Location via proxy:   [ UP ]  
[Report a bug]   [Manage cookies]                
Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Monografie i studia / Monographien und Studien 10 GRANICA POLSKO-NIEMIECKA NA POMORZU (1920–1939) historia – pamięć – ślady w przestrzeni redakcja Cezary Obracht-Prondzyński Wydawca: Centrum Badań Mniejszości Niemieckiej Forschungszentrum der Deutschen Minderheit 45-010 Opole, ul. Szpitalna 7a www.fzentrum.pl Współwydawca: Instytut Kaszubski 80-837 Gdańsk, ul. Straganiarska 20 www.instytutkaszubski.pl © Copyright by Centrum Badań Mniejszości Niemieckiej w Opolu © Copyright by Instytut Kaszubski w Gdańsku © Copyright by Authors Publikowane teksty odzwierciedlają poglądy i opinie autorów, a nie wydawcy. Projekt finansowany ze środków Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ojczyzny za pośrednictwem Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kultu- ralnych w Polsce / Das Projekt wird mit Mitteln des Bundesministeriums des Innern und fur Heimat durch den Verband der deutschen sozial-kulturellen Gesellschaften in Polen finanziert Książka powstała w ramach projektu badawczego pt. „Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939): historia – pamięć – ślady w przestrzeni” Recenzenci: prof. dr hab. Dagmara Jajeśniak-Quast, prof. dr hab. Józef Borzyszkowski Redakcja i korekta: Monika Rosenbaum Projekt graficzny i skład: Tomasz Siegmund | Alto Projekt okładki: Bogusław Nikonowicz Na okładce: Mapa fragmentu granicy w powiecie bytowskim. Budynki graniczne po polskiej stronie granicy w Babilonie (pow. chojnicki), po niemieckiej stronie w Chynowcu (dawniej pow. lęborski, obecnie wejherowski). Fot. Bartosz Macikowski Druk i oprawa: Wydawnictwo Dukle, pl. Akademicki 6/5, 41-902 Bytom ISBN: 978-83-966644-2-6 ISBN: 978-83-65826-97-8 Opole–Gdańsk 2022 Spis treści Cezary Obracht-Prondzyński Wprowadzenie, czyli o czym jest książka oraz jak i po co przeprowadziliśmy badania .......................................................................9 Rozdział I Karolina Ciechorska-Kulesza, Magdalena Sacha, Cezary Obracht-Prondzyński Granica i jej społeczne znaczenie. Uwagi teoretyczne......................................................17 1. Przestrzeń jako kategoria społeczna i kulturowa ......................................................17 2. Pojęcia granicy (w tym granice fantomowe i reliktowe) .........................................21 3. Granice a pamięć .....................................................................................................29 4. Granice w krajobrazie kulturowym ..........................................................................32 Rozdział II Wojciech Skóra Przebieg i funkcjonowanie zachodniej granicy polsko-niemieckiej na Pomorzu w okresie międzywojennym .........................................................................35 1. Zmagania o przebieg granicy 1919–1920. Rokowania i delimitacja .........................35 2. Przebieg granicy. Aspekty geograficzny, polityczny, gospodarczy i społeczno-narodowy .............................................................................................58 3. Skutki wytyczenia granicy: migracje, problem opcji, „niebezpieczeństwo polskie” i „krwawiąca granica”...................................................89 4. Przekraczanie granicy pomorskiej. Definicje, reguły, podróże i przemyt ................106 5. Nieufność zinstytucjonalizowana. Polskie i niemieckie służby ochrony granicy .....135 Rozdział III Bartosz Macikowski Granica polsko-niemiecka z lat 1920–1939: ślady w krajobrazie kulturowym Pomorza .....................................................................163 1. Granica polsko-niemiecka w krajobrazie Pomorza – uwagi wstępne .........................163 2. Jak znakowano granicę po traktacie wersalskim na Pomorzu .................................166 3. Widoczność w linii granicy, zróżnicowanie po obu stronach granicy – typologia obiektów, ich rozmieszczenie i rozwój .................................................171 4. Różnice polityczne, ekonomiczne i społeczne oraz ich wpływ na rozwój wsi i miast Pomorza po obu stronach granicy ........................................174 5. Architektura obiektów bezpośrednio związanych z funkcjonowaniem przejść granicznych i obiektów ochrony granic ......................................................201 6. Charakterystyka architektoniczna obiektów polskich służb granicznych ...............204 7. Charakterystyka architektoniczna obiektów niemieckich służb granicznych ........217 8. Refleksje nad stanem zachowania infrastruktury i widoczności dawnej granicy polsko-niemieckiej w dzisiejszym krajobrazie .........................................231 Rozdział IV Karolina Ciechorska-Kulesza Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej ........................246 1. Uwagi teoretyczne i metodologiczne ......................................................................246 2. Granica w przestrzeni fizycznej ............................................................................252 3. Granica jako kontakt z „innym” – relacje z Niemcami ...........................................257 4. II wojna światowa z granicą w tle ..........................................................................263 5. Życie po wojnie – (nie)widoczna granica ..............................................................272 6. Zamiast zakończenia. Bycie pomiędzy, czyli „ludzie granicy” ................................278 Rozdział V Karolina Ciechorska-Kulesza „Mieszkając na granicy”, czyli o złożonych tożsamościach, postawach i pamięci .......................................................................................................284 1. Etnograficzne badania terenowe na dawnej granicy ...............................................284 2. Między czasem a miejscem – granica oczami mieszkańców ..................................286 3. Zamiast zakończenia. O widoczności granicy – jak jest i jak (według mieszkańców) powinno być? ..................................................................310 Rozdział VI Magdalena Sacha Granica w praktykach muzealnych ................................................................................315 1. Wprowadzenie: muzea a pamięć lokalna ................................................................315 2. Z przeszłości muzealnictwa regionalnego na pograniczu polsko-niemieckim .......318 3. Współczesny krajobraz muzealny na terenie dawnego pogranicza .........................333 4. Założenia i metody badania ekspozycji muzealnej .................................................339 5. Granica jako temat współczesnych ekspozycji muzealnych ....................................342 Rozdział VII Magdalena Sacha, Cezary Obracht-Prondzyński O granicy w sieci i w realu – narracje, dokumentacje i pamięć.......................................390 1. Granica polsko-niemiecka w Wikipedii .................................................................391 2. Granica na stronach muzealnych ...........................................................................395 3. Pamięć o granicy jako przedmiot przygody i nostalgii w społecznościach realnych i wirtualnych .............................................................403 Cezary Obracht-Prondzyński Zakończenie, czyli nieco o wnioskach i rekomendacjach ..............................................420 Rozdział IV Karolina Ciechorska-Kulesza Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej1 1. Uwagi teoretyczne i metodologiczne Zaprezentowany w tym rozdziale materiał badawczy jest częścią efektów badań terenowych na obszarach dawnej granicy polsko-niemieckiej na Po- morzu. Na badania socjologiczno-etnologiczne składały się wywiady (róż- nego rodzaju) oraz obserwacje (o różnym stopniu uczestnictwa), a także dokumentacja w postaci zdjęć, notatek terenowych i nagrań. Kilkumie- sięczna praca w terenie oprócz podstawowych celów badawczych i zary- su projektu badań była – z założenia – elastyczna zarówno w formie, jak i treści. Ze względu na małą znajomość tego terenu w społecznym ujęciu problematyki granicy trudno było założyć, do kogo, dokąd i w jaki sposób uda się dotrzeć. Ostatecznie udało się zebrać m.in. wiele wypowiedzi star- szych mieszkańców, którzy „doświadczyli granicy” istniejącej na Pomorzu w latach 1920–1939. Ponadto kwestia narracji ostatnich świadków granicy i potrzeba dotarcia do nich okazała się znacząca dla wielu społeczności na badanym terenie. Mieszkańcy bardzo często odwoływali się także do wiedzy, wspomnień, przeżyć ludzi pamiętających granicę, wskazując na ich istotność z perspektywy wiedzy historycznej, a także kształtowania pamięci zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej kolejnych pokoleń. Bogaty materiał zebra- ny od „świadków granicy” oraz znaczenie nadawane im przez społeczności 1 Serdecznie dziękuję dr. Marianowi Frydzie oraz Ludwikowi Szrederowi za poświęcony czas i wprowadzenie mnie w „teren”. To w dużej mierze dzięki Panom byłam w stanie napisać oba rozdziały tej książki (IV i V). Podziękowania składam także dr Agnieszce Bednarek-Bohdziewicz za udostępnienie mi swojego materiału badawczego. Wielkie wyrazy wdzięczności kieruję do wszystkich osób, które podzieliły się ze mną swoimi historiami. Bez Państwa nie byłoby tej pracy. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 247 skłoniły do wyodrębnienia osobnego rozdziału dotyczącego funkcjonującej przed II wojną światową granicy we wspomnieniach mieszkańców. Główną metodą zastosowaną w części badań terenowych prezentowanych w tym rozdziale był wywiad narracyjny. Narracje rozumiane jako historie czy opowieści pojawiają się bardzo często w komunikacji, także w wywiadach, choć nie zawsze są tam zamierzone. Stanowią bowiem „jedną z najbardziej naturalnych poznawczych i językowych form, przez którą jednostki starają się uporządkować i wyrazić znaczenie”2. Wywiady narracyjne mają wiele korzeni oraz długą tradycję w naukach społecznych i humanistycznych. Od począt- ku XXI w. pozostają w rozkwicie i charakteryzuje je różnorodność podejść teoretycznych i metodologicznych oraz tradycji3. Tym, co przede wszystkim łączy różne koncepcje wywiadu narracyjnego, jest wywołanie spontanicznej narracji, a nie odpowiedzi na konkretne pytania4. Paradoksem badawczym jest to, że osoba przeprowadzająca wywiad narracyjny musi być przygotowa- na, aby zadać dobrze pytania, żeby „otrzymać” pewną osobistą historię, choć nie wie właściwie, co to będzie5. W prezentowanych przypadkach okazywało się m.in., że dawna granica dla badanych to nie tylko okres 1920–1939, a sko- jarzenia i wspomnienia związane z nią są szerokie i nieoczywiste. Wywiad narracyjny bardzo często wykorzystywany jest w badaniach bio- graficznych, będących autonomiczną, ale też zróżnicowaną metodą badawczą. W literaturze pojawia się pojęcie wywiadu (auto)biograficzno-narracyjnego6, co wskazuje na bliski związek narracji i biografii w tego typu badaniach. Ze względu na przedmiot badań można wyróżnić biografie traktowane jako temat oraz jako środek: w pierwszym przypadku interesuje nas najczęściej biografia kompletna, czyli całość życia człowieka, które jest w centrum ba- dawczego dociekania. W drugim do biografii podchodzi się selektywnie, a jej 2 Steinar Kvale, Prowdzenie wywiadów. Niezbędnik badacza, tłum. Agata Dziuban, War- szawa 2010, s. 127. 3 Np. Susan E. Chase, Wywiad narracyjny. Wielość perspektyw, podejść, głosów, w: Metody badań jakościowych, t. 2, red. Norman K. Denzin, Yvonna S. Lincoln, tłum. Filip Schmidt, Warszawa 2010, s. 15–55. 4 Np. Kaja Kaźmierska, Wywiad narracyjny – technika i pojęcia analityczne, w: Biografia a tożsamość narodowa, red. Marek Czyżewski, Andrzej Piotrowski, Alicja Rokuszewska- -Pawełek, Łódź 1997, s. 35–44. 5 Chase, Wywiad narracyjny…, s. 34. 6 Np. Kaja Kaźmierska, Fritz Schütze, Wykorzystanie autobiograficznego wywiadu narra- cyjnego w badaniach nad konstruowaniem obrazu przeszłości w biografii. Na przykładzie socjologicznego porównania narracji na temat życia w PRL-u i NRD, „Przegląd Socjologii Jakościowej” 2013, t. IX, nr 4, s. 122–139. 248 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) celem nie jest odpowiedź na sformułowane wcześniej pytania badawcze7. W prezentowanych badaniach wywołano metodą wywiadu część biografii, a w centrum, choć nie rygorystycznie, postawiono wspomnienia związane z zadanym czasem i miejscem. Biografia kieruje nas w stronę pamięci, tak ważnej i interesującej badaczy nauk społecznych i humanistycznych. Pamięć autobiograficzna jest w dużej mierze przedmiotem zainteresowania psychologii. Z jej dorobku badawczego i elementów definicyjnych korzystają badacze z obszaru badań o kulturze i społeczeństwie. Pamięć autobiograficzna „odnosi się do pamięci zdarzeń osobistych i faktów autobiograficznych”8. Jest to także wiedza i schematy „stanowiące pamięciowe podstawy »ja«”, co wskazuje na znaczenie czynni- ków nie tylko pamięciowych, ale też społecznych oraz emocjonalnych9. Tego typu pamięć to także, co interesuje bardziej psychologów niż badaczy kultu- ry, „procesy i mechanizmy zaangażowane w przypominanie i rozpoznawanie przez osobę zdarzeń, których doświadczyła”10. Pamięć jest nieodzowną częścią badań społecznych. Można powiedzieć, że wywiad jest „aktem pamięci zależnym zarówno od momentu, w którym się odbywa, jak i od historii, której dotyczy”11. Wywiad w paradygmatach inter- pretatywnym czy humanistycznym wydobywa silnie istotę pamięci: badając bowiem pamięć, interpretujemy wypowiedzi o przeszłości, które zostały już zinterpretowane przez opowiadających. To właśnie narratorzy wybierają, co opowiedzą, nadają wypowiedzi sens, kolejność, strukturę, znaczenia. Badany zaś próbuje wejść w ich świat opowieści, ale to „oni nadają im odautorską sygnaturę”12. Tym, co łączy metody i podejścia związane z badaniem pamięci i przeszłości z perspektywy człowieka, jest w dużej mierze koncepcja współ- czynnika humanistycznego Floriana Znanieckiego13. To badany jest eks- pertem od swojego życia i jeśli chcemy przybliżyć się do jego zrozumienia, 7 Paweł Greń, Łukasz Posłuszny, Pytanie o pamięć. Relacje autobiograficzne więźniów obo- zów koncentracyjnych, Kraków 2012, s. 12. 8 Agnieszka Niedźwieńska, Pamięć autobiograficzna, w: Tożsamość człowieka, red. Anna Gałdowa, Kraków 2000, s. 111. 9 Ibidem, s. 111. 10 Ibidem, s. 111–112. 11 Piotr Filipkowski, Historia mówiona i wojna, w: Wojna – doświadczenie i zapis. Nowe źró- dła, problemy, metody badawcze, red. Sławomir Buryła, Paweł Rodak, Kraków 2006, s. 15. 12 Marcin Kępiński, Pomiędzy pamięcią autobiograficzną a zbiorową. Polska Ludowa i stan wojenny w narracjach łódzkich nauczycieli, Łódź 2016, s. 16. 13 Florian Znaniecki, Wstęp do socjologii, Warszawa 1988. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 249 powinniśmy oddać mu głos. Norman Denzin sformułował to tak, że „zacho- wanie ludzkie musi być badane i rozumiane z perspektywy osób, których ono dotyczy”14. Uczestniczenie w sytuacji dzielenia się narratora swoimi wspomnieniami z badaczem, który wsłuchuje się w jego perspektywę, tożsame jest także z me- todą historii mówionej (oral history). Wielość podejść i definicji oral history nie pomaga jednak w rozstrzygnięciu jednoznacznie, czy w metodzie tej chodzi bardziej o fakty czy o ich interpretacje15. W zebranych wspomnieniach bar- dziej interesuje mnie perspektywa nie historyczna, ale socjologiczna. Większy nacisk kładę bowiem nie na historyczne fakty, ale na znaczenia i sensy, jakie nadaje rozmówca tym faktom w momencie relacji i „w perspektywie (re)kon- struowanej biografii”16. W tej pracy korzystam z elementów koncepcji oral history, ale w prezentowanych badaniach biorę także pod uwagę inne części materiału z badań terenowych, także te niezarchiwizowane (nienagrane). Przeprowadzone rozmowy przedstawione w tej pracy są ważne pod względem badawczym pod kilkoma względami. Po pierwsze, stanowią cen- ne i interesujące źródło informacji. Po drugie, są subiektywną prezentacją rzeczywistości poprzez odtwarzanie doświadczeń. I po trzecie, dostarczają informacji o społeczno-kulturowym świecie17. Bardzo ważna była historia ży- cia badanego widziana z jego własnej perspektywy (co przybliżało mnie do wywiadu biograficznego czy tzw. historii życia), ale istotne pod względem ba- dawczym okazało się też wykraczanie poza historię jednostki. Narrator bywał także informatorem opowiadającym historię społeczności18. Ze względu przede wszystkim na wiek potencjalnych rozmówców mia- łam świadomość, że dotarcie do nich, a także do narracji dotyczących ich bez- pośredniego doświadczenia może być utrudnione lub po prostu się nie udać. Bardzo ważną rolę odgrywali odźwierni, którzy nie tylko najczęściej pełnili rolę informatorów, ale też wprowadzali mnie w środowisko i pomagali zdobyć zaufanie potencjalnych rozmówców. Dodatkowo odźwierni byli wsparciem w kwestiach technicznych i „przyziemnych”, dotyczących np. dotarcia w dane 14 Filipkowski, Historia mówiona i wojna…, s. 19. 15 Ibidem. 16 Ibidem, s. 14. 17 Np. Magda Karkowska, Perspektywa biograficzna w badaniach nad pamięcią, w: U pod- staw pedagogiki pamięci Auschwitz i Holokaustu, red. Agata Czajkowska, Piotr Trojański, Oświęcim 2018. 18 Kvale, Prowadzenie wywiadów…, s. 129. 250 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) miejsce, ale przede wszystkim byli „tłumaczami” kultury, w tym – dosłownie – np. języka kaszubskiego19. Ponownie, przede wszystkim ze względu na wiek narratorów, a także na temat wywiadów i wejście osoby z zewnątrz w takich uwarunkowaniach sytuacyjnych, w prawie każdym spotkaniu, przynajmniej na jakimś etapie, uczestniczyli członkowie rodziny badanych. Zdając sobie sprawę z roli, jaką odgrywają w życiu starszych osób oraz ze znaczenia funkcji odźwiernego jako swoistego „tłumacza kultury”, dostosowywałam się do zastanej sytuacji, bio- rąc oczywiście pod uwagę bariery badawcze, jakie się z tym wiązały. Badania miały charakter w dużej mierze uczestniczący, a najważniejsze w nich było podążanie za badanymi i daną sytuacją oraz dostosowywanie się do zasta- nych warunków. Priorytetami były spotkanie i rozmowa, w tym wysłuchanie wypowiedzi dotyczących doświadczenia przeszłości związanego (bardziej czy mniej) z dawną granicą, a uwarunkowania sytuacyjne miały charakter drugo- rzędny. Badaniom towarzyszyła świadomość, że mamy do czynienia dosłow- nie z ostatnimi „świadkami granicy”. Analizie poddano siedem wywiadów20, trwających od 1 do 2,5 godziny. W większości były to wywiady indywidualne, choć – ze względu na opisane uwarunkowania sytuacyjne – zdarzało się, że do rozmowy włączali się człon- kowie rodziny lub inne pojedyncze bliskie osoby (opiekun, bliski sąsiad). Wywiady – ze względu na tematykę badania, ewentualną rozpoznawalność badanych w środowisku lokalnym oraz uzgodnienia z rozmówcami – są ano- nimowe (o co prosiła część badanych). Z tego także względu przytaczane wypowiedzi poszczególnych osób nie są dokładnie opisane pod kątem socjo- demograficznym. Wywiady zostały przeprowadzone we wsiach usytuowanych w bliskiej odległości od dawnej granicy, a jeden w Gdańsku. Ze względu na zmiany miejsc zamieszkania badanych w opisach cytatów określam nie aktualną miejscowość zamieszkania (choć w większości jest to miejscowość czy okoli- ce przeprowadzenia wywiadu), ale miejsce, których dotyczy wspomnieniowa narracja. W wywiadach narracyjnych wzięło udział pięć kobiet (wywiady 3–7) i dwóch mężczyzn (wywiady 1–2). Badani w czasie funkcjonowania dawnej 19 Najczęściej były to jednak pojedyncze wyrazy czy zwroty w języku kaszubskim. Roz- mówcy w czasie wywiadu, wiedząc, że nie komunikuję się w tym języku, używali w zde- cydowanej większości języka polskiego. 20 Jeden z wywiadów przeprowadziła dr Agnieszka Bednarek-Bohdziewicz, w zapisie w tej pracy jest to wywiad 7. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 251 granicy polsko-niemieckiej byli kilku- lub kilkunastoletnimi dziećmi. Jest to ważne ze względu na specyfikę tego wieku w kontekście doświadczeń życia codziennego, w tym także doświadczeń sytuacji bardzo znaczących i trud- nych, również pod względem historycznym (przede wszystkim dotyczy to II wojny światowej). W tym rozdziale korzystam dopełniająco z notatek terenowych z obser- wacji oraz z krótszych wywiadów swobodnych, wywiadu grupowego i tzw. rozpytek, tak ze „świadkami granicy”, jak i z innymi mieszkańcami, przede wszystkim w jakiś sposób związanymi z tymi pierwszymi (rodzina, sąsie- dzi, opiekunowie, osoby interesujące się lokalną historią). W dużej mierze wypowiedzi tych drugich wzbogaciły wiedzę na temat pamięci rodzinnej i grupowej, a także postpamięci dotyczącej dawnego podziału politycznego na Pomorzu, a dokładniej – w okolicy miejsca zamieszkania „świadków gra- nicy”. Głosy te traktuję jako cenne pod względem poznawczym komentarze, uzupełnienia oraz swoiste „przedłużenie” pamięci o granicy. W prezentacji treści wypowiedzi jednak wyraźnie oddzielam je od narracji „świadków grani- cy”. Zaprezentowany w tej pracy materiał badawczy został zebrany w okresie lipiec 2021 – marzec 2022 r. Badania wiązały się z sytuacjami trudnymi, tak pod względem zbierania materiału, jak i – przede wszystkim – kontaktu z drugim człowiekiem. Ze względu na tematykę poruszaną czy wywoływaną przez wspomnienia unika- łam wchodzenia w rolę terapeuty i nie pogłębiałam wątków, które okazywały się dla narratorów trudne. Dawałam badanym dowolność w wyborze wspo- mnień i ich rozwinięciu. Momentami bardzo emocjonalny, wielowątkowy i dygresyjny charakter wypowiedzi okazywał się obciążający dla ich autorów, zarówno pod względem długości trwania, jak i emocjonalnego oraz intelektu- alnego zaangażowania. W pojedynczych przypadkach rozmowy były konty- nuowane w późniejszym czasie. Sprzyjająca w sytuacji wywiadu ze starszymi ludźmi okazała się formuła wspomnieniowa. Specyfika społeczno-kulturowa, związana z wiekiem narratorów, a także czasu, do którego się odwoływali we wspomnieniach, ułatwiała nawiązanie rozmowy angażującej badanych oraz jej długie trwanie. W niniejszym rozdziale próbuję odpowiedzieć na pytanie o to, jak przez „świadków granicy” przedstawiana i z czym kojarzona jest daw- na granica polsko-niemiecka na Pomorzu. Jakie doświadczenia ich życia związane z dawnym podziałem są przez nich prezentowane? Czy są one, a także ich interpretacje podobne do siebie? Co jest wspólne w opowia- danych historiach tych ludzi? Interesuje mnie także, jak wspomnienia 252 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) starszej generacji rezonują wśród bliskich (rodzin, sąsiadów), budując lo- kalną pamięć o granicy. I wreszcie, czy można mówić o specyfice pokole- nia, o „ludziach granicy”? 2. Granica w przestrzeni fizycznej Narracje pokolenia pamiętającego dawną granicę przywołują wiele wspo- mnień, bardziej lub mniej bezpośrednio nawiązujących do dawnego po- działu politycznego. Znaczącą część poszczególnych wypowiedzi stanowią dosłowne odwołania do granicy pod względem fizycznym. Przyjmują formę opisów, bardziej lub mniej rozbudowanych, zazwyczaj jednak niezwiązanych (bądź luźno związanych) z konkretnym elementem biografii. Granica we wspomnieniach w tym bezpośrednim ujęciu to przede wszystkim elementy materialne. Co znaczące, sporadycznie są to narracje o dosłownych znakach granicy (przejściach, słupkach), a częste o nieoznakowanych liniach gra- nicznych. Badani w dużej mierze deklarują, że pamiętają, gdzie przebiega- ła granica, oraz dokonują jej opisu, zazwyczaj przywołując detale w postaci elementów materialnych środowiska naturalnego oraz zabudowanego. Jeden z fragmentów typowych sposobów opisu granicy ilustruje wypowiedź pa- mięci granicy w okolicach Kłączna: Jo, jo. Pamiętam, pamiętam. […] Tam nie przejdzie, bo to jeziorem, łapie tam trochę jeziora. Z tej strony krzaki. To już granica, pamiętam, jak to szło (1)21. Bardziej bezpośrednie nawiązania do atrybutów granicy dotyczą jej głównych aktorów, czyli strażników. W tych narracjach pojawiają się wspo- mnienia związane z praktykami życia codziennego: Tu chodzili te strażniki, Niemcy chodzili i nasi. Tu w Nawczu, ta granica tu szła, my krowy paśli to my ich widzieli, jak oni chodzili, nie? (7). Granica jako radykalna zmiana rzeczywistości społecznej pojawia się w narracjach odnoszących się do wspomnień rodziców i innych osób, które 21 W nawiasach cytatów wywiadów pogłębionych ze „świadkami granicy” podaję numer wywiadu. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 253 pamiętały omawiane miejsca przed 1920 r. Dotyczyło to m.in. zmiany co- dziennych nawyków, miejsc odwiedzin, utrzymywania systematycznych kon- taktów z rodziną. Jak mówi jedna z narratorek, zmieniła się też przynależność do parafii. Rodzina chodziła do kościoła „do Strzepcza i do Rozłazina. Aż granica była zamkła, no to było koniec. Póki nie było granicy, to mama mówi, oni szli do Rozłazina” (7). Wspomnienia granicy dotyczą sytuacji wyjątkowych, przede wszystkim związanych z jej przekraczaniem w znaczących, często kluczowych w życiu narratorów i ich bliskich sytuacjach. Opowiada o tym jedna z rozmówczyń, wspominając przeprowadzkę rodziny ze wsi przygranicznej w części polskiej do wsi przygranicznej w części niemieckiej: No i ojciec załatwił tak, no i teraz przeprowadzka. Ale przez granicę! To mój ojciec musiał mieć zezwolenie, od tych… celników. I ojciec załatwił. I przyjechał z Niemiec, co tu mieszkali, właściciel, drugi sąsiad, miał dwa ko- nie, wozami. Ten co my mieszkali, to były trzy wozy. Wujek, to były cztery. Chyba pięć. Bo my mieli krowę, świnkę, czy dwa, gęsi, kury. To ojciec musiał zbijać skrzynie, na każdym wozie jedna. Krowa była uwiązana do wozu. I my zapakowane, dzieci nie na jednym wozu, tylko każdy był podzielone. A oj- ciec nas prowadził. Bo ojciec jeździł do Niemiec, był niegłupim też człowie- kiem. Rowerów nie było, a on sobie w częściach przywiózł i on sobie złożył. A mój mąż mówił, skąd twój ojciec miał rower. A ja mówię: czaszka pracowała. W częściach sobie poprzywoził. I oni pieniędzy, moja mama, mieli. Tylko nikt im nie chciał sprzedać. I my przez tę granicę (uśmiech), ojciec na rowerze pierwszy, a my jak cygany, w tych wozach, siano, słoma, łóżka, pierzyny, dzieci, wszyscy! Ojciec był pierwszy, a celnicy już wiedzieli, że rodzina będzie się przeprowadzać. To było wszystko załatwione (6). Granica we wspomnieniach w kontekście jej przekraczania dotyczy przede wszystkim obserwacji relacji rodzinnych. W dużej mierze były to albo legalne sporadyczne spotkania, np. z okazji pogrzebu, albo – choć nie zawsze powiedziane jest to wprost – nielegalne, często nocne. Wielokrotnie w nar- racjach badanych pojawiające się wspomnienia spotkań ilustruje wypowiedź jednej z rozmówczyń pamiętającej dzieciństwo w Kłącznie: Pamiętam tych wujków, mojego taty kuzynowie, co do nas zawsze tak przyjeżdżali, przychodzili pieszo, bo nie było daleko ta granica (3). 254 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Bardziej rozbudowany opis utrzymywania relacji rodzinnych w sytuacji funkcjonowania państwowej granicy nawiązuje do trudów z tym związa- nych, a także ciągłych obaw i poczucia napięcia czy zagrożenia. Wiązało się to z formalnymi, dotkliwymi sankcjami za nielegalne przekraczanie granicy: Na przepustkę, no i potajemnie przechodzili. Oni przechodzili potajemnie i tu szli drogą do góry. A tu kiedyś nie była światła w Kłącznie, bez światła, światło przyszło w [19]54 roku czy [19]52 do Kłączna. No i oni szli, a rodzice mieli lampę taką do oświetlenia mieszkania. No i oni przychodzili i szli tu do sąsiadów. Tego tak nie pamiętam, ale przychodzili. A ta lampa stała na oknie i się paliła. No i oni przychodzili, i oni ich złapali. I się spotykali nieraz, ale w lesie. Był las pod granicą. I tam się z ojcem spotykali, ale to nasze znajomi. Co tam handlowali zbożem, bo tam było tańsze u nich. U nas było droższe, jak to sprzedali. No i złapali ich, jak szli. Gdzie oni tu byli? No, oni przechodzili, gdzie ta lampa się pali. A w ogóle tu nie byli u ojca, jak ojciec opowiadał. Wcale nie byli, nie rozmawiali. Kiedyś, tam w lesie, to się i spotykał z nimi. No i ojca żandarmeria niemiecka… i dostał pół roku. Poszedł do więzienia. Ale oni nie byli u nas. Ale oni mówili, że oni tam byli, gdzie ta lampa się paliła. No i ta lampa tak zdradziła ojca, że oni tu byli, a w ogóle to nie byli, jak ojciec czy mama też opowiadali (1). Dotkliwe sankcje były także efektem pracy po stronie niemieckiej, którą wykonywało wielu Polaków przekraczających nielegalnie granicę. We wspo- mnieniach pojawiają się pojedyncze, ale często kilka razy w ciągu rozmowy powtarzane przypadki osób, których te sankcje dotknęły: Polacy przyjechali na te wybudowania i na Niemcy do pracy szli. Jeden przyjechał, na wybudowania pod Rekowem. Miał pieniążków trochę zarobio- nych, rodzinę miał. No, chciał, żeby lepiej się żyło. Ale co, przyszedł do go- spodarza, żandarmeria. Uciekał, zaczęli krzyczeć, nie zatrzymał się, zastrzelili. Nie zdążył do rodziny dojechać, był tu zabity. I było wiele takich wypadków, co przyjeżdżali tutaj do pracy (1). Przekraczanie granicy, często nielegalne, wiązało się z ważnymi potrzeba- mi i wyjątkowymi sytuacjami. Najczęściej narratorzy przywołują przykłady dotyczące zagrożenia życia czy zdrowia. W tym kontekście wspomnienia do- tyczą przede wszystkim szukania pomocy po stronie niemieckiej. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 255 A bo w Dzięcielcu był lekarz, nie? To oni się tam zgadali, jak tu się coś stało, a tera nie było możliwe do lekarza się zaraz dostać, bo do Wejherowa, ty wiesz. To oni tam przez granicę, uważali, tam jeden pilnował, gdzie te strażniki chodzili. Jak oni się rozeszli, to oni prędko przez granicę szli do Dzięcielic do lekarza (7). Przekraczanie granicy wiązało się w dużej mierze także, a może przede wszystkim, z wymianą handlową. Tego typu relacje często łączyły się z kon- taktami rodzinnymi. To właśnie bliscy przedzieleni od 1920 r. granicą wspie- rali się nawzajem w wymianie – w zdecydowanej większości nielegalnej – ważnych i potrzebnych towarów. Co znaczące, w tych narracjach badani często zaznaczają zaradność i pomysłowość realizatorów tych transakcji oraz potrzebę wymiany wynikającą z trudności życiowych i ekonomicznych. Co prawda rozmówcy w większości nie brali czynnego udziału w tych transak- cjach, jednak – jak wielu zaznacza – znali je już w dzieciństwie z obserwacji i z opowieści – żywych w pamięci rodzin i bliskich sąsiadów przez wiele lat. Ilustracją niech będą dwie narracje wspomnień ze wsi po stronie niemieckiej: Opowiadali, jak chcieli sprzedać gęsi albo krowę. Na przykład na tym je- ziorku, bo granica szła przez jezioro. To się umówili gdzieś tam, bo tu to były droższe te gęsi i to… To wie pani… ja to tak myślę, jako chłopak, słyszałem tak… To się umawiali, że ja tam popędzę te krowy, tego… A gęsi to puścili na wodę i straszyli, ten rzucał i one pływały. Na drugą stronę. No i one wyszły i się później umawiali, w jakim miejscu się spotkają (2). Masło, jajka, mięso przemycali przez tę granicę. Bo to od nas 2 czy 3 kilo- metry było. Tak pamiętam, jak szeptali sobie, bo my jako dzieci… […] Z tam- tej też, zmiana taka, nie. Umawiali się, co komu. Gęsi my najwięcej. Kaczki, kury, takie. Mięso. To pamiętam (3). Wspomnienie wymiany handlowej z perspektywy polskiej prezentuje wypowiedź badanej mieszkającej w opisywanym okresie po stronie polskiej, we wsi Ostrowite: Jeździło [się], [bo] samochody nie jeździły, tylko rowerem albo pieszo. Na łąkę czy gdzieś, bo to blisko było, no to handlarze. Z prosiakami, z gęsiami… a dwa drążki wzięli, gęsi poskubane, bo tam było wszystko drożej. Prosiaki i świnie przenosili, a jak straż graniczna, to zostawili i uciekli. Albo złapali […] To sąd (5). 256 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Wymiana towarów czy handel wynikały z zapotrzebowania społeczności po drugiej stronie granicy. W części narracji wskazywano jednak na zauważa- ny wzór: strona polska oferowała głównie płody rolne oraz zwierzęta, a nie- miecka – „produkty cywilizacji”, których w Polsce było bardzo mało lub nie było wcale. Ojciec z nimi też handlował, ale w lesie. Gryka czy zboże, żeby za to coś kupić więcej. Dostał trochę więcej jak w Polsce. […] Z Niemiec to co inne- go… To proszek do prania Persil był…, to jakieś mydło, to jakieś cukierki, rodzynków… kiedyś pomarańczy nie było ani cytrynów, w Niemczech już były. Czekolady… Bo tam było taniej, a u nas było drożej (5). W wywiadach dotyczących wymiany handlowej i sytuacji ekonomicz- nej pojawia się także perspektywa osób trzecich. Przykładem niech będzie fragment wypowiedzi mieszkanki wsi po niemieckiej stronie o mieszkańcach strony polskiej: Jej szwagierka […] Zawsze mi opowiadała, ale oni też handlowali, tylko z tego handlu. Taka wymiana. Jechał z jajkami na niemiecką stronę, żeby coś zarobić. […] Jak paczka przyszła z czekoladami, z pomarańczami, to był raj wtedy. Bo albo nie mogli sobie pozwolić, albo nie było (3). Postrzeganie granicy, szczególnie przywoływane w kontekście wymian handlowych i relacji z bliskimi, to także wspomnienie „dwóch światów”, w którym podkreśla się różnice wizualne przestrzeni po jednej i drugiej stro- nie, a także bytowe i ekonomiczne. Choć badani w większości znali „jeden świat”, to ich wspomnienia zawierają przekazy ustne bliskich na temat za- granicy, a także pojedyncze sytuacje wizyt czy mgliste obrazy z życia przed przeprowadzką do innego kraju. Mieszkańcy strony niemieckiej zazwyczaj dobrze wspominają „niemiec- kie czasy”, szczególnie w porównaniu z czasami późniejszymi. Za przykład niech posłuży typowa wypowiedź mieszkańca przedwojennego Kłączna: Niemieckie czasy, nie było tak jak dzisiaj. Konie były, krowy były, świnki też były (1). Strona polska jest postrzegana głównie w kontekście trudności byto- wych i ekonomicznych, choć szczególnie osoby mieszkające tam przed Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 257 II wojną światową, wskazują na różnice w tym względzie wewnątrz społe- czeństwa polskiego. W Polsce było bardzo biednie, oj, jak biednie. Gospodarz miał cztery po- koje, dużą rodzinę, to jeszcze do każdego pokoju sobie chłopa wziął. Na każde zawołanie, czy kartofle, czy na zimę, bo jak nie, to było takie wypowiedze- nie, w kwietniu, jak Matka Boża przyjdzie, to ty wylecisz […] Mieli jedną kozę i kilka kur. Na pastwisku nie paśli, tylko po rowach. […] Ale już dziecko 7, 8 lat, wysyłali do gospodarza, musiał paść, za ubranie i za jedzenie (5). O różnicach estetycznych mówi także mieszkanka wsi po stronie polskiej, wskazująca na walory strony niemieckiej: Lębork […] był ładny. Niemcy mieli, to im muszę przyznać, bardzo czyste miasta. Czysto. Do Wejherowa my jechali to tak, to wiesz, a papierki się kulały, a tak niedowymiecione. A w Niemczech było tak… A w Słupsku też, jeszcze tera te tramwaje, szyny, nie? Tak, wiesz ty, ładnie (7). Wspomnienia o granicy w sensie dosłownym są anegdotyczne i dotyczą pojedynczych sytuacji lub krótkich opowieści „krążących” w rodzinie bada- nych od lat dziecięcych. Obfitują też jednak w próby uogólnień, odnoszących się np. do sytuacji życiowej i materialnej ludzi po obu stronach granicy, a także – co zostanie rozwinięte w kolejnych częściach – historii, anegdot, obrazów, skojarzeń, których punktem wyjścia była niejako zadana przez prowadzącą wywiad „granica”. Granica, dotycząca przecież konkretnego czasu i miejsca, w narracjach wymyka się tym ramom. „Czas” granicy jest zdecydowanie wy- dłużony, poprzez wskazanie tak (potencjalnych) skutków funkcjonowania granicy po jej likwidacji w tym miejscu, jak i śladów oraz znaczenia granicy w sensie bardziej metaforycznym: relacji polsko-niemieckich, postrzegania świata, a także siebie. 3. Granica jako kontakt z „innym” – relacje z Niemcami Narracje „świadków granicy” w dużej mierze opierają się na wspomnie- niach relacji z Niemcami. Wydaje się, że właśnie w kontekście kontaktów z „innym”, „obcym”, sąsiadem czy – inaczej – relacji kaszubsko-polsko- -niemieckich najlepiej widać złożoność kulturową, społeczną i historyczną 258 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) rzeczywistości wokół przedwojennej granicy22. Relacje z czasów funkcjono- wania granicy dotyczą przede wszystkim kontaktów w życiu codziennym, w których Niemcy pojawiają się w różnych rolach i są różnorodnie przez „świadków granicy” opisywani oraz oceniani. W biograficznych relacjach badanych dużo miejsca zajmuje często kwestia pracy „u Niemca” przed II wojną światową. Co znaczące, choć dotyczy ona rodziców lub innych krewnych narratorów, jest istotnym elementem pamięci tych ostatnich, mającym przynajmniej pośrednio wpływ na ich biografię. Co więcej, rozmowy z młodszymi członkami rodzin badanych wskazują, że pra- ca w Niemczech „świadków granicy” jest także ważnym elementem pamięci kolejnych pokoleń. O kilkukrotnych wyjazdach matki w jej wczesnej młodości mówiła bar- dzo dużo jedna z narratorek, przywołując wiele szczegółów, które znała z jej opowiadań. Co znaczące i często pojawiające się w narracjach świadków granicy oraz ich potomków, praca w Niemczech wiązała się z jednej strony z wyzwaniem, stresem i dużym wysiłkiem, ale z drugiej – była dobrze nagra- dzana pod względem finansowym i umożliwiła zdobycie doświadczenia oraz umiejętności. I one tam, ogłoszenie było, z całej Polski się dziewuchy zjechały. No i jak się zjechały, w Berlinie. I wtenczas moja mama, mówi tak, miała niecałe 15 lat. Z takiej wioski jechała do miasta. […] A ta pani, biała suknia, kapelusz, moja mama mówi. Laskę… I wtedy ona tak zrobiła. Moja mama mi wszystko ga- dała. I ona tak dokoła raz obeszła, te dziewuchy, drugi raz, trzeci raz. I wtedy ona będzie dzielić dziewczyny do roboty. I jak zaczęła dzielić, to trzy pójdą do kuchni, gotowanie. Ale ona mówi: ja mam kuchnię swoją, mnie jej kuch- nia niepotrzebna. Tylko kuchnia dla tych, co zjechały. Trzy czy ile poszły do pralni. Jedna dla niej do sprzątania. Ale osobista dziewczyna to ona miała, to ona nie chciała. Wtedy ona mówi: tyle i tyle, trzy czy ile, ogrody, kwiaty będą pilnować, plewić, podlewać, obcinać. Cztery czy ile jarzyny, jabłka, owoce… A reszta dziewczyn pójdą na pole. A ona stoi z tą siostrą. I wtedy ona mówi tak: ta siostra, co jest z tą małą dziewczynką, to będą moje dziewczyny. Y… 22 O złożonych relacjach kaszubsko-niemieckich i polsko-kaszubsko-niemieckich oraz o wizerunku Niemców zob. np.: Magdalena Lemańczyk, (Nie)wygodny wizerunek Niem- ca w świadomości liderów mniejszości niemieckiej Pomorza Gdańskiego, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace Etnograficzne” 2015, t. 43, z. 1, s. 13–24; Cezary Obracht-Prondzyński, Stosunki etniczne na Pomorzu – uwarunkowania i kontekst współ- czesny, „Studia Socjologiczne” 2010, nr 3 (198), s. 9–46. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 259 Moja mama opowiadała. A co to takiego? Teraz proszę… ale one będą jadły z kuchni… mojej, nie z tej. Tylko z tej od pani… Ale co czwartek zjeżdżali się z tych majątków, kiedyś to mówiło się folwarki. I tak, i tak. I ona mówi: teraz dziewczyny, idźcie do pokoju, odpoczywajcie. Bo obiad, dostaniecie, będziecie jedli tutaj z nami, a nie z tej kuchni. I odpoczywać, od dwunastej, pierwsza, druga, do trzeciej – mama mówiła. Przerwa. I wtedy ona: puk, puk, dziew- czynki, jesteście odpoczęty, teraz proszę ze mną iść. Mama mówi: ja znowu tę siostrę trzymam ciągle za rękę (uśmiech). I ona idzie z nimi do takiego dużego salonu, kosze… w jednym do cerowania, nici, wełna, materiały… Cały taki salon. I wtedy mamę zabrała chyba do cerowania… I ona wtedy do drugiego pokoju. Pani sobie usiadła, nogę na nogę. Ona ich uczyła cerowanie, szycie, wyszywanie… Wyszywać były takie, jak na obiady, „sma-czne-go”, „dzień-do- -bry”. Takie wszystkie wyszywane. I serwetki, i takie ten… takie słupki, jak w kościele. Ja to też lubiłam, bo moja mama nas nauczyła. I mama tam się nauczyła WSZYSTKIEGO. Wyszywać, krzyżykiem, podkładać, cerować, na drutach. Mama umiała wszystko (6). Narratorka relacjonuje także kolejny wyjazd matki, znów podkreślając zdo- byte przez nią umiejętności, przywoływane w dalszych latach życia rodziny. I tam mama pracowała dwa lata. Zarobiła tam też grubo pieniędzy. Ale tam jak oni mieli ucztę, zjeżdżali się na majątkach, czwartkowe, to mama musiała napiec mięsa różnego. Myśliwi byli i były dzikie gęsi. I kaczki, i te, bażanty. I ten pan ją nauczył na te duże stoły przygotować mięcha. I tam moja mama się nauczyła. I wekowanie słoiki. Tam moja mama się nauczyła wszystkiego! (6). Wspomnienia relacji z Niemcami (po niemieckiej stronie granicy) w roli sąsiadów są zazwyczaj pozytywne. Rozmówcy podkreślają dobre kontakty na poziomie osobistym. W wypowiedziach pojawia się także niekiedy rozróż- nienie Niemców w kwestii preferencji politycznych. Mówi o tym narratorka wychowująca się przed wojną w Kłącznie: Kto wierzył w Hitlera, temu było lepiej. Ale kto nie, to inaczej… Bo to było tak, tak jak ja pamiętam. Ci ojcowie, co byli przy niemieckim wojsku, zostali płacone na dzieci. Ci, co nie byli, nic nie dostali, za Hitlera, nie. […] Ja jako dziecko, jak na polu z tatą, a tam obok mieszkali prawdziwi Niemcy, ale bardzo fajni ludzie. To gadali na ten rząd, że taki, owaki. Nie byli za Niemcami, a byli prawdziwi Niemcami… (3). 260 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Wspomnienia kontaktów z Niemcami zawierają czasem opisy ich rela- tywnie wysokiego standardu majątkowego. Tym samym kontakty sąsiedz- kie bywały też relacjami zależnościowymi. Tę swoistą „mieszankę” ról oraz złożoność relacji dobrze ilustruje wspomnienie narratorki, której rodzina po przeprowadzce na stronę niemiecką wynajmowała gospodarstwo od Niemca. My nie płacili za wynajm, moja mama… trzeba było odrobić. Ale to było jeszcze inaczej (śmiech). Ten Niemiec śmiał się zawsze. „Ja chciałem rodzinę z dziećmi” – mówił, bo mu było smutno, nie. Ale on mówi: „Babci ja sobie nie wymarzyłem” (śmiech). I ten właściciel, ten Niemiec… Ja wszystko pamiętam. I on miał konia, trzy krowy, gęsi, kury. A moja mama, tam obok sąsiad, mieli dużo dzieci, chcieli do roboty, to moja mama poszła prać, świnie bili. Nie potrafi- li, a moja mama potrafiła wszystko. Wekować owoce. Przychodzili do nas, mamę prosili. No i my do szkoły. A ojciec robił. Jak babcia gotowała obiady, a brat po mnie, młodszy, byli mali, bo brat miał dwa latka, a drugi cztery, Heniek. To bab- cia gotowała obiadek. A ten Niemiec jej przyniósł, babcia, czy masz jarzynów za mało, to on babci przyniósł, drzewa narąbał. To on przyniósł wędzonego mięsa. A u nas kuchnia, bo moja mama, musiało być czysto wszystko, elegancko, wy- szorowane. Sama taka była. No i wtedy ten Niemiec przychodził zjeść, z babcią usiedli (uśmiech), my wieczorem lekcje odrabiali, a moja babcia już u Niemca siedziała. Niemiec miał duży domek [dla] pszczół. To on miał nalewkę zrobione, duże jabłka. To babcia chodziła. Ja lekcje, a mama już po nią poszła. Bo już było późno. No to moja mama mówi: „No to czuję, że chyba wesel będzie” (śmiech). Bo on był wdowcem. No śmiechu, nie (6). Wspomnienia relacji z niemieckimi sąsiadami z perspektywy dzieci czy młodzieży w dużej mierze dotyczą kontaktów rówieśniczych. We wspomnie- niach pojawia się m.in. uczucie dyskryminacji ze strony dzieci niemieckich urzędników (celników, straży granicznej). Ilustruje to emocjonalna wypo- wiedź jednej z narratorek: Bo to było siedem klas… Jak my zostali pobite, byliśmy. Te dzieci celni- ków… Jak się jedzie z Piaszna, przy tym lesie… […] Tu jest taki… trójkąt, stał duży kamień, i ta droga należała do celników, prowadziła do Płotów. Tam jest w lesie wioska, co się nazywa Płotowo, a nasz była droga rekowska, bo do Rekowa prowadziła… Kamienie… Jak mi byli pobite! […] Przed wojną! Te dzieci nas tak. Jak mi się przeprowadzili, tak nas bili. Celników dzieci. Tylko „Polen” i „Polen”! (6). Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 261 Co znaczące, reakcja rodziców pomogła – niemieccy urzędnicy, jak wynika z relacji badanych, interweniowali w takich sytuacjach, co zazwyczaj przynosiło zamierzone skutki. Ilustruje to ciąg dalszy wypowiedzi mieszkanki Piaszna: Jezus, tak na nas krzyczeli… Kamienie… My wcale nie chodzili chyba dwa tygodnie do szkoły… […] Bo nikt nie chciał iść, z płaczem, pobite, sine. Ale jak to nauczyciel, wezwał na dywanik, mama wiecznie na dywanik… No, mama powiedziała prawdę… Że dzieci nie będą chodzić do szkoły, bo te dzieci celników, akurat tych, ich za mocno biją, i kamieniami, spuchnięte, nie będą chodzić. W ogóle. To nauczyciel powiedział, tak nie będzie. „Ja już zwołam zebranie, i porozmawiam z rodzicami celników” – on mówi. […] „Pogadam z nimi, jeżeli to nie pomoże, on mówi, to ja to zgłoszę dalej”. Jakby to dalej zgłosił, esesmanowi, to by było, nie? Ale on zwołał ich, zrobił zebranie, i się uspokoiło (6). Różnice w pozycjach społecznych polskich/kaszubskich oraz niemiec- kich mieszkańców z perspektywy dzieci czy młodzieży bywały widoczne na poziomie materialnym. Ilustruje to dobrze szczegółowe wspomnienie jednej z narratorek dotyczące jej dzieciństwa w Piasznie, w którym uwidocznione są zarówno dystanse społeczne i kulturowe między polskimi i niemieckimi mieszkańcami, jak i próba ich zmniejszania. No i nas zapraszają na te urodziny. Ech. I teraz tak, mama i tata, i babcia dyskutowali sobie, co to zrobić. Puścić, nie puścić… Bo tak nas katowali. Ale w końcu doszli do wniosku… Ale prezentu my nie mieli… Bo w Tuchomiu nie było tak, trza było do Bytowa aż jechać, nie? No i proszę ciebie, ale nasza mama miała pomysł, pójdziemy na te urodziny, jak tego. Każdemu zrobiła takie ładne, piękne kwiatki, bo my mieli ogród, kwiaty… A mama umiała. Zrobiła z babcią takie nam ładne trzy, każde wiązanki… No i poszliśmy, bez prezentów, tylko z kwiatami. O, wtedy ojciec i ta, matka, bo tam było więcej tych dzieci. Z tych trzech domów. Każda rodzina miała dzieci. O, o, jaki fajna, a my się trochę bali, nie. Tort na stole, wiesz… Elegancko. Te kwiaty, wszyst- ko razem, na stół, że od nas, nie. No i ten ojciec, i ta matka, wszystki z nami, siedzieli, pili herbatkę. Ale jakie luksusy, dywany! Łazienka była. To mnie do- słownie, ze siostrą, zaniemówili. […] Każde mieszkanie miało po trzy pokoje. […] No i teraz ten ojciec musiał iść do roboty. I wtedy on powiedział tak, ona została, ta mama, i żona. „Pamiętajcie – do tych swoich – bawcie się ra- zem z tymi dziećmi, bawcie się. I wy macie dużo zabawek, może niektórych… 262 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Proszę tym dzieciom biednych, co się… Proszę im dać im, tych zabawek, bo wy macie tego za wiele”. Po niemiecku „zu viele”. Że mieli nam „geben” (6). W tej narracji o polsko-niemieckich kontaktach rówieśniczych widać tak- że – mówiąc językiem wymiany – wykorzystywanie umiejętności i innych pozaekonomicznych zasobów w równoważeniu relacji. Wątek ten kontynu- owany jest w wypowiedzi narratorki: Ale w końcu przyszło tak, że oni do nas przyszli w łaskę. Bo oni mieli narty, sanki, łyżwy. A my to mieli jedne sanki albo na deskach po dupie. Ale oni nie mieli góry. Bo tam jest duża góra, gdzie my… Teraz zarosło drzewami. Ale oni poszli do Niemca, on im nie dał. Bo on wiedział, że nas katowali, powiedział, że nie, nie da. Nie da dla nich (śmiech). I przyszli do nas, nie, ta jedna, w ogóle ze szkoły, jego wnuczka była, Gerda, to ona przychodziła do mnie, bo my razem do szkoły, i bawić [się], nie? To my się dobrze znali. Prosić, żeby jego uprosić, żeby pozwolił na tą górę zjeżdżać. I prosili, co oni nam nie przynosili, żeby my tylko to załatwili. No i załatwili. To Niemiec, jak my prosili, i nie biją, to tą zezwolił (6). Dyskryminacja, o której wspominała część badanych, dotyczyła także za- chowań i działań nauczycieli. Na przykład we wspomnieniach narratorów dotyczących przedwojennego Kłączna powtarza się opowieść o niedopusz- czeniu miejscowych dzieci do przedstawienia przedszkolnego. Taka historia znalazła się także we wspomnieniach przedstawicieli kolejnego pokolenia. Jak wspomina jedna z narratorek: Do przedszkola my chodzili. Na Boże Narodzenie mama nas nauczyła, to jeszcze umie. I za Polaków nas mieli. I występowały… A z trzech rodzin nie dali występować, bo oni mówią, że jesteśmy Polaki, ale nie ma czasu już na nas, żeby my tam coś powiedzieli. Taki żal… […] Nie dopuścili, nie mówili, że my Polakami czy coś, tylko że… Nasze wiedzieli, dlaczego, z jakiego powodu my nie występowali. I myśmy mieli żal, chociaż dzieci, nie… Jako dziecko to tak nie zrozumiałam… (3). Relacje z dorosłymi Niemcami we wspomnieniach w dużej części dotyczą nakazów, co wiązało się z poczuciem dystansu, a nawet strachu. Ilustruje to wypowiedź jednej z mieszkanek Kłączna: Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 263 Do szkoły chodzili dwa lata przed wojną. Jak spotkali kogo, to musie- li „heil Hitler” mówić. W szkole też, jak nie mówili, to nauczyciel mówi, że mało wychowany. Musieli mówić. Na drodze […] my tu szli zawsze… Jak my tak szli, to on zawsze chciał mieć „heil Hitler” mówione. On wiedział, że my idziemy (4). 4. II wojna światowa z granicą w tle Zebrane wspomnienia dotyczące okresu funkcjonowania granicy polsko- -niemieckiej na Pomorzu dotykają czasu II wojny światowej. Ten okres jest przez narratorów silnie uwypuklany i zajmuje w opowiadanych biografiach „okołogranicznych” dużo miejsca. Doświadczenia wojenne są bowiem za- zwyczaj kluczowymi doświadczeniami biograficznymi, współkształtującymi silnie tożsamość człowieka23. Narracje „świadków granicy” dotyczące II wojny światowej, doświadczo- nej z perspektywy dziecka lub młodego człowieka, składają się zazwyczaj z pourywanych, krótkich wspomnień o traumatycznych wydarzeniach, ob- razach, odczuciach. Narratorzy często powtarzają pewne szczegóły po kilka razy podczas jednego wywiadu i odnoszą się do niektórych wydarzeń, wska- zując ich znaczenie dla dalszych losów rodziny. Opisywane wydarzenia prze- platane są obrazami z życia codziennego. Początek wojny narratorka z Kętrzyna wspomina tak: Ale ja ci powiem, jak się wojna rozpoczęła. To oni jechali, te samoloty, tu, przez nas, na Gdańsk, na Gdynię, to tak buuuuum buuuum (udaje dźwięk samolotu). Jezu jak to było strasznie. I wtedy jeszcze taka pogoda się zrobiła, jo? Jak ta wojna się zaczęła, tak ciemno. Taka się zrobiła pogoda jakaś niedobra i wtedy tak te samoloty jechały, to było też, to było bardzo straszne. I wtedy to było słychać jak oni bomby zrzucali. To było straszne. Wtedy my się bali, że wojna jest. Chcemy w las iść! A tata mówi: „A co my będziemy w lesie robili, dzieci?”. My mówili: „Tata, chcemy uciekać w las”. A on mówi: „A co my bę- dziemy w lesie robić?”. Ale nasz tata nas zostawił, ta wojna się rozpoczęła i on mówi: „Ja muszę iść też, bo wojna się zaczęła”. Mama moja mówi: „Gdzie ty idziesz?”. Drugi dzień mama idzie do kościoła, nas większych ona wzięła, żeby się modlić, a my przyjdziem: stoją chłopów pełno i sobie rozmawiają o wojnie. 23 Filipkowski, Historia mówiona i wojna…, s. 23. 264 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) I wtedy on przyszedł z nami z powrotem. Do Lini on doszedł (śmiech). Mama mówi: „Ale ty daleko zaszedł” (śmiech) (7). Odejścia ojców czy innych krewnych są bardzo częstym tematem opowieści narratorów. Część z nich dotyczy sytuacji związanych z poczuciem niepewności i zagrożenia „wzięcia do wojska”, które towarzyszyło rodzinie, w tym także – co mocno oddają narracje – młodych „świadków granicy”. O tym, jak szczęśliwie – z perspektywy dzieci – niektórym nie udawało się być na froncie, mówi np. jeden z narratorów wspominających przedwojenne Kłączno: Ale że ojciec był rekruta, nie wiem dokładnie, ile był, zabrali go do wojska, ale on nie widział na oczy dobrze. Od urodzenia miał słabe oczy. A okulary schował, nie zabrał, jak go zabrali do wojska. Nie mogli dopasować tych oku- larów mu na oczy. I jak mieli na front, tak go nie wzięli, bo nie widział. I wrócił ojciec do domu (1). Najczęściej jednak wspomnienia wojenne dotyczące bliskich w wojsku wiążą się z tęsknotą, poczuciem niepewności czy wielkiej straty – bo i losy rodzin w wielu przypadkach były pod tym względem tragiczne. Pożegnania bliskich mężczyzn relacjonowane są w wielu wypadkach „z drugiej ręki”, na podstawie relacji dorosłych, zwłaszcza matek. Ilustrują to dwie wypowiedzi narratorów, którzy stracili na wojnie bliskich. I mama odwiozła ojca do Bytowa, bo tam samochody, mieli się zgłosić na wojnę. Kobiety, a nie wiem, ile tam było tych samochodów. To wiesz, co te ko- biety robiły? Sobie w życiu nie… Że pożegnali się z tymi chłopami, pod koła się kładli samochodu, koła trzymali, i nie chcieli samochodów puścić… Taki był krzyk, ryk, pod wozami, wszystkie kobiety, pod kołami, trzymali, wszyst- ko. I oni żandarmerię musieli zawołać, z psami przyjechali. Bo te kobiety nie chciały puścić ojców, swoich mężów na wojnę. Mama przyjechała, to było straszne. Ona mówi, że takiego coś widoku i się nie spodziewała (6). Hitler wziął brata do wojska, zaginął w wojsku. Nie był długo, ze cztery tygodnie, na front. Jego matka pojechała do Koszalina. Bo w Koszalinie jak oni odjeżdżali […] pociąg nie był czarny, tylko biały, jak oni zaczęli tymi chu- steczkami żegnać (płacz). Ciężko było… Po miesiącu czasu przyszedł list. Tak chcieli, żeby wrócił. Ale na Rosję go wzięli i nie wrócił… No i to było jeszcze przed tą wojną. Ruskie jeszcze nie byli tutaj tak w Polsce, w Niemcach, przed Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 265 Warszawą… […] Na Stalingrad ten transport z młodymi żołnierzami poje- chał, no i nie wrócili… (1). Silne poczucie zagrożenia podczas wojny wiązało się z obecnością no- wych aktorów w społecznościach – żołnierzy oraz kadry pomocniczej wojska. W wielu przypadkach było to bliskie obcowanie z nieznajomymi, którzy zaj- mowali nierzadko miejsca zamieszkania narratorów. Niemcy mieli dwa pokoje nam zabrane, a dwa my mieli, w środku kuchnia. I tu mieli zrobiona izba chorych. Lekarze przychodzili. Ojciec dał drzwi wybić. Nie chciał, żeby nam tu niemieckie po naszym chodzić. Ale było spokojnie (1). Obecność obcych wiązała się także z nowymi obowiązkami mieszkańców oraz z traumatycznymi przeżyciami, których ślady, choć niewidoczne i często celowo ukrywane, nadal funkcjonują w miejscu zamieszkania czy w okoli- cach, a tym samym w pamięci narratorów i ich potomków. Jak okupacja była, ta wojna, to ojciec musiał tym żołnierzom jedzenie… tu była kuchnia. U […] były obiady, z koniem jechał na front, musiał zawieźć. Z powrotem przywoził te trupy, jak to się mówi, zwłoki zabitych. Tu byli po- chowani trzech, w Kłącznie. Ale teraz jak te komunisty przyszli, zrobili ośro- dek, tak była brzoza, brzozę spuścili, wyrównali i… i do widzenia. Jak ich chowali, ojciec miał przywiezione, ta pani […], i te dokumenty nie wyjęli, zakopali razem ze zwłokami. I nie było wysłane, że zginęli na froncie, bo to wojsko wysyłało. Sztab wojskowy (1). Wkraczanie obcych w wielu przypadkach było niezapowiedziane i drama- tyczne. Świadczą o tym częste wspomnienia ataków żołnierzy Armii Czer- wonej. Atmosferę tamtych wydarzeń oddaje wypowiedź narratora, który wspomina je z perspektywy dziecka. Obrazowe, szczegółowe opisy zawierają doświadczenie około dziesięcioletniego chłopca, z jego potrzebami i wrażli- wością, ale zarazem młodego dorosłego, którym musiał szybko się stać, peł- niąc rolę pomocnika ojca. No. jak Ruskie przyszli, to takich… Pamiętam jak dzisiaj… Spali zawsze tu, w drewnianym budynku, konie, jedna krowa była. I myśmy tu, krowa tu zo- stała. Krowę to my karmili. Ale mieliśmy ziemiankę tu zrobiony […] A ojciec tu pilnował trochę, a mama z dwoma dziećmi w lesie, w ziemiankach. Cała 266 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) wieś była. Ale ja od ojca nie odeszłem, a ojciec nie chciał… „W razie pożaru, mówi, będziemy ratować”. Wszystkie maszyny to były wywiezione na dwór, żeby się nie spaliło. Bo jak wojna się skończy, to nie będzie nic. Ale udało się, pożarów żadnych nie było. Tylko był nalot, bo dużo tego wojska. Ale myśmy byli przygotowani. W Chojnicach były Ruskie, a tu były Niemcy. No i te… jak samoloty na Bytów latały. Pamiętam jak dziś. One tu tak leciały. No nie było takich drzew, jak dzisiaj, podrośnięte. Pełno wojska, a to wojsko, jak na Kłącz- no zajechał, z bombami leciały. A ja tu, mama była tu, tata i wujek, ojca wujek przy oborze. Stali i tu… […] A ja do mamy poszłem, chciałem na ubikację. My przygotowani w razie, jak uciekać. Ubrani. No i ja do mamy, weź mnie odepnij […]. Jak na dwór wyszedł, tak ojciec krzyczy: schować się, położyć się na ziemię!! Zaczęli… To Niemcy, jeden, jak to mówią, głupek był, i zaczął do nich strzelać. Jak oni nawrócili, jak oni zaczęli walić! Matko Święta. A tu był taki kopiec, co ziemniaki, za tym domem, i ta obora była mniejsza. I ojciec: skakać do tego kopca, ale po polsku. I ja tam w to wskoczył, a mama została w mieszkaniu. W mieszkaniu nie było żadnych szybów. I jak to bomba spadła, tu za ogrodem, za tą oborą. Ziemia była zmarznięta i się odbiła. One nie mieli wkręcenie tych zapalników dobrze. I ona przeleciała, tu stała jeszcze pompa. Tu na stronę drogi, tu na sąsiada. Ale nie szła w powietrze. Bo ten zapalnik wypadł, nie był dobrze zrobiony i ona została w lesie. […] Cała wieś przeżyła. Nikt nie zginął. Tylko konie, zwierzyna. Niemieckie konie to były, w oborze. To też od tych ułamków, małe bomby zaczęli rzucać, ułamki odpadały. Jeden koń dostał w szyję. Ojciec opowiadał mi. […] Wyprowadzili to wojsko. Jesz- cze po południu, ale już wioska była pusta. Naród, wszystko, do lasu. Były ziemianki przygotowane. Jak my tam szli, jedna noc, ja pamiętam, że ja tam byłem, trzy rodziny, mieli też osobne, ale obok spali przy nich. Więcej jak tam nie szedł. Ojciec pilnował, ja tam muszę zabytku swojego pilnować (uśmiech). I jednego razu przyszedł rozkaz, że Ruskie już się zbliżają. I musieliśmy stąd, wszystko, bo to z tej strony… tamta połowa wioski, na Studzienice, też miała, tam, ziemianki. Tam napchali się jedni na drugiego, ale ja nie poszłem. Mama poszła. Ja z ojcem tu chodziłem. To już tak spokojnie, żadnego wojska, nic nie było, tylko ten ksiądz […] był klerykiem. I on chodził tu, się uczył i modlił. Nie uczył, no bo nie było nauki wtedy już, jak wojna była. Ja nie wiem, gdzie on został, ale przy nas pamiętam, myśmy tu z ojcem chodzili… Był taki […]. I on tu też… Myśmy tak chodzili po wiosce, ale nie było tego nic… To ta noc, druga noc. W ogóle już nic. I rano wujek mówi, mieli w lesie daleko wozy zała- dowane, się spieszyli, żeby później było. I króliki ojciec miał, przegryzły worek i z woza uciekły. Widać było, że one po tej wojnie tak… Były białe, kolorowe, Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 267 po lesie latali. Ja ich nie zauważył, cztery czy pięć, ale ludzie opowiadali. Bo to były domowe, to lisy… Rano… (łzy) (1). Obcy – zarówno żołnierze Wermachtu, jak i Armii Czerwonej – wywo- ływali w ludziach duży strach. Młodzi „świadkowie granicy” wspominają nie- obliczalność żołnierzy oraz niepewność – nie wiadomo, kiedy i z jakiej strony przyjdzie zagrożenie. Wiązało się to z ciągłą potrzebą ochrony dobytku oraz umiejętnością ucieczki i unikania wroga. I zbiórka była u sąsiada. A ten esesman, z tymi pistoletami, na bojowo. Krowę zabrać! I to po niemiecku. A ojciec bardzo dobrze potrafił po niemiec- ku. A ojciec: „Co, krowę?!”. A ten do ojca: „Nie gadaj, bo ciebie zastrzeli!”. No to przyprowadza tą krowę. Ojciec tu szedł, tu była zbiórka. I ta krowa tam została. Ale ojciec miał chore nogi, odmarznięte od małych lat. No i miał drewniaki ubrane. No i mówi temu esesmanowi: „Ale ja w tych drewniakach… nie może iść”. To mówi: „Ubrać się”. I jak ojciec tu przyszedł, to uciekliśmy do lasu. Tak po cichu się tu kręcili. Wioska była pusta. Jak z tymi krowami ruszyli […] No bo esesman, to strach, bo by zabił. I te krowy wypędzili na Półczno, na Niemce, a raczej do Gdańska. No i ten wujek uciekł. Wrócił, Czarna Dąbrowa, ponad 10 kilometrów. Noc, uciekł i przyszedł. No i poszliśmy na dół do wujka, tamto wojsko było precz, ale było napalone, słomy, od tego wojska. I tam spali. I w nocy ktoś… pierwsza godzina, wujek. Na pierwszej wojnie światowej był i teraz znowu mnie tu?! I rano, dobrze wszystko, po wojsku drzewa nacięte, kuchnia na podwórku… (1). Wspomnienia rozmówców w kontekście obawy przed wojskiem zawierają także opisy strachu przed niemieckimi żołnierzami będącymi w odwrocie. Jak mówi jedna z narratorek: „Jak Niemcy uciekali, to wszystko palili. Żeby nic nie zostało”, opisując ucieczkę rodziny przed pożarem i walkę o przetrwa- nie w otoczeniu dwóch wrogich sobie armii: A mama już tak przygotowuje nam w tej piwnicy do spania, naraz mama widzi, bo okna wybite, że Niemcy dwóch chodzi, oblewają obory i stodoły… tą, benzyną. I jeszcze otworzyli stodołę, i zapalili. Mama nam, nasze oczy, na swoje widziała, jak to zapalili. I to se wszystko, ta obora, to se, te bydło, kro- wy, to se wszystko spaliło. Nie, tylko… no i teraz, jak to się paliło, mama nie miała butów ubrane, dzieci… No i, proszę ciebie, nasza mama postanowiła, że idziemy do sąsiadów, nie? Babcia, ale było podzielone. Mama nas miała 268 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) przygotowane. Ten mały, […], i ja pilnować mamy. Siostra, dwa lata starsza, i brat pilnować babci. Żeby tego… I teraz my chcemy iść, a te Niemcy stoją, czeka, trzymają mamę, że nie puszczą nas, nie? My się bali, że ten dom zapalą, nie? A moja mama mówi, sama nie wie, skąd, bo moja mama mała była… Skąd ona tyle… Jak moja mama, to my, tego Niemca wzięła, hut, pchnęła, by się, by przewró-… A babcia, ten mój brat najstarszy, i siostra tego drugiego. Bo, bo brat miał dziesięć, chyba, latek, to już… […] Odważnie, bo mama… Raz, aby coś się pytali, czy one… To my nic nie mieli mówić, tylko głową kręcić. My byli przygotowane na wszystko, no. […] I my idziemy do sąsiadów, bo tam blisko, nie? I tam Ruski, i tam Ruski tylko już… Trlit, trlit, słyszeliśmy. A ten, sąsiad umiał trochę po rosyjsku. A on słyszał, że trlit, trlit, a on wyszedł, wyleciał do nich, a kogo trlit, kogo?! Ale po rusku: „Czy wy nie widzicie, że idą kobiety z dziećmi? Przecież to są kobiety z dziećmi. Proszę ich nie zabić”. No i nas nie zabili. To my byli w jeden dzień, dwa razy mieli być zabite (6). Dużą część wspomnień wojennych zajmują wydarzenia związane z wejściem Armii Czerwonej do miejscowości zamieszkania narratorów. Atmosferę przy- bycia obcych oddaje wypowiedź mieszkańca przedwojennego Kłączna: A my rano, wujek przyszedł, było wszystko puste, nic nie było. Z lasa za- częli wychodzić, wojska nie ma. To tata mówi: idziem te nasze wozy, trzy konie mieli, jeden nie był zaprzęgnięty, półtora roku, do dwóch lat. Ale ładny był konik, młody. Miał kupiony, i miał starego kulawego jeszcze. I mówi: „Idziem bliżej te wozy”, bo tu nie było lasu z przodu. I te króliki, już ich tam nie było. Wyszły. […] I my po drzewo, z kuzynką, już nie żyje, i kuzyn […] I my po to drzewo chcieli iść. I my idziem, trójka, a […] na budowie i mówi, ale po kaszubsku: „Dzieci, uciekajta, bo Ruscy idą”. To my po to drzewo nie szli. Ja do lasu, do ojca, pod górę, dalej równo. „Tata, Ruscy idą, już są w Kłącznie”. Wozy mieli zostawione. I ta górka, hura, hura, czapki zdjęli. I przyszli. Zaraz konie zabrali. Ale nie było wozów. I tata z jednym Ruskim rozmawia, ten mówi, czy on, tata, umie po niemiecku. Tata mówi, że jo, umi. Ale my rozmawiali już te- raz po polsku. Z ojcem rozmawia po niemiecku. […] I on mówi, żeby te konie oddać, co je prowadził Ruski. I zaprowadził konie, te trzy. Źrebak i ten kula- wy. No i idziemy, ojciec chciał zrobić ciepło. Jak te Ruskie weszli, jak zaczęli przewracać, szafę, nie szafę. A tu ten dom był dalej, jak te płytki sięgał. […] Idziem z powrotem, ojca znali, zbiórka u sąsiada. Wszystkie chłopy zbiórka, no i myśmy ojca pożegnali. Noc, oni jeszcze byli, zbiórka robili z nimi wszystkimi. I Rusków pełno… (1). Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 269 Kwestia granicy bezpośrednio wybrzmiewa szczególnie w sytuacji wspo- mnień najazdu wojsk radzieckich na tereny niemieckie i ich barbarzyńskich czynów. Mówi o tym wprost kilku narratorów mieszkających w tamtym cza- sie po niemieckiej stronie granicy. Ja nie wiem, co oni myśleli, żeby oni myśleli, nie wiem, że to są Niemcy. Bo temu tu była granica i oni nie uznali, że my byli Polakami, nie? Oni że tu byli Niemcy i im było… oni gwałcili, nie. Ale tak mi opowiadała mojego męża kuzynka, ona mówiła, one się schowali w takie kopce od kartofli, nie, ona mówi, dziesięć, ona policzyła, że do niej poszli. Dobrze, że ona z ciążą nie została. A ona mówi, a wtedy ona zemdlała, ona już nie wie nic. Dziesięciu ona policzyła, że na nią weszli, nie, tych Rusków. A tera ja ci powiem, mój mąż szedł do Nawcza zobaczyć tera, jak to tak ta wojna, co tam jest. To on mówi kobietę taką starszą, grubą, tam jest taka kapliczka, nie, w środku w tej wiosce jak ty jedziesz, tam oni mieli kobietę położone, on nie rozbierali, on wziął nóż, on mówi, tu miał wszystko jej rozcięte ciuchy, a wtedy po kolei oni stali do niej, a oni jego wołali: „Chodź!”, a on mówi: „Mnie nie nada”. A on mówi: „Wtedy ja zara szedł do domu”. Ja mówię: „Po co ty szedł zaglądać?”. „No, on mówi, on chciał zajrzeć jak w drugiej wiosce jest, co tam się dzieje, nie”. Temu, że tu była ta granica, bo ty wiesz, gdzie ta granica była, nie? I temu oni myśleli, że to tu byli Niemcy i im było wolno, Niemcom oni mogli robić, co oni chcieli. Temu oni okradali, gwałcili (7). Ukrywanie się kobiet przed żołnierzami radzieckimi oraz nieustanna po- moc w tym względzie ze strony rodzin oraz społeczności sąsiedzkiej jest tema- tem wielu wojennych narracji. Jedną z nich jest wspomnienie kilkunastoletniej wtedy mieszkanki Kętrzyna opisującej zachowanie żołnierzy i panujący strach: A jak oni tak szli, ty wiesz, oni jechali, płoty nie płoty, nie było żadnych płotów w Kętrzynie. Wszystko oni pojeździli, porozrzucili, takie… I wiesz takie nic nie szanowali, to było wszystko takie, mmmm, takie… jakby z taką nienawiścią oni szli te Ruski. To było wszystko, im było wszystko wolno. To było tak strach. Ty wiesz, ile my siedzieli w piwnicy na kartoflach? […] To on zawsze mi kuzyn otworzył dół i my weszli na kartofle, ona nam koce wrzuciła, ona nam jedzenie tam dała i tak. Ja biegałam, bo tak my w domu nas wypę- dzili to my byli u takiej mojej kuzynki, nie? I teraz my idziem tam, ona ma piwnicę, my pójdziem w tą piwnicę. Ona miała tam spiżarkę i w tej spiżarce było tak, że w dół my weszli po drabinie, a wtedy ona miała dziecko prawie 270 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) małe, ona włożyła kosze, ty wiesz, były te plecione, i pieluchów tak narzucała, to oni nie wiedzieli, że tam było… On za mną biegał, a ona mnie wpuściła i on zara przyszedł, że tu weszła dziewczyna, dziełcha, a ona mówi tu żadnej dziołchy nie było, nie? „Jo, tu było!”. On przeszukał mieszkanie, nie było, to on poszedł. Ona mówi: „Ty by była odebrała… On tu za tobą przyleciał”. Bo on widział, że ja tam stąd szłam od tej kuzynki, tam biegałam, nie? Ja mówię, tak ze strachem, wiesz ty, jak my ze strachem, my szli w pole, to my tak, żeby trochę na powietrze… A my mieli takie zbudowane do… no, zboże, ty wiesz, wkładane w ten… to my tam za tym byli. A później oni nas do pracy brali, na szosę. A ten do wieczora, oni takie nosze zbudowali, piasek nosić, bo to, ty wiesz, tyle tych jechało czołgów. To były same dziury na szosie, to oni tym piaskiem zasypywali. To musieli iść do tej roboty, temu my się kryli, żeby oni nas nie brali. Wtedy koło wieczora mój kuzyn szedł wprzód do domu, a on mówi, a wy za chwilę pójdziecie przez las. Jak oni strzelali za nami, nie? No, że my dobiegli do domu, a tera my dobiegli, to prędko pod stół, a ona jeszcze miała dywan podniosły, żeby oni nas nie widzieli, gdzie my jesteśmy. Cały czas ze strachem (7). Strach przed gwałtami i determinacja oraz pomysłowość członków rodzin i społeczności w szukaniu sposobów obrony kobiet przed agresorami pojawia się, w mniejszym lub większym stopniu, w każdej wojennej narracji. O ofia- rach gwałtów narratorzy mówią ogólnie, bezimiennie. To, co osobiste i czemu poświęcają więcej czasu w dzieleniu się wspomnieniami z obcym (czyli z prze- prowadzającą wywiad), to historie ochrony kobiet przed żołnierzami. Opisują to m.in. mężczyźni mieszkający w tamtym czasie w Kłącznie: Ale za tymi kobiatami!… W nocy, wieczorem… Walili w okna… Czte- ry dorosłe u nas, no i ta… Wiedzieli, że były dziewczyny. Nasze okna niżej, dziewczyny uciekały do lasu. A w te miejsca chłopców. I coś tam wyczuli i za- częli po łóżkach, czy ciepłe. Oni nie raz, dwa czy trzy. Mama nas porozsadzała po tych łóżkach. Gwałcili… W kuchni… (2). Jak zaczęli Ruskie zbierać nas, zebrali parę kobiet i dzieci. Do gwałcenia, te Ruskie. No i tutaj… z tej strony. […] A mama więcej nic, zabrała moją siostrę za rękę i uciekła. I na dole była chałupa […] no i tam te kobiety były. Był taki duży komin w środku (też taka ziemianka). I za tym była jeszcze taka komórka, i tam parę dziewczyn schowano. A tam to byli stare, moja mama. Ale pierwszą noc to nas zamkli, w tej piwnicy, było zimno, ciemno, wepchli, chcieli Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 271 te kobiety tam wybrać sobie. A to były dzieci, i nie dały tych kobiet. To był ryk. Na siłę chcieli, ale nie dały tych kobiet (1). Ochrona przed gwałtami jest częścią pamięci rodzinnych, przekazywa- nych nowym członkom rodziny, w tym młodszym pokoleniom. Wspomnie- nie „świadka granicy” rozwija żona jednego z narratorów: Tam była taka stara babcia, siedziała za kominem. Ona opowiadała, ciotka, Ludwika mama. Miała taką wielką spódnicę i pod tą spódnicą, siedziała na krześle, z różańcem, a one pod tą spódnicą siedziały. Podpowiada także córka, która inicjuje wypowiedź narratora. Dopowiada on tak: Jak Ruskie przyjeżdżali, to mieli na nogach takie… piec wielki do piecze- nia, bo tam cała wieś piekła chleb, chodzili tutaj i jak Ruski przyjeżdżali, to dziewczynkę tą do tego pieca. Ale kto to był, to ja już nie wiem… Narracje okołowojenne dotyczą także nieodwracalnych zmian w społecz- ności. To przede wszystkim wyjazdy (ucieczki) ludności niemieckiej, a także dramaty z tym związane. O wyjeździe ewangelików opowiada jedna z narra- torek, dotykając tragedii z tym związanych, jaką były samobójstwa. Tam, gdzie się powiesiła ta… […] Oni wyjechali, mieli zapakowane wozy. Ona też jechała, pod górą ona mówi: „Nie, ja zapomniałam, muszę iść nazad”. „Nie, miejsca już nie ma, nie możesz już nic wziąć”. A ona: „Idę”. Puścili. Długo nie przyszła. Poszli zobaczyć, a ona już wisiała na strychu… Ja pamiętam dokładnie tą babcię. Jak my tam zawsze do szkoli szli, zawsze nam coś dała. Dokładnie pamiętam. I tak to było do dupy wszystko. Ale musieli żyć jakoś. […] Jak była wojna, to zaraz szli. Wszyscy wek. Ale alles kaputt wszystko (4). II wojna światowa przyniosła ogromne straty, o których mówią narratorzy, często dość płynnie przechodząc do czasu – także bardzo trudnego – powo- jennego. Rok 1945 i kolejne lata to również powroty wielu bliskich, a także ich relacje z tułaczki oraz tego, jak wyglądał świat końca wojny, który widzieli. Przykładem takiego wspomnienia jest narracja mieszkańca Kłączna: 272 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Do Lubuniu poszli. Sztabu nie ma, w Bytowie. Na noc tam szli, a drugiego dnia z powrotem na Bytów. Jakoś się dowiedzieli, mama wybiegli i pożegnali się, za wioską. Do Bytowa, na zamku. I tam ich wszystkich mieli, starych nie starych. Jednych wypuścili, co już nie mogli. Co byli na pierwszej wojnie. Ale wuja też był, ale że silny, nie wypuścili. I do lagru. Szli z nimi pieszo. Jak oj- ciec opowiadał, 50, 60 kilometrów. Jak oni szli na Chojnice, to oni zrobili 70 kilometrów. Ojciec mówił, pieszo. Do Działdowa, do Ciechanowa… Tam oni ich zebrali, tam ludzie padali. W oborze, w stodołach, zupy gotowali, liście kapusty, brukiew. I tych chłopom dawali. No kto był silniejszy, ten jadł. Ten z boku, jak ojciec opowiadał, rano się budzi, nie żyje, nie żyje. A ojciec przeżył. Jak było to wyzwolenie, to wypuścili. Ale okupacja była ruska. Chłopów do PGR-ów, do roboty. A ojca i innych do wagonów. Bo byli Niemce, a tu byli Polacy. I ojca zapakowali, do tego wagonu, w pociąg. […] I taki krzyż był. Ja nie wiem, jak to po polsku. To rozbite te stacje były. I krzyż, mówił, to się na- zywa. Ale gdzie to było, to nie wiem. I ojciec wyszedł z tego pociągu, on tam stanął. I na peronie pełno ludzi, dzieci, obiady gotują sobie. Ja na boku, ojciec mówi, usiadłem, patrzę sobie. Jedna pani podeszła, po niemiecku, i przynio- sła miskę zupy. Ojciec sobie myśli, mam rodzinę w Polsce, nie w Niemcach. I uciekł, pod wagonami. Pociąg ruszył. Mało by brakowało, a by było po nim. Pociąg ruszył, Bóg mnie uratował, mówił. I przeszedł. Patrzył, jak strona. Do Niemców nie. Wskoczył w wagon towarowy, z powrotem tu, na Zachód. Do Słupska, ze Słupska, pod Słupskiem, nie wiem, jak to tam było, szedł pieszo, tylko nocą, aż do Polski, aż do Kłączna. Już PGR-y były, wojsko ruskie, do pracy. Się schowałem i na to patrzę. […] Jak się widno zaczęło robić, to ojciec w las. I w jaką stronę iść. Ojciec przyszedł sam, prędzej. I się umówili, że kto będzie prędzej, to powiadomić, że my żyjemy. I ojciec tak kombinował, że przyszedł ze Słupska pieszo, ale miał już tych klamotów różnych, czapkę, nie czapkę, pozbieranych. Ale muszę zobaczyć, jak Bytów wygląda, jak jest rozbity, połowa mostu była… nowy po wojnie zrobili. Parę lat temu połowę starego rozebrali. Jak zaczęli rozbierać, bo stary… Jak ojciec opowiadał… (1). 5. Życie po wojnie – (nie)widoczna granica Życie powojenne oczami dziecka we wspomnieniach po kilkudziesięciu la- tach charakteryzuje ambiwalencja. Z jednej strony narratorzy podkreślają pustkę, jaką pozostawiła po sobie wojna, z drugiej opisują rodzący się nowy świat i niejako rozpoczęte na nowo życie. Nowa rzeczywistość to nowi Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 273 mieszkańcy, a także dla części niemieckiej omawianego terenu – nowa przy- należność państwowa, a dla wszystkich nowy ustrój. Opowieści narratorów dotyczące wojny, jak i pierwszych lat powojennych pod względem opisów warunków bytowych oraz trudności życiowych są do siebie podobne. Badani mówią o „pustce”, „stratach”, „głodzie”, o tym, że „nie było nic”. Ilustracją niech będzie pełna emocji wypowiedź narratorki opisu- jącej życie w Piasznie: Nam po wojnie, wiesz, kochana, co nam zostało? Surowe ziemniaki i tro- chę soli. Dlatego my przeżyli… A w mieszkaniu był… A wiesz co… Brud i smród, bo nie było okien, nic… My tam, do koleżanki, gdzie ta wojna za tym, dalszym sąsiadem, koleżanki mojej rodziców, tam nie, nie, nic nie było spalone, to tam poszliśmy, do nich, bo nie mieli gdzie. Bo tam trupy i brud, i smród. To taki malutki pokoik, jak ja tam… Piec napalony i słomę na podłogę, i wszystki kładliśmy się, jak śledzie. I też nie było co jeść, tylko surowe ziemniaki, i trochę soli. Gotowali garki, rano i wieczór tylko bulwę, był ugotowana w mundur- kach, jak dla świni. To… Ja przeżyłam dużo… (6). Wiele narracji dotyczących pierwszych lat po wojnie łączy w sobie wspo- mnienia życia codziennego i trudności z nim związanych z opisami chaosu w społeczeństwie, a także niesprawiedliwej i krzywdzącej polityki państwa. Ta ostatnia kwestia dotyczy m.in. tego, co „zabrali komuniści”, i odnosi się przede wszystkim do reformy rolnej: „zabrali po wojnie wszystko… zabie- rali nie tylko u nas, ale w całej Polsce”. O trudnościach życia w powojennej Polsce opowiada między innymi jedna z mieszkanek powojennego Kłączna: Ta wojna tyle nie zniszczyła jak po tej wojnie. Kradli, rabowali, gdzie się tylko dało. Kiedrowice, łąki, to się wszystko wypaliło, te wioski. Brali wszystko z domu, jeden drugiemu… Była bieda, bo pamiętam, tata był w lagrze rok czasu, mama sama została. Tylko że my mieli szczęście, że krowa została. Cała wioska prawie brała mleko. Kłótnie też były, bo jedne krowy wróciły. Te mówi, to moja, ten, że moja. Jak było, nie wiadomo. Ale przynajmniej było co jeść. Gdyby nie te komuniści zasrani, powiem. Jako panienka chciała się ubrać, a to musi oddać, musi oddać, cała wioska. Takie to były czasy (3). Wspomnienia życia powojennego dotyczą w dużej mierze rozpoczęcia lub powrotu do szkoły. Brak nauczycieli, niski poziom nauczania i inne nie- dociągnięcia związane z budowaniem struktur szkolnictwa na nowo, a także 274 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) obowiązki w gospodarstwach domowych, które były w większości rodzin najważniejszą potrzebą – to główne wspomnienia dotyczące pierwszych lat w szkole. Opisuje to jeden z mieszkańców Kłączna: Po wojnie u nas na wsi nauczyciel z Polski, bo była mała miejscowość, przyszedł później, bo mała miejscowość. U nas chyba gdzieś w 48 chyba. Chy- ba były cztery klasy. Bo przed wojną, za niemieckich czasów, było siedem. I je- den nauczyciel był… Później […] to tam nas chodziły trzy czy cztery roczniki nawet. […] Nauki było mało, bo on miał krówkę, i wtenczas nauczyciele mieli jeszcze pole. A ja w domu zawsze w konie robiłem. I musiałem mu zorać. By- łem chłopak ze czternaście lat. Nie patrzył, czy ja się uczyłem, czy nie uczyłem. Do Studzienic, tam już było co innego. Weszedł język rosyjski, dodatkowy. Nauczyciel z Kościerzyny, przedwojenny. No i, pani, chodziłem do piątej i do szóstej, ale szóstej nie skończyłem. Bo przyszedł na wizytację taki inspektor oświaty, kontrolowali. Z powiatu, on tam parę razy przyjechał […] I się okaza- ło, że ja byłem za stary, że trzy rocznikiem byłem nie tego… (2). Kolejną, być może dla większości narratorów największą trudnością, był język nauczania. Badani doświadczali problemów, a także – choć nie wszyscy mówią o tym wprost – dyskryminacji z tego względu. Sytuacja była pod tym względem podobna do przedwojennej, tyle że w części przypadków zmienił się język wykładowy. Nakaz mówienia po polsku był trudny dla tych po- sługujących się w domu niemieckim, jak i kaszubskim. Mówi o tym jedna z narratorek: Najgorsze było w szkole… Po wojnie nauczycielka… Ja… Druga, czy do drugiej klasy. Druga, czy… Mi się wydaje, do drugiej, czy do trzeciej… Najgor- sze było, nie, żeby nas… Powinnam uczyć, że a, b, c, d, a zaraz byś całe tego… To był bardzo ciężko. A książków nie było… (6). Jeszcze dobitniej, podkreślając stosowaną przemoc, opisuje swoje do- świadczenia z polską szkołą zaraz po wojnie inna mieszkanka przedwojennej strony niemieckiej: My chodzili, ale nic nie wiedzieli… […] Ten taki też po kaszubsku umiał, tylko że on chciał być wielkim czymś, nie… Wiele nie umiał, a my nic… (śmiech) Tu ta granica była, ale my tu nie chodzili. Nie ma znajomych, po co my tu do tych polskich ludzi… Bił nas wszystkich. Chłopaków to po twarzach. Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 275 Ty nie wiem, chodź ja ci powiem. Aż mieli spuchnięte twarze. Wariat to był. A my wszystko po niemiecku. A jak my mieli gadać?! Po rusku?! Tam przy stacji […] tych chłopaków dwóch szło do szkoły. I dziewczynka, jak ja. I in- spektor, do Bytowa, przyjechał, spytał, kogo on bije. Wszyscy rękę do góry. „O, mówi, ostatni raz”. On się uspokoił. Wielki Polak. Jo, wielkie coś, chciał rządzić. Ciężko. Wyzywali i wszystko (4). Trudności, szczególnie bytowe, wspominane są w kontekście siły, zarad- ności, wytrwałości mieszkańców. Badani wspominają pomysłowość i deter- minację poprawy swojego losu, których doświadczali w swoich rodzinach, obserwując dorosłych oraz szybko ucząc się od nich i pomagając im w prze- zwyciężaniu trudności życia codziennego. Ilustruje to wypowiedź narrator- ki z Piaszna, która opisuje także „zdobywanie” sprzętów pierwszej potrzeby głównie z miejsc opuszczonych przez Niemców: I jak okien nie było, to po wojnie ten jeden, celnik spalił się, a, jak to chło- pak, mama, mój brat któryś… mama mówiła nasza, też jak, słuchaj, no leć na te domy celne, i zobacz, czy to wszystko spalone. A on poleciał, przyszedł, mamo, dwa domy stoją, tam są okna, ale tam już ludzie zabierają wszystko. No to mama mówi dobrze, to, mama poszła z bratem, i takie jedno okno, jak to, tu. Przynieśli. A resztę było deską zabito […] My dobrze tę biedę przeżyli, po wojnie, bo nasza mama umiała wszystko. Szybko nas… Mama tak, zaczarowa- ne, to musiał być tak… Mama nie darowała. To musiało być tak elegancko, tak jak była na… Nas nauczyła na drutach robić, wełnę prząść, bo owce mieliśmy później. Wełnę… Nas wszystko, na drutach nauczyła, szyć, wszystko. I dlatego my tą biedę tak jakoś. My się nie dali gorzej tych, co mieli ojca (6). Wspomnienia wydarzeń odświętnych po wojnie dotyczą przede wszyst- kim tych związanych z religią. Badani opisują I komunię św. czy bierzmowa- nie, wskazując na pozytywne emocje, a także podkreślając rolę Kościoła czy – bardziej – księdza, jako lidera społeczności oraz inicjatora lokalnej samopo- mocy i budowania wspólnoty. Opisuje ten proces ze szczegółami mieszkanka, której narracja dotyczy przygotowań do komunii: I, proszę ciebie, on mówi, ja bym tak chciał, on mówi, żeby te dzieci ta- kie, a szczególnie ta Piaszno, on mówi, to nie mają dachu nad głową, tylko… Ja bym tak chciał, on mówi, mam tutaj dwie panie, jedna kościół sprzątała i dzwoniła, i druga, jak tam ktoś przyjeżdża, bo matka jego już była stara, on 276 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) mówi, to on, mówi, te by chciały upiec ciasto. Ale z czego to ciasto? On mówi, ja bym tak prosił, a, ale na kazaniu, że Piaszno takie, że są takie wioski, że nie, prawie nic nie są… Mają kurki, mają… Ja bym tak prosił, żeby dla tych komunijnych dzieci chociaż dać czy dwa, czy trzy jajeczka, on mówi, troszkę masełka… Cukier to nawet w sklepie jest, to ja pójdę kupić, on mówi, ale, on mówi, moje panie by upiekły, ale nie ma mąki w sklepie. Ale, on mówi, jak mnie wiadomo, jeden młyn jest spalony, jak do Ciemna, ale mówi, mnie wia- domo, ten drugi młyn już działa, on mówi. Ale, on mówi, po tą mąkę ja pójdę osobiście. Ja pójdę sam, to ja da… Zobaczę, co mi się uda załatwić, kupić, on mówi, to ja zani-, za tydzień powiem. On mówi, ja pójdę osobiście, do młyna- rza… Szedł do młynarza, bo tam, jak… W Tuchomiu na prawo jest ten młyn, nie. I on mówi, młynarz mówi, o, ksiądz idzie święcić ten, mnie młyn. A ksiądz mówi, tak, mogę i poświęcić… Ale on mówi, ja przyszłem do młynarza w innej sprawie. A co ksiądz ma na sercu? Ja mam na sercu, przyszłem ci, od młyna- rza bym chciał załatwić dla dzieci komunijnych, postanowiłem, żeby te dzieci biedne, bo szczególne to Piaszno miał, on mówi, tam nie ma nic… Żeby te dzieci jakieś dostały, to… Kawę i to ciasto. Ale nie ma mąki w sklepach, no tak bym kupił, jakoś. A młynarz mówi, a ile ksiądz tej mąki potrzebuje? No, tyle i tyle będzie dzieci, bo tych wiosek… On mówi, to bym chciał, zapłacę. A mły- narz mówi, lepiej więcej niech ksiądz weźmie tej mąki, żeby nie zabrakło. Ale proszę niech ksiądz już po tą mąkę nie przychodzi, tylko proszę powiedzieć, na kiedy ta mąka, i gdzie ma być dostarczona. No, ksiądz mówi, do plebanii, w ten i w ten, bo moje panie będą piekły. A, ksiądz mówi, ale młynarz, ile ta mąką kosztuje… Jak to jest dla dzieci komunijnych, za darmo da. A ksiądz mówi, ale ja bym chciał na, co ja nauczyłem te dzieci, jak będą pro-, żeby młynarz był na mszy. A młynarz mówi, ja będę z moim pracownikiem, wszyscy przyjdziemy. I jeszcze kwiaty przyniósł (6). Pamięć budowania wspólnoty wiąże się w dużej mierze z nostalgią za czasami młodości oraz tęsknotą za aktywną społecznością lokalną, spędzającą wspólnie czas. Ilustruje to dobrze opis jednej z narratorek: Jak żeśmy odprawiali majowe nabożeństwo, tam jedna kobieta zawsze odmawiała… Ja grałam, mój brat grał, na akordeonie. Musieli śpiewać, bo ja fałszowałam. Nigdy nie zapomnę. Było bardzo wesoło. Umawiali się, gdzie w sobotę, gdzie zabawa. […] Przedstawienia, Przewóz, Studzienice, zawsze ktoś coś pokazał. Żeśmy się spotykali. […] Zawsze pierwsze miejsce, przed- stawienia. Myśmy w Koszalinie byli, w Słupsku, a tak po tych wioskach. Po Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 277 kaszubsku przeważnie. No i tańce kaszubskie… Ludzie razem, była bieda, ale ludzie się spotykali (3). Wspomnienia powojennych lokalnych społeczności nawiązują także do ich zróżnicowania społeczno-kulturowego po wojnie. W szczególności narra- torzy mówią o nieporozumieniach między ludnością napływową a miejscową, co wiąże się m.in. z dyskryminacją na tle językowym. Wypowiedzi badanych nie są jednak jednoznaczne i pokazują złożoność powojennych postaw i sytu- acji. Jedna z narratorek, która opowiada o negatywnych odczuciach związa- nych z relacjami przede wszystkim z ludnością napływową, przyznaje: Te Ukraińcy to byli lepszy. Nie wyzywali nic, przywieźli… […] Ona mó- wiła, już nie żyje. Mówi, wy nam nic złego nie robili. A wy nam też nie… Na- prawdę nie… Dużo ich było, ja już zapomniałam, jak oni się nazywali…”(4). O lokalnych animozjach w pierwszych latach powojennych wspomi- na część mieszkańców, wskazując szczególnie na napływ osadników przede wszystkim z akcji „Wisła”. Przykładem jest wypowiedź mieszkańca Kłączna: Ukraińców za dużo przyszło (szeptem). No w Kłącznie nie było ich. Nie- zabyszewo, Tuchomie… To była bijatyka, się tłukli między sobą! Bo ty chcieli być mocniejsi, i tu chcieli… Długi czas były takie nieporozumienia. Gospodar- stwa zajmowali te Ukraińce. Ale teraz nie widać, czy to Ukrainiec, czy Rusek, czy Niemiec (śmiech). Teraz to wszystko jedna rodzina (1). Granica odczuwalna była, według niektórych, właśnie w kontekście bu- dowania się nowego społeczeństwa. To właśnie po stronie niemieckiej było wielu nowych osadników, a wielu dotychczasowych opuściło swoje miejsce zamieszkania. Jeszcze bardziej – według badanych – różnice obu części oma- wianych terenów widoczne były gołym okiem. Wskazują przy tym przede wszystkim na wyższy stopień modernizacji po stronie niemieckiej i bar- dziej rozwiniętą infrastrukturę. Tyle że – większość cennych przedmiotów, urządzeń i nawet infrastruktury została zabrane przez Niemców, zniszczo- na przez Rosjan lub rozkradziona. Elementy poniemieckie „krążyły” więc w mniejszym lub większym stopniu po całym Pomorzu lub dalej. Natomiast gospodarstwa, w których wychowywała się część narratorów i ich otoczenie, pomimo usytuowania po stronie niemieckiej, nie były bardzo zmodernizowa- ne. Mówi o tym jeden z rozmówców z Kłączna: 278 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) Tam tak, bo tam wojna bardziej była […] Tu były Niemcy, ale jak zabrał Ruski, jak ładowali na wagony w Bytowie, i to wszystko gdzie to szło? Na Ru- skie szło. Były sprzęty, niemieckie, co nie były spalone. […] I tu przyszli Ukra- ińcy, Polacy. […] bo Niemcy mieli lepsze sprzęty. No tu tak aż nie było, bo tu nie było nawet światła. No to co tu za sprzęt miał być, jedna maszyna, mło- carnia. A tak nie było, ręczne więcej, na konie. Ale ludzie zaczęli, jak Niemcy uciekali, kto zdążył maszynę lepszą, to sobie przyprowadził, to mieli tu (2). O zauważanych po wojnie różnicach w przestrzeni oraz infrastrukturze mówi natomiast emerytowany pracownik leśnictwa leżącego przed wojną po niemieckiej stronie: Ja tylko wiem tak, mogę powiedzieć… tu przy granicy Chojnice, Zapceń, według mnie była bieda. Taki przykład mam, że jak była reorganizacja nadle- śnictw. Kiedyś w Szczecinku było 80, a zrobili 30. I nas przerzucili z niemiec- kich terenów, ten dziki Zachód, tak mówili na nas tutaj, po niemieckiej stronie tu. I nas tam przerzucili do tej Osusznicy. Na polską stronę. I jak przyszliśmy, nas przywitali i tego, dali nam samochód służbowy i tak dalej. I gadają nam ”dobrze, że wy z tego zgniłego zachodu tutaj przyszli”. A ja tak na to, to ta- kie dziwne dla mnie było, nie. I on tu przyjechał, nadleśniczy, ten naczelnik, pokazywał te tereny. „O […] ty masz więcej sprzętu jak ja w nadleśnictwie!” Ja im przy piwie, jak się spotkaliśmy: „wy jesteście sto lat za Murzynami”, bo faktycznie. Starym systemem szło tam. […] Leśniczówki, szkoły, poczty, mó- wił zawsze ten stary naczelnik, że to było za pieniądze, jak Francuzy przegrały wojnę. Jakaś tam była… nie wiem, ja tam historykiem nie jestem. Dostali duże odszkodowanie. I dlatego one są takie murowane i porządnie zrobione. Polskie (placówki – przyp. KCK) to były słabe. Jeszcze jedno stoi, na Kościerzynę, Półczno chyba. Tu stały drewniane takie. To są cenne domy. Tylko dużo zruj- nowano po wojnie (2). 6. Zamiast zakończenia. Bycie pomiędzy, czyli „ludzie granicy” Z wysłuchanych wspomnień „świadków granicy” oraz opowieści i komenta- rzy przedstawicieli kolejnego pokolenia, w których pamięci istnieją elementy związane z dawnym podziałem Pomorza, wyłania się obraz „ludzi granicy”. Pamięć biograficzna rozmówców ma wiele cech wspólnych, dotyczących zarówno ich doświadczeń związanych z podobnymi uwarunkowaniami Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 279 historycznymi, jak i ze sposobami ich nazywania, opisywania i interpretacji. Jest w nich dużo „bycia pomiędzy”, tak w sensie dosłownym, jak i metafo- rycznym. Niedookreśloność „ludzi granicy” dotyczy w dużej mierze języka – czyli tej sfery, która jest łatwa do uchwycenia i kształtuje komunikację między- ludzką. Co więcej, jest często traktowana jako jeden z głównych elementów identyfikacji społecznej, kulturowej, narodowościowej czy etnicznej. Język jednak dla ludzi „doświadczających granicy” nie jest oczywisty i nie zawsze idzie (czy szedł) w parze z tożsamością. Przykładem niech będzie wypowiedź dawnej mieszkanki Piaszna, która choć deklaruje silną identyfikację polską, to w jej życiu, także codziennym, ważną rolę odgrywał język niemiecki. Było tak zarówno po przeprowadzce w dzieciństwie na stronę niemiecką (właśnie do Piaszna), jak i wcześniej, a także – po wojnie: Oczywiście, my wszyscy mówiliśmy po niemiecku!… A mnie się wydaje, po wojnie, że babcia umiała. Bo mama chodziła do niemieckiej… Ja tak myślę. Ona u nas po wojnie pięć lat leżała. Babcia była do tańca i do różańca! Tak jak ja (uśmiech). Jak my się przeprowadzili, to po niemiecku. A tam w Lipnicy, to po polsku chyba (6). O tym, że język może podzielić rodziny, świadczy wypowiedź mieszkanki przedwojennego Kętrzyna o perypetiach jej krewnych: I mama chodziła do szkoły niemieckiej. A ona mówi, a jej ojciec nie wie- dział, nie? Bo mama potrafiła po niemiecku i pisać, i gadać. Bo taty brat był w Niemczech zostany po wojnie, wtedy oni pisali, wtedy ona pisała. To ona tak pisała, aż on się dowiedział, ten dziadek mój, że ona chodziła do niemieckiej szkoły, jak on był zły. Ona mówi: „Ja doch po polsku też się nauczę”. A ona się nauczyła i po polsku pisała, i po niemiecku pisała (7). Nieoczywistości językowe widać także w przypadku przekształceń na- zwisk oraz różnic w zapisach w obrębie rodzin. Jak mówi rozmówca badający lokalną historię: „zacząłem studiować te dzienniki (szkolne – przyp. KCK). Jej siostra w Masłowicach nazywała się […], niemiecka pisownia. Kolega, […], polska pisownia. Natomiast jego rodzice, usprawiedliwienie, podpisy- wali się po niemiecku. To była dopiero schizofrenia!”. Język dla „ludzi granicy” był wyzwaniem oraz elementem uprzedzeń ze strony innych, a nawet dyskryminacji i przemocy. Świadczą o tym liczne 280 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) wypowiedzi dotyczące przymusu używania języka niemieckiego i następnie polskiego w szkole. Wyzwaniem zaś była szybka adaptacja do nowych wa- runków, tak aby poradzić sobie z nauką, a także z komunikacją i unikaniem sankcji ze strony nauczycieli i innych przedstawicieli władzy czy nawet ró- wieśników. Język był (czy bywał) więc problemem, wiązał się z poczuciem braku akceptacji, ale i manifestacji swojej identyfikacji. Bywał też powodem do dumy – ze znajomości przynajmniej dwóch, a także – co wybrzmiewa w części narracji – poradzeniem sobie z trudnościami edukacyjnymi. Jak wy- znaje jedna z narratorek: „Bo ja, moja droga, nie mam wykształcenia… ale proszę ciebie, chodziłam do niemieckiej szkoły, i do polskiej”. „Bycie pomiędzy” to także, a może przede wszystkim to, czego język jest tylko jednym z przejawów, a mianowicie – zawiłe losy rodzin. „Ludzie grani- cy” w przypadku wielu elementów biografii tworzą swoistą „wspólnotę pamię- ci”, mocno opartą na doświadczeniach zmiany przynależności państwowych i wydarzeń historycznych z nimi związanych. Opowiada o tym mieszkanka omawianego terenu, zbierająca wspomnienia ostatnich „świadków granicy”: Kobieta wyciągnęła drżącymi dłońmi z szuflady przy łóżku taki album, kojarzycie, taki prostokątny, z tej strony otwierany, taki sztywny papier, zszyte… słuchajcie, ten album jej zrobił chłopak partyzant z Gryfa, który się w niej zakochał, żyletką jej powycinał, datę… […] I opowiadała o tej pierwszej miłości. Jego losy… nie wiem, czy on zginął, czy to tam się stało, ale ona to ma. I ludzie mają takie rzeczy w domach, że nam się nie śni. Chłop, który miał dziewięćdziesiąt parę, ale on nie żyje, jo? […] To on z kolei w czterech różnych mundurach zdjęcia. To jest coś, co jest nie do pomyślenia. W dzisiejszej świadomości ludzi, żeby wytłumaczyć, dlaczego on miał mundur Wehrmachtu… mundur najpierw amerykański, Andersa i ostatni Wojska Polskiego. Bo on tak: był w Wermachcie, alianci ich po- bili gdzieś, na froncie gdzieś tam, wzięli ich do niewoli. Jak się okazało, że Polacy, to im te niemieckie mundury zdjęli i założyli im swoje, bo innych w ogóle nie mieli. Założyli im amerykańskie. Kolejne zdjęcie w amerykań- skiej rogatywce. Kolejne w armii Andersa, bo oni ich wepchali do armii Andersa. I kolejne, już wojna się skończyła… I on po prostu, ale twardo wszystko wiedział, opowiadał (wywiad grupowy). O nieoczywistościach związanych z identyfikacją narodowościową, pocho- dzeniem i językiem mówi także inny przedstawiciel kolejnego pokolenia „ludzi granicy”, także zbierający wspomnienia „ostatnich świadków” lokalnej historii: Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 281 Kobieta […], 45 rok i tak dalej, te wszystkie dramaty, ojciec ginie… I ma gospodarstwo po tej stronie, tu, oni się znali. Ona się nazywa […] (imię pol- skie, nazwisko niemieckie – przyp. KCK). Czuje się Niemrą. Poznaje po tej stronie wdowca, po stronie polskiej. Ich pola ze sobą ten… On czuje Polakiem. Miał dwójkę dzieci z tą swoją pierwszą żoną. Ale ona ma też dwójkę dzieci. I teraz tak, ona z tą dwójką, którą odziedziczyła, po polsku. A z tą dwójką, którą ten, tylko po niemiecku. O wspólnocie losów „ludzi granicy” i ich tragizmie opowiada przedsta- wiciel kolejnego pokolenia, podkreślając także, że wpływ dawnego podziału sięgał dużo dalej niż do okresu II wojny światowej: W Tuchomiu, 7, 8 klasa, 20 procent nagle moich kolegów wybyło do Nie- miec. Moi obydwoje rodzice, mama i tata, także urodzili się w Niemczech. […] Też doświadczenie granicy… Wujek […]. Marzec 45, Rosjanie wkraczają. I wszystkich mężczyzn… Syberia, zamek w Bytowie. On bardzo dobrze to pamięta. Powrót z obozu, z lagru. Mojego dziadka. Gdzie on wracał lasami i tak dalej… I Polacy… Uciekał przed Polakami, żeby go znowu nie wzięli gdzieś do pracy jako Kaszuba, jako Niemca. Bo on tylko po kaszubsku. […] […], Ciemno. On mi opowiadał, bo w Gliśnie został zastrzelony Gryfowiec. I dla Kaszubów, Gryf, największa świętość. Okoliczności, w których został – no, że zastrzelili bandytę. Polskiego bandytę. On jako uczeń w niemieckiej szkole w Ciemnie zwłoki tego polskiego bandyty… musieli go oglądać. Oko- liczności, w jakiej doszło do tej potyczki… Ale też ucieczka w 45, ewakuacja. I potem powrót. Bo zostało Pomorze odcięte. I wszyscy na Gdynię i Lębork. I to wszystko było o wiele za późno. I pod Lęborkiem oczywiście dorwali ich Rosjanie i kazali im wracać. I oni wracają. Tym wozem… I z biało-czerwony- mi opaskami. Stop, wóz tutaj… Co możecie złapać z tego woza, możecie iść dalej. To 45. Ja nie oceniam…” O skomplikowanych losach ludności mieszkającej na tych terenach, czyli przede wszystkim Kaszubach, mówi dobitnie jeden z przedstawicieli kolejne- go pokolenia „świadków granicy”, wskazując na poczucie krzywdy tej grupy etnicznej, ale także odnosząc się do osobistych doświadczeń rodziny: No, zrobili krzywdę, dzieląc Kaszuby. W ogóle Kaszuby zawsze mieli krzywdę. Teraz się odnoszę do Kaszubów etnicznie. Bo co? Oni przynależeli do terenu tutaj, a nie do nacji jako takiej. Niemcy ich troszeczkę… no… nie 282 Granica polsko-niemiecka na Pomorzu (1920–1939) wykorzystywali, bo Kaszubi na takich terenach leżały ubogich. Nie było żad- nych kopalin, naturalnych, tylko lasy i byle jakie ziemie. No to sobie Kaszuby siedzą i ich nie ruszamy. No, ale jak przyszła wojna, to co. Są jednak Niemcami. No to co? Zaciągamy ich do wojska. No i w ten sposób moja babcia, moja prababcia, moja babcia tak samo, straciła trzech braci. No to była chyba dobra ofiara… ku chwale nie wiadomo kogo. Poświęcić połowę rodziny, mieszka- jąc przy granicy […] Teraz co, powiedzmy sobie koniec II wojny światowej. Wkraczają Rosjanie. Na teren niemiecki. Znowu Kaszubi są prześladowani. Trzeci etap prześladowania, Rosjanie wracają… co było przydatne do wzięcia, łup wojenny. I jeszcze mężczyźni zostali, bo w Rosji nie było siły roboczej, zabierali wszystkich na Ural. Przerąbane. Nie mamy się czemu dziwić, że one odciskają w świadomości tych starszych ludzi… (wywiad grupowy). O poczuciu niesprawiedliwości i niedocenienia „ludzi granicy” opowia- da m.in. narratorka z Kętrzyna, która wspomina działania pomocowe jej rodziny w czasie II wojny światowej, przypuszczając, że brak pozytywnych reakcji wynikał przede wszystkim z ich postrzegania przez napływowych Polaków: I teraz tedy były te baraki. To teraz jak oni przywieźli z tego Stuthoffu, nie? To oni doch zawsze stali, w każdej wiosce nocowali gdzieś tam. I zawsze zabili kogoś, bo jak chcieli uciekać, to zawsze… W Strzepczu oni na płocie zabili jed- nego, on zawisł, nie? Chciał przeskoczyć, a oni… nie zdążył, oni zabili. I w Lini byli też w kościele i wtedy byli tu. To moja mama gotowała to jedzenie. Ale ja się bałam. Ale moja siostra jedna i druga one chodziły do tych, to mleczne zupy w kankach nosiły. A tak mama specjalnie kocioł duży kupiła i oni po tych rolni- kach szli, co chwilę ktoś dał tam… się złożyli krowę kupili, czy taką jałówkę czy tam byczka i wtedy mama gotowała: to grochówkę, ty wiesz, co dzień jakąś inną zupę i oni wozili. A ja się bałam, bo oni strzelali nawet jak tam oni szli do nich. Ja mówię ja nie idę, bo oni by mnie zabili, a moje siostry mówią, one były tak: a niech mnie zabiją. A on mówi, a on ją zastrzeli. A ona mówi: a zastrzel mnie, stoję. Ona była tyle odważna, nie? Ona mówi oni są głodni, oni muszą dostać. Oni im zawieźli, nie? Temu ja zawsze mówię, żeby moja mama była żyła, to ona by była dostała tą zbowidowską, ty wiesz, po temu, że ona cały czas robiła i sta- rała się do nich tam i to jedzenie dawała, to my kartofle strugali, ty wiesz, była taka zupa ze wszystkim, z kartoflami, mięso krojone w kostkę i tedy było. Póki to było. A później po wojnie to mama miała 10 przyszło jeszcze do nas co byli z Polski, nie? To mama jeszcze ubrania im dała i to. Nawet był tam jeden ksiądz Ostatni świadkowie. Granica z lat 1920–1939 w pamięci biograficznej 283 z nimi i był jakiś nauczyciel i jeszcze ktoś, oooo oni będą dziękować. A wiesz, jak oni wyszli ani nie podziękowali. Nie przysłali ani jednego roku już nie ten… Ja myślę, że oni uważali, że my mieli, że to było… A nam znowu później, ty wiesz, że nie było nic, nam przynieśli, nie? Że my mieli do jedzenia i ubrania. To oni może myśleli, że my byli Niemcami, nie? Bo ja nie wiem czemu, bo oni nie podziękowali. Mama zawsze mówiła: ja nie wiem, tam był nawet ksiądz z nimi, ale że oni nie podziękowali za to, że mama ich tu trzymała, ich żywiła, dała im spanie u góry, nie? Nic (7). „Doświadczenie granicy”, jak przyznaje część narratorów, jest pod pewny- mi względami „ciągle żywe”. O tym, że granica funkcjonuje nadal nie tylko w pamięci „świadków granicy”, ale też w ich aktualnym postrzeganiu prze- strzeni i jej wartościowaniu, mówią niektórzy rozmówcy. Przykładem niech będzie wypowiedź mieszkanki miejscowości po niemieckiej stronie, która – choć po wojnie przeprowadziła się „do Polski” – to stale jej uwaga skierowana jest „na tamtą stronę”: Jak by otworzyli granicę (w czasie jej istnienia – przyp. KCK), to ja bym zaraz… Dwa kilometry już była… Tutaj mój chłop, my tam mieli pole, się zna- li zawsze. Po niemiecku, dziadek po niemiecku gadał. Te chlewy każdy… Po niemiecku musiał gadać też. Mnie to ta lepiej zawsze jak tu (śmiech). Wcale nie idę do wsi tu. Tam, do kościoła i wszędzie. Mojemu chłopu ja mówiła… Wiesz ty co, jak ty byś mieszkał tam bliżej do jeziora, koniec, ja bym nie chcia- ła. Ja zawsze do nas tam patrzę… (4). Tęsknota za miejscem dorastania to także, a może przede wszystkim no- stalgia za minionym czasem, miejscem i ludźmi, których już nie ma. Mówi o tym wielu rozmówców, podkreślając naturalną przemijalność czasu, ale i wydarzenia związane ze zmianą granic: wyjazdy i ucieczki części mieszkań- ców (tak w czasie wojny, jak i później) do Niemiec, a także przybycie innych na ich miejsce. Choć z wielu historiach wybrzmiewa smutek połączony z po- czuciem osamotnienia i nieodwracalnych zmian, przywiązanie rozmówców do miejsca wydaje się bardzo silne. Jak przyznaje jedna z narratorek: Tam wszystkie nasze krewni, ale nie. Ja chcę tu, ja muszę do mojego lasu iść. Tu mi się lepiej… Tam tylko co je? po tych ulicach i tylko tak… Wszystkie tam są, ale teraz już nie ma, ani tam, ani tu. Umarli wszystkie. […] Ten […] chciał tu przyjść nazad, ale dom już sprzedany, inne ludzie byli (4).