pokrewnego, ale jednak rządzącego się odmienną
logiką wewnętrzną, a także – co ważne – całkowicie
różnymi warunkami produkcyjnymi, nie jest i nie
może być jedynie kopią czy prostą „transkrypcją”,
z natury rzeczy musi stać się reinterpretacją. Długie
godziny spędzane przez animatorów na kreowaniu
iluzji ruchu w połączeniu z ostentacyjną sztucznością świata ożywionych przedmiotów sprzyjają
kontemplacji samej natury medium filmowego
(w najszerszym sensie tego pojęcia), co może przejawiać się zarówno w pełnej życzliwego rozbawienia
dekonstrukcji skodyfikowanych reguł, ale i w podejmowaniu namysłu autotematycznego.