radykalny konstruktywizm
antologia
Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich
im. Willy Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego
radykalny konstruktywizm
antologia
redakcja
Bogdan Balicki
Dominik Lewiński
Bartosz Ryż
Emil Szczerbuk
Copyright © for the polish translation by Centrum Studiów Niemieckich
i Europejskich im. Willy Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego
Projekt okładki
Mariusz Wszołek
Skład i łamanie
Joanna Głowińska
Redaktorzy pragną wyrazić wdzięczność Agnieszce Książek
i Michaelowi Fleischerowi za pomoc w publikacji tego tomu
Wydanie I
Wrocław 2010
ISBN 978-83-88178-99-3
GAJT Wydawnictwo 1991 s.c., Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13
Spis treści
Michael Fleischer: Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu . . . . . . .7
siegFried J. schMidt: Słowo wstępne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25
ernst von glasersFeld: Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego
konstruktywizmu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29
ernst von glasersFeld: Nauka z punktu widzenia radykalnego
konstruktywizmu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47
heinz von Foerster: O konstruowaniu rzeczywistości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59
huMberto r. Maturana: Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy
samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji . . . . . . . . . . . . . . . . 77
gerhard roth: Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość . . . . 131
niklas luhMann: Autopoieza systemów społecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151
annette sieMes: Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii
systemów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173
siegFried J. schMidt: Konstruktywizm w badaniach mediów:
koncepty, krytyka, konsekwencje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 211
siegFried J. schMidt: Rzeczywistość obserwatora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 243
steFan Weber: Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia
mogłaby się przyczynić do rozwiązania teoretyczno-medialnego
problemu realizm/konstruktywizm? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261
Michael Fleischer: Problem dualizmu u Josefa Mitterera . . . . . . . . . . . . . . . . . 287
achiM barsch: Poziomy działań systemu literatury . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 297
ralF nüse: Co istnieje albo: jakie ontologiczne założenia należy przyjąć,
by móc powiedzieć, że nie można ich przyjąć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 319
Michael Fleischer: Zarys ogólnej teorii komunikacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 331
Nota bibliograiczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 367
Michael Fleischer
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
Gdyż poza społeczeństwem nie tkwi ani
moralność, ani rozsądek, lecz najzupełniej nic.
LuhMANN
Nie chodzi o to, by problemy rozwiązywać, lecz
o to, by nie dopuszczać do ich powstania.
FLeiSCheR
Historia konstruktywizmu jest nie tyle historią odkryć, ile historią konsekwencji
wyciągniętych z posiadanej już wiedzy i połączenia tej wiedzy, pochodzącej
z bardzo różnych dyscyplin, w jedną teorię; konsekwencji, które wskazały na
popełniane dotychczas niedociągnięcia w naszym myśleniu, wynikłe właśnie
z braku interdyscyplinarnej perspektywy, po wszystkich stronach wszelkich naukowych barykad. Cecha ta uwidacznia się w tym, że nie ma jednej osoby czy
jednego ośrodka, w którym konstruktywizm by powstał. Pojawił się on w okolicach wczesnych lat 70. XX wieku w kilku miejscach i w kilku dziedzinach nauki na raz, jako rezultat wykorzystania (czasami dużo) wcześniejszych dokonań
wielu badaczy, aczkolwiek wtedy nie pod tym szyldem, w sposób rozproszony
oraz bez uzmysłowienia sobie konsekwencji wynikających z tych jednostkowych
dokonań. Za pierwszy sygnał możliwości sformułowania tego nowego paradygmatu uznać można wczesne prace Heinza von Foerstera i Ernsta von Glasersfelda
oraz wydaną w 1984 roku pracę Humberto R. Maturany i Francisco J. Vareli
El árbol del concocimiento (Drzewo poznania). Ostatnia przedstawia w formie
syntetycznej rezultaty badań lat 70. Owocnie połączone zostały we wszystkich
tych pracach neuroizjologia, biologia, psychologia, cybernetyka oraz epistemologia i teoria nauki, a później lingwistyka kognitywna, nauka o komunikacji
8
Michael Fleischer
i ... literaturoznawstwo. Geograicznie rzecz biorąc konstruktywizm zaczyna się
w USA, gdzie pracują w tym czasie wszyscy jego twórcy: cybernetyk Heinz
von Foerster na University of Illinois w Urbana, neurobiolog Humberto Maturana najpierw w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge, potem na
Universidad de Chile w Santiago de Chile, biolog i ilozof Ernst von Glasersfeld na University of Georgia oraz w Scientiic Reasoning Research Institute na
University of Massachusetts, psycholog i socjolog Paul Watzlawick w Palo Alto.
Po przyjęciu przez Maturanę profesury w Santiago de Chile jego zespół rozwija
tam neuroizjologiczny nurt konstruktywizmu. W późnych latach 70. konstruktywizm za sprawą kontaktów z von Glasersfeldem i von Foersterem przenosi się do Niemiec, a następnie do Austrii, później zaś również do Szwajcarii.
Konstruktywizm koncentruje się zatem w obszarze anglosaskim czy angielskoi niemieckojęzycznym. Ciekawe jest w tym kontekście, że nie pojawia się on
we francuskojęzycznych ośrodkach badawczych. Dokonywane dzisiaj w Polsce
(w nielicznych tu publikacjach na temat konstruktywizmu) próby konstruowania francuskiej tradycji konstruktywizmu i odpowiednie zaszeregowanie takich
badaczy jak Michel Foucault (1926–1984) czy Pierre Bourdieu (1930–2002)
jako konstruktywistów, uważam za daleko idące nieporozumienie i typowy dla
nauki przykład dointerpretowywania pasującej tradycji w zgodzie z panującym
geograicznym schematem nauki, zaś w sprzeczności z faktami. Tak się złożyło,
że konstruktywizm powstał po prostu gdzie indziej. To zaś, że można u wielu
(nie anglosaskich) badaczy znaleźć konstruktywistyczne aspekty teorii (jak np.
u Jeana Piageta), to oczywiście prawda, tyle że aspekty takie pojawiają się także
u co najmniej kilku procent wszystkich ilozofów od dwóch tysięcy lat.
W tym miejscu poruszyć więc trzeba pewien bardzo istotny punkt, podnoszony z reguły także przez krytyków konstruktywizmu najczęściej w formie
wykrzyknika typu „tak, ale to, co konstruktywiści, pisał już...” i tu podawane
jest najczęściej nazwisko jakiegoś mniej lub bardziej zamierzchłego ilozofa,
który popełnił swego czasu nieostrożność, używając słowa „konstrukt”, „konstrukcja” lub zgoła „wyobrażenie”. To oczywiście prawda i nieprawda jednocześnie. A zatem gwoli wyjaśnienia – nie ulega kwestii, że w dziejach rozmyślań
(zwłaszcza tych w wersji spekulatywnej) na temat poznania, jego charakteru
i sposobu uzyskiwania przez nas wiedzy o świecie, pojawili się w historii myśliciele lub badacze, u których na marginesie ich twórczości pojawiło się podejrzenie, że nasze poznanie, nasz ogląd świata itp. może nie polegać na odzwierciedlaniu obiektywnie istniejącej rzeczywistości, lecz może być wynikiem
operacji dokonywanych przez sam podmiot poznania. Wynika to jednak nie ze
spostrzegawczości i dalekowzroczności owych myślicieli, lecz jest jeno produktem wprowadzonej (z bliżej niejasnych powodów) przez tych ilozofów do
naszej śródziemnomorskiej kultury dychotomii „podmiot-przedmiot”. Skoro więc
mamy „podmiot”, samo przez się jest jasne, że istnieje „przedmiot” poznania
dla tego podmiotu, a nam pozostaje jedynie zbadanie rodzaju i sposobu tego
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
9
poznania i relacji między podmiotem a przedmiotem. Niewielu jednak badaczy
poddawało tę dychotomię w wątpliwość, a jeszcze mniej konsekwencje z niej
wynikające. W innych kulturach, które już u swego zarania odrzuciły taki podział
jako bezsensowny, pomysły takie oczywiście nie powstały. A zatem twierdzić
by można, że ich ilozoie są z gruntu konstruktywistyczne. Może tak. Ale ani
my, ani oni tego nie wiedzą. Problem także w tym, że dla wspomnianych tu
zamierzchłych ilozofów śródziemnomorskich, przedstawiciele tych kultur byli
w owym czasie nieznani lub reprezentowali ludy pierwotne, a zatem nie byli tak
wysoko rozwinięci jak my, czyli ilozofowie. Poglądy zbliżone do konstruktywizmu były zatem obecne już wcześniej, tyle że nie miały wpływu na narodziny
konstruktywizmu. Konstruktywizm, jak już wspomniałem, został sformułowany
tak, jak został sformułowany i zaprezentowany science community w latach 70.
XX wieku. Dopiero potem nastąpiła faza poszukiwania przez historyków nauki
podobnych poglądów – w historii nauki oczywiście. Nietrudno je było znaleźć,
gdyż zarówno u Giovanniego Battisty Vico, jak i innych (patrz niżej) znaleźć
można było podobne poglądy. Ale nie podobne teorie.
Reasumując, konstruktywizm powstał jako niezależne dokonanie w ramach
kilku nauk pod przewodnictwem neuroizjologii. Samo pytanie o charakter realności jest oczywiście tak stare, jak sam świat. Problem jednak nie w pytaniu,
lecz w odpowiedziach. A konstruktywistyczna wersja odpowiedzi na to pytanie
sformułowana została przyczynowo, niezależnie od tradycji ilozoicznej, w ramach nauk ścisłych.
Zrekonstruujmy więc (w sposób niepełny oczywiście) ów szereg myślicieli
ilozoicznych, którzy podejrzewali, że porządek, który postrzegamy lub reprezentujemy mentalnie w poznaniu, stwarzany jest przez nas samych, a nie jest
obiektywną właściwością tzw. świata zewnętrznego. Poglądy tego typu zrekonstruować można już u (czyli – mówiąc szczerze – „winterpretować” można w)
Xenophanesa (570–475 p.n.e..), Parmenidesa (510 p.n.e.), dalej znaleźć je można
u Johna Scottusa Eriugeny (IX w.), Giovanniego Battisty Vico (1668–1744),
Immanuela Kanta (1724–1804) i wielu innych. Nie zmienia to jednak w niczym
tego, że myśliciele ci nie byli konstruktywistami. Ich prace świadczą tylko o tym,
że w historii pojawiały się co prawda podobne poglądy, czy ściślej – pomysły, nie
miały one jednak żadnego wpływu na dalszy rozwój nauki oraz nie sprowadziły
się do jasno sformułowanej teorii. Bezpośrednich poprzedników czy promotorów
konstruktywizmu widzieć można w Ludwigu von Bertalanffym z jego Ogólną
Teorią Systemów, Gregory Batesonie, Jeanie Piagecie, a także w kręgu uczonych
skupionych wokół Alberta Einsteina i Wernera Heisenberga, którzy podobną
zmianę paradygmatu wprowadzili swego czasu w izyce. Koniec dygresji.
Początki konstruktywizmu zatem to lata 70. (czy nawet późne 60.) ubiegłego wieku. Jego podstawowe źródła zaś to neuroizjologia, biologia i teoria poznania. Problemy natomiast, z jakimi zmaga się on od samego początku
w kontekście swej recepcji, wynikają jedynie z inercji naszych przyzwyczajeń
10
Michael Fleischer
myślowych. Konstruktywizm jest bowiem generalnie – kontrintuicyjny, jego
przesłanki przeczą bowiem naszym utartym schematom i sposobom widzenia
świata oraz naszej potocznej czy ludowej „wiedzy” o świecie, a tego nikt z nas
nie lubi. Ponadto konstruktywizm nie stanowi (i nie może stanowić, skoro obsługuje tak liczne dziedziny nauki, jak o tym mowa była wyżej) zwartej, jednorodnej teorii, lecz jest raczej swego rodzaju sposobem myślenia pochodzącym
z wielu i łączącym wiele nauk, sposobem myślenia obejmującym wiele dyscyplin, a zatem i kierunkiem badawczym, który nie przemawia jednym głosem;
tego, że z drugiej strony stanowi to także o jego sile, nie trzeba podkreślać.
Punkt wyjścia konstruktywizmu natomiast stanowi chęć połączenia nauk ścisłych z tzw. naukami humanistycznymi, czyli chęć ustanowienia jednej nauki,
operującej przy pomocy jednego zestawu teorii (i naukowych teorii w ogóle)
oraz (adekwatnego do materiału badawczego, ale) jednolitego instrumentarium.
Zaś podstawowy katalog problemów i pytań, jakie stawia konstruktywizm, zestawić można jak następuje:
– W jaki sposób nasz mózg produkuje poznanie?
– Czy w wypadku postrzegania mamy do czynienia z konstrukcją, czy z odzwierciedlaniem rzeczywistości?
– Czy poznanie nie stanowi aby procesu samozwrotnego?
– Nie ma wiedzy niezależnej od obserwatora.
– Wiedzę posiadamy wtedy, kiedy ją sami wyprodukujemy, kondensując obserwacje.
– Nasza aparatura kognitywna bazuje na rozróżnieniach.
– Różnica między opisem obiektów a obiektem opisu jest rozróżnieniem dokonywanym w określonym czasie przez określonego obserwatora, nie ma ona
natomiast nic wspólnego z ontologią.
– Podmiot nie jest obserwatorem świata, lecz jego konstruktorem.
– Określona konstrukcja rzeczywistości jest wiabilna wtedy, kiedy pasuje do
świata i skutkuje przetrwaniem tego gatunku, który tak a nie inaczej tych
konstrukcji dokonuje, a nie wtedy, kiedy jest zgodna ze światem zewnętrznym.
– Wszystkie systemy kognitywne są autopoietyczne.
– Zawsze mamy do czynienia z doświadczeniami, a nigdy z samymi przedmiotami.
– Poznania nie można oddzielić od poznającego.
– Nie ma rzeczywistości bez obserwatora.
Punktem zwrotnym w konstrukcji konstruktywizmu i w rozprzestrzenieniu się
tego nurtu badań na szeroką skalę była zorganizowana w 1978 roku przez Heinza
von Foerstera i Humberto Maturanę w San Francisco konferencja pod tytułem
„Konstrukcja rzeczywistości”, na której po raz pierwszy postulowano konieczność
sformułowania nowej epistemologii, wychodzącej z założenia, że nie może być
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
11
mowy (jak zakłada to realizm) o niezależnym obserwatorze, obserwującym świat
istniejący poza nim, lecz że zawsze mamy do czynienia z obserwatorem zanurzonym w obserwowanym przez niego świecie, który to obserwator, ze względu na
swoją obecność w tym świecie, wywiera sobą wpływ na dokonywane przez siebie
operacje obserwacji, oraz że każda obserwacja jest zawsze czyjąś obserwacją, czyli obserwacją kogoś, kto obserwuje tak, a nie inaczej.
Tradycyjny realizm epistemologiczny wychodzi natomiast z założenia, że
poznanie jest wynikiem opracowywania informacji (przy czym pojęcie to przyjmuje się bez deinicji, a w większości stanowisk realistycznych wręcz w sposób
naiwnie potoczny) pochodzących od otoczenia podmiotu poznającego. Bodźce środowiska – jak twierdzi realizm – dochodzące do mózgu przekształcane
są (przez bliżej nieokreślony i tajemniczy aparat, posiadający – nie wiadomo
jak i skąd się biorącą – zdolność dokonywania meta-operacji) w reprezentacje
(odbicia) poznawanego w ten sposób otoczenia, przez co powstaje w naszych
mózgach odzwierciedlenie rzeczywistości. Stanowisko takie prowadzi jednak
do nieskończonego regresu, gdyż w ujęciu tym w mózgu znajdować musi się
metainstancja, która owe odzwierciedlenia rzeczywistości generuje, ocenia
i strukturyzuje, innymi słowy musi się tam znajdować kolejny mózg czuwający
nad pracą pierwszego mózgu i tak ad ininitum. Realizm nie jest zatem w stanie wyjaśnić (bez przyjmowania niesprawdzalnych i aksjomatycznych hipotez),
w jaki sposób powstaje poznanie oraz dlaczego różne podmioty różnie widzą
rzeczywistość. W każdym razie nie inaczej niż, przez twierdzenie, że niektóre
podmioty popełniają po prostu błędy w odzwierciedlaniu obiektywnej rzeczywistości, przez co od razu powstaje oczywiście pytanie, kto i czyj mózg ich
nie popełnia, oraz – kto odzwierciedla rzeczywistość zgodnie z prawdą, a także
– kto posiada ową prawdę tak, by mógł decydować o tym, kto się myli, a kto
postrzega prawdziwie. Rozumowanie takie ma jedynie tę zaletę, że produkuje
miejsca pracy dla ilozofów.
Konstruktywizm natomiast, na podstawie aktualnie empirycznie uzyskanych ewidencji, wychodzi z założenia, że procesy poznania i postrzegania są
aktywnymi i generatywnymi operacjami dokonywanymi przez sam mózg w ramach reguł jego funkcjonowania, a nie w ramach reguł funkcjonowania świata
zewnętrznego, do którego mózg operacjonalnie nie ma dostępu, będąc z owym
światem oczywiście energetycznie i materialnie związanym. Wewnętrzne operacje mózgu prowadzą do tworzenia swego rodzaju hipotez na temat postrzeganego (w sposób operacjonalnie zamknięty) świata zewnętrznego, a następnie
do ich walidacji poprzez działanie. W rezultacie takich walidacji pozostają te
hipotezy, które są wiabilne, a wiabilne są te, które pozwalają przetrwać jednostce i populacji, niezależnie od tego, czy są one zgodne ze światem zewnętrznym
czy nie, gdyż zgodności takiej i tak nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Mózg
jest energetycznie aktywowany przez natężenia bodźców, gdyż tylko te potrai
opracowywać, zaś dokonywane na tej podstawie operacje, są już tylko jego
12
Michael Fleischer
własnymi dokonaniami, realizowanymi w ramach jego sposobu funkcjonowania, a nie w ramach sposobu funkcjonowania świata zewnętrznego, o którym
to sposobie nic nie wiemy, gdyż nie mamy do niego bezpośredniego dostępu.
W procesie tym nie dochodzi do odwzorowywania czegoś, lecz do wewnętrznego przyporządkowania znaczeń rezultatom wewnętrznych procesów konstrukcyjnych, procesów zarówno kognitywnych, jak i emocjonalnych. Mózg nigdy
„nie wie”, czego dotyczą neuronalne natężenia bodźców, gdyż to dopiero on
sam wyposaża je w znaczenia w rezultacie swych wewnętrznych operacji. Nie
wie, ponieważ „wiedzieć” to rezultat pewnej operacji, a nie neuronalna (czyli
izyczna) właściwość mózgu.
To samo dotyczy konstruktywistycznie rozumianej komunikacji. Komunikacja nie ma izycznej możliwości odwoływania się do niezależnych od podmiotu
obiektów. W komunikacji niczego nie wymieniamy – Ja coś piszę, Państwo to
czytacie. To wszystko. Nie mam żadnego (bezpośredniego i izycznego, czyli energetycznie-materialnego) wpływu na to, co Państwo sobie przy lekturze
myślicie, jak jeno ten, że mówię tak, a nie inaczej, abyście Państwo myśleli to,
co ja chcę, żebyście myśleli. Państwo natomiast (jak Państwa znam) i tak myślicie sobie to, co chcecie. Albo nie. Mogę Państwu tylko i wyłącznie zakłócić
Państwa kognitywny spokój, czyli spowodować powstanie perturbacji. Państwo
natomiast możecie się przed tym bronić lub nie. A o tym z kolei decyduje każdy
z Państwa z osobna i dla siebie; a nie „Państwo jako tacy”, gdyż takich „Państwa” nie ma. Wszystko zatem bazuje na pewnej kognitywno-emocjonalnej insynuacji. Ja insynuuję sobie i Państwu, że Państwo jesteście tacy, jacy jesteście
(najczęściej tacy, jak ja), i na podstawie tego założenia komunikuję. Państwo
zakładacie to samo (że jestem taki, jak Państwo) i komunikujecie. Na końcu
każdy z nas jest przekonany o tym, że wszyscy widzą świat tak, jak my, czyli
jak każdy z nas z osobna; tyle że ani „świat” (ani „my”, ani „nas”) nie jest niczym innym, niż insynuacją, jakoby istniał; insynuajcą tworzoną po to jedynie,
by można było mówić. W świecie zewnętrznym nie ma ani „my”, ani „nas”, ani
„świata”. Świat jest najprawdopodobniej zupełnie inny, niż nam się wydaje, że
jest. Problem tylko w tym, że my wszyscy (i każdy z osobna) jesteśmy zdania,
że jest on taki, jakim go przecież wszyscy widzimy, gdyż każdy z nas wie, jaki
on jest, a mianowicie taki, jakim go wszyscy widzimy. Dlaczego? Ponieważ
nikt nie mówi, że jest inny. To zaś daje nam operacjonalnie (!) stabilny świat.
Ale jako konstruktywiści pamiętamy, że wszystko to bazuje na insynuacji. Oraz
że nie ma prawdy poza jednostkami, które wiedzą, co jest prawdą.
Przejdźmy teraz do krótkiej i spointowanej charakterystyki najważniejszych
tez założycieli konstruktywizmu, po to także, by zobaczyć, które aspekty teorii
zostały wprowadzone przez poszczególnych badaczy. Będzie to oczywiście tylko bardzo pobieżny przegląd stanowisk uwzględniający, z jednej strony, wczesną fazę powstania konstruktywizmu i oddający najważniejsze poglądy jego
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
13
założycieli oraz prezentujący, z drugiej strony, kilku najważniejszych przedstawicieli drugiej generacji konstruktywistów.
heinz von Foerster (1911–2002). Początek konstruktywizmu (skoro już musimy go datować) sprowadza się do wczesnych prac Heinza von Foerstera, który
w oparciu o odkrytą wtedy na nowo (a sformułowaną przed 150 laty) tezę Johannesa Müllera, że bodźce opracowywane przez nasze (i wszystkich innych
zwierząt) zmysły są co prawda ilościowo odmienne, jednak jakościowo takie
same (por. Foerster 1973). To znaczy, nasz mózg operuje przy pomocy natężeń impulsów, a nie przy pomocy obiektów. Z natężeń tych konstruuje dopiero
obiekty, ucząc się sposobów ich produkcji w ramach socjalizacji (por. na temat
wczesnych prac Piageta w tej dziedzinie – Glasersfeld 1973 i 1978). Nie może
więc być mowy o „informacji” przekazywanej w mózgu i przez mózg, lecz tylko
i wyłącznie o wytwarzaniu obiektów (wiedzy itp.) w ten sposób, w jaki mózg
z uwagi na taką a nie inną budowę jest w stanie to robić. Von Foerster wychodzi
więc z założenia, że mózg nie jest, jak mówi, maszyną trywialną (czyli układem
działającym na zasadzie input/output), lecz maszyną nietrywialną, która dopiero
konstruuje kompleksowe zależności, których następnie sama używa dla dalszych
operacji. Podobne ewidencje wyprowadził w latach 50. XX wieku z logiki George Spencer Brown, sprowadzając wszystkie operacje (również logiczne!) do
jednej podstawowej operacji, a mianowicie do rozróżnienia (por. Spencer Brown
1957 i 1969).
Centralnym konceptem jest dla von Foerstera także pojęcie „przystosowania”. Nowe teorie nauki (w następstwie rezultatów badań cybernetyki drugiego
rzędu i teorii systemów) nie wychodzą od przystosowania rozumianego jako
„dostosowanie się do świata zewnętrznego” (na zasadzie sprzężenia zwrotnego, jak reprezentowane było to jeszcze w klasycznej cybernetyce), jako reakcja
organizmu na świat zewnętrzny (postrzegany przez organizm), lecz wychodzą
z założenia, że organizmy stwierdzają i są tylko w stanie stwierdzić różnice
czy odchylenia swych dokonywanych wewnętrznie postrzegań od odpowiednich
danych porównawczych wewnątrz ich mózgów. Nie mamy bowiem bezpośredniego dostępu do świata zewnętrznego ze względu na operacjonalnie zamknięty
sposób operowania mózgu. Coś zatem (co sami konstruujemy) zakłóca naszą
wewnętrzną równowagę, a więc reagujemy na to tak, a nie inaczej. Napotykamy,
jak mówi Maturana, na perturbacje, i wyrównujemy je, gdyż nie są one zgodne
z tym, co w mózgu jest już zawarte jako rezultat wcześniejszych operacji i co
jest z nimi niezgodne. Żadne poznanie zatem nie dotyczy niezależnego od nas
świata, gdyż to my poznajemy i postrzegamy w ramach operacji naszego mózgu
przy jego pomocy. Nie więcej i nie mniej.
Von Foerster wychodzi przy tym od bardzo mocnego argumentu, a mianowicie tego, że nie można widzieć, że się nie widzi, i wyprowadza z tego
zasadę „niezdyferencjonowanego kodowania” – „w stanie pobudzenia komórki
14
Michael Fleischer
nerwowej nie jest zakodowana izyczna natura przyczyny tego pobudzenia. Kodowana jest jedynie intensywność tej przyczyny pobudzenia, a więc ile a nie
co” (Foerster 1985, 42). Receptory są bowiem, jak mówi von Foerster, ślepe na
jakości bodźców, reagować zaś mogą jedynie na aspekty ilościowe.
„Może to zadziwiać, nie powinno jednak być niespodzianką, gdyż w rzeczy
samej «tam na zewnątrz» nie ma ani światła, ani kolorów, lecz jedynie fale
elektromagnetyczne; «tam na zewnątrz» nie ma ani dźwięków, ani muzyki, lecz
jedynie periodyczne wahania ciśnienia powietrza; «tam na zewnątrz» nie ma
ani ciepła ani zimna, lecz jedynie molekuły, które poruszają się z mniejszą lub
większą średnią energią kinetyczną itp. I w końcu «tam na zewnątrz» na pewno
nie ma bólu” (Foerster/Glasersfeld 1999, 44). Procesy poznawcze stanowią zatem
dla von Foerstera „nieograniczone rekursywne procesy obliczeniowe […] System
nerwowy jest tak zorganizowany – lub tak się sam organizuje – że wylicza stabilną rzeczywistość” (Foerster 1985, 57). Rzeczywistość jest więc naszym produktem i to nieograniczenie rekursywnym, czyli takim, który nie ma końca i może
być bez końca perpetuowany. Poznanie jest więc „obliczaniem rzeczywistości”
(computing a reality) (Foerster 1985, 44); przez procesy poznania nie obliczamy
przedmiotów, obiektów, lecz opisy przedmiotów, czyli obliczamy opisy danej
rzeczywistości. Regulowane jest zatem własne regulowanie.
Do tego dochodzą trzy sformułowane przez von Foerstera imperatywy: imperatyw tożsamości, który mówi, że rzeczywistość ma charakter wspólnotowy;
imperatyw estetyczny – „jeśli chcesz poznawać, naucz się działać” oraz imperatyw etyczny – „działaj stale tak, żeby powstawały kolejne możliwości” (Foerster
1985, 59–60).
Równie ważny dla dalszego rozwoju konstruktywizmu był sformułowany
przez von Foerstera „postulat względności”. Ważny jest on także z powodu
pojawiających się co jakiś czas ze strony ilozofów zarzutów, jakoby konstruktywizm miał coś wspólnego z solipsyzmem lub zgoła nim był, a w każdym
razie, daje się jakoby do solipsyzmu sprowadzić. To oczywiście nieporozumienie. W analogii do teorii względności Einsteina, której centralnym punktem
jest właśnie teza o nie-istnieniu niezależnego czy nadrzędnego obserwatora,
von Foerster formułuje kognitywistyczną i epistemologiczną wersję tej tezy.
„Hipoteza, obowiązująca zarówno dla A, jak i dla B, jest odrzucana, jeśli nie
obowiązuje ona także dla A i B równocześnie. Jako A, B rozumiane są obszary,
dla których hipoteza ma obowiązywać” (Foerster 1992, 83). Zależność tę von
Foerster wyjaśnia przy pomocy analogii do zjawisk kosmologicznych: kiedy
Ziemianin obserwuje tory planet, dochodzi do wniosku, że Ziemia jest centralnym punktem; kiedy Marsjanin (itp.) obserwuje tory planet, wtedy dochodzi
do wniosku, że Mars jest centralnym punktem, a zatem postulat względności
jest naruszony, ponieważ Mars i Ziemia nie mogą być jednocześnie centralnym punktem. Kiedy jednak ustalimy jako centralny punkt Słońce, wtedy obydwaj (Ziemianin i Marsjanin) mogą obserwować to samo. Z tego von Foerster
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
15
wnioskuje w odniesieniu do solipsyzmu: kiedy jako solipsysta twierdzę, że istnieję tylko ja, a ten drugi twierdzi, że istnieje tylko on, wtedy obaj nie możemy
mieć razem racji, „zgodnie z postulatem względności hipotezę solipsyzmu trzeba odrzucić, ponieważ nie może ona zostać uogólniona. Tak samo jak w przypadku systemu heliocentrycznego, postulat względności wytwarza trzeci element, który służy jako centralny punkt odniesienia: jest nim świat wyobrażeń.
Kiedy go zeksternalizować, tworzy on medium, w którym zależności między
Ty i Ja urzeczywistniają się. Ja istnieję przez tego drugiego, a on przeze mnie:
my jesteśmy naszym wzajemnym zachowaniem własnym [Eigenverhalten]”
(Foerster 1992, 85).
ernst von glasersFeld (1917–2011) nawiązuje z kolei do prac Jeana Piageta
i formułuje tezę, że niemożliwe jest niezależne (bezpośrednie) poznanie świata
zewnętrznego (czyli poznanie stanowiące kopię świata), lecz że wiedza i poznanie to wynik, rezultat przystosowania. Nie chodzi zatem, jak mówi Glasersfeld,
o zgodność czy odzwierciedlenie, lecz o „pasowanie do”. Ponadto każde poznanie jest samozwrotne, to znaczy posiadamy określone wyobrażenie o świecie
i w rezultacie oczekujemy takiego, a nie innego świata, który następnie postrzegamy selektywnie tak, żeby potwierdzić owo wyobrażenie.
W charakterze analogii von Glasersfeld (1985) wprowadza, dla wyjaśnienia
interesującej nas tu kwestii, parę pojęć „match” (= zgodność) i „it” (= pasowanie), argumentując: kiedy mówimy, że coś jest zgodne (z czymś), oznacza
to, że owo coś oddaje, odzwierciedla dany oryginał, czyli jest z nim właśnie
zgodne. Kiedy natomiast mówimy, że coś pasuje, oznacza to, że „spełnia to
tę rolę, jakiej my od niego oczekujemy” (Glasersfeld 1985, 20). W tym sensie, wprowadzając kolejną analogię, „«pasowanie» charakteryzuje zdolności
klucza, a nie zamka” (Glasersfeld 1985, 20). Nie ma przy tym gorszego lub
lepszego pasowania, lecz tylko pasowanie; i nie chodzi o dopasowanie się organizmów do świata zewnętrznego (to wymagałoby odzwierciedlenia), lecz
czyni „to rzeczywistość, która przez swe ograniczenia tego, co możliwe, po
prostu likwiduje to, co nie jest zdolne do przetrwania” (Glasersfeld 1985, 21).
Innymi słowy – środowisko odpowiedzialne jest tylko za wymieranie, a nie
za przetrwanie. A zatem wiedza i rzeczywistość nie są zgodne ze sobą, lecz
pasują do siebie; poznanie i wiedza są wynikiem działań zawsze aktywnego
podmiotu (Glasersfeld 1987, 207). „Świat, który przeżywamy, jest taki i musi
taki być, jaki jest, ponieważ my go takim zrobiliśmy” (Glasersfeld 1985, 29).
Wszystko, co wnioskujemy z doświadczeń, odnosi się do doświadczeń, a nie
do zewnętrznego świata.
Do tego dochodzi aspekt temporalny. Jako organizmy przekształcamy kompleksy postrzegań w obiekty i sytuujemy je w niezależnej przestrzeni i czasie. W ten sposób mamy dwa punkty widzenia. „Dwa kompleksy postrzegań
w każdym momencie mogą zostać «eksternalizowane» jako dwa niezależne od
16
Michael Fleischer
siebie obiekty; mogą one jednak również być traktowane jako dwa przeżycia tego
samego obiektu «egzystującego» jako jedność” (Glasersfeld 1985, 32). Z tego
wynikają dwie możliwości. Jeśli z porównania wynika „identyczność”, wtedy
mamy albo dwa obiekty, które z uwagi na porównane właściwości są takie same,
albo też mamy jeden obiekt, który w czasie obydwu oglądów się nie zmienił. Jeśli
zaś z porównania wynika „odmienność”, wtedy mamy albo dwa obiekty, które
są różne, albo mamy jeden obiekt, który w czasie obydwu oglądów się zmienił.
Zawsze jednak są to operacje dokonywane przez podmiot (Glasersfeld 1985,
33). Powtórzenie, regularność lub stałość poznane mogą być tylko przez porównanie, jednak przed porównaniem musimy wiedzieć, czy to, co porównywane,
ma być tym samym obiektem, czy dwoma obiektami. To zaś ustala, co ma być
„egzystującym” przedmiotem, a co ma uchodzić za relację między przedmiotami,
i tak „struktura tworzona jest w nurcie przeżywania” (Glasersfeld 1985, 36).
Tę właśnie strukturę organizm przeżywa jako rzeczywistość. Z argumentacji tej
wynika dla konstruktywizmu szczególna wskazówka na istnienie (oraz niepoznawalność) realności: „«prawdziwy» świat pojawia się wyłącznie tam, gdzie
nasze konstrukcje ponoszą porażkę. Ponieważ jednak ponoszenie porażki opisać
i wyjaśnić możemy tylko przy pomocy tych pojęć, których do budowy struktur,
jakie poniosły porażkę, zastosowaliśmy, nie może nam to nigdy pokazać wyglądu świata, który moglibyśmy uczynić odpowiedzialnym za poniesienie porażki”
(Glasersfeld 1985, 37).
Ważnym dla konstruktywizmu konceptem jest także wprowadzone przez von
Glasersfelda pojęcie wiabilności. Powstaje bowiem pytanie: W jaki sposób mniemamy, że żyjemy w stabilnym świecie, skoro nie ma korelacji między postrzeganiem a światem zewnętrznym? Poznanie musi więc być dokonaniem własnym
systemu i wynikać musi z funkcji, jakie spełnia dla dokonującego te poznania
podmiotu – w tym sensie stanowi więc przystosowanie. To, że nasze postrzegania pasują do świata, nie wynika z „obiektywnych” izomorii (zgodności), lecz
bazuje na wiabilności właśnie, czyli na pasowaniu do naszych wyobrażeń o świecie i przetrwaniu przy pomocy rezultatów tych wyobrażeń. A zatem w zgodzie
z teorią ewolucji – to nie my dopasowujemy się do świata zewnętrznego, lecz
wymierają wszyscy ci, którzy są niedopasowani; decydująca jest więc korzyść,
jaką my mamy z naszych postrzegań.
Konstruktywizm nie przeczy zatem ontologicznej realności, lecz twierdzi
jedynie, że nie możemy jej racjonalnie uchwycić; rzeczywistość to świat, który
przeżywamy i z którego wszystko wyprowadzamy (a to „wszystko” musi być
tylko wiabilne); zamiast ontologicznej prawdy stwierdzać musimy więc wiabilność. W tym sensie nigdy nie istnieje jedno tylko rozwiązanie dla czegoś. Dotyczy to także samego konstruktywizmu, również on jest tylko teorią, bazującą na
założeniach, nie traktuje on ich jednak jako wielkości ontologicznych, lecz jako
założenia produkujące modele, które z kolei mają być niezawodne (Glasersfeld
1998, 511).
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
17
huMberto r. Maturana (ur. 1928) wprowadza do dyskusji, wespół ze swoim
uczniem Francisco J. varela (1946-2001), koncept autopoiesis, charakteryzujący działanie systemów ożywionych jako systemów samogenerujących się. Jako
systemy autopoietyczne Maturana rozumie „klasę systemów, w których każdy
element jako złożona jednostka (system) zdeiniowany jest przez sieć produkcji
składników”, które a) „przez ich interakcje rekursywnie tworzą i urzeczywistniają tę sieć produkcji, która je same wyprodukowała”; b) konstytuują one „granice sieci jako elementów, biorących udział w jej konstytuowaniu i realizowaniu”; oraz c) konstytuują i realizują „sieć jako jednostkę złożoną w przestrzeni,
w której sieć egzystuje” (wszystkie cytaty za: Maturana 1987, 95). „Z uwagi na
swoje stany system autopoietyczny operuje jako system zamknięty, który wytwarza tylko stany autopoiezy” (Maturana 1987, 97). „Z jednej strony widzimy
dynamiczną sieć transformacji, która wytwarza swoje własne składniki i która
jest warunkiem możliwości brzegu. Z drugiej strony widzimy brzeg, który jest
warunkiem możliwości operowania sieci transformacji, która wytwarza sieć jako
jednostkę” Maturana/Varela 1987, 53).
Maturana wprowadza ponadto kilka dodatkowych a centralnych dla konstruktywizmu pojęć, które tu krótko tylko wymienię: pojęcie operacjonalnego
zamknięcia, oznaczające, że organizm wchodzi w interakcje z postrzeganymi
obiektami świata zewnętrznego, lecz wyłącznie ze swoimi własnymi stanami wewnętrznymi, z czego wynika, że systemy autopoietyczne nie dokonują wymiany
informacji między sobą a światem zewnętrznym, lecz że informacja tworzona
jest dopiero w samym systemie; pojęcie strukturalnej determinacji, które oznacza, że możliwości zmian w systemie zdeterminowane są jego własną budową,
zmiana jest oczywiście możliwa, jednak tylko w ramach wyznaczników własnej
struktury; pojęcie perturbacji, które oznacza, że ze środowiska do systemu dochodzą jedynie irytacje, które wewnątrz systemu opracowywane są jako perturbacje rozwiązywane przez sam system; pojęcie strukturalnego sprzężenia, które
oznacza, że system podlegający perturbacjom podlega zmianom dokonującym się
w środowisku zewnętrznym, gdyż zarówno system, jak i środowisko posiadają
wspólną historię. W tym kontekście Maturana deiniuje na nowo pojęcia kognicji,
świadomości i obserwatora. Kognicja to, według Maturany, wszystkie działania systemów ożywionych; świadomość zaś to mechanizm orientujący system
autopoietyczny na siebie samego oraz na dokonywane przez niego opisy jego
samego, i w ten sposób pojawiają się samoobserwujące się systemy. W rezultacie dochodzi do powstania obserwatora, który obserwuje swoje obserwowanie
i jego wyniki, nieobserwując oczywiście świata zewnętrznego. Nie oznacza to
jednak, jakoby Maturana negował istnienie świata zewnętrznego, świat ten jest
tylko niepoznawalny.
Paul WatzlaWick (1921–2007) wprowadza do konstruktywizmu, jako reprezentant Szkoły Palo Alto, aspekty psychologiczne, dotyczące funkcjonowania
18
Michael Fleischer
systemów świadomości oraz łączy te aspekty z komunikacją, wychodząc z założenia, że rzeczywistość jest produktem komunikacji. Błędem jest, według
Watzlawicka, mniemanie, „jakoby istniała tylko jedna rzeczywistość, jest to
najniebezpieczniejsze ze wszystkich złudzeń; w rzeczy samej istnieje mnóstwo
mniemań o rzeczywistości, które mogą być bardzo sprzeczne i które są wynikiem
komunikacji, a nie odbiciem wiecznych i obiektywnych prawd” (Watzlawick
1995, 7). Stanowisko i konstruktywistyczny punkt widzenia Watzlawicka najlepiej odda może jedna z jego licznych (i jak zwykle bardzo dowcipnych) historii,
a mianowicie – historia o młotku.
„Pewien mężczyzna chce powiesić obraz. Gwóźdź ma, nie ma jednak młotka.
Sąsiad ma młotek. A więc nasz mężczyzna postanawia, pójść do sąsiada i pożyczyć młotek. W tym momencie jednak pojawia się u niego wątpliwość. «A co
będzie, jeśli sąsiad nie będzie chciał mi pożyczyć młotka? Już wczoraj pozdrowił
mnie tylko tak jakoś pobieżnie. Może się spieszył. A może tylko udawał, że się
spieszy i ma coś przeciwko mnie. Ale co? Przecież nic mu nie zrobiłem; on
sobie to tylko ubzdurał. Gdyby ktoś ode mnie chciał pożyczyć jakieś narzędzie,
od razu bym mu je dał. A on dlaczego nie? Jak można człowiekowi odmówić
takiej prostej przysługi? Ludzie tacy, jak ten typ, zatruwają nam całe życie.
A potem sąsiad sobie jeszcze ubzdura, że niby jestem od niego zależny. Tylko
dlatego, że ma młotek. Teraz mam naprawdę dość.» Mężczyzna biegnie zatem
do sąsiada, dzwoni, sąsiad otwiera, i nim ten zdąży powiedzieć «dzień dobry»,
nasz mężczyzna krzyczy na sąsiada: «Zatrzymaj pan sobie swój młotek!»”(Watzlawick 1984, 37).
Zaprezentowani wyżej badacze to pierwsza generacja konstruktywistów,
niejako ojcowie założyciele. W latach 80. i 90. do głosu dochodzi druga generacja, młodszych badaczy, którzy rozwijają konstruktywizm zarówno w aspekcie neuroizjologicznym, jak i socjologicznym. Omówię więc krótko czterech
przedstawicieli tej grupy.
gerhard roth (ur. 1942) zajmuje się szeroko rozumianymi badaniami z dziedziny neuroizjologii mózgu, a z rezultatów swych empirycznych badań wprowadza nowe aspekty do teorii, które scharakteryzuję poprzez kilka cytatów.
„Jeśli chodzi o konstruktywizm epistemologiczny, to twierdzę, że wynika on
nieuchronnie z konstruktywności naszego mózgu. Mózgi – tak brzmi moja teza –
zasadniczo nie są w stanie odzwierciedlać świata; muszą one być konstruktywne;
i to zarówno z punktu widzenia ich funkcjonalnej organizacji, jak i z punktu
widzenia ich zadania, wytworzenia określonego zachowania, przy pomocy którego organizm może przetrwać w swym środowisku. Ostatnie gwarantuje to, że
wytworzone przez mózg konstrukty nie są dowolne, także wtedy, kiedy nie mogą
odzwierciedlać świata” (Roth, 1994, 21). „Mózg może co prawda przez swoje
organy zmysłów zostać pobudzony przez środowisko, owe pobudzenia jednak
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
19
nie zawierają żadnych wyposażonych w znaczenia i niezawodnych informacji
o środowisku. Mózg bowiem musi przez porównanie i kombinację sensorycznych wydarzeń elementarnych sam wytworzyć znaczenia i na podstawie kryteriów wewnętrznych te znaczenia sprawdzić. To jest budulec rzeczywistości.
Rzeczywistość, w której ja żyję, jest więc konstruktem mózgu” (Roth, 1994,
19). „Kiedy jednak zakładam, że rzeczywistość jest konstruktem mojego mózgu,
wtedy jednocześnie jestem zmuszony założyć świat, w którym ten mózg, czyli
konstruktor, egzystuje. Ten świat określany jest jako świat «obiektywny», niezależny od świadomości czy jako transfenomenalny. Dla ułatwienia nazwałem go
realnością i przeciwstawiłem go rzeczywistości” (Roth, 1994, 288). „Mimo że
z punktu widzenia epistemologii realność jest kompletnie niepoznawalna, muszę,
po pierwsze, przyjąć jej istnienie, by nie popaść w elementarne sprzeczności,
oraz, po drugie, nikt nie może mi zabronić, bym rozmyślał o organizacji realności, a to w tym celu, by lepiej móc wyjaśnić zjawiska w mojej rzeczywistości”
(Roth, 1994, 321).
niklas luhMann (1927-1998) z kolei reprezentuje socjologicznie zorientowany
prąd konstruktywizmu, w ramach którego sformułował pierwszą teorię społeczeństwa, wychodząc z jednej strony od konstruktywizmu właśnie, a z drugiej
od teorii systemów w rozumieniu Parsonsa (a nie termodynamiki czy biologii).
Ponieważ Luhmann wielokrotnie już był omawiany, a jego teoria jest powszechnie znana, ograniczę się tutaj do wymienienia tylko najważniejszych punktów
jego teorii.
Na pierwszym planie stoi rozróżnienie „system-środowisko”, rozumiane tak,
że każdy system tworzy wewnętrznie owo rozróżnienie, przez co oczywiście
„środowisko” jest wewnętrznym aspektem samego systemu, a nie jednostką leżącą poza nim. Sensem zaś funkcjonowania tak rozumianego systemu jest, według
Luhmanna, redukcja kompleksowości. To znaczy, systemy dążą do wytworzenia
takiej swej organizacji, żeby możliwa stała się redukcja kompleksowości otoczenia i aby system był mniej kompleksowy, niż otaczający go świat. W tym
sensie także Luhmann zakłada istnienie świata zewnętrznego, jako koniecznego
warunku oddziaływania systemów, które do świata tego nie mają jednak żadnego dostępu. Redukowana jest więc kompleksowość systemu jako systemu, lecz
z drugiej strony nadbudowywana jest większa kompleksowość własna systemu,
przy pomocy której system reaguje na środowisko i może je (w sobie) asymilować1.
To zaś, co stanowi konstytutywny element systemów, pozwalający im funkcjonować w środowisku, to komunikacje. „Systemy społeczne nie składają się
1
Gwoli ścisłości dodać tu muszę, że poglądy Luhmanna na „kompleksowość” stoją w zasadniczej
sprzeczności z rozumieniem tego zjawiska przez teorię systemów i systemową teorię ewolucji
(szerzej patrz na ten temat Fleischer 2002). Na potrzeby tego omówienia wystarczy zamienić
„kompleksowość” na „skomplikowanie”, by zrozumieć, co Luhmann ma na myśli.
20
Michael Fleischer
z ludzi, a także nie z działań, lecz z komunikacji” (Luhmann 1984, 41). W tym
sensie ludzie i role, w jakich oni występują, stanowią relewantne środowisko systemu społecznego. W ten sposób powstają struktury, w ramach których „z określonym stopniem prawdopodobieństwa coś określonego jest umożliwiane, a coś
innego jest wykluczane, i z uwagi na to oczekiwania mogą potem być mniej lub
bardziej pewne/niepewne” (Luhmann 1984, 417). Kolejnym ważnym dla Luhmanna pojęciem jest samoreferencja. „Dany system określany może być jako
samoreferencyjny, kiedy sam konstytuuje on elementy, z których się składa, jako
jednostki funkcjonalne, i we wszystkich odniesieniach między tymi elementami
współoddziałuje odniesienie na tę właśnie samokonstytutywność, w tym sensie
więc reprodukuje w sposób ciągły samokonstytucję” (Luhmann 1984, 59).
siegFried J. schMidt (ur. 1940) to kolejny badacz z niemieckiego obszaru językowego, którego rola popularyzatora konstruktywizmu jest nie do przecenienia;
posiada on ogromne zasługi dla wprowadzenia konstruktywizmu do obiegu naukowego. We wczesnych latach 80. XX wieku zorganizował (wraz z zespołem)
Szkołę z Siegen (na uniwersytecie w tym mieście), w której to Szkole obok własnych prac nad sformułowaniem Empirycznej Nauki o Literaturze (patrz Schmidt
1980) oraz pierwszych prób analizy mediów przy pomocy narzędzi konstruktywizmu, prowadzono Kolokwium Konstruktywistyczne, na które, w celu zaprezentowania swoich tez, zapraszani byli ojcowie założyciele konstruktywizmu oraz
inni działający w tym czasie konstruktywiści młodszej generacji (w tej liczbie
piszący te słowa), ale również przeciwnicy tego prądu (np. Norbert Groeben),
z którymi toczono zacięte i (z obu stron) bezlitosne dyskusje. Schmidt przejął
narzędzia konstruktywizmu jak i całą koncepcję w celu opracowania reguł nowej
empirycznej teorii literatury, bazującej na pracach Finkego (1982), który z kolei
wypracował empirycznie sprawdzalną konstruktywistyczną teorię nauki, czyli
koherentną teorię nauki na potrzeby nauk humanistycznych. W późniejszych
latach Schmidt pracuje nad zastosowaniem konstruktywizmu do badań mediów
(w tym reklamy i kultury organizacji), zaś po roku 2000 zajął się analizą zjawiska
kultury z punktu widzenia jego konstruktywności.
JoseF Mitterer (ur. 1948), którego wymienię tu jeszcze gwoli ścisłości, spełnia
w tym szeregu konstruktywistów dość specyiczną rolę. Będąc z wykształcenia
ilozofem, związanym z konstruktywizmem luźno tylko, podjął w swoich dwóch
(większych) pracach stojący u podstaw konstruktywizmu problem „dualności”,
czyli funkcjonującej w naszym obszarze od antyku opozycji „podmiot-przedmiot”. Problem ten Mitterer podjął w sposób radykalny, a mianowicie – poddając
w wątpliwość jego operacjonalizowalny sens oraz analizując jego funkcjonowanie w charakterze operatywnej ikcji, jako tylko i wyłącznie strategii argumentacyjnej, służącej do wspierania i immunizowania reprezentowanych przez
kogoś poglądów. Aktualnie Mitterer pracuje (wraz ze swoim uczniem Stefanem
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
21
Weberem) nad sformułowaniem nie-dualistycznej ilozoii, to znaczy bada możliwość uprawiania (nadal) ilozoii, niewychodząc od dualizmu „podmiot-przedmiot”, lecz właśnie niedokonując tego (najczęściej) milczącego założenia przy
analizie wyprowadzonych z tej dychotomii problemów.
Dzisiaj konstruktywizm jako obiekt żywych debat i dyskusji oraz jako faza
wypracowywania teorii zanika i stanowi swego rodzaju status quo, stanowi
powszechnie stosowane narzędzie badawcze i jest jako taki uznaną teorią (od
epistemologii, poprzez nauki ścisłe, po psychologię, socjologię, ekonomię, komunikację społeczną itp.). Trochę więc żal, że podstawowe teksty źródłowe tego
nurtu badań na rynek polski wkraczają dopiero dzisiaj, kiedy konstruktywizm
jest uzusem i teorią, której nie można już pomijać, chcąc zajmować się wspomnianymi wyżej obszarami nauki.
Niniejszy tom prezentuje niewielki tylko zbiór podstawowych tekstów, wystarczający to jednak zestaw dla zarysowania sytuacji historycznej, dla pokazania
punktu wyjścia paradygmatu konstruktywistycznego; jego aktualne zastosowania
i rozwijane dziś nowe aspekty teoretyczne znaleźć można w bieżącej literaturze
przedmiotu, którą z kolei znaleźć można wszędzie.
Redaktorzy zapoznają tu Państwa z dwoma podstawowymi tekstami Ernsta von Glasersfelda, pierwszym o aspektach poznawczych konstruktywizmu,
o roli i sposobie funkcjonowania poznania w ujęciu nierealistycznym, oraz drugim o sposobie uprawiania nauki w ramach paradygmatu konstruktywistycznego.
Następny tekst to fundamentalna praca Heinza von Foerstera o konstruowaniu
rzeczywistości przez maszyny nietrywialne, czyli przez systemy ożywione w odniesieniu do ich operacjonalnego zamknięcia. Artykuł Humberto Maturany dotyczy ontologii obserwacji oraz biologicznych i neuroizjologicznych aspektów
tego procesu w odniesieniu do sposobu funkcjonowania naszej świadomości.
Artykuł Gerharda Rotha natomiast prezentuje stanowisko dorosłego już konstruktywizmu na temat neuroizjologicznych podstaw procesu poznania i produkowanej w tym procesie i przez ten proces rzeczywistości. Tekst Niklasa Luhmanna
dotyczy autopoiezy systemów społecznych i prezentuje wczesne poglądy tego
badacza na te aspekty działania społeczeństwa – i w tym sensie reprezentuje
tutaj także pierwszą (dość radykalną jeszcze) fazę konstruktywizmu. Ostatnie
dokonania Luhmanna w tej dziedzinie (jego fundamentalny dla socjologii wykład
na temat socjologicznej teorii systemów) przybliża czytelnikowi artykuł Annette
Siemes.
Obydwa teksty Siegfrieda J. Schmidta zaś reprezentują konstruktywizm
w jego wersji odnoszącej się do badania mediów oraz do pojęcia obserwatora
w tym kontekście. Achim Barsch z kolei porusza aspekty istotne dla badań nad
literaturą i reprezentuje w tym tomie prace kręgu badaczy Szkoły z Siegen,
w ramach której w latach 80. XX wieku sformułowano konstruktywistyczną
teorię literatury. Stefan Weber, reprezentujący kierunek tworzonej przez Josefa
22
Michael Fleischer
Mitterera koncepcji ilozoii niedualistycznej, podejmuje próbę powiązania teorii
systemów z (tworzoną właśnie) ilozoią niedualistyczną oraz próbę zastosowania
takiej koncepcji do rozwiązania problemu „realizm/konstruktywizm”. Samą zaś
koncepcję Mitterera, czyli analizę ilozoii jako autopoietycznej procedury argumentacyjnej oraz wypływające z tej analizy dla dalszej pracy wnioski, referuje
krótko tekst Michaela Fleischera. Tenże przedstawia w kolejnym tekście zarys
swojej teorii komunikacji opartej na (postulowanym przez niego) rozsądnym
konstruktywizmie i teorii systemów w paradygmacie ewolucyjnym. Tekst Ralfa
Nüsego natomiast reprezentuje tu stanowisko (nierzadko zagorzałych) krytyków
konstruktywizmu i dotyczy w tym sensie drugiej strony dyskursu, pokazując, że
konstruktywizm jest nie tylko przyjętym i akceptowanym stanowiskiem w ramach
teorii nauki i w odniesieniu do konkretnych badań, lecz także, że kierunek ten
posiada swoich krytyków, których argumenty zobowiązani jesteśmy uwzględnić
i w miarę możliwości obalić. Jeśli oczywiście chcemy uprawiać konstruktywizm
w ramach nauki, gdyż reguły nauki obowiązują nas wszystkich. Bez wyjątku.
Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu
23
Bibliograia
Finke P., 1982, Konstruktiver Funktionalismus. Die wissenschaftstheoretische Basis einer
empirischen Theorie der Literatur, Braunschweig-Wiesbaden.
Fischer H.R., 1995, (red.), Die Wirklichkeit des Konstruktivismus. Zur Auseinander
setzung um ein neues Paradigma, Heidelberg.
Fleischer M., 2002, Teoria kultury i komunikacji. Systemowe i ewolucyjne podstawy,
przeł. M. Jaworowski, Wrocław.
Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł.
D. Wączek, J. Barbacka, Wrocław.
Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, przeł. M. Burnecka, M. Fleischer,
Wrocław.
Foerster H. von, 1973, On constructing a reality, [w:] Environmental design research,
red. F. E. Preiser, Stroudsburg, s. 35–46.
Foerster H. von, 1984, Erkenntnistheorien und Selbstorganisation, [w:] DELFIN, IV,
s. 6–19, (również w: Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt,
Frankfurt n. M., s. 133–158).
Foerster H. von, 1985, Das Konstruieren einer Wirklichkeit, [w:] Die erfundene Wirk
lichkeit, red. P Watzlawick, Monachium, s. 39–60.
Foerster H. von, 1985a, Sicht und Einsicht, Braunschweig.
Foerster H. von, 1992 (1985), Entdecken oder Erinden. Wie läßt sich Verstehen ver
stehen?, [w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin, A. Mohler, Monachium, 41–88.
Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuch einer Brücke, Frankfurt.
Foerster H. von, 1993a, KybernEthik, Berlin.
Foerster H. von, Glasersfeld E. von, 1999, Wie wir uns erinden: eine Autobiographie
des radikalen Konstruktivismus, Heidelberg.
Glasersfeld E. von, 1974, Piaget and the radical constructivist epistemology, „EpistemolEpistemology and Education. Research Report”, 14, red. C.D. Smock, E. von Glasersfeld.
Glasersfeld E. von, 1978, Radical constructivism and Piaget’s concept of knowledge,
[w:] Input of Piagetian Theory, red. F.B. Murray, Baltimore.
Glasersfeld E von, 1985, Einführung in den Radikalen Konstruktivismus, w: P. Watzlawick (2003), Die erfundene Wirklichkeit, Monachium, s. 16–38.
Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum Radikalen
Konstruktivismus, Braunschweig/Wiesbaden.
Glaserfeld E. von, 1992, Aspekte des Konstruktivismus, Vico, Berkeley, Piaget, [w:] Kon
struktivismus: Geschichte und Anwendung, red. G. Rusch, S.J. Schmidt, Frankfurt
n. M.
Glasersfeld E. von, 1997, Radikaler Konstruktivismus. Ideen, Ergebnisse, Probleme,
Frankfurt n. M.
Glasersled E. von, 1997a, Kleine Geschichte des Konstruktivismus, „Österreichische
Zeitschrift für Geisteswissenschaft”, 8 (1), s. 9–17.
Glasersfeld E. von, 1998, Die RadikalKonstruktivistische Wissenstheorie, „Ethik und
Sozialwissenschaften”, 9 (4), Opladen, s. 503–511.
Gumin H., Mohler A., 1985 (red.), Einführung in den Konstruktivismus, Monachium.
24
Michael Fleischer
Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriß einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 1990, Soziologische Aufklärung, Opladen.
Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen.
Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, t. 1 i 2, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 2004, Einführung in die Systemtheorie, Heidelberg.
Maturana H.R., 1987, Kognition, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red.
S.J. Schmidt, Frankfurt n. M, s. 89–118.
Maturana H.R.; Varela F.J., 1987, Der Baum der Erkenntnis. Die biologischen Wurzeln
des menschlichen Erkennens, Bern (tytuł oryginału – El àrbol del conocimiento,
1984).
Mitterer J., 1996, Tamta strona ilozoii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania, przeł.
M. Łukasiewicz, Warszawa.
Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M.
Mitterer J., 2004, Ucieczka z dowolności, przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa.
Parsons T., 1976, Zur Theorie sozialer Systeme, Opladen.
Parsons T., 1977, Social Systems and the Evolution of Action Theory, Nowy Jork.
Piaget J., 1967, Biologie et connaissance, Paryż.
Piaget J., 1975, Der Aufbau der Wirklichkeit beim Kinde, Stuttgart.
Roth G., 1994, Das Gehirn und seine Wirklichkeit. Kognitive Neurobiologie und ihre
philosophischen Konsequenzen, Frankfurt n. M.
Rusch G. i in., 1994 (red.), Piaget und der Radikale Konstruktivismus, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1980, Grundriß der Empirischen Literaturwissenschaft, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1987 (red.), Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1994, Kognitive Autonomie und soziale Orientierung. Konstruktivistische
Bemerkungen zum Zusammenhang von Kognition, Kommunikation, Medien und Kul
tur, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1998, Die Zähmung des Blicks. Konstruktivismus-Empirie-Wissenschaft,
Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 2003, Geschichten&Diskurse, Reinbek.
Schmidt S.J., 2004, Unternehmenskultur. Das Problemlösungsprogramm von Unternehmen.
Spencer Brown G., 1996 (1957), Wahrscheinlichkeit und Wissenschaft, Heidelberg.
Spencer Brown G., 1997 (1969),. Laws of Form Gesetze der Form, Lübeck.
Watzlawick P., 1976, Wie wirklich ist die Wirklichkeit? Wahn, Täuschungen, Verstehen,
Monachium.
Watzlawick P., 1981 (red.), Die erfundene Wirklichkeit. Wie wissen wir, was wir zu wissen
glauben?, Monachium/Zurich.
Watzlawick P., 1987 (1984), Anleitung zum Unglücklichsein, Berlin.
Watzlawick P., Beavin J.H., Jackson Don D., 1967 (1974), Menschliche Kommunikation,
Bern.
przekłady wszystkich cytatów w tekście – Michael Fleischer
Siegfried J. Schmidt
Słowo wstępne
Gdy na początku lat 80. ubiegłego stulecia pojawiły się pierwsze propozycje
koncepcji literaturoznawstwa empirycznego, doszło między mną a Norbertem
Groebenem do sporu odnośnie teorii poznania i teorii nauki jako podstawy Literaturoznawstwa Empirycznego. Punktem spornym była reprezentowana przeze
mnie teoria konstruktywizmu, którą z pozycji preferowanego krytycznego racjonalizmu Norbert Groeben odrzucił.
W mojej krytycznej rewizji „klasycznego”, zorientowanego na neurobiologię, konstruktywizmu w książce Geschichten & Diskurse (2003) usunąłem
wprawdzie niektóre punkty krytyki Groebena, jednakże mimo to nie zdołałem
w pełni przekonać go do przejrzystości i użyteczności myślenia konstruktywistycznego. Dlatego też chciałbym w tych uwagach wstępnych zaznaczyć, w czym
ową przejrzystość i użyteczność wciąż dostrzegam.
1. Obserwator obserwuje obserwatora. Obserwatora nie można pominąć,
podobnie jak nie można pominąć opisywania. Nie istnieje żadna druga strona
dyskursu. Rzeczywistość jest rzeczywistością obserwatora i mediów. Tak jak to
zawsze podkreśla Josef Mitterer, opis obiektu i obiekt opisu stanowią jedność.
2. W miejsce dualistycznej ontologii, która wychodzi od tego, że niezależnie
od siebie istnieje podmiot i przedmiot, rzeczywistość i poznanie, język i obiekty
referencji, wkracza myślenie zorientowane procesualnie. Realizatorzy procesów
(aktanci), procesy i rezultaty procesów tworzą nierozerwalną zależność oddziaływań. Wszelkiego rodzaju rzeczywistości należy zatem rozumieć jako rezultaty
procesów, a nie jako niezależne obiekty. „Rzeczywistość” ulega tym samym
pluralizacji1.
1
Por. S. J. Schmidt, Geschichten & Diskurse, Reinbek 2003, Rowohlt.
26
siegFried J. schMidt
3. Komunikacja modelowana jest jako dynamiczny, releksywny proces społeczny, w którym uczestnicy komunikacji oferują sobie nawzajem materialności
semiotyczne (oferty medialne), których produkcja zachodzi na bazie wspólnie
podzielanej kolektywnej wiedzy kulturowej. Ofertom medialnym w ich recepcji
aktanci przyporządkowują zależne od podmiotu znaczenia stosownie do logiki
własnych systemów kognitywnych i w relacji do wiedzy kulturowej. Tym samym modele komunikacji jako transportu informacji lub też wymiany myśli
stają się równie nieprzydatne, jak założenie, że znaczenie zawiera się w ofertach
medialnych2.
4. Zorientowanie na proces implikuje orientację systemową. Procesy przebiegają w kontekstach określonych społecznie i kulturowo. Dlatego też perspektywa
badawcza zostaje rozszerzona z izolowanych ofert medialnych na systemy mediów, które w społeczeństwach kultury medialnej konkurują ze sobą i określają
wzajemnie własne możliwości funkcyjne. Literaturoznawstwo Empiryczne zostało wedle tej argumentacji zaprojektowane jako interdyscyplinarnie zorganizowane specjalne kulturoznawstwo medialne, które zajmuje się ofertami medialnymi
w ramach systemu mediów społeczeństwa3.
5. Naukowość Literaturoznawstwa Empirycznego polega na tym, że literaturoznawcy i literaturoznawczynie rozwiązują swoje problemy związane z szeroko
rozumianymi fenomenami literackimi w metodycznie regulowany sposób, a uzyskane wyniki interpretują w świetle eksplicytnej [jawnej, zrozumiałej] teorii.
Używają w tym celu specjalistycznego języka eksplicytnych teorii i metod, które
umożliwiają jednocześnie nauczanie i rozumienie prac literaturoznawczych4.
6. Celem pracy literaturoznawczej jest generalnie analiza relewantnych komponentów systemu literackiego jako systemu społecznego. Przynależy do niej
naukowa konfrontacja z literackimi ofertami medialnymi w ramach eksplicytnych teorii i metod5. Interpretacja nie zostaje zatem wyeliminowana, lecz podlega
metodologicznej dyscyplinie6.
Prezentowana Państwu antologia stanowi kompetentne zestawienie najważniejszych tekstów dotyczących rozwoju i stanowiska myśli konstruktywistycznej, w tym podstawowych prac inicjatorów tego nurtu: Humberto R. Maturany,
Heinza von Foerstera i Ernsta von Glasersfelda. Wierzę głęboko, że obcowanie
2
3
4
5
6
Por. S.J. Schmidt, Kognitive Autonomie und soziale Orientierung, Frankfurt n. M. 1994, Suhrkamp.
Por. S.J. Schmidt, Die Selbstorganisation des Sozialsystems Literatur im 18. Jahrhundert,
Frankfurt n. M. 1994, Suhrkamp.
Por. S.J. Schmidt, Die Zähmung des Blicks. Konstruktivismus – Empirie – Wissenschaft, Frankfurt n. M. 1998, Suhrkamp.
Przykłady takich analiz opublikowane są w ramach serii „Konzeption Empirische Literaturwissenschaft”, które od roku 1980 ukazują się w wydawnictwie Vieweg.
Por. choćby G. Rusch, S.J. Schmidt, Das Voraussetzungssystem Georg Trakls, Braunschweig/
Wiesbaden 1983, Vieweg.
Słowo wstępne
27
z tymi tekstami prowadzić będzie do przekonania, że przy zastosowaniu podejścia konstruktywistycznego wiele problemów nauk o kulturze uzyska nowe,
ciekawe opracowania. Wiarę tę opieram na doświadczeniach z myśleniem konstruktywistycznym, które na całym świecie stało się udziałem ilozoii i socjologii, językoznawstwa i literaturoznawstwa, pedagogiki, terapii rodzinnej, jak
również nauk o komunikacji i mediach. Dlatego też z radością witam fakt, że za
sprawą tego tomu również polscy czytelnicy i czytelniczki otrzymują możliwość
spotkania z konstruktywizmem7. Ufam, że wielu spośród polskich czytelników
i czytelniczek szansę tę wykorzysta.
Münster, grudzień 2007
7
Siegfried J. Schmidt
W tym miejscu należy zaznaczyć, że w 2006 roku ukazał się tom Konstruktywizm w bada
niach literackich. Antologia, red. E. Kuźma, A. Skrendo, J. Madejski nakładem wydawnictwa
UNIVERSITAS, który zawiera wybór tekstów poświęconych problemom nauki o literaturze
z perspektywy konstruktywistycznej (przyp. red.).
ernst von Glasersfeld
Poznanie bez metaizyki:
stanowisko radykalnego konstruktywizmu
Nie powinniśmy sądzić, że jakiś gatunek pisarstwa
– przez to, że jest „naukowy” bądź „ilozoiczny” –
może osiągnąć„obiektywizm”, którego inny gatunek
– „literacki” – osiągnąć nie może
RORty
Jak chyba każde nowatorskie podejście do podstawowych epistemologicznych
problemów „wiedzy”, idee konstruktywistyczne – które rozpowszechniły się
w ciągu ostatnich dwudziestu lat – wciąż wywołują mnóstwo negatywnych,
a także trochę pozytywnych reakcji. Mam zamiar przedstawić kilka aspektów
radykalnego konstruktywizmu, tak różnego od konstruktywizmów „trywialnych”1; spróbuję też wykazać, że większość sprzeciwów wytaczanych przeciwko
niemu ma swe źródło w rażących nieporozumieniach i traci rację bytu, gdy
stanowisko zostanie wyjaśnione.
Zacznę od zwięzłego historycznego przeglądu kluczowych idei, które istotnie
przyczyniły się do rozwoju stanowiska konstruktywistycznego. Nie muszę
dodawać, że przegląd będzie stronniczy i – z braku miejsca – niekompletny. Następnie rozprawię się z powszechnym zarzutem, że konstruktywizm zaprzecza
istnieniu jakiejkolwiek rzeczywistości, i odeprę go poprzez wyjaśnienie kilku
spośród kroków prowadzących do konstrukcji tego, co nazywam rzeczywistością
1
Termin „radykalny konstruktywizm” został wprowadzony przez von Glasersfelda (Glasersfeld
1974), a pełny opis tego modelu został przedstawiony w Die erfundene Wirklichkeit Paula
Watzlawicka (Watzlawick 1981); odróżnienie od „trywialnych” wersji konstruktywizmu zostało
po raz pierwszy poczynione przez von Glasersfelda (Glasersfeld 1985).
30
ernst von glasersFeld
doświadczeń. Postaram się, by służyło to ukazaniu, że konstruktywistyczne podejście do problemu wiedzy jest możliwe i wykonalne.
Oczywiście nie wystarczy, by dany sposób myślenia został nazwany wykonalnym, ale – by stał się atrakcyjnym – jego zalety muszą zostać ukazane w akcji. (...) Dlatego muszę ograniczyć się do naszkicowania jednego z zastosowań
konstruktywizmu, w które sam jestem zaangażowany i które właśnie wykazuje
podnoszące na duchu znamiona sukcesu: wczesną edukację.
Żeby mój sposób argumentowania za konstruktywizmem – czasami dość
egzaltowany – nie został odczytany jako próba wmówienia, że konstruktywizm
jest jedyną słuszną drogą, powiem od razu, że nie taka jest moja intencja. Twierdzenie, że podejście konstruktywistyczne daje prawdziwy opis obiektywnego
stanu rzeczy, przeczyłoby przecież jednemu z podstawowych pryncypiów mojej własnej teorii. Radykalny konstruktywizm – w moim rozumieniu – oferuje
jedynie odmienny sposób myślenia, jego zalety zaś zależą w głównej mierze od
przydatności w świecie naszych doświadczeń, a tylko przy okazji od tego, co na
jego temat mają do powiedzenia zawodowi ilozofowie.
Źródła historyczne
Radykalny konstruktywizm został pomyślany jako próba obejścia paradoksu
tradycyjnej epistemologii, który ma swe źródło w odwiecznym założeniu nierozerwalnie związanym z zachodnią ilozoią: założeniu, że wiedza może być
nazwana „prawdziwą” tylko wtedy, gdy może być uznana za mniej lub bardziej
trafną reprezentację świata, który istnieje sam w sobie, uprzednio i niezależnie od
doświadczenia osoby poznającej. Paradoks ów bierze się stąd, że ilozofowie w
swych dziełach na ogół sugerują – albo wręcz stwierdzają explicite – że pokazują
drogę ku prawdzie i prawdziwym reprezentacjom świata, choć żaden z nich nie
jest w stanie zaoferować wykonalnego testu na trafność tych reprezentacji.
Idee leżące u źródeł tych spośród współczesnych prądów, które można określić jako konstruktywistyczne, zostały wprowadzone niezależnie przez rozmaitych myślicieli, którzy – nie licząc tych bardziej współczesnych – ani się nie
znali, ani na siebie w sposób znaczący nie wpływali. Jeśli historia konstruktywizmu zostanie kiedyś napisana, powinna ona pokazać – prócz innych spraw –
także zakres, w jakim zawodowi myśliciele i ilozofowie „robili swoje”, walcząc
gwałtownie – a czasem i skutecznie – z innymi, którzy reprezentowali odmienne
punkty widzenia, lecz kompletnie nie znając lub nie zwracając uwagi na nikogo,
kto działałby w kierunku podobnym ich własnemu. Z tego powodu kilka wciąż
tych samych kluczowych idei było raz na jakiś czas wymyślanych od nowa.
Sceptycyzm
Pierwszy zasiew pod konstruktywistyczne idee został poczyniony niewątpliwie wtedy, kiedy sceptycy zdali sobie sprawę, że nie możemy posiąść żadnej
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
31
pewnej wiedzy o realnym świecie, bo nawet jeżeli uda nam się odkryć, jak
nasza wiedza jest wyprowadzana z doświadczenia, to i tak nie ma sposobu
na odkrycie relacji pomiędzy naszym doświadczeniem a tym, co istnieje, zanim zaczniemy doświadczać. Takie spostrzeżenie znaleźć można w niektórych
fragmentach presokratyków z VI wieku p.n.e. – jest też dobrze poświadczone
przez Sekstusa Empiryka jakieś pięć wieków później. Stało się ono zasadniczą
ideą bizantyjskich teologów apofatyków z IV wieku n.e., którzy „stwierdzają
absolutną Jego [tzn. Boga – tłumacz] transcendencję i wykluczają wszelką możliwość utożsamienia Go z jakimś ludzkim pojęciem (...) ponieważ żadne ludzkie słowo ani myśl nie jest w stanie objąć tego, czym Bóg jest” (Meyendorff
2007: XXI). Ścisłe ograniczenie ludzkiego pojmowania zostało wprowadzone
w życie i uogólnione przez sceptyków późniejszych wieków (na przykład przez
Montaigne’a, Mersenne’a, Berkeleya, Hume’a), którzy zastosowali je do racjonalnej wiedzy jako takiej. Kant sformułował je ostatecznie w swojej Krytyce
czystego rozumu2, którą bezskutecznie próbowali odesłać do lamusa wszyscy
późniejsi ilozofowie.
Prawda naukowa
Druga kluczowa idea dotyczy statusu nauki. To, że wiedza naukowa nie powinna
być traktowana jako obraz „realnego” świata, powiedział jasno Osiander w swojej przedmowie do dzieła Kopernika o ruchu planet, a jakieś siedemdziesiąt lat
później – kardynał Bellarmino w kontekście procesu Galileusza3. Obaj sugerowali, że nauka wraz ze swoimi obliczeniami powinna być traktowana jako instru
ment do przewidywania, nigdy natomiast nie może twierdzić, że posiadła Boską
prawdę. Dwaj teologowie, protestant i katolik, użyli tego stanowiska do obrony
swej – mającej źródło w dogmatach i objawieniu – wiary przed podkopującym
ją sceptycyzmem i argumentami naukowymi. Położyli w ten sposób podwaliny
pod instrumentalizm, którego światowy rozwój wiąże się z nazwiskami Ernsta
Macha (Mach 1905), Aleksandra Bogdanova (Bogdanov 1909) i pragmatystów
z początku XX wieku.
Natura pojęć
Trzecia kluczowa idea dotyczy konstrukcji kognitywnej. Pierwszy raz – jeśli się
nie mylę – została ona zasugerowana przez włoskiego ilozofa Giambattistę Vico
(Vico 1710), który ukuł frazę, którą już często cytowałem: „Bóg jest wytwórcą człowieka, człowiek – bogiem wytworów”. Wytłumaczył ją mówiąc, że aby
2
3
Kant wyraził to najlepiej w pierwszym wydaniu Krytyki (Kant 1881) i w Prolegomenach (Kant
1883). Jak zauważył Schopenhauer, Kant postanowił niestety „złagodzić” swe stanowisko
w drugim wydaniu Krytyki (Kant 1887).
Początki instrumentalizmu są dobrze opisane w Conjectures and Refutations Karla Poppera
(Popper 1968).
32
ernst von glasersFeld
poznać coś, trzeba wiedzieć, jak i z czego zostało to zrobione. Stąd jeden tylko
Bóg może znać realny świat, bo to On go stworzył. Analogicznie: poznający
człowiek może poznać wyłącznie to, co skonstruowali ludzie.
Innym myślicielem, który zajmował się konstrukcją pojęciową i stworzył
nadzwyczajne kompendium drobiazgowych analiz, był Jeremy Bentham. Rozwijał on swoją Theory of Fictions od 1760 (kiedy to rozpoczął studia w Oksfordzie w wieku dwunastu i pół roku!) do 1814 roku, kiedy opublikował pierwszą,
usystematyzowaną prezentację swoich pomysłów. Jego wniosek jest następujący:
„Język – i tylko język – jest tym, czemu te ikcyjne jednostki zawdzięczają
swą egzystencję; swą niemożliwą, a jednak nieodzowną egzystencję”4. Dzieło
Benthama dostarcza pojęciowych analiz, które powinny poważnie zainteresować
współczesnych konstruktywistów. Są one w istocie pierwszymi „operacjonalnymi” przepisami na konstrukcję pojęć i pod pewnymi względami antycypują
„operacjonalne deinicje” Percy’ego Bridgmana (Bridgman 1936), a w konsekwencji – operacjonalne analizy Jeana Piageta oraz operacjonalną semantykę
Silvia Ceccato (Ceccato 1964–66). Zarówno Piaget, jak i Ceccato, którzy prawie
nigdy nie zgadzali się wprost z innymi autorami, wyrazili swe uznanie dla Bridgmana za jego rewolucyjną ideę deiniowania pojęć, używając terminu „operacja”,
który został przez niego wprowadzony. Niefortunne dla amerykańskiej psychologii było rozpowszechnione przez behawioryzm nieporozumienie, że operacje,
które generują pojęcia, to operacje izyczne. Ważnym wkładem Bridgmana jest
zrozumienie, że świat izykalny, by stać się upojęciowionym, wymaga myślowych
operacji ze strony obserwatora (zob. Bridgman 1936).
Adaptacja
Czwarta idea dotyczy ewolucji. William James (James 1880) był chyba pierwszym, który zasugerował, że ewolucja wiedzy może być przedstawiona przy
użyciu głównych pojęć teorii Darwinowskiej, mianowicie selekcji naturalnej
i adaptacji. Od tamtej pory idea ta była ulepszana bądź niezależnie rozwijana
przez myślicieli w różnych kontekstach i w różnych miejscach.
Hans Vaihinger, nie korzystając raczej z dużo wcześniejszych analiz Jeremy’ego Benthama, stworzył najpełniejsze i najbardziej spójne dzieło na temat
„ikcji” pojęciowych. Jego Die Philosophie des AlsOb (Vaihinger 1913) stała
się szczególnie interesująca dzisiaj, jeśli wziąć pod uwagę rewolucję w nauce
i zrozumienie, że – nawet w „twardych” naukach – kluczowe pojęcia mogą być
uważne za konwenientne ikcje idealne. Chociaż Vaihinger wciąż dostarcza amunicji współczesnym konstruktywistom, nie klasyikowałbym go jako „radykała”,
bo – koniec końców – powiązał aparat pojęciowy, który produkuje „ikcyjne”
pojęcia, z teorią ewolucji biologicznej. Robiąc to, milcząco przyznaje tej teorii
4
Cytowany fragment pochodzi ze streszczenia opracowanego przez C.K. Ogdena a wydanego
w 1959 przez Littleield, Adams, & Co.; str. XXXII.
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
33
status ontologiczny. Konrad Lorenz – nawiasem mówiąc – wpadł w tę samą pułapkę, kiedy stwierdził, że fakt, iż ludzkie organizmy rozwinęły kategorie czasu
i przestrzeni i skutecznie ich używają, dowodzi, że kategorie te odnoszą się do
„obiektywnej” realności (Lorenz 1977: 9-10).
Radykalna różnica
Wszystkie współczesne konstruktywistyczne propozycje zawdzięczają coś jednemu lub kilku spośród tych historycznych myślicieli. Radykalny konstruktywizm
skupia wiele z kluczowych idei, które wymieniłem, i – czyniąc tak – jednocześnie zdecydowanie wykracza poza tę tradycję, do której – w taki czy inny
sposób – wszyscy ci myśliciele, oprócz Vico, są przypisywani. Tym, co wyróżnia
radykalny konstruktywizm, jest niedwuznaczna propozycja, by porzucić pogląd,
że wiedza powinna być prawdziwą „reprezentacją” świata, takiego jakim on jest,
zanim podlegnie doświadczeniu (ten świat to ontologiczna realność). Propozycja
ta została sformułowana przez kilku autorów na początku dwudziestego wieku.
Chciałbym tutaj wspomnieć dwu późniejszych, którzy szczególnie wpłynęli na
moje idee, ulepszane przeze mnie przez lata: Silvia Ceccato i Jeana Piageta.
Silvio Ceccato, z którym miałem zaszczyt pracować przez jakieś piętnaście lat we Włoszech, rozwinął Bridgmanowską ideę operacjonalnych deinicji
w kompletny system operacji myślowych. Podkreślił on zdolność „stanowiącą” rozumu oraz rolę pulsującej uwagi, która rządzi generacją pojęć poprzez
separowanie i wiązanie surowego materiału dostarczanego przez sensory. Na
tych przesłankach zbudował on drobiazgowy model myślącego organizmu, który
potrai konstruować świat swoich doświadczeń bez „reprezentacyjnego” inputu
z zewnętrznej realności (Ceccato 1964–66).
Jean Piaget wprowadził pojęcie konstruktywizmu do psychologii rozwojowej.
Jest to – w mojej interpretacji (Glasersfeld 1982) – bezpośrednią konsekwencją dwu zasadniczych spostrzeżeń: (1) że kognicja tworzy pojęciowe struktury
poprzez releksyjne abstrahowanie z materiału, który jest dostępny wewnątrz
danego systemu, oraz z operacji przeprowadzanych na tym materiale; oraz (2)
że funkcją kognicji jest adaptacja w sensie biologicznym (Piaget 1967b). By
uświadomić sobie w pełni moc drugiego ze spostrzeżeń, trzeba zrozumieć, że
adaptacja nie jest czynnością, lecz rezultatem eliminacji tego, co nie zaadaptowane, oraz że – w konsekwencji – wszystko to, czemu udało się przeżyć,
jest „zaadaptowane” do środowiska, w którym przyszło mu żyć. Kiedy się to
zrozumie, łatwo uświadomić sobie, że nie chodzi o to, by odpowiadać ontycznemu światu, lecz o to, by dopasować się do niego mimo wszystkich przeszkód
i pułapek, które ze sobą niesie. Stosując to do kognicji – „wiedzieć” nie znaczy
posiąść „prawdziwą reprezentację” realności, lecz raczej posiąść sposoby dzia
łania i myślenia, które pozwalają osiągać obrane cele. Wiedzieć zatem – to
znać nie „prawdziwe obrazy”, lecz wiabilne procedury; albo – jak powiedział
34
ernst von glasersFeld
Maturana – „operować adekwatnie w indywidualnej bądź kooperatywnej sytuacji” (Maturana 1988: 53).
Funkcjonalne dopasowanie
Pójść drogą radykalnego konstruktywizmu – to znaczy porzucić stary, niesprawdzalny wymóg, by wiedza odpowiadała światu, jaki „egzystuje” niezależnie od
naszego doświadczenia; zamiast tego wymaga się od wiedzy, by potwierdzała
samą siebie poprzez funkcjonalne dopasowanie. Z mojej perspektywy ci, którzy
tylko mówią o konstrukcji wiedzy, ale nie porzucają otwarcie poglądu, że nasze
konstrukcje pojęciowe mogą bądź w jakiś sposób powinny reprezentować niezależną, „obiektywną” realność, tkwią ciągle w tradycyjnej teorii poznania, która
jest bezbronna wobec argumentów sceptyków. Z konstruktywistycznego punktu
widzenia ich konstruktywizm jest zatem trywialny. Trywialny konstruktywizm
manifestują fachowcy, którzy mają wiedzę innych za subiektywną konstrukcję,
nigdy zaś nie wątpią o własnym „obiektywizmie”.
Zaprzeczenie realności
Jeden ze standardowych sprzeciwów wobec konstruktywizmu – szczególnie
tego radykalnego – formułowany jest mniej więcej tak: „oto książka na stole
przed tobą; ty wiesz, że to książka, ja wiem, że to książka, każdy, kto na nią
spojrzy, rozpozna ją jako książkę - dlaczego więc ciągle wmawiasz nam, że ta
książka nie jest realna?” By dać coś na kształt pełnej odpowiedzi na to pytanie,
można by wyjaśnić wszystkie kluczowe idee podejścia konstruktywistycznego,
które wymieniłem wyżej, i powtórzyć, że konstruktywizm nie dotyczy bytu,
lecz poznania. Nie ma prostego argumentu, który usprawiedliwiłby rozróżnienie
pomiędzy rzeczywistością doświadczeń a ontologiczną realnością. Można by
powiedzieć, że życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nikt nie twierdził, że zna
świat jako taki – a właśnie orientacja konstruktywistyczna jest jedynym sposobem na uniknięcie takich twierdzeń. Jako konstruktywista nigdy nie mówiłem
(i nigdy bym nie powiedział), że nie ma ontycznego świata, nie przestaję za to
twierdzić, że nie możemy tego świata poznać. Zgadzam się z Maturaną, kiedy
powiada on: „obserwator nie ma żadnej operacjonalnej podstawy, by oświadczać
coś lub twierdzić na temat obiektów, jednostek bądź relacji, jakby istniały one
niezależnie od tego, co on robi” (Maturana 1988: 30).
Ja też doszedłem do takiej konkluzji, ale w nieco inny sposób niż Maturana:
ja wyszedłem od sceptycyzmu, on – od biologii. Zasadniczym punktem jest to,
że nie twierdzimy, że znamy coś, co istnieje „samo w sobie”, tzn. niezależnie od
jakiejkolwiek osoby obserwującej bądź doświadczającej. Jeśli o mnie chodzi, to
mówię jedynie o tym, co wiemy lub możemy wiedzieć. I dopóki mówimy o naszej
wiedzy (lecz nie o wiedzy Boga), twierdzę, że nie możemy sobie nawet wyobrazić, co słowo „istnieć” może znaczyć w kontekście ontologicznym, nie możemy
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
35
bowiem wyobrazić sobie „bycia” bez pojęć przestrzeni i czasu, a te dwa pojęcia
to pierwsze z naszych konstruktów pojęciowych5.
Postrzec i rozpoznać książkę (lub cokolwiek innego) – to znaleźć w polu
swego doświadczenia coś, co można dopasować do swego pojęcia „książki”.
Nie znaczy to, by „realny” czy „ontyczny” obiekt, którym jest owa książka, miał
być tam zanim ktoś go zobaczył jako książkę. Znaczy natomiast, że w pewnej
części naszego obecnego pola doświadczeń znajduje się pewien rodzaj surowego
materiału, który – jeśli zostanie skoordynowany w odpowiedni sposób – jest
wystarczająco bliski temu, czego wymaga nasze pojęcie książki, akceptujemy
go zatem jako przykład naszego pojęcia.
Jeszcze dwie sprawy muszą zostać wyjaśnione, bo i one prowadzą do
nieporozumień. Po pierwsze – „pojęcia” nie są kolorowymi pocztówkami, do
których ktoś przyrównuje doświadczalny materiał; są one raczej ścieżkami dla
czynności lub operacji i czasem mogą być wypełnione znajdującym się pod
ręką materiałem doświadczalnym, a czasem nie mogą. Ścisłość, z jaką dokonuje się tego wypełniania, zawsze zależy od szczególnego otoczenia, w którym
czynność ma miejsce. Druga sprawa dotyczy tego, co nazwałem „surowym
materiałem”. Ta znajdująca się na najniższym poziomie analizy „rzecz” nie
jest czymś poniewierającym się w obiektywnym środowisku. Jest natomiast
ogółem prostych zmysłowych bodźców i dystynkcji, które nasz system jest
zdolny wygenerować.
Pojęcia zatem nie mają żadnego ikonicznego bądź reprezentacyjnego powiązania z czymkolwiek, co może „istnieć” poza systemem poznawczym; nie
możemy wiedzieć, czy surowy materiał, z którego pojęcia są komponowane bądź
koordynowane zawiera takie powiązania. Nazywanie podstawowych elementów
naszych kognitywnych konstrukcji pojęciowych „zróżnicowanymi” jest najbardziej mylącym sposobem mówienia o nich. Z punktu widzenia człowieka różnicującego to, co jest aktualnie różnicowane, nie zależy od stanu sprzed czynności
różnicowania, lecz od tego, co organizm potrai rozróżnić i postanawia rozróżnić
w kontekście danego doświadczenia.
Konstrukcja rzeczywistości
Obrawszy orientację konstruktywistyczną, trzeba wyjść poza proste stwierdzenie,
że świat, którego doświadczamy, jest światem, który konstruujemy. Należałoby
przynajmniej spróbować pokazać, jak to, co nazywamy wiedzą – tzn. skuteczne sposoby radzenia sobie z życiem oraz struktury pojęciowe – może być budowane. Jeżeli natomiast ktoś ogłasza się radykalnym konstruktywistą, musi
także pokazać, że ów świat doświadczeń może być zbudowany bez referencji
5
Idę tutaj za Piagetem (Piaget 1937), który pokazał, jak dziecko konstruuje pojęcia czasu i przestrzeni, bez zakładania ich obiektywnej realności.
36
ernst von glasersFeld
do przypuszczalnie „istniejącego” świata. Spróbuję zilustrować tę możliwość
poprzez naszkicowanie przynajmniej początków konstrukcji pojęciowej.
Nim ktokolwiek z nas postanowi zadać jakieś epistemologiczne pytanie, żyje
przez jakiś czas i zdobywa sporo praktycznej wiedzy na temat kategoryzowania,
unikania oraz prowokowania doświadczalnych sytuacji. Dużą część tej wiedzy
zdobywamy we wczesnych stadiach życia – i odzwierciedla ona dla nas „realność”, ponieważ porządkuje to, z czego składa się nasze życie. We współczesnych społeczeństwach poddawanie releksji codziennej praktyki następuje zwykle tuż przed okresem dojrzewania płciowego (jeśli w ogóle następuje). Wtedy
to, na przykład podczas przeglądania się w lustrze, w naszej świadomości coś
zaczyna dziwnie wrzeć: „Kim jestem?”, „W jaki sposób wiem, że ja to ja?”. Tak
zaczyna się ilozoiczne dochodzenie.
By odpowiedzieć na te kłopotliwe pytania, musimy cofnąć się prawie do
początków naszej drogi – do czasu, kiedy w obszarze naszego doświadczenia
zaczynaliśmy różnicować.
W książce La construction du reel chez l’enfant (Piaget 1967b) – by zilustrować swoje stanowisko w kwestii, jak zaczyna się rozwój kognitywny – użył
Piaget prostego rysunku. Rysunek składa się z małego kółka obramowanego
koncentrycznie przez drugie, dużo większe. Pokazuje on to, co Spencer Brown
(Brown 1969) – trzydzieści lat później – nazwie „pierwszym różnicowaniem”.
Różnicowanie to jest – używając określenia Browna – jeszcze „bez skazy”. Tzn.
wyróżnionym obszarom – temu wewnątrz i temu na zewnątrz małego kółka – nie
zostały przypisane żadne cechy. Opisy pojawią się, kiedy dziecko poczyni dalsze
rozróżnienia, które oddzielą je od „środowiska”. Wtedy strefa wewnętrzna stanie
się „mną”, a zewnętrzna – prywatnym „wszechświatem”6.
Pierwsze różnicowanie – jak zwykłem powtarzać – jest analogiczne do tego,
które czyni artysta kilku pierwszymi kreskami na płótnie: kreskami, które decydują, co będzie postacią, a co – tłem. Z mojego punktu widzenia najważniejsze
jest nie to, co artysta wyróżnia, ale fakt, że owo rozróżnienie dokonywa się na
papierze, płótnie czy innym materiale, którego używa artysta. Zarówno rzeczy,
jak i tło są częściami jednego i tego samego płótna. Jest to sprawa, którą tradycyjna epistemologia ma zwyczaj ukrywać. Różnica między sobą a środowiskiem
jest czyniona i może być czyniona wyłącznie w obszarze doświadczeń obserwatora i nie dotyczy różnicy między podmiotem obserwującym a „obiektywnym”
światem. Innymi słowy: poznajemy siebie i poznajemy świat i obie te rzeczy są
zbudowane z elementów naszego bardzo prywatnego doświadczenia.
Konstrukcja bardziej dojrzałego „ja”, które ma cele, relacje, trwałą tożsamość,
jest długim procesem składającym się z wielu następujących po sobie kroków.
6
Termin „różnicowanie” [distinction] został użyty przez Spencera Browna (Brown 1969) i prawie
w tym samym czasie przez Maturanę; Ceccato określa to jako „differentiata”, a Kant wspomina
o całości możliwych różnicowań jako o „das Mannigfaltige”.
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
37
Jest tworzeniem ścieżki, którą kroczymy podczas wszystkich naszych – mniej
lub bardziej pospolitych – doświadczeń. Dziecko, które chwyta, ciągnie i naciska
wszystko, co mu wpadnie w ręce, zaczyna – we właściwym momencie swojego
rozwoju – odróżniać złapanie własnego palca od złapania kraty łóżeczka bądź
trzymania grzechotki. Jedno dziecko wygeneruje uczucie dotykania lub nawet
lekkiego „bólu”, inne – nie. Ten rodzaj doświadczenia prowadzi do konstrukcji
izycznych granic własnego ciała. Podobnie, dziecko zaczyna różnicować między
ruszaniem ręką w celu dosięgnięcia czegoś a stanem, kiedy ta ręka jest poruszana
przez kogoś innego i na przykład wsadzana do rękawa podczas ubierania. Stąd
wyprowadzane jest pojęcie dobrowolnego ruchu. Kilka lat później dziecko może
zauważyć, że ręka boli, gdy się nią trzyma smycz nieposłusznego psa, ale celowo
nie zważa na ból, nie chce bowiem spuścić psa. Tak dziecko zaczyna pojmować,
że centrum zainteresowania może być przesunięte siłą woli.
W istocie mnóstwo jest doświadczeń, które dają okazję do odróżnienia „siebie” od świata, w którym się żyje. Niektóre z nich generują świadomość izycznych granic ciała, które zaczyna nazywać się własnym; inne – świadomość, że
ruszanie się jest czymś innym niż ruch rzeczy „zewnętrznych”; a jeszcze inne
sprawiają, że uświadamiamy sobie fakt, że – przynajmniej w pewnych granicach – możemy kierować naszą uwagę na konkretne obszary naszego doświadczenia.
Wczesne etapy tego ciągu są częścią rozwoju, który Piaget (Piaget 1937: 9)
nazwał rewolucją kopernikańską i na którego końcu, „kiedy zaczyna się język
i myślenie, [dziecko] jest – z praktycznego punktu widzenia – już tylko jednym
z elementów wszechświata, który samo stopniowo skonstruowało i który odtąd
będzie doświadczało jako zewnętrzny wobec siebie”.
Dwa aspekty tego rozwoju są kluczowe dla zrozumienia radykalnego konstruktywizmu. Po pierwsze, całe to rozróżnianie i konstruowanie „siebie” ma
miejsce w obszarze doświadczenia, używa elementów materiału dostarczanego
przez narządy zmysłów i jest rezultatem własnych czynności osoby doświadczającej. Nie wymaga „rzeczy jako takich” i „różnic jako takich”, które mogą
być przypisane obiektywnej, ontologicznej realności. Po drugie: to, co zostało
wyizolowane i ustalone tym sposobem, jest tym, co ktoś doświadcza jako siebie
– nie zaś tajemniczą centralną jednostką, która wykonuje doświadczenia.
Konstrukty, w jakie wyposażamy świat naszych doświadczeń, to te, które
uznaliśmy za przydatne bądź przynajmniej dające się obronić. Używamy ich
w naszych schematach czynności i w operacjach pojęciowych; wyrzucamy je
albo modyikujemy, kiedy częstość ich porażek jest zbyt duża i kiedy jesteśmy
w stanie skonstruować bardziej niezawodne; staramy się zrównoważyć je i skoordynować z innymi. Im większa jest ich stosowalność, tym mniej ich potrzebujemy. Zważywszy zaś na różnorodność sytuacji, w których przychodzi nam
różnicować, możliwie najmniejsza liczba schematów staje się ważnym czynnikiem.
38
ernst von glasersFeld
Jest jeszcze jedna sprawa, która – choć jasno przez Piageta wyłożona –
bywa zwykle ignorowana lub nierozumiana zarówno przez jego następców, jak
i krytyków. Doświadczalne środowisko, w którym czyjeś indywidualne konstrukty muszą wykazać swą wiabilność, jest zawsze i środowiskiem społecznym,
i izykalnym. Choć czyjeś koncepty, czyjeś sposoby operowania, czyjaś wiedza
nie mogą być skonstruowane przez jakikolwiek inny podmiot, to jednak ich
wiabilność, ich adekwatne funkcjonowanie w czyimś izykalnym i socjalnym
środowisku jest tym, co dostarcza klucza do utrwalenia rzeczywistości indywidualnych doświadczeń (Glasersfeld 1985).
Jak tylko język pojawia się i staje względnie stabilnym systemem poprzez
ciągłe interakcje osób, które go używają, wiele schematów pojęciowych konstruowanych przez osoby jest umacnianych przez stosowanie ich w socjalnych
interakcjach. To jest delikatna i skomplikowana sprawa: postaram się wyjaśnić
ją na przykładzie, który może wydać się absurdalnie prosty.
Załóżmy, że jesteśmy umówieni ze znajomym w pewnym miejscu pewnego
dnia. W nocy poprzedzającej dzień spotkania spadło mnóstwo śniegu. Do miejsca
wyznaczonego na spotkanie prowadzą dwie drogi – dłuższa i krótsza. Wiemy, że
kiedy leży śnieg, szybciej się dojedzie tą dłuższą. Wiemy to z własnego doświadczenia w naszym subiektywnym izykalnym środowisku. Teraz jednak używamy tej wiedzy w naszym środowisku społecznym, by przewidzieć, że znajomy
przyjedzie właśnie tą drogą. Jeśli przewidywanie okaże się słuszne, a zwłaszcza
jeśli znajomy potwierdzi, że wybrał dłuższą drogę właśnie z tego powodu, który
i my mieliśmy na myśli, nasze rozumowanie znacznie się umocni i elementy,
które zaangażowaliśmy w to rozumowanie, zaczną coraz bardziej przypominać
obiektywną realność, niezależną i od nas, i od naszego kolegi.
Jest to, powtarzam, absurdalnie prosty przykład, mogę go jednak bez wahania
uogólnić: jeśli przewidywanie – poczynione na podstawie przypisywania innej
osobie schematu działania bądź myślenia, który temu, kto przewiduje, wydaje się
wiabilny – okazuje się poprawne, to ów schemat i struktury pojęciowe, które angażuje, osiągają poziom doświadczalnej rzeczywistości, który jest nieosiągalny
poza kontekstem społecznym. W istocie ten rodzaj „potwierdzenia” tworzy jedyny
obiektywizm, jaki jest możliwy z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu.
Nawiasem mówiąc, warunek, że najwyższy poziom doświadczalnej rzeczywistości może być osiągnięty jedynie przez interakcje z innymi jednostkami
poznającymi, pociąga za sobą dosyć niezwykłą rzecz: pokazuje, że z punktu
widzenia radykalnego konstruktywizmu potrzeba liczenia się z innymi nie jest
założeniem etycznym, lecz epistemologiczną koniecznością (Glasersfeld 1986).
uczenie się jako konstrukcja
Niektórzy nauczyciele i metodycy doszli do wniosku, że – jako podstawę swych
czynności – muszą rozwinąć jakieś teoretyczne idee mówiące o tym, jak dzieci
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
39
budują obraz świata swych doświadczeń. Wierzą oni, że jeśli nie mają modelu
pojęć i pojęciowych operacji ucznia, to uczenie jest nieefektywne. Innymi słowy:
zaczynają rozumować terminami psychologii nie tylko kognitywnej, ale i rozwojowej. Daleko temu od ciągle szeroko rozpowszechnionej orientacji, która skupia
się wyłącznie na szkoleniu, a nie zważa na uczenie się.
Dopóki celem nauczyciela jest generowanie u ucznia specyicznych zachowań, nie widzi on potrzeby pytania, co może dziać się w głowie ucznia – jeżeli w ogóle dopuszcza możliwość dziania się czegokolwiek. Kiedy tylko uczeń
zaczyna „emitować” pożądane zachowania w odpowiednich sytuacjach, proces
szkoleniowy jest uznawany za udany. Uczeń nie musi rozumieć, dlaczego poszczególne czynności wywołują rezultat, który jest określany jako „prawidłowy”;
także nauczyciel nie troszczy się, jak uczeń osiągnął to, co określa się jako
„wyniki”.
Jeśli zaś – przeciwnie – celem jest przywieść uczniów do pewnej formy
zrozumienia, nauczyciel musi mieć jakiś pogląd na to, w jaki sposób oni myślą.
Innymi słowy: nauczyciele muszą spróbować wywnioskować, z czego mogą
obserwować, jakie są pojęcia uczniów i jak uczniowie nimi operują. Tylko na
podstawie takich hipotez nauczyciel może obmyślać sposoby kierunkowania
i modyikowania uczniowskich operacji myślowych. Jest to kontekst, w którym
podejście konstruktywistyczne i jego analizy rozwoju pojęciowego wydają się
obiecujące.
Pomimo wszystkiego, co napisał na ten temat Piaget, ten obszar to wciąż
w dużej mierze terra incognita. Poza tym, jest to obszar, w którym raczej nie ma
miejsca na żadne „prawa naturalne”. Z drugiej strony, zrozumieliśmy go wystarczająco dobrze, by móc sformułować zasady, które miałyby wyjątkowo szerokie
zastosowanie. Mój kolega, Les Steffe, i ja napisaliśmy w ostatnim raporcie:
Praca z dziećmi jest pod wieloma względami podobna do pracy z cudzoziemcami,
z którymi ma się wspólnych jedynie kilka słów. Sytuacja jest ekstremalna, kiedy
praca wymaga liczb i operacji matematycznych i ma na celu zrozumienie, jak
dane dziecko myśli o liczbach i jak nimi operuje. Każdy, kto na poważnie stara
się prześledzić, co właściwie dzieje się w głowie dziecka, kiedy usiłuje ono – aż
do granic swych umiejętności – rozwikłać problem dodawania czy odejmowania,
zda sobie sprawę, że matematyczny świat dziecka jest z punktu widzenia dorosłego jakąś obcą krainą. A jednak dzieci, o ile nie zostały całkowicie zrażone do
rachunków i mają choć odrobinę motywacji, nie działają przypadkowo. Postępują
zgodnie z jakąś metodą, nawet jeżeli metoda ta wyda się komuś doświadczonemu niekonwencjonalna. By wyrobić sobie pojęcie, czym może być ta metoda,
badacz nie może używać tylko swojej wyobraźni, lecz musi spróbować obmyślić
sensowną drogę, która mogłaby połączyć obserwowaną manifestację operacji
dziecka z krokami, które mogły prawdopodobnie doprowadzić do odpowiedzi na
zadane pytanie. Tzn. nieważne, jak bardzo badacze starają się przystosować swe
40
ernst von glasersFeld
analizy do „obcych”, dziecięcych sposobów, i tak modele, które zbudują, będą
zawsze modelami skonstruowanymi z ich – badaczy – pojęć. Ponieważ sposób
myślenia dziecka nigdy nie jest bezpośrednio osiągalny, model badacza nigdy nie
może być z nim porównany w celu określenia czy stanowi on, czy nie stanowi
doskonałego odwzorowania. Można najwyżej spodziewać się, że model pasuje
do obserwacji, które poczyniliśmy wcześniej, i – co ważniejsze – że pozostanie
wiabilny w obliczu nowych obserwacji.
iluzja komunikacji
Takie modele cudzych operacji myślowych oczywiście pozostają hipotetyczne.
Nie ma żadnych niepodważalnie obserwowalnych faktów, jeśli chodzi o pojęcia
i myślowe operacje innej myślącej osoby. Tak jest nie tylko w nauczaniu, ale
i w terapii. Jest to trudne do przełknięcia dla psychologów, długo bowiem żyli oni
w przeświadczeniu, że jest coś takiego, jak językowe potwierdzenie interpretacji
cudzych myśli. Takie przeświadczenie oparte jest na niedającej się obronić koncepcji „komunikacji”. Jeśli w ogóle ruch konstruktywistyczny czegoś dokonał, to
jest to zburzenie obrazu języka jako sposobu przekazywania myśli, znaczeń, wiedzy bądź „informacji” od jednego rozmówcy do innego. Interpretacja wytworów
języka jest dokonywana zawsze za pomocą pojęć i struktur pojęciowych, które
interpretator uformował z elementów własnego, subiektywnego doświadczenia. Te
pojęcia i struktury pojęciowe musiały być oczywiście zmodyikowane i zaadaptowane podczas wszystkich interakcji z innymi użytkownikami języka, ale adaptacja
eliminuje wyłącznie te rozbieżności, z których wynikają trudności w aktualnych
sytuacjach interakcyjnych – adaptacja ustaje, gdy wszystko wydaje się pasować.
Jednak dopasowanie we wszystkich danych sytuacjach nie świadczy o relacji od
powiadania. Dopasować – oznacza po prostu nie znaleźć żadnych rozbieżności.
Modele czyichś operacji pojęciowych, budowane na podstawie obserwowanych zachowań, są zatem i pozostaną hipotetyczne. Jaki jest – ktoś może
spytać – pożytek z takich modeli, jeśli odnoszą się one do świata dziecięcych
myśli nie na podstawie twardych faktów, lecz na podstawie wnioskowania, które może być zarzucone w każdym momencie? Konstruktywistyczna odpowiedź
jest prosta, choć może wprawiać w zakłopotanie: świat doświadczeń, w którym
żyjemy (wraz z innymi osobami) jest zawsze zbiorem takich przypuszczalnych
modeli opartych na tym, jak ktoś interpretuje to, co widzi, słyszy albo „rozumie”. Komunikacja językowa nie jest wyjątkiem od tej reguły. I tutaj chodzi
o dopasowanie, a nie o odpowiedniość. Język nie transportuje kawałków świata
jednej osoby do świata innej osoby, a tylko pobudza i zachęca tę drugą osobę do
budowania struktur pojęciowych, które wydadzą się jej kompatybilne ze słowami
i czynnościami rozmówcy7.
7
Szersze potraktowanie konstruktywistycznego obrazu języka i komunikacji można znaleźć
w moim On the concept of interpretation.
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
41
interpretacja doświadczenia
Choć nie sposób obejść tej niepewności związanej nieodłącznie ze wszystkimi domysłami na temat czyichś stanów i procesów myślowych, to jednak nie
jest zbyt mądrym mówienie, że owa niepewność czyni oparte na domysłach
modele bezużytecznymi. Dopóki modele, które konstruujemy, pomagają nam
rozwiązywać nurtujące nas problemy, ich ontologiczny status nie powinien nas
martwić. Zostało to dobrze udokumentowane w teoretycznej izyce8. Jeszcze
wyraźniej może być to widoczne w medycynie, kiedy tylko porzucimy tradycyjne schematy myślenia. Użyjmy procedury, której używają lekarze, stawiając
diagnozy. Jeśli pewne cechy, zaobserwowane u pacjenta bądź przez niego opisane, zostaną rozpoznane jako charakterystyczne symptomy jakiegoś zaburzenia, to jest to wynikiem interpretacji. A interpretacja taka jest możliwa jedynie
w oparciu o pojęciowe struktury, które lekarz buduje z własnego doświadczenia
– doświadczenia, które mógł zdobyć przez interpretację języka w książkach medycznych, interpretację badań, interpretację spotkań z pierwszymi pacjentami.
Lekarze zwykli nazywać te wszystkie elementy „faktami” elementy te jednak
– włączając w to analizy chemiczne i odczyty pomiarów – faktami jedynie
w kontekście takich teoretycznych modeli, które okazały się użyteczne (por.
Fleck 1935).
Wracając do edukacji, dla nauczyciela konstruktywisty w pierwszym rzędzie
nie są interesujące obserwowalne rezultaty, ale raczej to, co uczniowie sądzą,
że robią, i dlaczego są przeświadczeni, że dany sposób operowania doprowadzi
ich do rozwiązania problemu. Racjonalna podstawa takiego przesunięcia uwagi
jest prosta: chęć zrozumienia, że to, iż uczeń operuje w dany sposób jest raczej
przejawem stanu jego rozwoju pojęciowego niż tego, czy te operacje prowadzą do rezultatu, który nauczyciel zaakceptuje. To dlatego najlepsi nauczyciele
skupiają więcej uwagi na źródłach błędów uczniów niż na ich prawidłowych
odpowiedziach.
Tam, gdzie nauczyciele potraili zorganizować te poglądy w uogólnione, koherentne modele wymaganych procesów kognitywnych i stworzyli heurystyczne
metody wpływania na te procesy, zanotowali wyjątkowe sukcesy pedagogiczne
(Cobb 1987; Steffe et al. 1983). Bardzo szerokie efekty daje prosta konstruktywistyczna zasada, by traktować wszystko, co produkuje uczeń, jako manifestację
czegoś, co dla ucznia ma sens. To nie tylko poprawia atmosferę w szkole, ale
także otwiera nauczycielowi drogi do zrozumienia ucznia.
Z tej perspektywy nie dziwi, że podejście konstruktywistyczne powinno mieć
zastosowanie także w psychoterapii. Trudno sobie wyobrazić, by terapeuta, który
nie konstruuje hipotetycznego modelu swego pacjenta, mógł wpłynąć znacząco
na kognitywne procesy tego pacjenta i ich emocjonalne następstwa. Nie trzeba
8
Ukazanie nieuniknionej niepewności modeli wyjaśniających w „twardych” naukach nie należy
do zakresu tego artykułu.
42
ernst von glasersFeld
dodawać, że te modele muszą być konstruowane na podstawie interakcji z danym pacjentem. Zaczynanie ze z góry założonymi prototypami (ktoś mógłby je
nazwać „modelami”!), służącymi kategoryzacji obserwowanych spraw, jest –
moim zdaniem – gorsze niż nieposiadanie w ogóle żadnego modelu. Prowadzi
do nadużyć, jak w przypadku tych psychoanalityków, którzy – zupełnie nie po
freudowsku – sądzili, że mogą analizować sny ze słownikiem symboli, zamiast
namawiać pacjenta do szukania własnych interpretacji.
Wnioski
W krótkim rysie historycznym na początku artykułu zostały wyszczególnione
cztery kluczowe idee radykalnego konstruktywizmu:
1. Sceptycyzm. Niezbite twierdzenie sceptyków, że prawdziwość tego, co nazywamy „wiedzą o świecie”, nie może być oceniana ani dowodzona, ponieważ
„reprezentacje”, z których – jak się przypuszcza – ona się składa, nigdy nie
mogą być porównane z tym, co – jak się przypuszcza – reprezentują.
2. Prawda naukowa. Oddzielenie metaizycznych przekonań, które utrzymują,
że odzwierciedlają ontologiczną realność, od racjonalnej/naukowej wiedzy,
której dana jest instrumentalna funkcja radzenia sobie żywych organizmów
z rzeczywistością subiektywnych doświadczeń.
3. Konstrukcja pojęciowa. Pojęcie konstrukcji kognitywnej, oparte na propozycji Vico, by rozpatrywać „fakty” – tzn. elementy doświadczenia, z których
organizmy tworzą (po łacinie: facere) albo konstruują światy swych doświadczeń – oraz możliwość modelowania procesu konstrukcji.
4. Adaptacja. Wyabstrahowanie z biologicznych treści wzorów pojęciowych
właściwych dla teorii ewolucji i zastosowanie pojęć wariacji, selekcji, ada
ptacji i wiabilności w dziedzinie kognicji.
Jedną z ważnych konsekwencji zintegrowania tych czterech kluczowych idei
jest radykalna zmiana relacji między „wiedzą” a „ontologiczną realnością” –
z ikonicznej „reprezentacji” czy „korespondencji” na funkcjonalne dopasowanie.
Właśnie przyjęcie zmiany tej relacji poznawczej odróżnia radykalny konstruktywizm od innych form konstruktywizmu czy konstrukcjonizmu.
Kiedy zrozumie się zmianę tej poznawczej relacji, stanie się jasne, że radykalny konstruktywizm nie zaprzecza istnieniu ontologicznej realności – zaprzecza tylko temu, że poznający organizm, którego wiedza jest wyprowadzana
z różnicowania i operowania wynikłymi „różnicami”, może poznać jakikolwiek
ontologicznie „realny” świat.
Świat doświadczeń, w którym przyszło żyć ludziom, jest konstruowany, ponieważ jest rezultatem różnicowania i tworzenia relacji, dokonywanego przez
kognitywne podmioty. Najwyższy, najbardziej reliabilny poziom konstruowanej
rzeczywistości powstaje w wyniku interakcji z tymi jednostkami indywidualnego
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
43
obszaru doświadczeń, które zostały skategoryzowane jako inne osoby. Ta „społeczna” interakcja daje – z jednej strony – jedyny obiektywizm, jaki jest możliwy
w modelu konstruktywistycznym, a z drugiej – epistemologiczną podstawę dla
wypracowania etyki.
Wartość modelu konstruktywistycznego (podkreślę raz jeszcze, że radykalny
konstruktywizm nie czyni żadnych ontologicznych twierdzeń i został pomyślany
wyłącznie – choć to i tak sporo – jako użyteczny model wiedzy i czynności poznawania) polega na jego stosowalności w podstawowych problemach, na które
traiamy podczas konstrukcji świata naszych doświadczeń.
Jako przykład zwięźle wyszczególnię kilka trwałych zastosowań na obszarze
edukacji, gdzie zasady radykalnego konstruktywizmu prowadzą do głębokich
zmian w postawie wobec procesu uczenia się i myślowych operacji uczniów.
Najważniejsza z tych zmian ma swe źródło w konstruktywistycznym założeniu,
że – w normalnych okolicznościach – to, co poznający podmiot produkuje jako
próbę rozwiązania problemu bądź odpowiedzi na pytanie, powinno być traktowane jako manifestacja czegoś, co w konstruowanym właśnie świecie doświadczeń
owego podmiotu ma sens. Nauczyciel – a moim zdaniem również psychoterapeuta – który pragnie zmodyikować pewne pojęcie czy operację pojęciową u ucznia
lub pacjenta, musi wobec tego zacząć od skonstruowania wiabilnego modelu
sposobów organizowania doświadczeń przez daną osobę. Ważnym elementem
sukcesu w obu tych zawodach wydaje się być to, co Vico nazwał „wyobraźnią
poetycką”, ponieważ zadanie polega m.in. na hipotetycznej rekonstrukcji czyjejś
konstrukcji rzeczywistości.
Na koniec chciałbym dodać, że orientacja konstruktywistyczna, co stwierdzili także inni, prowadzi do większej tolerancji w społecznych interakcjach.
Tolerancja ta ma swe źródło w uświadomieniu sobie, że ani problemy, ani ich
rozwiązania nie są jednostkami ontologicznymi, ale biorą się ze szczególnych
sposobów konstruowania. Stąd żadne rozwiązanie problemu nie może być „słuszne” w sensie ontologicznym. Specyika świata, w którym pojawia się dany problem, zależy od sposobu postrzegania, od sposobu doświadczania; a tam, gdzie
jest jedno rozwiązanie, są zawsze i inne – co jednak nie znaczy, że wszystkie
muszą się podobać tak samo.
Radykalni konstruktywiści, podobnie jak Ceccato i Piaget, twierdzą, że percepcja i wszystkie formy postrzegania – czy to sensorycznego, czy pojęciowego – są rezultatem operacji przeprowadzanych przez aktywny podmiot. W tym
sensie aktywny podmiot jest odpowiedzialny za świat, który konstruuje. Są ograniczenia, które – co nie trudno zauważyć –uniemożliwiają nam konstruowanie wszystkiego, co byśmy chcieli; to jednak nie powinno przysłaniać faktu, że
wcale nie musi nam się podobać wszystko, co konstruujemy. Nie do uniknięcia
jest zatem etyka: jeśli nie podobają nam się rezultaty naszych operacji, musimy
zmienić sposób operowania.
44
ernst von glasersFeld
Podziękowania
W ciągu ostatnich piętnastu lat miałem szczęście odbyć wiele dyskusji z Heinzem von Foersterem i Humberto Maturaną. Obaj wywarli znaczny wpływ na mój
sposób myślenia i pomogli mi wyrażać się jaśniej.
Poznanie bez metaizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu
45
Bibliograia
Bentham J., 1932, Theory of Fictions, opracował C.M. Ogden, London, Routledge &
Kegan Paul.
Bogdanov A., (pseudonim N. Verner; 1909), Nauka i ilosoia, [w:] Òcerki ilosoii kollek
tivisma, St. Petersburg.
Bridgman P.W., 1936, The Nature of Physical Theory, Princeton University Press.
Campbell D., 1974, Evolutionary epistemology, [w:] The Philosophy of Karl Popper,
red. P. Schilpp, LaSalle, Illinois, Open Court.
Ceccato S., 1964–66, Un Tecnico fra i Filosoi, Vol. I i II, Padua, Marsilio.
Cobb P., 1987, An investigation of young children’s academic arithmetic contexts, „Educational Studies in Mathematics”, 18, s. 109–124.
Feyerabend P., 1987, Farewell to Reason, Londyn/Nowy Jork, Verso.
Fleck L., 1935, Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache, Leipzig, Benno Schwabe. (Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do
nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym, przeł. M. Tuszkiewicz, Lublin
1986)
Glasersfeld E. von, 1974, Piaget and the Radical Constructivist epistemology, [w:] Epi
stemology and Education, red. C.D. Smock i E. von Glasersfeld, Ateny, GA, Follow
Through Publications.
Glasersfeld E. von, 1982, An interpretation of Piaget’s constructivism, „Revue Internationale de Philosophie”, 36(4), s. 612–35.
Glasersfeld E. von, 1983, On the concept of interpretation, „Poetics”, 12, s. 207– 218.
Glasersfeld E. von, 1985, Reconstructing the concept of knowledge, „Archives de Psychologie”, 53, s. 91–101.
Glasersfeld, E. von, 1986, Steps in the construction of ‘Others’ and ‘Reality’, [w:] Power,
Autonomy, Utopia, red. R. Trappl, Nowy Jork/Londyn, Plenum Press.
James W., 1880, Great men, great thoughts, and the environment, „The Atlantic Monthly”, 46(276), s. 441–59.
Jensen K. M., 1978, Beyond Marx and Mach – Aleksandr Bogdanov’s Philosophy of
Living Experience, Dordrecht: Reidel.
Kuhn T.S., 1962, The Structure of Scientiic Revolutions, Chicago University Press.
(Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, Warszawa 1968)
Lorenz K., 1977, Behind the Mirror, Nowy Jork, Harcourt Brace Jovanovich (1973).
(Odwrotna strona zwierciadła. Próba historii naturalnej ludzkiego poznania, przeł.
K. Wolicki, Warszawa 1977.)
Mach E., 1905, Erkenntnis und Irrtum, Leipzig, Johann Ambrosius Barth.
Maturana H., 1988, Reality: The search for objectivity or the quest for a compelling
argument, „The Irish Journal of Psychology”, 9(11), s. 25–82.
Maturana H. i Varela F., 1980, Autopoiesis and Cognition, Dordrecht: Reidel.
Meyendorff J., 1974, Byzantine Theology, New York, Fordham University Press, 1974.
(Teologia bizantyjska: historia i doktryna, wydanie II, przeł. J. Prokopiuk, Kraków
2007)
Piaget J., 1937, La construction du réel chez l’enfant, Neuchatel, Delachaux et Niestle.
Piaget J., 1967a, Biologie et connaissance, Paris, Gallimard.
46
ernst von glasersFeld
Piaget J., 1967b, Six Psychological Studies, translation by A. Tenzer and D. Elkind,
Nowy Jork, Vintage Books. (Studia z psychologii dziecka, przeł. T. Kołakowska,
Warszawa 1966.)
Popper K.R., 1968, Conjectures and Refutations, Nowy Jork, Harper Torchbooks.
(Oryginał niemiecki z 1963 r.) (Droga do wiedzy: domysły i refutacje, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1999.)
Rorty R., 1983, Method and morality, [w:] Social Science as Moral Inquiry, red. N. Haan,
R.N. Bellah, P. Rabinow i W.M. Sullivan, Nowy Jork, Columbia University Press.
Spencer Brown G., 1969, Laws of Form, Londyn, Allen & Unwin.
Steffe L.P., Glasersfeld E. von, Richards J. i Cobb P., 1983, Children’s Counting Types:
Philosophy, Theory and Application, Nowy Jork, Praeger.
Vaihinger H., 1913, Die Philosophie des Als Ob, Berlin, Reuther & Reichard.
Vico G.-B., 1710, De antiquissima Italorum sapientia, Naples, Stamperia de’ Classici
(1858).
Watzlawick P., 1981, Die erfundene Wirklichkeit, Munich, Piper (tłumaczenie angielskie:
The Invented Reality, Nowy Jork, Norton, 1984.).
przeł. Marcin Urban
ernst von Glasersfeld
Nauka z punktu widzenia radykalnego
konstruktywizmu
W ciągu ostatniego dziesięciolecia XX wieku termin „konstruktywizm” – co nie
jest pozbawione pewnych wad – stał się dosyć popularny. Pojawiał się zarówno
w codziennej prasie, jak i w oicjalnych publikacjach urzędów oświatowych.
Był przedstawiony jako panaceum przez jednych, a jako niebezpieczna herezja
przez innych. Niektórzy propagatorzy i liczni krytycy nie zadali sobie nawet
trudu zastanowienia się, w jakim celu konstruktywizm został wymyślony. Stosowne zatem będzie wyjaśnienie. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że
konstruktywizm nie twierdzi, że opisuje świat, lecz proponuje sposób myślenia,
który może pomóc uporać się z wieloma problemami, które współcześnie nas
nurtują. Niniejszy artykuł skupia się zwłaszcza na zmianie epistemologicznej
postawy, jaką orientacja konstruktywistyczna może sugerować ludziom nauki
oraz tym, którzy piszą o wynikach ich badań.
„Radykalna” teoria poznania, nad którą pracowałem przez ostatnie 40 lat,
jest teorią rozwoju opartą w dużej mierze na pracach Jeana Piageta. Swą teorię
nazwał on genetyczną epistemologią, a jego głównym celem było opracowanie
modelu pokazującego, jak dzieci mogą budować wiedzę, którą potem manifestują jako dorośli. Użył terminu „genetyczna” w XIX-wiecznym rozumieniu:
„rozwojowa”, nie zaś w dzisiejszym biologicznym sensie: „związana z genami”. Dla tradycyjnych ilozofów każda z tego typu teorii musi być zła, ponieważ jest oparta na tym, co oni nazywają „błędem genetycznym”. Ich zdaniem
prawdziwa wiedza jest wartościowa sama w sobie, niezależna od doświadczenia, czekająca na to, aż odkryje ją poznający człowiek. Jest bezczasowa i nie
wymaga rozwijania; ludzki zaś udział w wiedzy powiększa się w miarę jej
zgłębiania.
48
ernst von glasersFeld
„Przyrost” wiedzy
Jeśli ilozoia nauki daje prawdopodobną relację z tego, jak naukowcy nabywają to, co uważają za wiedzę, to koncepcja stałego przyrostu jest wyraźnie
nieadekwatna. Historia idei naukowych pokazuje bardzo jasno, że w ogóle nie
było linearnego rozwoju. Przeskoki od geocentrycznego do heliocentrycznego
obrazu układu planetarnego, od Newtonowskiego przestrzennie stabilnego do
Einsteinowskiego rozszerzającego się wszechświata, od pojęcia ścisłego atomowego determinizmu do zasady nieoznaczoności, od Ziemi z ułożonymi na stałe
lądami do kontynentalnego dryftu Wegenera (mogłyby tu zostać wspomniane
i inne wstrząsające zmiany) są niezaprzeczalnymi znakami tego, że podstawowe
pojęcia bywały porzucane i zastępowane ideami, których nie dało się pogodzić
z wcześniejszymi obrazami świata.
Obserwację tę zawarł w swojej Drodze do wiedzy Karl Popper (Popper 1968).
Myślał on, że ten proces ma za zadanie wieść naukę ku coraz bardziej adekwatnemu rozumieniu realnego świata. Nie potraił jednak wskazać, jak można by
kiedykolwiek ustalić, czy te nowe domysły zbliżyły się właśnie do bezsprzecznej
„Prawdy”. To jeden z problemów, które zachęciły Thomasa Kuhna do próby
innego podejścia.
Można naturalnie nie zgadzać się w szczegółach z Kuhnowskim opisem
„rewolucji naukowych” (Kuhn 1970), trudno jednak zaprzeczyć, że za każdym
razem wynajdowanie nowych pojęć czyniło z wcześniejszych przekonań rosnący
stos resztek. Obraz naukowca stopniowo odkrywającego tajemnice świata, który
jest i na zawsze pozostanie taki, jaki jest, nie wydaje się właściwy.
Pojęcie modeli naukowych
Jeden z elementów układanki został zaproponowany – w formie metafory – przez
Einsteina:
Pojęcia izyczne są swobodnymi tworami umysłu ludzkiego i nie są, choć by się tak mogło
wydawać, w sposób jednoznaczny wyznaczone przez świat zewnętrzny. W naszym dążeniu
do zrozumienia rzeczywistości jesteśmy trochę podobni do człowieka, który próbuje zrozumieć mechanizm zamkniętego zegarka. Widzi on tarczę i poruszające się wskazówki, słyszy
nawet tykanie, jednakże nie zna sposobu otworzenia koperty. Może on, jeśli jest pomysłowy,
stworzyć sobie pewien obraz mechanizmu – obraz, który mógłby tłumaczyć wszystkie obserwowane fakty – nigdy jednak nie może mieć zupełnej pewności, że jest to jedyny obraz, który
objaśnia jego obserwacje. Nigdy też nie będzie mógł porównać swego obrazu z rzeczywistym
mechanizmem; nie może sobie nawet wyobrazić możliwości ani sensu takiego porównania
(Einstein, Infeld 1959: 44-45).
Później sformułował Einstein swoją przewodnią zasadę: „Przedmiotem
wszystkich nauk – czy to przyrodniczych, czy psychologicznych – jest koordynowanie naszych doświadczeń i układanie ich w logicznym porządku” (Einstein
1955: 1).
Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu
49
Ta zasada tworzy rdzeń konstruktywistycznej epistemologii i określa konstruktywistyczny pogląd nie tylko na wyniki badań naukowych, ale i na wiedzę
potoczną, którą gromadzimy w codziennym doświadczeniu. Naukowcy usiłują
ułożyć świat swoich doświadczeń w racjonalnym porządku – i to samo robi
większość ludzi, z tą różnicą, że ich pojęcie porządku i metody tworzenia tego
porządku jest mniej spójne i mniej wyraźne. Zadanie naukowca, z grubsza rzecz
biorąc, wydaje się składać z dwu występujących na przemian faz: tworzenia (wymyślania) struktur pojęciowych oraz prób pokazania, że doświadczenie może być
dopasowane do tych struktur. Podobnie jak pomysłowy obserwator z metafory
Einsteina, naukowcy wymyślają teoretyczne modele mechanizmów i sprawdzają
ich wiabilność w powtarzanych i „kontrolowanych” doświadczeniach zwanych
„eksperymentami”. Nie-naukowcy zbierają proste zasady i próbują stosować je
w codziennej praktyce. I dla jednych, i dla drugich właściwym celem nie jest
uzyskanie „prawdziwego” obrazu niezależnej od obserwatora „realności”, lecz
zaopatrzenie się w narzędzia do radzenia sobie z doświadczeniem.
Humberto Maturana scharakteryzował metodę naukową jako następstwo czterech kroków, które wykonują naukowcy, gdy zamierzają wyjaśnić dany fenomen:
1. Deiniują warunki, w jakich fenomen może być obserwowany, w nadziei, że
inni będą mogli potwierdzić obserwację.
2. Proponują hipotetyczny mechanizm lub model, mogący służyć do wyjaśnienia, w jaki sposób fenomen może zaistnieć.
3. Z mechanizmu dedukują prognozy dotyczące zdarzenia, które jeszcze nie
zostało zaobserwowane.
4. Następnie przystępują do zdeiniowania i stworzenia warunków, w których
mechanizm, zgodnie z oczekiwaniami, ma prowadzić do obserwacji przewidywanego zdarzenia1.
Dzięki częstemu użyciu słowa „fenomen” naukowcom trudno byłoby nie
zgodzić się z powyższą analizą. Choć nie jest to powiedziane explicite, słowo
to zostało w niej użyte w swoim właściwym znaczeniu: nie odsyła do rzeczy
z niezależnego świata, a tylko do tego, co obserwatorzy izolują ze swojego doświadczenia. Naukowcy są zmuszeni do użycia własnej metody dochodzenia,
kiedy doświadczają czegoś, co ich zdaniem – z tego czy innego powodu – wymaga wyjaśnienia. W historii nauki dosyć często zdarzało się, że były czynione
obserwacje, których nie dało się wytłumaczyć ówczesnymi teoriami. Jak zauważył Kuhn, ugruntowane teorie zwykle manifestują opór przeciw obserwowanym
anomaliom. Dosyć często dodatkowy mechanizm może zostać przyłatany do
istniejącego modelu, żeby ukryć niepokojące zjawisko. Takie łatanie jednak zwykle staje się nieefektywne i, prędzej czy później, nie można uniknąć radykalnej
1
Maturana zaprezentował tę analizę na Sympozjum ku czci Erica Lenneberga (Maturana 1978:
28) i uściślał ją w późniejszych rozmowach i publikacjach, co przedstawiłem w zwięzłej formie
w niniejszym artykule.
50
ernst von glasersFeld
zmiany myślenia. Tu nasuwa się pytanie, jak są tworzone modele eksplanacyjne,
a także – mniej ambitne – zasady potoczne.
Wzory kreatywnego myślenia
Chciałbym zaproponować dwie drogi, które na pierwszy rzut oka wydają się różne, lecz po dokładniejszych oględzinach uznane muszą zostać za w jakiś sposób powiązane. Pierwsza – nie jest niczym innym niż to, co robią dzieci, kiedy
przytłoczone przez pozbawione wyraźnej struktury doświadczenie, zaczynają
izolować zdające się powtarzać elementy. Powtarzalność i regularność są podstawowymi narzędziami do nadawania struktury doświadczanemu światu2. Niektóre
powtarzające się rzeczy mogą być łączone, by stworzyć względnie solidne korelacje albo – wciąż chętniej – związki przyczynowe. Dziecko, nie poddając owych
powiązań releksji, próbuje odtworzyć je, ponieważ dają one „ciekawy rezultat”
(Piaget 1937, rozdział III). Dorosły naukowiec potrai poddawać releksji i abstrahować, może zatem celowo szukać korelacji między zdarzeniami i sprawdzać te
korelacje, by znaleźć niezawodne wzory typu: jeśli A (przyczyna) – to B (skutek).
Dostrzegłszy związek przyczynowy, formułuje regułę i używa jej do wyjaśniania,
przewidywania i – w miarę możliwości – kontrolowania serii doświadczeń.
Druga droga postulowania modelu jest oparta na tym, co Charles Peirce
nazywa „abdukcją”. Uważał on ją za trzeci sposób wnioskowania i zdeiniował
w formie sylogizmu:
Zaobserwowano zaskakujący fakt C;
Ale gdyby A było prawdziwe, automatycznie zaistniałoby C;
Stąd podejrzenie, że A jest prawdziwe.
(Peirce 1931–35; 5.189)
W sformułowaniu Peirce’a „A” stanowi hipotetyczną regułę wymyśloną
pod wpływem chwilowej potrzeby. Ta nowa reguła, by stać się wiabilną jako
wyjaśnienie oraz do tworzenia prognoz, musi być sprawdzona w toku dalszego
doświadczenia: jest to rodzaj odwrotnej indukcji. Jeśli okaże się fałszywa, trzeba
wymyślać kolejne reguły, aż zostanie znaleziona taka, która pasuje do doświadczanych faktów i może być traktowana jako wiabilne wytłumaczenie.
Pozostaje oczywiście pytanie, w jaki sposób tworzy się taką hipotetyczną
regułę. Peter Medawar, ze wszech miar poważny naukowiec, twierdzi, że konieczne jest „optymistyczne oczekiwanie sukcesu i owa zdolność wyobrażania
sobie, jaka może być prawda – zdolność, która, jak wierzył Shelley, pokrewna
jest wyobraźni poetyckiej” (Medawar 1984: 17-18).
2
Z perspektywy konstruktywistycznej przypływ doświadczenia nie przedstawia powtarzających
się rzeczy jako takich: powtórzenie jest tworzone przez operację „asymilacji”. Pełny obraz
asymilacji dałem w 1995 w książce o radykalnym konstruktywizmie.
Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu
51
Innymi słowy: jest to procedura, która wciąż opiera się racjonalnemu wytłumaczeniu. Wiele osób, które się nad tym zastanawiały, skłania się ku stwierdzeniu, że dużą rolę odgrywa tutaj analogia. Samo jednak dostrzeżenie analogii jest
dosyć tajemniczym procesem, który przypomina małą abdukcję.
Powód, dla którego stwierdziłem powyżej, że owe dwie drogi konstruowania reguł w istocie nie różnią się od siebie, jest następujący: każda koordynacja
doświadczeń (lub „danych”) wymaga zwrócenia uwagi na co najmniej kilka ich
szczegółowych właściwości. Zasób tych właściwości jest zwykle bardzo duży,
ale selekcja spośród tych, które są pomocne w szukaniu regularności i zasad, nie
zawsze jest przypadkowa. Czasami można mieć przeczucie – i to jest właśnie
ten rodzaj intuicji, który odróżnia produktywnych naukowców od nudnych kolekcjonerów bezsensownych danych.
iluzja obiektywizmu
Nie dziwi wcale, że pojęcia i ich przyczynowe współzależności, konstytuujące
każdą teorię, muszą być modyikowane, a czasem zastępowane innymi, kiedy
zakres doświadczeń powiększa się i zaczyna zajmować obszary, które dotychczas nie były rozważane. Nagły postęp w żegludze i morskich podróżach, jaki
dokonał się w Renesansie, wynalezienie teleskopu, mikroskopu, promieniowania
Roentgena i różne inne osiągnięcia techniki – generowały doświadczenia, które
wykraczały poza obszar dostępnych teorii i wymagały fundamentalnych zmian
pojęciowych.
Pomimo tych wstrząsów utrzymywało się milczące założenie, że teoria, która ciągle pasuje do doświadczenia i przynosi satysfakcjonujące rezultaty, musi
w jakiś sposób odzwierciedlać strukturę niezależnej realności. Z konstruktywistycznego punktu widzenia iluzja ta ma swoje źródło w pomieszaniu – z jednej
strony – doświadczalnej rzeczywistości złożonej z wszelkiego rodzaju wiedzy
i pojęć, które uważane są za wiabilne w życiowej praktyce, i – z drugiej strony – świata, o którym przypuszczamy, że istnieje, opisywalnego jako taki, bez
względu na jakiegokolwiek poznającego człowieka.
Sposób, w jaki jest tworzona – i popularyzowana – nauka, przyczynia się
znacznie do umocnienia tej iluzji, ponieważ polega na powtarzaniu, że metoda
naukowa i jej rezultaty są „obiektywne”. Jest to nieodpowiedzialna zabawa niejasnymi znaczeniami słów „obiekt”, „obiektywny” i „obiektywizm”. Pierwsze
z nich jest zwykle przeznaczone dla rzeczy wyizolowanej jako część obszaru doświadczenia, takich jak krzesło, klawiatura, ręka, która naciska klawisze
czy zaczerpnięty właśnie głęboki oddech. Mówiąc krótko, każda rzecz należąca
do świata czyichś doświadczeń może być nazwana obiektem. Z kolei ludzie
o skłonnościach ilozoicznych używają tego słowa także na oznaczenie rzeczy,
którym przypisują „istnienie”, to znaczy jednostek ich zdaniem niezależnych od
czyjegokolwiek doświadczenia. Podobnie niektórzy matematycy nazywają liczby
52
ernst von glasersFeld
„obiektami matematycznymi”, jak gdyby istniały one niezależnie od tego, czy
ktoś wygeneruje je podczas czynności takiej jak liczenie.
Pozostałe dwa słowa, „obiektywny” i „obiektywizm”, wykazują nie mniej
skomplikowaną wieloznaczność. Z jednej strony mają na celu wzbudzenie wiary,
że obiekty, które wyizolowaliśmy z obszaru naszego doświadczenia, są identyczne z tymi, które wyizolowali inni. Z konstruktywistycznego punktu widzenia to
też jest iluzja. Bierze się ona z faktu, że możemy rozpoznać obiekty doświadczane przez inne osoby i w dużej mierze zgadzamy się z ich opisem. Żaden
jednak opis nie wymaga pełnej zgodności z tym, co indywidualnie wyabstrahowaliśmy z doświadczenia. Taka powszechność i możność porozumienia ukazują
wyłącznie względną zgodność pojęć w sytuacjach, w których przychodzi nam
porównywać indywidualne użycia poszczególnych słów. W konsekwencji byłoby
bardziej pożądane (i bardziej precyzyjne), gdybyśmy we wszystkich powyższych
przypadkach mówili: „intersubiektywny” i „intersubiektywizm”. Wykluczyłoby
to wszelkie wymyślne ucieczki w sferę ontologii. W dyskursie ilozoicznym
natomiast słowa „obiektywny” i „obiektywizm” odnoszą się do bezpośredniej
wiedzy na temat rzeczy, takich jakimi są one „same w sobie”, tzn. takich, jakimi
mogły być, zanim podległy doświadczeniu. Jak to ujął Heinz von Foerster w jednej z rozmów, „obiektywizm jest to złudzenie, że obserwacje mogą być czynione
bez obserwatora”.
interpretacja symboli
A co z pomiarami, można by zapytać, albo z matematycznymi dowodami – czy
nie są obiektywne? To jest właśnie iluzja zauważona dawno temu przez Berkeleya: „przydatność w obliczeniach i dowodach matematycznych to jedna rzecz,
a docieranie do natury rzeczy – druga” (Berkeley 1721: § 18). Nie ma pomiarów
ani obliczeń bez jednostek. A przyjęcie takich jednostek – nieciągłych obiektów
jednostkowych lub też jednostek miary – istniejących jako gotowe i uprzednie
wobec segmentujących czy koordynujących operacji doświadczającego człowieka, wiąże się z metaizycznym założeniem niezależnej, ale poznawalnej rzeczywistości (por. Glasersfeld 1981). Jeśli chodzi o obiektywność (czy pewność)
obliczeń przy użyciu symboli – zarówno w matematyce, jak i w logice – to
odnosi się ona do wykonywanych operacji myślowych, a nie – jak zauważył
Berkeley – do ontologicznej natury rzeczy.
Symbole używane w matematycznych obliczeniach oznaczają operacje, które ktoś ma przeprowadzić. Jak stwierdził Reuben Hersch: „Symboli używa się
jako pomocy w myśleniu, tak jak partytur używa się jako pomocy w muzyce.
Najpierw jest muzyka, potem przychodzi partytura” (Hersch 1986: 19). Nawet
na najniższym poziomie, na przykład w działaniu 2+2=4, symbol „2” jest bez
znaczenia dla kogoś, kto z doświadczanych rzeczy, takich jak palce, czekoladki
czy żetony, nie wyabstrahował pojęcia „jeden” i nie nauczył się, że sekwencje
Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu
53
tych rzeczy mogą prowadzić do wyabstrahowania złożonych jednostek, takich
jak „2”, „3”, „4” itd. Podobnie wszystkie inne symbole matematyczne mogą być
zrozumiane tylko przez osobę, która zna operacje myślowe oznaczane przez te
symbole i potrai je wykonać (por. Steffe et al. 1983).
Co się tyczy pomiarów – one również uzależnione są od wymyślenia jednostek – jednostek w formie rzeczy, które mają być policzone, bądź jednostek miary
służących do liczenia rzeczy „ciągłych”, bez wyrażania ich samych. W obu przypadkach mamy do czynienia z człowiekiem aktywnie doświadczającym, który
tworzy jednostki.
Segmentacja doświadczenia
Nigdzie nie znalazłem tego lepiej opisanego niż w aforyzmach o języku i myśleniu, które Wilhelm von Humboldt napisał w 1795:
1. Istota myślenia polega na dokonywaniu releksji, tzn. na odróżnianiu tego,
kto myśli, od tego, co pomyślane.
2. Aby dokonać releksji, umysł musi wstrzymać na chwilę postępy swego
działania, a następnie to, co właśnie sobie przedstawił, ująć w jedność i w ten
sposób przeciwstawić samemu sobie jako przedmiot.
3. Jednostki, których wiele może tą drogą utworzyć, porównuje z kolei ze sobą
oraz dzieli je i łączy wedle swoich potrzeb (Humboldt 1907: 152)3.
„Postępy działania” należy, moim zdaniem, rozumieć jako dokonywaną przez
umysł segmentację i koordynację surowego materiału empirycznego, zwanego
przez Kanta „różnorakością” (das Mannigfaltige).
„Postrzeżenia zmysłowe (świadome przedstawienia empiryczne) mogą być
nazwane jedynie wewnętrznymi wyglądami. Dopiero, gdy zostanie dodane zrozumienie, które czyni porządek w różnorakości, powstaje z tego empiryczna
wiedza, tj. doświadczenie” (Kant 1800: 144; podkreślenia Kanta).
Jest to rozwinięcie wcześniejszego sformułowania Kanta, „że przedmioty
muszą się dostosować do naszego poznania” (Kant 1957, t. I: 31).
To, co potocznie nazywamy „doświadczeniem”, zostało przypisane nieciągłym „rzeczom” w wyniku perceptualnych i pojęciowych operacji, których niekończącą się powtarzalność przestaliśmy sobie uświadamiać, oraz w wyniku dostosowania do bardziej kompleksowych koniguracji pojęciowych, które zostały
uformowane we wcześniejszych doświadczeniach.
Funkcjonalne dopasowanie zamiast reprezentacji
Oprócz ukazania, jak umysł może generować pojęciową strukturę wiedzy, Piaget
pokazał też, dlaczego trzeba założyć, że umysł usiłuje to zrobić. Zauważmy, że
3
Tłumaczenie angielskie to lekko zmodyikowana wersja Nathana Rotenstreicha (Rotenstreich
1974).
54
ernst von glasersFeld
Humboldt – w trzecim z aforyzmów, które zacytowałem – stwierdza, że umysł
„dzieli je [jednostki, które ma stworzyć] i łączy wedle swoich potrzeb”, ale nie
określa, jakie mogą być te potrzeby i skąd pochodzą. Model Piageta dostarcza
na te pytania odpowiedzi, która – moim zdaniem – stanowi najważniejszy jego
wkład w epistemologię. Wedle jego propozycji kognicja, skoro jej celem nie jest
odkrywanie ani reprezentacja niezależnego świata, musi być uznana za narzędzie
służące adaptacji organizmu do świata doświadczeń. Podobne sugestie czynione
były wcześniej – nieco ogólniej – przez Williama Jamesa (1880), Georga Simmela (1895), Aleksandra Bogdanowa (1909) i Hansa Vaihingera (1913). Nie
wiem, czy Piaget świadom był tych wcześniejszych domysłów – w każdym razie
uczynił adaptację głównym celem działalności kognitywnej, a funkcję pojęcia
rozciągnął od dziedziny biologicznego przetrwania do dziedziny wewnętrznej
równowagi umysłowej organizmu.
By poznać całą moc tego stanowiska, trzeba zdać sobie sprawę, że adaptacja
nie jest działalnością, lecz rezultatem eliminacji wszystkiego, co nie jest zaadaptowane. W konsekwencji – na poziomie biologicznym – wszystko, co zdoła przeżyć, jest „zaadaptowane” do środowiska, w którym przyszło mu żyć. W związku
z tym nie chodzi o to, by odpowiadać światu ontycznemu, lecz by dopasować
się do świata doświadczeń, to znaczy umieć omijać pułapki i przeszkody, jakie
ten świat niesie. Stosując to do kognicji i abstrahując od biologicznego kontekstu – „wiedzieć” nie znaczy posiąść prawdziwą reprezentację realności, lecz
raczej posiąść sposoby działania i myślenia, które pozwalają osiągać obrane
cele. Wiedzieć zatem – to znać wiabilne procedury albo – jak powiedział Maturana – „operować adekwatnie w indywidualnej bądź kooperatywnej sytuacji”
(Maturana 1988: 53).
Taka modyikacja pojmowania roli wiedzy – od „prawdziwej” reprezentacji do funkcjonalnego dopasowania – wymaga olbrzymich starań, jest bowiem
wymierzona przeciwko tradycyjnym przekonaniom, które mają już trzy tysiące
lat. Niektórzy presokratycy rozumieli, że ten skok jest możliwy; także sceptycy wszystkich wieków powtarzali, że prawdziwy obraz realnego świata jest
nieosiągalny, nie potraili jednak określić relacji między wiedzą a doświadczeniem, która mogłaby zastąpić konwencjonalną relację reprezentacji. Dzisiejszy,
zdroworozsądkowy obraz świata jest osobliwą hybrydą. Kiedy ludzie mówią,
że wiedzą to czy tamto, przypuszcza się – a często i przyjmuje za pewnik – że
opisują stan lub zdarzenie należące do realnego świata. A mimo to większość
ludzi zdaje sobie jednocześnie sprawę z faktu, że to, czego doświadczamy, nie
musi być obiektywne (w żądnym z sensów tego słowa). Wielcy naukowcy XX
wieku stwierdzali zawsze w ten czy inny sposób, że postrzegają siebie w sytuacji
opisanej przez Einsteina w metaforze człowieka i zegarka, kiedy jednak przystępowali do popularyzacji swoich osiągnięć, szybko porzucali tę epistemologiczną
postawę.
Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu
55
Niechęć wobec porzucania ontologii
Stephen Hawking napisał we wstępie do Krótkiej historii czasu (Hawking 1990:
20): „Każda teoria izyczna jest zawsze prowizoryczna, pozostaje tylko hipotezą;
nigdy nie można jej udowodnić”. A jednak w każdym z dziesięciu rozdziałów
można znaleźć wypowiedzi wyrażające wiarę, że izyka jest w zasadzie w stanie
tworzyć teorie, które opisują wszechświat jako taki.
Einstein zdawał się podzielać tę wiarę, gdy powiedział: „Bóg nie gra w kości”. Jest to metaizyczne założenie, bo przyjmuje za pewnik, że rozum ludzki
może rozpoznać i zrozumieć niezależną od obserwatora strukturę wszechświata.
Zważywszy, że naukowe teorie – jak każda racjonalna wiedza – są wyprowadzane z ludzkiego doświadczenia i formułowane za pomocą ludzkich terminów
i pojęć, oczekiwanie, że teorie te odzwierciedlają cokolwiek spoza obszaru doświadczenia, zdaje się być jedynie pobożnym życzeniem.
Konkluzja konstruktywistyczna jest niepopularna. Najczęściej sprzeciw przybiera formę oskarżenia, że konstruktywizm zaprzecza realności. Ale przecież
tak nie jest. Konstruktywizm zaprzecza jedynie temu, że możemy racjonalnie
poznać realność będącą poza naszym doświadczeniem. Nie sprzeciwia się mistykom, którzy wyrażają swe intuicyjne sądy o transcendentnym świecie w formie poetyckich metafor, nieprzekładalnych – ze swej natury – na język nauki.
Moim zdaniem kłopot w tym, że większość krytyków nie chce zaakceptować
eksplicytnego, programowego założenia, że konstruktywizm jest teorią poznania,
a nie – bytu. To, że model konstrukcji wiedzy może być stworzony bez ontologicznych twierdzeń na temat tego, co jest poznawane, jest widocznie trudne do
przyjęcia.
To jasne, że fundamentaliści, którzy przypisują sobie wyłączność na posiadanie „prawdy”, nie mogą znieść takiego stanowiska. Natomiast wśród osób
nastawionych naukowo wstręt może mieć źródło w fakcie, że kiedy widzi się,
że konstrukcja teorii jest oparta na autonomicznych abdukcjach i pojęciowym
przyswajaniu, łatwo zdać sobie sprawę, że odpowiedzialność za narastającą wiedzę ponosi konstruktor. Taka wiedza nie może być zastosowana do transcendentalnego świata. Pozbawia to naukowców wygodnej wiary, że to, co robią,
może być w prosty sposób wytłumaczone jako konieczne kroki prowadzące do
rozwoju wiedzy. Świadomość, że odpowiedzialność za teoretyczne modele i – do
pewnego stopnia – za działania z nich wynikające ponoszą właśnie oni, może
przyczynić się do zmiany powszechnego poglądu, że badania naukowe nie mogą
być ograniczane żadnymi czynnikami etycznymi.
56
ernst von glasersFeld
Bibliograia
Berkeley G., 1721, De motu (tłumaczenie angielskie A.A. Luce, [w:] Luce & Jessop, The
Works of George Berkeley, Bishop of Cloyne, Vol. IV, Londyn, Nelson, 1950).
Bogdanov A., (pseudonim N. Verner; 1909), Nauka i ilosoia, [w:] Òcerki ilosoii kollek
tivisma, St. Petersburg, (tłumaczenie niemieckie w: E. von Glasersfeld, Grenzen des
Begreifens, Bern, Benteli, 1994).
Einstein A., 1955, The Meaning of Relativity, Princeton, New Jersey, Princeton University Press.
Einstein A., Infeld L., 1967, The Evolution of Physics, Nowy Jork, Simon & Schuster
Clarion Book (1938). (Ewolucja izyki. Rozwój poglądów od najdawniejszych pojęć
do teorii względności i kwantów, przekład autoryzowany R. Gajewskiego, Warszawa
1959.)
Glasersfeld E. von, 1981, An AttentionalModel for the Conceptual Construction of Units
and Number, „Journal for Research in Mathematics Education”, 12(2), s. 83–94.
Glasersfeld E. von, 1995, Radical Constructivism: A Way of Knowing and Learning,
Londyn, Falmer Press.
Hawking S.W., 1988, A History of Time, Nowy Jork, Bantam Books. (Krótka historia
czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, przeł. P. Amsterdamski, Warszawa
1990.)
Hersh R., 1986, Some Proposals for Reviving the Philosophy of Mathematics, [w:] New
Directions in the Philosophy of Mathematics, red. T. Tymoczko Boston/Basel, Birkhäuser.
Humboldt W. von,1907, Werke, (Bd. 7, część 2), Berlin, Leitmann. (O myśli i mowie.
Wybór pism z teorii poznania, ilozoii dziejów i ilozoii języka, wybrała, przełożyła
i poprzedziła słowem wstępnym E. M. Kowalska, Warszawa 2002.)
James W., 1880, Great Men, Great Thoughts, and the Environment, „The Atlantic Monthly”, 46(276), s. 441–459.
Kant I., 1787, Kritik der reinen Vernunft, wydanie drugie w: Werke, [w:] Akademieaus
gabe, Bd. III, Berlin, Walter de Gruyter 1968. (Krytyka czystego rozumu, przekład,
wstęp oraz przypisy R. Ingarden, Warszawa 1957.)
Kant I.: 1800, Anthropologie, 1. Theil, 1. Buch (Vom Erkenntnisvermögen), wyd. II, w:
Werke, Akademieausgabe, Bd.VII, Berlin: Walter de Gruyter, 1968.
Kuhn T.S., 1970, The Structure of Scientiic Revolutions, Chicago, University of Chicago Press (1962). (Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, Warszawa
1968.)
Maturana H.R., 1978, Biology of language: epistemology of reality, [w:] Psychology
and biology of language and thought, red. G.A. Miller i E. Lenneberg, Nowy Jork,
Academic Press.
Medawar P., 1984, The Limits of Science, Oxford, Oxford University Press.
Peirce C.S.: 1931–1935, Collected Papers, Volumes 1–6, edited by C. Hartshorne and
P. Weiss, Cambridge, Massachusetts, Harvard University Press.
Piaget J., 1937, La construction du réel chez l’enfant, Neuchâtel, Delachaux et Niestlé.
Popper K.R., 1968, Conjectures and Refutations, Nowy Jork, Harper Torchbooks. (1963).
(Droga do wiedzy: domysły i refutacje, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1999.)
Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu
57
Rotenstreich N., 1974, Humboldt’s Prolegomena to Philosophy of Language, „Cultural
Hermeneutics”, 2, s. 211–227.
Simmel G., 1895, Über eine Beziehung der Selectionslehre zur Erkenntnistheorie, „Archiv für systematische Philosophie”, 1, s. 34–45.
Steffe L.P., Glasersfeld E. von, Richards J. i Cobb P., 1983, Children’s Counting Types:
Philosophy, Theory, and Application, Nowy Jork, Praeger Scientiic.
Vaihinger H., 1913, Die Philosophie des Als Ob, wyd. II, Berlin, Reuther & Reichard.
przeł. Marcin Urban
heinz von Foerster
O konstruowaniu rzeczywistości
Rozróżnij!
SPeNCeR BROWN
Postulat
Jestem pewien, że pamiętacie prostego obywatela Jourdaina z Molierowskiego
Mieszczanina szlachcicem, który – jako skory do nauki nuworysz – przemieszcza się wśród wyrainowanych kół arystokratycznych. Pewnego razu dyskutuje
ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi o poezji i prozie – i wtedy odkrywa,
ku swojemu zdumieniu i radości, że kiedykolwiek mówi, mówi prozą. Jest tym
odkryciem porażony: „Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię
prozą, nie mając o tym żywnego pojęcia!”1.
Podobnego odkrycia dokonano całkiem niedawno, ale nie dotyczyło ono
poezji ani prozy, lecz środowiska. Pamiętam, kiedy (jakieś dziesięć czy piętnaście
lat temu) jeden z moich amerykańskich przyjaciół przybiegł do mnie, zdumiony
i zachwycony swym własnym odkryciem: „Daję słowo, zatem ja już przeszło
czterdzieści lat żyję w Środowisku nie mając o tym żywnego pojęcia!”.
Ani Jourdain, ani mój przyjaciel nie dokonali już później żadnego innego
odkrycia, ale jednak kiedy Jourdain mówi (prozą lub poezją) – to właśnie on
odkrywa, podobnie jak to my odkrywamy, postrzegając nasze środowisko.
Każde odkrycie jest żmudne i jednocześnie przyjemne. Żmudne, gdy zmagamy się z nowymi spostrzeżeniami, przyjemne, gdy spostrzeżenie nasze zostało
już uczynione. Jedyny cel niniejszej prezentacji stanowi zminimalizowanie trudu i zmaksymalizowanie przyjemności tych, którzy jeszcze nigdy niczego nie
1
Cyt za: Moliére, Mieszczanin szlachcicem, tłum. Tadeusz Żeleński (Boy), [w:] Cztery komedie,
Warszawa 2002, s. 322.
60
heinz von Foerster
odkryli; a tym, którzy już to zrobili, pragnę pokazać, że nie są sami. Odkryciem,
którego mamy dokonać dla nas samych, jest następujący postulat:
ŚRODOWISKO, KTÓRE POSTRZEGAMY, JEST NASZYM WYMYSŁEM
Teraz spoczywa na mnie ciężar uargumentowania tego oburzającego twierdzenia. Zacznę od zaproszenia Państwa do uczestnictwa w eksperymencie. Potem
zrelacjonuję pewien przypadek kliniczny oraz rezultat dwóch innych eksperymentów. Następnie przejdę do interpretacji i bardzo skondensowanej wersji neuroizycznych podstaw tych eksperymentów i mojego wcześniejszego postulatu.
Na koniec spróbuję wyjaśnić, jakie jest znaczenie tego wszystkiego dla kwestii
estetycznych i etycznych.
eksperymenty
Rys. 1
1. MartWy Punkt. Weź książkę w prawą rękę, zamknij lewe oko i wpatruj się
prawym w gwiazdkę na rys. 1. Powoli odsuwaj książkę od siebie i przysuwaj
ją z powrotem wzdłuż linii widzenia, dopóki w odpowiedniej odległości (ok.
12 – 14 cali) okrągły, czarny punkt nie zniknie. Jeżeli dobrze skupisz swoją
uwagę na gwiazdce, czarny punkt pozostanie niewidoczny, nawet jeśli będziesz
przesuwać książkę w prawo i lewo, pozostawiając ją w tej samej odległości od
twarzy. Ta miejscowa ślepota stanowi bezpośrednią konsekwencją nieobecności
fotoreceptorów (szypuł ocznych i kubków wzrokowych) w konkretnym punkcie
siatkówki, „krążku”, w którym wszystkie włókna, począwszy od powierzchni
oka wrażliwej na światło, zbiegają się, tworząc nerw optyczny. Najwyraźniej
kiedy czarny punkt jest przenoszony na krążek, nie może być widziany. Proszę
zwrócić uwagę na to, że ta miejscowa ślepota nie objawia się przez czarną plamę
w polu widzenia (postrzeżenie czarnej plamy równałoby się widzeniu), ale raczej
w ogóle się nie objawia: ani przez obecność, ani przez nieobecność czegokolwiek; cokolwiek jest postrzegane, postrzegane jest „bezplamiście”.
O konstruowaniu rzeczywistości
61
2. Mroczek2. Dobrze zlokalizowane potyliczne uszkodzenia mózgu (jak np.
uszkodzenia przez pocisk o dużej prędkości) mogą zostać uleczone względnie
szybko bez świadomości pacjenta o jakimkolwiek dostrzegalnym ubytku w jego
widzeniu. Jednakże po kilku tygodniach dysfunkcje ruchowe pacjenta stają się
widoczne, na przykład utrata kontroli nad ruchami ręki czy nogi po jednej stronie
ciała. Testy kliniczne nie ujawniają żadnych zmian w układzie ruchowym, ale
w niektórych przypadkach pokazują (rysunek 2) spore utraty w zakresie pola
widzenia (mroczek) (Tauber 1961: 256-224). Pomyślnie przeprowadzona terapia
polega na zawiązywaniu oczu pacjenta na czas jednego lub dwóch miesięcy,
dopóki nie odzyska on kontroli nad systemem ruchowym poprzez przesunięcie
swojej uwagi z nieistniejących wskazówek wizualnych kierujących jego postawą
na (bezbłędnie działające) kanały, które dają bezpośrednie instrukcje dotyczące postawy ciała z (proprioceptywnych3) receptorów osadzonych w mięśniach
i stawach. Ponownie proszę zauważyć niemożność percepcji „niemożności percepcji”, a także zaistnienie percepcji poprzez interakcję receptorów i układu
ruchowego. Skłania to do dwóch metafor: „Postrzeganie jest działaniem” oraz
„Jeśli nie widzę, że jestem ślepy, jestem ślepy; ale jeśli widzę, że jestem ślepy,
widzę”.
Rys. 2
3. alternacJe. Pojedyncze słowo zostaje jednokrotnie nagrane na kasetę, a taśma skleja się (bezgłośnie) w pętlę. W ten sposób słowo jest monotonnie wielokrotnie odtwarzane – z raczej dużą niż małą głośnością. Po minucie lub dwóch
słuchania (od 50 do 150 powtórek) słowo – do tej pory dobrze rozumiane – nagle
zmienia się w inne, mające znaczenie, dobrze rozumiane słowo: alternację. Po
10 do 30 kolejnych odtworzeniach tej alternacji zauważamy raptowną zmianę
w następną alternację itd. (Naeser 1971). Poniższe wyrazy to niewielka próba
2
3
Ubytek pola widzenia (przyp. tłum.).
Odbierających bodźce z ustroju (przyp. tłum.).
62
heinz von Foerster
spośród 758 alternacji odnotowanych przez grupę 200 badanych, którzy zostali
poddani wielokrotnemu odsłuchaniu słowa COGITATE:
AGITATE; ANNOTATE; ARBITRATE; ARTISTRY; BACK AND FORTH; BREVITY; CA D’ETAIT; CANDIDATE; CAN’T YOU SEE; CAN’T YOU STAY;
CAPE COD YOU SAY; CARD ESTATE; CARDIO TAPE; CAR DISTRICT;
CATCH A TAPE; CAVITATE; CHA CHA CHE; COGITATE; COMPUTATE;
CONJUGATE; CONSCIOUS STATE; COUNTER TAPE; COUNT TO TEN;
COUNT TO THREE; COUNT YER TAPE; CUT THE STEAK; ENTITY; FANTASY; GOD TO TAKE; GOD YOU SAY; GOT A DATE; GOT YOUR PAY;
GOT YOUR TAPE; GRATITUDE; GRAVITY; GUARD THE TIT; GURGI-TATE; HAD TO TAKE; KINDS OF TAPE; MAJESTY; MARMALADE...
4. zdolność PoJMoWania (ang. „comprehension”, dosł. con – razem, prehendere
– chwytać). W różnych punktach kanałów słuchowych mózgu kota wszczepujemy mikroelektrody umożliwiające uzyskanie „nagrania” (elektroencefalogramu)
od komórek nerwowych, które jako pierwsze otrzymują bodźce słuchowe, aż do
kory słuchowej (Worden 1959: 270-291). Tak przygotowany kot zostaje wpuszczony do klatki zawierającej pudełko z jedzeniem, którego pokrywa otwiera się
po naciśnięciu dźwigni. Połączenie pokrywa-dźwignia działa tylko wtedy, gdy
krótki pojedynczy sygnał (tutaj Cg, czyli ok. 1000 Hz) jest przesyłany wielokrotnie. Kot musi się nauczyć, że Cg „oznacza” jedzenie. Rysunki 3-6 pokazują
próbkę działania nerwów w ośmiu wzrastających punktach ośrodka słuchowego
w czterech kolejnych etapach procesu uczenia się (Worden 1959). Zachowanie
kota powiązane z rejestrowanym działaniem nerwów ukazane jest na rysunkach:
rys. 3: „Szukanie na chybił traił”; rys. 4: „Badanie dźwigni”, rys. 5: „Dźwignia
naciśnięta od razu”; rys. 6: „Zmierzanie prosto do dźwigni (pełne zrozumienie)”.
Proszę zauważyć, że żaden sygnał nie jest odbierany, dopóki jest on nierozumiany (rys. 3 i 4 – czysty hałas), ale działanie pojawia się wraz z przyswojeniem
pierwszego „bip” (rys. 5 i 6 – hałas staje się sygnałem), kiedy wrażenie staje się
zrozumiałe, kiedy nasze percypowanie „bip bip bip” oznacza w percepcji kota
„jedzenie, jedzenie, jedzenie”.
Rys. 3–6:
O konstruowaniu rzeczywistości
63
interpretacja
W powyższych eksperymentach przytoczyłem przypadki, w których widzimy
albo słyszymy to, czego „tam” nie ma, lub w których nie widzimy albo nie
słyszymy tego, co „tam” jest, dopóki koordynacja czucia i ruchu nie pozwoli
nam „schwytać” tego, co wydaje się tam być. Proszę pozwolić mi umocnić te
spostrzeżenia przez przytoczenie „Zasady Niezróżnicowanego Kodowania”:
Reakcja komórki nerwowej nie koduje psychicznej natury czynników, które po
wodują tę reakcję. Kodowane jest wyłącznie „ile” w danym punkcie mojego
ciała, ale nie „co”.
Weźmy na przykład światłoczułą komórkę siatkówki (szypułę oczną), która
przyswaja promieniowanie elektromagnetyczne z odległego źródła. To przyswajanie powoduje zmianę w elektrochemicznym potencjale szypuły, która ostatecznie wywołuje okresowe elektryczne wyładowania w komórkach leżących wyżej,
w sieci poza siatkówką (patrz str. 9) w okresie, gdy są one współmierne do wyładowań przyswajanych, ale bez wskazówki, że to właśnie elektromagnetyczne
wyładowania powodują zmiany w szypule. To samo dzieje się w przypadku
każdego innego receptora zmysłowego: kubków smakowych, receptorów dotyku
i innych, związanych ze zmysłem węchu, ciepła i zimna, dźwięku itd. Wszystkie
one są „ślepe” na właściwości ich stymulacji, reagują wyłącznie na jej rozmiar.
Chociaż to zaskakujące, nie powinno jednak zaskakiwać, że w rzeczywistości
nie ma „tam na zewnątrz” żadnego światła ani kolorów, są tylko fale elektromagnetyczne; „tam na zewnątrz” nie ma żadnych dźwięków, żadnej muzyki, ale
wyłącznie okresowe zróżnicowania ciśnienia powietrza; „tam na zewnątrz” nie
ma ciepła ani zimna, lecz tylko poruszające się cząsteczki o większej lub mniejszej energii kinetycznej itd. Nie ma też z pewnością „tam na zewnątrz” żadnego
bólu. Skoro izyczna natura bodźców – ich właściwości – nie jest wkodowywana
w działanie nerwów, podstawowe pytanie brzmi: jak mózg wywołuje ogromne
zróżnicowanie tego barwnego świata, który postrzegamy w każdym momencie
świadomym, a czasem nawet we śnie. To jest właśnie „Problem Kognicji”, poszukiwanie zrozumienia kognitywnych procesów. Sposób, w jaki pytanie jest
zadawane, determinuje sposób znalezienia odpowiedzi. Można zatem sparafrazować „Problem Kognicji” w ten sposób, że narzędzia pojęciowe, które są do
naszej dyspozycji, mogą stać się w pełni efektywne. Proszę tu pozwolić mi
sparafrazować (→) „kognicję” w następujący sposób:
KOGNICJA → obliczanie rzeczywistości
[KOGNITION → computing a reality]
64
heinz von Foerster
Przewiduję tutaj burzę sprzeciwów. Po pierwsze, zdaje się, że zastąpiłem tu
nieznane pojęcie „kognicja” trzema innymi terminami, z których dwa („computing” i „reality”) są jeszcze bardziej nieprzezroczyste niż deiniendum, a jedynym słowem możliwym do zdeiniowania jest zaimek nieokreślony „a”. Co
więcej, użycie tego zaimka sugeruje zabawną obecność innych rzeczywistości
poza jedną i jedyną (która zdeiniowana musiałaby być przez zaimek określony
„the”) – naszego „drogiego” Środowiska; wreszcie zdaję się sugerować przez
użycie słowa „computing”, że wszystko, począwszy od mojego zegarka na rękę,
a skończywszy na galaktykach, jest wyłącznie obliczane, nie ma ich „tam, na
zewnątrz”. Oburzające!
Proszę pozwolić mi zająć się tymi obiekcjami po kolei. Po pierwsze, proszę
pozwolić mi usunąć tę semantyczną ranę, którą pojęcie „computing” mogło
zadać tym kobietom i mężczyznom, którzy skłaniają się bardziej ku naukom
humanistycznym niż ścisłym. „Computing” (od computare) dość niewinnie
oznacza dosłownie „przemyślać”, „kontemplować” (putare) wspólnie (com),
brak tu wyraźnego odniesienia do wielkości liczbowych. Powinienem właśnie
użyć tego terminu w jego najbardziej podstawowym sensie, by wskazać jakiekolwiek działanie (niekoniecznie liczbowe), które zmienia, modyikuje, reorganizuje, porządkuje itd. obserwowane izyczne jednostki („obiekty”) lub ich
odpowiedniki („symbole”). Na przykład prostą permutację trzech liter: A, B,
C, w której ostatnia litera zajmuje miejsce pierwszej: C, A, B, powinienem
nazwać obliczeniem. Podobnie powinienem nazwać działanie, które wymazuje przecinki między literami: CAB; tak samo rzecz się ma z semantyczną
transformacją zmieniającą CAB w TAXI itd.. Muszę teraz powrócić do obrony
użycia zaimka nieokreślonego „a” w odniesieniu do rzeczywistości. Mógłbym
oczywiście schronić się za logicznym argumentem, że, znajdując przypadek
ogólny, implikowany przez „a”, znalazłbym również dowolny przypadek określony, na który wskazuje użycie „the”. Ale moja motywacja jest dużo głębsza.
W rzeczywistości istnieje duży rozziew między „szkołą myślenia the” a „szkołą
myślenia a”, w których odpowiednio różne pojęcia „potwierdzania” i „korelacji” są przyjmowane jako paradygmaty wyjaśniające dla percepcji. „Szkoła
myślenia the”: „Moje wrażenie dotyku jest potwierdzeniem dla mojego postrzeżenia wzrokowego, że tutaj stoi stół”. „Szkoła myślenia a”: „Moje wrażenie dotyku w korelacji z moim postrzeżeniem wzrokowym stwarza przeżycie,
które mógłbym określić jako Tutaj stoi stół”. Odrzucam stanowisko „the” na
terenie epistemologicznym; w ten sposób cały Problem Kognicji jest bezpiecznie zamknięty w kognitywnym martwym punkcie: nawet jego nieobecność nie
może już być dłużej widziana.
Ostatecznie ktoś może słusznie utrzymywać, że procesy kognitywne nie projektują zegarków na rękę ani galaktyk, lecz co najwyżej deskrypcje tych jedno-
O konstruowaniu rzeczywistości
65
stek. Zatem ustępuję wobec tych obiekcji i zamieniam dotychczasową parafrazę
na:
KOGNICJA → obliczanie deskrypcji rzeczywistości
Neuroizjolodzy jednak powiedzieliby (Maturana 1970: 3-23), że deskrypcja zaprojektowana na jednym poziomie nerwowej działalności – powiedzmy: obraz
wyświetlony na siatkówce oka – będzie przeprojektowywany na wyższych poziomach, dzięki czemu pewna część działalności ruchowej może być przyjmowana
przez obserwatora jako „deskrypcja ostateczna”, np. wypowiedź „Tutaj stoi stół”.
W konsekwencji muszę znów zmienić parafrazę na:
KOGNICJA → obliczanie deskrypcji [czegoś] ───┐
│
▲
└──────────┘
gdzie zawracająca strzałka sugeruje nieskończoność rekursji deskrypcji deskrypcji itd. To sformułowanie ma tę zaletę, że pewna niewiadoma, mianowicie
„rzeczywistość”, została nareszcie wyeliminowana. Co więcej, możemy wykorzystać to, że obliczanie deskrypcji to nic innego jak obliczanie. Zatem:
KOGNICJA → obliczanie [czegoś] ────┐
▲
│
└----------------------------┘
Podsumowując: proponuję interpretować procesy kognitywne jako nieskończone rekursywne procesy obliczeniowe i mam nadzieję, że w poniższym tour
de force neuroizjologii uczynię tę interpretację klarowną.
Neuroizjologia
1. eWolucJa. Żeby zasada rekursywnego obliczania była w pełni akceptowana jako
leżąca u podstaw wszelkich kognitywnych procesów – a nawet jako samo życie,
jak zapewniał mnie jeden z przodujących w biologii myślicieli (Maturana 1970) –
przydatny może być powrót do najbardziej elementarnego (lub, jak powiedzieliby
ewolucjoniści, do najwcześniejszego) przejawu tej zasady. Chodzi mi tu o niezależne efektory, niezależne czuciowo-ruchowe jednostki obecne u pierwotniaków
(Protozoa) i organizmów wielokomórkowych (Metazoa) rozprowadzane ponad
powierzchnią tych istot. Trójkątny element tej jednostki, wystający swoim czubkiem ponad powierzchnię to część czuciowa, zaś element o kształcie cebuli to
kurczliwa część ruchowa. Zmiana stężenia substancji będącej w bliskim sąsiedztwie czującego czubka i przez niego „dostrzegalna” powoduje natychmiastowe
66
heinz von Foerster
kurczenie się jednostki. Wynikające z tego wypieranie tej lub innej jednostki
przez zmianę kształtu zwierzęcia lub jego położenia może z kolei powodować
dostrzegalne zmiany w stężeniu substancji będącej w pobliżu jednostki, co z kolei spowoduje natychmiastowe kurczenie się itd. Mamy więc rekursję:
┌──► zmiana czucia ──► zmiana kształtu ──┐
└────────────────────────────┘
Oddzielenie sfery czucia i działania wydaje się kolejnym krokiem ewolucyjnym
(rys. 8).
Rys. 7
Rys. 8
Czuciowe i ruchowe organy są teraz połączone cienkimi włóknami, aksonami (w swej istocie to zwyrodniałe włókna mięśniowe, które straciły zdolność
kurczenia się), przekazującymi perturbacje receptora do jego efektorów, a zatem
wywołują pojęcie „sygnalizatora”: widzisz coś tutaj, działaj odpowiednio tam.
Jednakże kluczowy krok ewolucji całej organizacji centralnego systemu nerwowego (CNS) ssaków wydaje się przejawiać w pojawieniu się pośredniczącego
neuronu, komórki wciśniętej między receptorem a jednostką ruchową (rysunek
9). Jest on w swej naturze komórką receptorową, ale wyspecjalizowaną tak, by
odpowiadać jedynie na „czynniki” uniwersalne, a mianowicie na elektryczne
działanie doprowadzających aksonów kończących się w jego sąsiedztwie. Ponieważ jego działanie obecne może spowodować reakcję późniejszą, wprowadza
on do królestwa zwierząt element obliczeniowy i daje organizmom zdumiewającą swobodę nietrywialnych zachowań. Po tym, jak kod genetyczny rozwinął
się, tworząc neuron pośredniczący, dodanie genetycznego rozkazu „powtórz”
to istotnie mały wysiłek. Wierzę więc, że łatwo jest teraz zrozumieć gwałtowne rozprzestrzenianie się neuronów wzdłuż dodatkowych pionowych warstw
67
O konstruowaniu rzeczywistości
z powiększającymi się poziomymi połączeń w celu utworzenia tych łączących
się ze sobą struktur, które nazywamy „mózgami”.
Rys. 9
2. neuron. Neuron, których mamy ponad 10 bilionów w mózgu, jest bardzo wyspecjalizowaną pojedynczą komórką o trzech anatomicznie wyodrębnionych cechach (rysunek 10): a) przypominające gałęzie odnogi rozciągające się w górę
i na boki – dendryty, b) pośrodku bulwa zawierającą jądro komórki – ciało
komórki i c) akson (neuryt) – gładkie włókno rozciągające się w dół.
Rys. 10
Rys. 11
68
heinz von Foerster
Jego zróżnicowane rozwidlenia kończą się na dendrytach innych (choć
czasem – rekursywnie – tego samego) neuronów. Ta sama membrana, która
okrywa ciało komórki, tworzy także rurowatą pochwę dla dendrytów i aksonu
i powoduje, że wnętrze komórki jest naładowane ujemnie w stosunku do otoczenia o napięciu ok. 1/10 wolta. Jeśli w okolicy dendrytowej doładowanie to jest
wystarczająco niepokojące, neuron „wystrzela”, wysyłając perturbacje wzdłuż
swoich aksonów do ich końcówek – synaps.
3. transMisJa. Ponieważ perturbacje są elektryczne, mogą być przeniesione przez
„mikro-sondę”, wzmocnione i nagrane. Rysunek 11 pokazuje trzy przykłady
okresowych wyładowań z receptorów dotyku będących pod ciągłą stymulacją;
mała częstotliwość odnosi się do słabych, duża – do silnych bodźców. Siła wyładowań jest oczywiście wszędzie taka sama, częstotliwość reprezentuje intensywność bodźców, ale tylko intensywność.
Rys. 12
Rys. 13
4. synaPsa. Rysunek 12 to szkic połączenia synaptycznego. Akson doprowadzający (Ax), wzdłuż którego przemieszcza się impuls, kończy się w ostatnim ciele
komórki (EB), które jest odseparowane od „kolca” (telodendronu4) (sp) dendrytu
(D) neuronu docelowego chwilową przerwą (sy) – przestrzenią międzysynaptyczną (proszę zwrócić uwagę na ilość „kolców” powodującą surowy wygląd
dendrytów na rysunku 10). Chemiczny skład „substancji przekaźnikowych” wypełniających przestrzeń międzysynaptyczną jest kluczowy w ustalaniu skutków,
jakie docierający impuls może mieć w ostatecznej reakcji neuronu: w niektórych okolicznościach może powodować tzw. efekt hamowania (likwidowanie
4
Końcowe rozgałęzienie aksonu (przyp. tłum.).
69
O konstruowaniu rzeczywistości
innych, równocześnie docierających impulsów), w niektórych – efekt wzmacniania (wzmacnianie innego impulsu, by neuron „wystrzelił”). W konsekwencji
przestrzeń międzysynaptyczna może być rozumiana jako „mikro-środowisko”
czułego czubka, kolca; mając taką interpretację możemy porównywać wrażliwość CNS na zmiany w środowisku wewnętrznym (ogólna suma wszystkich
mikro-środowisk) ze zmianami w środowisku zewnętrznym (wszystkie receptory
czuciowe). Ponieważ jest tylko 100 milionów receptorów czuciowych i ok. 10
bilionów synaps w naszym systemie nerwowym, jesteśmy 100.000 razy bardziej
wyczuleni na zmiany w środowisku wewnętrznym niż zewnętrznym.
5. kora. Aby każdy miał przynajmniej pewne rozeznanie w całym mechanizmie
obliczającym wszystkie postrzeżeniowe, intelektualne i emocjonalne doświadczenia, załączyłem rysunek 13 (Sholl 1956), który pokazuje powiększony fragment kociej kory o wielkości 2 mm kw. (przy użyciu metody barwienia, która
zabarwia wyłącznie ciało komórki i dendryty) i w który przedstawia jedynie 1%
wszystkich obecnych neuronów. Chociaż musicie sobie państwo sami wyobrazić
wielość powiązań – zapewnianych przez (niewidoczne) aksony – między tymi
neuronami a ich zagęszczeniem, które jest sto razy większe niż tu ukazane, obliczeniowa moc nawet tego małego elementu mózgu może być wyczuwalna.
Rys. 14
Rys. 15
6. kartezJusz. Ta perspektywa jest daleka od innej, która została uchwycona około
300 lat temu (Descartes 1957: 119–209): „Gdy oto, na przykład, ogień A znajduje się w pobliżu stopy B, małe drobiny ognia, biegnące, jak wiadomo, bardzo
70
heinz von Foerster
szybko, zdolne są przekazać swój ruch dotkniętemu przez siebie miejscu na skórze stopy. Pociągając w ten sposób przyczepione tam małe włókno c, otwierają
w tej samej chwili wejście kanalika d,e, do którego dobiega owo małe włókno;
podobnie jak ciągnąc za jeden koniec sznura, wprawia się jednocześnie w ruch
dzwonek wiszący na drugim końcu. Skoro już ujście kanalika czy też przewodu
d,e zostało tak oto otwarte, tchnienia życiowe z jamy F wchodzą do niego i są
nim niesione częściowo do mięśni odsuwających stopę od ognia, częściowo do
mięśni skręcających głowę i kierujących spojrzenie oczu ku stopie, częściowo
zaś do mięśni wyciągających ręce i nachylających w ruchu obronnym całe ciało”5. Proszę jednak zauważyć, że niektórzy dzisiejsi behawioryści wciąż uparcie
trwają przy tym samym punkcie widzenia (Skinner 1971), z tą jedyną różnicą, że
w międzyczasie kartezjuszowskie „tchnienie życiowe” odeszło w zapomnienie.
7. obliczenie. Siatkówka kręgowców wraz ze swoją tkanką nerwową to typowy
przykład obliczenia nerwowego. Rysunek 15 to schematyczne przedstawienie
siatkówki ssaków i sieci neuronów zasiatkówkowych. Warstwa oznaczona #1 pokazuje szereg szypuł ocznych i kubków wzrokowych, warstwa #2 – ciała i jądra
tych komórek. Warstwa #3 wskazuje ogólne rejony, gdzie aksony receptorów łączą się synapsami z dendrytycznymi rozgałęzieniami bipolarnych komórek (#4),
jakie z kolei łączą się synapsami w warstwie #5 z dendrytami komórek zwoju
nerwowego (#6), działalność których jest przekazywana do głębszych rejonów
mózgu przez skondensowane aksony tworzące nerw wzrokowy (#7). Obliczenie
ma miejsce w warstwach oznaczonych #3 i #5, czyli tych, gdzie umieszczone
są synapsy.
Jak pokazuje Maturana (Maturana 1968), to właśnie tam są obliczane wrażenie koloru i niektóre wskazówki dotyczące formowania przedmiotów. Utwórz
obliczenie: weź dwuwarstwową okresową sieć z rysunku 16; wyższa warstwa pokazuje receptor komórkowy wrażliwy, powiedzmy, na „światło”. Każdy z tych
receptorów jest powiązany z trzema neuronami z niższej (obliczeniowej) warstwy:
dwiema pobudzającymi synapsami z neuronem znajdującym się bezpośrednio poniżej (oznaczonymi przez przyciski przyczepione do ciała) i z jedną hamującą
synapsą (oznaczoną przez pętlę wokół czubka) przyczepioną do każdego z dwóch
neuronów: jednego po lewej i jednego po prawej stronie. Oczywiste jest, że obliczeniowa warstwa nie zareaguje na pojedyncze światło rzucane na warstwę receptywną, jako że dwa pobudzające bodźce działające na obliczający neuron będą
dokładnie wyrównywane przez hamujące sygnały pochodzące z dwóch bocznych
receptorów. Ta „reakcja zerowa” przeważy nad silniejszymi i słabszymi stymulacjami, jak również nad wolnymi i gwałtownymi zmianami oświetlenia. Może się
teraz pojawić uzasadnione pytanie: „Po co cała ta aparatura, która nic nie robi?”.
5
Cyt. za: R. Descartes, Człowiek. Opis ciała ludzkiego, przeł. A. Bednarczyk, Warszawa 1989,
s. 20–21.
71
O konstruowaniu rzeczywistości
Proszę teraz rozpatrzyć rysunek 17, gdzie na drodze, po której światło dociera do
warstwy receptorów, umieszczona jest przeszkoda. Ponownie wszystkie neurony
niższej warstwy „zachowają milczenie” – oprócz tego jednego znajdującego się
na krawędzi przeszkody, jako że otrzyma on dwa pobudzające sygnały z receptora
wyższego, ale tylko jeden hamujący sygnał od czujnika będącego po jego lewej
stronie. Rozumiemy teraz ważną funkcję tej sieci, obliczającej przestrzenną wariację w polu widzenia „oka” niezależną od intensywności zewnętrznego światła
i jego czasowych zmian oraz niezależną od umiejscowienia i przedłużania przeszkody. Chociaż temu obliczeniu towarzyszą wyłącznie elementarne operacje, ich
organizacja pozwala nam docenić zasadę o dużym znaczeniu, a mianowicie zasadę
konstruowania abstraktów, tutaj – pojęcia krawędzi.
Rys. 16
Rys. 17
Mam nadzieję, że ten prosty przykład wystarczy, by zasugerować państwu możliwość uogólnienia tej zasady w tym sensie, że obliczenie może być rozumiane
na co najmniej dwóch poziomach, a mianowicie: a) przeprowadzone operacje,
b) organizacja tych operacji reprezentowana tutaj przez strukturę sieci nerwowej.
W języku informatyki a) byłoby znów wiązane z operacjami, ale b) – z programem. Jak się później przekonamy, w przypadku „komputerów biologicznych”
same programy mogą być obliczane. Prowadzi to do pojęcia „meta-programów”,
„meta-metaprogramów” itd. Jest to oczywiście konsekwencja wrodzonej rekursywnej organizacji całego systemu.
Rys. 18
Rys. 19
72
heinz von Foerster
8. zaMknięcie. Przez zajmowanie się wszystkimi tymi neuroizjologicznymi urywkami możemy utracić perspektywę widzenia organizmu jako funkcjonującej całości. Na rysunku 18 umieściłem te fragmenty w ich funkcjonalnym kontekście.
Czarne kwadraty oznaczone N reprezentują skupiska neuronów, które łączą się
synapsami z neuronami z innych skupisk poprzez luki sygnalizowane przez przerwy między kwadratami. Powierzchnia czuciowa (SS) organizmu znajduje się po
lewej stronie, jego powierzchnia ruchowa (MS) – po stronie prawej, a nerwowa
część przysadki (mocno unerwiony gruczoł kluczowy, który reguluje cały system
endokrynalny) to wykropkowana niższa granica szeregu kwadratów. Impulsy
nerwowe przemieszczające się poziomo (od lewej do prawej strony) oddziałują
ostatecznie na powierzchnię ruchową (MS), której zmiany (ruchy) są natychmiast
wyczuwane przez powierzchnię czuciową (SS), jak sugeruje zewnętrzna droga
wyznaczona przez strzałki. Impulsy przemieszczające się poziomo (z góry w dół)
stymulują nerwową część przysadki (NP), której działanie wypuszcza steroidy
w przestrzenie międzysynaptyczne, jak pokazują faliste zakończenia linii wyznaczonych przez strzałki, zatem modyikują modus operandi wszystkich połączeń
synaptycznych, a więc modus operandi systemu w ogóle. Proszę zwrócić uwagę
na podwójne zamknięcie systemu, które teraz rekursywnie obsługuje nie tylko
to, co „widzi”, ale także własne operatory. Aby uczynić to dwojakie zamknięcie
jeszcze bardziej klarownym, proponuję owijać diagram z rysunku 18 wokół jego
dwóch osi okrężnej symetrii, dopóki sztuczne granice nie znikną i nie ukaże się
torus (w kształcie pączka) – rysunek 19. Tutaj przestrzeń międzysynaptyczna pomiędzy powierzchnią ruchową a czuciową jest prążkowanym południkiem (widać
go z przodu pośrodku), a nerwowa część przysadki – wykropkowanym równikiem. To, jak sądzę, jest funkcjonalną organizacją żywego organizmu w szczelnej
pokrywie. Obliczenia wewnątrz torusa podlegają nietrywialnym ograniczeniom,
co jest wyrażone w Postulacie Kognitywnej Homeostazy:
System nerwowy jest organizowany (lub sam organizuje), a więc oblicza stabilną
rzeczywistość.
Ten postulat określa „autonomię”, tj. „samoregulację” każdego żywego organizmu. Ponieważ semantyczna struktura rzeczownika z preiksem „samo-” jest
bardziej zrozumiała, kiedy preiks ten jest zastępowany rzeczownikiem, „autonomia” staje się synonimem „regulacji regulacji”. I to właśnie jest to, co robi podwójnie zamknięty, rekursywnie obliczajacy torus: reguluje własną regulację.
Znaczenie
Może być dziwnym w dzisiejszych czasach określanie autonomii, jako że autonomia wymaga odpowiedzialności: jeśli to ja decyduję, jak działam, to jestem
odpowiedzialny za swoje działanie. Skoro zasady najbardziej popularnej dziś
O konstruowaniu rzeczywistości
73
gry polegają na uczynieniu kogoś innego odpowiedzialnym za moje działania –
nazwa tej gry to „heteronomia” – moje argumenty stanowią, co rozumiem, mało
popularne roszczenia. Jedynym sposobem na zmiecenie ich pod dywanik jest
odrzucenie ich jako próby ratowania „solipsyzmu”, tezy polegającej na twierdzeniu, że świat istnieje jedynie w mojej wyobraźni i jedyną rzeczywistością
jest wyobrażające „ja”. Istotnie, to dokładnie to, co powiedziałem wcześniej, ale
mówiłem jedynie o pojedynczym organizmie. Sytuacja jest zupełnie inna, kiedy
mowa o dwóch, co mogę zademonstrować z pomocą dżentelmena w meloniku
(rysunek 20).
Rys. 20
Upiera się on, że stanowi jedyną rzeczywistość, podczas gdy wszystko inne przejawia się wyłącznie w jego wyobraźni. Jednakże nie może zaprzeczyć, iż jego
wyimaginowany wszechświat zaludniają zjawy, które wcale nie są nim samym.
Zatem musi on uznać, że mogą one upierać się przy stwierdzeniu, że są jedyną
rzeczywistością, a wszystko inne to wytwór ich wyobraźni. W takim wypadku
ich wyimaginowany wszechświat będzie zaludniony przez zjawy, z których jedną
może być dżentelmen w meloniku. Kiedy odwołamy się do Zasady Względności,
która odrzuca hipotezę nie utrzymującą się w dwóch przypadkach, nawet jeśli
utrzymuje się ona w każdym z nich z osobna (Ziemianie i Wenusjanie mogą
się upierać, że znajdują się w centrum wszechświata, ale ich tezy upadają, jeśli
kiedykolwiek spróbują je oni połączyć), solipsystyczne roszczenia upadają, kiedy
74
heinz von Foerster
poza mną odkryję inny autonomiczny organizm. Należy tu jednak zauważyć, że
Zasada Względności nie stanowi logicznej konieczności, nie jest też twierdzeniem, które musi okazać się albo prawdziwe, albo fałszywe; zasadniczą kwestią
jest to, że mogę wybrać: przyjąć tę zasadę bądź ją odrzucić. Jeśli ją odrzucę,
będę centrum wszechświata, moja rzeczywistość stanie się moimi marzeniami
lub koszmarami, język – monologiem, a logika – mono-logiką. Jeżeli zaś ją
przyjmę, centrum wszechświata nie będę ani ja, ani nikt inny. Jak w systemie
heliocentrycznym, musi być ktoś trzeci będący centralnym punktem odniesienia.
Jest to relacja między Tamtym a mną, a ta relacja to TOŻSAMOŚĆ:
RZECZYWISTOŚĆ = SPOŁECZNOŚĆ
Jakie są konsekwencje tego wszystkiego w etyce i estetyce?
Imperatyw Etyczny: Działaj zawsze tak, by zwiększać liczbę wyborów.
Imperatyw Estetyczny: Jeśli pragniesz wiedzieć, naucz się działać.
Podziękowania
Pragnę wyrazić moją wdzięczność swoim studentom Valarie Lament i Stuartowi Umblepy’owi, którzy zachęcili mnie do rozwinięcia niektórych pomysłów
pod auspicjami ich stypendium GY10766 z National Science Fundation, a także
Wydziałowi Inżynierii Elektrycznej, który łaskawie użyczył mi swych urządzeń.
Jestem wdzięczny Lebbeusowi Woodsowi, Rodney’owi Cloughowi i Gordonowi
Paskowi za zaoferowanie swych talentów i upiększenie powyższej pracy rysunkami (7, 8, 9, 16, 17), (18, 19), (20), i wreszcie Kathy Roberts, której wyczucie estetyki, kompetencja i cierpliwość pozwoliły temu artykułowi stać się tym,
czym jest.
O konstruowaniu rzeczywistości
75
Bibliograia
Descartes R., 1664, L’homme, Paris, Angot. Przedruk w: Ouervres de Descartes, XI,
Paris, Adam and Tannery, s. 119–209, 1957. (Człowiek. Opis ciała ludzkiego, przeł.
A. Bednarczyka, Warszawa 1989.)
Maturana H.R., 1968, A Biological Theory of Relativistic Colour Coding in the Primate
Retina, „Arch. Biologia y Medicina Exper.”, SUPPL. No. 1, Soc. Biologia de Chile,
Santiago, Universidad de Chile.
Maturana H.R., 1970, Biology of cognition, University of Illinois.
Maturana H.R., 1970, Neurophysiology of Cognition, [w:] Cognition: a multiple view,
red. P. Garvin, Nowy Jork, Spartan Press, s. 3–23.
Naeser M.A. i Lilly J.C., 1971, The Repeating Word Effect: Phonetic Analysis of Re
ported Alternates, „Journal of speech and hearing research”.
Sholl D.A., 1956, The organization of the cerebral cortex, Londyn, Methuen.
Skinner B.F., 1971, Beyond freedom and dignity, Nowy Jork, Knopf. (Poza wolnością
i godnością, przeł. W. Szelenberger, Warszawa 1978.)
Spencer Brown G., 1972, Laws of form, Nowy Jork, Julian Press.
Teuber H.L., 1961, Neuere Betrachtungen Uber Sehstrahlung und Sehrinde, [w:] Das
visuelle system, red. R. Jung, H. Kornhuber, Berlin, Springer, s. 256–274.
Worden F.G., 1959, EEC Studies and Conditional Relexes in Man, [w:] The central
nervous system and behavior, red. Mary A. B. Brazier, Nowy Jork, Josiah Macy Jr.
Foundation, s. 270–291.
przeł. Berenika Palus
humberto R. Maturana
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy
samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
1. Cel
Celem moim, w niniejszym eseju, jest wyjaśnienie kognicji jako fenomenu biologicznego oraz ukazanie (w procesie), w jaki sposób język pojawia się i daje
początek samoświadomości, ujawniając ontologiczne podstawy izykalnej dziedziny egzystencji jako ograniczającej dziedziny kognitywnej. Aby tego dokonać,
zacznę od dwóch nieuniknionych, opartych na doświadczeniu warunków, które
są zarazem moimi problemami, jak i instrumentami wyjaśniającymi, a mianowicie: a) ponieważ – zgodnie z oczywistym faktem – każda zmiana biologiczna
naszego systemu nerwowego zmienia nasze kognitywne pojemności, kognicja
jest fenomenem biologicznym i musi zostać wyjaśniona jako taka; b) również
wykazane jest w tym eseju, że my – jako istoty ludzkie – istniejemy w języku,
używając języka do naszych wyjaśnień. Te dwa oparte na doświadczeniu warunki
są moim punktem wyjścia, ponieważ muszę w nich „tkwić” podejmując jakiekolwiek próby wyjaśnień. Są to moje problemy, ponieważ muszę je wyjaśnić,
a zarazem są to nieuniknione instrumenty, ponieważ jestem zmuszony używać
kognicji i języka, aby kognicję i język wyjaśnić.
Inaczej mówiąc, proponuję nie traktować kognicji i języka jako danych, nie
dających się wyjaśnić właściwości, ale jako fenomeny naszej ludzkiej dziedziny
doświadczeń, które pojawiają się w naszej praktyce życia i jako takie zasługują
na wyjaśnienie, podobnie jak inne fenomeny biologiczne. Jednocześnie moim
zamiarem jest użycie naszego warunku istnienia w języku do pokazania, w jaki
sposób izykalna dziedzina egzystencji pojawia się w języku jako dziedzina kognitywna. To oznacza, że zamierzam wykazać, iż obserwator i obserwacja – jako
78
huMberto r. Maturana
fenomeny biologiczne – są ontologicznie prymarne w stosunku do obiektu i izykalnej dziedziny egzystencji.
2. Problem
Moim podstawowym problemem będzie kognicja, język zaś wyjaśnię w procesie
wyjaśniania kognicji.
My – istoty ludzkie – oceniamy kognicję w jakiejkolwiek dziedzinie poprzez
skonkretyzowanie dziedziny za pomocą pytania i poprzez domaganie się adekwatnego zachowania bądź działania w tej dziedzinie. Jeśli to, co obserwujemy
jako odpowiedź, satysfakcjonuje nas jako adekwatne zachowanie bądź działanie
w dziedzinie skonkretyzowanej przez pytanie, akceptujemy to jako wyrażenie
kognicji w tej dziedzinie i twierdzimy, że odpowiadający na naszą wątpliwość
posiada wiedzę. Tym sposobem, gdy ktoś twierdzi, że zna algebrę, czyli że jest
znawcą algebry, domagamy się od niego poświadczenia w dziedzinie, w której
rozważamy istnienie algebry. I jeśli, według nas, poświadcza on adekwatnie
w tej dziedzinie, wyjaśnienie takie akceptujemy. Jeśli zaś odpowiedź nie mieści
się w tym, co uważamy za adekwatne zachowanie bądź działanie w dziedzinie
skonkretyzowanej poprzez to pytanie, odpowiadający (znawca algebry) ulega
dezintegracji lub znika, traci swoją klasę identyikacji jako bytu istniejącego
w operacyjnej dziedzinie skonkretyzowanej poprzez pytanie i pytający będzie
odtąd postępował tak, jakby on nie istniał. W tych okolicznościach, odkąd adekwatne zachowanie (bądź adekwatne działanie) jest jedynym kryterium poświadczającym, że posiadamy i możemy ocenić kognicję, będę traktował adekwatne
zachowanie (bądź działanie) w jakiejkolwiek dziedzinie skonkretyzowanej poprzez pytanie jako fenomen, który ma zostać wyjaśniony podczas wyjaśniania
kognicji.
3. Natura odpowiedzi
Jestem biologiem i to właśnie z powodu mojego doświadczenia biologicznego
fenomen kognicji traktuję w tej pracy jako fenomen biologiczny. Ponadto – jako
biolog – jestem również naukowcem i jako naukowiec dostarczę biologicznego
wyjaśnienia fenomenu kognicji w następującym porządku: a) jasno sformułuję,
co będę rozważał jako adekwatne zachowanie w kontekście tego, co uważam
za wyjaśnienie naukowe (część 4), po to, aby wszystkie implikacje mojego wyjaśnienia mogły być oczywiste dla czytelnika i aby czytelnik mógł się zorientować, kiedy cel został osiągnięty; b) jasno sformułuję moje stanowisko epistemologiczne odnośnie pojęcia obiektywności (część 5), po to, aby ontologiczny
status mojego wyjaśnienia mógł być oczywisty; c) pojęcia, których będę używał
w moim wyjaśnieniu, uczynię wyrazistymi poprzez pokazanie, jak przynależą
one do naszego codziennego życia (część 6), po to, aby stało się jasne, jak my
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
79
– jako istoty ludzkie – jesteśmy włączeni w wyjaśnienie, którego dostarczę;
d) jasno sformułuję naturę fenomenów biologicznych włączonych w moje wyjaśnienie (część 7), po to, aby stało się oczywiste, jak my – jako systemy ożywione – jesteśmy włączeni w samo wyjaśnienie, jak również w fenomen samej
kognicji. W końcu, w procesie wyjaśniania fenomenu kognicji jako fenomenu
biologicznego, pokażę, jak to się dzieje, że teorie naukowe pojawiają się jako
wolne kreacje ludzkiego umysłu, jak to się dzieje, że wyjaśniają doświadczenia
ludzkie a nie niezależny świat obiektywny oraz jak izykalna dziedzina egzystencji pojawia się w wyjaśnianiu praktyki życia obserwatora jako cecha albo
ontologia obserwacji (części 8 do 11).
4. Dziedzina naukowa
Odnajdywanie siebie jako istot ludzkich tu i teraz jest praktyką życia. W wydarzeniu bycia człowiekiem, w komunikacji językowej, w sytuacji a priori opartej
na doświadczeniu, zawsze to, co jest i to, co się zdarza, jest w nas i zdarza się
nam jako część praktyki życia. W tych okolicznościach, cokolwiek mówimy
o tym, jak coś się zdarza, jak bierze udział w praktyce naszego życia jako objaśnienie, jako releksja, jako przeformułowanie – krótko mówiąc, jako wyjaśnienie
praktyki naszego życia – i jako takie nie zastępuje czy też nie konstytuuje praktyki życia, jest wyjaśnianiem. Zatem mówienie, że jesteśmy zbudowani z materii
lub też mówienie, że jesteśmy ideami w umyśle Boga, to wyjaśnienia tego, że
żyjemy jako nasze doświadczenie bycia. I ani materia, ani idee w umyśle Boga
nie konstytuują doświadczenia bycia, które wydają się wyjaśniać. Wyjaśnienia
operacyjnie biorą udział w metadziedzinie, odnosząc się do tego, co wyjaśniają.
Ponadto, w życiu codziennym, w faktycznej dynamice ludzkich interakcji, wyjaśnienie jest zawsze odpowiedzią na pytanie o początek danego fenomenu i jest
akceptowane bądź odrzucane przez słuchacza, który akceptuje je bądź odrzuca
stosownie do tego, czy zaspokaja ono (implicite lud explicite) kryterium akceptowalności, które formułuje słuchacz. Dlatego tyle jest różnych rodzajów wyjaśnień, ile jest różnych kryteriów akceptowalności przeformułowania wydarzenia
życia obserwatorów, sformułowanych również przez obserwatorów. Stosownie
do tego, każda dziedzina wyjaśnień, jako że jest zdeiniowana przez szczególne
kryterium akceptowalności, konstytuuje zamkniętą dziedzinę kognitywną jako
dziedzinę zadowalających, zdeklarowanych przez obserwatorów działań, którzy
akceptują to kryterium akceptowalności.
Nauka (nowoczesna nauka) jako dziedzina kognitywna, nie jest od tego wyjątkiem. Z całą pewnością nowoczesna nauka jest taką dziedziną kognitywną,
która czerpie z tego, co jest nazywane wyjaśnieniem naukowym jako kryterium
uprawomocnienia (akceptowalności) twierdzeń, które do niej należą. Niech będzie mi wolno wytłumaczyć to dokładniej.
80
huMberto r. Maturana
i) WyJaśnienia naukoWe. Naukowcy zazwyczaj nie zastanawiają się nad istotnymi warunkami nauki. Mimo to, widząc, czym zajmują się naukowcy, można
sobie wyobrazić operacyjne (i oparte odtąd na doświadczeniu) sprecyzowanie
tego, co konstytuuje naukowe wyjaśnienie jako kryterium uprawomocnienia tego,
czym według nich są twierdzenia naukowe. Co więcej, możliwe jest opisanie
tego kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń jako przeformułowanie
tego, co zwykle nazywane jest metodą naukową.
A. Różne dziedziny ludzkich działalności wymagają różnych intencji. I tak
intencją tworzenia sztuki jest wywołanie wrażeń estetycznych, intencją
tworzenia technologii jest produkcja, natomiast intencją zajmowania się nauką jest wyjaśnianie. To oznacza, w kontekście wyjaśniania, że kryterium
uprawomocnienia naukowego wyjaśnienia jest satysfakcjonująco połączone
z praktyką życia obserwatora za pomocą czterech operacyjnych warunków.
Jeden z nich, propozycja mechanizmu ad hoc, który generuje wyjaśniany
fenomen jako fenomen mający być poświadczony przez obserwatora w jego
praktyce życia, to właśnie wyjaśnienie naukowe. W kontekście wyjaśniania
musi stać się zrozumiałe, że naukowe wyjaśnienie jest kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń. I w końcu, w kontekście wyjaśniania, musi
zostać uznane to, że nowoczesna naukowa społeczność obserwatorów (odtąd
nazywana standardowymi obserwatorami) używa naukowego wyjaśnienia
jako kryterium uprawomocnienia. A oto te cztery operacyjne warunki, które
wynikają z kryterium uprawomocnienia naukowych wyjaśnień.
a. Sprecyzowanie wyjaśnianego fenomenu poprzez zastrzeżenie operacji,
które standardowy obserwator musi wykonać w swojej praktyce życia
tak, aby był on go świadom w swojej praktyce życia.
b. Propozycja – w dziedzinie operacyjnych koherencji praktyki życia standardowego obserwatora – mechanizmu generatywnego, który w czasie,
gdy pozwalałby operować, dawałby początek – jako konsekwencja jego
operacji – wyjaśnianemu fenomenowi i który zostałby poświadczony
przez obserwatora również w jego praktyce życia. Ten mechanizm generatywny, który zwykle nazywany jest hipotezą objaśniającą, bierze
udział w praktyce życia obserwatora w innej fenomenalnej dziedzinie niż
fenomenalna dziedzina, w której wyjaśniany fenomen jest poświadczany,
a później – co jest konsekwencją poprzedniego – w operacyjnej metadziedzinie powiązanej z tym mechanizmem. Z pewnością wyjaśniany
fenomen i jego mechanizm generatywny biorą udział w różnych, niestycznych dziedzinach fenomenalnych w praktyce życia obserwatora.
c. Wywnioskowanie – w dziedzinie operacyjnych koherencji praktyki życia
obserwatora spowodowanych przez mechanizm generatywny zaproponowany w (b) – innych fenomenów, które standardowy obserwator powinien być w stanie poświadczyć w swojej dziedzinie doświadczeń jako
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
81
rezultat operacji tych operacyjnych koherencji oraz zastrzeżenie operacji,
które powinien on spełnić, aby tego dokonać.
d. Faktyczne poświadczenie, w dziedzinie doświadczeń, zjawisk wydedukowanych w (c) przez standardowego obserwatora, który spełnił w swojej
praktyce życia operacje zastrzeżone także w (c).
Jeśli te cztery operacyjne warunki są spełnione w praktyce życia standardowego obserwatora, zaproponowany w (b) mechanizm generatywny staje się
wyjaśnieniem naukowym zjawiska wyodrębnionego w (a). Te cztery warunki
operacyjne w praktyce życia obserwatora konstytuują kryterium uprawomocnienia naukowych wyjaśnień, a nauka (nowoczesna nauka) jest dziedziną twierdzeń
bezpośrednio lub pośrednio uprawomocnionych przez wyjaśnienia naukowe.
W konsekwencji, nie ma niczego takiego jak naukowe obserwacje, naukowe
hipotezy czy naukowe przewidywania: istnieją tylko naukowe wyjaśnienia i naukowe twierdzenia. To z kolei pociąga za sobą tę konsekwencję, iż standardowy
obserwator może sformułować naukowe twierdzenia w każdej dziedzinie swojej
praktyki życia, w której może sformułować on naukowe wyjaśnienie.
B. Stosownie do A, naukowe twierdzenie jest obowiązujące jako naukowe
twierdzenie jedynie w społeczności standardowych obserwatorów, którzy
je zdeiniowali jako takie, ponieważ mogą oni zrealizować i zaakceptować
naukowe wyjaśnienie jako kryterium uprawomocnienia swoich twierdzeń.
To czyni naukowe twierdzenia twierdzeniami konsensualnymi, a społeczność standardowych obserwatorów społecznością naukową. W zasadzie
każdy człowiek może należeć do społeczności naukowej z powodu dwóch
doświadczalnych faktów: po pierwsze, jako żywa istota ludzka, obserwator
może uświadomić sobie i zaakceptować naukowe twierdzenie jako kryterium
uprawomocnienia swych twierdzeń i stać się standardowym obserwatorem;
po drugie, kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń jest operacyjnym uprawomocnieniem działań i twierdzeń w życiu codziennym, nawet
jeśli nie jest używane z tą samą uwagą w celu uniknięcia pomieszania różnych fenomenalnych dziedzin. Z całą pewnością te dwa oparte na doświadczeniu fakty tworzą fundament dla uniwersalności, którą naukowcy tworzą
dla swoich twierdzeń, ale – co jest szczególne dla naukowców – starannie
unikają przy tym mieszania różnych dziedzin fenomenalnych, kiedy stosują
kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń w praktyce życia.
C. Naukowcy i ilozofowie nauki zwykle wierzą, że operacyjna efektywność
nauki i technologii ujawnia obiektywną, niezależną rzeczywistość oraz że
naukowe twierdzenia ujawniają cechy niezależnego wszechświata, świata
obiektywnego. Lub też, inaczej mówiąc, wielu naukowców i ilozofów nauki
wierzy, że bez niezależnego istnienia obiektywnej rzeczywistości nauka nie
82
huMberto r. Maturana
byłaby możliwa. Jeśli ktoś, tak jak ja, założy wcześniejszą, konstytuującą ontologiczną analizę kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, zauważy, że naukowe wyjaśnienia nie wymagają założenia obiektywności, ponieważ
naukowe wyjaśnienia nie wyjaśniają niezależnej, obiektywnej rzeczywistości.
Naukowe wyjaśnienia wyjaśniają praktykę życia obserwatora, a czynią to za
pomocą operacyjnych koherencji wyodrębnionych przez obserwatora w jego
praktyce życia. To właśnie ten fakt daje nauce podstawy biologiczne oraz czyni
naukę dziedziną kognitywną, ograniczoną do biologii obserwatora z właściwościami, które są zdeterminowane przez ontologię obserwacji.
ii) nauka. Konkludując – operacyjny opis tego, co tworzy naukowe wyjaśnienie jako kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, ujawnia następujące
cechy naukowych twierdzeń w ogóle, a nauki jako dziedziny naukowych twierdzeń w szczególności.
A. Naukowe twierdzenia są twierdzeniami konsensualnymi, ważnymi jedynie
w społeczności standardowych obserwatorów, którzy je generują. Nauka, jako
dziedzina naukowych twierdzeń, nie potrzebuje obiektywnej, niezależnej rzeczywistości ani jej nie ujawnia. Stąd też operacyjna efektywność nauki jako
dziedziny kognitywnej spoczywa tylko na jej operacyjnej koherencji, mającej
miejsce w praktyce życia standardowych obserwatorów, którzy generują ją
jako szczególną dziedzinę konsensualnych, skoordynowanych działań w praktyce ich życia (jako społeczności naukowej). Nauka nie jest sposobem ujawniania niezależnej rzeczywistości; jest sposobem przenoszenia poszczególnych
ograniczeń do warunków konstytuujących obserwatora jako istotę ludzką.
B. Odkąd członkowie społeczności standardowych obserwatorów mogą generować naukowe twierdzenia w każdej dziedzinie operacyjnej praktyki życia,
w której może mieć zastosowanie kryterium uprawomocnienia naukowych
twierdzeń, uniwersalność poszczególnych członów naukowych twierdzeń
wewnątrz dziedziny ludzkiej będzie zależała od uniwersalności w ludzkiej
dziedzinie standardowych obserwatorów, którzy potraią takie poszczególne
człony generować. Naukowe twierdzenia obowiązują tylko tak długo, jak
długo obowiązują naukowe wyjaśnienia, które je podpierają, a te z kolei
obowiązują tylko tak długo, jak długo cztery operacyjne warunki – które
muszą być łącznie spełnione już w założeniu – są spełnione dla wszystkich
fenomenów wydedukowanych w praktyce życia standardowych obserwatorów w dziedzinie operacyjnych koherencji wyszczególnionych przez zaproponowany mechanizm generatywny.
C. Często się mówi, że naukowe wyjaśnienia są propozycjami redukcjonistycznymi, wskazując, że polegają na wyrażaniu wyjaśnianych fenomenów
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
83
w bardziej podstawowych terminach. Jest to nieodpowiedni punkt widzenia.
Wyjaśnienia naukowe są w swojej istocie nie-redukcjonistycznymi wyjaśnieniami, ponieważ polegają na propozycjach generatywnych, a nie na wyrażaniu fenomenów jednej dziedziny w fenomenach innej dziedziny. Dzieje
się tak, ponieważ w wyjaśnieniu naukowym wyjaśniany fenomen musi powstać jako rezultat operacji mechanizmu generatywnego i nie może być jego
częścią. W tym drugim przypadku propozycja wyjaśniająca będzie nieadekwatna i będzie musiała zastać odrzucona. Wyjaśniany fenomen i fenomeny
właściwe dla mechanizmu generatywnego należą do dwóch niestycznych
dziedzin.
D. Mechanizm generatywny w naukowym wyjaśnieniu jest wyodrębniony przez
standardowego obserwatora z jego dziedziny doświadczenia do jego praktyki
życia jako propozycja ad hoc, która w zasadzie nie wymaga żadnego usprawiedliwienia. Stąd też komponenty mechanizmu generatywnego, jak również
fenomeny właściwe dla ich operacji, mają podstawową cechę powiązaną
z wyjaśnianym fenomenem i ich prawomocność jest z zasady przyjmowana
a priori. W związku z tym, każda dziedzina naukowa – jako dziedzina naukowych twierdzeń – jest oparta na założeniach doświadczalnych nieusprawiedliwionych w niej samej i konstytuuje w praktyce życia standardowego
obserwatora dziedzinę operacyjnych koherencji, wyodrębnionych z operacyjnych koherencji wywołanych w mechanizmach generatywnych naukowych
wyjaśnień, które ją uprawomocniają.
5. Obiektywność w nawiasie
Jeśli ktoś patrzy na dwa cienie przedmiotu, który równocześnie przyjmuje na
siebie częściowo strumienie dwóch różnych świateł, białego i czerwonego, to
ma on wizję trójbarwną. Widzi, że obszar cienia ze światła białego, który otrzymuje światło czerwone, wygląda czerwono, oraz że obszar cienia ze światła
czerwonego, który otrzymuje światło białe, wygląda niebiesko-zielono. To doświadczenie jest nie do odparcia i nie do uniknięcia, nawet jeśli ktoś wie, że obszar cienia ze światła czerwonego powinien wyglądać na biały lub szary, ponieważ jest to odbiór tylko i wyłącznie światła białego. I jeśli ktoś spyta, dlaczego
widzi on obszar niebiesko-zielony tam, gdzie jest tylko światło białe, odpowie
mu się – dzięki godnemu zaufania źródłu informacji – że doświadczenie cienia
niebiesko-zielonego jest iluzją chromatyczną, ponieważ nie ma tam cienia niebiesko-zielonego, który usprawiedliwiałby naszą percepcję. Żyjemy licznymi
doświadczeniami w naszym codziennym życiu, które klasyikujemy – tak jak
to – jako iluzje bądź halucynacje, a nie jako percepcję, twierdząc, że nie konstytuują one ujęcia niezależnej rzeczywistości, ponieważ możemy je zdyskwaliikować poprzez poznanie opinii przyjaciela, którego autorytet akceptujemy, lub
84
huMberto r. Maturana
też poprzez poleganie na różnych czuciowych doświadczeniach, które uważamy
za zadowalające kryterium percepcyjne. Jednakże w samym doświadczeniu nie
jesteśmy w stanie poczynić rozróżnień pomiędzy czymś, co nazywamy iluzją
czy halucynacją a percepcją: iluzja, halucynacja i percepcja są doświadczalnie
nie do rozróżnienia. Dzieje się tak wyłącznie z powodu używania różnego doświadczenia jako metaeksperymentalnego, autorytatywnego kryterium rozróżnienia albo z powodu „używania” tego samego obserwatora lub kogoś innego,
podlegającego podobnym ograniczeniom, ponieważ takie rozróżnienie czynione
jest społecznie. Nasza niezdolność, by w sposób oparty na doświadczeniu czynić rozróżnienia pomiędzy czymś, co społecznie nazywamy iluzją czy halucynacją a percepcją, jest konstytutywna dla nas – jako systemów ożywionych
– i nie jest ograniczeniem naszego obecnego stanu wiedzy. Rozpoznanie tych
okoliczności powinno doprowadzić nas do postawienia znaku zapytania nad
naszą percepcyjną pewnością.
i) zaProszenie. Słowo percepcja pochodzi z łacińskiego wyrażenia per capire,
które oznacza „przez uchwycenie” i niesie za sobą implikowane rozumienie, że
percypować to uchwycić cechy świata niezależnego od obserwatora. To spojrzenie zakłada obiektywność i możliwość poznania świata niezależnego od obserwatora jako ontologicznego warunku, na którym oparte jest rozróżnienie pomiędzy
iluzją czy halucynacją a percepcją. Dlatego pytanie o operacyjną relewancję
w dziedzinie biologicznej rozróżnienia pomiędzy iluzją czy halucynacją a percepcją jest pytaniem o ontologiczną relewancję pojęcia obiektywności w tłumaczeniu zjawiska kognicji. Jak zatem podążać dalej? Każda releksja o tym
lub każdy komentarz do tego, jak dochodzi do praktyki życia, to wyjaśnienie
bądź przeformułowanie tego, co ma miejsce. Jeśli to przeformułowanie nie pyta
o właściwości obserwatora, jeśli język i kognicję uznaje za pewniki, wówczas
musi też przyjąć niezależne istnienie tego, co jest znane. Jeśli natomiast to przeformułowanie pyta o właściwości obserwatora, jeśli pyta o to, w jaki sposób
powstają kognicja i język, wówczas musi zaakceptować opartą na doświadczeniu
nierozróżnialność iluzji czy halucynacji od percepcji oraz przyjąć za istotne to,
że istnienie jest uzależnione od obserwatora. Większość tradycji ilozoicznych
należy do przypadku pierwszego, przyjmuje niezależne istnienie czegoś (materii,
energii, idei, Boga, umysłu, duszy... albo rzeczywistości). Zapraszam czytelnika,
by podążył za drugim przypadkiem i uznał za istotny warunek biologicznego
uwarunkowania obserwatora oraz wszystkie konsekwencje, jakie ten konstytutywny warunek pociąga.
ii) obiektyWność W naWiasie. Założenie obiektywności nie jest potrzebne do powstania naukowego wyjaśnienia. Dlatego w procesie bycia naukowcem wyjaśniającego kognicję jako fenomen biologiczny, przejdę – bez używania pojęcia obiektywności – do uprawomocnienia tego, co mówię, czyli wezmę obiektywność
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
85
w nawias. Inaczej mówiąc, przejdę dalej, używając obiektu „język”, ponieważ
jest to jedyny język jaki posiadamy (i jaki posiadać możemy). Jednakże, chociaż użyję doświadczenia bycia w języku jako mój punkt wyjścia – kiedy użyję
język do wyjaśnienia kognicji i języka – nie będę twierdził, że to, co mówię jest
prawomocne, gdyż istnieje niezależna, obiektywna rzeczywistość, która by to
uprawomocniała. Będę mówił jako biolog i jako taki użyję kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, by uprawomocnić to, o czym mówię, przyjmując za najważniejszy, oparty na doświadczeniu warunek, że wszystko, co ma
miejsce, jest najpierw wyodrębnione przez obserwatora z jego praktyki życia
oraz że wszelkie wyjaśnienie jest wtórne.
iii) universuM versus MultiversuM. Założenie obiektywności, obiektywności bez
nawiasu, pociąga za sobą założenie, że istnienie jest niezależne od obserwatora, że istnieje niezależna dziedzina istnień – uniwersum – która jest ostatecznym odniesieniem dla uprawomocnienia każdego wyjaśnienia. Obiektywność
bez wzięcia w nawias rzeczy i bytów to istnienie niezależnego obserwatora,
który to rozróżnia i jest to również niezależne istnienie rzeczy (bytów, idei),
ponieważ określa ona prawdę. Obiektywność bez nawiasu powoduje jedność
i – w konsekwencji – redukcjonizm, ponieważ pociąga za sobą rzeczywistość
jako pojedynczą i ostateczną dziedzinę zdeiniowaną przez niezależne istnienie.
Obserwator, który ma dostęp do rzeczywistości, ma zarazem z konieczności rację
w jakimkolwiek sporze, a ci, którzy tego dostępu nie mają, z konieczności się
mylą. W universum koegzystencja domaga się uległości wobec wiedzy.
W przeciwieństwie do tego wszystkiego, obiektywność wzięta w nawias
powoduje akceptację tego, że istnienie jest wyodrębnione poprzez rozróżnienie
obserwatora, że jest tyle dziedzin istnienia, ile jest rodzajów rozróżnień, których
dokonuje obserwator. Obiektywność w nawiasie pociąga za sobą multiversum,
sprawia, że istnienie jest w istocie zależne od obserwatora oraz że jest tyle dziedzin prawd, ile jest dziedzin egzystencji, które obserwator wyodrębnił w swoich
rozróżnieniach. Równocześnie obiektywność w nawiasie powoduje, że różne
dziedziny egzystencji w istocie nie mają punktów stycznych, ponieważ są wyodrębniane przez różnego rodzaju operacje rozróżnienia. I stąd też przeczy to
redukcjonizmowi. Ponadto, każde versum w multiversum jest jednakowo ważną
– jeśli nie jednakowo pożądaną – częścią całości, a niedogodności pomiędzy
obserwatorami – jeśli nie powstają z trywialnych, logicznych pomyłek w jednym
versum, ale pochodzą od obserwatorów zajmujących różne versum – będą musiały być rozwiązywane nie poprzez uprzywilejowane dostępem do rzeczywistości
twierdzenia, ale poprzez powstanie wspólnej wersji, poprzez koegzystencję we
wzajemnej akceptacji. W multiversum koegzystencja domaga się konsensusu,
czyli wiedzy powszechnej.
86
huMberto r. Maturana
6. Podstawowe pojęcia
Cokolwiek by się powiedziało, jest powiedziane przez jednego obserwatora do
drugiego obserwatora, przy czym może to być ta sama osoba. Odkąd warunek
ten jest moim opartym na doświadczeniu punktem wyjścia w praktyce życia
i jednocześnie moim problemem, eksplicytnie sformułuję niektóre pojęcia, których użyję jako swoich narzędzi do wyjaśnienia zjawisk kognicji i języka. Zrobię
to poprzez ujawnienie działań w praktyce życia, które są powodowane przez te
narzędzia w naszym codziennym życiu, gdy zajmujemy się nauką. Z pewnością
ujawniając to, co robimy jako obserwatorzy, eksplicytnie czynię z ontologii obserwatora konstytuujący warunek ludzki.
i) obserWator. Generalnie obserwator jest jakimkolwiek bytem operującym
w języku, a dokładniej jest jakimkolwiek człowiekiem w rozumieniu, w jakim
język deiniuje człowieczeństwo. W naszym indywidualnym doświadczeniu odnajdujemy siebie jako istoty ludzkie w języku, nie widzimy siebie dorastających
do tego: jesteśmy obserwatorami przez bycie w języku już w momencie, kiedy
zastanawiamy się nad językiem i warunkiem bycia obserwatorami. Innymi słowy, cokolwiek bierze udział w praktyce życia obserwatora, bierze w nim udział
jako rozróżnienia w języku poprzez komunikację – i to jest wszystko, co może
robić obserwator. Jednym z moich zadań jest pokazanie, w jaki sposób powstaje
obserwator.
ii) Jednostki. Podstawową operacją, którą obserwator wykonuje w praktyce
życia, jest operacja rozróżnienia. W operacji rozróżnienia obserwator najpierw
wyodrębnia jednostkę (byt, całość) oraz środowisko, w którym jest ona rozróżniana. Powoduje tym samym wszystkie późniejsze operacyjne koherencje, które
rozróżnienie jednostki czynią możliwe w jego praktyce życia.
Obserwator może w praktyce życia odróżniać
dwa rodzaje jednostek, jednostki proste i złożone. Jednostka prosta to jednostka
wyodrębniona w operacji rozróżnienia, która konstytuuje ją jako całość poprzez
wyszczególnienie jej właściwości jako zbioru wielkości interakcji w środowisku,
w którym jest rozróżniana. Stąd też jednostka prosta jest wyłącznie i zupełnie charakteryzowana poprzez właściwości, które wyodrębniają ją w praktyce
życia obserwatora odróżniającego ją i nie potrzebuje późniejszego wyjaśnienia
dla tych właściwości. Jednostka prosta powstaje zdeiniowana i scharakteryzowana przez zbiór właściwości jako substancja rozróżniona w praktyce życia
obserwatora. Jednostka złożona to jednostka odróżniana jako jednostka prosta,
która poprzez dalsze operacje rozróżnienia jest rozkładana przez obserwatora
na komponenty, które przez swoją złożoność konstytuują oryginalną jednostkę
prostą w dziedzinie, w której jest ona rozróżniana. Dlatego jednostka złożona
iii) Jednostki Proste i złożone.
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
87
jest operacyjnie rozróżniana jako jednostka prosta w metadziedzinie powiązanej
z dziedziną, w której jej komponenty są rozróżniane – wynika to z operacji
kompozycji. W rezultacie właściwości jednostki złożonej i skorelowanej z nią
jednostki prostej znajdują się w konstytutywnej relacji wzajemnej specyikacji.
Tym sposobem właściwości jednostki złożonej rozróżniane jako właściwości
jednostki prostej pociągają za sobą właściwości komponentów, które konstytuują
ją jako całość i odwrotnie – właściwości komponentów jednostki złożonej i ich
sposób kompozycji determinują właściwości komponentów, które charakteryzują
ją jako jednostkę prostą, kiedy jest rozróżniana jako taka. Co za tym idzie, nie
ma czegoś takiego jak rozróżnienie komponentu niezależnej jednostki, która go
integruje, ani też nie można jednostki prostej – rozróżnionej jako jednostka złożona – zdekomponować do arbitralnego kompletu komponentów zdeponowanych
w arbitralnym sposobie ułożenia. Nie ma niczego takiego jak wolny komponent
obiegający niezależnie jednostkę złożoną, która go integruje. Dlatego zawsze,
gdy mówimy, że traktujemy jednostkę prostą jako złożoną, twierdząc, że czynimy
tak przez odróżnianie w niej elementów, które złożone razem nie regenerują oryginalnej jednostki, w istocie nie dekomponujemy tej jednostki, którą według nas
dekomponujemy, lecz inną. A elementy, które odróżniamy, nie są komponentami
jednostki złożonej, o której mówimy, że ją komponują.
iv) organizacJa i struktura. Jednostka złożona jest charakteryzowana poprzez
komponenty i relacje między komponentami, które konstytuują ją jako jednostkę
złożoną, mogącą być rozróżnianą – w metadziedzinie powiązanej z jej komponentami – jako szczególnego rodzaju jednostka prosta. Jako taka ma ona zarówno
organizację, jak i strukturę. Można to scharakteryzować następująco:
a. Relacje między komponentami w jednostce złożonej, które czynią z niej
jednostkę złożoną szczególnego rodzaju, wyszczególniając jej klasę identyikacji jako jednostki prostą w metadziedzinie powiązanej z jej elementami,
konstytuują jej organizację. Innymi słowy, organizacja jednostki złożonej
jest koniguracją statycznych bądź dynamicznych relacji między jej komponentami, które wyszczególniają jej klasę identyikacji jako jednostki złożonej, mogącej być rozróżnioną jako jednostka prosta szczególnego rodzaju.
Dlatego, jeśli organizacja jednostki złożonej się zmienia, jednostka złożona
traci swoją klasę identyikacji, czyli ulega dezintegracji. Organizacja jednostki złożonej jest z konieczności inwariantna w chwili konserwowania
swojej klasy identyikacji. I vice versa, klasa identyikacji jednostki złożonej
jest z konieczności inwariantna w chwili, gdy jednostka złożona konserwuje
swoją organizację.
b. W jednostce złożonej, statycznej bądź dynamicznej, faktyczne komponenty
plus faktyczne relacje, które mają miejsce między nimi w czasie, gdy realizują ją jako szczególną jednostkę złożoną poprzez szczególną organizację, konstytuują jej organizację. Inaczej mówiąc, struktura poszczególnej jednostki
88
huMberto r. Maturana
złożonej jest sposobem, w którym jest ona faktycznie tworzona przez faktyczne – statyczne bądź dynamiczne – komponenty i relacje w szczególnej
przestrzeni. Natomiast poszczególna jednostka złożona konserwuje swoją
klasę identyikacji tylko tak długo, jak długo realizuje w sobie swoją strukturę organizacji, którą deiniuje jej klasa identyikacji. Stąd też, w każdej
poszczególnej jednostce złożonej koniguracja relacji między komponentami,
które konstytuują jej organizację, musi być realizowana w jej strukturze jako
podzespole wszystkich faktycznych relacji, które utrzymują jej komponenty
jako faktyczne byty oddziaływujące w układzie. Z tego wszystkiego wynika, że scharakteryzowanie organizacji jednostki złożonej jako koniguracji
relacji między komponentami, nie mówi nic innego o pozostałych cechach
lub właściwościach tychże komponentów niż to, że muszą one zaspokajać
relacje jednostki złożonej poprzez ich interakcje w jej układzie. Z tego także
wynika, że struktura jednostki złożonej może się zmieniać bez utraty klasy
identyikacji, jeśli koniguracja relacji, które konstytuują jej organizację, jest
przez takie strukturalne zmiany konserwowana. Jednocześnie wynika z tego,
że jeśli organizacja jednostki złożonej nie jest konserwowana przez strukturalne zmiany, jednostka złożona traci swoją klasę identyikacji, ulega dezintegracji i coś innego powstaje na jej miejsce. Dlatego dynamiczna jednostka
złożona jest jednostką złożoną w ciągłej strukturalnej zmianie z konserwacją
organizacji.
v) systeMy zdeterMinoWane strukturą. Odkąd struktura jednostki złożonej zawiera się w jej komponentach i ich relacjach, każda zmiana w jednostce złożonej
zawiera się w zmianie strukturalnej i zawsze powstaje w niej zdeterminowana jej
strukturą w danym momencie poprzez operacje właściwości jej komponentów.
Co więcej, zmiany strukturalne, które przechodzi jednostka złożona w wyniku
interakcji, są również zdeterminowane przez strukturę jednostki złożonej. Dzieje się tak, ponieważ takie strukturalne zmiany mają miejsce we wzajemnym
oddziaływaniu właściwości komponentów jednostki złożonej, jako że są one
włączone w jej układ. Stąd też zewnętrzny czynnik, który oddziałuje z jednostką
złożoną, wywołuje w niej jedynie zmianę strukturalną, która jej nie determinuje.
Od kiedy jest to konstytutywnym warunkiem dla jednostek złożonych, nic zewnętrznego w stosunku do nich nie może wskazać, co się w nich dzieje: nie ma
żadnych pouczających interakcji dla jednostek złożonych. I w końcu rezultatem
tych wcześniejszych warunków jest to, że struktura jednostki złożonej również
interaguje z tą strukturalną koniguracją środowiska, z którą może interagować.
Ogólnie, wszystko co się zdarza w jednostce złożonej jest strukturalną zmianą,
a każda strukturalna zmiana występująca w jednostce złożonej jest zdeterminowana w każdym momencie przez jej strukturę w tym momencie. Jest tak
zarówno dla statycznej, jak i dynamicznej jednostki złożonej. Jedyną różnicą
między nimi jest to, że dynamiczne jednostki złożone są w ciągłej strukturalnej
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
89
zmianie wygenerowanej jako część ich strukturalnego układu w kontekście ich
interakcji, a statyczne jednostki złożone nie. Z tego wszystkiego wynika, że
jednostki złożone są strukturalnie zdeterminowanymi systemami w tym sensie,
że wszystko, co się w nich dzieje, jest zdeterminowane ich strukturą. Systemowo można to wyrazić w taki sposób, że struktura jednostki złożonej w każdym
momencie determinuje w niej:
a. dziedzinę wszystkich strukturalnych zmian, którym umożliwia ona przejście
w konserwację organizacji (identyikacji klas) i adaptacji w danym momencie. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych zmian
stanu jednostki złożonej.
b. dziedzinę wszystkich strukturalnych zmian, którym umożliwia ona przejście w utratę organizacji i adaptacji w danym momencie. Taką dziedzinę
nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych dezintegracji jednostki
złożonej.
c. dziedzinę wszystkich różniących się strukturalnie koniguracji środowiska,
które dopuszcza ona w danym momencie w interakcjach powodujących
w niej zmiany stanu. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych
możliwych perturbacji jednostki złożonej.
d. dziedzinę wszystkich różniących się strukturalnie koniguracji środowiska,
które dopuszcza ona w danym momencie w interakcjach powodujących
w niej jej dezintegrację. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych destrukcji interakcji jednostki złożonej.
Te cztery dziedziny strukturalnej determinacji, które charakteryzują wszystkie systemy zdeterminowane strukturą w każdym momencie, są oczywiście niestałe. Zmieniają się one tak, jak zmienia się struktura systemów zdeterminowanych strukturą w strumieniu swojej własnej, wewnętrznej dynamiki strukturalnej,
bądź w rezultacie ich interakcji. Te ogólne cechy systemów zdeterminowanych
strukturą pociągają za sobą kilka dodatkowych konsekwencji, z których opiszę
sześć. Pierwszą jest to, że podczas ontogenezy systemu zdeterminowanego strukturą, jego cztery dziedziny strukturalnej determinacji zmieniają się, podążając
w kierunku zależnym od jego interakcji i od jego własnej wewnętrznej dynamiki.
Drugą jest to, że niektóre systemy zdeterminowane strukturą posiadają okresowe
dziedziny strukturalnej determinacji, ponieważ posiadają okresowe koniguracje
strukturalne, a inne nie posiadają tego, gdyż ich struktura zmienia się w sposób
bezpowrotny. Trzecią jest to, że chociaż struktura systemu zdeterminowanych
strukturą determinuje strukturalne koniguracje środowiska, z którym mogą on
interagować, to jednak wszystkie jego interakcje pojawiają się jako zbieżne
z niezależnymi systemami i te zbieżne interakcje nie mogą zostać wywiedzione
z samej struktury systemu zdeterminowanego strukturą. Czwartą jest to, że jednostka złożona istnieje jedynie wówczas, gdy porusza się poprzez środowisko
w interakcjach, które są perturbacjami oraz że ulega dezintegracji przy pierwszej
90
huMberto r. Maturana
destruktywnej interakcji. Piątą jest to, że odkąd środowisko nie może wskazywać,
co zdarza się w systemie zdeterminowanym strukturą – ponieważ środowisko
jedynie wywołuje strukturalne zmiany, które mają miejsce w systemie w wyniku interakcji systemu – wszystko, co może przydarzyć się jednostce złożonej
w związku z jej interakcjami ze środowiskiem to to, że kierunek podążający za
jej strukturalnymi zmianami będzie uzależniony od kolejności tych interakcji.
Szóstą jest to, że od kiedy mechanistyczne systemy są systemami zdeterminowanymi strukturą i od kiedy naukowe wyjaśnienia pociągają za sobą propozycję
systemów mechanistycznych jako systemów, które generują zjawiska mające być
wyjaśnione, naukowe wyjaśnienia dotyczą – i mogą jedynie dotyczyć – systemów zdeterminowanych strukturą.
vi) egzystencJa. Poprzez wzięcie obiektywności w nawias przyjmujemy, że
w istocie nie możemy twierdzić o niezależnym istnieniu rzeczy (bytów, jednostek idei etc.).Dokonujemy również rozpoznania, że jednostka istnieje jedynie w swoim rozróżnieniu, tzn., że w praktyce życia wyodrębnia ją obserwator.
Ale też dokonujemy rozpoznania, że rozróżnienie ma miejsce w praktyce życia
obserwatora w operacji, która równocześnie wyszczególnia klasę identyikacji jednostki wyróżnionej albo jako jednostki prostej, albo jako złożonej oraz
w jego (obserwatora) dziedzinie istnienia jako dziedzinie operacyjnych koherencji, w której jego rozróżnienia mają sens także jako cechy jego praktyki życia.
Od kiedy klasa identyikacji jednostki złożonej jest zdeiniowana poprzez swoją
organizację i od kiedy to może być realizowane w jednostce złożonej tylko podczas jej interakcji w dziedzinie perturbacji, istnienie jednostki złożonej pociąga
za sobą konserwację jej organizacji i konserwację jej operacyjnej strukturalnej
korespondencji w dziedzinie operacyjnych koherencji, w której jest ona rozróżniana. Podobnie, od kiedy klasa identyikacji jednostki prostej jest zdeiniowana
poprzez jej właściwości i od kiedy te są zdeiniowane w relacji do operacyjnej
dziedziny, w której jednostka prosta jest wyróżniana, istnienie jednostki prostej
powoduje konserwację właściwości, które ją deiniują i operacyjną strukturalną
korespondencję, w której właściwości te są realizowane.
Strukturalnymi sprzężeniami i adaptacją
nazywam relacje dynamicznej, strukturalnej korespondencji ze środowiskiem,
w którym jednostka konserwuje swoją klasę identyikacji (organizację w przypadku jednostki złożonej, a w przypadku jednostki prostej właściwości) i w którym pojawia się jej rozróżnienie jako tego, co wyodrębnia obserwator w swojej
praktyce życia. Stąd też konserwacja klasy identyikacji i konserwacja adaptacji
są warunkami konstytuującymi istnienie każdej jednostki (bytu, systemu etc.)
w dziedzinie istnienia, w której jest ona wyodrębniona przez obserwatora w jego
praktyce życia. Jako warunki konstytuujące istnienie jednostki, konserwacja klasy identyikacji i konserwacja adaptacji są parą warunków istnienia, z których
vii) strukturalne sPrzężenie i adaPtacJa.
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
91
każdy pociąga za sobą pozostały. Zatem jeśli jeden z nich jest utracony, również
drugi zostaje utracony i jednostka przestaje istnieć. W takim przypadku jednostka
złożona ulega dezintegracji, a jednostka prosta znika.
dziedzina egzystencJi. Operacja rozróżnienia, która wyodrębnia i wyszczególnia jednostkę, również wyodrębnia i wyszczególnia jej dziedzinę egzystencji
jako dziedzinę operacyjnych koherencji wywołanych przez operację właściwości,
poprzez które jednostka jest charakteryzowana w swoim rozróżnieniu. Innymi
słowy, dziedzina egzystencji jednostki prostej jest dziedziną operacyjnie istotnych właściwości, które deiniują ją jako taką. Natomiast dziedzina egzystencji
jednostki złożonej jest dziedziną operacyjnie istotnych właściwości elementów
konstytuujących ją. Ponadto, konstytutywne koherencje operacyjne dziedziny
egzystencji jako dziedziny operacyjnie istotnych właściwości bytów, które deiniują jednostkę, wymuszają wszystkie istotne wymagania. Stosownie do tego,
jednostka prosta egzystuje w pojedynczej dziedzinie egzystencji wyszczególnionej przez jej właściwości. Natomiast jednostka złożona egzystuje w dwóch
dziedzinach – w dziedzinie egzystencji wyszczególnionej przez jej właściwości,
które wyróżniają ją jako jednostkę prostą oraz w dziedzinie egzystencji wyszczególnionej przez właściwości jej komponentów, które wyróżniają ją jako
jednostkę złożoną. Konieczność rozróżnienia przez jednostkę swojej dziedziny
egzystencji jako dziedziny wszystkich operacyjnych koherencji w praktyce życia obserwatora, w której są konserwowane identyikacja klasy i adaptacji, jest
warunkiem konstytutywnym egzystencji każdej jednostki. Jednostka nie może
istnieć na zewnątrz swojej dziedziny egzystencji. Jeśli wyobrazimy sobie jednostkę na zewnątrz jej dziedziny egzystencji, jednostka, którą sobie wyobraziliśmy, egzystuje w innej dziedzinie niż jednostka, o której twierdzimy, że ją sobie
wyobraziliśmy.
viii)
ix) deterMinizM. Powiedzieć, że system jest deterministyczny to powiedzieć,
że operuje on stosownie do operacyjnych koherencji jego dziedziny egzystencji. Jest tak z powodu naszej konstytutywnej niezdolności do doświadczalnego
rozróżnienia pomiędzy tym, co my – jako społeczeństwo – nazywamy percepcją
a iluzją. Nie możemy poczynić żadnego twierdzenia o obiektywnej rzeczywistości. Innymi słowy, powiedzieć, że system jest deterministyczny, to powiedzieć,
że wszystkie jego zmiany są zmianami strukturalnymi, pojawiającymi się w nim
poprzez operacje właściwości jego komponentów w interakcjach, które system
realizuje w swojej kompozycji (a nie poprzez instrukcyjne procesy, w których
zewnętrzny czynnik wyszczególnia, co się w systemie dzieje). Operacje czy
rozróżnienia, które jednostka prosta wyodrębnia, wyodrębniają jej dziedzinę egzystencji jako dziedzinę operacyjnej przydatności jej właściwości i konstytuują
jednostkę prostą i jej dziedzinę egzystencji jako system deterministyczny. Jednocześnie operacja rozróżnienia, która wyodrębnia jednostkę złożoną, wyodrębnia
92
huMberto r. Maturana
jej dziedzinę egzystencji jako dziedzinę determinizmu w okresach operacyjnej
przydatności właściwości, które charakteryzują jej komponenty w praktyce życia
obserwatora. Stosownie do tego, operacja rozróżnienia, która wyodrębnia jednostkę złożoną, wyodrębnia jednostkę złożoną oraz jej dziedzinę egzystencji jako
systemy deterministyczne w odpowiednich dziedzinach operacyjnych koherencji
praktyki życia obserwatora.
x) obszar. Rozróżnienie jednostki wyodrębnia jej dziedzinę egzystencji jako
obszar rozróżnień o rozmiarach wyszczególnionych przez właściwości jednostek,
których rozróżnienia pociągają za sobą ten obszar jako dziedzinę operacyjnych
koherencji w praktyce życia obserwatora. W ten sposób jednostka prosta egzystuje i operuje na obszarze wyszczególnionym przez jej właściwości, a jednostka
złożona egzystuje i operuje na obszarze wyszczególnionym przez jej właściwości jako jednostka prosta, jeśli jest rozróżniana jako taka, bądź na obszarze
wyszczególnionym przez właściwości jej komponentów, jeśli jest rozróżniana
jako jednostka złożona. Stąd też jednostka prosta egzystuje i operuje na jednym
obszarze, natomiast jednostka złożona na dwóch. To pociąga za sobą dwie konsekwencje: bez rozróżnienia jednostki, nie ma obszaru oraz pojęcie jednostki poza
obszarem – podobnie jak pojęcie obszaru pustego – jest nonsensowne. Obszar
jest dziedziną rozróżnień.
xi) interakcJe. Dwie jednostki proste interagują wówczas, gdy – w wyniku
wzajemnego oddziaływania ich właściwości i w sposób zdeterminowanym przez
takie oddziaływanie – zmieniają swoją relatywną pozycję na wspólnym obszarze
lub w dziedzinie rozróżnień. Jednostka złożona interaguje, gdy pewne jej komponenty – w wyniku ich interakcji jako jednostek prostych z innymi jednostkami
prostymi, które nie są już jej komponentami – zmieniają jej kompozycję w taki
sposób, że ulega ona zmianie strukturalnej. To sprawia, że jednostka prosta interaguje na jednym obszarze zdeiniowanym przez jej właściwości, a jednostka
złożona interaguje na dwóch obszarach – na obszarze zdeiniowanym przez jej
właściwości jako jednostki prostej oraz na obszarze, który deiniują jej komponenty poprzez swoje właściwości (również jako jednostki proste) jako te, które
tworzą jej strukturę.
xii) dziedziny FenoMenalne. Obszar jest konstytuowany w praktyce życia obserwatora wówczas, kiedy obserwator dokonuje rozróżnień. Ukonstytuowanie się
obszaru wyodrębnia dziedzinę fenomenalną jako dziedzinę rozróżnień relacji
i interakcji jednostek, które obserwator rozróżnia jako wypełniające ten obszar.
Jednostka prosta operuje w jednej dziedzinie fenomenalnej, a dziedzina fenomenalna ukonstytuowała się poprzez operację jej właściwości jako jednostki prostej.
Jednostka złożona operuje w dwóch dziedzinach fenomenalnych: jedna ukonstytuowała się poprzez operację jej właściwości jako jednostki prostej, a druga
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
93
poprzez operację właściwości jej komponentów (co ma miejsce tam, gdzie bierze
udział jej kompozycja). Ponadto, dwie dziedziny fenomenalne, w których operuje
jednostka złożona, nie mają miejsc stycznych, a jedna nie jest redukowalna do
drugiej, ponieważ między nimi nie ma relacji generatywnej. Dziedzina fenomenalna, w której jednostka złożona operuje jako jednostka prosta, jest wtórna
wobec kompozycji jednostki złożonej i konstytuuje metafenomenalną dziedzinę
odnoszącą się do dziedziny fenomenalnej, w której ma miejsce kompozycja.
Z tego powodu jednostka złożona nie partycypuje jako jednostka prosta w swojej
własnej kompozycji.
xiii) środoWisko, nisza i otoczenie. Nazywam środowiskiem jednostki podstawy zawierające rozróżnienia – łącznie ze wszystkim, co nie jest włączone w jej
strukturę, jeśli jest to jednostka złożona – odnoszące się do tego, co obserwator
rozróżnia w swojej praktyce życia i w czym realizuje swoją dziedzinę egzystencji. Środowisko zawiera zarówno tę część podstaw, która jest rozróżniana przez
obserwatora jako otoczenie jednostki, jak i tę, którą obserwator pojmuje jako interakcje z otoczeniem i które zaciemniają jednostkę w jej operacji w sprzężeniu
strukturalnym (w swojej dziedzinie egzystencji). Niszą jednostki nazywam część
środowiska operacyjnie zdeiniowaną poprzez moment spotkania jednostki ze
środowiskiem w strukturalnym sprzężeniu. Stosownie do tego, jednostka realizuje i wyszczególnia swoją niszę poprzez aktualną operację w swojej dziedzinie
perturbacji podczas konserwacji adaptacji w środowisku. W konsekwencji nisza
jednostki nie jest ustaloną częścią środowiska, w której jednostka jest rozróżniana oraz nie istnieje niezależnie od jednostki, która niszę wyszczególnia. Nisza
zmienia się tak, jak zmienia się dziedzina interakcji jednostki (jeśli jest to jednostka złożona) w jej dynamicznej zmianie strukturalnej (część vi podpunkt C).
W tych okolicznościach obserwator może rozróżniać niszę jednostki nie zważając
na to, czy jest to jednostka prosta czy złożona, używając jedynie jednostki jako
wskaźnika. I w końcu otoczeniem jednostki nazywam wszystko to, co obserwator
rozróżnia jako to, co ją otacza. Innymi słowy, gdy nisza jest częścią środowiska,
którą napotyka (interaguje z nim) jednostka w swojej operacji w strukturalnym
sprzężeniu i zaciemnia ją swoją obecnością z perspektywy obserwatora, otoczenie
jest tą częścią środowiska, którą obserwator widzi dookoła jednostki. W ten sposób
dynamiczna jednostka złożona (jako system ożywiony), zgodnie z rozróżnieniami
poczynionymi przez obserwatora w jego praktyce życia, jest widziana w otoczeniu
jako byt ze zmieniającą się niszą, która ją wyszczególnia podczas jej przesuwania
się poprzez środowisko w nieustannej zmianie strukturalnej z zachowaniem klasy identyikacji i adaptacji. Jednostka złożona w środowisku jest niczym napięty
sznur, po którym piechur przesuwa się w polu grawitacyjnym i konserwuje swoją
równowagę (adaptację), podczas gdy jego sylwetka (struktura) zmienia się zgodnie z wizualnymi i grawitacyjnymi interakcjami, które przechodzi on, gdy idzie
(realizuje swoją niszę) i gdy spada (przestaje ją realizować).
94
huMberto r. Maturana
7. Podstawa dla odpowiedzi: system ożywiony
Odpowiedź na pytanie o kognicję zmusza do zastanowienia się nad konstytucją
i operacją systemu ożywionego oraz do rozważenia dodatkowych czynników
ontologicznych i epistemologicznych, dotyczących warunków, które muszą wystarczyć naszemu rozumieniu systemów ożywionych.
i) nauka dotyczy Wyłącznie systeMóW zdeterMinoWanych strukturą. Ponieważ naukowe wyjaśnienia pociągają za sobą propozycję systemu zdeterminowanego strukturą jako mechanizmu, który generuje wyjaśniane zjawisko, my – jako naukowcy
– możemy zajmować się jedynie systemami zdeterminowanymi strukturą i nie
możemy zajmować się systemami, które zmieniają się w sposób sprecyzowany
przez czynniki zewnętrzne, zderzające się z nim. Wobec tego, cokolwiek powiem
o systemach ożywionych, będzie to powiedziane w tym znaczeniu, że wszystkie
fenomeny, które one inicjują, pojawiają się poprzez ich operacje jako systemów
zdeterminowanych strukturą w dziedzinie egzystencji także wyodrębnionej jako
system zdeterminowany strukturą przez obserwatora w jego rozróżnieniu.
ii) regulacJa i kontrola. Jak zostało wykazane w części 6 xii, rozróżnienie
jednostki złożonej powoduje rozróżnienie w praktyce życia obserwatora dwóch
niestycznych dziedzin fenomenalnych, ponieważ operacja jednostki złożonej jako
jednostki prostej jest wtórna wobec jej kompozycji. W rezultacie, całość nie
może operować jako swój własny komponent, a komponent nie może operować
w miejsce całości, która go integruje. W tych okolicznościach pojęcia kontroli
czy też regulacji nie mogą opisywać aktualnych operacji w kompozycji jednostki
złożonej, ponieważ takie operacje mają miejsce jedynie w realizacji w teraźniejszych właściwościach jednostki złożonej, w komponentach w ich faktycznych
interakcjach. Pojęcia regulacji i kontroli oznaczają jedynie relacje mające miejsce
w opisywanej dziedzinie, kiedy obserwator relacjonuje odwzorowania w języku
swoich rozróżnień całości i komponentów w swojej praktyce życia.
iii) systeMy ożyWione są systeMaMi zdeterMinoWanyMi strukturą. Aby wyjaśnić fenomen kognicji jako fenomen biologiczny, muszę traktować systemy ożywione jako systemy zdeterminowane strukturą. Czynię tak z kilku uzasadnionych
powodów, z których wspomnę o trzech. Pierwszy jest operacyjny: wiemy, iż
jest cechą naszej praktyki życia, że każda strukturalna zmiana w systemie ożywionym wynika ze zmian w jego właściwościach i cechach, oraz że podobne
strukturalne zmiany w różnych przedstawicielach tego samego gatunku wynikają
z podobnych zmian w ich właściwościach i cechach. Drugi jest epistemologiczny: jeśli nie potraktujemy systemów ożywionych jako systemów zdeterminowanych strukturą, nie możemy dostarczyć naukowych wyjaśnień dla właściwych
im fenomenów. Trzeci jest ontologiczny: jedynymi systemami, które podlegają
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
95
naukowym wyjaśnieniom, są systemy zdeterminowane strukturą i dlatego, jeśli
dostarczam naukowego wyjaśnienia fenomenu kognicji w systemach ożywionych
(co ma miejsce tam, gdzie je rozróżniamy), dostarczam dowodu, że systemy
ożywione są systemami zdeterminowanymi strukturą w naszej praktyce życia
jako standardowych obserwatorów.
iv) deterMinizM i PredykacJa. Fakt, że system zdeterminowany strukturą jest
deterministyczny nie oznacza, że obserwator powinien być w stanie przewidzieć
kierunek jego zmian strukturalnych. Determinizm i przewidywalność należą do
różnych operacyjnych dziedzin w praktyce życia obserwatora. Determinizm jest
cechą, która charakteryzuje system, jeśli chodzi o operacyjną koherencję, która
konstytuuje go i jego dziedzinę egzystencji, ponieważ jest wyodrębniony w operacjach rozróżnienia obserwatora. Stąd też tyle jest różnych dziedzin determinizmu, ile jest różnych dziedzin operacyjnych koherencji obserwatora wyodrębnionych w jego dziedzinie doświadczenia. W przeciwieństwie do tego predykacja
jest obliczeniem, które czyni obserwator ze strukturalnych zmian systemu zdeterminowanego strukturą, kiedy podąża za konsekwencją operacji właściwości
komponentów systemu w realizacji dziedziny, która te właściwości konstytuuje.
Predykacja – jako taka – może mieć miejsce jedynie po tym, gdy obserwator
kompletnie opisze system jako system zdeterminowany strukturą w odniesieniu
do operacyjnych koherencji, które konstytuują go w jego dziedzinie doświadczeń. Dlatego sukces bądź niepowodzenie predykacji odbija jedynie zdolność lub
niezdolność obserwatora do mieszania fenomenalnych dziedzin w jego praktyce
życia, a także jego zdolność lub niezdolność do czynienia obliczenia, które konstytuuje predykację w fenomenalnej dziedzinie, w której obserwator twierdzi, że
ją czyni. W tych okolicznościach są dwie sytuacje, w których obserwator – jeśli
nie pomylił fenomenalnych dziedzin powiązanych z systemem zdeterminowanym
strukturą – nie będzie w stanie przewidzieć jego strukturalnych zmian.
Pierwsza sytuacja ma miejsce, gdy obserwator w praktyce życia wie, że
zajmuje się systemem zdeterminowanym strukturą poprzez skuteczność doświadczenia – w praktyce życia – z jego komponentami, ale nie może tego
zawrzeć w swoich opisach i dlatego nie może skutecznie potraktować go jako
takiego w swojej dziedzinie egzystencji oraz podsumować zmian stanu systemu. Druga sytuacja ma miejsce, gdy obserwator – w swojej praktyce życia
– dąży do scharakteryzowania obecnego, nieznanego stanu systemu przystosowanego do bycia strukturą zdeterminowaną, przez interakcje z jego niektórymi komponentami. Poprzez to obserwator wywołuje w systemie nieprzewidywalne zmiany stanu, których używa później do charakteryzowania jego stanu
początkowego, a później przewidywania w nim czegoś wewnątrz dziedziny
determinizmu wyszczególnionej poprzez właściwości komponentów systemu.
Stąd też, odkąd dziedzina determinizmu systemu zdeterminowanego strukturą
jako dziedzina operacyjnych koherencji jego komponentów jest wyodrębniona
96
huMberto r. Maturana
w jego rozróżnieniu w praktyce życia obserwatora oraz odkąd do obliczania
zmiany stanu w systemie obserwator musi determinować swój obecny stan
poprzez interakcje z jego komponentami, każda próba obliczenia zmiany stanu
w systemie zdeterminowanym strukturą powoduje z konieczności niepewność
z powodu sposobu determinacji jego stanu początkowego wewnątrz przymusowych koherencji operacyjnych jego dziedziny egzystencji. Ta przewidywana
niepewność może okazać się znacząca w różnych dziedzinach rozróżnień, ale
jest ona zawsze obecna, ponieważ jest konstytutywnym zjawiskiem kognicji
jako cecha ontologii obserwacji, a nie jako obiekt niezależnej rzeczywistości.
W związku z tym twierdzę również, że niepewność pryncypiów izyki dotyczy
ontologii obserwacji oraz że nie charakteryzują one niezależnego wszechświata, ponieważ – jak to później uwidocznię – izykalna dziedzina egzystencji
jest kognitywną dziedziną wyodrębnioną w praktyce życia obserwatora przez
obserwatora jako wyjaśnienie swojej praktyki życia.
v) ontogenetyczny Prąd strukturalny. Mówi się, że łódź dryfuje, gdy porusza się
po powierzchni morza bez steru i wioseł, podążając w kierunku wygenerowanym
moment po momencie jej spotkania z falami i wiatrem. Dryfowanie to trwa tak
długo, jak długo zachowywane jest poruszanie się (konserwacja adaptacji) oraz
utrzymany jest kształt łodzi (konserwacja organizacji). Zatem dryfująca łódź
podąża w danym kierunku bez alternatyw, ponieważ jest on deterministycznie
generowany moment po momencie spotkania łodzi z falami i wiatrem. W konsekwencji dryfowanie łodzi ma także – w każdym momencie – jeden jedyny
kierunek, jaki mieć może w danym, nieustannie pojawiającym się momencie
wynikającym z określonej sekwencji interakcji łodzi z prądem. Deterministyczny
proces – który generuje kierunek poruszania się dryfującej łodzi – ma miejsce
jako cecha strukturalnej dynamiki systemu zdeterminowanego strukturą ukonstytuowanego przez łódź, wiatr i fale, gdyż te zostały wyodrębnione w praktyce
życia przez obserwatora. Stąd też, jeśli obserwator nie może przewidzieć kierunku poruszania się dryfującej łodzi, to nie dlatego, że jego rozróżnienie łodzi,
wiatru i fal – w jego dziedzinie doświadczeń – nie pociąga za sobą systemu
zdeterminowanego strukturą, w którym kierunek poruszania się łodzi pojawia
się w sposób deterministyczny, ale dlatego, że obserwator nie może zawrzeć
w swoim opisie interakcji między łodzią, wiatrem i falami całej struktury systemu zdeterminowanego strukturą, w którym kierunek poruszania się łodzi jest
cechą jego zmian strukturalnych.
To, co dzieje się z kierunkiem poruszania się dryfującej łodzi, jest ogólnym przypadkiem dla kierunku poruszania się – za strukturalnymi zmianami
– każdego systemu zdeterminowanego strukturą, który obserwator rozróżnia
w swojej praktyce życia jako interakcje ze środowiskiem niczym z niezależnym bytem z zachowaniem klas identyikacji (organizacji) i adaptacji (strukturalnego sprzężenia). Odkąd systemy ożywione są dynamicznymi systemami
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
97
zdeterminowanymi strukturą, odnosi się to także do nich, a ontogeneza systemu
ożywionego, jako historia jego strukturalnych zmian z konserwacją organizacji
i adaptacji, jest jego ontogenetycznym prądem strukturalnym. Wszystko to, co
odnosi się do kierunku dryfującej łodzi, odnosi się do kierunku strukturalnych
zmian mających miejsce w ontogenezie systemu ożywionego i do kierunku przesuwania się systemu ożywionego w środowisku podczas ontogenezy. Pozwólcie,
że wyjaśnię ten problem. Generalnie, prąd jest kierunkiem strukturalnych zmian
systemu zdeterminowanego strukturą, który pojawia się moment po momencie
wygenerowanym w interakcjach systemu z innym niezależnym systemem, gdy
jego relacja korespondencji (adaptacji) z owym drugim systemem (środowiskiem)
i jego organizacją (klasą identyikacji) pozostaje niezmienna. Stosownie do tego,
indywidualna historia życia systemu ożywionego – jako historia nieustannych
zmian strukturalnych, które podążają w kierunku wygenerowanym moment po
momencie splotu jego wewnętrznie wygenerowanej struktury dynamicznej ze
strukturalnymi zmianami wywołanymi w nim przez jego powracające interakcje
ze środowiskiem jako bytem niezależnym i która trwa tak długo, jak długo jego
organizacja i adaptacja są konserwowane – to jego prąd strukturalny. Podobnie,
odkąd kierunek przesuwania się systemu ożywionego w środowisku jest generowany moment po momencie, jako rezultat jego interakcji ze środowiskiem jako
bytem niezależnym, podczas gdy jego organizacja i adaptacja są konserwowane, przesuwanie się systemu ożywionego w środowisku podczas realizacji jego
niszy to jego prąd. Systemy ożywione egzystują w nieustannym strukturalnym
i pozycyjnym prądzie (ontogenetycznym) podczas swojego życia z powodu ich
konstytucji.
Tak jak w przypadku dryfującej łodzi, system ożywiony jest tam, gdzie jest
w swoim środowisku i ma strukturę taką, jaką ma, wynikającą z aktualnej obecności jego ontogenetycznego prądu w sposób deterministyczny. Nie może być
nigdzie indziej niż tam, gdzie jest, ani też nie może mieć innej struktury od
tej, którą posiada. Wiele innych dróg, które obserwator może rozważać jako
w każdej chwili możliwe dla dryfującej łodzi albo wiele innych kierunków ontogenetycznych, które obserwator może rozważać jako możliwe dla systemu
ożywionego w każdym momencie, to tylko możliwości wyimaginowanych alternatyw w opisie tego, co mogłoby się zdarzyć w poszczególnym przypadku, jeśli
warunki byłyby inne, a nie faktyczne alternatywy dla kierunku poruszania się
łodzi bądź ontogenezy systemu ożywionego. Prąd jest procesem zmiennym i, tak
jak w przypadku wszystkich procesów zmiennych, w systemie zdeterminowanym
strukturą podąża w danym kierunku bez alternatyw w dziedzinie determinizmu,
w której jest wyodrębniony przez rozróżnienia obserwatora. Z pewnością takie
wyimaginowane alternatywy są wyobrażalne jedynie z powodu niezdolności
potraktowania przez obserwatora łodzi, wiatru i fal (lub systemu ożywionego
i środowiska, które obserwator wyodrębnia w swojej praktyce życia) jako znanego systemu zdeterminowanego strukturą, którego zmiany struktury może on
98
huMberto r. Maturana
obliczyć. Jeśli traktujemy serio nasze wyjaśnienia jako naukowe, to musimy
zaakceptować – jako ontologiczną cechę tego, co my, jako obserwatorzy robimy
– że każdy byt, który wyodrębniamy w naszych rozróżnieniach, jest tam, gdzie
jest i ma taką strukturę, jaką ma, w jedyny możliwy sposób oraz daną dziedzinę
operacyjnych koherencji (dziedzinę determinizmu), którą my także wyodrębniamy jako jego dziedzinę w rozróżnieniu owego systemu.
Niech mi również będzie wolno wspomnieć o kilku implikacjach tego
wszystkiego dla bytów, które wyodrębniamy jako systemy ożywione w naszej
praktyce życia: a) Od kiedy dla systemu ożywionego historia interakcji bez dezintegracji może być tylko historią perturbacji, czyli historią interakcji w niszy,
system ożywiony w czasie życia z konieczności ślizga się po ontogenetycznym
prądzie przez środowisko w realizacji swojej niszy. To oznacza, że dążenie,
cel, zamiar czy intencja nie dotyczą systemu ożywionego jako systemu zdeterminowanego strukturą. b) Od kiedy struktura systemu ożywionego nieustannie się zmienia, zarówno poprzez wewnętrzną dynamikę jak i poprzez zmiany
strukturalne wywołane w nim przez jego interakcje z operacyjnie niezależnymi
bytami, nisza systemu ożywionego (cecha środowiska, którą aktualnie spotyka
w swoich interakcjach) jest z konieczności w nieustannej zmianie, zgodnej
z nieustannym prądem strukturalnym systemu ożywionego podczas jego życia.
Co więcej, dzieje się tak bez znaczenia, czy obserwator rozważa, czy otoczenie
systemu ożywionego zmienia się, czy też pozostaje constans. To oznacza, że
ponieważ obserwator wyodrębnia system ożywiony w swojej praktyce życia,
może się on przedstawiać mu jako nieustanna zmiana w (dla niego) stałym
otoczeniu, albo też odwrotnie, jako niezmienny w nieustannie zmieniającym
się otoczeniu, ponieważ obserwator nie może widzieć spotkania systemu ożywionego i jego niszy, która jest tam, gdzie ma miejsce konserwacja adaptacji
systemu. c) Konserwacja adaptacji nie oznacza, że sposób konserwacji systemu
ożywionego pozostaje niezmienny. Oznacza jedynie, że system ożywiony ma
ontogenezę jedynie w czasie konserwacji swojej klasy identyikacji i dynamicznej korespondencji strukturalnej ze środowiskiem, jako że ulega interakcjom
oraz że nie ma żadnych konstytutywnych ograniczeń odnośnie wielkości jego
występujących moment po momencie zmian strukturalnych innych niż te, które
powinny mieć miejsce wewnątrz jego strukturalnej determinacji i jego konserwacji organizacji oraz adaptacji. Z pewnością mógłbym mówić o prawach konserwacji organizacji i adaptacji jako ontologicznym warunku dla egzystencji
każdego systemu zdeterminowanego strukturą w ten sam sposób, w jaki izycy
mówią o prawach konserwacji w izyce jako o ontologicznych warunkach dla
wydarzenia się fenomenu izycznego.
Każdy system ożywiony – włączając w to nas, obserwatorów – jest w każdym momencie tam, gdzie jest, ma strukturę taką, jaką ma i robi to, co robi w danym momencie, zawsze w strukturalnej i relacyjnej sytuacji, która jest aktualnym
prądem ontogenetycznym, mającym początek w swojej inicjacji oraz w swojej
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
99
szczególnej strukturze. A także, każdy system ożywiony podąża w jednym jedynym kierunku, w którym może podążać. Różne rodzaje systemów ożywionych
różnią się spektrum ontogenezy, co obserwator może rozważać jako możliwość
dla każdego z nich w swoim dyskursie jako rezultat ich różnych struktur inicjalnych i różnych miejsc początkowych, ale każda ontogeneza, która ma miejsce,
ma miejsce jako unikalny prąd ontogenetyczny w procesie wykluczającym alternatywy.
vi) strukturalne Punkty styczne. Gdy obserwator wyodrębnia jednostkę złożoną w swojej praktyce życia, wyodrębnia byt, w którym koniguracja relacji
pomiędzy komponentami konstytuującymi jego organizację jest podzespołem
wszystkich aktualnych relacji, które maja miejsce między jego komponentami
realizującymi jego strukturę i konstytuującymi go jako całość w dziedzinie egzystencji, w której jest wyodrębniony (część 6, iv). Jako taka, organizacja jednostki
złożonej nie wyczerpuje relacji i interakcji, w których komponenty ją realizujące mogłyby partycypować w ich dziedzinie egzystencji. W rezultacie takich
okoliczności, w strukturalnej realizacji jednostki złożonej jej komponenty mogą
partycypować – poprzez inne właściwości niż te, które są włączone w realizację
organizacji jednostki – w realizacji organizacji wielu innych jednostek złożonych,
które w ten sposób mają z nią punkty styczne. Co więcej, kiedy komponenty
jednostki złożonej są tylko sobą, składają się na jednostki. Jednostka złożona może partycypować w strukturalnych punktach stycznych, które biorą się
z komponentów jej komponentów. W każdym razie, kiedy obserwator rozróżnia
dwa albo więcej strukturalnie połączone systemy, rozróżnia on dwie lub więcej
jednostki złożone realizowane przez to samo ciało.
Strukturalnie styczne systemy istnieją i operują jako jednostki proste w różnych fenomenalnych dziedzinach wyszczególnionych poprzez ich różne organizacje. W zależności od tego, jak istnieje ich strukturalny punkt styczny, strukturalne stykanie się jednostek złożonych może zaistnieć – jako takie – w tych
samych albo w różnych dziedzinach egzystencji. W ten sposób, kiedy dwie jednostki złożone stykają się strukturalnie poprzez swoje komponenty, dzielą się
komponentami i mają – jako jednostki złożone – tę samą dziedzinę egzystencji.
Ale, kiedy dwie jednostki złożone stykają się strukturalnie poprzez komponenty
komponentów jednej z nich bądź obu naraz, nie dzielą się komponentami i jako
jednostki złożone mają różne dziedziny egzystencji. Niemniej jednak, odkąd
w strukturalnym punkcie stycznym są komponenty bądź komponenty komponentów (albo zarówno te i te), które symultanicznie partycypują w strukturze
kilku systemów, strukturalne zmiany, które mają miejsce w jednym z kilku strukturalnie stycznych systemów jako część jego prądu ontogenetycznego, mogą
dać początek zmianom strukturalnym w innych stycznych systemach i w ten
sposób partycypować w ich skądinąd niezależnych prądach ontogenetycznych.
Inaczej mówiąc, strukturalnie styczne systemy są strukturalnie zależne od siebie,
100
huMberto r. Maturana
ponieważ albo poprzez stykanie się ich dziedzin strukturalnej determinacji, albo
poprzez stykanie się dziedzin strukturalnej determinacji ich komponentów, albo
poprzez to i to, oddziałują na strukturę każdego innego w kierunku ich niezależnie wygenerowanych zmian strukturalnych i, chociaż mogą zaistnieć jako
jednostki złożone w różnych dziedzinach, ich ontogenetyczne prądy stykają się
tworząc sieci prądów koontogenetycznych. W ten sposób obserwator może odróżniać w strukturalnej realizacji istoty ludzkiej jako systemu ożywionego symultaniczne bądź sukcesywne stykanie się: ssaka, osoby, kobiety, doktora i matki
– wszystkiego, co może być różnymi jednostkami złożonymi zdeiniowanymi
poprzez różne organizacje, które są symultanicznie bądź sukcesywnie konserwowane wówczas, kiedy są realizowane w swoich różnych dziedzinach egzystencji, łącznie ze szczególnymi cechami będącymi wynikiem ciągłego splotu
ich różnego prądu ontogenetycznego poprzez ciągłe, wzajemne oddziaływanie
ich zmian strukturalnych. Ponadto, strukturalne punkty styczne są wynikiem
zależnych dziedzin dezintegracji, jak również zależnych dziedzin konserwacji,
niekoniecznie zwrotnych – gdy konserwacja jednej klasy identyikacji powoduje
konserwację strukturalnych cech, które są włączone w konserwację innej. Na
przykład, w strukturalnym punkcie stycznym studenta i istoty ludzkiej w systemie ożywionym, konserwacja klasy identyikacji studenta powoduje konserwację
klasy identyikacji „istoty ludzkiej”, ale nie odwrotnie: dezintegracja studenta nie
powoduje dezintegracji istoty ludzkiej, ale dezintegracja człowieka niesie za sobą
dezintegrację studenta. Poszczególna jednostka złożona może ulec dezintegracji
z powodu różnych rodzajów zmian strukturalnych (na przykład student ulega
dezintegracji poprzez nie zdanie egzaminu lub poprzez osiągnięcie końcowej
oceny) z różnymi konsekwencjami w sieci strukturalnych punktów stycznych,
do których należy.
Strukturalne punkty styczne systemów nie powodują, że system jest widziany w różny sposób, w zależności od perspektywy, ponieważ z powodu ich
różnych organizacji strukturalne punkty styczne systemów istnieją w różnych
fenomenalnych dziedzinach i są realizowane poprzez strukturalne dynamiki.
Powodują jedynie, że elementy, które realizują poszczególną jednostkę złożoną
jako jej komponenty, poprzez pewne inne właściwości – jako jednostki proste
– partycypują w realizacji innych jednostek, które egzystują jako prawnie inne,
ponieważ posiadają inne dziedziny dezintegracji. Interakcje i relacje, w których
komponenty systemu partycypują poprzez inne wielkości niż te, poprzez które
go konstytuują, nazywam interakcjami i relacjami ortogonalnymi, a to dlatego, że
strukturalne punkty styczne systemów mogą istnieć w niestycznych dziedzinach
fenomenalnych, a jednak mogą posiadać jednokierunkowe bądź wzajemne relacje
strukturalnej zależności. I w końcu, także poprzez ortogonalne interakcje komponentów, strukturalnie niezależne systemy istniejące w niestycznych dziedzinach
fenomenalnych mogą posiadać również prądy koontogenetyczne.
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
101
vii) systeM ożyWiony. W 1970 ogłosiłem, że systemy ożywione są systemami
dynamicznymi, ukonstytuowanymi jako jednostki autonomiczne poprzez bycie
zamkniętymi w cyrkularnych powiązaniach (zamkniętych sieciach) produkcji
molekularnych, w których różne rodzaje komponujących je molekuł partycypują
w produkcji innych i w których może zmienić się wszystko, z wyjątkiem zamkniętego powiązania cyrkularnego molekularnych produkcji, które konstytuuje owe
molekuły jako jednostki (zob. Maturana 1970). W roku 1973 Francisco Varela
i ja rozszerzyliśmy tę charakterystykę systemów ożywionych przez stwierdzenie:
po pierwsze, że jednostka złożona – której organizacja może być opisana jako zamknięta sieć produkcji komponentów, które poprzez swoje interakcje konstytuują
sieć produktów produkujących te komponenty i wyszczególniających rozszerzenie
jednostki poprzez konstytuowanie jej granic w ich dziedzinie egzystencji – jest
systemem autopoietycznym: po drugie, że system ożywiony jest systemem autopoietycznym, którego komponenty są molekułami. Bądź, inaczej mówiąc, zaproponowaliśmy twierdzenie, że systemy ożywione są molekularnymi systemami
autopoietycznymi oraz że egzystują one w molekularnej przestrzeni jako zamknięte sieci molekularnych produkcji, które wyszczególniają ich własne ograniczenia
(zob. Maturana i Varela 1973; Maturana 1975). W tym opisie molekularnej konstytucji systemów ożywionych jako systemów autopoietycznych nie jest nic powiedziane o przymusach termodynamicznych, ponieważ realizacja systemu ożywionego – jako systemu molekularnego – powoduje spełnienie tych przymusów.
Twierdzenie, że jednostka złożona istnieje jako taka w dziedzinie egzystencji jej
komponentów, implikuje spełnienie warunków egzystencji tych komponentów.
Rozpoznanie, że systemy ożywione są molekularnymi systemami autopoietycznymi, niesie za sobą kilka implikacji i konsekwencji, o których pokrótce
opowiem.
A. Implikacje: a) Systemy ożywione – jako systemy autopoietyczne – są systemami zdeterminowanymi strukturą i wszystko, co odnosi się do systemów
zdeterminowanych strukturą, odnosi się również do nich. W szczególności
oznacza to, że wszystko, co zdarza się w systemie ożywionym, ma w nim
miejsce w faktycznych operacjach jego komponentów poprzez relacje sąsiedztwa (relacje bezpośredniego sąsiedztwa) ukonstytuowanego w takich
samych operacjach. Stosownie do tego, pojęcia regulacji i kontroli nie odbijają i odbijać nie mogą aktualnych operacji w strukturalnej realizacji systemu
ożywionego, ponieważ nie oznaczają one aktualnych relacji sąsiedztwa. Pojęcia te jedynie ujawniają relacje, które obserwator zakłada, kiedy porównuje
on różne momenty w trakcie transformacji w sieci procesów, które mają
miejsce w strukturalnych realizacjach poszczególnego systemu ożywionego.
Stąd też jedyną szczególną rzeczą w systemach ożywionych jako systemach
zdeterminowanych strukturą jest to, że są one molekularnymi systemami
autopoietycznymi. b) Autopoieza jest procesem dynamicznym, który ma
102
huMberto r. Maturana
miejsce w trwającym strumieniu wydarzenia i nie może zostać uchwycona
w statycznym, natychmiastowym widoku dystrybucji komponentów. Stąd
też, system ożywiony istnieje jedynie poprzez nieustanną strukturalną transformację spowodowaną w jego autopoiezie i jedynie wówczas jest konserwowany w nieustannej ontogenezie. Ta okoliczność pociąga za sobą dwa
skutki: po pierwsze, system ożywiony może być realizowany poprzez wiele
różnych, zmieniających się struktur dynamicznych; a po drugie, w generacji
potomków – poprzez reprodukcję – system ożywiony jest w istocie otwarty na nieustanną ilogenetyczną zmianę strukturalną. c) System ożywiony
istnieje albo jako system zdeterminowany dynamiczną strukturą w strukturalnym sprzężeniu ze środowiskiem, w którym jest on wyodrębniony przez
obserwatora, tzn. w relacji konserwacji adaptacji poprzez nieustanną zmianę strukturalną w realizacji swojej niszy, albo nie istniej w ogóle. Innymi
słowy, system ożywiony podczas życia jest z konieczności w dynamicznej
relacji korespondencji ze środowiskiem poprzez swoje operacje w dziedzinie
egzystencji: żyć to znaczy ślizgać się poprzez dziedzinę perturbacji w ontogenetycznym prądzie, który ma miejsce poprzez realizację zawsze zmieniającej się niszy. d) System ożywiony, jako system zdeterminowany strukturą,
operuje tylko w teraźniejszości, tzn. jest zdeterminowany przez strukturę,
którą posiada w danej chwili w realizacji swojej autopoiezy w przestrzeni
molekularnej. Dlatego konieczne jest otworzenie się systemu na strumień
molekuł przepływający przez niego. Równocześnie system ożywiony – jako
system autopoietyczny – inicjuje jedynie stany w autopoiezie: inaczej ulega
dezintegracji. Stosownie do tego systemy ożywione są systemami zamkniętymi odnośnie ich dynamiki stanów.
B. Konsekwencje: a) Ponieważ system ożywiony jest systemem zdeterminowanym strukturą i wszystko w nim ma miejsce poprzez sąsiedztwo relacji pomiędzy jego komponentami w teraźniejszości, zasięg pojęć planu i celu, które
implikują, że w każdej chwili późniejszy stan systemu jako całości operuje
jako część jego struktury w teraźniejszości, nie odnosi się do systemu ożywionego i nie może być używany do jego charakteryzacji. System ożywiony
może ukazać się, by operować jako zaplanowany albo celowo-skierowany
jedynie dla obserwatora, który – zobaczywszy ontogenezę innych systemów
ożywionych tego samego rodzaju w tych samych okolicznościach w swojej
praktyce życia – miesza dziedziny fenomenalne, poprzez przykładanie konsekwencji swoich operacji jako całości pośród procesów, które go konstytuują.
b) Dla systemów ożywionych – jako że są one systemami zdeterminowanymi
strukturą – nie ma jakiejkolwiek zewnętrzności ani wewnętrzności w ich
operacjach, ponieważ są jednostkami autopoietycznymi. Istnieją one w autopoiezie jako zamknięte całości w ich dynamice stanów – inaczej ulegają
dezintegracji.
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
103
Z tego samego powodu systemy ożywione nie używają bądź używają błędnie otoczenia w swoich operacjach jako byty autopoietyczne lub też popełniają
pomyłki w swoim ontogenetycznym prądzie. System ożywiony w swoich operacjach ze środowiskiem z konserwacją organizacji i adaptacji, ponieważ operuje
jako system zdeterminowany strukturą, wyodrębnia jakąś zmieniającą się niszę
(jako realizację siebie w swojej dziedzinie egzystencji), jakieś tło operacyjnych
koherencji, którego nie rozróżnia i z którym nie interaguje, ale które obserwator
widzi jako zawierające go. c) Systemy ożywione z konieczności formułują – poprzez ich rekursywne interakcje z innymi systemami oraz z niebiotycznym środowiskiem – koontogenetyczne i koilogenetyczne systemy splecione strukturalnymi prądami, które trwają tak długo, jak długo konserwują autopoiezę poprzez
konserwację ich wzajemnych połączeń strukturalnych. Tak wygląda ewolucja
biologiczna. W rezultacie każdy system ożywiony – włączając w to nas, istoty
ludzkie jako obserwatorów – zawsze jest znajdywany w spontanicznej realizacji w swojej dziedzinie egzystencji w zgodzie z biotycznym i niebiotycznym
środowiskiem. Innymi słowy, każdy system ożywiony jest w każdej chwili jaki
jest i gdzie jest jako punkt węzłowy sieci koontogenetycznych prądów, ponieważ z konieczności włącza wszystkie byty, z którymi interaguje w dziedzinie,
z której jest wyodrębniony przez obserwatora w jego praktyce życia. W konsekwencji obserwator – jako system ożywiony – może jedynie rozróżniać byt jako
punkt węzłowy sieci koontogenetycznych prądów, do których należy i gdzie
istnieje w sprzężeniu strukturalnym. d) Jedyną osobliwością systemów ożywionych jest to, że są one autopoietycznymi systemami w przestrzeni molekularnej. W tych okolicznościach, dany fenomen jest fenomenem biologicznym tylko
w tym sensie, że jego realizacja powoduje realizację autopoiezy co najmniej
jednego systemu autopoietycznego w przestrzeni molekularnej. e) Nowoczesne
komórki prokariotyczne i eukariotyczne są typowymi systemami autopoietycznymi w przestrzeni molekularnej, a ponieważ ich autopoieza nie jest rezultatem kompozycji większej ilości podstawowych subsystemów autopoietycznych,
nazywam je pierwszymi w kolejności systemami auotpoietycznymi. Drugimi
w kolejności systemami autopoietycznymi, których kompozycja jest rezultatem
kompozycji większej ilości podstawowych jednostek autopoietycznych, są organizmy wielokomórkowe. Organizmy mogą też „być”, i myślę, że większość
z nich faktycznie jest, pierwszymi w kolejności systemami autopoietycznymi
jako zamknięte sieci molekularnych produkcji, które pociągają za sobą procesy
międzykomórkowe, ale też wewnątrzkomórkowe. Stosownie do tego organizm
istniałby jako taki w strukturalnym punkcie stycznym pierwszego w kolejności
systemu autopoietycznego z drugim, realizując oba poprzez autopoiezę komórek,
które komponują ten drugi. Pierwotnie zdarzyło się to z komórką eukariotyczną
powstałą przez endosymbiozę komórki prokariotycznej (Margulis 1981). f) Organizm, jako drugi w kolejności system autopoietyczny, jest ektokomórkowym
symbiontem skomponowanym z komórek przeważnie o wspólnym początku, ale
104
huMberto r. Maturana
nie zawsze konstytuują go one poprzez ich koontogenetyczny prąd. Jednakże
organizm – jako pierwszy w kolejności system autopoietyczny – nie jest skomponowany z komórek, chociaż jego realizacja zależy od realizacji autopoiezy
komórek, które strukturalnie się z nim stykają, ponieważ konstytuują go w ich
ontogenetycznym prądzie. Pierwszy i drugi w kolejności system autopoietyczny
stykają się strukturalnie w realizacji organizmu, ale istnieją w różnych, niestycznych dziedzinach fenomenalnych.
viii) Filogenetyczny Prąd strukturalny. Reprodukcja jest procesem, w którym
bierze swój początek system poprzez włamanie się do systemów charakteryzujących się taką samą organizacją (identyikacją klasy) jak system pierwszy, ale
ze strukturą odbiegającą od niego (Maturana 1980).
Zatem ilogeneza reprodukcyjna albo ród jest sukcesją systemów wygenerowanych przez kolejne rozmnażania się, które konserwują poszczególną organizację. Stosownie do tego, każda poszczególna ilogeneza reprodukcyjna (lub
każdy ród) jest zdeiniowana (zdeiniowany) poprzez szczególną organizację
zakonserwowaną poprzez kolejne rozmnażania się, które ją (go) konstytuują.
Dlatego ilogeneza reprodukcyjna lub ród trwa tylko tak długo, jak długo organizacja, która ją (go) deiniuje, jest konserwowana, nie bacząc na to, ile struktur,
które realizują tę organizację w każdym kolejnym przedstawicielu rodu zmienia
się z każdym krokiem reprodukcyjnym (zob. Maturana 1980; Maturana i Varela 1984). To powoduje, że reprodukcyjna ilogeneza lub ród, jako następstwo
ontogenetycznego prądu, istotnie zdarza się jako prąd struktur, które realizują
zakonserwowaną organizację wzdłuż tych zjawisk. Także z tego powodu każdy
z reprodukcyjnych kroków, który konstytuuje reprodukcyjną ilogenezę, jest okazją otwierającą możliwości dla dyskretnej – dużej bądź małej – zmiany w kierunku jego strukturalnego prądu. Jako taka reprodukcyjna ilogeneza lub ród
dochodzą do końca poprzez strukturalne zmiany jej (jego) członków. I zdarza
się to albo ponieważ autopoieza jest tracona po ostatnim z nich, albo ponieważ
przez konserwację autopoiezy w ostatnim potomku poszczególny komplet relacji
dryfującej struktury zaczyna być konserwowany przez następujące sekwencyjne
reprodukcje, jako organizacja deiniująca początek nowego rodu. To pociąga za
sobą kilka ogólnych implikacji, z których wspomnę tylko o kilku: a) Członek
reprodukcyjnej ilogenezy albo zostaje w strukturalnym sprzężeniu (konserwuje
adaptację) w jego dziedzinie istnienia dopóki się rozmnaża i ilogeneza trwa,
albo wcześniej ulega dezintegracji i ilogeneza kończy się wraz z nim. b) System
ożywiony jest członkiem reprodukcyjnej ilogenezy, w której się pojawia, tylko
wówczas, gdy konserwuje przez swoją ontogenezę organizację, która deiniuje
ilogenezę oraz kontynuuje ilogenezę tylko wówczas, gdy taka organizacja jest
konserwowana poprzez jego reprodukcję. c) Wiele różnych reprodukcyjnych ilogenez może zostać zakonserwowanych wbijając się wzajemnie w siebie, formułując system zagnieżdżonych ilogenez, jeśli istnieje przecięcie strukturalnej
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
105
realizacji różnych realizacji, które je deiniują. Zawsze, gdy ma to miejsce, pojawia się fundamentalna reprodukcja ilogenetyczna, której realizacja jest konieczna dla realizacji wszystkich pozostałych. To przydarzyło się w ewolucji
systemom ożywionym w postaci prądu ilogenetycznego systemu rozgałęzienia
gnieżdżącego reprodukcyjną ilogenezę, w której fundamentalną reprodukcyjną
ilogenezą jest ta, w której jest konserwowana autopoieza (zob. Maturana 1980;
Maturana i Varela 1984). Tym sposobem system rozgałęziających się ilogenez, zdeiniowany przez konserwację autopoiezy, poprzez reprodukcję komórek
w organizmach eukariotycznych wniósł – dzięki strukturalnym przecięciom ich
realizacji – wiele zagnieżdżonych w nim nierównomiernych organizacji, które
charakteryzują zbieżne rody zakonserwowane poprzez to zjawisko. Taką sytuację
rozpoznajemy w wielu zagnieżdżonych kategoriach taksonomicznych, które rozróżniamy w każdym organizmie, kiedy go klasyikujemy. Na przykład człowiek,
kręgowiec, ssak, Homo i Homo sapiens to wszystko różne kategorie odpowiadające różnym systemom, częściowo przesadnie udającym ilogenezy, które są
konserwowane razem poprzez konserwację autopoiezy człowieka. d) Ontogenetyczne prądy członków reprodukcyjnej ilogenezy mają udział we wzajemnym
sprzężeniu strukturalnym z wieloma różnymi, także nieustannie zmieniającymi
się systemami ożywionymi i nieożywionymi, które formują część środowiska,
w którym realizują swoje nisze. W rezultacie każda indywidualna ontogeneza
w systemie ożywionym podąża w kierunku zagnieżdżonej w systemie koontogenezy, który kontynuuje sieć koilogenetycznych prądów strukturalnych. Generalizując, ewolucja jest w istocie koewolucją, a każdy system ożywiony jest
w tym momencie, w którym jest i ma taką strukturę, jaką ma, jako wyrażenie
aktualnego stanu dziedziny operacyjnych koherencji ukonstytuowanych przez
sieć koilogenetycznych prądów strukturalnych, do których należy. W rezultacie,
operacyjne koherencje każdego systemu ożywionego w każdej chwili z konieczności powodują operacyjne koherencje całej biosfery. e) Obserwator – jako system ożywiony – nie jest od tego wszystkiego, co zostało powyżej powiedziane,
wyjątkiem. Stosownie do tego, obserwator może jedynie czynić rozróżnienia,
które jako operacje w swojej praktyce życia mają miejsce jako operacje wewnątrz aktualnego stanu dziedziny operacyjnych koherencji ukonstytuowanych
przez sieć koontogenetycznych i koilogenetycznych prądów strukturalnych, do
których sam obserwator należy.
ix) ontogenetyczne MożliWości. Ontogeneza wszystkich systemów zdeterminowanych strukturą zaczyna się wraz z inicjalną strukturą, która jest strukturą
realizującą system od początku jego istnienia zawartą w jego poczęciu. W systemach ożywionych taka struktura inicjalna jest jednostką komórkową, która
może powstać albo, a) jako pojedyncza komórka lub mały byt wielokomórkowy poprzez reprodukcyjne załamanie z systemu macierzystego, który organizację tę konserwuje, albo b) jako pojedyncza komórka de novo, z pierwiastków
106
huMberto r. Maturana
niekomórkowych. W każdy systemie ożywionym systemowe inicjacje struktury
konstytuują strukturalne punkty początkowe, które wyszczególniają w nim to,
co obserwator widzi jako konigurację wszystkich kierunków ontogenetycznych
prądów, mogących wejść różnymi okolicznościami do środowiska. W rezultacie
tym, co konstytuuje ród systemów ożywionych jest konserwacja poprzez reprodukcję poszczególnej struktury inicjalnej, która wyszczególnia poszczególną
konigurację możliwości prądów ontogenetycznych. Tym zaś, co konstytuuje
zakonserwowaną organizację poprzez reprodukcje, jest ta właśnie koniguracja
– ponieważ wyszczególnia identyikację rodu. Stosownie do tego ród przychodzi i odchodzi, kiedy koniguracja możliwych prądów ontogenetycznych, które
go deiniują, przestaje być konserwowana. Konigurację możliwych prądów ontogenetycznych, która wyszczególnia ród poprzez jego konserwację, nazywam
ontogenetycznym fenotypem rodu. Jednakże w każdym poszczególnym systemie
ożywionym tylko jeden z ontogenetycznych kierunków uważany za możliwy
w ontogenetycznym fenotypie przez obserwatora jest realizowany w wyniku
jego wewnętrznej dynamiki pod wariantami poszczególnych perturbacji, które przechodzą do jego dziedziny egzystencji z konserwacją organizacji i adaptacji. W konsekwencji, generalizując, system jest jedynie wewnątrz dziedziny
możliwości grup poprzez ich różne lub podobne struktury inicjalne, ponieważ
różne jednostki złożone mogą mieć różne lub podobne ontogenetyczne prądy
strukturalne pod różnymi lub podobnymi historiami perturbacji w ich dziedzinie
egzystencji. Z całą pewnością nic nie może się zdarzyć w ontogenezie systemu
ożywionego jako jednostki złożonej, co nie jest dopuszczalne w jego strukturze
inicjalnej. Innymi słowy, za twierdzeniem, że inicjalna struktura systemu ożywionego jest jego genetyczną konstytucją, kryje się to, że nic nie może się zdarzyć w ontogenetycznym prądzie strukturalnym systemu ożywionego, co nie jest
dopuszczalne w jego genetycznej konstytucji jako właściwości jego możliwych
ontogenez. Równocześnie kryje się za tym to, że nic nie jest zdeterminowane
w inicjalnej strukturze albo genetycznej konstytucji systemu ożywionego, ponieważ dla wszystkiego, co zdarza się w systemie ożywionym, system ożywiony
musi ulec aktualnemu ontogenetycznemu prądowi strukturalnemu jako faktycznej
epigenetycznej transformacji, która ma miejsce w faktycznej historii interakcji
w realizacji dziedziny egzystencji. Tak dzieje się nawet w przypadku tych poszczególnych właściwości ontogenetycznych, które nazywamy zdeterminowanymi genetycznie, ponieważ nie mogą one być oczekiwane jako mające się ukazać
we wszystkich prądach strukturalnych, które system ożywiony prawdopodobnie
może przejść aż do momentu jego obserwacji, gdyż taka właściwość ukaże się
jedynie wówczas, jeśli pojawi się faktyczna ontogeneza. W tych okolicznościach
biologiczny system rodów lub system ilogenez jest zdeiniowany poprzez ontogenetyczny fenotyp zakonserwowany w systemach ożywionych, które konstytuują go poprzez następne reprodukcje. W rezultacie wszyscy członkowie systemu
rodów są podobni do siebie poprzez ontogenetyczny fenotyp, który deiniuje
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
107
system rodów, a nie poprzez wspólną konstytucję genetyczną utrzymaną za pomocą strumienia genetycznego.
x) selekcJa. Obserwator może stwierdzić, że faktyczny kierunek ontogenezy,
podążający za strukturalnymi zmianami systemu ożywionego, jest moment po
momencie wybierany przez środowisko z wielu innych kierunków ontogenetycznych, które rozważa jako dostępne dla niego w każdej chwili w ciągu jego
historii życia. Mówiąc ściślej, selekcja nie ma miejsca w historii życia systemu
ożywionego. Historia życia systemu ożywionego jest szczególnym kierunkiem
podążającym za jego ontogenetycznym prądem pod możliwościami szczególnej
sekwencji interakcji. Jako taka, historia życia jest deterministycznie generowana
chwila po chwili, ponieważ struktura systemu ożywionego zmienia się poprzez
jego strukturalnie zdeterminowaną dynamikę w jego nieustannym stykaniu się ze
środowiskiem jako bytem niezależnym i trwa podczas trwania systemu ożywionego. Dlatego każda ontogeneza jest generowana unikalnie, ponieważ ma miejsce
jako proces podążający w kierunku wykluczającym faktyczne alternatywy albo
punkty decyzji. Różne ontogenetyczne kierunki, które obserwator może opisać
jako możliwe dla systemu ożywionego, są alternatywnymi kierunkami ontogenetycznymi jedynie dla obserwatora. Obserwator, próbując przewidzieć jeden
z tych kierunków, wyobraża sobie jedynie, że system ożywiony w pewnych
okolicznościach wybierze właśnie ten, podczas gdy tak naprawdę nie jest on
zdolny do jego obliczenia z powodu nie bycia zdolnym do traktowania systemu
ożywionego i środowiska jako poznanego systemu zdeterminowanego strukturą.
To samo odnosi się do tego, co obserwator może powiedzieć o ilogenetycznym
prądzie strukturalnym lub o historycznej, genetycznej zmianie w populacji. To,
co tak naprawdę czyni obserwator, gdy mówi o selekcji w relacji do systemu
ożywionego, odnosi się do niezgodności między oczekiwaniami a faktycznym
rezultatem historycznym i czyni on tak z powodu porównywania faktycznych
i wyimaginowanych ilogenetycznych prądów strukturalnych systemu ożywionego. Selekcja nie jest mechanizmem, który generuje ilogenetyczną zmianę
strukturalną i adaptację. Ontogenetyczne i strukturalne zmiany a także adaptacja
muszą zostać wyjaśnione. Są one konstytuującymi cechami warunku istnienia
systemów ożywionych. Wszystko to musi zostać wyjaśnione w kierunku podążającym za nieustanną zmianą strukturalną, która ma miejsce w systemach
ożywionych, zarówno w ontogenezie, jak i w ilogenezie. A wyjaśnione jest to
za pomocą mechanizmu prądu strukturalnego.
8. Odpowiedź
Jako wynika z wszystkiego, co powiedziałem o systemach ożywionych, istnieją one tylko w konserwacji organizacji i konserwacji adaptacji, które są konstytuującymi warunkami ich egzystencji. Odnosi się to także do obserwatora,
108
huMberto r. Maturana
który również jest systemem ożywionym. Także z tego wynika, że aktualny
stan jakiegokolwiek systemu ożywionego, który opisał obserwator lub, mówiąc
ogólniej, aktualny stan jakiegokolwiek systemu bądź bytu rozróżnionego, jest
zawsze węzłem w trwającej sieci koilogenetycznego i koontogenetycznego prądu strukturalnego. Również z tego wynika, że tak długo, jak długo system jest
rozróżniany, każdy system rozróżniany jest w konserwacji organizacji i adaptacji
w jego dziedzinach egzystencji, a ta dziedzina egzystencji jest dziedziną strukturalnego sprzężenia, które powoduje wszystkie operacyjne koherencje, czyniące
ten system możliwy, ponieważ go wyszczególniają. Innymi słowy, z wszystkiego, co powiedziałem dotychczas, wynika; po pierwsze, że każdy byt, który jest
rozróżniany, jest rozróżniany w operacyjnej korespondencji z jego dziedziną
egzystencji i dlatego każdy rozróżniany system ożywiony jest z konieczności rozróżniany w adekwatnym działaniu w jego dziedzinie strukturalnego sprzężenia;
po drugie, że obserwator może jedynie rozróżniać to, co rozróżnia oraz że czyni
tak jako wyrażenie operacyjnych koherencji dziedziny praktyki życia, w której
czyni opis. Niech nam teraz będzie wolno rozważyć pytanie o kognicję wraz ze
wszystkimi aspektami, na które zwróciłem wcześniej uwagę.
kognicJa. Od kiedy jedynym kryterium, którym oceniamy kognicję, jest
nasze ocenianie adekwatnych działań w dziedzinie, w której wyszczególniamy pytanie, zaproponowałem – w 2 części tego artykułu – żeby moje zdanie
wyjaśniające kognicję jako fenomen biologiczny uwidoczniło, w jaki sposób
adekwatne działanie pojawia się w jakiejś dziedzinie w czasie operacji systemu
ożywionego. Uczyniłem to w poprzednich częściach, pokazując, że system ożywiony jest zawsze z konieczności zajęty w odpowiednim działaniu w dziedzinie,
w której jest rozróżniany jako system ożywiony w praktyce życia obserwatora.
Pokazałem również, że dzieje się tak, ponieważ jest to konstytutywnym fenomenem obserwacji, gdyż każdy rozróżniany system powinien być rozróżniany
w konserwacji organizacji i w konserwacji strukturalnego sprzężenia oraz jako
węzeł w sieci prądów strukturalnych. Stosownie do tego, w rozróżnieniu systemów ożywionych, rozróżnienie ich jako bytów zaangażowało nasze adekwatne
działanie polegające na wyodrębnianiu ich (w praktyce życia obserwatora) zarówno w konserwacji autopoiezy i adaptacji, jak i jako momentu w ich ontogenetycznym prądzie w środowisku. Innymi słowy pokazałem, że dla każdej
poszczególnej okoliczności rozróżnienia systemu ożywionego, konserwacja życia
(konserwacja autopoiezy i adaptacji) konstytuuje adekwatne działanie w tych
okolicznościach. Odtąd już wiemy: system ożywiony jest systemem kognitywnym, a żyć to znaczy wiedzieć. Ale, przez pokazanie tego, pokazałem także, że
każda interakcja z systemem ożywionym może być widziana przez obserwatora jako pytanie o tę wiedzę, jako wyzwanie dla jego życia, które konstytuuje
dziedzinę egzystencji, gdzie obserwator oczekuje adekwatnego działania. Zarazem pokazałem, że faktyczne zaakceptowanie przez obserwatora odpowiedzi na
i)
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
109
pytanie o system ożywiony, powoduje rozpoznanie adekwatnego działania przez
system ożywiony w dziedzinie wyszczególnionej przez to pytanie oraz że to
rozpoznanie adekwatnego działania polega na rozróżnieniu systemu ożywionego
w tej dziedzinie, pod warunkiem konserwacji autopoiezy i adaptacji. Co za tym
idzie, przedstawię teraz ogólną propozycję objaśniającą pod pozorem szczególnego wyjaśnienia naukowego:
a. Fenomen, który ma zostać wyjaśniony, jest adekwatnym działaniem systemu
ożywionego w każdym momencie, w którym obserwator rozróżnia go jako
system ożywiony w swojej operacji w poszczególnej dziedzinie. Proponuję
to jako fenomen, który ma zostać wyjaśniony w rozumieniu, że adekwatne działania systemu ożywionego są jego interakcjami z konserwacją klasy
identyikacji w dziedzinie, w której jest on rozróżniany.
b. Ponieważ strukturalne sprzężenie w dziedzinie egzystencji (konserwacja
adaptacji) jest warunkiem istnienia każdego systemu rozróżnianego przez
obserwatora, należy dostarczyć mechanizmu generatywnego dla adekwatnego działania w systemie ożywionym jako systemie strukturalnie się zmieniającym, który jest strukturalnym prądem z konserwacją adaptacji, poprzez
który pozostaje on w nieustannym adekwatnym działaniu podczas realizacji
swojej niszy (inaczej ulega dezintegracji). Odkąd system rozróżniany jest
jedynie w strukturalnym sprzężeniu, kiedy obserwator rozróżnia system ożywiony, z konieczności rozróżnia go w adekwatnym działaniu w dziedzinie
jego rozróżnienia oraz rozróżnia go jako system, który istotnie pozostaje
w strukturalnym sprzężeniu w swojej dziedzinie egzystencji, zważając na to,
jak dużo jego struktury – lub struktury środowiska, lub tego i tego – zmienia
się podczas pozostawania przy życiu.
c. Dostarczony mechanizm generatywny zaproponowany w (b), pociąga fenomeny, mogące być wydedukowane jako te, które mają miejsce w dziedzinie doświadczeń obserwatora: i) obserwator powinien widzieć adekwatne
działanie mające miejsce w formie skoordynowanego zachowania systemów
ożywionych, które są w koontogenetycznym prądzie strukturalnym podczas
rekursywnych interakcji z konserwacją wzajemnej adaptacji: ii) obserwator
powinien widzieć, że systemy ożywione są koontogenetycznie separowane
lub ulegają dezintegracji – lub to i to – kiedy ich wzajemna adaptacja jest
utracona.
d. Fenomeny wydedukowane w (c) są oczywiste w dziedzinie doświadczeń
obserwatora w dynamice konstytucji i realizacji systemów społecznych
i w każdych okolicznościach rekursywnych interakcji pomiędzy systemami
podczas ich ontogenezy, co ukazuje się nam jako nauka życia we wspólnocie.
Jednym z takich przypadków w naszej ludzkiej operacji jest język.
Spełnienie tych czterech warunków spowoduje: a) uprawomocnienie – jako
wyjaśnienia naukowego – mojej propozycji kognicji jako adekwatnego działania
110
huMberto r. Maturana
w systemie ożywionym, będącego konsekwencją ich strukturalnego prądu z konserwacją organizacji i adaptacji; b) ukazanie, że adekwatne działanie (kognicja)
jest konstytutywne dla systemu ożywionego, ponieważ jest ono powodowane
w jego istnieniu jako takim; c) konkluzję, że różne systemy ożywione różnią
się w swoich dziedzinach adekwatnych działań (dziedzinach kognicji) w tym
znaczeniu, że realizują różne nisze; i d) ukazanie, że dziedzina adekwatnych
działań (dziedzina kognicji) systemu ożywionego zmienia się jako jego struktura
lub struktura środowiska, lub tego i tego, a zmienia się wówczas, gdy system
konserwuje organizację i adaptację.
Równocześnie oczywiste jest dla wszystkiego, co powiedziałem powyżej
o kognicji jako wyjaśnieniu praktyki życia mającej udział w praktyce życia,
że wszystko, co powiedziałem, jest efektem działania w generacji fenomenów
kognicji i ma miejsce jako kognicja. Jeśli brzmi to dziwnie, to tylko dlatego, że
nie mamy zwyczaju myśleć o kognicji w procesie wyjaśniania bez obiektywności
wziętej w nawias, ponieważ jeśli odnotowuję fenomen za pomocą słowa kognicja, powoduje to wskazanie czegoś, czego istnienie może zostać podkreślone
przez bycie niezależnym od wskazania obserwatora. Pokazałem, że to się tak nie
przedstawia i przedstawiać się tak nie może. Kognicja nie może być rozumiana
jako fenomen biologiczny, jeśli obiektywności nie wstawiamy w nawias. Nie
może też być tak rozumiana, jeśli ktoś nie jest skłonny podążyć za wszystkimi
konsekwencjami tego epistemologicznego faktu.
Niech będzie nam wolno potraktować teraz ludzką operację w języku jako
jeden z fenomenów, który ma miejsce w konsekwencji operacji kognicji jako
adekwatnego (lub efektywnego) działania. Koniecznie należy kontynuować to
w taki sposób, ponieważ nasza operacja w języku – jako obserwatorów w praktyce życia – jest zarazem naszym problemem, jak i naszym instrumentem analiz
oraz wyjaśnieniem.
ii) Język. My – istoty ludzkie – jesteśmy systemami ożywionymi, które istnieją w języku. To oznacza, że choć istniejemy jako ludzie w języku i choć
nasze kognitywne dziedziny (dziedziny adekwatnych działań) jako takie mają
miejsce w dziedzinie komunikowania się, nasze komunikowanie się ma miejsce
poprzez nasze operacje jako systemów ożywionych. Stosownie do tego rozważę,
co ma miejsce w języku pojawiającym się jako biologiczny fenomen z operacji
systemów ożywionych w rekursywnych interakcjach z konserwacją organizacji
i adaptacji poprzez ich koontogenetyczny prąd strukturalny. W ten sposób ukażę
język jako konsekwencję tego samego mechanizmu, który tłumaczy zjawisko
kognicji:
a. Kiedy dwa (lub więcej) systemy autopoietyczne interagują rekursywnie, a dynamiczna struktura każdego z nich podąża w kierunku zmiany uwarunkowanej historią każdej interakcji z pozostałymi, pojawia się koontogenetyczny
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
111
prąd strukturalny, który daje początek ontogenetycznie założonej dziedzinie
rekursywnych interakcji pomiędzy nimi. Dziedzina ta pojawia się dla obserwatora jako dziedzina konsensualnych koordynacji działań lub rozróżnień
w otoczeniu. Tę koontogenetycznie założoną dziedzinę rekursywnych interakcji nazywam dziedziną konsensualnych koordynacji działań lub rozróżnień, bądź – bardziej ogólnie – konsensualną dziedziną interakcji, ponieważ
pojawia się ona jako szczególny sposób życia we wspólnocie, przyporządkowany unikalnej historii rekursywnych interakcji partycypujących podczas
koontogenezy. Ponadto, ponieważ obserwator może opisać taką dziedzinę
rekursywnych interakcji w terminach semantycznych poprzez referowanie
różnych koordynacji działań (lub rozróżnień) włączonych do różnych konsekwencji, które występują w dziedzinie, w której są rozróżniane, także lingwistyczną dziedzinę nazywam konsensualną dziedziną interakcji. I w końcu
zachowanie, poprzez które organizm partycypuje w ontogenetycznej dziedzinie rekursywnych interakcji nazywam konsensualnym bądź lingwistycznym
w zależności od tego, co chcę podkreślić: ontogenetyczny początek zachowania (konsensualne), czy raczej jego implikacje w obecnym stanie trwających interakcji (lingwistyczne). Podobnie mówię o koordynacjach działań
lub koordynacjach rozróżnień w zależności od tego, czy chcę podkreślić
to, co ma miejsce w interakcji w relacji do partycypujących (koordynacje
działań), czy raczej to, co ma miejsce w interakcji w relacji do otoczenia
(koordynacje rozróżnień).
b. Kiedy jeden (lub więcej) system ożywiony kontynuuje swój koontogenetyczny prąd strukturalny poprzez rekursywne interakcje w konsensualnej dziedzinie, możliwe jest rekursywne wzięcie udziału w konsensualnym zachowaniu
kończącym się w produkcją konsensualnej koordynacji konsensualnych koordynacji działań. Jeśli się to wydarzy, obserwator zobaczy, że uczestnicy
konsensualnej dziedziny interakcji będą operować w ich konsensualnym
zachowaniu, czyniąc konsensualne rozróżnienia na ich konsensualnych rozróżnieniach, w procesie, który będzie wielokrotnie czynił konsensualne działanie konsensualnym symbolem dla konsensualnego rozróżnienia symbolu
dla konsensualnego rozróżnienia, które symbol ten zaciemnia. Z pewnością
ten proces jest dokładnie tym, co ma miejsce w naszym komunikowaniu się
w praktyce życia. Stosownie do tego twierdzę, że zjawisko języka ma miejsce w koontogenezie systemu ożywionego, gdy dwa (lub więcej) systemy
operują poprzez ich rekursywne ontogenetyczne interakcje, w trwającym
procesie rekursywnych konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji działań lub rozróżnień (Maturana 1978). Inaczej mówiąc twierdzę,
że taka rekursywna konsensualna koordynacja konsensualnych koordynacji działań lub rozróżnień w każdej dziedzinie jest fenomenem języka. Co
więcej twierdzę także, że obiekty – pojawiające się w języku jako konsensualne koordynacje działań, które operacyjnie się zaciemniają dla dalszych
112
huMberto r. Maturana
rekursywnych koordynacji działań przez obserwatora konsensualnych działań
(rozróżnień) – mają funkcje koordynujące. Obiekty są w procesie komunikowania się konsensualnymi koordynacjami działań, które operują jako znaki
dla konsensualnych koordynacji działań, które one koordynują. Wcześniej
niż w języku obiekty nie istnieją. I w końcu twierdzę, że wszystkie fenomeny, które my – jako obserwatorzy – rozróżniamy w naszej operacji w języku,
pojawiają się w życiu systemów ożywionych poprzez ich koontogenetyczny
prąd strukturalny, który jest rezultatem trwającego procesu konsensualnych
koordynacji działań, jako konsekwencja proponowanego mechanizmu dla
generacji fenomenu kognicji.
c. Komunikowanie się ma miejsce w praktyce życia: my – istoty ludzkie – odnajdujemy siebie jako systemy ożywione zanurzone w komunikowaniu się.
W wyjaśnieniu języka jako fenomenu biologicznego staje się oczywiste, że
komunikowanie się pojawia się wówczas, kiedy się pojawia, jako sposób kooegzystencji systemów ożywionych. Jako takie, komunikowanie się ma miejsce jako konsekwencja koontogenetycznego prądu strukturalnego podczas
rekursywnych, konsensualnych interakcji. Z tych powodów język ma miejsce
jako system rekursywnych interakcji w dziedzinie strukturalnego sprzężenia.
Interakcje w języku nie mają miejsca w dziedzinie abstrakcji: przeciwnie,
mają miejsce w konkretnej, cielesnej pokrywie uczestników. Interakcje w języku są interakcjami strukturalnymi. Takie pojęcia jak transmisja informacji,
symbolizacja, denotacja, znaczenie czy syntaksa są wtórne wobec konstytucji
fenomenu komunikowania się w życiu systemów ożywionych, które tym
fenomenem żyją. Te pojęcia pojawiają się jako odbicia w języku tego, co
ma miejsce w komunikowaniu się. Dzieje się tak dlatego, ponieważ to, co
ma miejsce w języku, ma konsekwencje w naszej pokrywie cielesnej; opisy
i wyjaśnienia, które czynimy, stają się częścią naszej dziedziny egzystencji.
Ulegamy naszym ontogenetycznym i ilogenetycznym prądom – jako istoty
ludzkie – w strukturalnym sprzężeniu w naszej dziedzinie egzystencji jako
systemy komunikujące się. Jako taki, język ma miejsce w praktyce życia
obserwatora, a także generuje praktykę życia obserwatora.
9. Konsekwencje
Wyjaśnienie, które podałem dla zjawiska kognicji, ma kilka fundamentalnych
konsekwencji, które teraz rozważę:
i) istnienie PoWoduJe kognicJę systeMóW ożyWionych. Kognicja jest operacją systemu
ożywionego w jego dziedzinie strukturalnego sprzężenia, czyli w jego dziedzinie
egzystencji. Istnienie systemów ożywionych powoduje kognicję w ich realizacji
jako takiej, nie jako charakteryzacja, reprezentacja czy ujawnienie czegoś niezależnego od nich. Kognicja – jako fenomen biologiczny – ma miejsce w systemie
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
113
ożywionym jako jego operowanie w jego dziedzinie perturbacji i jako taka nie
ma żadnej zawartości i nie jest „o” czymkolwiek. Dlatego, kiedy mówimy, że
coś wiemy, nie odnotowujemy tego, co dzieje się w mechanizmie fenomenu
kognicji jako fenomenu biologicznego, tylko zastanawiamy się w języku nad
tym, co robimy.
ii) tyle Jest dziedzin kognityWnych, ile Jest dziedzin egzystencJi. Mówię o kognicji
jedynie w relacji do systemów ożywionych. Jest to arbitralne od kiedy powiedziałem w stosunku do istnienia, że odnosi się do każdego bytu wyodrębnionego
w operacji rozróżnienia. Stąd też rozróżnienie to czynię jedynie dlatego, że mówię o systemach ożywionych i słowo kognicja jest historycznie związane z nimi
(przez nas). W tym ograniczeniu my – jako obserwatorzy – możemy powiedzieć,
że tyle jest dziedzin kognicji, ile jest dziedzin egzystencji wyszczególnionej przez
różne identyikacje, które system ożywiony konserwuje w realizacji swojej autopoiezy. Te różne kognitywne dziedziny stykają się w strukturalnej realizacji
systemu ożywionego, jako że systemy ożywione realizują różne identyikacje,
deiniujące je jako różne wymiary symultanicznych bądź sukcesywnych strukturalnych połączeń ortogonalnych w stosunku do fundamentalnych strukturalnych
połączeń, w których system ożywiony realizuje swoją autopoiezę. W rezultacie
te różne dziedziny kognitywne mogą ukazywać się lub znikać symultanicznie
bądź niezależnie, w zależności od tego, czy różne strukturalne punkty styczne
jednostek wyszczególniających je integrują lub dezintegrują symultanicznie bądź
niezależnie (zob. część 7 vi). W ten sposób, kiedy student otrzymuje stopień
naukowy, kognitywna dziedzina wyszczególniona przez operację w dziedzinie
strukturalnego sprzężenia, która deiniuje identyikację „studenta”, znika. Gdy
student zostaje absolwentem, a kawaler bierze ślub, identyikacje „absolwenta”
i „męża” pojawiają się z korespondującymi dziedzinami kognitywnymi wyszczególnionymi przez operacyjne koherencje, które te byty powodują.
Tak się dzieje, ponieważ system ożywiony może operować w tylu kognitywnych dziedzinach, ile jest różnych identyikacji, które różne wymiary jego
strukturalnego sprzężenia pozwalają sobie uświadomić. To także sprawia, że różne identyikacje, które może realizować ten system ożywiony, są z konieczności
płynne i zmieniają się tak, jak wymiary jego strukturalnego sprzężenia zmieniają się ze strukturalnym prądem w wydarzeniach życia. Mieć identyikację,
operować w szczególnej dziedzinie kognicji, to znaczy operować w szczególnej
dziedzinie strukturalnego sprzężenia.
iii) Język Jest ludzką dziedziną kognityWną. Ludzie – jako systemy ożywione
– operując w języku, operują w dziedzinie rekursywnych, wzajemnych, konsensualnych perturbacji, co tworzy ich dziedzinę egzystencji jako taką. Stąd też
język jako dziedzina rekursywnych konsensualnych koordynacji akcji jest dziedziną egzystencji, a zatem kognitywną dziedziną zdeiniowaną przez rekursję
114
huMberto r. Maturana
konsensualnych rozróżnień w dziedzinie konsensualnych rozróżnień. Ponadto
istoty ludzkie – jako systemy ożywione – operując w języku, tworzą obserwacje i stają się obserwatorami przez wyodrębnianie obiektów jako prymarnych
konsensualnych koordynacji działań rozróżnionych przez wtórne konsensualne
koordynacje działań w procesie zaciemniającym działania, które koordynują.
Dlatego istoty ludzkie istnieją w dziedzinie obiektów, które same wyodrębniają
poprzez komunikowanie się. Równocześnie dzięki temu, że istnieją jako obserwatorzy w dziedzinie obiektów wyodrębnionych poprzez komunikowanie się,
istnieją w dziedzinie, która pozwala im wyjaśnić wydarzenia ich życia w języku przez odniesienie do ich operacji w dziedzinie dynamicznego wzajemnego
strukturalnego sprzężenia.
iv) obiektyWność. Obiekty pojawiają się w języku jako konsensualne koordynacje działań, które w dziedzinie konsensualnych rozróżnień są znakami dla
bardziej podstawowych koordynacji działań, które to zaciemniają. Bez języka
i na zewnątrz języka nie ma obiektów, ponieważ obiekty pojawiają się jedynie
jako konsensualne koordynacje działań w rekursji konsensualnych koordynacji
działań, która jest komunikowaniem się. Dla systemów ożywionych, które nie
operują w języku, nie ma obiektów; albo, innymi słowy, obiekty nie są częścią
ich dziedziny kognitywnej. Odkąd my – istoty ludzkie – jesteśmy obiektami
w dziedzinie obiektów, które wyodrębniamy oraz operujemy w języku, język jest
naszą szczególną dziedziną egzystencji i naszą szczególną dziedziną kognitywną.
W tych okolicznościach obiektywność pojawia się w języku jako sposób operowania w obiektach, bez rozróżnienia działań, które owe obiekty zaciemniają.
W takim sposobie operowania opisy pojawiają się jako powiązania konsensualnych koordynacji działań, które powodują dalsze konsensualne koordynacje
działań, które – jeśli są spełnione bez rozróżnienia sposobu, w jaki pojawiają
się obiekty – mogą zostać rozróżnione jako sposoby komunikowania się, mające miejsce jako obiekty zaistniałe wewnątrz języka. Obiekty są operacyjnymi
relacjami w komunikowaniu się.
v) koMunikoWanie się. oPeracJa W dziedzinie strukturalnego sPrzężenia. Język pojawia się jako konsensualna dziedzina w koontogenetycznym prądzie strukturalnym systemów ożywionych włączonych w rekursywne interakcje. Organizmy,
które operują w języku, operują w dziedzinie wzajemnego koontogenetycznego
sprzężenia strukturalnego poprzez wzajemne perturbacje strukturalne. Stąd też
operowanie w języku nie jest działalnością abstrakcyjną, jak to zazwyczaj sądzimy. Komunikować się to interagować strukturalnie. Język ma miejsce w dziedzinie relacji pomiędzy organizmami w rekursywnych konsensualnych koordynacjach działań, ale w tym samym czasie język ma miejsce – poprzez strukturalne
interakcje – w dziedzinie pokryw cielesnych organizmów komunikujących się.
Innymi słowy, chociaż komunikowanie się ma miejsce w dziedzinie społecznej
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
115
jako taniec lub rekursywna relacja koordynacji działań, interakcje w języku –
jako interakcje strukturalne – są ortogonalne w stosunku do tej dziedziny i jako
takie zapadają w pokrywy cielesne uczestników strukturalnych zmian, zmieniając
tło ilogenetyczne (stan emocjonalny), w którym kontynuują oni komunikowanie
się jako kierunek, który te ilogenetyczne zmiany pociągają. Rezultatem jest to,
że społeczne rekursywne koordynacje działań, które konstytuują komunikowanie
się jako elementy dziedziny rekursywnych operacji w strukturalnym sprzężeniu, stają się częścią środowiska, w którym partycypujące systemy ożywione
konserwują organizację i adaptację poprzez strukturalne zmiany, którym ulegają
zależnie od ich udziału w tej dziedzinie. W ten sposób, chociaż dziedzina koordynacji działań i dziedzina strukturalnej zmiany uczestniczących w komunikowaniu
się nie mają punktu stycznego, ich zmiany są połączone ortogonalnie poprzez
strukturalne interakcje, które mają miejsce w języku. Tak jak zmienia się ciało,
zmianie ulega komunikowanie się, a tak jak zmianie ulega komunikowanie się,
zmienia się ciało. W tym zawiera się potęga słów. Słowa są węzłami w koordynacjach działań w komunikowaniu się i jako takie pojawiają się poprzez
strukturalne relacje pomiędzy pokrywami cielesnymi. To oznacza, że poprzez to
wzajemne oddziaływanie koordynacji działań i zmian pokryw cielesnych, które
wyodrębniamy z komunikowania się, powstaje część dziedziny, w której ma
miejsce nasz ontogenetyczny i ilogenetyczny prąd strukturalny.
vi) Język Jest dziedziną oPisóW. Język jest dziedziną rekursywnych konsensualnych koordynacji działań w każdej konsensualnej koordynacji działań pojawiającego się obiektu poprzez rekursję w konsensualnych koordynacjach działań,
w procesie, który staje się operacją rozróżnienia, rozróżniającą obiekt i konstytuującą obserwatora. W tych okolicznościach wszyscy partycypujący w dziedzinie
języka mogą być obserwatorami w odniesieniu do sekwencyjnych koordynacji
działań, w których partycypują, konstytuując system rekursywnych rozróżnień,
w którym systemy rozróżnień stają się obiektami rozróżnień. Takie rekursywne rozróżnienie rozróżnień w wydarzeniach życia w języku, który wyodrębnia
systemy obiektów, konstytuuje zjawisko opisu. W rezultacie wszystko, co jest
w ludzkiej dziedzinie, jest opisem w wydarzeniu życia w języku, który – jako
wydarzenie życia w języku – staje się obiektem opisów w języku. Jednakże opisy
nie zastępują wydarzeń w życiu, które konstytuują się jako opisy: one jedynie
rozszerzają je w rekursjach, które następują za operacyjnymi koherencjami. Stosownie do tego, wyjaśnienia naukowe – jako systemy opisów – nie zastępują
fenomenów, które wyjaśniają w dziedzinie wydarzeń życia obserwatora, lecz
wyodrębniają operacyjne koherencje w tej dziedzinie, w której możliwe są dalsze
opisy.
vii) saMośWiadoMość PoWstaJe W Języku. Dla systemu ożywionego w jego operacji
jako systemu zamkniętego nie ma wejść ani wyjść; nie ma mowy o czynieniu
116
huMberto r. Maturana
rozróżnień. Poza tym w języku takie rozróżnienie powstaje jako szczególna konsensualna koordynacja działań, w których uczestnicy są rekursywnie wyodrębniani jako rozróżnienia systemów rozróżnień. Kiedy taka sytuacja ma miejsce,
samoświadomość powstaje jako dziedzina rozróżnień, w której obserwatorzy
partycypują w konsensualnych rozróżnieniach ich udziałów w języku poprzez
komunikowanie się. A co za tym idzie, osoba istnieje tylko w języku, ponieważ
istnieje się tylko w języku i ta samoświadomość – jako zjawisko rozróżnienia
siebie – ma miejsce jedynie w języku. Ponadto odkąd język – jako dziedzina konsensualnych koordynacji działań – jest zjawiskiem socjalnym, samoświadomość
jest zjawiskiem socjalnym i jako taka nie ma miejsca w anatomicznych granicach
pokrywy cielesnej systemów ożywionych, które ją generują; przeciwnie, jest
jego zewnętrznością w stosunku do nich i należy do ich dziedziny interakcji
jako sposób koegzystencji.
viii) historia.
Sygniikacja lub znaczenie jakiegokolwiek zachowania zamieszkuje w tych okolicznościach w ustaleniu, nie w dynamicznych cechach stanów
zachowywania się systemu ożywionego ani nie w szczególnej cesze zachowania.
Innymi słowy, nie jest to kompleksowość wewnętrznych stanów systemu ożywionego czy jego system nerwowy ani też żaden aspekt zachowania jego samego,
który determinuje natura. Znaczenie, odniesienie lub zawartość jakiegokolwiek
zachowania jest raczej rozmieszczeniem w trwającym procesie historycznym,
w którym powstaje. Wyższe funkcje ludzkie nie mają miejsca w mózgu; język,
myślenie abstrakcyjne, miłość, oddanie, releksja, racjonalność, altruizm etc., nie
są cechami dynamicznych stanów istoty ludzkiej jako systemu ożywionego lub
jego systemu nerwowego jako sieci neuronalnej: są socjalnymi zjawiskami historycznymi. Równocześnie historia nie jest częścią dynamicznych stanów systemu
ożywionego, ponieważ ma później miejsce jedynie w teraźniejszości, chwila
po chwili, w operacji jego struktury w zmianach, które zdarzają się nie w porę.
Historia, czas, przyszłość i przeszłość istnieją w języku jako formy wyjaśniania wydarzeń życia obserwatora i uczestniczą w zaangażowaniu języka w tym
wydarzeniu życia. Dlatego w wyjaśnieniu wydarzenia życia poprzez koherencję
języka dzieje się tak, że obserwator może twierdzić, iż struktura systemu ożywionego, która determinuje jego strukturalne zmiany stanu w teraźniejszości, zawsze
ucieleśnia jego historię interakcji, ponieważ powstaje ciągle w teraźniejszości
w strukturalnym prądzie uwarunkowanym tą historią.
ix) systeM nerWoWy rozszerza dziedzinę stanóW systeMu ożyWionego. Aby systemy
ożywione operowały w języku, rozmaitość i plastyczność ich wewnętrznych stanów musi dorównywać rozmaitości zmieniających się okoliczności generowanych w ich rekursywnych konsensualnych koordynacjach działań. Innymi słowy,
choć język nie ma miejsca w pokrywie cielesnej systemu ożywionego, to jednak struktura systemu ożywionego musi dostarczyć rozmaitości i plastyczności
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
117
stanów wymaganych dla języka, aby miał miejsce. System nerwowy przyczynia
się do spełnienia tych wymagań poprzez rozszerzenie dziedziny stanów organizmu, poprzez bogactwo jego dynamiki jako zamkniętej sieci zmieniających
się relacji procesów neuronalnych (zob. Maturana 1983) i poprzez rozrastanie
się w organizmie dziedziny jego zmian stanów, które pociągają w nim możliwy kierunek zarówno zmian stanów, jak i interakcji w środowisku. Dlatego
system nerwowy działa: a) poprzez przyznawanie interakcjom organizmu ortogonalnych perturbacji ze środowiskiem: warunek ten (który czyni jego prąd
strukturalny siecią komórkową), jak również prąd strukturalny organizmu i jego
udział w generowaniu zachowania zależą od historii tych interakcji; b) poprzez
dopuszczenie ortogonalnych interakcji z komponentami organizmu: warunek ten
(który czyni jego prąd strukturalny siecią komórkową), jak również strukturalny
prąd organizmu i jego udział w generowaniu zachowania wielokrotnie zależą od
strukturalnych zmian organizmu. W rezultacie tego wszystkiego dla organizmu
(zawierającego jego system nerwowy) możliwe jest rekursywne zaangażowanie
się jego dynamiki stanów poprzez jego zachowanie, jeśli ma on dostateczną
plastyczność w systemie nerwowym i partycypuje w wystarczająco dużej dziedzinie rekursywnych interakcji z innymi organizmami. Z całą pewnością rekursywne zaangażowanie jest tym, co pozwala produkować język jako powstający
wówczas, gdy wewnętrzne rekursje dynamiki stanów systemu nerwowego łączą
się z rekursjami socjalnych konsekwencji koordynacji jako procesu trwającego
w generacji socjalnego zachowania.
Trwające rekursywne sprzężenie behawioralnych i strukturalnych zmian,
które dają początek językowi, jest możliwe, ponieważ system zdeterminowany
strukturą istnieje w dwóch niestycznych dziedzinach fenomenalnych realizowanych poprzez ortogonalne struktury zależne, a mianowicie jego stany i jego
dziedzinę interakcji. Jest to naszą podwójna podstawą istnienia jako systemu
zdeterminowanego strukturą w dwóch niestycznych – ale ortogonalnie połączonych – dziedzinach fenomenalnych, które pozwalają nam, w naszych operacjach
w języku, generować niekończące się ortogonalnie wzajemnie zależne, a jednak
niestyczne dziedziny fenomenalne w wydarzeniu naszego życia.
x) obserWacJa bierze udział W koMunikoWaniu się.
System nerwowy jest zamkniętą
siecią interagujących aktywnych elementów neuronalnych (neuronów, efektorów
i receptorów), które są strukturalnie realizowane jako komórkowe komponenty organizmu. Jako taki, organizm operuje jako zamknięta sieć zmieniających
się relacji działalności pomiędzy komponentami; to znaczy, że dla organizacji
systemu nerwowego konstytutywne jest to, że żadna zmiana relacji działalności
pomiędzy komponentami nie prowadzi do dalszych zmian relacji działalności
pomiędzy nimi, oraz że w tym sensie operuje on bez wejść oraz wyjść. Dlatego
każde działanie w otoczeniu, które obserwator widzi jako rezultat operacji systemu nerwowego, jest cechą zmian strukturalnych, mających miejsce w systemie
118
huMberto r. Maturana
nerwowym jako sieci komórkowej, a nie cechą jego operacji jako takich. Z całą
pewnością operacja systemu nerwowego i działania organizmu mają miejsce
w niestycznych dziedzinach fenomenalnych realizowanych poprzez ortogonalnie
powiązane struktury. Podobnie każda perturbacja środowiska zderzającego się
z organizmem jest perturbacją w strukturze systemu nerwowego, a nie wejściem
do dynamiki systemu nerwowego dynamik stanów; i jeśli te dynamiczne stany
zmieniają się, to dlatego, że struktura systemu nerwowego zmienia się w sposób
zależny od perturbacji, a nie ponieważ dopuszcza ona wejścia do jego operacji. W rezultacie wszystko, co ma miejsce w systemie nerwowym, jest tańcem
zmian relacji neuronowych działań, które w dziedzinie strukturalnego sprzężenia
– gdzie obserwator dostrzega organizm – ukazują się jako taniec zmieniających
się koniguracji korelacji efektor – sensor. Obserwator, który widzi korelację
efektor – sensor jako adekwatne zachowanie, czyni tak, ponieważ dostrzega on
organizm w dziedzinie strukturalnego sprzężenia, w której rozróżnione zachowanie ma miejsce w strumieniu jego konserwacji adaptacji. Organizm w swojej
operacji nie działa w otoczeniu, a system nerwowy nie operuje z reprezentacją
otoczenia w generacji adekwatnego zachowania organizmu; otoczenie istnieje
jedynie dla obserwatora (patrz część 6, xiii) i jako takie jest dziedziną komunikowania się.
To, że system nerwowy powinien operować jak zamknięta sieć zmieniających się relacji działań pomiędzy jego komponentami, a nie z reprezentacjami
otoczenia, pociąga za sobą dwie fundamentalne konsekwencje: a) dla operacji
systemu nerwowego wszystko jest takie same; innymi słowy, wszystko, co ma
miejsce w operacji systemu nerwowego, to zmiany relacji działań pomiędzy jego
komponentami i system nie rozróżnia w swojej operacji, gdzie jego zmiany stanu
pojawiają się, przez co obserwator widzi je jako zewnętrzne perturbacje strukturalne; b) dla obserwatora organizm operuje w wielu różnych dziedzinach strukturalnego sprzężenia, które stykają się operacyjnie w dziedzinie stanów systemu
nerwowego poprzez strukturalne perturbacje wywołane w nim przez interakcje
organizmu w tych różnych dziedzinach. W wyniku tych okoliczności powstaje
kilka problemów, które są relewantne dla rzeczy zdarzających się, ponieważ są
relewantne dla zrozumienia dziedziny rzeczywistości, którą wyodrębnia obserwator (patrz następne części). Po pierwsze, obserwator może zawsze traktować
stan działalności systemu nerwowego (konigurację zmian relacji działań), który
pojawia się w wyniku partykularnej interakcji organizmu, jako reprezentację tej
integracji i może tak robić poprzez tworzenie dziedziny opisów jako metafenomenalnej dziedziny, w której zarówno organizm, jak i okoliczności jego interakcji
są rozróżniane razem. Po drugie, różne stany działań systemu nerwowego, które
dla obserwatora reprezentują interakcje organizmu w niestycznych dziedzinach
fenomenalnych (różnych dziedzinach strukturalnego sprzężenia) mogą oddziaływać na siebie i dawać początek zachowaniom organizmu, które konstytuują
metadziedziny relacji pomiędzy fenomenami, mającymi miejsce w niestycznych
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
119
dziedzinach fenomenalnych. Po trzecie, założone metadziedziny relacji – poprzez
operacyjne stykanie się w dziedzinie stanów systemu nerwowego skądinąd niestycznych fenomenów, które pojawiają się w operacji organizmu w jego różnych
dziedzinach strukturalnego sprzężenia – konstytuuje (poprzez zachowania, które
te przecięcia generują) nowe dziedziny strukturalnego sprzężenia organizmu,
niestyczne z pozostałymi. I w końcu po czwarte, operacyjnie niestyczne różne dziedziny interakcji (różne dziedziny strukturalnego sprzężenia) organizmu
w operacji jego systemu nerwowego, pozwalają mu operować w rekursywnych
interakcjach z innym organizmem w ciągłej rekursywnej generacji metadziedzin relacji, które stają się fenomenalnymi dziedzinami w ich własnym prawie
w trwającym strumieniu rekursywnych interakcji. W rezultacie wszystkich punktów stycznych dziedzin lub relacji w zamkniętym operacyjnie systemie nerwowym, poprzez jego sprzężenie z interakcjami organizmu, możliwe jest powstanie samoobserwacji jako zamkniętej operacji systemu nerwowego, powstającej
rekursywnie, kiedy łączy się on z dynamiką obserwacji jako dwa (lub więcej)
organizmy generujące dziedziny koordynacji działań. To oznacza, że operacja
systemu nerwowego jako zamkniętej sieci interakcji (relacji działań) pozwala obserwować oraz że obserwator pojawia się jako operacja w języku wyodrębniona
poprzez operacyjne koherencje komunikowania się. Lub, innymi słowy, odkąd
operacja systemu nerwowego ukazuje się w dziedzinie operacji organizmu jako
sensoryczno-efektoryczne korelacje, obserwacja jest koordynowaniem pokryw
cielesnych obserwatorów poprzez ich koreograiczne sprzężenia sensorycznoefektorycznych korelacji, ponieważ wszystko, co tam jest, dla operacji systemu
nerwowego obserwatora w obserwacji, to zamknięte dynamiczne zmiany relacji
pomiędzy neuronalnymi komponentami. Jest tak tylko dla obserwatora widzącego dwa lub więcej interagujące organizmy w swojej praktyce życia, któremu
sensoryczno-efektoryczne korelacje tych organizmów wydają się rekursywnie
powiązane z innymi, w sieci rekursywnych sensoryczno-efektorycznych korelacji
ukonstytuowanych poprzez ortogonalne interakcje ich systemów nerwowych.
I w końcu jest tak tylko dla obserwatora, ponieważ taka sieć rekursywnych sensoryczno-efektorycznych korelacji staje się językiem i konstytuuje metadziedzinę
(w związku z operacją systemu nerwowego), w której mają miejsce wyjaśnienia
i obserwacja – gdy rekursywne interakcje organizmu stają się rekursywnym systemem konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji działań.
10. Dziedzina izykalnej egzystencji
Dziedzina egzystencji jest dziedziną operacyjnych koherencji wywołanych
przez rozróżnienie jednostki przez obserwatora w jego praktyce życia. Jako
taka, dziedzina egzystencji pojawia się jako dziedzina operacyjnych właściwości jednostki rozróżnionej, jeśli jest ona jednostką prostą, albo jako dziedzina
właściwości komponentów jednostki, jeśli rozróżniona jednostka jest złożona.
120
huMberto r. Maturana
W konsekwencji rozróżnienie jednostki wyłania jej dziedzinę egzystencji jako
jednostki złożonej, która zawiera jednostkę rozróżnioną jako komponent. Dlatego
tyle jest dziedzin egzystencji, ile jest rodzajów jednostek, które obserwator może
wyodrębnić w swoich operacjach rozróżnienia. W tych okolicznościach, odkąd
pojęcie determinizm odnosi się do operacji właściwości komponentów w kompozycji jednostki (patrz część 6 x, i 7 iv), wszystkie dziedziny egzystencji – jako
byty złożone, które zawierają jednostki wyszczególniające je – są, we wskazanym wyżej sensie, systemami deterministycznymi. Ma to pewne konsekwencje
dla nas, systemów ożywionych istniejących w języku i dla wyjaśnień, które
generujemy jako takie istoty. Niżej podanych jest kilka z tych konsekwencji:
i) Nasza dziedzina egzystencji jako jednostek złożonych, którymi jesteśmy
jako molekularne systemy autopoietyczne, jest dziedziną egzystencji naszych
składowych molekuł i wywołuje ona wszystkie operacyjne koherencje właściwe
dla egzystencji molekularnej. Dlatego nasza egzystencja – jako systemów autopoietycznych – implikuje spełnienie wszystkich przymusów, które rozróżnienie
molekuł powoduje, a nasze operacje – jako systemów molekularnych – implikują
determinizm wywołany w rozróżnieniu molekuł.
ii) Jeśli rozróżniamy molekuły jako byty złożone, istnieją one w dziedzinie egzystencji ich komponentów, a zatem ich egzystencja implikuje spełnienie
determinizmu, który pociąga za sobą późniejsze rozróżnienia. To samo odnosi się do dekompozycji komponentów molekuł i tak dalej rekursywnie. Odkąd
jednostki i ich dziedziny egzystencji są wyodrębniane i wyszczególnione w ich
rozróżnieniu w wydarzeniu życia obserwatora, jedynym ograniczeniem ich rekursji w rozróżnieniach jest ograniczenie rozmaitości doświadczeń obserwatora
w jego wydarzeniu (praktyce) życia.
iii) Odkąd obserwator – jako system ożywiony – jest bytem złożonym, czyni
rozróżnienia w swoich interakcjach jako system ożywiony poprzez operacje właściwości swoich komponentów. Jeśli obserwator używa instrumentu, wówczas
jego rozróżnienia mają miejsce poprzez operacje właściwości instrumentu tak,
jakby był to jeden z jego komponentów. W rezultacie tego wszystkiego, obserwator nie może czynić rozróżnień na zewnątrz swojej dziedziny egzystencji jako
jednostka złożona.
iv) Opisy są seriami konsensualnych rozróżnień podległych powtórnym konsensualnym rozróżnieniom w społeczności obserwatorów. Obserwatorzy operują
w języku jedynie poprzez ich rekursywne interakcje w dziedzinie strukturalnego sprzężenia, w której wielokrotnie koordynują konsensualne działania jako
operacje w ich dziedzinach doświadczeń poprzez praktykę ich życia. Stąd też
wszystkie interakcje w języku pomiędzy obserwatorami mają miejsce poprzez
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
121
operacje właściwości ich komponentów jako systemów ożywionych w dziedzinie
ich wzajemnego sprzężenia strukturalnego. Innymi słowy my – jako istoty ludzkie – operujemy w języku jedynie poprzez nasze interakcje w naszej dziedzinie
egzystencji jako systemy ożywione i nie możemy czynić opisów, które powodują interakcje na zewnątrz tej dziedziny. W konsekwencji, chociaż język jako
dziedzina rekursywnych konsensualnych rozróżnień jest otwarty na bezustanne
rekursje, to jednak jest on zamkniętą operacyjnie dziedziną w tym sensie, że nie
jest możliwe stąpać na zewnątrz języka poprzez język: opisy nie mogą charakteryzować niezależnych bytów.
v) Odkąd wszystko, co jest powiedziane, powiedziane jest przez jednego
obserwatora do drugiego obserwatora i odkąd obiekty (byty, rzeczy) powstają
w języku, nie możemy operować obiektami (bytami, rzeczami) tak, jakby istniały
na zewnątrz rozróżnień, które je konstytuują. Ponadto, jako byty w języku, obiekty są wyodrębniane jako elementy wyjaśniające w wyjaśnianiu operacyjnych
koherencji wydarzenia życia, w którym komunikowanie się ma miejsce. Bez
obserwatora nie ma niczego. Natomiast z obserwatorem wszystko, co istnieje,
istnieje w wyjaśnieniach.
vi) Gdy wzięliśmy obiektywizm w nawias (ponieważ wiemy, że nie możemy doświadczalnie rozróżniać pomiędzy tym, co nazywamy percepcją a iluzją),
zaakceptowaliśmy tym samym, że egzystencja jest wyszczególniona poprzez
operację rozróżnienia: nic nie istnieje przed swoim rozróżnieniem. W tym sensie domy, osoby, atomy czy cząstki elementarne nie są różnymi bytami. Także
w tym sensie egzystencja – jako wyjaśnienie praktyki życia obserwatora – jest
fenomenem kognitywnym, który odbija ontologię obserwacji w praktyce życia, a nie odnosi się do obiektywizmu. Stąd też – przy obiektywizmie wziętym
w nawias – byt nie ma żadnej ciągłości lub zewnętrzności, która wyszczególniałaby go poprzez koherencje konstytuujące jego dziedzinę egzystencji i jako
taki jest wyodrębniony w swoim rozróżnieniu. Twierdzenie, że dom do którego wracam każdego wieczoru po pracy jest tym samym, który opuściłem rano
albo twierdzenie, że zawsze gdy, widzę matkę, widzę tę samą osobę, która mnie
urodziła, albo w końcu twierdzenie, że wszystkie punkty na ścieżce elektronu we wrzącej komorze są wskazaniami pozostawionymi przez ten sam elektron, są twierdzeniami, które konstytuują kognitywne twierdzenia, deiniujące
identyczność w rozróżnieniu jednostki (domu, matki lub elektronu) jako to, co
jest wyszczególnione poprzez operację, która wyodrębnia jednostkę razem z jej
dziedziną egzystencji. Odkąd, stosownie do tego wszystkiego, co powiedziałem,
twierdzenia kognitywne nie są i być nie mogą twierdzeniami o właściwościach
obiektów niezależnych, identyczność jest z konieczności zawsze releksją obserwatora w procesie postrzegania w dziedzinie egzystencji, którą wyodrębnił on
w swoich rozróżnieniach. Ponadto, odkąd żaden byt nie może być rozróżniany na
122
huMberto r. Maturana
zewnątrz dziedziny egzystencji jako dziedziny operacyjnych koherencji, w której
jest on możliwy, każde rozróżnienie wyszczególnia dziedzinę egzystencji jako
dziedzinę możliwych rozróżnień; to znaczy każde rozróżnienie wyszczególnia
dziedzinę egzystencji jako versum w multiversum, lub – bardziej kolokwialnie
– każde rozróżnienie wyszczególnia dziedzinę rzeczywistości.
vii) Wyjaśnienia naukowe pociągają za sobą propozycję mechanizmu (lub
bytu złożonego), który – jeśli byłby uświadomiony – generowałby zjawisko mające być wyjaśnione w dziedzinie doświadczeń (praktyce lub wydarzeniu życia)
obserwatora (część 4). Stąd też generatywny charakter wyjaśnienia naukowego
jest konstytutywny. Z pewnością ten ontologiczny warunek w nauce niesie za
sobą słuszność podstawowego charakteru dziedziny fenomenalnej, w której generatywny mechanizm wyjaśniający ma miejsce, jak również słuszność traktowania każdego bytu rozróżnionego jako jednostki złożonej, pytającej o początek
swoich właściwości w swojej organizacji i strukturze. I, ponieważ wyjaśnienia
również dotyczą naszej efektywnej operacji w naszym codziennym życiu, naturalnie brzmi dla nas pytanie o podłoże niezależnego obserwatora jako ostatecznego kryterium, w którym wszystko ma miejsce. I choć jest epistemologiczną
koniecznością oczekiwanie takiego podłoża, to jednak w istocie nie możemy
podkreślić jego istnienia poprzez rozróżnienie go jako bytu złożonego i tym
samym scharakteryzować go w terminach komponentów i relacji pomiędzy
komponentami. Żeby tak zrobić, musielibyśmy go opisać, tzn. musielibyśmy
wyodrębnić go z języka i dać mu się uformować w dziedzinie rekursywnych
konsensualnych koordynacji działań, w której my – jako istoty ludzkie – egzystujemy. Jednakże zrobienie tego byłoby równoznaczne ze scharakteryzowaniem
podłoża w terminach bytów (rzeczy, właściwości), które pojawiają się poprzez
komunikowanie się i które – jako konsensualne rozróżnienia konsensualnych
koordynacji działań – nie są w istocie podłożem. Poprzez język pozostajemy
w języku i tracimy podłoże już wówczas, gdy usiłujemy to wyrazić. Potrzebujemy podłoża dla epistemologicznych przyczyn, ale w podłożu nie ma obiektów,
bytów czy właściwości; w podłożu są jedynie nie-rzeczy, ponieważ rzeczy należą
do języka. Innymi słowy, „nic” nie istnieje w podłożu.
viii) Rozróżnienia mają miejsce w dziedzinie doświadczeń, w wydarzeniu
lub praktyce życia obserwatora jako istoty ludzkiej. Z tych powodów dziedzina
operacyjnych koherencji, którą obserwator wyodrębnia w rozróżnieniu jednostki
jako swoją dziedzinę egzystencji, także zdarza się w jego dziedzinie doświadczeń
– jako istoty ludzkiej – jako część jego praktyki życia. Stąd też, odkąd język
jest operacją w dziedzinie rekursywnych konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji działań w dziedzinie doświadczeń obserwatora jako istoty
ludzkiej, wszystkie wymiary dziedzin doświadczeń obserwatora istnieją w języku
jako koordynacje działań pomiędzy obserwatorami. Tak więc wszystkie opisy
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
123
konstytuują koniguracje koordynacji działań w pewnym wymiarze dziedzin
członków społeczności obserwatorów w koontogenetycznym prądzie strukturalnym. Fizyka, biologia, matematyka, ilozoia, gotowanie, polityka etc. to wszystko różne dziedziny komunikowania się i jako takie wszystkie są różnymi dziedzinami rekursywnych konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji
działań w praktyce lub wydarzeniu życia członka społeczności obserwatorów.
Innymi słowy, izyka, biologia, ilozoia, gotowanie, polityka czy jakakolwiek
inna dziedzina kognitywna istnieją jedynie jako różne dziedziny komunikowania
się. Nie oznacza to jednak, że wszystkie dziedziny kognitywne są takie same;
oznacza to jedynie, że różne dziedziny kognitywne istnieją jedynie jako wyodrębnione w języku, a język ten je konstytuuje. Mówimy, jak gdyby rzeczy istniały
bez obserwatora, jak gdyby dziedzina operacyjnych koherencji, którą wyodrębniamy w rozróżnieniu, operowała tak, jak operuje w naszym rozróżnieniu, nie
zważając na nie. Teraz już wiemy, że tak nie jest. Mówimy, na przykład, jak gdyby czas i materia były niezależnymi wymiarami przestrzeni izycznej, a jednak,
jak wynika z mojego wyjaśnienia fenomenu kognicji, wcale takie nie są takie
i być takimi nie mogą. Z pewnością czas i materia są wyjaśnieniami pewnych
operacyjnych koherencji dziedzin egzystencji wyodrębnionych w rozróżnieniach,
które konstytuują trwające komunikowanie się w praktyce życia członka społeczności obserwatorów. W ten sposób czas – z przeszłością, teraźniejszością
i przyszłością – powstaje jako cecha mechanizmu wyjaśniającego, która będzie
generowała to, co obserwator doświadcza jako sukcesywny, niesymultaniczny
fenomen; materia zaś powstaje jako cecha mechanizmu wyjaśniającego, która
będzie generowała to, co obserwator doświadcza jako wzajemne, nieprzenikalne
rozróżnienia symultaniczne. Bez obserwatorów nic nie może być powiedziane,
nic nie może być wyjaśnione ani stwierdzone... tak naprawdę bez obserwatorów
nic nie istnieje, ponieważ istnienie jest wyszczególnione w operacji rozróżnienia
obserwatora. Z powodów epistemologicznych pytamy o podłoże, które mogłoby dostarczyć niezależnego, ostatecznego usprawiedliwienia lub utwierdzenia
zdolności rozróżnienia, ale z powodów ontologicznych takie podłoże zostaje
poza naszym zasięgiem jako obserwatorów. Wszystko, co ontologicznie możemy
powiedzieć o podłożu, które potrzebujemy z powodów epistemologicznych, to
to, że pozwala ono na to, na co pozwala i że pozwala na wszystkie operacyjne
koherencje, które my wyodrębniamy w wydarzeniu życia, ponieważ istniejemy
w języku.
ix) Jako że operujemy w języku, operujemy w dziedzinie wzajemnego strukturalnego sprzężenia w naszej dziedzinie egzystencji jako jednostki złożone
(molekularne systemy autopojetyczne), tzn. operujemy w dziedzinie egzystencji
naszych komponentów. Dlatego cokolwiek mówimy, każde wyjaśnienie, które
proponujemy, może jedynie spowodować rozróżnienia, które włączają operację
naszych komponentów do ich dziedziny egzystencji, ponieważ operujemy jako
124
huMberto r. Maturana
obserwatorzy w języku. W związku z tym to w dziedzinie, w której istniejemy
jako byty złożone rozróżniamy molekuły, atomy i cząstki elementarne jako byty,
które wyodrębniamy w języku poprzez operacje rozróżnienia wyszczególniające
je, podobnie jak operacyjne koherencje ich dziedziny egzystencji. Jeśli to, co nazywamy dziedziną izykalnej egzystencji jest dziedziną, gdzie izycy rozróżniają
molekuły, atomy i cząstki elementarne, wówczas my – jako systemy ożywione
– wyszczególniamy dziedzinę izykalnej egzystencji jako naszą ograniczającą
dziedzinę kognitywną, ponieważ jako obserwatorzy operujemy w języku interagując ze sobą w dziedzinie egzystencji naszych komponentów, ponieważ wyodrębniamy najpierw izykalną dziedzinę egzystencji jako wyjaśnienie wydarzenia
naszego życia. Nie istniejemy w dziedzinie istniejącej przed izykalną dziedziną
egzystencji; wyodrębniamy ją i wyszczególniamy ją, ponieważ istniejemy jako
obserwatorzy. Doświadczenie izyczne, nawet najbardziej klasyczne – relatywistyczne bądź izyki kwantowej – nie odbija natury wszechświata; odbija ontologię
obserwatora jako systemu ożywionego, ponieważ operuje on w języku, wyodrębniając izykalne byty i operacyjne koherencje ich dziedzin egzystencji. Einstein
stworzył twierdzenie, że teorie naukowe (wyjaśnienia) są wolnymi tworami ludzkiego umysłu; i wtedy, w czym wydaje ujawniać się paradoks, zapytał: Jak to jest
możliwe, o ile rzeczywiście tak to się przedstawia, że teorie naukowe faktycznie
wyjaśniają wszechświat? W tym artykule wykazałem, że nie ma żadnego paradoksu, jeśli ktoś ujawnia ontologię postrzegania i ontologię naukowego wyjaśnienia
poprzez wzięcie obiektywizmu w nawias. Z pewnością wykazałem, że naukowe
wyjaśnienie powoduje: a) propozycję fenomenu, mającego być wyjaśnionym,
wyodrębnionego jako takiego apriorycznie wobec praktyki życia (dziedziny doświadczeń) obserwatora; b) propozycję mechanizmu ad hoc generatywnego, także wyodrębnionego apriorycznie wobec praktyki życia obserwatora, który – jeśli
pozwoliłby operować – wygeneruje fenomen mający być wyjaśniony jako konsekwencję, mającą zostać poświadczoną w życiu obserwatora w jego praktyce życia;
c) operacyjną koherencję czterech operacyjnych warunków, które konstytuują kryterium walidacji wyjaśnienia naukowego, jako że są one realizowane w praktyce
życia obserwatora; d) nadmiar i impertynencję założenia obiektywizmu. Wszystko
to pociąga za sobą tę konsekwencję, że mechanizm wyjaśniający, proponowany
w wyjaśnieniu naukowym, jest w istocie „wolnym tworem ludzkiego umysłu”,
ponieważ jest wyodrębniany w istocie apriorycznie wobec praktyki życia obserwatora, tzn. bez żadnego innego usprawiedliwienia, które jego ad hoc generatywny
charakter fenomenu wyjaśniałby. To także pociąga za sobą inną konsekwencję: że
naukowe wyjaśnienie w istocie wyjaśnia wszechświat (versum), w którym ma ono
miejsce, ponieważ zarówno mechanizm wyjaśniający, jak i fenomen mający być
wyjaśniony, zdarzają się – w relacji generatywnej – jako niestyczne fenomeny tej
samej operacyjnej dziedziny praktyki życia obserwatora. Innymi słowy wszystko
to prowadzi także do tego, że odkąd operacja rozróżnienia wyszczególnia rozróżniany byt oraz jego dziedzinę egzystencji, naukowe wyjaśnienie w istocie
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
125
wyjaśnia wszechświat (versum), w którym ma miejsce, ponieważ wyodrębnia ze
sobą dziedzinę operacyjnych koherencji (versum w multiversum) praktyki życia
obserwatora, który czyni to naukowe wyjaśnienie zrozumiałym. A dokładniej: nie
ma żadnego paradoksu – wyjaśnienia naukowe nie wyjaśniają świata niezależnego czy wszechświata, wyjaśniają one praktykę życia (dziedzinę doświadczeń)
obserwatora, wykorzystującego te same operacyjne koherencje, które konstytuują
praktykę życia obserwatora w komunikowaniu się. W tym miejscu widzimy, że
nauka jest poezją.
11. Rzeczywistość
Słowo „rzeczywistość” pochodzi z łacińskiego rzeczownika res, który znaczy
„obiekt” (rzecz) i zwykle używany jest w znaczeniu obiektywizmu bez nawiasu.
Rzeczywisty, a czasami naprawdę rzeczywisty oznacza, że coś istnieje niezależnie od obserwatora. Teraz wiemy już, że pojęcia te nie mogą być używane
w taki sposób. Obiekty i rzeczy pojawiają się w języku, kiedy konsensualne
koordynacje działań, poprzez bycie konsensualnie rozróżniane w rekursywnych
konsensualnych koordynacjach działań, zaciemniają działanie, które koordynują
w praktyce życia w konsensualnej dziedzinie. Odkąd, stosownie do tej okoliczności, obiekt jest wyodrębniany z języka w operacji rozróżnienia, która jest koniguracją konsensualnych koordynacji działań, gdy obiekt jest rozróżniany w języku, jego dziedzina egzystencji – jako koherentna dziedzina konsensualnych
koordynacji działań – staje się dziedziną obiektów, dziedziną rzeczywistości,
versum w multiversum jako to wszystko, co w niej jest, jako wszystko, co jest
spowodowane w konsensualnych koordynacjach działań, które ją konstytuują.
Każda dziedzina egzystencji jest dziedziną rzeczywistości, a wszystkie dziedziny
rzeczywistości są jednakowo ważnymi dziedzinami egzystencji wyodrębnionymi
przez obserwatora jako dziedziny koherentnych konsensualnych działań, które
wyszczególniają wszystko to, co w nich jest. Skoro dziedzina rzeczywistości jest
wyodrębniana przez obserwatora, obserwator może traktować obiekty czy byty,
które ją konstytuują, zarówno jak gdyby były one wszystkie tam, gdzie jest owa
dziedzina, oraz jak gdyby egzystowały one niezależnie od operacji rozróżnień,
które ją wyodrębniają. I jest tak w istocie, ponieważ dziedzina rzeczywistości
jest wyodrębniana w praktyce życia obserwatora jako dziedzina operacyjnych
koherencji, która nie wymaga żadnego zewnętrznego usprawiedliwienia.
Z tego wszystkiego wynika, że obserwator, operując w dziedzinie rzeczywistości, z konieczności operuje w dziedzinie efektywnych działań, oraz że inny
obserwator twierdzi, że ten pierwszy popełnia błąd lub ma iluzję jedynie wtedy,
gdy pierwszy obserwator zaczyna operować w dziedzinie rzeczywistości innej
niż ta, której oczekiwał drugi obserwator. W ten sposób, jeśli wyszczególniamy
operację rozróżnienia ducha, wówczas duchy istnieją, są realne w dziedzinie
egzystencji wyodrębnionej w ich rozróżnieniu i możemy efektywnie działać
126
huMberto r. Maturana
z nimi w tej dziedzinie; ale nie są realne w żadnej innej dziedzinie. Z pewnością wszystko jest iluzją poza swoją dziedziną egzystencji. Innymi słowy, każda dziedzina rzeczywistości – jako dziedzina operacyjnych koherencji wyodrębniona w wydarzeniu życia obserwatora z języka – jest zamkniętą dziedziną
efektywnych konsensualnych działań, tzn. dziedziną kognitywną; i odwrotnie,
każda dziedzina kognitywna – jako dziedzina operacyjnych koherencji – jest
dziedziną rzeczywistości. Niesamowite jest, że chociaż prawdopodobnie różne
dziedziny rzeczywistości są widziane przez obserwatora jako różne dziedziny
koordynacji działań w otoczeniu, to są one pozostawione przez obserwatora jako
różne dziedziny komunikowania się, które różnią się jedynie poprzez ich trwające transformacje w różnych okolicznościach rekursji, w których się pojawiają.
My – jako obserwatorzy – możemy to teraz wyjaśnić, mówiąc, że ponieważ
operujemy w języku poprzez konsensualne interakcje w wydarzeniu życia społeczności obserwatorów, nasz prąd strukturalny w wydarzeniu naszego życia
staje się uwarunkowany kierunkiem tych konsensualnych interakcji oraz że ma
to miejsce w sposobie, który utrzymuje transformację wydarzenia naszego życia
w zgodzie z dziedziną rzeczywistości, którą wyodrębniamy w tej społeczności
obserwatorów (bądź ulegamy dezintegracji jako jej członkowie). To jest to, co
czyni nas – systemy obserwujące – systemami zdolnymi poprzez język do niekończącej się, rekursywnej generacji nowych dziedzin kognitywnych (nowych
dziedzin rzeczywistości) jako nowych dziedzin praktyki obserwacji w naszych
ciągłych prądach strukturalnych.
12. Samoświadomość i rzeczywistość
Osobowość powstaje w języku w lingwistycznej rekursji, którą wyodrębnia obserwator jako byt w wyjaśnieniu swojej operacji w dziedzinie konsensualnych
rozróżnień. Samoświadomość powstaje w języku w lingwistycznej rekursji, którą
wyodrębnia rozróżnienie osobowości jako bytu w wyjaśnieniu operacji obserwatora, w rozróżnieniu osobowości od innych bytów w konsensualnej dziedzinie
rozróżnień. W rezultacie rzeczywistość powstaje z samoświadomości w języku
jako wyjaśnienie rozróżnienia pomiędzy osobowością i nie-osobowością w praktyce życia obserwatora. Osobowość, samoświadomość i rzeczywistość istnieją
w języku jako wyjaśnienia wydarzenia życia obserwatora. Z pewnością obserwator – jako istota ludzka w języku – jest ważniejszy od osobowości i samoświadomości; te powstają wówczas, gdy operuje on w języku, wyjaśniając swoje
doświadczenia, swoją praktykę życia jako taką. Byty wyodrębnione w naszych
wyjaśnieniach powinny charakteryzować się nieuniknioną obecnością w naszej
dziedzinie egzystencji, ponieważ jesteśmy rozumiani jako obserwatorzy, jako że
rozróżniamy te byty w dziedzinie operacyjnych koherencji, które zdeiniowały je
w czasie naszego rozróżniania. Nie przechodzimy przez ścianę w praktyce życia,
ponieważ istniejemy jako systemy ożywione w tej samej dziedzinie operacyjnych
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
127
koherencji, w której istnieje ściana jako byt molekularny. Ściana jest rozróżniana jako taki złożony byt w molekularnej przestrzeni, przez który nie możemy
przejść (jako również byty molekularne).
Obserwator jest prymarny, nie obiekt. A precyzyjniej, obserwacja dana jest
w praktyce życia w języku i jesteśmy już w niej, kiedy zaczynamy o niej rozmyślać. Materia, energia, idee, pojęcia, umysł, dusza, Bóg... są propozycjami wyjaśniającymi praktykę życia obserwatora. Ponadto materia, energia, idee, pojęcia,
dusza czy Bóg są propozycjami wyjaśniającymi powodującymi różne sposoby
życia obserwatora w rekursywnej konserwacji adaptacji w dziedzinie operacyjnych koherencji wyodrębnionych w rozmaitych rozróżnieniach. W ten sposób
obserwator operuje w obiektywności bez nawiasu, operuje w ścieżce wyjaśniającej, która powoduje zaniedbanie doświadczalnej nierozróżnialność pomiędzy
tym, co nazywamy percepcją a iluzją; kiedy obserwator operuje w obiektywności
wziętej w nawias, operuje w ścieżce wyjaśniającej, która powoduje akceptację
tej nierozróżnialności jako punktu początkowego. W ścieżce wyjaśniającej bez
obiektywności wziętej w nawias obserwator, język i percepcja nie mogą być
satysfakcjonująco wyjaśnione jako fenomeny biologiczne, ponieważ w takiej
ścieżce wyjaśniającej jest przyjęte, że obserwator może zrobić odniesienie do
bytów, które istnieją niezależnie od tego, co robi. Założenie takie jest sprzeczne ze strukturalną determinacją systemu ożywionego i mechanistyczną naturą wyjaśnień naukowych; natomiast w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością
wziętą w nawias, nie ma tej sprzeczności. Równocześnie, kiedy ktoś operuje
wewnątrz danej dziedziny rzeczywistości, operuje obiektywnością, bez nawiasu
bez sprzeczności; lecz gdy powstaje niezgoda z innym obserwatorem i ktoś myśli, że to nie jest sprawa prostej, logicznej pomyłki, w takiej ścieżce wyjaśniającej
ktoś jest zmuszony do stwierdzenia uprzywilejowanego dostępu do obiektywnej
rzeczywistości i zajmuje się błędami, jeśli były one popełnione. Jeśli w podobnych okolicznościach ktoś operuje obiektywnością wziętą w nawias, dochodzi do
wniosku, że niezgodne części operują w różnych dziedzinach rzeczywistości oraz
że niezgoda znika, gdy tylko zaczną operować w tej samej dziedzinie. Ponadto
także dochodzi do wniosku, że błędy są zmianami w dziedzinie rzeczywistości
w operacji obserwatora, które odnotował on jedynie a posteriori. W końcu, poprzez operowanie w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością bez nawiasu nie
możemy wyjaśnić, jak obserwator operuje w generacji naukowych wyjaśnień,
ponieważ bierzemy za przesądzone zdolności obserwatora. W przeciwieństwie
do tego, jeśli operujemy w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością wziętą w nawias, wyjaśnienia naukowe i obserwator pojawiają się jako komponenty w pojedynczym, zamkniętym, generatywnym mechanizmie wyjaśniającym, w którym
właściwości czy zdolności obserwatora są widziane jako cechy powstałe w innej
dziedzinie fenomenalnej niż ta, w której operują jego komponenty.
My – istoty ludzkie – istniejemy jedynie, gdy istniejemy jako byty samoświadomościowe w języku. To oznacza, że istniejemy jedynie jako
128
huMberto r. Maturana
samoświadomościowe byty, których dziedzina izykalnej egzystencji istnieje jako
nasza ograniczająca dziedzina kognitywna w ostatecznym wyjaśnieniu ludzkiej
obserwacji wydarzenia życia. Dziedzina izykalnej egzystencji jest wtórna wobec
wydarzenia życia obserwatora, chociaż w wyjaśnieniu obserwacji człowieka obserwator powstaje z dziedziny izykalnej egzystencji. Z pewnością zrozumienie
ontologicznej prymarności obserwacji jest podstawą dla zrozumienia zjawiska
kognicji. Ludzkie istnienie jest istnieniem kognitywnym i ma miejsce poprzez
komunikowanie się; kognicja nie ma żadnej zawartości i nie istnieje na zewnątrz
efektywnych działań, które ją konstytuują. To dlatego nic nie istnieje na zewnątrz rozróżnień obserwatora. Dziedzina izykalnej egzystencji powinna być
naszą ograniczającą dziedziną kognitywną, która tego nie zmienia. Natura, świat,
społeczeństwo, nauka, religia, przestrzeń izyczna, atomy, cząsteczki, drzewa...
z pewnością wszystkie rzeczy są bytami kognitywnymi, wyjaśnieniami praktyki
życia obserwatora i jako takie, jako wyjaśnienia właśnie, są niczym mydlane
bańki unoszące się w pustej przestrzeni. Każda rzecz jest kognitywna i ludzka kognicja (podobnie jak mydlana bańka) zmienia się w ciągłym wydarzeniu
ludzkiego rekursywnego zaangażowania w koontogenetyczne i koilogenetyczne
prądy wewnątrz dziedziny egzystencji, którą obserwator wyodrębnia w praktyce
życia. Za wszystko odpowiedzialni są ludzie.
Atomy i bomby wodorowe są bytami kognitywnymi. Wielki wybuch lub
jakiekolwiek twierdzenie z naszej obecnej praktyki życia, które dało początek
izykalnemu versum, jest bytem kognitywnym, wyjaśnieniem praktyki życia
obserwatora związanym z ontologią obserwacji. Nasze wydarzenie życia ma
miejsce nie zważając na nasze wyjaśnienia, ale jego kierunek jest uwarunkowany
naszymi wyjaśnieniami, ponieważ stają się one częścią dziedziny egzystencji,
w której konserwujemy organizację i adaptację poprzez nasze prądy strukturalne.
Nasze życie ma miejsce w strukturalnym sprzężeniu ze światem, który wyodrębniamy, a świat, który wyodrębniamy, jest naszym działaniem jako obserwatorów
w języku, ponieważ operujemy w strukturalnym sprzężeniu za pomocą języka
w praktyce życia. Nie możemy niczego zrobić poza naszymi dziedzinami kognicji; nie możemy niczego zrobić poza naszymi dziedzinami komunikowania
się. To dlatego nic, co robimy jako istoty ludzkie, nie jest trywialne. Wszystko,
co robimy, staje się częścią świata, w którym żyjemy, ponieważ wyodrębniamy
to jako byty społeczne w języku. Ludzka odpowiedzialność we wszechświecie
jest całkowita.
Ontologia obserwacji. Biologiczne podstawy samoświadomości i izykalna dziedzina egzystencji
129
Bibliograia
Maturana H.R., 1970, Biology of Cognition, [w:] Autopoiesis and Cognition. The reali
zation of the living, H.R. Maturana i F. G. Varela, Reidel 1980.
Maturana H.R., 1975, The organization of the living: a theory of the living organization,
Int., J. Machine Studies, Vol 7.
Maturana H.R., 1978, Biology of language: epistemology of reality, [w:] Psychology
and biology of language and thought, red. G.A. Miller i E. Lenneberg, Nowy Jork,
Academic Press.
Maturana H.R., 1980, Autopoiesis: reproduction, heredity and evolution, [w:] Autopoie
sis, dissipative structures and spontaneous social orders, red. M. Zeleny, Westview
Press, Boulder, Colorado.
Maturana H.R. i Varela F.G., 1973, De máquinas y seres vivos. (W wersji angielskiej:
Autopoiesis: the organization of the living, w: Autopoiesis and Cognition. The rea
lization of the living, H.R. Maturana i F. G. Varela, Reidel 1980.)
Maturana H.R. i Varela F.G., 1987, The tree of knowledge. The biological roots of Un
derstanding, New Science Library, Shambhala, Boston.
Margulis L., 1981, Symbiosis in cell evolution, Nowy Jork, W.H. Freeman.
przeł. Bartosz Ryż
Gerhard Roth
Poznanie i realność:
realny mózg i jego rzeczywistość
Poniższy tekst jest próbą opisania, na podstawie najnowszych osiągnięć neurobiologii (w tym badań mózgu w szczególności), podstawowego dla teorii
poznania stosunku świata i podmiotu poznającego. Współczesne teorie poznania zachowują osobliwą i fatalną w skutkach dla ich rozwoju abstynencję wobec tych osiągnięć. Pomimo przeciwnych manifestacji dotyczy to również tzw.
ewolucyjnej teorii poznania1. Dają się dziś jednak znaleźć – przy okazji całego
ilozoicznego dyletantyzmu – płodne podejścia teoriopoznawcze w samej neurobiologii, co stanowi typową sytuację dla relacji między ilozoią i naukami
szczegółowymi.
Niniejszy szkic bazuje na teorii samoreferencyjnych i autopoietycznych systemów Humberto Maturany (Maturana 1982)2 oraz podejmuje próbę jej teoriopoznawczej rozbudowy i neurobiologicznego doprecyzowania. W tak wyznaczonych ramach może to oczywiście przebiegać jedynie powierzchownie. Również
cała obitość danych nowoczesnej neurobiologii istotnych z punktu widzenia
teorii poznania może być tu potraktowana jedynie jako materiał przykładowy
(por. Buser i Rougeul-Buser (red.) 1978; von Campenhausen 1981).
Codzienne zmysłowe doświadczenie budzi w nas odczucie, że nasz system
postrzegania znajduje się w bezpośrednim kontakcie ze światem: widzialny
świat jest nam dosłownie, bezpośrednio i naocznie dany, dźwięki przenikają
prosto do naszego ucha, dotykamy i obejmujemy przedmioty w naszym zasięgu
właśnie takie, jakimi są. Nie odczuwamy pomiędzy zmysłowo doświadczalnym
1
2
Nie można tu również pominąć prac Vollmersa 1981 i 1983.
Zob. również Benseler, Hejl, Köck (red.) 1980, gdzie cały szereg autorów reprezentuje stanowisko pokrewne z przywołanymi tu poglądami.
132
gerhard roth
światem i nami niczego pośredniego, niczego, na co należałoby zwrócić uwagę i co można by poddać obserwacji. Bezpośrednia faktyczność zmysłowego
świata jest przysłowiowa i traktowana przez większość teoretyków poznania
i ilozofów jako charakterystyczne przeciwieństwo wobec świata sądów, hipotez i teorii. Również żadna dyskusja teoriopoznawcza prawie nigdy nie zajmowała się tą bezpośredniością zmysłowego doświadczenia, lecz raczej kwestią
jego powszechności: wrażenia zmysłowe dostarczane przez zmysły są ciągle
czymś partykularnym i subiektywnym, a ważnym pytaniem teorii poznania
i teorii nauki pozostaje to, jak i czy możliwe jest, by powstała z nich wiedza
o charakterze powszechnym.
Nawet jeżeliby widzieć, w zgodzie z ewolucyjną teorią poznania, jedyny
cel postrzegania nie w zysku abstrakcyjnej wiedzy, lecz we wspierających przetrwanie sterownikach zachowania, to i tak tłumaczenie funkcji bezpośredniego
zmysłowego przeżywania świata pozostaje takie samo: przeżycie możliwe jest
tylko przez takie zachowanie, które orientuje się według relewantnych bodźców
środowiska oraz przez to, że z bezpośredniego zmysłowego kontaktu ze światem tworzy się zgeneralizowane doświadczenie zmysłowe. W tym kontekście
przywołuje się bardzo chętnie argument o „dopasowanym charakterze” struktury
i funkcji naszych organów zmysłowych, wskazując przykładowo, że fotoreceptory naszego oka posiadają swoją największą czułość na światło dokładnie w zakresie największej intensywności światła słonecznego, lub że średni przestrzenny
odstęp w zagłębieniu oka jest dokładne tak duży, jak promień tzw. krążka dyfrakcyjnego załamanego światła. Ma to oznaczać, że optyczne i izjologiczne możliwości naszego oka są wedle siebie określone i przez to dopasowane (Kirchfeld
1984). Lista owych „maksymalnych osiągnięć” w sensorycznym obszarze daje
się łatwo przedłużać. Wydaje się ona wskazywać, że ujmowanie świata sensorycznie coraz dokładniej było ogromną ewolucyjną zaletą. Znaczne zwiększenie
pojemności i strukturalno-funkcjonalne skomplikowanie mózgu w obrębie ostatniej fazy ewolucji homo sapiens należałoby zatem interpretować jako podstawę
zdolności opracowywania i zbierania coraz większej ilości danych o środowisku
w coraz krótszym czasie.
W osobliwym kontraście pozostają wobec tego liczne złudzenia zmysłowe,
którym podlegamy. Częściowo chodzi tu o relatywnie proste złudzenia, jak znane
złudzenie strzałek (złudzenie Müllera-Lyera), złudzenie torów kolejowych (złudzenie Ponzo) czy złudzenie siatki (złudzenie Hermanna), częściowo jednak także
o bardziej skomplikowane złudzenia ruchu i kształtu, aż po złudzenia orientacji
naszego ciała, gdy zmysły wzroku i równowagi wchodzą ze sobą w konlikt (por.
Bishof 1966; Bishof 1966a; Metzger 1975; Stadler, Seeger, Raeithel 1975; von
Campenhausen 1981). Wówczas nasz mózg wydaje się funkcjonować niezbyt
pewnie. Psychologowie często wtedy wskazują na wpływ emocji i oczekiwań
na percepcję zmysłową, których intensywność może prowadzić do poważnych
zniekształceń obrazu rzeczywistości.
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
133
Wszystkie próby wyprowadzenia stąd wniosku o generalnej niedoskonałości
zmysłowego postrzegania zostały przez wielu krytyków słusznie odparte, jako
że większość złudzeń zmysłowych wywoływana jest tylko w bardzo sztucznych,
niewystępujących w realnym świecie warunkach, na przykład przy dwuwymiarowym lub monokularnym przedstawianiu bodźców doświadczanych normalnie
w sposób trójwymiarowy i binokularny, przy powstrzymywaniu spontanicznych
ruchów oczu i głowy lub przy sztucznych warunkach ciążenia i przyspieszenia.
Systemy i narządy zmysłów faktycznie źle funkcjonują w warunkach, do których „nie zostały stworzone”. Jesteśmy za to w sytuacji, w której możemy być
świadomi występowania tego rodzaju złudzeń, dokładnie je zbadać i liczyć się
z nimi (jak ma to miejsce np. w kosmonautyce), co czynimy zresztą również za
pomocą naszych zmysłowych postrzeżeń, które właśnie przez to wykazują swoją
niezawodność (Stadler, Seeger, Raeithel 1975: 110 i następne).
Wszystko to wspiera mocno stanowisko teoriopoznawcze krytycznego realizmu: nasze organy zmysłowe odwzorowują świat tak, jak właśnie potraią,
to znaczy w ramach izykalnych i izjologicznych możliwości oraz osiągnięć
ewolucyjnych. Organy zmysłowe stanowią wrota mózgu do świata – przez nie
każdorazowo wpływa do niego potrzebna informacja, która zostaje przyporządkowana odpowiedniemu doświadczeniu, częściowo przy pomocy wrodzonych,
częściowo przy pomocy wyuczonych wzorów.
Stanowisko krytycznego realizmu, które jest bez wątpienia najbardziej rozpowszechnionym teoriopoznawczym stanowiskiem zarówno w myśleniu potocznym, jak i w nauce, określam tu jako „perspektywę zmysłowo-izjologiczną”.
Popularność i oczywistość tego stanowiska pozostaje zapewne w związku z okolicznością, że szczegółowa wiedza o budowie i funkcjonowaniu organów zmysłowych została osiągnięta o wiele wcześniej niż na przykład o mózgu, i to właśnie
ukształtowało na długo zachodnioeuropejską teorię poznania (Planck 1965). Przy
tym zajmowanie się zmysłem wzroku było nadzwyczaj dominujące i można
słusznie przypuszczać, że wiele problemów teoriopoznawczych nie wystąpiłoby,
gdybyśmy my, ludzie, nie odczuwali nas jako prymarnie wizualnych.
Zupełnie inna perspektywa niźli ta wyżej zaprezentowana powstaje wówczas,
gdy potraktuje się problem percepcji nie z pozycji narządów zmysłu, lecz z pozycji mózgu. Co prawda organy zmysłu i ich komponenty są aktywowane przez
specyiczne bodźce z otoczenia, na przykład fotoreceptory tylko przez światło
o określonym zakresie długości fal, narządy powonienia tylko przez określony typ molekuł, to jednak neuronalne pobudzenie, które powstaje na gruncie
sensorycznych bodźców w narządach zmysłu i które jest dalej prowadzone do
mózgu, jest jako takie niespecyiczne. Nie można rozpoznać po salwie impulsów
nerwowych, którą widać podczas elektroizjologicznego rejestrowania na oscylograie, czy została ona wywołana na przykład przez wizualne, akustyczne czy
zapachowe wzbudzenie, czyli czy została zarejestrowana na nerwie optycznym,
akustycznym i węchowym, a więc odpowiednio w wizualnym, akustycznym
134
gerhard roth
i węchowym polu mózgu. Oznacza to, że impulsy nerwowe są jako takie niespecyicznymi sygnałami, a nawet więcej: nie można nigdy wiedzieć, czy są
impulsami motorycznymi, czy też reprezentują tzw. aktywności integracyjne.
W niespecyiczności potencjału nerwowego na drodze procesów elektrycznych
tkwi boląca trudność, która, mimo całego postępu, jeszcze dziś zaprząta głowy
elektroizjologów próbujących wyjaśnić funkcjonalną organizację sensorycznych
systemów opracowujących.
Specyiczna modalność organów zmysłowych, na której wydaje się polegać
nasz świat zmysłów, znika w sposób jawny niejako „za” organami zmysłowymi.
Organy zmysłowe przekładają ogromną różnorodność świata na „ujednolicony
język” bioelektrycznych wydarzeń (czyli na potencjał nerwowy), ponieważ tylko taki język mózg może zrozumieć (również „język” hormonów musi zostać
przełożony na potencjał nerwowy, żeby mogło zachodzić działanie na komórki
nerwowe). Można łatwo zauważyć, że tłumaczenie na neuronalny „ujednolicony
język” jest czymś nieodzownym dla funkcji systemu nerwowego, jak bowiem
inaczej mogłyby ze sobą komunikować oko i mięsień, ale również oko i ucho,
pamięć i zapach, a więc instancje pozostające jednocześnie w służbie sensorycznych sterowników zachowania oraz będące różnie zbudowane i też różnie funkcjonujące. „Neuronalny ujednolicony język” jest zatem podstawą integracyjnej
wydolności systemu nerwowego i mózgu.
Dowodem niespecyiczności potencjału nerwowego jest możliwość wywołania za pomocą tego samego sztucznego elektrycznego bodźca w różnych
częściach mózgu różnych halucynacji, na przykład w korze potylicznej wrażeń
wizualnych, w korze skroniowej audytywnych, w tzw. zakręcie zaśrodkowym
somatosensorycznych. Wywołane halucynacje są wprawdzie poza wyjątkami raczej mało skomplikowane, tzn. badani pacjenci „widzą” często tylko kolorowe
przedmioty, które poruszają się we wszystkich kierunkach, „słyszą” tylko proste
dźwięki i odgłosy lub miewają proste odczucia cielesne. Również wywołane
poruszenia są raczej prostego rodzaju. Halucynacje te nie są ponadto mylone
z naturalnym stanem bodźców. Ma to związek z tym, że bodziec elektryczny
jest natury prostej i ogólnej, w przeciwieństwie do różnych narkotyków, które są
bardzo podobne do neuronalnych transmiterów w mózgu, i które mogą funkcjonalnie przejąć ich miejsce. Wiadomo, że narkotyki mogą prowadzić do bardzo
skomplikowanych i myląco „prawdziwych” halucynacji (por. Siegel i West (red.)
1975; Siegel 1977). Tym niemniej oba przykłady sztucznie wywołanych wrażeń
zmysłowych pokazują, że jeden i ten sam sztuczny bodziec może wywoływać
różne przeżycia zmysłowe, dokładnie tak, jak czynią to bodźce „naturalne”. Możemy wnioskować z takich eksperymentów, że miejsce w mózgu, do którego traia neuronalne wzbudzenie, i w którym jest dalej opracowywane, określa rodzaj
(modalność) odczucia zmysłowego (widzenie, słyszenie itd.), ale również jego
jakość (określona barwa, określony smak i dźwięk), i że frekwencja impulsów
określa najczęściej tylko intensywność odczucia.
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
135
Można więc funkcję organu zmysłowego widzieć w tym, że czyni on mózg,
który rozumie tylko język impulsów nerwowych, wrażliwym na rodzaj, jakość
i intensywność różnych wydarzeń w środowisku zewnętrznym, to znaczy fal
elektromagnetycznych i dźwiękowych, izyczny ucisk, chemiczne bodźce itd. Zatem budowa i funkcjonowanie organów zmysłowych ustalają, które wydarzenia
mogą na mózg oddziaływać. Dla mózgu istnieją jednak tylko neuronalne wiadomości, które pochodzą od organów zmysłowych, nie zaś one same, czyli tak
jak dla odbiorcy programu telewizyjnego nie istnieje rejestrująca obraz kamera
ilmowa. Mózg wartościuje przy tym przychodzące sygnały ściśle według miejsca ich opracowywania: wszystko, co w postaci neuronalnego impulsu dociera
do kory potylicznej, jest wrażeniem wizualnym, a co traia tylko w określone
regiony kory potylicznej, jest określonym kolorem, niezależnie od faktycznego
pochodzenia sygnału. Mózg pracuje zatem wedle rygorystycznej topologicznej
zasady, tak jak inżynier przed pulpitem kontrolnym decyduje po zapalającej się
lampce w określonej kolumnie i rzędzie o awarii w tej i tej maszynie.
Rygorystyczność tej topologicznej zasady w mózgu została właściwie pojęta dopiero w ostatnich latach, gdy do dyspozycji są neuroanatomiczne metody
mogące wyjaśnić kwestie specyicznych połączeń w mózgu. Przedtem przyjmowano, że procesy opracowywania bodźców w mózgu najpierw przebiegają
równolegle, a potem zaczynają się krok po kroku kumulować coraz bardziej
i w końcu, w pewnej znacznie niewielkiej grupie „neuronów przeżywania”,
osiągają punkt szczytowy i konwergują. Dzisiaj wiemy, że procesy dywergencji
przeważają nad konwergencją i że przestrzenna separacja stanów wzbudzenia organów zmysłowych pozostaje jak najdłużej zachowana (Stone, Dreher,
Leventhal 1979; Dykes 1983). Wydaje się to oczywiste, ponieważ neuronalne
pobudzenie, które zlewa się z innymi, traci swoją specyikę i nie może być
przez mózg rozróżnione.
To, o czym właśnie nadmieniłem, ma kilka znaczących konsekwencji:
1. „Prymarne” odczucia zmysłowe i ich modalności nie powstają w organach
zmysłowych. Zachodzi tam jedynie przemiana izykalnych i chemicznych
bodźców w impulsy nerwowe i ewentualne wstępne opracowanie. Właściwe
wrażenie zmysłowe powstaje w mózgu, jako kombinacja symultanicznego
i sukcesywnego opracowania.
2. Wrażenia zmysłowe powstają w mózgu odnośnie do ich rodzaju i jakości na
podstawie przydziału znaczenia wedle kryteriów topologicznych. Te kryteria są częściowo wrodzone, jako ogólne odrutowanie mózgu, częściowo są
ontogenetycznie pozyskane.
3. Dojrzały mózg jest całkowicie podporządkowany własnemu topologicznemu
kryterium: nawet wiedza, że w części kory mózgowej odpowiedzialnej za
wrażenia wizualne tkwi elektroda (coś w rodzaju heroicznego samobadania)
nie przeszkadzało mojemu mózgowi by „interpretować” elektryczne impulsy
jako wizualne odczucia.
136
gerhard roth
Wszystko to prowadzi do godnych uwagi stwierdzeń, że mózg, zamiast być
otwartym na świat, jest kognitywnie zamkniętym systemem, który wedle własnych
rozwiniętych kryteriów interpretuje i wartościuje neuronalne sygnały, o których
prawdziwym pochodzeniu i znaczeniu nie wie nic absolutnie pewnego. Nieuprawniony wedle zdrowego rozsądku sceptycyzm wobec możliwości funkcjonowania
organów zmysłowych wydaje się, wobec tego, jak najbardziej trafny, ponieważ
świat, który przeżywamy, jest wedle powyższych stwierdzeń tylko konstruktem
mózgu i w żadnym wypadku konstruktem dowolnym. Stoi to w oczywistej opozycji nie tylko do niezaprzeczalnej bezpośredniości naszego wrażenia zmysłowego,
tzn. bezpośredniości naszego kontaktu ze światem, lecz także do jawnej zdolności
mózgu do generowania zachowań umożliwiających przetrwanie, a więc zorientowanego na stany i zdarzenia w środowisku zewnętrznym.
Jeżeli uznać powyższe konstatacje na gruncie licznych neurobiologicznych
dowodów za słuszne, pojawią się wówczas następujące pytania:
1. Jak powstaje przeżycie bezpośredniego zmysłowego doświadczenia, skoro
świat zmysłowy jest tylko konstruktem mózgu?
2. Jak mózg może wytworzyć w swoim odcięciu od świata zachowanie, które
umożliwia organizmowi, a więc i samemu mózgowi, przeżycie? Kto gwarantuje poprawność decyzji dotyczących zachowania?
3. Kto lub co jest podmiotem postrzegania? Czy nie jest konieczne przyjąć, że
„Ja” jako podmiot postrzegania jest również konstruktem mózgu?
Zacznijmy od pierwszego pytania. Całość naszego kognitywnego świata
pozwala się podzielić na trzy duże obszary: pierwszy obszar, do którego należą wszystkie rzeczy i procesy tzw. środowiska, które my doświadczamy jako
„świata rzeczy”; drugi obszar, do którego należą nasze ciało i wszystkie związane z nim doświadczenia, które możemy określić jako „świat ciała”; trzeci obszar, w którym egzystują wszystkie nasze niecielesne stany i przeżycia, a więc
uczucia, wyobrażenia, myśli. Z reguły odróżniamy wyraźnie te trzy obszary od
siebie: nie mylimy części naszego ciała z obiektami świata rzeczy, ponieważ
miałoby to fatalne skutki, a także nie przypisujemy naszego bólu głowy innym
osobom i obiektom. Co najmniej równie fatalne byłoby mylenie naszych życzeń,
wyobrażeń i myśli ze światem rzeczy. Niezbyt ostre, co interesujące, jest odgraniczenie pomiędzy drugim i trzecim obszarem: myśli i wyobrażenia możemy
odczuwać jako cieleśnie sprawiające ból i możemy powątpiewać, czy właśnie
coś zrobiliśmy, czy raczej zamierzaliśmy coś zrobić. To znaczy, że mylimy intencję działania z samym aktualnym działaniem. Natomiast rzadko występuje
u zdrowego człowieka niepewność, czy rzeczy zostały realnie doświadczone,
czy może wyśnione lub są efektem halucynacji.
Wiadomo wszakże, że określone formy chorób psychicznych mogą prowadzić do trwałych zaburzeń granicy pomiędzy tymi trzema obszarami. Schizofrenicy opowiadają, że części ciała, przykładowo ręce, nie należą już „do nich”,
lecz do świata rzeczy. Ich halucynacje mogą być na tyle mocne i realistyczne,
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
137
że traktują je jak prawdziwe. Tego typu pacjent może stać się w końcu obcy dla
samego siebie, to znaczy odczuwa swoje ciało i swoje własne Ja jako całkowicie
zewnętrzne i obce, a w efekcie wytwarza drugie, „wewnętrzne” Ja3.
Przy wytwarzaniu kognitywnego świata, tzn. świata, który jest w ogóle
przeżywany i doświadczany, mózg odgranicza te trzy nazwane obszary częściowo według wrodzonych, częściowo według nabytych kryteriów. Świat rzeczy
i świat ciała wyraźnie różnią się między sobą pod względem ich tzw. reprezentacji w mózgu: drogi nerwowe, które wychodzą od organów zmysłowych
właściwych postrzeganiu środowiska (oko, ucho, nos etc.) i te wychodzące od
organów odpowiedzialnych za odczuwanie ciała (zmysł równowagi, receptory
mięśni i stawów, receptory dotyku, receptory bólu etc.) projektują do różnych
ośrodków w mózgu.
Poza tym rodzaj reprezentacji jest fundamentalnie różny: podczas gdy środowisko jest reprezentowane wyłącznie sensorycznie, ciało jest reprezentowane sensorycznie i motorycznie. Każdy motoryczny rozkaz zostaje sensorycznie
sprawdzony, by skontrolować, czy został wykonany. W drodze różnych somatosensorycznych meldunków zwrotnych czujemy bezpośrednio, co czyni nasze
ciało. Doświadczenie ciała, nawet jeżeli jest tylko wewnątrzmózgowe, jest zatem
innej natury niż doświadczenie środowiska. Jeżeli droga sensorycznego sprzężenia zwrotnego jakiejś części ciała zostaje przerwana na przykład przez wypadek,
wówczas ta część ciała będzie odczuwana jako obca i należąca do środowiska.
Dla mózgu oznacza to, że wszystko, co podlega sensomotorycznemu sprzężeniu
zwrotnemu jest ciałem, co jednak prowadzi tylko do wzbudzenia w sensorycznych centrach bez dokładnego sprzężenia zwrotnego, jest środowiskiem.
Tożsamość ciała konstytuuje się również przez to, że stany różnych sensorycznych modalności pozostają ze sobą w zgodzie co do ruchów ciała. W ten
sposób samoindukowany ruch głowy jest jednocześnie meldowany przez system
wizualny, system równowagi oraz receptory mięśni i stawów szyi. Przez to wielorakie meldowanie ciało może odróżniać skutecznie ruchy własne od ruchów
środowiska, co często nie jest możliwe na podstawie jednej tylko modalności
zmysłowej, na przykład zmysłu wzroku (por. Wurtz, Goldberg, Lee Robinson
1882; von Campenhausen 1981: 160 i następne).
Wiemy, że tak jasno jawiąca się różnica między światem rzeczy i światem
ciała jest faktycznie częściowo konstytuowana przez doświadczenie. Już przed
laty Herd i Hein wykazali na młodych kotach, że do konstytucji środowiska
postrzegania konieczny jest jego wizualno-motoryczny „podbój”. Zwierzęta,
którymi porusza się w środowisku przy ich bierności, zachowują się później jak
ślepe (Held i Hein 1963). Podobne fenomeny dają się zaobserwować u hospitalizowanych, mocno opóźnionych w rozwoju dzieciach w ich wizualno-motorycznym doświadczeniu środowiska. Osadzenie rzeczy w środowisku tworzy się
3
O fenomenie depersonalizacji por. Kutter, 1977: 83; Brautigam, 1969: 110 i następne.
138
gerhard roth
widocznie wzorcowo poprzez dotykanie i chwytanie. Podobnie konstytuuje się
tożsamość ciała przez wyżej wymienione sensomotoryczne sprzężenie zwrotne,
i to na gruncie nienależącego do ciała środowiska. Można to ująć w ten sposób,
że mózg tworzy kognitywne otoczenie i kognitywne ciało przez wykluczenie:
wszystko, co nie jest ciałem, jest otoczeniem, lub wszystko, co nie jest „wewnątrz”, jest „na zewnątrz”.
Ta granica pomiędzy kognitywnym ciałem i kognitywnym środowiskiem
wewnątrz całego kognitywnego świata jest granicą bezpośrednią, ponieważ
pośredniczenie między światem i mózgiem odbywa się przy pomocy organów
zmysłowych, które egzystują w materialnym, „realnym” świecie organizmu, nie
egzystują natomiast wewnątrz kognitywnego świata, czyli w „rzeczywistości”
naszego mózgu. Mózg sytuuje oba te obszary, by tak powiedzieć, dokładnie obok
siebie. Dlatego przeżywamy rzeczy i procesy naszego środowiska faktycznie jako
bezpośrednie, ponieważ obszary świata rzeczy i świata ciała posiadają, jako konstytuowane przez mózg, ten sam ontologiczny (mianowicie kognitywny) status.
Tak nam się to jawi, gdy spoglądamy na świat przez nasze oczy, i widzimy nawet
nasze zacienione oczodoły. Nie mamy świadomości, że między nami i światem
jest jakakolwiek instancja pośrednicząca.
Dlatego bardzo mylące są wypowiedzi wielu teoretyków postrzegania mówiących, że świat doświadczany zmysłowo jest w rzeczywistości wewnątrz
naszej głowy, tudzież w mózgu. To stwierdzenie prowadzi następnie do spekulacji o tym, w jaki sposób nasze spostrzeżenia, które przecież powstają „tam
w środku”, wychodzą „na zewnątrz”. To często stawiane pytanie zapomina, że
to „na zewnątrz”, które postrzegamy, jest kognitywnym „na zewnątrz” i nie
może być mylone z „na zewnątrz” realnego świata, w którym żyje nasz organizm. Nasz mózg wytwarza przy konstrukcji kognitywnego świata, jak wyżej
pokazano, jednocześnie pewne „wewnątrz” i pewne „zewnątrz”, które są do
siebie nawzajem odniesione. Mówiąc abstrakcyjnie, wielu teoretyków łączy ze
sobą dwa ontologicznie całkowicie różne światy, ten materialny (w najgłębszym izykalnym sensie), realny świat organizmu i kognitywny świat „rzeczywisty”, które są powiązane prawdopodobnie przyczynowo, a nie przestrzennie.
Mózg, który jest mi dostępny, który ja, jako anatom i izjolog, mogę obejrzeć
i badać na przykład w obrębie wspomnianego ikcyjnego samobadania, istnieje wewnątrz mojej kognitywnej przestrzeni i nie jest naturalnie identyczny
z realnym mózgiem, który tę kognitywną przestrzeń wcześniej ukonstytuował.
To co ja, leżąc na stole operacyjnym, widzę na monitorze lub w lustrze, uważam naturalnie w tym momencie za ujawniony mózg, który „to wszystko”, co
ja przeżywam, wytwarza. Gdyby tak jednak było, miałbym przed sobą paradoksalną sytuację: mógłbym być jednocześnie poza sobą i w sobie. Mówiąc
inaczej: mój mózg mógłby ujrzeć sam siebie z zewnątrz przez to, że wytwarza w sobie świat, w którym on sam jest identycznie zachowany. To przecież
prowadziłoby do nieskończonych odbić mózgu w samym sobie. Rozwiązanie
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
139
tego paradoksu polega na tym, że mózg, który jest postrzegany, jest kognitywnym konstruktem postrzegającego, tj. konstruującego mózgu i jako taki sam
nie może postrzegać.
Bliższe określenie „przestrzennego” stosunku pomiędzy realnym i kognitywnym, „rzeczywistym” światem jest dlatego tak trudne, ponieważ pojęcie przestrzeni jest naturalnie również natury kognitywnej. Świat, o którym czynimy
przestrzenne wypowiedzi, jest albo zmysłowo doświadczanym światem, albo
abstrakcyjnym światem izyki, który nie jest realnym światem, lecz raczej wyprowadzonym od świata zmysłowego mającym odpowiadać mniej lub bardziej realnemu światu – tak bardzo, jak tylko byśmy my, naukowcy, chcieli przyjmować
lub wierzyć. Przez te nadzieje nie zmienia się jednak jego ontologiczny status.
Ważność ogólnej teorii względności nie jest dowiedziona w realnym świecie,
lecz w – nam samym dostępnym – sensualno-kognitywnym świecie, na przykład
przez obserwacje astronomiczne, a potwierdzenie określonych teoretycznych założeń dowodzi jedynie ich zgodności z obserwacjami.
Dlatego nie możemy używać ani potocznego, ani izycznego pojęcia przestrzeni do określenia związku między kognitywnym i realnym światem, bo oba
światy mają gruntownie inny status ontologiczny. Nie ma bowiem sensu mówić,
że świat kognitywny istnieje w świecie realnym, ponieważ byłoby to założenie geometrii obejmującej oba światy, geometrii „hiperprzestrzeni”. Również
używane w tym kontekście przez niektórych teoretyków kreślenie, jakoby oba
światy miały znajdować się w układzie prostopadłym, jest tylko w sposób ograniczony pomocne. Sugeruje, że moglibyśmy jednak coś o tej „hiperprzestrzeni’
powiedzieć.
Z tego, co wyżej powiedziano wynika również, że tzw. intelektualne procesy
mózgu, jak myślenie i wyobrażanie, posiadają ten sam ontologiczny status, co
postrzeganie „zewnętrznego” świata, choć są one zazwyczaj odczuwane w sposób z goła odmienny. Pojawia się przy tym wciąż nierozwiązana kwestia: w jaki
sposób udaje się mózgowi skutecznie odróżniać procesy intelektualne od cielesnych odczuć? Przecież również intelektualne procesy są koniecznie powiązane
z potencjałem nerwowym: można dziś przy pomocy badań EEG lub tomografu
rozpoznać prądy mózgowe, które są powiązane z aktywnością mózgu. Nie różnią
się one w ich elektro-izycznej naturze niczym od sensorycznych lub motorycznych prądów mózgowych. Także tu potrzebuje mózg wewnętrznego kryterium
wyróżnienia, które zapobiega pomyleniu realności z czystym myśleniem. Możemy przyjąć, że przynajmniej częściowo jest to kryterium topologiczne, ponieważ
procesy myślenia i wyobrażania mają miejsce w oddzielnych obszarach mózgu.
Interesująca jest okoliczność, że jesteśmy tym bardziej skłonni przypisać halucynacyjnemu odczuciu charakter odczucia prawdziwego, im bardziej jest ono
żywotne i bogate w detale, i odwrotnie, że o tyle prędzej mylimy prawdziwe
odczucie zmysłowe z oczywistym wyobrażeniem, im bliżej jest ono tzw. progu
odczuwania, czyli jawi się niewyraźnie (Siegel 1977).
140
gerhard roth
Zatem na pierwsze z wyżej postawionych pytań można odpowiedzieć w ten
oto sposób: bezpośredniość doświadczenia zmysłowego, która została uznana
przez wielu ilozofów za bazę naszego poznania świata, a przez izjologów za
kompletną zagadkę, sama jest konstruktem mózgu, w którym odgranicza on (kognitywny) sensualny świat od (kognitywnego) świata ciała i świata „mentalnego”.
Obszary te – mówiąc obrazowo – zderzają się ze sobą. Pogląd, wedle którego
mózg miałby być systemem otwartym na zmiany w środowisku, nie pozwala
pojmować bezpośredniego zmysłowego doświadczenia jako konstruktu.
Przejdźmy teraz do drugiego pytania, mianowicie do pytania o niezawodność
funkcji tego wewnątrz generowanego kognitywnego świata. Mózg daje się ująć
jako samoreferencyjny lub samoeksplikatywny system. Przez funkcjonalną samoreferencyjność systemu rozumiem właściwość, która polega na tym, że system
współdziała rekursywnie lub cyrkularnie z własnymi stanami tak, że każdy stan
wynika z interakcji wcześniejszych stanów. Systemy samoreferencyjne są w ich
sekwencjach stanów samookreślone lub autonomiczne. Ich sekwencje stanów
nie są sterowane z zewnątrz. Ważne jest, że samoreferencyjność nie oznacza
izolacyjności: systemy samoreferencyjne są koniecznie podatne na zewnętrzny
wpływ i modulacje. Działania tego wpływu, jego długość i jakość, są jednak
całkowicie przez system określone. To znaczy, że to system stwierdza, czy zewnętrzne zdarzenie może w ogóle na system wpływać i, jeżeli tak, to w jaki
sposób oraz w jakiej mocy.
Mózg, jako neuronalny aparat, jest właśnie takim samoreferencyjnym systemem. Jego stany neuronalne są cyrkularnie uporządkowane, współdziałają ze
sobą w nieskończony rekursywny sposób. Może być on poddany oddziaływaniom
i zmianom środowiska poprzez organy zmysłowe, ale sposób tego oddziaływania
jest przez niego samego (przez jego funkcjonalną samoorganizację) określony.
Jednocześnie mózg jest systemem semantycznie samoreferencyjnym lub samoeksplikatywnym: przypisuje swoim własnym stanom znaczenia, które pochodzą od
niego samego. W ten sposób może on decydować tylko na podstawie wewnętrznych kryteriów, czy stany wzbudzenia, których w sobie doświadcza, są zdarzeniami zewnętrznego świata, ciała czy też obszarów psychiczno-intelektualnych
oraz jakie specjalne znaczenie zdarzenia te posiadają. Na gruncie logiki pojęć należy odróżnić samoreferencyjność funkcjonalną od semantycznej, ponieważ nie
wszystkie funkcjonalnie samoreferencyjne systemy rozwijają samoreferencyjność
semantyczną; jest to związane ze specyicznymi samoreferencyjnymi zasadami
organizacji mózgu. Można jednak wykazać, że semantyczna samoreferencyjność
jest skutkiem funkcjonalnej samoreferencyjności mózgu.
W jaki sposób jednak, by powtórzyć powyższe pytanie, tego rodzaju samoreferencyjny i samoeksplikatywny system może pozyskać potrzebną do przeżycia
wiedzę o środowisku, w którym on i jego organizm muszą przetrwać? Żeby to
zrozumieć, porównajmy mózg do osoby, która podróżuje przez obcy kraj, by
dowiedzieć się o ważnych rzeczach lub po prostu cało dotrzeć do domu. Osoba
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
141
ta nie mówi jednak w języku tego kraju, jest wobec tego skazana na pomoc
tłumaczy. Oczywiście nie ma też możliwości sprawdzenia, czy poszczególne
tłumaczenia są poprawne (wiedza ta jest ogromnie ważna).
Co może zrobić nasza osoba? Żeby uzyskać wgląd do poprawności pracy
tłumacza, ma trzy możliwości.
Pierwszą jest podstawowe oszacowanie wiarygodności tłumacza (np. na
podstawie jego pochodzenia, wykształcenia itd.); może się okazać, że tłumacz
jest znany ze swojej wiarygodności od dawna. W przypadku mózgu odpowiada
to faktowi, że przez długą ilogenezę i przez podobne do wytłaczania ontogenetyczne procesy uczenia się zagwarantowane jest mniej lub bardziej pewne
przyporządkowanie organów zmysłowych do określonych centrów zmysłowych,
a jakości zmysłowych do określonych lokalnych wzbudzeń w mózgu. Założenie
wewnętrzne: „to wzbudzenie, które tu dociera, musi być wizualnym kontrastem”,
jest uzasadnione anatomią mózgu, to znaczy przez ogólne odrutowanie mózgu.
Na gruncie badania ontogenezy musimy faktycznie przyjąć, że to odrutowanie jest mniej lub bardziej pewnie wcześniej ustalone. Topologia sensorycznych
i motorycznych pól opracowujących w mózgu jest częściowo dalekim dziedzictwem sięgającym kręgowców i wykazuje zaledwie małą plastyczność.
Druga możliwość, którą dysponuje nasz ikcyjny podróżnik, jest taka, by postarać się o dwóch tłumaczy i porównywać ich tłumaczenia. Chciałbym to nazwać
„paralelną” próbą spójności. Mózg nie czyni nic innego, gdy „zawiadomienia”
różnych obszarów zmysłowych porównuje ze sobą, sprawdzając ich treść. W ten
sposób w ułamku sekundy są sprawdzane zmysł równowagi, receptory postawy
ciała w mięśniach i stawach oraz zmysł wzroku odnośnie ich spójności pod względem zachowania i ruchu ciała oraz relatywnej sytuacji ciała w przestrzeni, i to
przez wiele miliardów komórek nerwowych móżdżka. Rozbieżności pomiędzy
przychodzącymi informacjami prowadzą albo do kompensacyjnych zmian zachowania, albo, gdy te nie przynoszą rezultatu, do zapaści całego systemu, omdlenia,
silnych halucynacji. O wiele mniej dramatyczne jest zestrojenie pomiędzy różnymi sensorycznymi wzbudzeniami ze środowiska. Tutaj systemowi sensorycznemu
udaje się zazwyczaj wytrzymać zaburzenia i „oczyścić się” z dylematu.
Trzecia możliwość to postępowe sprawdzanie spójności: nasz podróżnik ma
chwilowo tylko jednego tłumacza do dyspozycji, ale porównuje nadchodzące
tłumaczenia po kolei według wewnętrznej spójności, to znaczy według tego, czy
to, co tłumacz mówi ma „sens” i nie zawiera żadnych wewnętrznych sprzeczności. To postępowe sprawdzanie spójności przeprowadza mózg przy pomocy
pamięci. W kilku milisekundach całe napływające sensoryczne wzbudzenie zostaje porównane z wcześniejszymi wzbudzeniami i skutkami ich interpretacji.
Podczas gdy dwa pierwsze rodzaje wewnętrznych sprawdzianów spójności są
mniej lub bardziej sztywno określone i przy błędnym funkcjonowaniu wywołują ostre kryzysy, trzeci rodzaj jest elastyczny, daje się korygować i skutkuje
najlepszym zestrojeniem.
142
gerhard roth
Mamy zatem, w przypadku mózgu, do czynienia z systemem, który chociaż
jest na środowisko kognitywnie zamknięty, jednak poprzez organy zmysłowe
podatny jest z jego strony na wielorakie wpływy. Jednakże mózg nie doświadcza oddziaływań środowiska bezpośrednio, lecz tylko na i w sobie samym, na
własnym – by tak powiedzieć – duchu, i musi z jednorodnej mowy neuronów
konstruować wielorakość świata zewnętrznego. Nie chodzi tu w żadnym wypadku o rekonstrukcję, jak przypuszcza wielu teoretyków poznania (Vollmer 1980),
bo do tego mózg musiałby znać oryginał (chyba, że „rekonstrukcję” rozumie
się jako składanie ze sobą jako tako do siebie pasujących części bez znajomości
oryginału).
Ta swoista jednoczesność kognitywnego zamknięcia i podatności na wpływ
otoczenia przysparza zrozumieniu funkcjonalnej organizacji mózgu dużych trudności, ponieważ pojęcie „kognitywnego zamknięcia” może być łatwo mylone
z „izolacją od świata”. Jest jednak jasne, że mózg faktycznie odizolowany od
świata nie mógłby nigdy wykazywać zachowania umożliwiającego przeżycie, to
znaczy zachowania, dzięki któremu on sam zostanie zachowany. Neuroizjolog,
który bada reakcje neuronów lub części mózgu na zewnętrzne bodźce, stwierdza
mniej lub bardziej bezpośredni związek między mózgiem a środowiskiem. Traktuje on mózg tak, jak gdyby był on kognitywnie otwarty. Tak naprawdę może
on to czynić do pewnego stopnia tylko przy tych mózgach, w których związek
bodźca i reakcji jest bardzo silny, nie biorąc jednocześnie pod uwagę, że ten silny związek mógł zostać wywołany przez metodę prób i błędów. Wiele mózgów
wykazuje, na relatywnie szerokim poziomie elektroizjologicznych odprowadzeń,
że neuronalne odpowiedzi na określone bodźce nie zawsze dają się przewidzieć
i że samoreferencyjność badanych mózgów ujawnia się, by tak rzec, na czubku
elektrody (Elektrodenspitze). Nie jest to zresztą przypadek tylko bardzo skomplikowanych mózgów ssaków, lecz także, na przykład, mózgów insektów, w których pojedyncze neurony posiadają często wysoce integracyjną funkcję.
Argumentowi kognitywnego zamknięcia przeciwstawia się często kontrargument, wedle którego wynik konstrukcji świata zewnętrznego i ciała zostaje
z reguły natychmiast lub z opóźnieniem przekształcony w działanie. Stąd wynikać miałaby możliwość kontroli przez „praktykę”. Jednak działanie organizmu
i jego skutki nie są nigdy dane mózgowi wprost, lecz tylko poprzez sensoryczne
meldunki zwrotne. To znaczy, że mózg znów jest tą instancją, która sprawdza na
sobie i w sobie, jakie skutki posiada określone działanie i jakie korekcje powinny
być przeprowadzone. Istnieją liczne przykłady tej wewnętrznej kontroli działania
oraz jej błędnego funkcjonowania. Najbardziej dobitne są sytuacje, w których
wizualno-motoryczne sprzężenie zwrotne zostaje zaburzone przez nakładanie się
horyzontalnych lub wertykalnych pryzmatów inwertujących. Okazuje się jednak,
że mózg może tego typu fundamentalne zaburzenie niemal zupełnie kompensować wewnętrznie przez to, że obraca on obraz wizualny na pozycję motorycznie
właściwą. Jako wyraźny dowód na wewnętrzną, samoreferencyjną reorganizację
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
143
świata postrzegania możemy w tych okolicznościach uznać fakt, że po zdjęciu długo noszonych okularów, świat widziany jest odwrotnie. Fakt, że trwa
to jeszcze jakiś czas (zanim świat nie będzie znów „w porządku”), oznacza, że
mózg może dowolnie dysponować przestrzenną orientacją widzialnego świata, by
uzyskać wewnętrznie spójną percepcję (Kohler 1962; von Campenhausen 1981:
100 i następne).
Temu powyższemu kognitywnemu celowi spójnej percepcji i interpretacji
świata zostają również podporządkowane fundamentalne odniesienia do rzeczywistości, tak jak pokazuje to przykład kognicji psychopatycznej. To, że nie
istnieje żadna zewnętrzna „obiektywna” instancja kontrolna, jest właśnie istotą
samoreferencji i samoeksplikacji. Rezultat samoreferencyjnej, wewnętrznej oceny własnego działania jest ciągle tylko tymczasowy, może się on jednak wraz
z przybierającym doświadczeniem potwierdzać, ale również ocena przebiegu
oceny pozostaje wewnętrzna. To znaczy, że psychopata przez swoją „szaloną”
praktykę będzie się czuł równie upewniony jak zdrowy człowiek przez swoje
normalne czyny. Tylko zewnętrzny obserwator przyzna jednemu normalność,
drugiemu zachowanie szaleńca. „Normalność” zewnętrznego obserwatora jest
właśnie przez to konstytuowana, że posiada on świadomość zgodności pod
względem swoich kognitywnych wysiłków z dużą liczbą swoich bliźnich. Na
często stawiane pytanie: „Skąd właściwie wiemy, że jesteśmy normalni, a nie
szaleni?”, można, dzięki powyższej wskazówce, odpowiedzieć, że „szaleniec”
na ogół subiektywnie cierpi na inność swojego postrzegania lub przynajmniej
zdaje sobie z tego sprawę; gdyby świat był pełen psychopatów w rozumieniu
psychologiczno-klinicznym, wówczas każdy z nich prawdopodobnie postrzegałby i odczuwał inaczej. W przeciwieństwie do nich „normalni” potwierdzają
swoją normalność z możliwie największą liczbą ludzi. Szaleństwo, które posiada
większość ludzi w podobny sposób, nie może być za szaleństwo uznane.
Winniśmy jednak spytać, dlaczego mózg jest właściwie systemem samoreferencyjnym? Dlaczego nie wytwarza sobie bezpośredniego dostępu do świata?
Wówczas problemy sprawdzalności zostałyby rozwiązane.
Systemem rzeczywiście otwartym na środowisko jest na przykład system
odruchowy, w którym określonemu bodźcowi przypisana jest określona reakcja.
Taki system może posiadać zachowania o wiele bardziej skomplikowane, jeżeli
tylko dysponuje odpowiednio wieloma odruchami lub łańcuchami odruchów. Jest
on jednak sztywno związany ze środowiskiem i poddany jego luktuacjom. Jest
zatem sterowany z zewnątrz, a więc heteronomiczny.
Chciałbym poniżej krótko pokazać, że samoreferencyjność mózgu jako
przeciwieństwo systemu odruchów nie jest pomyłką ewolucji lub złem koniecznym funkcjonalnej organizacji mózgu, lecz koniecznym warunkiem wydolności
kognitywnej, którą człowiek uskutecznia. Krótko mówiąc, świadome postrzeganie, zaplanowane działanie i skuteczne przezwyciężanie bardzo skomplikowanego środowiska (także środowiska społecznego) są możliwe jedynie przez
144
gerhard roth
semantycznie samoreferencyjny i samoeksplikatywny system, jakim jest mózg
ludzki.
O ewolucji mózgu kręgowców od tzw. prymitywnych kręgowców aż do
człowieka uważa się, że wielkość mózgu skorelowana jest mocno ze zdolnością
do uczenia się i do złożonych działań, a w związku z tym do przezwyciężenia
coraz bardziej skomplikowanego środowiska. Chciałbym otworzyć tu kwestię:
czy wzrost wielkości mózgu w obrębie ludzkiej ewolucji był produktem presji doboru coraz bardziej skomplikowanego środowiska, czy też mózg stał się
większy i bardziej skomplikowany, na co wiele wskazuje, z powodu rozwoju
wewnętrznego i dyferencjacji, a człowiek dopiero wtórnie postawiony został
w obliczu coraz bardziej skomplikowanego środowiska, które musiał przezwyciężyć (Gould 1977)?
Godne uwagi w tym rozwoju jest to, że pojemność sensorycznych wejść, tzn.
zdolności organów zmysłowych do obejmowania środowiska, zwiększyła się tylko nieznacznie. Nerw optyczny, po którym rozpoznać można wizualne wejście
do mózgu, obejmuje u żaby 500 000 tysięcy włókien. U człowieka ta liczba sięga
około miliona. Ale podczas gdy mózg żaby posiada jedynie kilka miliardów komórek mózgowych, ludzki mózg posiada ich około biliona. Oznacza to, że sensoryka
pierwszego rzędu w obrębie ewolucji kręgowców zwiększyła się tak naprawdę
nieznacznie. To, co rozwinęło się i wzrosło do potężnej skali w ewolucji ludzkiego
mózgu, to regiony opracowujące drugiego i trzeciego rzędu, a szczególnie wszystkie te areały, które porównują sensoryczne wzbudzenia o różnych modalnościach
z wcześniejszymi sensorycznymi, ale i motorycznymi stanami, dokonując tym
samym wewnętrznej oceny. Mózg, zamiast obejmować swoje środowisko coraz
dokładniej przy pomocy rozwoju pojemności organów zmysłowych, obrał w swojej ilogenezie kierunek przeciwny, mianowicie zwiększenie do ogromnej skali
i uczynienie skutecznym wewnętrznego systemu oceny.
Dzięki licznym eksperymentom psychologii postrzegania wiemy, że nasze
organy zmysłowe „meldują” z reguły jedynie o ograniczonej ilości bodźców ze
środowiska i że mózg poprzez wewnętrzną aktywność konstruuje z tego koherentny świat postrzeżeń (Metzger 1975). Chociaż prowadzi to czasem do błędów
(gdy przeoczamy niewielkie zmiany), umożliwia mózgowi generowanie z dużą
prędkością kompleksowych przebiegów postępowania. Nasze postrzeganie, które
jawi się nam jako określone przez bezpośrednią sensorykę, w rzeczywistości
powstaje w głównej mierze z produktów pamięci, to znaczy ze zdarzeń, które
nasz mózg w minimalnie namacalnym środowisku uznaje za prawdopodobnie
istniejące. Mimo tego, że rzadko wchodzimy w sensoryczny kontakt z otoczeniem w sposób skoncentrowany, mamy ciągle spójną wizję postrzeganego świata.
Dopiero, gdy zmuszamy się, by ujmować otoczenie dokładniej i w detalach,
zauważamy, jak powoli pracuje wówczas nasze postrzeganie. Gdy jednak postrzeganie powierzchowne przestaje być pożyteczne dla przeżycia, postrzeganie
szczegółowe i dokładne staje się szybsze. To, czego człowiek i jego przodkowie
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
145
potrzebowali do przeżycia, względnie to, co wytwarzało ich przewagę, było
zdolnością do pośpiesznego działania w skomplikowanych sytuacjach, także
społecznych. Nadzwyczaj rozwinięta samoreferencyjność mózgu jest – tylko
pozornie paradoksalną – podstawą oczywistej zdolności człowieka do opanowywania skomplikowanych sytuacji. Zewnętrzne skomplikowanie jest dzięki temu
redukowane przez skomplikowanie wewnętrzne. Gdyby ludzki mózg był, jak
dotąd sądzono, systemem rzeczywiście otwartym, tzn. nastawionym na dokładne
rejestrowanie świata, byłby zalewany przez powódź wydarzeń ze środowiska
i w ogóle niezdolny do sterowania sensownym działaniem.
Dużą potencję mózgu stanowią tzw. kognitywne wydolności stabilizacyjne, które umożliwiają to, że możemy radzić sobie w ciągle zmieniającym się
środowisku. Jesteśmy w stanie identyikować obiekty pod różnymi względami,
w różnym świetle i kontekście, odbieramy otoczenie jako stabilne mimo częściowo silnych ruchów względnych między ciałem i środowiskiem. Mechanizmy cerebralne, które umożliwiają te wydolności stabilizacyjne, są do dziś tylko
częściowo poznane (dotyczą częściowo tzw. zasady Reafferna), ale wiadomo, że
muszą być bardzo złożone oraz absorbować dużą część mózgu. Ma to miejsce
na przykład wówczas, gdy mózg dokonuje nadzwyczajnego wysiłku przy rozpoznawaniu ludzkiej twarzy oraz przy pojmowaniu ludzkiej mowy, tak by jej
sens mógł być określony nawet w akustycznie złych warunkach (von Campenhausen 1981: 98 i następne). Te wydolności zostały dopiero w ostatnim czasie
docenione, kiedy próbowano wytworzyć podobne u robotów pracujących przy
technicznym procesie produkcji (rozpoznawanie narzędzi lub części produkcyjnych w zmiennych pozycjach). Tylko najprostsze abstrakcyjne wysiłki stanowią
dla tych systemów dużą trudność.
Abstrakcja, tworzenie inwariantów czy stałość obiektu są wydolnościami,
które dla przeżycia w skomplikowanym, luktuującym środowisku są życiowo
niezbędne i które mogą być przeprowadzone tylko przy nadzwyczaj dużym neuronalnym wysiłku. Warunkują one całkowitą dyspozycyjność świata postrzegania
dla sterującego zachowaniem mózgu, a to jest tylko wtedy dane, gdy mózg sam
tworzy i kształtuje postrzegany świat. Trzeba się jednak w tym momencie odżegnać od myśli, że miałoby to oznaczać jakąkolwiek dowolność lub samowolę.
Jak już wspomniałem, wiele mechanizmów konstrukcji kognitywnego świata
jest albo wrodzonych, albo ukształtowanych na sposób wytłaczania w ontogenetycznym wcześniejszym procesie prób i błędów i są one mniej lub bardziej
niesterowalne. Ostatecznie to wszystko nie oznacza, że postrzeganie poddane
jest wpływowi wolnej woli kognitywnego „ja”.
To stwierdzenie prowadzi nas bezpośrednio do ostatniego z wyżej postawionych pytań, które brzmiało: Co lub kto jest podmiotem postrzegania i poznania?
Skąd pochodzi, gdzie przebywa i co czyni?
W teoriach postrzegania i poznania spekulacje o naturze i możliwościach
kognitywnego podmiotu, świadomie poznającego i postrzegającego świat Ja,
146
gerhard roth
odgrywają dużą rolę. Podczas gdy behawioryści albo w ogóle negują istnienie
kognitywnego Ja i świadomego poznania, albo uznają je za epifenomen – narzędzie mózgowej maszyny, inni ilozofowie i psychologowie akcentują aktywną
rolę poznającego i postrzegającego Ja. Liczne badania psychologii poznawczej
dowodzą, że poznanie nigdy nie jest prostym odbiciem zewnętrznych wydarzeń,
lecz selektywnie i kreatywnie przebiegającym procesem, w którym wcześniejsze
doświadczenia, emocje i oczekiwania występują w znacznej ilości. Nie widzimy
tylko linii, kontrastów, kształtów, związków porządkowych i przyczynowych tam
gdzie „obiektywnie” nie występują, lecz widzimy „obiektywnie” występujące
przedmioty często nadzwyczaj różnie, zwłaszcza, gdy są emocjonalnie i doświadczalnie obciążone. Psychologia postrzegania zapełnia całe tomy relacjami o wprost
absurdalnych zniekształceniach treści spostrzeżeń i o kognitywnych ikcjach, na
przykład w związku z zeznaniami świadków przed sądem. Wszystko to wydaje się
wskazywać na potężną kreacyjną moc kognitywnego, poznawczego Ja.
Przeczą jednak temu wszystkim znane fakty, że Ja nie ma żadnego znaczącego wpływu na swoje postrzeganie. Nikt nie może dowolnie w obrębie swoich
postrzeżeń z czerwonego krzesła zrobić zielonego, choć przecież jasne jest, że
kolory są „czysto subiektywnym” fenomenem, a złudzenia związane z kolorami
występują bardzo często. Żaden głodny nie może, w drodze kognitywnej decyzji,
uczynić z kamienia kawałka chleba, mimo że wiadomo, iż osoba głodna, gdy stan
głodu trwa wystarczająco długo, przeżyje skrajne halucynacje o stołach pełnych
jedzenia. Są psychopaci, którzy całkowicie przekonani uważają się za Napoleona lub chińskiego cesarza, ale żaden człowiek nie może przez czysty akt woli
dopuścić do swojej świadomości tego typu kariery jako wiarygodnej.
To wskazuje nam, że z jednej strony kognitywny świat daje się przeformować aż do absurdu, jednak z drugiej strony tak zwany kognitywny podmiot nie
jest aktorem ani producentem tego procesu, lecz o wiele bardziej jego przedmiotem. Kognitywny podmiot/przedmiot nie może kształtować postrzegania, wydaje
się mu raczej w o wiele większym stopniu podlegać.
Potwierdza to zatem bezowocność wszelkich prób zlokalizowania Ja w mózgu, których przez lata podejmowali się liczni ilozofowie, psychologowie i badacze. Nie znaczy to znów, że nie można nic o anatomicznych i izjologicznych
podstawach świadomego Ja i świadomego postrzegania powiedzieć. Sytuacja
nie wygląda aż tak źle. Wiadomo z licznych klinicznych badań na pacjentach
z uszkodzeniami mózgowia, że w konstytuowaniu Ja biorą udział cztery duże
funkcjonalne obszary mózgu. Jest to, po pierwsze, pień mózgu, a szczególnie
formatio reticularis, które steruje przytomnością, uwagą i skupieniem. Po drugie, sensoryka i sensomotoryka, które, jeżeli chodzi o świadome postrzeganie,
można znaleźć w tzw. systemie wzgórkowo-korowym międzymózgowia i kresomózgowia. Po trzecie, obszar pamięci, w którym system limbiczny odgrywa rolę
decydującą. I w końcu system koordynacji działań i planowania, który znajduje
się w obszarze czołowym kory mózgowej.
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
147
Te cztery duże funkcjonalne systemy naszego mózgu konstytuują nasze świadome postrzeganie i poczucie tożsamości naszego Ja. Podczas gdy brak formatio
reticularis w pniu mózgu powoduje utratę świadomości, której głębokość może
być różna, to braki pozostałych systemów nie prowadzą nigdy do całkowitego
zaniku świadomości Ja, lecz do bardzo osobliwych zmian, które dotyczą na przykład niemal całkowitego zaniku pamięci. Prawdziwe wypaczenie tożsamości Ja
występuje przy określonym uszkodzeniu płata czołowego, którego łagodny wariant polega na niezdolności pacjenta do skoncentrowania się na tym, co i w jaki
sposób jest do zrobienia (Łuria 1970).
Świadomość Ja nie ma zatem żadnego dokładnie zlokalizowanego miejsca
w mózgu: w jej konstytuowaniu biorą udział liczne funkcjonalnie i przestrzennie
bardzo różne obszary. Nie ma ponadto struktury jednorodnej, nawet wówczas,
gdy mówi się o „ścisłej świadomości” i bezpośredniej dostępności (Gegebenheit) Ja. Moja teza brzmi, że Ja jest koniecznie występującym, wysoce skomplikowanym, samoreferencyjnie zorganizowanym kognitywnym systemem. Jeżeli
przyjrzymy się czterem współkonstytuującym świadome postrzeganie wielkim
systemom mózgu, które wcześniej wskazałem, stwierdzimy, że są one ze sobą
w wysokim stopniu wzajemnie powiązane i tworzą wielokrotnie zawierające się
kręgi wzbudzeń, w których uczestniczą miliardy komórek nerwowych. Systemy
te odtwarzają się jeden w drugim z ich każdorazowym wzorem wzbudzenia
w ułamku sekundy: sensoryczny system wzgórkowo-korowy w system pamięci
i odwrotnie, system przytomności i „system planowania” nawzajem w siebie
oraz w dwa inne systemy i odwrotnie itd. Powstaje przez ten nieskończony cyrkularny i wzajemny proces odtwarzania wielowymiarowej przestrzeni kognitywnej, która jest identyczna ze światem naszych przeżyć i której tylko część, i to nie
największą, stanowi nasz świadomy świat przeżyć. Niektóre ze stanów tej grupy
systemów otrzymują w specyiczny sposób uwydatnienie, którego doświadczamy
jako świadomość, lub lepiej: którym sami jesteśmy. To nadanie świadomości
zależy, o ile wiemy, po pierwsze od specyicznego odczuwania naszego ciała,
po drugie od sensorycznego sterowania uwagą i w końcu od ciągłej obecności
specyicznej zawartości pamięci, która ma związek z naszymi indywidualnymi
historiami.
Pytanie, dlaczego wykształciła się świadomość Ja i jakie wykonuje czynności, ciągle sprawia trudności. Istnieje grupa ilozofów, którzy przyjmują, że
świadomość Ja musi odgrywać ważną rolę, ponieważ wszystko, co wykształciło się w drodze ewolucji, posiada funkcję umożliwiającą przeżycie. Niektórzy
ilozofowie przyjmują, że nasza świadomość jest rodzajem sceny, na której
nasze myśli mogą przeprowadzać próby, dopóki nie zdecydują się na zamianę
w czyn. W związku z tym przywołuje się bardzo często argument, że wygodniej byłoby pozwolić wyobrażeniom i hipotezom umrzeć po tym, jak zostanie
dowiedziona na owej scenie ich nieprzydatność, niż ryzykować śmiercią organizmu.
148
gerhard roth
Ta hipoteza natraia jednak na trudności wobec wielu psychologicznych i klinicznych doświadczeń. Ciągle nie dowiedziono, że nasze świadome postrzeganie ma jakikolwiek wpływ na nasze działanie, jak nie dowiedziono również,
że istnieje coś takiego, jak akt woli. Najnowsze psychologiczne eksperymenty
wzmacniają od dawna uznane przypuszczenie, że subiektywna decyzja woli jest
prostym epifenomenem (być może nawet tylko językowo wygenerowanym).
Większa część naszego działania zachodzi bez zaplanowanej świadomej akcji,
często przecież czynimy coś, czego wcześniej nie zaplanowaliśmy.
Cały szereg klinicznych badaczy mózgu, którzy zajmowali się problemem
świadomego postrzegania i jego zaburzeniami, reprezentuje pogląd, że jest ono
regulacją ogniska mózgu na własne, w określonym momencie szczególnie ważne,
wewnętrzne procesy, przy czym to ognisko, jak wcześniej wykazaliśmy, odczuwane jest jako ściśle ograniczone, choć ukonstytuowane sensorycznie, emocjonalnie i stosownie do pamięci. Analizy sterowania naszej uwagi wskazały na
faktyczne występowanie właśnie tych komponentów, jak również na inny nadzwyczaj istotny fakt, że mianowicie uwaga może się sama kierować także „do
wewnątrz”, to znaczy na nasze myśli, emocje i zawartości pamięci, a nie tylko
na sensoryczne wydarzenia.
Tym niemniej nie można wykluczyć, że kognitywny podmiot występuje
w związku z planowaniem działania jako wewnętrzny proces rozważania, który
jednak w żadnym wypadku nie musi być ciągle świadomy. Potwierdza to fakt,
że poczucie tożsamości Ja i zdolność planowania działań są u większości ssaków
słabo rozwinięte i dopiero u małp człekokształtnych osiągają ledwie do ludzkich
warunków porównywalny wymiar. Rozważanie tego, co należy zrobić, zakłada nie tyle istnienie pojedynczej instancji decyzyjnej, ile raczej porównywanie
bardzo wielu danych z bardzo różnych obszarów mózgu. To mogłoby wyjaśnić
wyraźnie skomplikowaną strukturę Ja – nie byłoby ono żadną autonomiczną
instancją, lecz specyicznie uwydatnionym skomplikowanym stanem mózgu.
Spróbujmy teraz zebrać powyższe uwagi w kilka porządkujących tez:
1. Mózg jest systemem samoreferencyjnym i samoeksplikatywnym. Oznacza
to, że jest funkcjonalnie zamknięty i reaguje tylko na swoje własne stany. Nie ma żadnego bezpośredniego dostępu do świata zewnętrznego. Przy
interpretacji własnych stanów postępuje tylko wedle wewnętrznych zasad
sprawdzania spójności. Ta samoreferencyjność nie jest żadną pomyłką ewolucji lub jej koniecznym błędem, lecz podstawą nadzwyczajnych wydolności
stabilizacyjnych i decyzyjnych, które są z kolei warunkiem dla wyjątkowej
zdolności mózgu do wytwarzania skomplikowanego środowiska i posługiwania się skomplikowanym środowiskiem.
2. Tylko systemy samoreferencyjne są w stanie konstytuować kognicję, czyli tworzyć dyspozycyjną rzeczywistość. Poszczególne neuronalne systemy,
które wchodzą w bezpośredni kontakt ze środowiskiem, odtwarzając rzeczywistość „obiektywnie” (w ścisłym tego słowa znaczeniu), są systemami
Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość
149
releksyjnymi. Te są jednak związane sztywno ze swoim środowiskiem
i w związku z tym wysoce nieelastyczne. Mózg, jako system samoreferencyjny, rozwinął w długiej ewolucji (która obejmuje wszystkich przodków
z grupy kręgowców, a więc okres około pół miliarda lat) oraz wewnątrz
swojego indywidualnego historycznego rozwoju wewnętrzne procedury kontrolne, które są niemal niezawodne w kwestii sterowania zachowaniem.
3. Na gruncie samoreferencyjnej organizacji, to znaczy ciągłego wzajemnego
odwzorowywania się w sobie wyżej wymienionych wielkich systemów funkcyjnych, realno-materialny mózg wytwarza dla siebie kognitywny świat, który dzieli dalej na środowisko, świat ciała i świat Ja (lub świat myśli) i konstytuuje te trzy światy tak, że różnią się one w sposób możliwie wyraźny.
Kognitywny świat jest w sobie zamknięty przez to, że jest ukonstytuowany
i zdeiniowany odnośnie do własnych obszarów składowych. Jest to rzeczywistość, w której żyjemy i której jesteśmy częścią. Nie tyle jesteśmy wobec
niej postawieni, ile ona przenika nas na wskroś. Nasze Ja, które odczuwamy
jako najbardziej bezpośrednie i konkretne, Ja którym sami jesteśmy, jest –
by wyrazić się poetycko – ikcją, snem mózgu. O samym zaś mózgu, jako
że jesteśmy jego snem lub ikcją, nie możemy nic wiedzieć. Dlatego też
koniecznie jesteśmy sami dla siebie jedyną rzeczywistością.
4. Nawet jeżeli mózg jest systemem w sobie funkcjonalnie i kognitywnie zamkniętym, nie znaczy to, że jest on odizolowany od środowiska. Jego stany mogą być modulowane zdarzeniami środowiska zewnętrznego poprzez
organy zmysłowe. Zasadniczą izolację wszystkich neuronalnych systemów
od świata mózg znosi przez to, że tworzy on świat jako swoje środowisko
wewnętrzne i nim się też posługuje. Dotyczy to zwłaszcza środowiska społecznego. Nie ma wobec tego żadnej sprzeczności w tym, że nasza indywidualna, zamknięta w sobie rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, ponieważ realny mózg, który wytwarza indywidualną rzeczywistość, może, jak
pokazały to badania dwóch ostatnich dziesięcioleci, rozwijać swoje funkcje
tylko w specyicznych warunkach społecznych. W tym sensie konstruowana
przez nasz mózg rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, a nie monadą
w rozumieniu Leibniza, chociaż faktycznie nie posiada żadnych okien na
zewnątrz.
150
gerhard roth
Bibliograia
Benseler F., Hejl P.M., Köck W.K., (red.), 1980, Autopoiesis, Communication and Society.
The Theory of Autopoietic Systems in the Social Sciences, Frankfurt – Nowy Jork.
Bishof N., 1966, Psychophysik der Raumwahrnehmung, [w:] Wahrnehmung und Be
wußtsein. Handbuch der Psychologie, red. W. Metzger i H. Erke, t. 1/1, Göttingen,
s. 307–408.
Bishof N., 1966a, Stellungs, Spannungs, und Lagewahrnehmung, [w:] Wahrnehmung
und Bewußtsein. Handbuch der Psychologie, red. W. Metzger i H. Erke, t. 1/1,
Göttingen, s. 409–497.
Brautigam W., 1969, Reaktionen, Neurosen, Psychopathien, wyd. II, Stuttgart.
Buser A., Rougeul-Buser A., (red.), 1978, Cerebral Correlates of Conscious Experience,
Amsterdam – Nowy Jork.
Campenhausen C. von, 1981, Die Sinne des Menschen, t. 1, Einführung in die Psycho
physik der Wahrnehmung, Stuttgart – Nowy Jork.
Dykes R.W., 1983, Parallel processing of somatosensoriy information: a theory, „Brain
Research Revies”, 6, s. 47–115.
Gould S.J., 1977, Ontogeny and Phylogeny, Cambridge.
Held R., Hein A., 1963, Movement-produced stimulation in the development of visually
guided behavior, „J. Com. Physiol. Psychol.”, 56, s. 872–876.
Kirchfeld K., 1984, Linsen- und Komplexaugen: Grenzen ihrer Leistung, „Naturwiss.
Rundschau”, 37, s. 352–362.
Kohler I., 1962, Experiments with goggles, „Sci. Amer”, 206/5, s. 63–72.
Kutter P., 1977, Psychiatrie, Stuttgart.
Łuria A.R., 1970, The functional organization of the brain, „Sci. Amer.” 222/3, s. 66–78.
Maturana H.R., 1982, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,
Braunschweig–Wiesbaden.
Metzger W., 1975, Psychologie, wyd. V, Darmstadt.
Planck M., 1965, Positivismus und reale Außenwelt, w: Vorträge und Erinnerungen,
Darmstadt, s. 228–245.
Siegel R.K., 1977, Hallucinations, „Sci. Amer.”, 237/4, s. 132–140.
Siegel R.K., West L.J., (red.), 1975, Hallucinations: Behavior, Experiments and Theory,
J. Wiley & Sons.
Stadler M., Seeger F., Raeithel A.T., 1975, Psychologie der Wahrnehmung, Monachium.
Stone J., Dreher B., Leventhal A., 1979, Hierarchical and parallel mechanisms in the
organization of visual cortex, „Brain Research Revies”, 1, s. 345–394.
Vollmer G., 1980, Evolutionäre Erkenntnistheorie und Leib-Seele-Problem, [w:] Wie
Entsteht der Geist?, red. G. Böhme, Karlsruhe, s. 11–40.
Vollmersa G., 1981, Ewolutionäre Erkenntnistheorie, wyd. III, Stuttgart.
Vollmersa G., 1983, Mesokosmos und objektive Erkenntnis. Über Probleme, die von
Evolutinären Erkenntnistheorie gelöst werden, [w:] Die Evolutionen des Denkens,
red. K. Lorenz i F.M. Wuketis, Monachium.
Wurtz R.H., Goldberg M.E., Lee Robinson D., 1982, Brain mechanisms of visual atten
tion, „Sci. Amer.”, 246/6, s. 100–107.
przeł. Bogdan Balicki
Niklas Luhmann
Autopoieza systemów społecznych
Myślenie i życie jako różne formy organizacji autopoietycznej
„Autopoieza” jest terminem czysto biologicznym, stworzonym, by deiniować
życie. Jego ekspansja w inne rejony była i jest przedmiotem dyskusji, zwykle
jednak kończy się niepowodzeniem i opiera się na błędnych założeniach. Problem wydaje się tkwić w tym, że już nasz sposób podejścia do sprawy budzi
wątpliwości – mylimy nasze badawcze „hierarchie”.
Pozornie wydaje się, że możemy bezpiecznie powiedzieć: systemy psychiczne, czy nawet społeczne, są także systemami ożywionymi. Czy bowiem mogłaby
istnieć świadomość lub życie społeczne bez życia (biologicznego)? A zatem, jeśli
życie polega na autopoiezie, jak można sprzeciwiać się opisywaniu systemów
psychicznych i społecznych jako autopoietycznych? W ten sposób zachowujemy
bliskie związki między autopoiezą a życiem i stosujemy ten koncept zarówno w przypadku systemów psychicznych, jak i społecznych. Jesteśmy niemal
zmuszeni do takiego postępowania poprzez nasze aparaty pojęciowe (Maturana
1980; Hejl 1932; Bunge 1979). Jednakże natychmiast popadamy w kłopoty, kiedy próbujemy precyzyjnie określić, czym są składniki psychicznych i społecznych systemów, których reprodukcja przez te same komponenty tych samych
systemów rekurencyjnie określa autopoietyczną jedność systemu; i co oznacza
„zamknięcie” w przypadku systemów psychicznych i społecznych, jeśli nasze
teoretyczne podejście wymaga włączenia komórek, systemów neuroizjologicznych, systemów obronnych (etc.) żywych organizmów do ogółu psychicznych
lub społecznych rzeczywistości?
Co więcej, ponieważ ma to związek z życiem – jako sposobem samoreprodukcji systemów autopoietycznych – teoria autopoiezy nie osiągnęła poziomu
ogólnej teorii systemów, która uwzględnia umysły i maszyny, system psychiczny
152
niklas luhMann
i społeczny, społeczeństwa i krótkotrwałe interakcje. Z tego punktu widzenia systemy ożywione są szczególnym rodzajem systemów. Jeśli zdecydowalibyśmy się
abstrahować od życia i deiniować autopoiezę jako ogólną formę organizacji systemowej, wykorzystującą samoreferencyjne zamknięcie, musielibyśmy przyznać,
że istnieją nie-ożywione systemy autopoietyczne, różne rodzaje autopoietycznej
reprodukcji i ogólne zasady autopoietycznej organizacji, które materializują się
jako życie, ale również jako inne rodzaje cyrkulacji i samoreprodukcji. Innymi słowy, jeżeli znajdziemy nie-ożywione systemy autopoietyczne w naszym
świecie, wtedy i tylko wtedy będziemy potrzebować prawdziwie ogólnej teorii
autopoiezy, starannie unikającej tych odniesień, które są prawdziwe tylko dla
systemów ożywionych. Ale które aspekty autopoiezy pozostaną prawomocne
na tym najwyższym poziomie, a które będą musiały z niego wypaść z powodu
swoich powiązań z życiem?
W niniejszym tekście wykorzystano właśnie tę wielopoziomową perspektywę. Rozróżnia ona ogólną teorię samoreferencyjnych systemów autopoietycznych i wiele konkretnych poziomów, na których możemy wyróżnić systemy
ożywione (komórki, mózgi, organizmy etc.), systemy psychiczne i społeczne
(społeczeństwa, organizacje, interakcje) jako różne rodzaje systemów autopoietycznych (zob. poniższy schemat).
Rodzaje samoreferencyjnych systemów autopoietycznych
Samoreferencyjne systemy autopoietyczne
Systemy psychiczne
Systemy ożywione
komórki, mózgi, organizmy
Systemy społeczne
społeczeństwa, organizacje, interakcje
Ten schemat nie opisuje wewnętrznego zróżnicowania systemów. Nie jest
to schemat operacji systemowych, ale ich obserwacji. Wyróżnia typy systemów
i modele realizacji autopoiezy.
Podejście tego rodzaju jest użyteczne tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi zaakceptować anty-Arystotelesowskie założenie, że systemy społeczne, czy nawet
psychiczne, nie są systemami ożywionymi. Koncept autopoietycznego zamknięcia sam w sobie wymaga takiej teoretycznej decyzji i ostrego rozgraniczenia
między myśleniem a życiem jako różnymi rodzajami autopoietycznej organizacji;
systemy używające myślenia z kolei muszą być rozróżnione zależnie od tego,
czy używają świadomości bądź komunikacji jako sposobów reprodukcji opartej
Autopoieza systemów społecznych
153
na znaczeniu. Wówczas, z jednej strony, musimy stworzyć teorię socjologiczną
i psychologiczną spełniającą te wymagania; z drugiej zaś strony koncept autopoiezy musi być oddzielony od konotacji biologicznych. Obydwa przedsięwzięcia
są oczywiście współzależne. Ogólna teoria systemów autopoietycznych kształtuje
podstawy teorii systemów psychicznych i socjalnych, jednakże sama w sobie
będzie sensowna tylko i wyłącznie wówczas, gdy to oddzielenie się powiedzie,
ponieważ w przeciwnym wypadku możemy nie być w stanie zdecydować, które
z jej aspektów są rzeczywiście ogólne.
Komunikacje jako podstawowe elementy systemów społecznych
By użyć ipsissima verba, systemy autopoietyczne są to „systemy deiniowane
jako jedności (jako sieci produkcji elementów), które rekursywnie, poprzez swoje interakcje, generują i realizują sieć, która je produkuje, a także konstytuują –
w przestrzeni, w której istnieją – granice sieci jako elementy uczestniczące w realizowaniu sieci” (Maturana1981: 21). Systemy autopoietyczne to zatem nie tylko
systemy samoorganizujące się. Nie tylko produkują i ewentualnie zmieniają swoje
własne struktury, ale ich samoreferencja sprawdza się równie dobrze w produkcji
innych komponentów. To jest zasadnicza innowacja pojęciowa, która dodaje turbodoładowania i tak już silnemu motorowi maszyn samoreferencyjnych. Nawet ele
menty, czyli końcowe komponenty (jednostki), które są, przynajmniej dla samego
systemu, nierozkładalne, są produkowane przez sam system. A zatem wszystko,
co jest używane przez system jako część, jest produkowane jako część przez sam
system. Ta zasada dotyczy elementów, procesów, granic i innych struktur, oraz,
co równie ważne, całego systemu rozumianego jako jedna jednostka. Systemy
autopoietyczne istnieją oczywiście w obrębie środowiska, nie mogą egzystować
samotnie. Ale w przypadku jednostki nie ma żadnych wejść ani wyjść.
Systemy autopoietyczne są zatem niezależne, jeżeli chodzi o tworzenie tożsamości i różnic. Same nie kreują rzecz jasna materialnego świata. Zakładają
istnienie innych poziomów rzeczywistości. Ludzkie życie, na przykład, z góry
przyjmuje niewielki zakres temperatury, w której woda istnieje jako płyn. Ale
cokolwiek systemy autopoietyczne wykorzystują jako podobieństwa i różnice,
jest stworzone przez nie. Nie mogą importować tożsamości i różnic ze świata
zewnętrznego; są to cechy, o których muszą decydować same.
Systemy społeczne używają komunikacji jako swojego indywidualnego środka autopoietycznej reprodukcji. Ich elementy to komunikacje, które są rekursywnie produkowane i reprodukowane przez sieć komunikacji i które nie mogą
istnieć poza tą siecią. Komunikacje nie są jednostkami „żyjącymi”, nie są jednostkami „świadomymi” i nie są „działaniami”. Ich jedność wymaga połączenia
trzech elementów, mianowicie informacji, wypowiedzi1 i rozumienia (włączając
1
Pisząc po niemiecku, mógłbym użyć nieprzekładalnego terminu „Mitteilung”.
154
niklas luhMann
nierozumienie2). To połączenie tworzone jest przez sieć komunikacji, nie zaś
jakąś wrodzoną moc świadomości czy inherentną jakość informacji. Tak więc –
co stoi w sprzeczności z wszelkimi rodzajami „strukturalizmu” – komunikacja
nie jest wytworem języka. Strukturaliści nigdy nie byli w stanie wykazać, w jaki
sposób struktura może produkować zdarzenie. I tu właśnie teoria autopoiezy
oferuje nam zdecydowany postęp: komunikacja to sieć zdarzeń, która sama się
tworzy, a struktury są tu wymagane dla reprodukcji zdarzeń przez zdarzenia.
Synteza informacji, wypowiedzi i rozumienia nie może być zaprogramowana
przez język. Musi być odtwarzana na nowo w każdej sytuacji przez odnoszenie
się do poprzednich komunikacji i możliwości komunikacji przyszłych, które będą
ograniczane przez aktualne zdarzenie. Ta operacja wymaga samoreferencji – nie
może w żaden sposób wykorzystać środowiska. Informacja, wypowiedź i rozumienie są aspektami, które dla systemu nie mogą istnieć niezależnie od systemu;
są tworzone wspólnie w ramach procesu komunikacji. Nawet „informacja” nie
jest czymś, co system może wziąć ze środowiska. Elementy „informacji” nie istnieją „gdzieś na zewnątrz”, czekając, aż zostaną „odnalezione” przez system. Są
one selektywnie produkowane przez sam system w porównaniu z czymś innym
(np. w porównaniu z czymś, co mogłoby się wydarzyć).
Komunikacyjna synteza informacji, wypowiedzi i rozumienia jest możliwa
jedynie jako podstawowa część danego systemu społecznego. Jako część działająca jest nierozkładalna, działa autopoietycznie tylko jako element systemu. Jednak
dalsze części tego samego systemu mogą rozróżniać między informacją a wypowiedzią i mogą używać tej różnicy, by oddzielać heteroreferencyjność od samoreferencyjności. Mogą, same będąc nierozkładalne w danym momencie, odnosić
się uprzednio do zawartości wcześniejszych komunikacji, pytając o informacje
odnośnie informacji – lub mogą pytać o „jak” i „dlaczego” komunikacji, skupiając
się na wypowiedzi. W pierwszym przypadku będą dążyć do samoreferencyjności,
w drugim – heteroreferencyjności. Sięgając po terminologię Gerharda Günthera
(Günther 1979), można powiedzieć, że proces komunikacji nie jest po prostu samoreferencyjny w takim znaczeniu, że jest tym, czym jest. Jest umacniany przez
swoją strukturę, by oddzielać i na nowo łączyć heteroreferencyjność i samoreferencyjność. Odnosząc się do samego siebie, proces ten musi rozróżniać informację i wypowiedź oraz wskazywać, która strona dystynkcji powinna służyć jako
podstawa do dalszej komunikacji. A zatem samoreferencja jest niczym innym jak
odniesieniem do tej właśnie dystynkcji między heteroreferencją i samoreferencją.
A zważywszy, że autoreferencyjność mogłaby być postrzegana jako zjawisko jednowartościowe (jest tym, czym jest) i opisywana tylko przez logikę dwóch wartości, mianowicie prawdy i fałszu, przypadek systemów społecznych jest jednym
2
Pomysłodawcą tego rozróżnienia (które stosowali także Austin i Seatle) jest Karl Bühler (1934).
Wprowadzono tu jednak zmianę, jeżeli chodzi o odniesienie tego rozróżnienia: odnosi się ono
nie do „funkcji”, nie do typów „aktów”, ale do selekcji.
Autopoieza systemów społecznych
155
z bardziej kompleksowych, ponieważ samoreferencja systemu społecznego (1)
jest oparta na trwającym, autoreferencyjnym (autopoietycznym) procesie, który
odnosi się do samego siebie (2) jako reprodukująca dystynkcja między samym
sobą a (3) swoimi tematami. Jeśli taki system nie miałby środowiska, musiałby je
wynaleźć jako horyzont swojej heteroreferencyjności.
Elementarne, niepodzielne części systemu to najmniejsze możliwe komunikacje. Ten najmniejszy rozmiar znowu nie może być ustalony niezależnie od
systemu3 – jest on uzgadniany przez dalsze komunikacje lub przez przewidywanie dalszych komunikacji. Elementarna część niesie minimalne znaczenie, które
jest konieczne dla dalszej komunikacji – na przykład minimalne znaczenie, które
wciąż jeszcze można zanegować. Dalsza komunikacja może świetnie oddzielić
elementy informacji, wypowiedzi i rozumienia i dyskutować je oddzielnie, jednak przy ciągłym założeniu ich syntezy w uprzedniej komunikacji. System nie
ogranicza sam siebie poprzez wprowadzanie parametrów ograniczających do
budowy swoich części elementarnych. Jeśli to konieczne, może komunikować
o wszystkim i rozkładać aspekty uprzednich komunikacji, by zaspokoić bieżące
potrzeby, ale też – jako system działający – nie zawsze będzie posuwał się do
takich ostateczności. Komunikacja uwzględnia rozumienie jako konieczny warunek jedności swojego działania; nie wymaga natomiast akceptacji swojej treści.
Funkcją komunikacji nie jest produkowanie konsensusu jako preferowanego stanu umysłu. Komunikacja w otwartej sytuacji zawsze skutkuje albo akceptacją,
albo negacją. Odtwarza sytuacje w ściśle określonym, narzuconym zakresie.
Takie sytuacje nie są możliwe bez komunikacji, nie występują jako naturalne
wydarzenia. Tylko komunikacja jest zdolna osiągnąć punkt, w którym rozwidlają
się dalsze możliwości. To rozwidlenie samo w sobie polega na redukcji kompleksowości i, przez ten właśnie fakt, narzuceniu wyboru. Wybór dalszej komunikacji
jest automatycznie albo akceptacją, albo odrzuceniem uprzednich komunikacji, albo widocznym unikaniem czy odraczaniem rozwiązania. Niezależnie od
jej treści i niezależnie od intencji, komunikacja działa w ramach narzuconego
wyboru. Wybrać jeden kierunek to zrezygnować z innego. Ten w najwyższym
stopniu sztuczny stan porządkuje samoreferencję systemu, czyni nieuniknionym
branie pod uwagę innych komunikacji tego samego systemu i każda komunikacja odnawia ten sam stan w różnym kontekście. Gdyby system był nastawiony na produkowanie konsensusu, wkrótce nadszedłby jego koniec. Nigdy nie
stworzyłby i nie odtworzyłby społeczeństwa. Jakkolwiek w rzeczywistości jest
nastawiony na odtwarzanie samego siebie przez podporządkowanie się samoreprodukującej się selektywności. Tylko ten układ umożliwia społeczną ewolucję,
jeżeli postrzegamy ewolucję jako rodzaj strukturalnej selekcji nadbudowanej na
selektywności.
3
Ten argument nie ogranicza oczywiście analitycznych zdolności obserwatora, jakkolwiek musi
on brać pod uwagę ograniczenia systemu.
156
niklas luhMann
Społeczeństwa i interakcje jako różne typy systemów społecznych
Systemy społeczne są zatem systemami rekurencyjnie zamkniętymi w odniesieniu do komunikacji, przy czym są dwa różne znaczenia terminu „zamknięcie”,
które czynią możliwym rozróżnienie między społeczeństwami i interakcjami jako
różnymi typami systemów społecznych. Społeczeństwa są systemami obejmującymi, co znaczy, że włączają wszystkie zdarzenia, które zaliczają do komunikacji. Nie mogą komunikować ze swoim środowiskiem, gdyż to oznaczałoby włączenie rozumiejącego partnera do systemu, przy czym rozumienie jest
niezbędnym aspektem samej komunikacji4. Poprzez rozumienie społeczeństwa
rozszerzają – i ograniczają – system społeczny, decydując o tym, czy i co komunikować, a czego unikać.
Z kolei interakcje kształtują swoje granice w oparciu o obecność ludzi, którzy są świadomi tego, że komunikacja przebiega wokół nich bez związku z ich
własną obecną interakcją. Interakcje muszą brać pod uwagę komunikacje środowiskowe i mieć świadomość tego, że ludzie, którzy są obecni i uczestniczą
w interakcji, mają różne role i różne zobowiązania wewnątrz systemu, które nie
mogą być kontrolowane tu i teraz.
Interakcje są jednak również systemami zamkniętymi, co znaczy, że ich
własna komunikacja może być powodowana i rozumiana tylko w kontekście
systemu. Na przykład, jeśli ktoś zbliża się do sfery interakcji i zaczyna w niej
uczestniczyć, musi zostać przedstawiony i, ewentualnie, tematy konwersacji
muszą być dostosowane do nowej sytuacji. Co więcej, interakcje nie mogą importować gotowych komunikacji ze swojego środowiska: komunikują albo nie
komunikują, zgodnie z tym, czy zdecydują się reprodukować czy też nie reprodukować swoich własnych elementów. Kontynuują – albo nie – swoją autopoiezę
jak systemy ożywione, które kontynuują życie albo umierają. Nie ma trzeciej
możliwości, zarówno dla życia, jak i komunikacji. Wszystkie wybory muszą być
przystosowane do podtrzymania autopoietycznej reprodukcji. Coś musi zostać
powiedziane, lub przynajmniej przyjazne albo pokojowe intencje muszą zostać
ujawnione, jeśli nie jesteśmy sami5. Wszystko inne pozostaje sprawą uporządkowanego wyboru wewnątrz systemu. Tak więc niektóre jego struktury specjalizują
się w zapewnianiu przebiegu komunikacji, nawet jeśli nie zostaje żadna wartość
informacyjna i nawet jeśli komunikacja staje się kontrowersyjna i nieprzyjemna
(Malinowski 1960).
4
5
Odnośnie zagadnień związanych z religią, a konkretnie „komunikacji z Bogiem” (objawienie,
modlitwa etc.) zob. Luhmann 1985.
To zaś znów nie jest pobudka do działania, ale samo-wyprodukowany przez system fakt społeczny. Jeśli nikt nie miałby motywacji, by powiedzieć cokolwiek czy ujawnić swoje intencje,
wszyscy założyliby te komunikacje i zostałyby one wyprodukowane bez względu na tak wysoce
niewiarygodne psychologiczne otoczenie.
Autopoieza systemów społecznych
157
Związek między działaniem i komunikacją
Większość socjologów na pytanie o elementarne części systemu odpowie: działania. Niektórzy preferują „role” czy nawet indywidualne jednostki ludzkie,
ale od czasu Maxa Webera i Talcotta Parsonsa teoria działania wydaje się być
najlepiej przemyślana6. Komunikacja jest przedstawiana jako rodzaj działania
– na przykład jako „kommunikatives Handeln” w rozumieniu Jürgena Habermasa (Habermas 1981). Zazwyczaj ta konceptualizacja jest przyjmowana jako
oczywistość, klasyczna teoria socjologiczna zreasumowała ją już pod tytułem
„Teoria działania” (Münch 1981). Kontrowersje narosły wokół tytułów takich jak
„działanie versus system” czy „indywidualistyczne versus holistyczne podejście
do rzeczywistości społecznej”.
Nie ma poważnej intelektualnej dyskusji, która zajmuje się relacją między
działaniem i komunikacją, a która nie podejmuje następującej kwestii: czy działanie lub komunikacja powinny być uznawane za podstawową i nierozkładalną
część systemu społecznego.
Według teorii systemów autopoietycznych tylko komunikacja ma poważne
szanse być uznaną za elementarną część podstawowego, samoreferencyjnego
procesu systemów socjalnych. Tylko komunikacja, a nie działanie, jest zjawiskiem koniecznie i nieodłącznie społecznym. Co więcej, działanie społeczne
zakłada wcześniej komunikację; zakłada w każdym razie komunikowanie sensu
działania lub intencji działającego – a to także implikuje komunikowanie: deinicji danej sytuacji, oczekiwania bycia zrozumianym i akceptowanym itd. Ponadto,
komunikacja nie jest rodzajem działania, ponieważ zawsze zawiera w sobie dużo
bogatsze znaczenie niż sama wypowiedź lub przekaz wiadomości. Jak zauważyliśmy, doskonałość komunikacji zawiera w sobie pojęcie rozumienia, a rozumienie
nie jest częścią kompetencji komunikującego i nie może być mu przypisana. Dlatego właśnie teoria autopoietycznych systemów społecznych wymaga rewolucji
wewnątrz socjologii: zamiany teorii działania na teorię komunikacji jako opisu
podstawowego poziomu systemu, na którym dokonują się operacje.
Relacja działania i komunikacji musi zostać odwrócona. Systemy socjalne nie
są komponowane ze szczególnego rodzaju działań, tzn. z działań komunikacyjnych, ale wymagają atrybucji działań, by uskutecznić swoją własną autopoiezę.
Ani motywacja psychologiczna, ani przekonywanie czy zdolność argumentacji nie
tworzą części działania, ale po prostu atrybucja jako taka, czyli selekcja i odpowiedzialność za ograniczenie wyboru7. Tylko poprzez atrybucję odpowiedzialności
6
7
Zob. dyskusja „The Unit of Action Systems” (Parsons 1973: 43), która wywarła trwały wpływ
na całą podbudowę teoretyczną późnych prac Parsonsa.
By szczegółowo omówić to zagadnienie, musielibyśmy oczywiście rozróżnić „zachowanie”
i „działanie”. Powiązane pojęcie „motywu”, jako symbolicznego mechanizmu ułatwiającego atrybucję działania, było stosowane przez Maxa Webera. Zob. także Mills 1940; Burke
1945/1950; Blum i McHugh 1979.
158
niklas luhMann
za selekcję komunikacja może kierować procesem dalszej komunikacji. Trzeba
wiedzieć, co kto mówi, by móc decydować o dalszym udziale w procesie. Tylko
dzięki zastosowaniu tego upraszczającego umiejscowienia momentów decyzyjnych proces może wracać do siebie samego i komunikować o komunikacji.
Komunikacja zwrotna nie zdarza się okazjonalnie – istnieje ciągła możliwość
jej reprodukowania przez samą autopoiezę. Każda komunikacja musi przewidzieć
ten rodzaj powtórnego omawiania, pytania, zaprzeczania lub korygowania i musi
przygotować się wcześniej na przyszłe możliwości. Tylko egzekwując tę przewidywaną możliwość może stać się częścią autopoietycznego procesu, choć oczywiście
wymaga to umieszczenia i rozdziału odpowiedzialności, ta zaś funkcja jest pełniona przez odpowiedzialność za działanie. Dlatego właśnie system wytwarza drugą
wersję siebie samego jako łańcuch działań. W przeciwieństwie do natury samej
komunikacji, która uwzględnia selektywność informacji i rozumienia i w ten sposób ustanawia swoje części przez pokrywanie się i częściowe przenikanie, łańcuch
komunikacji składa się z ostro odgraniczonych elementów, które nawzajem się wykluczają. W przeciwieństwie do będącej podstawą rzeczywistości komunikacyjnej,
łańcuch komunikacji może być postrzegany i traktowany jako asymetryczny.
W tym sensie ustanawianie i atrybucja działań służą jako upraszczająca samoobserwacja systemu komunikacji. System przetwarza informacje, ale bierze
odpowiedzialność tylko za część procesu, a mianowicie działanie, nie za komunikację. W ten sposób system przystaje do świata, jest niezmiennie kompetentny,
uwzględniający wszystkie wyjątki, a jednocześnie jest systemem w obrębie świata, zdolnym do rozróżniania, obserwowania i kontrolowania siebie samego. Jest
to system samoreferencyjny i dlatego właśnie sumujący, obejmujący. Nie może
uniknąć operowania w „świecie” siebie samego. Społeczeństwa tworzą świat. Obserwując same siebie, czyli komunikując o samych sobie, nie mogą uniknąć dystynkcji, które odróżniają system obserwujący od czegoś innego. Ich komunikacja
obserwuje sama siebie w obrębie świata i opisuje ograniczenie swojej kompetencji. Komunikacja nigdy nie prześcignie sama siebie8. Nigdy też nie będzie w stanie
operować poza swoimi granicami, chociaż same granice są również składnikami
systemu i nie mogą być brane za dane przez wcześniej ustanowiony świat.
Wszystko to brzmi paradoksalnie – i takie właśnie jest. Systemy społeczne
z punktu widzenia obserwatora są paradoksalne9. Uwzględniają operacje samoreferencyjne, nie tylko jako warunek możliwości ich autopoiezy, ale również ze
względu na swoją samoobserwację. Dystynkcja komunikacji i działania oraz, jako
efekt, dystynkcja świata i systemu to praktyczne wymagania. Ogólna teoria autopoiezy postuluje konieczność ścisłej dystynkcji między autopoiezą i obserwacją. Ten warunek jest spełniony także w przypadku systemów społecznych. Bez
8
9
Zob. rozróżnienie między postrzeganiem samego siebie a przekraczaniem samego siebie poczynione przez Hofstadtera (Hofstadter 1979).
Termin „paradoks” odnosi się tu do logicznego załamania się wielopoziomowej hierarchii, nie
zaś do prostej sprzeczności. Zob. Wilden 1972: 390; Hofstadten 1979; Barel 1979.
Autopoieza systemów społecznych
159
stosowania tej dystynkcji system nie może dokonywać samouproszczenia koniecznego do samoobserwacji. Autopoieza i obserwacja, komunikacja i atrybucja
działania nie są tym samym i nigdy nie należy ich utożsamiać. Niemniej jednak,
samoobserwacja w tym szczególnym sensie – opisywania siebie samego jako łańcucha ostro oddzielonych i odpowiedzialnych działań – jest wstępnym warunkiem
autopoiezy jako takiej. Bez tej techniki wykorzystywania uproszczonego modelu samego siebie system nie może komunikować o komunikacji i selekcjonować
swoich pierwotnych elementów z uwagi na ich możliwość przystosowania się do
wymagań autopoiezy. Ten pojedynczy układ może nie być wartością uniwersalną dla wszystkich systemów autopoietycznych, jednakże, wobec szczególnego
przypadku systemów społecznych, ogólna teoria musi sformułować dystynkcję
autopoiezy i obserwacji w sposób, który nie wyłącza przypadków, w których samoobserwacja jest niezbędnym wymaganiem autopoiezy jako takiej.
Chcąc obserwować takie systemy z zachowaniem szczególnych rygorów
analizy logicznej, musielibyśmy opisać je jako „systemy paradoksalne” lub
„poplątane hierarchie”. Zadaniem zewnętrznej obserwacji nie jest jednak „odparadoksyzowanie” (deparadoxize) systemu ani opisanie go w sposób właściwy
wielopoziomowej analizie logicznej10. System odparadoksyzowuje się sam. To
wymaga „niedecydowalnych” (undecidable) decyzji. W przypadku systemów
społecznych są nimi decyzje odnośnie atrybucji działań. Jeśli jest to pożądane,
decyzje same mogą być przypisywane jako działania, które znowu mogą być
przypisywane jako działania i tak dalej, popadając w regres ad ininitum. Logicznie rzecz biorąc, działania są zawsze bezpodstawne, a decyzje są zawsze
dokładne, ponieważ zawierają nieunikniony moment arbitralności i nieprzewidywalności. Ale nie prowadzi to do zgubnych konsekwencji. System uczy się
swoich nawyków działania i decydowania11, gromadząc swoje własne doświadczenia oraz konsolidując, na podstawie przeszłych działań, przewidywania dotyczące przyszłych akcji (struktur). Autopoieza nie zatrzymuje się w zetknięciu
z logicznymi sprzecznościami: przeskakuje je, pod warunkiem, że możliwości
przyszłych komunikacji są wystarczająco blisko, w zasięgu.
Podtrzymywanie systemów społecznych poprzez samoreferencyjne
wytwarzanie elementów
Formalna deinicja autopoiezy nie daje żadnej wskazówki odnośnie czasu istnienia komponentów. Autopoieza zakłada wciąż powracającą potrzebę odnawiania,
chociaż na poziomie biologicznym jesteśmy skłonni myśleć o procesie wymiany
10
11
Nie komentuję możliwości logicznej analizy systemów samoreferencyjnych, która pomija
Gődelowskie ograniczenia i unika hierarchizacji.
„Uczenie się” jest tutaj rozumiane jako aspekt autopoiezy, tzn. jako przekształcenie struktury
w obrębie zamkniętego systemu (a nie jako przystosowywanie się do zmieniającego się środowiska).
160
niklas luhMann
molekuł w obrębie komórek lub wymiany komórek wewnątrz organizmu, który jedynie na jakiś czas odwleka koniec, niechybny rozkład. Ograniczony czas trwania
życia może się wydawać ceną, którą płacimy za ewolucyjne nieprawdopodobieństwo. Każdy skomplikowany porządek wydaje się być wyrwany rozkładowi.
To sprawdza się również w przypadku systemów społecznych – z jedną
charakterystyczną różnicą. Systemy świadome i systemy społeczne muszą wytwarzać swój własny rozkład. Wytwarzają one swoje podstawowe elementy, czyli
myślenie i komunikację, nie jako krótkotrwały stan, ale jako zdarzenie, które
znika tak szybko, jak się pojawia. Zdarzenia same w sobie także zajmują minimalny odcinek czasu, pozorną teraźniejszość, ale czas ich trwania jest kwestią
deinicji i musi być uregulowany przez system autopoietyczny: zdarzenia nie
mogą być przechowywane. Świadomy system nie składa się ze zbioru wszystkich
swoich przeszłych i teraźniejszych myśli, tak jak system społeczny nie gromadzi
zapasów wszystkich swoich komunikacji. Po pewnym czasie ilość elementów
byłaby nie do zniesienia, a ich skomplikowanie tak wielkie, że system nie byłby
w stanie wybrać wzorców koordynacji i wytwarzałby chaos. Rozwiązaniem jest
wyrzeczenie się wszelkiej stabilności na operacyjnym poziomie elementów i wykorzystywanie jedynie zdarzenia. W ten sposób wciąż trwający rozpad systemu
staje się konieczną przyczyną jego autopoietycznej reprodukcji. System staje się
dynamiczny w zupełnie dosłownym rozumieniu – jest wewnętrznie niespokojny.
Niestabilność elementów jest warunkiem jego trwania.
Wszystkie struktury systemów społecznych muszą być oparte na podstawowym fakcie znikających zdarzeń, gestów lub słów12. Pamięć, a w dalszej kolejności pisanie, spełniają swoją funkcję nie zachowując zdarzeń jako takich, lecz ich
moc generującą porządek13. Zdarzenia same w sobie nie mogą być zapisane, ale
ich strata stanowi warunek regeneracji. Analogicznie, czas i nieodwracalność są
wbudowane w system nie tylko na poziomie strukturalnym, ale także na poziomie swoich elementów. Te ostatnie są operacjami i nie ma powodu wprowadzać
rozróżnienia między „punktami” a „operacjami”. Dezintegracja i reintegracja,
nieład i porządek potrzebują się wzajemnie, a reprodukcja zachodzi tylko poprzez
powtarzającą się integrację dezintegracji i reintegracji.
Teoretyczne przejście od samoreferencyjnej integracji strukturalnej do samoreferecyjnego układu elementów ma istotne konsekwencje dla utrzymania
systemu. Podtrzymanie jest nie tylko zagadnieniem replikacji kulturowego przekazywania, reprodukowania tych samych wzorców w niezmienionych okolicznościach, jak na przykład używanie noża i widelca podczas jedzenia i tylko
12
13
Rzadko zdarza się, żeby naukowiec miał wyczucie radykalności i ważności takiego spojrzenia,
ale zob. Allport 1940, 1954.
To wyjaśnia, w jaki sposób wynalazek pisma przyspiesza ewolucję kompleksu systemów społecznych, czyniąc możliwym zachowanie bardzo zróżnicowanej informacji strukturalnej. Jak
do tej pory jest to dobrze zbadany fenomen, któremu brakuje jednak wciąż wystarczającej
podstawy teoretycznej. Zob.: Yates 1966; Ong 1967; Havelock 1982.
Autopoieza systemów społecznych
161
wtedy14; jego podstawowym procesem jest wytwarzanie kolejnych elementów
w obecnej sytuacji, które muszą odróżniać się od poprzednich, aby zostać rozpoznane jako zdarzenia. Nie wyklucza to relewancji zachowanych wzorców;
przeciwnie, są mu niezbędne do dostatecznie szybkiego rozpoznania kolejnych
możliwości. Jednakże, system podtrzymuje się nie poprzez gromadzenie wzorów,
lecz poprzez produkowanie elementów; nie poprzez transmitowanie „memów”
(jednostek kulturowego przekazania analogicznych do „genów”)15, ale poprzez
rekurencyjne wykorzystywanie zdarzeń do ich produkowania. Jego stabilność
jest oparta na niestabilności. Ten wbudowany wymóg nieskończoności i nowości
jest równoznaczny z koniecznością zajmowania się i przetwarzania informacji,
niezależnie od tego, co środowisko lub stan systemu oferuje jako możliwe. Informacja jest wewnętrzną zmianą stanu, samowytworzonym aspektem zdarzeń
komunikacyjnych, a nie czymś, co istnieje w środowisku systemu i musi być
wykorzystane dla zaadaptowanych lub podobnych celów16.
Jeśli autopoieza oparta jest na zdarzeniach, opis systemu wymaga nie jednej, lecz dwóch dychotomii: systemu i środowiska oraz zdarzenia i sytuacji17.
Obie dychotomie są „światowymi” formułami: system-plus-środowisko jest
pierwszym, a system-plus-sytuacja drugim sposobem opisu świata. Jeśli system (lub jego obserwator) używa dychotomii zdarzenie/sytuacja, widzi różnicę
między systemem a środowiskiem jako strukturę sytuacji zawierającej nie tylko system, lecz także środowisko z punktu widzenia zdarzenia. Wytwarzając
informacje poprzez produkowanie zdarzeń w odpowiednich sytuacjach, system może przystosować się do różnic między wewnętrznymi a zewnętrznymi
związkami. Jako „horyzont” (Husserl) zdarzeń, sytuacja odnosi się do systemu,
do środowiska i do jego zróżnicowania – ale czyni to wszystko selektywnie,
używając ograniczonych możliwości do produkowania kolejnego zdarzenia
jako wskazówki18. Analogicznie, podwójna dychotomia opisuje sposób, w jaki
różnica pomiędzy systemem a środowiskiem z powrotem wraca do systemu.
Z drugiej strony, różnica pomiędzy systemem a środowiskiem konstruuje granicę możliwości wyboru, niezbędną do umożliwienia systemowi przejścia od
jednego do drugiego zdarzenia w określonej sytuacji.
Systemy oparte na zdarzeniach wymagają bardziej złożonego modelu czasu. Dla nich nie może być on dany jedynie jako nieodwracalność. Zdarzenia są
14
15
16
17
18
To jest słynny „utajony wzorzec utrzymania” Parsonsa – „utajony”, ponieważ system nie może
aktualizować cały czas wszystkich swoich wzorców, ale musi trzymać je w przeważającej
większości jako niewykorzystane możliwości.
Termin Dawkinsa; zob. Dawkins 1976.
Zob. także, w odniesieniu do systemów, von Foerster 1981, w szczególności s. 263: „Środowisko nie zawiera informacji: środowisko jest, jakie jest.”
Używając teoretycznej podstawy, nie można mówić o „środowisku zdarzeń, działań itp.” ani
też o „sytuacjach systemów”.
Więcej na temat dalszych omówień używających metody psychologii fenomenologicznej zob.
Markowitz 1979.
162
niklas luhMann
wydarzeniami, które wprowadzają różnicę między „przed” a „później”. Mogą
być rozpoznane, zaobserwowane, wyprzedzone i zapamiętane wyłącznie jako
taka różnica, stanowiąca ich tożsamość. Ich obecność jest współobecnością konkretnego „przed” i konkretnego „później”. Z tego powodu muszą przedstawić
czas w czasie i zrekonstruować tymczasowość w kategoriach zmieniającej się
obecności, która posiada wartość obecności tylko dzięki podwójnym horyzontom przeszłości i przyszłości, które towarzyszą jej (tj. obecności) w przyszłej
drodze19. Na tych podstawach może się rozwijać świadome wiązanie czasu20.
Dualność horyzontów podwaja się, gdy tylko zaczynamy myśleć o przyszłej lub
przeszłej teraźniejszości, z których obie mają swoją własną przyszłość i przeszłość. Czasowa struktura czasu powtarza się sama w sobie i tylko ta zwrotność
czyni możliwym odrzucenie stabilnej i trwającej obecności (Luhmann 1982a).
W powolnym procesie ewolucji semantyka czasu zaadaptowała się do tych warunków. Przez długi czas używała religijnych zastrzeżeń – aeternitas i aevum lub
współobecności Boga z całością czasów, żeby uniknąć całkowitej historyzacji
czasu. Tylko nowoczesne społeczeństwa rozpoznają siebie (i konsekwentnie również wszystkie poprzednie społeczeństwa) jako tworzące swą własną czasowość
(Luhmann 1980). Strukturalne zróżnicowanie społeczeństwa jako autonomicznego, autopoietycznego systemu wymaga współewolucji korespondujących struktur
czasowych z nowym historycyzmem jako dobrze znanym rezultatem.
Wkład Ogólnej teorii Systemów Autopoietycznych
Te krótkie uwagi w żaden sposób nie wyczerpują zasięgu sugestii, w myśl których teoria systemów społecznych może wnieść wkład w abstrakcyjność i udoskonalenie ogólnej teorii systemów autopoietycznych (jeśli chodzi o obszerniejsze opracowanie zob. Luhmann 1984). Możemy teraz powrócić do kwestii, co
jest w tym nowe, biorąc pod uwagę długą tradycję myślenia o creatio continua,
ciągłości, trwaniu, podtrzymaniu itp.21 (Ebeling 1976). Od końca XVI wieku koncept samopodtrzymania jest używany do wyparcia rozumowania teologicznego
i do powtórnego zapoznania teologii z argumentacją, że podtrzymanie systemu
jest jego celem lub też funkcją jego struktur i operacji. Nie dziwi zatem, że
kwestia tego, co wniosła teoria autopoiezy do jej dobrze znanej i raczej powierzchownej tradycyjnej konceptualizacji, została włączona do tej dyskusji22. Prostą
odpowiedzią byłoby wspomnienie silnej dystynkcji między samoreferencyjnością
19
20
21
22
Jedną z najlepszych analiz tej skomplikowanej czasowej struktury pozostaje praca Husserla
(Husserl 1928). Dla systemów społecznych zob. Bergmann 1981.
Zob. Korzybski 1949. Na temat ewolucyjnego punktu widzenia zob. Stebbins 1982: 363.
Zob. Ebeling 1976 i oczywiście obszerną „funkcjonalistyczną” dyskusję o „utrzymaniu systemów”.
Zob. Jantsch 1981, który woli teorię termodynamicznej nierównowagowości i struktur dyspatywnych.
Autopoieza systemów społecznych
163
na poziomie struktur (samoorganizacji) i samoreferencyjnością na poziomie podstawowych operacji lub elementów. Ponadto, możemy wskazać na epistemologiczne konsekwencje odróżnienia autopoiezy i obserwacji, obserwując systemy
będące same w sobie autopoietycznymi systemami. Wystarczy przyjrzeć się
konsekwencjom podejścia „zdarzeniowostrukturowego” w teorii socjologicznej,
żeby być świadomym nowych problemów i nowych prób rozwiązania, dorównujących wcześniejszym sporom między Bronisławem Malinowskim, Radcliffem
Brownem i Talcottem Parsonsem. To jest jednak przyszły aspekt, który dopiero
powinien być wyeksplikowany.
Teoria systemów autopoietycznych formułuje sytuację binarnego wyboru.
System albo kontynuuje swoją autopoiezę, albo nie. Nie ma stanu pośredniego,
jakiegoś trzeciego wyjścia. Kobieta może być w ciąży lub nie: nie może być „trochę” w ciąży. Oczywiście jest to również prawdziwe w odniesieniu do utrzymania
systemów – powierzchowni obserwatorzy odnajdą tutaj tę samą tautologię. Jednakże teoria autopoietycznych systemów została wymyślona w sytuacji, w której
teoria otwartych systemów została ogólnie zaakceptowana. Biorąc pod uwagę ten
historyczny kontekst, koncept autopoietycznego zamknięcia musi być rozumiany jako rekurencyjnie zamknięta organizacja systemu otwartego. Tym samym nie
powracamy do starego sporu: system zamknięty versus otwarty (Varela 1979).
Problem więc stanowi zaobserwowanie, jak autopoietyczne zamknięcie jest możliwe w systemach otwartych. Nowe spojrzenie postuluje zamknięcie jako warunek
otwarcia i w tym sensie teoria formułuje ograniczające warunki dla możliwości
komponentów systemu. Komponenty, w ogólnych i – w szczególności – podstawowych elementach, mogą być reprodukowane tylko, jeśli mają zdolność do łączenia
zamknięcia i otwarcia. W odniesieniu do biologicznych systemów nie wymaga
to świadomości lub wiedzy o środowisku. Dla świadomości opartych na myśleniu lub systemów społecznych autopoietyczny sposób myślenia daje możliwość
powtórnego wejścia w system (reentry systemu)23, czyli przedstawienia różnicy
między systemem a środowiskiem wewnątrz systemu. Ta powtórzona dystynkcja
konstruuje podstawowe operacje systemów. W społecznych, czyli komunikacyjnych, systemach podstawowa operacja komunikacyjna zachodzi dzięki „rozumieniu” dystynkcji między informacją a wypowiedzią. Informacja może odnosić się
do środowiska systemu. Wypowiedź, która przypisana jest do sprawcy akcji, odpowiedzialna jest za autopoietyczną regenerację samego systemu. W ten sposób
informacja i wypowiedź są zmuszone do współpracy, zmuszone do stworzenia
jedności. Nowo powstały poziom komunikacji zakłada syntezę. Bez podstawowej
23
W znaczeniu Spencera Browna (Spencer Brown 1971). Gothard Günter czyni tę samą uwagę,
stwierdzając, „że systemy samoodbicia z ich własnymi centrami nie mogłyby zachowywać się
tak, jak się zachowują, dopóki nie byłyby w stanie «nakreślić linii» pomiędzy sobą a swoim
środowiskiem”. To prowadzi Güntera „do zaskakującego wniosku, że część wszechświata ma
większą moc odbicia niż jego całość” (Günter 1976: 319).
164
niklas luhMann
dystynkcji między informacją a wypowiedzią jako odmiennymi rodzajami selekcji, rozumienie nie byłoby aspektem komunikacji, ale zwykłą percepcją.
Analogicznie, wystarczająco zróżnicowana analiza komunikacji może pokazać, jak dochodzi do powtarzającej się artykulacji zamknięcia i otwarcia. Jest to
niezbędny składnik nowo powstałego poziomu komunikacji. Bez syntezy trzech
selekcji – informacji, wypowiedzi i rozumienia – nie byłoby komunikacji, lecz
tylko zwykła percepcja. Przez tę syntezę system jest zmuszony szukać możliwości pośredniego zamknięcia i otwarcia. Innymi słowy, komunikacja jest ewolucyjnym potencjałem służącym do budowania systemów, które są w stanie utrzymać
zamknięcie pod warunkiem otwartości i otwartość pod warunkiem zamknięcia.
Takie systemy stają w obliczu nieustającej konieczności wyboru znaczenia, które
zaspokaja te ograniczenia. Rezultatem jest nasze społeczeństwo.
Dodatkowo, koncept autopoietycznego zamknięcia umożliwia zrozumienie
funkcji narzuconego binarnego podziału. System może kontynuować swoją autopoiezę lub ją przerwać. Może dalej żyć, żeby produkować świadome stany albo
żeby komunikować, lub zdecydować się na jedyną alternatywę: skończyć się24. To
potężne, techniczne uproszczenie, ale trzeciej możliwości nie ma. Z drugiej strony,
systemowi brakuje samo-transcendentnej mocy. Nie jest w stanie uprawomocnić
operacji z zewnętrznego świata. System społeczny może tylko komunikować, system ożywiony może tylko żyć. Jego autopoieza widziana przez obserwatora może
zwyczajnie mieć wpływ na jego środowisko. Autopoieza jest jednak produkcją,
a zatem procesem sensu stricto, który – by osiągnąć swój efekt – potrzebuje dodatkowych przyczyn nie wytworzonych przez siebie. Binarna struktura autopoiezy
wydaje się rekompensować ten brak kompletności. Zastępuje rodzaj „wewnętrznej
kompletności”. Być albo nie być, kontynuować autopoiezę lub nie – te alternatywy służą jako wewnętrzna reprezentacja kompletności możliwości. Wszystko,
co może się wydarzyć, jest dla systemu zredukowane do jednego z tych dwóch
stanów. System ujawnia się, stwarzając ten wybór, który z kolei bez niego nie
istnieje. Wartość negatywna nie jest wartością świata, lecz systemu, ale pomaga to
uprościć kompletność wszystkich warunków do jednego kategorycznego pytania
o to, jak wyprodukować kolejny stan systemu, kolejny element, kolejną komunikację w momencie ograniczenia przez daną sytuację. Nawet nieświadomy istnienia
świata zewnętrznego system ożywiony „wie”, że jest wciąż żywy i wybiera swoje
operacje w wykorzystywaniu życia do jego reprodukowania. System komunikacyjny także może kontynuować komunikowanie oparte na zachodzącej komunikacji. Nie wymaga to rzetelnej wiedzy o zewnętrznych warunkach, ale po prostu
dystynkcji między systemem a środowiskiem rozpatrywanym z punktu widzenia
systemu. Jedność autopoietycznego systemu jest rekurencyjnym przetwarzaniem
24
Dlatego „koniec” jest czymś innym niż „telos” w znaczeniu stanu idealnego: „koniec” to zwykłe
przeciwieństwo, stan zero, który musi być unikany przez reprodukowanie stanów niedoskonałych i nieprawdopodobnych. W ten sposób teoria ta ma kierunek zdecydowanie anty-Arystotelesowski.
Autopoieza systemów społecznych
165
tej różnicy między kontynuacją a jej brakiem, które reprodukuje różnicę jako warunek swojej ciągłości. Każdy kolejny krok ma własną selektywność w wyborze
autopoiezy zamiast jej zatrzymania. To nie kwestia preferencji ani osiągnięcia
celu: zasada ta musi być raczej postrzegana jako „kod” istnienia, jeśli przyjąć, że
kod jest sztucznym duplikatem możliwości z konsekwencją w postaci możliwości
przedstawienia każdego elementu jako wyboru.
Może się to okazać bardziej zrozumiałe, jeśli rozpatrzymy przypadek systemu społecznego. Autopoieza w tym przypadku oznacza „kontynuowanie komunikowania”. Staje się to problematyczne w obliczu dwóch progów zniechęcenia.
Pierwszy skłania się do zatrzymania procesu, ponieważ komunikacja nie została
zrozumiana. Drugi – ponieważ komunikacja została odrzucona. Progi te są między sobą powiązane, ponieważ zrozumienie zwiększa szanse odrzucenia25. Jest
możliwe powstrzymanie się od komunikowania w obliczu tych trudności i jest to
dość częstym rozwiązaniem dla systemów interakcyjnych, w szczególności we
współczesnych warunkach wysoce arbitralnych interakcji. Społeczeństwo jednakże, system wszystkich komunikacji, nie może zwyczajnie skapitulować przed
tymi problemami; nie może zatrzymać naraz wszystkich komunikacji i zdecydować się na unikanie jakichkolwiek wznowień26. Autopoieza społeczeństwa wynalazła potężne mechanizmy, żeby zagwarantować sobie ciągłość w obliczu braku
zrozumienia czy nawet jawnego odrzucenia. Trwa przez zmienianie interakcyjnego kontekstu lub przez komunikację zwrotną. Proces komunikacji powraca do
siebie i komunikuje swoje własne trudności. Wykorzystuje rodzaj (dość powierzchownej) samokontroli, żeby uświadomić sobie poważne niezrozumienie i zyskuje możliwość komunikowania odrzucenia i ustawienia się wokół tego „nie”.
Innymi słowy, proces nie jest zobligowany do przestrzegania zasad logiki. Może
zdradzić samego siebie. System, który stosuje tę technikę, nie kończy autopoiezy
i nie zanika; rozpoznaje się jako konlikt służący jej zachowaniu. Postawione
przed poważnym problemem zrozumienia i pozornego niezrozumienia, systemy
społeczne bardzo często przejawiają tendencję do unikania ciężaru argumentacji
i uzasadniania dyskursu, żeby osiągnąć konsensus – w sposób bardzo podobny
do Habermasowskiej konsternacji. Najczęściej skłaniają się po prostu do opowiedzenia się za odrzuceniem propozycji i podjęcia trybu konliktowego.
Jakkolwiek mogłoby być, komunikacja przeciwieństwa, kontrowersji i konliktu zdaje się funkcjonować jako rodzaj systemu obronnego systemu społecznego
(Luhmann 1984). Ochrania autopoiezę przez otwarcie nowych modeli komunikacji
poza normalnymi ograniczeniami. Prawo rejestruje doświadczenia i zasady zachowania pod tymi anormalnymi warunkami i pewnego rodzaju epigenezą; kształtuje
25
26
Ewolucyjny punkt widzenia – zob. Luhmann 1981.
To, że izyczne zniszczenie możliwości komunikacji stało się możliwe i że zniszczenie to może
być założone i wytworzone przez komunikację, jest osobnym zagadnieniem. W tym samym
sensie życie nie może postanowić, że nagle się samo zakończy, ale świadomy system może sam
zdecydować o zabiciu swoich głównych części.
166
niklas luhMann
normy codziennego zachowania, które pomagają antycypować konlikt i przygotować się na jego przewidywany wynik (Luhmann 1983a). W wysoko rozwiniętym
społeczeństwie znajdziemy nawet funkcjonalnie zróżnicowany system prawny,
który reprodukuje swoją własną autopoietyczną jedność. Kontroluje system obronny większego systemu społecznego poprzez wysoko wyspecjalizowaną syntezę
normatywnego (niewymagającego uczenia się) zamknięcia i kognitywnego (wymagającego uczenia się) otwarcia (Luhmann 1993b). Jednocześnie system prawny
zwiększa możliwość konliktu, czyni bardziej złożonym system obronny i ogranicza jego konsekwencje. Nie może oczywiście wyłączyć konliktów spoza prawa,
co pozwala ochronić autopoiezę komunikacji jeszcze wyższym kosztem27.
epistemologiczne konsekwencje autopoietycznego zamknięcia
Ostatni ważny punkt dotyczy epistemologicznych konsekwencji autopoietycznego zamknięcia. Także ten problem musi być przedyskutowany w nawiązaniu
do obecnej sytuacji naukowej ewolucji, gdzie teoria autopoietycznych systemów
zdaje się oferować znaczne korzyści.
Od wielu dekad naukowe badania nie są prowadzone pod przewodnictwem
niewątpliwej ortodoksji – widoczne jest to w szczególności w przypadku teorii
kognicji i teorii naukowej. Powszechnie akceptowanym środkiem doraźnym jest
„pragmatyzm”; rezultaty są jedynymi kryteriami prawdy i postępu wiedzy. To
oczywiście samoreferencyjny, pokrętny argument oparty na zaprzeczeniu cyrkulacji w nauce i na jej akceptowalności w praktyce. Unikanie cyrkulacji staje
się coraz bardziej rozpaczliwym stanowiskiem – paradoksem, który zdaje się
wskazywać, że potępione rozwiązanie, paradoks sam w sobie, stoi na progu
stania się akceptowaną teorią.
Jednym ze sposobów poradzenia sobie z tą dwuznaczną sytuacją jest sprawdzenie, czy metodologie posiadają zdolność przetrwania nadchodzącej rewolucji
naukowej. Funkcjonalna analiza jest jedną z takich metod. Może być zastosowana
w odniesieniu do wszystkich problemów, włączając w nie paradoks, cyrkulację,
niezdecydowanie, logiczną niekompletność itp. Określając powyższe warunki
jako problemy analizy funkcjonalnej, można zacząć szukać prawdopodobnych
rozwiązań dla strategii odparadoksyzacji, hierarchizacji (w sensie teorii typów),
rozkładu, asymetryzacji itd. Analiza funkcjonalna, innymi słowy, przeformułowuje zasadniczy paradoks jako „problem rozwiązany” (który jest i nie jest problemem), a następnie przystępuje do porównywania rozwiązań problemów28.
27
28
Ostatnie tendencje, żeby polecać i udomawiać symboliczne nieprawości jako rodzaj komunikacji przystosowały się do zbyt wysokiej integracji społeczeństwa, a pozytywne prawo zdaje
się postulować drugi rodzaj systemu obronnego na bazie zrewidowanego naturalnego prawa
starannego wyboru tematów i wysoce świadomej praktyki, zob. Guggenberger 1983.
W jakiś sposób pozostaje to problemem przez „przerozwiązanie” go, przez wymyślenie kilku
rozwiązań nie posiadających tej samej wartości i różniących się adekwatnością w odniesieniu
Autopoieza systemów społecznych
167
Oprócz wymienionego rodzaju pre-zaadaptowania w naukowej ewolucji do
oczekiwanej zmiany paradygmatu teorii samej kognicji, teoria autopoietycznych
systemów konstruuje kategoryczny argument. Chodzi o teorię systemów samoreferencyjnych, która ma być zastosowana do „obserwowanych systemów” – rozumianych także w podwójnym znaczeniu, co wykorzystał Heinz von Foerster (von
Foerster 1981) w tytule zbioru swoich esejów. Teoria odróżnia autopoiezę i obserwację, lecz akceptuje fakt, że systemy obserwowane są autopoietyczne (a przynajmniej ożywione). Obserwacja zachodzi tylko jako operacja autopoietycznych
systemów – jako operacja życia, świadomości albo komunikacji. Jeśli system autopoietyczny obserwuje inny system autopoietyczny, znajduje się wśród ograniczeń
narzuconych przez warunki autopoietycznej samoreprodukcji (znów odpowiednio:
ograniczenia życia, świadomości lub komunikacji na przykład poprzez język) i włącza się w jego pole obiektów, ponieważ, jako system autopoietyczny obserwujący
inny tego rodzaju system, nie może uniknąć zbierania informacji o sobie.
W ten sposób teoria autopoietycznych systemów łączy dwa oddzielne osiągnięcia ostatniej epistemologicznej dyskusji. Używa „naturalnej” lub nawet
„materialnej” epistemologii, wyraźnie odróżnionej od wszystkich transcendentalnych aspiracji (Quine 1969) – transcendentalizm jest w istocie tytułem analizy autopoietycznych operacji świadomych systemów. Dodatkowo bierze pod
uwagę szczególne epistemologiczne problemy uniwersalnych czy też „globalnych” teorii, odnoszących się do klasy przedmiotów, do której sama należy29.
Uniwersalne problemy, z logicznymi jako jednymi z nich, posiadają istotną zaletę
polegającą na zdolności widzenia i porównywania siebie z innymi przedmiotami
tego samego typu. W przypadku logiki wymagałoby to wielu bardziej przydatnych struktur i korespondujących abstrakcji. Klasyczna logika nie wyeliminowała samoreferencji, nie poświęciła jednak wystarczająco dużo miejsca na jej
zrelektowanie. „Fakt, że tradycyjna logika w swojej zdolności przypominania
przydatnych struktur zawiera tylko samą siebie jako subsystem, wskazuje na
specyiczną i ograniczoną zasadę, wedle której releksja bierze udział w Arystotelesowskim formalizmie. Aby teoria releksji stała się przydatna, logika musi
ogarnąć również inne subsystemy poza sobą” (kładzie na to nacisk Günther 1976:
310). Tylko pod tym warunkiem fankcjonalna analiza staje się użyteczna jako
technika samobadania uniwersalnych teorii.
29
do różnych okoliczności. Daje to nam, poprzez funkcjonalną analizę funkcjonalnej analizy,
przykład na to, jak może rozwijać się odparadoksyzowanie. Szczęśliwy pragmatysta, z drugiej
strony, byłby zadowolony, mogąc stwierdzić, że problem staje się problemem tylko przez widzenie rozwiązania, zob. Laudan 1977.
Zob. Hooker 1975: 152-179. Jest na to wiele przykładów: teoria sublimacji sama w sobie
może być sublimacją; izyczne badanie używa izycznych procesów; teoria ego musi wziąć
pod uwagę fakt, że teoretyk sam w sobie jest ego (zdrowym ego, podzielonym ego). Odnośnie
tego ostatniego przykładu zob. Holland 1977.
168
niklas luhMann
Jako typową obiekcję podaje się, za Nigelem Howardem, „egzystencjalny
aksjomat”: znając teorię czyjegoś zachowania, uwalnia się go od jego ograniczeń
(Howard 1971: XX, 2 i następne). Dla empirycznej teorii kognicji stanowi to
empiryczne pytanie. Wolność, osiągnięta przez samoreleksję, może być używana
tylko, jeśli ograniczenia są dostatecznie blisko. W przeciwnym razie autopoietyczny system zwyczajnie nie wiedziałby, jak się zachować. Może wiedzieć przykładowo, że działa pod klątwą „kompleksu Edypa” albo obsesji „marksizmu”,
ale nie wie, co jeszcze może zrobić.
„Nowa epistemologia” będzie musiała zwrócić uwagę na co najmniej dwie
fundamentalne dystynkcje: z jednej strony pomiędzy autopoiezą a obserwacją,
a z drugiej między obserwacją zewnętrzną a wewnętrzną. Połączenie tych dwóch
dystynkcji jest jednym z nierozwiązanych zadań teorii systemów.
Autopoieza jest rekurencyjną produkcją elementów przez elementy systemu.
Obserwacja, będąc sama autopoietyczną obserwacją, stosuje dystynkcję i wskazuje, która strona używana jest jako podstawowa w dalszych operacjach (włączając operację „krzyżowania” i wskazywania innej strony). Samoobserwacja jest
szczególnym przypadkiem obserwacji, ponieważ wyłącza innych obserwatorów.
Tylko system może obserwować sam siebie: inni są z deinicji zewnętrznymi
obserwatorami. Dlatego samoobserwacja nie może używać i nie używa żadnych
kryteriów, nie może wybierać między odmiennymi perspektywami30. Obserwuje
to, co obserwuje31 i może jedynie zmienić swój przedmiot zainteresowań oraz
dystynkcję, którą stosuje, ale samej siebie jest zawsze pewna. Z drugiej strony, zewnętrzni obserwatorzy są zawsze mnogością i muszą przewidzieć siebie
nawzajem. Mogą porównywać między sobą obserwacje, skusić się na zwrotną
obserwację obserwacji, a także potrzebują kryteriów określających, kiedy różne
obserwacje przynoszą odmienne rezultaty32.
Klasyczna epistemologia poszukuje zestawu warunków, przy zastosowaniu
których zewnętrzne obserwacje dadzą identyczne rezultaty. Nie wlicza się tutaj
samoobserwacji (mówi się jedynie o „przedmiotowym” lub „transcendentalnym”
podejściu, co oznacza jedynie, że warunki te mogą być znalezione poprzez introspekcję). Wyłącza to jednakże społeczeństwa jako obserwowane i obserwujące systemy. Wewnątrz społeczeństw wszystkie obserwacje społeczeństwa są
samoobserwacjami. Społeczeństwa nie mogą zaprzeczyć, że sama obserwacja
jest elementem systemu obserwowanego. Istnieje możliwość zróżnicowania
subsystemów wewnątrz systemu społecznego, przypisując im specjalną funkcję
30
31
32
Odnośnie szczególnych przypadków świadomych systemów autopoietycznych (np. innych niż
systemy społeczne!) zob. Shoemaker 1963; 1968.
Może oczywiście rozróżnić między samoobserwacją a obserwacją zewnętrzną, jak również
obserwować obserwacje zewnętrzne skierowane na system.
Oczywiście nie wówczas, kiedy różne obserwacje wybierają różne przedmioty. Klasyczna epistemologia nie daje przydatnych kryteriów dotyczących przypadków, w których różne obserwacje używają różnych dystynkcji.
Autopoieza systemów społecznych
169
„obserwowania społeczeństwa”. Implikuje to cały czas samoobserwację, ponieważ susbsystem może działać jedynie w społeczeństwie. W kwestiach politycznych, ekonomicznych, prawnych i religijnych może to wyglądać jak jego
społeczne środowisko, ale to sama obserwacja, po pierwsze, jest częścią autopoiezy systemu społecznego i, po drugie, staje się samoobserwacją, gdy tylko
usiłuje obserwować i kontrolować swoją epistemologię. W jakiś sposób „Trzecia
Pozycja” (Braten 1984) byłaby wymagana, ponieważ jedynie ona zawiera możliwość dryfowania między zewnętrzną obserwacją a samoobserwacją oraz możliwość deiniowania zasad, które blokują paradoks bycia w tym samym czasie
wewnątrz i na zewnątrz systemu. W tym właśnie kontekście uniwersalne teorie
stają się istotne – są one przeznaczone do zewnętrznych obserwacji, ale uogólnione w sposób, który włącza również obserwujący system. Zasady i metodologie
uniwersalnych teorii mogą stać się źródłami, z których weźmie swój początek
rozwój prawdziwej epistemologii społecznej, gdyż (przynajmniej) zapewniają
pole doświadczeń, w którym w sposób logiczny jesteśmy zmuszeni do oscylacji
między obserwacją zewnętrzną a samoobserwacją.
Możemy pozostawić nierozwiązane pytanie o to, czy tego rodzaju argument
może wytwarzać nie tylko socjologiczne33, ale również biologiczne (Maturana
1978) i psychologiczne (Campbell 1970; 1974; 1975) epistemologie. Zależy to
także, co jest równie istotne, od możliwości zastosowania konceptu samoobserwacji nie tylko do społecznych i świadomych systemów, lecz także do systemów
ożywionych. W tym wypadku postępy w dominującej teorii mogą wywierać
skutki uboczne na teoriach przewidzianych do kontrolowania badań. Aż do XVIII
wieku problemy te dotyczyły religii – wyspecjalizowanego systemu społecznego,
który podejmował paradoksy34. Zachowaliśmy tę możliwość, lecz normalizacja
paradoksów w sztuce i nauce współczesnej zdaje się wskazywać, że ostatecznie
radzimy sobie bez religii (Dupuy 1982: 162 i następne). Najwyraźniej nasze
społeczeństwo oferuje wybór między ufaniem religii a wyzbyciem się naszych
paradoksów bez świadomości tego, że jest to również religia.
33
34
Odnośnie studium przypadku używającego tego trybu kontrolowanej samoreferencji zob. Cole
i Zuckerrnann 1975.
Zob. impas, który został sformułowany przez biskupa Hueta: „Mais lors que l’Entendement en
vue de cette Idée forme un jugement de l’objet extérieur, d’ou cette Idée est partie, il ne peut
pas savoir trés certainement et trés clairement si ce jugement convient avec l’objet extérieur; et
c’est dans cette convenance que consiste la Verité, comme je l’ai dit. De sorte qu’encore qu’il
connoisse la Verité, il ne sçait pas qu’il connoit, il ne peut étre assuré de l’avoir connue” (Huet
1723: 180).
170
niklas luhMann
Bibliograia
Allport F.H., 1940, An Event-System Theory of Collective Action: With Illustrations from
Economic and Political Phenomena and the Production of War, „Journal of Social
Psychology”, 11, s. 417–445.
Allport F.H., 1954, The Structuring of Events: Outline of a General Theory with
Applications to Psychology, „Psychological Review”, 61, s. 281–303.
Barel Y, 1979, Le Paradox et le Systèm: Essai sur le Fantastique Social, Grenoble,
Presses Universitaires.
Bergmann W., 1981, Die Zeitstrukturen sozialer Systeme: Eine systemtheoretische Ana
lyse, Berlin, Duncker und Humblot.
Blum A.F. i McHugh P., 1971, The Social Ascription of Motives, „American
Sociological Review”, 36, s. 98–109.
Braten S., 1984, The Third Position – Beyond Artiicial and Autopoietic Reduction, „Kybernetes”, 13, s. 157–163.
Bühler K., 1934, Sprachtheorie: Die Darstellungsfunktion der Sprache, Jena, Fischer.
(Teoria języka: o językowej funkcji przedstawiania, przeł. J. Koźbiał, wstęp
K. Polański, Kraków 2004).
Bunge M., 1979, A Systems Concept of Society: Beyond Individualism and Holism,
„Theory and Decision”, 10, s. 13–30.
Burke K., 1954, A Grammar of Motives, przedrukowane wraz z: A Rhetoric of
Motives, 1950, Cleveland, Ohio, World Publishing Company.
Campbell D.T., 1970, Natural Selection as an Epistemological Model, s. 51–85, [w:]
A Handbook of Method in Cultural Anthropology, red. R. Naroll i R. Cohen, Garden
City, Nowy Jork, Natural History Press.
Campbell D.T., 1974, Evolutionary Epistemology, s. 413–465, [w:] The Philosophy of
Karl Popper, red. R.A. Schilpp, Las Salle, IL, Open Court Publications.
Campbell D.T., 1975, On the Conlicts between Biological and Social Evolution and between
Psychological and Moral Tradition, „American Psychologist”, 30, s. 1103–1126.
Cole J.R. i Zuckerman H., 1975, The Emergence of a Scientiic Specialty. The Selfexemplifying Case of the Sociology of Science, s. 139–174, [w:] The Idea of Social
Structure: Papers in Honor of Robert K. Merton, red. L.A. Coser, Nowy Jork, Harcourt, Brace, Jovanovich.
Dawkins R., 1976, The Selish Gene, Nowy Jork, Oxford University Press. (Samolubny
gen, przeł. M. Skoneczny, Warszawa 1996).
Dupuy J-P., 1982, Ordres et désordres: Enquète sur un nouveau paradigme, Paryż,
Seul.
Ebeling H., red., 1976, Subjektivität und Selbsterhaltung. Beiträge zur Diagnose der
Moderne, Frankfurt, Suhrkamp.
Foerster H. von,1981, Observing Systems, Seaside, CA., Intersystems Publications.
Guggenberger B., 1983, An den Grenzen der Verfassung, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, 281, 3, December.
Günther G., 1976., Cybernetic Ontology and Transjunctional Operations, s. 249–328
(zwłaszcza s. 319), [w:] Beiträge zur Grundlegung einer operationsfähigen Dialek
tik, Vol. 1, red. G. Günther, Hamburg, Meiner.
Autopoieza systemów społecznych
171
Günther G., 1979, Natural Numbers in Transclassic Systems, s. 241–264, [w:] Beiträge
zur Grundlegung einer operationsfähigen Dialektik, Vol. 2, red. G. Günther, Hamburg, Meiner.
Habermas J., 1981, Theorie des kommunikativen Handelns, Frankfurt, Suhrkamp.
Havelock E.A., 1982, The Literate Revolution in Greece and its Cultural Consequences,
Princeton, Princeton University Press.
Hejl P.M., 1982, Sozialwissenschaft als Theorie selbstreferentieller Systeme, Frankfurt,
Campus.
Hofstadter D.R., 1979, Gödel, Escher, Bach: An Eternal Golden Braid, Hassocks, Sussex, Harvester Press.
Holland R., 1977, Self and Social Context, Nowy Jork, St. Martin’s Press.
Hooker C.A., 1975, On Global Theories, „Philosophy of Science”, 42, s. 152–179.
Howard N., 1971, Paradoxes of Rationality: Theory of Metagames and Political Behaviour, Cambridge, Mass., MIT Press.
Huet P.D., 1723, Traité Philosophique de la Faiblesse de l’Esprit Humain, Amsterdam,
Du Sauzet.
Husserl E., 1928, Vorlesungen zur Phänomenologie des inneren Zeitbewusstseins, „Jahrbuch für Philosophie und phänomenologische Forschung”, 9, s. 367–496 (Wykłady
z fenomenologii wewnętrznej świadomości czasu, przełożył i przypisami opatrzył
J. Sidorek, wstęp A. Półtawski, Warszawa 1989).
Jantsch E., 1981, Autopoiesis: A Central Aspect of Dissipative Self-organization, s. 65–
88, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Organization, red. M. Zeleny, Nowy Jork,
North Holland.
Korzybski A.,1949, Science and Sanity: An Introduction to Non-Aristotelian Systems and
General Semantics, wyd. III, Lakeville, Conn., Institute of General Semantics.
Laudan L., 1977, Progress and its Problem: Toward a Theory of Scientiic Growth,
Londyn, Routledge & Kegan Paul.
Luhmann N., 1980, Temporalisierung von Komplexität: Zur Semantik neuzeitlicher Zeit
begriffe, s. 235–300, [w:] Gesellschaftsstruktur und Semantik, Vol. I, red. N. Luhmann, Frankfurt, Suhrkamp.
Luhmann N., 1981, The Improbability of Communication, „International Social Science
Journal”, 23(1), s. 122–132.
Luhmann N., 1982a, The Future Cannot Begin: Temporal Structures in Modern
Society, s. 271–288, [w:] The Differentiation of Society, red. N. Luhmann, Nowy Jork,
Colombia University Press.
Luhmann N., 1982b, World Time and System History: Interrelations between Temporal
Horizons and Social Structures, s. 289–323, [w:] The Differentiation of Society, red.
N. Luhmann, Nowy Jork, Colombia University Press.
Luhmann N.,1983a, Rechtssoziologie, wyd. II, Opladen, Westdeutscher Verlag.
Luhmann N., 1983b., Die Einheit des Rechtssystems, „Rechtstheorie”, 14, s. 129–154.
Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriss einer allgemeinen Theorie, Frankfurt,
Suhrkamp.
Luhmann N., 1985, Society, Meaning, Religion – Based on Self-Reference, „Sociological
Analysis”, 46, s. 5–20.
Malinowski B., 1960, The Problem of Meaning in Primitive Language, s. 296–336, [w:]
The Meaning of Meaning: A Study of the Inluence of Language upon Thought and
172
niklas luhMann
the Science of Symbolism, red. C.K. Ogden i I.A. Richards, wyd. X, Londyn, Routledge & Kegan Paul (Problem znaczenia w językach pierwotnych, przeł. T. Szczerbowski, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, red. K. Pisarkowa,
Kraków 2000).
Markowitz J., 1979, Die Soziale Situation, Frankfurt, Suhrkamp.
Maturana H.R., 1978, Cognition, s. 29–49, [w:] Wahrnehmung und Kommunikation, red.
P.M. Hejl i in., Frankfurt n. M., Lang.
Maturana H.R., 1980, Man and Society, s. 11–31, [w:] Autopoiesis, Communication and
Society: The Theory of Autopoietic Systems in the Social Sciences, red. F. Benseler,
P.M. Hejl i W. Köck, Frankfurt, Campus.
Maturana H.R., 1981, Autopoiesis, s. 21–30, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Or
ganization, red. M. Zeleny, Nowy Jork, North Holland.
Maturana H.R., 1983, Relexionen: Lernen oder ontogenetischer Drift, Delin II, s. 60–72.
Mills C.W., 1940, Situated Actions and Vocabularies of Motive, „American Sociological
Review”, 5, s. 904–913.
Münch R., 1982, Theorie des Handelns: Zur Rekonstruktion der Beiträge von Talcott
Parsons, Emile Durkheim and Max Weber, Frankfurt, Suhrkamp.
Ong W.J., 1967, The Presence of the Word: Some Prolegomena for Cultural and Reli
gious History, New Haven, Conn., Yale University Press.
Schoemaker S., 1963, SelfKnowledge and SelfIdentity, Ithaca, NY, Cornell University
Press.
Schoemaker S., 1968, SelfReference and SelfAwareness, „Journal of Philosophy”, 65,
s. 555–567.
Spencer Brown G., 1971, Laws of Form, wyd. II, Londyn, Allen & Unwin.
Stebbins, G.L., 1982, Darwin to DNA, Molecules to Humanity, San Francisco, Freeman.
Varela F.J., 1979, Principles of Biological Autonomy, Nowy Jork, North Holland.
Wilden A., 1972, System and Structure: Essays in Communication and Exchange, Londyn, Tavistock Press.
Yates F.A., 1966, The Art of Memory, Londyn, Routledge & Kegan Paul (Sztuka pamięci,
przeł. W. Radwański, posłowiem opatrzył L. Szczucki, Warszawa 1977).
przeł. Katarzyna Krajewska
i Izabela Strońska
Annette Siemes
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie
do teorii systemów w wydaniu książkowym
Przy stosowaniu perspektywy teoretycznosystemowej w zakresie nauki o komunikacji korzysta się najczęściej z socjologicznej koncepcji teorii systemów,
którą do późnych lat 90. wypracował i rozwijał Niklas Luhmann. W ramach
opracowywania swojej teorii, która miała wyjaśnić powstawanie zarówno organizacji społecznej, jak i społeczeństwa – przypisując przy tym centralną rolę
komunikacji jako operatorowi systemów społecznych – Luhmann opierał się na
różnych teoriach i modelach, najczęściej już rozwiniętych w innych dyscyplinach
naukowych, sprawdzając tym samym ich przydatność na polu problemów socjologicznych. Sam Luhmann wskazywał w swojej ostatniej pracy Die Gesellschaft
der Gesellschaft (1998: 60), że oprócz ogólnej teorii systemów sięgał także po
inne projekty, wśród których mieszczą się cybernetyka, cognitive sciences, teoria
komunikacji, teoria ewolucji. W ramach socjologii punktem wyjścia była dla
Luhmanna koncepcja systemu społecznego Talcotta Parsonsa, opierał się on również na biologicznej teorii poznania i na koncepcjach teoretycznych, które należy
wiązać z nazwiskiem Humberto Maturany (por. Parsons 1977, Maturana 1982,
Maturana i Varela 1987)1. Liczne publikacje na temat Luhmanna i jego teorii systemów uwzględniają mniej lub bardziej wymienione tu linie jej rozwoju. Wśród
nich na szczególną uwagę zasługuje wydane w 2002 roku Wprowadzenie do
1
Tu wyłania się także problem połączenia perspektyw teoretycznosystemowej i konstruktywistycznej: badania z zakresu biologii i neurologii, które poddają releksji także kwestie teoriopoznawcze, ukształtowały i wsparły również konstruktywistyczny dyskurs teoretyczny, z tej
też pozycji opracowane zostały specjalne pozycje z zakresu nauki o komunikacji. (zob. na ten
temat Rusch i Schmidt 1999 oraz m.in. Schmidt 2003; Fleischer 2005; 2007).
174
Annette Siemes
teorii systemów, które poniżej zostanie omówione2. Wyjątkowość tej publikacji
polega na tym, że pochodzi ona (co prawda pośrednio) od samego twórcy. Celem
niniejszej pracy jest próba szkicowej rekonstrukcji treści, zawartości i ukierunkowania tej publikacji oraz poddanie dyskusji możliwości zastosowania prezentowanych w niej koncepcji. Na wstępie należy wyjaśnić kilka kontekstów.
Tekst jest transkrypcją wykładów, w ramach których Luhmann referował właśnie
Wprowadzenie do teorii systemów w semestrze zimowym 1991/92 na Uniwersytecie Bielefeld. Z takiego kontekstu powstania wynikają pewne aspekty tego
tekstu, na które zwrócę uwagę niżej. Wydawca tych pośmiertnie opublikowanych
wykładów, Dirk Baecker, starał się – na ile to było możliwe – zachować ich
ustny charakter:
Moja praca nad tekstem ograniczyła się do tego, by nadać mu rytm tekstu pisanego. Z pomocą
tekstu, przy odrobinie uwagi, można odczytać nagrany na taśmie magnetofonowej wykład,
można także zauważyć, że przestawiłem niektóre wyrazy, inne zaś, powszechne w tekście
mówionym, takie jak „naturalnie”, „rzeczywiście”, „właściwie”, „w ogóle”, czy „przede
wszystkim”, pominąłem. (Baecker 2002: 10)
Baecker podkreśla wyraźnie, że Luhmannowi „nigdy nie przyszłoby do
głowy, aby opublikować transkrypcje swoich wykładów. Przypuszczam jednak,
że nie miałby nic przeciwko temu, aby tę transkrypcję wydać jako podręcznik
i zbiór materiałów. Wydawca przyjmuje na siebie inny rodzaj odpowiedzialności
za książkę niż jej autor. Za tę książkę odpowiedzialność jako autor ponosi Luhmann” (Baecker 2002: 9). Wartość tej książki, o czym będzie jeszcze mowa niżej,
tkwi w jej roboczym charakterze. Dlatego też widoczne są pewne przesunięcia
w obrębie teorii w stosunku do książki z 1984 roku Soziale Systeme: Grundriß
einer allgemeinen Theorie (wydanie polskie, Systemy społeczne. Zarys ogólnej
teorii, z roku 2007). Jako wprowadzenie niech posłuży stwierdzenie wydawcy
o przeznaczeniu tej książki, która powinna „wprowadzić w żywą pracę nad teorią i zlikwidować wrażenie jej dogmatycznego zamknięcia” (Baecker 2002: 9).
Poniższe omówienie zawartości i centralnej linii argumentacji tej książki służy
temu samemu celowi.
Początki w socjologii – wprowadzenie do tematu
Wykład zaczyna się od uwag na temat stanu badań w zakresie socjologii na
początku roku 1990. Luhmann wskazuje na różnorodne próby stworzenia pojemnych teorii do opisu problemów społecznych, z których jednak nie wynika
„żaden teoretyczny opis problemów istotnych dla nowoczesnego społeczeństwa”,
2
Podane strony w niniejszym tekście odnoszą się do cytatów z drugiego wydania omawianej
publikacji, które ukazało się w 2004 roku nakładem wydawnictwa Wissenschaftliche Buchgesellschaft w Darmstadt.
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
175
podczas gdy „prawdziwie fascynująca ewolucja intelektualna ma miejsce poza
dziedziną socjologii” (Luhmann 2004: 11). Pierwsza część wykładu ma w związku z tym, by „pokazać, jak posługiwano się do tej pory perspektywą teoretycznosystemową oraz jak i w jakiej formie natraiono na jej granice, ślepe uliczki, na
fundamentalną krytykę teorii, i nic w związku z tym nie zrobiono” (Luhmann
2004: 11).
W punkcie „I. Socjologia i teoria systemów“ i „II. Ogólna teoria systemów”
czytelnicy znajdą zatem przegląd pierwszych opracowań systemowo-teoretycznego myślenia w socjologii, który może służyć także jako cenne tło dla zrozumienia
aktualnego stanu teorii, oraz (w punkcie II) przeglądową prezentację centralnych
założeń i pojęć wywodzących się z ogólnej teorii systemów. Przegląd zaczyna się
„próbą naszkicowania tego, co rozwinęło się jako socjologiczna teoria systemów
w latach 40. i 50. przede wszystkim lub raczej wyłącznie w Stanach Zjednoczonych” (Luhmann 2004: 12). Następnie okazuje się, że wzmożona ideologiczna
krytyka pod koniec lat 60. doprowadziła do zatrzymania dalszego rozwoju teorii.
Sam Luhmann nie ma żadnych wątpliwości, co do słabości propozycji rozwijanych w latach 40. i 50. i sytuuje je wszystkie (zarówno propozycje, jak i ich
krytykę) pod hasłami „zorientowanie na zachowanie systemu, funkcjonalizm
zachowania się systemu, funkcjonalizm strukturalny (Bestandsorientierung, Bestandsfunktionalismus i Strukturfunktionalismus).
Punkt wyjścia tych podejść tworzyło pytanie: „jak w ogóle możliwy jest społeczny porządek, lub co odróżnia porządek społeczny na przykład od fenomenów
psychicznych czy biologicznych” (Luhmann 2004: 13). W tym miejscu Luhmann
wprowadza do dyskusji Talcotta Parsonsa i jego opublikowaną po raz pierwszy
w 1951 roku książkę The Social System, która ogranicza się do jednego obiektu
– tego, co socjalne [das Soziale]. Ponieważ, jak referuje przemyślenia Parsonsa
Luhmann, w ramach socjologii brakuje ekwiwalentu dla praw natury, potrzebna
jest „druga, co do jakości teoria: teoria, która w oparciu o określone struktury
systemowe próbuje poznać, jakie funkcje służą zachowaniu wzoru struktury.
W końcu lat 40. i w latach 50. doprowadziło to na przykład do pytań: Jakie
są warunki powstania systemu społecznego? Jakie w szczególności są warunki
powstania społeczeństwa? Jakie minimalne wymagania zachowania i rozwiązywania problemów muszą zostać spełnione, aby społeczeństwo w ogóle mogło
istnieć?” (Luhmann 2004: 13). Pytania, czy odpowiedzi, które w tych ramach
zostały wypracowane i były możliwe, prowadziły również do dyskutowanych
przez Luhmanna zarzutów, które ostatecznie spowodowały wspomniany „zastój”
teoretycznego rozwoju na tym polu. Mimo to, nie można było tych podejść
teoretycznych, które włączają strukturalne i funkcjonalne aspekty „w normalny
tryb postępowania naukowego wraz z ich wynikami badań odłożyć ad acta,
bez przeniesienia w ramy nowej teorii tego, co w tych ramach zbadano. Tak się
jednak nie stało […] Historia socjologii nie ma bowiem do czynienia tylko z jej
klasykami, którzy ten przedmiot, jeżeli można tak powiedzieć, ugruntowali, lecz
176
Annette Siemes
także z relatywnie efektywnym, również interdyscyplinarnie uznanym sposobem
badawczym, który rozwijano w latach 40. i 50. przede wszystkim w Ameryce”
(Luhmann 2004: 16). Luhmann (przy całej uzasadnionej krytyce) widzi motywy
tego odrzucenia – również uwarunkowane historycznie – w zapotrzebowaniu
na teorię, która winna umożliwiać radykalną krytykę społeczną, co było niemal
niemożliwe na podłożu analizowanej wcześniej początkowej koncentracji na
strukturach i zachowaniu struktur.
Stanowisko talcotta Parsonsa
Jako podstawowy punkt wyjścia myślenia teoretycznosystemowego w socjologii przedstawiona zostaje szczegółowo teoria Talcotta Parsonsa, tak jak została
ona zaprezentowana w jego książce The Social System (1951). Wobec szeroko
podzielanego poglądu, że teorię Parsonsa zaliczyć należy do wymienionych wyżej podejść strukturalno-funkcjonalistycznych (wraz z ich problemami i krytyką
wobec nich), Luhmann wskazuje, że sam Parsons „przede wszystkim w latach
60. całkiem oicjalne odwrócił się od funkcjonalizmu strukturalnego” (Luhmann
2004: 18). Luhmann zwraca uwagę szczególnie na to, że Parsons w ramach swoich przemyśleń systemowych bardzo mocno opierał się na działaniach, sprzeciwiając się tym samym wielokrotnie reprezentowanemu wśród teoretyków działania poglądowi, że działanie i system stanowią wielkości nie do pogodzenia: „Kto
wciąż tak uważa, tego należy odesłać do lektury Parsonsa.” (Luhmann 2004:
19). W tym kontekście Luhmann wspomina, że – mówiąc krótko – komponenty
działania u Parsonsa pochodzą z dzieł Maxa Webera, podczas gdy komponenty
systemu bazujące na dziele Emila Durkheima są wprowadzone i wyjaśnione
odpowiednio do sposobu, w jaki to zapożyczenie jest stosowane. Wskazuje on
na kontrowersje co do kwestii, na ile interpretacja Parsonsa odpowiada autorom
i wskazuje, że dyskusja ta jest jak najbardziej w interesie historii socjologii.
Gdy przyjrzeć się bowiem bliżej teorii Parsonsa, rzuca się w oczy jej analityczna perspektywa, która winna umożliwić identyikację „komponentów realizacji
[zaistnienia] działania, które jednakże nie są działaniami” (Luhmann 2004: 20).
Aby teraz umożliwić prymarne zrozumienie działania, należy odróżnić od siebie
powód i środek: „Z jakiego powodu uczestnik działania (1) wszczyna działanie
i co chce (2) tym samym osiągnąć – to dwa komponenty” (Luhmann 2004: 20).
Wybór powodów, jak również limitacja środków, nie są przy tym pozostawione
w gestii samego tylko uczestnika działania, lecz są rozumiane jako sterowane wyznacznikami społecznymi, a wśród nich „słynnymi nieznośnymi podstawami umów”. Działający jest przy tym „tylko elementem zaistnienia działania
[…] Działanie może przeprowadzić także ktoś inny, ale jakakolwiek gotowość
do działania, jakakolwiek konkretyzacja potencjału działania musi być obecna
w społeczeństwie, by działanie mogło dojść do skutku. A zatem to nie działanie podporządkowane jest działającemu, lecz działający działaniu. Tak wygląda
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
177
sytuacja wyjściowa w książce The Structure of Social Action z 1937” (Luhmann
2004: 21).
W dalszym ciągu omówiony zostaje schemat Parsonsa czterech pól nadbudowywania systemu działania. Rozróżnia on różne komponenty, które warunkują zajście działania. W tych ramach rozwinął Parsons znaną pojęciowość
dotyczącą środków działania, które można postrzegać zarówno ze strony instrumentalnej (instrumental), jak i konsumpcyjnej (consumatory), oraz pojęcia
opisujące stan określonego systemu działania, na poziomie którego pozwalają się
wyróżnić czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, a więc stosunki zewnętrzne i stany
wewnętrzne, strukturalne. Z kombinacji tych zmiennych Parsons wyprowadził
dalsze pojęcia, których skrót w angielskim tworzy słowo AGIL (lub LIGA):
Adaptation, Goal Attainment, Integration, Latent Patern Maintenance. Luhmann
nie tylko opisuje postępowanie Parsonsa i wyjaśnia znaczenia pojęć, lecz na
przykładzie Parsonsa pokazuje również, jak w szczegółach przebiegać może budowanie teorii, jakie problemy dotyczące rozstrzygnięć terminologicznych mogą
się pojawić i jak mogą zostać rozwiązane oraz czego można oczekiwać od takiej
budowli teoretycznej (a czego wymagać): „Parsonsowi zawdzięczać zatem należy uwidocznienie określonej architektury teoretycznej. A uwidocznienie oznacza
oczywiście również, że można rozpoznać możliwość krytyki i oceny jej zasięgu
i granic. Chodzi tu właśnie, jeżeli można tak powiedzieć, o logiczną przestrzeń
możliwości” (Luhmann 2004: 25).
Luhmann pisze dalej, w jaki sposób można tę przestrzeń możliwości zapełnić.
Na przykładzie Parsonsowskiego opracowania podstawowego poziomu „Action
System”, który zawiera między innymi system społeczny jako wewnętrzną, integralną część, wyjaśnia szczegółowo, jak są możliwe niektóre rozpoznania w ramach konsekwentnego zastosowania jego teorii. Funkcjonalne zróżnicowanie
przy pomocy czterech pól schematu AGIL można zastosować na każdym innym
poziomie (przykładowo na poziomie „Action system”, jak i na poziomie systemu
społecznego, dla którego ujawnia się swoiste współgranie wyżej wymienionych
instrumentalnych, konsumpcyjnych, wewnętrznych i zewnętrznych aspektów):
„System społeczny służy już przecież integracji systemu działania – i ta funkcja
powtarza się teraz w tej funkcji” (Luhmann 2004: 35). Po tych szczegółowych
wyjaśnieniach Luhmann stwierdza w końcu:
Jeżeli śledziliście Państwo dotychczasowe rozważania, moglibyście teraz sądzić, że teoria
Parsonsa zajmuje się w istocie tylko deinicją, wypełnieniem i uprawdopodobnieniem tych
skrzynek. Byłoby to jednak niesłuszne. Dotyczy to jedynie jednego aspektu jego teorii. Istotna
część dalszych rozważań teoretycznych dotyczy stosunków między tymi skrzynkami, związków między systemami składowymi. Wszystkie dalsze środki teoretyczne oparte są na konsekwencjach funkcjonalnego zróżnicowania. (Luhmann 2004: 37)
W ramach opisu różnych prób teoretycznego ogarnięcia i opisania tych form
relacji, wyłaniają się trzy pojęcia, które są centralne dla zrozumienia (również
178
Annette Siemes
historycznego) rozwoju podejść teoretycznosystemowych, przy czym dwa ostatnie pozostały do dziś istotne: cybernetyczna kontrola hierarchii, media komunikacyjne (lub Interchangemedien) i interpenetracja. Luhmann wskazuje na trudności, jakie miał Parsons przy łączeniu tych aspektów w teoretyczne i pojęciowe
porządki, które wynikały z zastosowania systemu czterech skrzynek. W drobiazgowym i konsekwentnym opracowaniu wybranego schematu podstawowego
dostrzega ten punkt, z którego wynikają określone (spowodowane przez podejście Parsonsa) trudności. Z drugiej strony Luhmann przedstawia to opracowanie jednocześnie jako największą zasługę Parsonsa: „Nigdy wcześniej i nigdy
później nie zebrano w tak przekonstruowanych ramach tak wielu poglądów socjologicznych. Z drugiej strony hermetyczność tej teorii pokazuje, że nie można
stąd kontynuować interdyscyplinarnego postępu teorii systemów w ogólności”
(Luhmann 2004: 40). Właśnie te dalsze opracowania teorii systemów, które są
wspierane przez interdyscyplinarność tego podejścia, Luhmann zbiera w kolejnych częściach wykładu (punkt II). Wskazuje on przy tym na wstępie na to, że
nie może być mowy o jednej „ogólnej teorii systemów”. Podejścia teoretycznosystemowe rozwinęły się z różnych dyscyplin. Nawet jeżeli podejmowano usilne
próby utworzenia wspólnej teorii (np. w założonym w latach 50. Towarzystwie
dla „General Systems Research”), Luhmann podkreśla, że opłaca się „wrócić na
chwilę do źródeł tych przemyśleń i zestawić ze sobą różne punkty wyjścia, by
potem zobaczyć, gdzie tkwiły problemy takiej generalizacji” (Luhmann 2004:
42). Na gruncie takich krytycznych konstatacji podejmuje Luhmann w końcu
próbę nowego podejścia i sformułowania „szczególnego stanowiska, swego rodzaju drugiej generacji, «drugą lub cybernetyczną» teorię systemów obserwujących” (Luhmann 2004: 42).
Ogólne etapy rozwoju myślenia teoretycznosystemowego
Luhmann pokazuje różne etapy rozwoju, które możemy zebrać pod wspólną
nazwą „ogólnej” teorii systemów. Kierunki rozwoju ogólnej teorii systemów
uzasadniane są przez modele równowagi. Założeniem podstawowym było wyjście od stabilnych stanów systemu, w obrębie których na zakłócenia reaguje się
poprzez przywrócenie wcześniejszej równowagi. Tę ideę równowagi możemy
„potraktować jako teorię, która określa odporność na zakłócenia systemu, na
bodźce, i która je lokalizuje – wiadomo, co należy zrobić, gdy chce się zakłócić
równowagę […]. Gdyby ten problem rzutować na matematykę, zainteresowanie
wzbudzi kwestia, w jakim matematycznym równaniu można odczytać taką relację. Oczywiście moment zakłócenia był w tradycji i w nowszych użyciach teorii
równowagi zawsze zauważany, ale akcent kładziono wyraźnie na stabilność. Tak,
jakby wartością było utrzymanie stabilnego systemu […] Dotyczy to przede
wszystkim teorii ekonomicznych […] Tu powstaje jednak wątpliwość, czy można
w ogóle mówić o równowadze jako o stanie stabilnym […] Stąd pojawiły się
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
179
przemyślenia, czy nie jest dokładnie odwrotnie – nierównowaga mogłaby być
warunkiem stabilności.” (Luhmann 2004: 43)
Centralną – i w czasie jej pojawienia się nową – była kwestia wywodząca
się z termodynamiki, jak w ogóle możliwe jest utrzymanie się systemu. Zgodnie z prawami izycznymi izyka systemu zamkniętego wytwarza entropię, to
znaczy, że systemy zamknięte skłaniają się ku temu, by „zredukować wszystkie
rozróżnienia, wprowadzić stan wolny od rozróżnień” (Luhmann 2004: 44). Dla
biologii i socjologii należało zatem opracować nową koncepcję, która zbiegałaby
się z teorią systemów otwartych: „dlatego systemy otwarte, ponieważ należało
wyjaśnić, dlaczego nie występuje w nich entropia i dlaczego budowany jest porządek” (Luhmann 2004: 45). Otwartość odnosi się w poszczególnych systemach
do form kontaktów z danym środowiskiem specyicznym dla systemu:
W wypadku systemów biologicznych myśli się przede wszystkim o pozyskiwaniu energii
i pozbywaniu się energii niepotrzebnej, w przypadku systemów sensu myśli się w pierwszej
kolejności o wymianie informacji. System sensu pobiera informację ze swojego otoczenia, interpretuje – jeżeli można tak powiedzieć – niespodzianki, będąc przy tym wbudowanym w sieć
innych systemów, która reaguje na systemy opracowujące informacje. (Luhmann 2004: 45)
Luhmann rozważa dalej, w jaki sposób modele wejścia-wyjścia i perspektywa cybernetyczna przyczyniają się do ukierunkowania rozwoju teorii systemów
i omawia problemy obu sposobów widzenia. Wyjaśnia przy tym, w jaki sposób
z wyżej wymienionych podejść (które straciły na znaczeniu w latach 70.) wynikła krytyka technicznej orientacji teorii systemów. Z modelami wejścia-wyjścia
związane były w końcu koncepcje czarnej skrzynki [Black-Box], wedle których
tylko z regularności zewnętrznych stosunków systemu można wnioskować, że
w jego wnętrzu (które jest niedostępne analizie) istnieje mechanizm, który wyjaśnia produkcję określonego wyjścia (Output) przy określonym wejściu (Input)
(przy czym sam mechanizm nie może być obserwowany). Przystaje to jednak
bardziej do strukturalistycznej teorii systemów, podczas gdy dla teorii socjologicznej o wiele ważniejsze jest, jakiego rodzaju operacji system używa oraz
jak zachodzi i jest utrzymywane odróżnienie systemu od środowiska. Luhmann
podkreśla zatem „błąd piękności” cybernetycznego sposobu widzenia – cybernetyczne mechanizmy sterowania odnoszą się zawsze do specyicznych stałych i są
mało przydatne przy skomplikowanych procesach. Problemy związane z tego
typu podejściami oraz ich krytykę Luhmann przedstawia bardzo dokładnie. Jego
sposób argumentacji uwyraźnia, jak ich analiza, przy zachowaniu odpowiedniego dystansu, może stać się podłożem dla dalszego rozwoju. Wskazuje także na
historyczną i ideologiczną motywację wielu przytaczanych krytyk.
Otwarte pytania, które pojawiły się wraz z teoriami z lat 50. i 60., i z którymi
wiązał się ostatecznie rozwój teorii systemów, odnosiły się w końcu do tego, co
właściwie należałoby określać mianem systemu, lub też, jak należałoby pytać
z perspektywy operacji systemu: „Czym jest system, skoro może czynić to, co
180
Annette Siemes
czyni?” (Luhmann 2004: 58). Na tym istotnym przesunięciu (od perspektywy,
która rozumie system jako „obiekt“, ku analizie dyferencji „środowisko-system”)
zasadza się ostatecznie również teoria systemów operacyjnie zamkniętych. Ważne jest tu, że zamkniętość należy rozmieć w sensie operacyjnej rekursywności,
samoreferencji i cyrkularności. Tak rozumiana specyiczna forma zamkniętości
stanowi ostatecznie warunek dla otwartości: „Z jednego pytania wyniknęły zatem
dwie kwestie – czym ten otwarty system jest, to znaczy, po pierwsze: jak jest
wytwarzana i reprodukowana dyferencja między systemem i środowiskiem, oraz,
po drugie: jaki typ operacji jest za to odpowiedzialny i jak jest on wewnętrznie
usieciowiony” (Luhmann 2004: 59). Wychodząc od takiego punktu widzenia, powstaje oczywiście pytanie, jak system może odróżnić własne operacje od operacji
środowiska i również pytanie o obserwatora (jako funkcję systemu), które później
zyska centralne znaczenie. Przy okazji Luhmann wskazuje, że w odniesieniu do
lat 50./60. można wyróżnić z jednej strony analityczne, a z drugiej – konkretne
pojęcie systemu. Pojęcie analityczne traktuje system jako konstrukt teoretyka,
konkretne widzi systemy jako „dane”:
Za tym rozróżnieniem stoją teoriopoznawcze, epistemologiczne opcje. Każda teoria poznania,
która wychodzi z pozycji transcendentalno-teoretycznych i zakłada, że każde poznanie jest
przeiltrowane i ukształtowane przez pojęcia poznającego, […] potraktuje pojęcie systemu
jako pojęcie teoretyka systemu. Z drugiej strony w normalnej działalności naukowej tego
rodzaju releksja teoriopoznawcza nie jest popularna. Naukowiec wychodzi zazwyczaj od
tego, że to, co on bada, również wtedy jest dostępne, kiedy on tego nie bada. (Luhmann
2004: 60)
Systemy jako dyferencja między systemem a środowiskiem
Jak już wskazano, relewantna staje się tylko jedna perspektywa, która do dziś
stanowi istotny punkt wyjścia w podejściach teoretycznosystemowych. Chodzi o
rozróżnienie między systemem a środowiskiem, względnie o to, że jedno bez drugiego jest nie do pomyślenia i koncepcja teoretyczna musi od początku uwzględnić obie strony. Na pytanie «Czym jest system?» należałoby w związku z tym
odpowiedzieć w ten oto sposób: „System «jest» rozróżnieniem między systemem
a środowiskiem” (Luhmann 2004: 66). Luhmann inspiruje się w tym miejscu
wyraźnie Georgem Spencerem Brownem i jego pracą Laws of form (1972). Jako
ilustrację przytacza on sposób, w jaki język umożliwia określone rozróżnienia,
stosując (aktualne w wykładzie) rozróżnienie „profesor-student”:
Czy są to różnice w wieku, różnice w ubiorze, różnice w skłonności do niezwykłej wyniosłości, to zupełnie inne pytanie. Język może tak rozróżniać, a dyferencja słów to to, co język
zachowuje w funkcjonowaniu i przy pomocy czego steruje się tym, co można powiedzieć
dalej; kwestią otwartą pozostaje, czy takie dyferencje są również obecne w realności. Naturalnie nie rozpoczęłoby się mówienia, gdyby się nie założyło, że byłoby coś, co można by było
tak określić, ale dla przebiegu akcji językowej, procesu języka lub – jak możemy powiedzieć
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
181
– komunikacji, decydująca jest tylko dyferencja wewnątrz języka. Ta dyferencja wolna jest od
problemu referencji, to znaczy od tego, o czym chce się mówić. (Luhmann 2004: 68)
Wykład wraca teraz do ogólnego pojęcia formy i do przemyśleń Spencera Browna, chodzi bowiem o to, że każde rozróżnienie automatycznie zawiera
w sobie drugą stronę, która jednak jako taka nie musi być eksplicytna:
Aby to wyjaśnić na potrzeby dalszego użycia, mogę jeszcze raz sięgnąć do Spencera Browna, który linię graniczną, kiedy ta zostaje zakreślona, określił jako formę, dlatego mówi on
o „laws of form” [prawa form]. „Form” [forma] ma dwie strony, nie jest ona tylko ładnym
kształtem czy obiektem, który można sobie przedstawić niezależnie od kontekstu, lecz jest
rzeczą z dwiema stronami. Gdy chcemy sobie wyobrazić obiekt wolny od kontekstu, wówczas mamy do czynienia z obiektem w „unmarked space” [przestrzeni nieoznaczonej]: znak,
koło lub cokolwiek innego na białej kartce papieru lub coś określonego w świecie, w którym
występuje też coś innego, co jednak w tym momencie nie jest określone. „Form” [forma] jest
rzeczą z zasady dwustronną, w naszym wypadku to strony systemu i środowiska. (Luhmann
2004: 75)
System – w związku z tym – możemy więc pojmować jako rozróżnienie między systemem a środowiskiem. Jest to rozróżnienie, którego konieczność staje się
rozpoznawalna, gdy próbuje się od niego abstrahować: Jeżeli chcemy przedstawić sobie system jako obiekt w przestrzeni bez powietrza, wówczas zakłada się
właśnie tę przestrzeń bez powietrza (rzekoma pustka) jako środowisko. Również
od Spencera Browna otrzymuje Luhmann impuls (który później w ramach całej
teorii stał się źródłem jego osiągnięć), by rozważać „czy ma sens deiniowanie
systemu, jak u Spencera Browna, za pomocą jednego operatora lub jednego typu
operacji […] Zazwyczaj opisuje się systemy przy pomocy wielu terminów. Dla
przykładu: systemy są relacjami między elementami. Albo: system jest relacją
struktury i procesu, jednością sterującą się strukturalnie własnymi procesami”
(Luhmann 2004: 77). Zamiast tego Luhmann proponuje podejście, które każdorazowo podejmie próbę zidentyikowania określonego typu operacji, przez który
system powstaje i produkuje się zazębiając jedną operację z drugą. W ten sposób
przez operowanie systemu równocześnie powstaje granica system-środowisko.
Koncepcja ta prezentowana jest na tle zagadnień samoreferencji i rekursywności lub na tle przemyśleń dotyczących form rekursywnych, w kwestii których
Luhmann odsyła do Louisa H. Kauffmana (1987).
W tym kontekście istotny jest jeszcze jeden termin: nawiązywalność, [Anschlussfähigkeit]: założona operacja musi umożliwić nadbudowanie na jej rezultacie i przyłączenie do niej kolejnej operacji (w tym samym momencie ważny
staje się aspekt obserwacji). Cały proces, który powstaje na tej bazie, pozwala
się opisać w sposób następujący:
Kiedy operacja określonego typu się rozpoczyna i, jak to chętnie mówię, jest nawiązywalna [anschlussfähig], to znaczy znajduje następstwo, ma konsekwencje w tym samym typie
182
Annette Siemes
operacji, powstaje system – ponieważ, jeżeli łączy się operację z operacją, dzieje się to w sposób selektywny. Nic innego niż to nie zachodzi; unmarked place lub otoczenia pozostają na
zewnątrz; system tworzy się przez powstanie łańcucha operacji. Dyferencja systemu i środowiska powstaje tylko z faktu, że jedna operacja wytwarza kolejną operację tego samego
typu (Luhmann 2004: 77).
Aby te przemyślenia wyjaśnić, Luhmann sięga – ze wskazaniem na Humberto Maturanę – znów do biologii organizmów żywych i do zdobytej tam wiedzy
o cyrkularnych sposobach operacji, przy pomocy których organizmy się reprodukują i organizują. Faktycznie oznacza to również, „że przy pomocy pojęcia
autopoiezy w rzeczy samej nic nie zostaje wyjaśnione, poza właśnie rozruchem
poprzez samoreferencję: operacja z nawiązywalnością” (Luhmann 2004: 78).
Komunikacja jako operator systemów społecznych
Luhmann zwraca teraz tok myślenia ku systemom społecznym i próbuje „zidentyikować operację, która spełnia to założenie: może chodzić tylko o jedną
operację, jest ona zawsze tą samą i jest ona nawiązywalna […] Właściwie tylko
komunikacja stanowi typ operacji, który to założenie spełnia: system społeczny
powstaje, kiedy z komunikacji rozwija się komunikacja” (Luhmann 2004: 78).
Teza ta staje się istotna, jeżeli widzieć ją właśnie z perspektywy operacjonalnego
podejścia teoretycznego. Luhmann wyjaśnia przy tej okazji w sposób obrazowy,
dlaczego patrząc z tej perspektywy podstawową jednostką systemów społecznych
nie może być działanie (jak zakładał to Parsons):
w zasadzie można sobie przedstawić działanie jako indywidualną, społecznie pozbawioną
rezonansu operację, co w wypadku komunikacji nie jest możliwe, do komunikacji dochodzi
w zasadzie tylko wtedy, gdy ktoś rozumie z grubsza lub nawet nie rozumie, ale w każdym
razie rozumie tyle, aby komunikacja mogła dalej przebiegać, i to leży poza tym, co można
by zagwarantować przez czyste używanie języka. Ktoś musi być dostępny, ktoś musi umieć
słuchać lub czytać (Luhmann 2004: 79).
Dla zrozumienia tego aspektu ważna jest leżąca u jego podstaw, a wyłożona
w innym miejscu, trójelementowa koncepcja komunikacji jako „informacji, wiadomości i rozumienia” (Luhmann 2004: 260 i kolejne). Luhmann ogranicza przy
tym specyicznie te trzy pojęcia, jednak należy koniecznie zwrócić uwagę na ich
współdziałanie. Nie można zatem u podstaw umieścić ani pojęcia informacji, wedle którego w ramach komunikacji informacje w jakiejkolwiek formie są gdzieś
przesyłane lub przekazywane, ani też nie chodzi o „rozumienie” w znaczeniu
potocznym, w ramach którego z reguły informujący decyduje o tym, czy (jego)
wypowiedź (całkiem możliwe, że nawet „prawidłowo”) została „zrozumiana”.
Tu chodzi o to, że komunikacja dla Luhmanna zachodzi dopiero i tylko wtedy,
gdy wszystkie trzy komponenty są obecne i współdziałają ze sobą. Socjalność
powstaje dopiero na bazie syntezy tych trzech wymienionych elementów. To
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
183
znaczy, „że to, co społeczne [das Soziale], powstaje wówczas, gdy informacja,
wiadomość i rozumienie są wytwarzanie jako jedność, z oddziaływaniami na
uczestniczące systemy psychiczne. Systemy psychiczne muszą się więc zachowywać odpowiednio, by się to powiodło. Ale jedność, emergencja tego, co społeczne, to tylko i wyłącznie sama synteza” (Luhmann 2004: 261).
Wróćmy teraz jednak do podstawowych aspektów systemów. Ogromne znaczenie ma w tym kontekście kolejna, wprowadzona również przez Laws of form
Specera Browna, releksja, którą możemy określić jako „reentry” (w późniejszych
publikacjach używana jest pisownia z łącznikiem „re-entry”, por. Luhmann 1998).
Releksja ta odnosi się do następującego problemu: punktem wyjścia jest przekonanie, że formę (w naszym wypadku system) rozumie się jako rozróżnienie
(w naszym wypadku między systemem a środowiskiem). Teraz można zadać
sobie pytanie, jak powstaje forma. Podejście operacyjne pozwala nam dostrzec,
jaka operacja wprowadza i umożliwia formę. Chodzi więc o to, w jaki sposób
system produkuje się jako system i jednocześnie odgranicza się od środowiska,
które powstaje w trakcie operowania systemu jako środowisko tego specyicznego
systemu. Tu uwidacznia się, jak rzecz została zaplanowana i co rozumie się pod
„re-entry”: patrząc z tej perspektywy operacja, poprzez którą uczynione zostaje rozróżnienie i przez którą system się konstruuje, zawiera obie strony. Mówiąc
inaczej, wytwarzanie granicy „system-środowisko” zawiera się w każdorazowym
specyicznym modusie operacyjnym: „Rozróżnienie przewidziane jest w samym
rozróżnieniu. W terminologii Kauffmana jest ono wkopiowane w rozróżnienie”
(Luhmann 2004: 80). W tym miejscu należy podkreślić, że – inaczej niż w przykładzie przywołanym przez Luhmanna na początku – nie chodzi tu o rozróżnienie
dwuczęściowe, jak wyobrażamy to sobie na płaszczyźnie językowej, i jak można
to sobie wyobrazić (duży-mały itp.), lecz o płaszczyznę systemu i tym samym rozróżnienie, które w pewnym sensie zawiera na jednej stronie obie strony.
U Spencera Browna pojęcie „re-entry” oznacza (przydatne ze względu na tę
właściwość) ponowne wejście formy w formę (lub też ponowne wejście rozróżnienia w to, co zostało rozróżnione)3. Pojęcie to w teorii systemów ma bardzo silny
związek z pojęciem samoobserwacji systemów. Rozumie się to w ten sposób, że
system w powyższym sensie odgranicza się poprzez swoje operacje od otoczenia
i tym samym każda operacja przedstawia jednocześnie podjęcie samoobserwacji.
To znaczy, jak wyjaśnia to Luhmann, „że system może sam siebie odróżnić od
środowiska. Operacja jako operacja wytwarza dyferencję, dlatego mówię w tym
miejscu o dyferencji. Jedna operacja nawiązuje do drugiej, potem przychodzi trze3
Można to wyjaśnić również w ten sposób, że stosowany jest określony typ operacji, a na podłożu
jej rezultatu stosowana jest ponownie ta sama operacja itd. Na podstawie takich rekursywnych
operacji można w geometrii wytworzyć wzory fraktali, a w eksperymentach psychologii poznawczej pojawiają się wzory na podstawie porównywalnie słabo uporządkowanych sytuacji
wyjściowych (por. Stadler/Kruse 1990 oraz ogólnie na ten temat w nawiązaniu do propozycji
konstruktywistycznych Kriz 1995).
184
Annette Siemes
cia, czwarta, piąta, potem dochodzi tematyzowanie tego, co powiedziano do tej
pory, i tak dalej. Na zewnątrz dzieje się coś zupełnie innego albo nic. To jest świat,
który ma znaczenie w sposób ograniczony dla skutków komunikacji. Kiedy system musi decydować lub, mówiąc ostrożniej, musi wytworzyć sprzężenia między
komunikacją i kolejną komunikacją, wtedy musi ustalić, obserwować, mieć możliwość rozstrzygania co do niego pasuje, a co nie. System, który chce kontrolować
własną nawiązywalność, musi dysponować czymś, co my na razie możemy nazwać samoobserwacją” (Luhmann 2004: 81).
W tym miejscu Luhmann odnosi się jeszcze raz bardzo wyraźnie do komunikacji jako operatora systemów społecznych. Prosi słuchaczy, względnie czytelników, o to, aby wyobrazili sobie system, który reprodukuje się przez komunikację, przy czym zdolność do określonego rozróżniania jest, można by rzec,
wbudowana w system.
Decydujące jest to, że komunikacja sama dokonuje rozróżnienia między komunikacją i niekomunikacją [...] Komunikacja posiada rekursywną pewność, by móc i musieć na komunikacji
budować i to odnośnie tego, co dalej może być powiedziane (to samo dotyczy pisma). Przez
to ma możliwość obserwowania dyferencji między systemem i środowiskiem, a więc może
oddzielić samoreferencję [Selbstreferenz] od referencji obcej [Fremdreferenz]. (Luhmann
2004: 81)
Wprowadzone tu zostaje, obok już wspomnianej samoreferencji, pojęcie
referencji obcej. Aby oba te pojęcia wyjaśnić, Luhmann tłumaczy jeszcze raz
wspomniany wyżej trzyczęściowy podział komunikacji:
Komunikacja zachodzi tylko wtedy, kiedy zostanie podana wiadomość. Już to jest dwuczęściowe. Poza tym musi to być jeszcze zrozumiane […] U podstaw leży dwoistość wiadomości
i informacji; komunikacja może funkcjonować dalej albo bardziej na jednej, albo bardziej na
drugiej stronie. Albo stawia się pytanie: „Dlaczego o czymś mnie zawiadomiłeś, dlaczego
coś powiedziałeś?”, albo pytanie: „Kłamałeś może?”, wychodzi się zatem od wiadomości,
albo od informacji i komunikuje się o tym, co zostało powiedziane. Jest to wskaźnik tego,
że w samej operacji zawsze jest już wbudowana dyferencja referencji obcej jako informacja
a samoreferencji jako wiadomości […] W ten sposób, jak wierzę, można wyjaśnić […] że
system społeczny, który funkcjonuje z komunikacją jako takim operatorem, zawsze ma już
wbudowane „reentry” i inaczej nie mógłby funkcjonować. (Luhmann 2004: 82)
Jak już zaznaczyliśmy wyżej, ważne jest, że rozróżnienia w związku z operacjami właściwymi dla systemu nie należy pojmować jako czegoś dwuczęściowego, lecz raczej jako jedność, która jednakże w pewnym sensie zawiera dwie
strony – wewnętrzną i zewnętrzną. Tym samym system nie jest przede wszystkim
jednością, lecz dyferencją – to, co sprawia trudność, to konieczność przedstawienia sobie jedności dyferencji (Luhmann 2004: 91):
Rozróżnienie zawiera siebie samo, ale najwyraźniej w pewnej bardzo specyicznej formie,
mianowicie jako rozróżnienie rozróżnienia i oznaczenia i w jakikolwiek inny sposób – duży-
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
185
mały czy co tam można sobie zawsze jako rozróżnienie wyobrazić. Podobnie widzieć trzeba
będzie reentry formy w formę lub rozróżnienia w rozróżnienie lub dyferencji systemu i środowiska w system, tak, że o tym samym mowa jest dwa razy. Rozróżnienie wchodzi w przez
nieuczynione rozróżnienie. (Luhmann 2004: 87)
Jak w wielu punktach wykładu, tak i w tym miejscu Luhmann korzysta
z okazji, by przejść do tematu, który będzie analizowany później i w innym
miejscu pod innym tytułem. Chodzi o obserwatora i o to, że może on na metapoziomie przyjąć pozycję zewnętrzną, ale zarazem znajdować się w systemie
jako samoobserwator. Pozycja obserwatora (wg Luhmanna) byłaby kluczowa
dla perspektywy socjologicznej, jako punkt widzenia, który można przenieść na
badania empiryczne i na wszystkie problemy nauk społecznych.
Egzystujemy oczywiście społecznie, ale jako socjologowie możemy tak potraktować społeczeństwo, jak gdyby było ono na zewnątrz […] i widzieć, że społeczeństwo przedstawia
się jako opisujący siebie system. System ten ma dwie strony. Z jednej strony społeczeństwo
posiada referencje obce, nie mówi tylko o sobie samym, lecz zazwyczaj o czymś, co nie jest
komunikacją, lecz tematem komunikacji […] Cokolwiek się dzieje w społeczeństwie, jest komunikacją, i dlatego winniśmy jako socjologowie móc rozróżnić, o czym się na jednej stronie
mówi, pisze, co się drukuje, co nadaje i co po drugiej stronie faktycznie jest zdarzeniem, aby
widzieć, że określone kluczowe tematy mogłyby być wybrane inaczej. (Luhmann 2004: 89)
Luhmann nie twierdzi przy tym, że wybór tematów jest dowolny. Chodzi mu
o umożliwienie analiz porównawczych, które mogą stwierdzać dla określonych
obszarów społeczeństwa lub dla społeczeństwa w różnych momentach różne
preferencje i perspektywy – a to można zobaczyć tylko z szerokiej perspektywy
zewnętrznego obserwatora.
Przy pomocy tej podwójnej perspektywy można również zająć się ideologicznością samoopisu w społeczeństwie. Dlaczego społeczeństwo opisywało się w XIX i XX stuleciu jako
kapitalistyczne? A w drugiej połowie XVIII stulecia jako patriotyczne? Dlaczego określone
schematy społeczeństwa/wspólnoty, indywiduum/kolektywu były w określonych czasach preferowane a później ich zaniechano? Jak dochodzi do wyobrażeń takich jak „modernizm” czy
„postmodernizm”? Dlaczego używa się schematu tradycja/nowoczesność do przedstawiania
społeczeństwa? Jako socjologowie możemy w postawie obcego obserwatora, którym tak naprawdę nigdy nie jesteśmy, pytać, jak to się dzieje, że systemy preferują określony samoopis.
(Luhmann 2004: 90)
Zamkniętość operacyjna
Na przywołanym wyżej gruncie nieuniknionym krokiem jest teraz konceptualizacja systemów jako operacyjnie zamkniętych. Trzeci rozdział wprowadza ten krok
i omawia wynikające z niego implikacje. Punkt wyjścia: system konstytuowany
jest przez własne operacje i w ten sposób odgranicza się od środowiska. O tyle
więc sam wytwarza rozróżnienie między systemem a środowiskiem – przy czym
może być obserwowalny. Dla tezy o operacyjnej zamkniętości ważna jest teraz
186
Annette Siemes
kwestia lokalizacji operacji specyicznej dla systemu: te mogą odbywać się zawsze tylko w systemie.
Gdyby operacje systemu przebiegały w środowisku, wówczas rozróżnienie na system i środowisko byłoby sabotowane. Nie tyle oczywiste, ile zaskakujące byłyby konsekwencje wyobrażenia sobie, że system nie może sam korzystać z własnych operacji, aby połączyć się
z otoczeniem. Dokładnie to mówi teza o zamknięciu operacyjnym lub operacjonalnym (Luhmann 2004: 93).
Luhmann prowadzi swoich słuchaczy od tego punktu do – możliwe, że na
pierwszy rzut oka zaskakującego – stwierdzenia, że poznanie możliwe jest tylko
przez zamknięcie operacyjne (ponieważ system, patrz wyżej, nie mógłby powstać, gdyby nie był operacyjnie zamknięty):
On [system – A.S.] nie może za pomocą swoich operacji poznawczych sięgać do otoczenia,
lecz musi ciągle wewnątrz siebie szukać odniesień, wnioskowań, kolejnych rozpoznań, odwołań do pamięci itd. (Luhmann 2004: 93).
Należy w tym miejscu zaznaczyć, że nie postuluje się tu powrotu do „starej
tezy o systemach zamkniętych” (Luhmann 2004: 93), w ramach której starano się
opisać systemy jako zależności zamknięte przyczynowo. Jak wskazuje Luhmann,
w wypadku opisanych względnie opisujących operacji nie chodziłoby właśnie
o to, by opisać zależności przyczynowe; przyczynowość w ogóle „w tej wersji
teorii systemów jest sprawą obserwatora” (Luhmann 2004: 94). Zamiast tego
muszą zostać znalezione takie operacje lub forma operacji, które jednocześnie
opiszą typowość systemu. Luhmann tłumaczy dalej, w jaki sposób przyczynowość zawsze związana jest z obserwatorem.
Nie możemy całego świata podzielić przyczynowo. Rozsadziłoby to pojemność obserwacyjną
każdego sytemu obserwacyjnego. Przyczynowość jest zawsze selektywna i zawsze należy ją
przypisać obserwatorowi o określonych zainteresowaniach, określonych strukturach i określonych pojemnościach opracowywania informacji. Jest tak z powodu nieskończoności kolejnych
przyczynowości, które tu współgrają […] Znów musimy obserwować obserwatora, gdy chcemy wiedzieć, jaka przyczynowość jest atrybuowana, jakie oddziaływania i jakie przyczyny
w tym kontekście to przypisanie przynosi. Na ten temat istnieje ogromna ilość badań. Wyniki
badań atrybucji zmuszają nas do tego, by relatywizować pojęcie przyczyny do obserwatora
lub do zwyczajów atrybucyjych. (Luhmann 2004: 94)
W sprawie dalszego odgraniczania Luhmann wskazuje na odgraniczenie systemów sensu [Sinnsystem] i systemów technicznych. Odnosi się jeszcze raz do
żywionych dużo wcześniej wątpliwości wobec podejść teoretycznosystemowych,
jakoby chodziło tu o swego rodzaju teorię techniczną.
Mamy do czynienia z rozróżnieniem na to, co techniczne i posiadające sens. Systemy techniczne są w istocie przyczynowo zamknięte i reagują tylko pod określonymi względami na
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
187
bodźce środowiska: maszyny, które działają, tylko gdy jest włączony prąd [...]. Zalety takiego technicznego czy przyczynowego zamknięcia leżą przede wszystkim w możliwości
rozpoznawania błędów. W obszarze zamknięcia operacyjnego nie jest to w ogóle możliwe.
(Luhmann 2004: 96)
To odgraniczenie jest ważne dlatego, że system sensu nie mógłby się wprawdzie bezpośrednio przez swoje operacje łączyć z otoczeniem, „ale mógłby sensownie odnieść się do otoczenia, stosownie do sensu operacji” (Luhmann 2004:
95). Nie mogą być przy tym jednak przywołane żadne przyczynowe efekty
w środowisku – te są możliwe tylko wtedy, „gdy środowisko wychodzi temu
samemu na przeciw i przewiduje odpowiednie przyczynowości” (Luhmann 2004:
95). Odniesienia do środowiska są przy tym możliwe (czy wręcz nieodzowne)
przez re-entry.
Sformułowana przez Luhmanna zamkniętość odnosi się jedynie do strony
operacyjnej, a nie oznacza jakiegoś „teoretycznego odcinania” każdego odniesienia systemu i środowiska. Staje się to szczególnie jasne, gdy omawiany jest
aspekt strukturalnego sprzężenia.
Istnieją strukturalne sprzężenia, które, jeśli można tak powiedzieć, wiążą, magazynują, kanalizują przyczynowości, koordynując tym samym i integrując system i środowisko, nie dotykając
tezy operatywnego zamknięcia: właśnie dlatego, że systemy są operacyjnie zamknięte, można na nie wpływać przez strukturalne sprzężenie, przynajmniej długoterminowo. (Luhmann
2004: 100)
Podsumowując należy traktować zamkniętość operacyjną, obok koncepcji
dyferencjonalnej (system-środowisko), jako dalsze istotne rozróżnienie, które
leży u podstawy nowej teorii systemów (po przedstawionych przez Luhmanna
wcześniej podejściach wyjściowych).
Samoorganizacja i autopoieza
Przed szczegółowym omówieniem pojęcia sprzężenia strukturalnego Luhmann
zajmuje się jeszcze dwoma zjawiskami: samoorganizacją i autopoiezą i zarysowuje ich różne odniesienia. Samorganizację należy rozumieć w odniesieniu do
procesu jako „wytworzenie struktury przez własną operację” (Luhmann 2004:
101). Odniesienie procesualne wynika z tego, że struktury w rozumieniu teorii systemów „są aktywne tylko w tym momencie, w którym system operuje”
(Luhmann 2004: 101). Innymi słowy struktury systemu, choć zabrzmi to nieco
niezwykle, nie należy rozumieć jako stałych, lecz tylko relewantnych dla teraźniejszości: „System musi operować, aby móc korzystać ze struktur.” (Luhmann
2004: 102).
Autopoieza natomiast odnosi się raczej do produkcji stanów rzeczy „w sensie
determinacji stanu, od którego możliwe są dalsze operacje, przez operacje tego
samego systemu” (Luhmann 2004: 101). A zatem system za pomocą własnych
188
Annette Siemes
operacji determinuje stan, który tworzy i ogranicza podstawę i przestrzeń możliwości dla wszystkich dalszych operacji i jednocześnie tworzy system.
W dalszej części Luhmann zajmuje się szczególnie samoorganizacją.
W kontekście teoretycznych rozważań o pamięci, w których centralną rolę
odgrywają oczekiwania, proponuje „przyjąć pojęcie oczekiwania jako podstawę dla deinicji struktur. Struktury to oczekiwania w odniesieniu do nawiązywalności operacji” (Luhmann 2004: 103). Prezentuje krytyczne rozważania,
w których pojęcie oczekiwania zanadto subiektywizuje wyobrażenie struktur.
Wskazuje na to, że w oglądzie teoretycznosystemowym rozróżnienie podmiotu
i obiektu zastąpione mogłoby być przez obserwację operacji. Jego propozycją
jest zatem „by zrezygnować z rozróżnienia na podmiot i przedmiot i zastąpić
je przez rozróżnienie operacji, którą system faktycznie przeprowadza, jeżeli
je przeprowadza, z jednej strony oraz obserwację tej operacji tego samego
bądź innego systemu z drugiej strony” (Luhmann 2004: 104). Propozycja ta –
jakkolwiek nie jest to powiedziane wprost – wskazuje na problem dualizmu,
któremu gruntowne rozważania poświęcił Josef Mitterer (por. Mitterer 2001,
2004), analizując możliwość postępowania nie-dualistycznego w ramach pracy
naukowej i starając się opracować punkt wyjścia dla koniecznych w tym celu
koncepcji teoretycznych.
Co do pojęcia autopoiezy Luhmann odnosi się do Humberto Maturany i tłumaczy, dlaczego pojęcie wywodzące się z biologii nadaje się jego zdaniem do
zastosowania do opisu komunikacji i systemów społecznych. Powstaje przy tym
ścisła współzależność z wcześniej podnoszoną tezą o operacyjnym zamknięciu:
„To operacyjne zamknięcie jest tylko innym sformułowaniem wypowiedzi, że
system autopoietyczny poprzez sieć własnych operacji wytwarza operacje, których potrzebuje, by wytworzyć operacje” (Luhmann 2004: 110).
Istotną różnicę między koncepcjami Maturany i Luhmanna „znaleźć można tam, gdzie Maturana odrzuca pomysł, by systemy komunikacyjne określić
jako systemy społeczne. W jego stanowisku ujawnia się moment emocjonalny.
Nie chce usunąć człowieka z pola uwagi i nie ma również tej biegłości w kwestiach socjologicznych czy lingwistycznych, która umożliwiałaby mu ponowne
odzyskanie człowieka. Nie chce zrezygnować z tego, aby pod wyrażeniem
«systemu społecznego» nie rozumieć konkretnego człowieka, który tworzy
grupy itp. Tylko tutaj pojawia się różnica” (Luhmann 2004: 113). Tego rodzaju
jasne przyporządkowania i odniesienia w stosunku do teoretycznych początków i źródeł koncepcji Luhmanna stanowią niewątpliwą zaletę tej książki.
Szalenie pomocne są często występujące wywody o (ówczesnych) reakcjach
w socjologii na podejścia teoretycznosystemowe, które tłumaczą niektóre kroki w rozwoju tej teorii. (zob. np. o dyskusji nad pojęciem autopoiezy, s. 113
i kolejne). Istotnym impulsem różnych dyskusji była z pewnością gruntownie
odmienna perspektywa teoriopoznawcza, wynikająca z myślenia teoretycznosystemowego:
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
189
Teza o operacyjnej zamkniętości implikuje radykalną zmianę w teorii poznania, również
w zakładanej ontologii. Jeśli to zaakceptować i odnieść do tego pojęcie autopoiezy, tj. potraktować jako przeformułowanie tezy o zamkniętości operacyjnej, wówczas staje się jasne,
że wiąże się z tym zerwanie z teorią poznania tradycji ontologicznej, która przyjmowała, że
coś przenika ze środowiska do tego, kto poznaje, i reprezentuje, odbija lub symuluje środowisko wewnątrz poznającego systemu. W tym kontekście radykalności tej innowacji nie da
się przecenić. (Luhmann 2004: 114)
Luhmann podkreśla, że autopoieza oznacza jasny podział: system albo jest,
albo nie jest autopoietyczny. „Nie może on być tylko trochę autopoietyczny”
(Luhmann 2004: 116) lub też z biegiem czasu stać się bardziej autopoietyczny. Istotną uwagę w związku z pojęciem autopoiezy czyni przechodząc już do
następnego tematu. Chodzi o to, że autopoieza przedstawia co najwyżej teoretyczny punkt wyjścia, a samo to pojęcie wyjaśnia niewiele w kwestii powstania
i operowania systemów. Luhmann wskazuje, że z koncepcji autopoiezy wynika raczej metateoria i że w dalszej pracy teoretycznej konieczne będą kolejne
pojęcia. Należy do nich sprzężenie strukturalne. Dla zrozumienia autopoiezy
w kontekście sprzężenia strukturalnego ważne jest, aby podjąć próbę, nawet jeśli
to trudne, odejścia w myśleniu o autopoiezie od kategorii przyczynowości. Operacyjna zamkniętość systemów (którą należy rozumieć w związku z autopoiezą)
nie powinna być rozumiana jako teoria przyczyny w stosunku do konkretnych
struktur systemowych. Mówiąc inaczej, autopoieza nie ma nic wspólnego z (nie)
zależnością od środowiska.
Musimy, co odsyła nas to znów do tezy o operacyjnym zamknięciu, rozróżnić między zależnością/niezależnością przyczynową z jednej strony a samodzielnie wytworzonymi operacjami
z drugiej strony […] W kulturze europejskiej tkwimy w mocnym przekonaniu, by o wszystkim myśleć w kontekście przyczynowości […] Utrudnia nam to myślenie o zamkniętości
operacyjnej w separacji od teorii przyczyny. Popadamy ciągle w wyobrażenie, że teza o zamkniętości operacyjnej jest szczególną tezą o wewnętrznej przyczynowości systemów. Tak
w pewnym sensie jest. Można ją przemodelować na przyczynowość. Jednak co do zasady,
należy tę rzecz rozumieć tak, że warunek nawiązywalności nie [podkreślenie – A.S.] jest
warunkiem, który wystarcza, aby spowodować kolejny stan. Dokładnie tego dotyczy pojęcie
sprzężenia strukturalnego […]. (Luhmann 2004: 117)
Sprzężenie strukturalne
Deinicja pojęcia sprzężenia strukturalnego także wychodzi od Maturany. Według
niego w każdym wypadku musi funkcjonować autopoieza, a także zamkniętość
operacyjna, aby system mógł zostać zachowany (ponieważ w przeciwnym wypadku zniknęłaby granica pomiędzy systemem a środowiskiem); ponadto powstaje jednak sprzężenie między systemem a jego środowiskiem, które „odnosi
się tylko do struktur [systemu – A. S.] i do tego wszystkiego, co w środowisku
jest w danym wypadku dla struktur relewantne” (Luhmann 2004: 120). Wobec
tego sprzężenie strukturalne warunkuje w pewnym stopniu systemową możliwość
190
Annette Siemes
budowania określonych struktur; nie ma jednak żadnego bezpośredniego przyczynowego związku między operacjami systemu, autopoiezą z jednej strony,
a sprzężeniem strukturalnym ze środowiskiem z drugiej. Lub inaczej: środowisko
nie ma żadnego bezpośredniego wpływu na operacje systemowe.
Istnieje destrukcja systemu przez środowisko, ale nie ma żadnego wkładu środowiska w utrzymanie systemu. To właśnie znaczy pojęcie autopoiezy. Przyczynowości, które zachodzą między systemem a środowiskiem, znajdują się wyłącznie w obszarze sprzężenia strukturalnego.
(Luhmann 2004: 120)
Ponadto strukturalne sprzężenie odnosi się „nie do całego środowiska, bo
nie wszystko, co w ogóle istnieje, jest z systemem sprzężone strukturalnie.
Sprzężenia są raczej wysoce selektywne. Coś jest uwzględnione, coś wykluczone. To, co wykluczone może oczywiście wpływać na system przyczynowo, ale tylko destrukcyjnie. W obszarze sprzężenia strukturalnego natomiast
zmagazynowane są możliwości, które system może wykorzystać, które może
transformować w informacje […] Redukcja kompleksowości, wykluczenie
masy wydarzeń możliwych w środowisku oddziaływań jest warunkiem tego,
żeby system z tym, co zostanie dopuszczone, mógł coś zrobić. Lub, formułując to całkowicie abstrakcyjnie: redukcja kompleksowości jest warunkiem
wzrostu kompleksowości” (Luhmann 2004: 121). Centralną tezą w odniesieniu
do komunikacji jest teraz to, że komunikacja i świadomość (które odsyłają do
różnych systemów, mianowicie społecznych i psychicznych) są strukturalnie
sprzężone przez język:
Sprzężenie strukturalne oznacza tu, że język wiele wyłącza, aby niewiele włączać i z tej przyczyny może stać się kompleksowym. Kiedy się wyjdzie od języka mówionego, wyłączone są
dźwięki, aż po niewielką grupę dźwięków artykułowanych, które mogą funkcjonować jako
język. Już małe wariacje, małe przesunięcia, pomylenie jednego brzmienia z innym, czynią
komunikację niemożliwą i irytują świadomość. (Luhmann 2004: 123)
Język przedstawia w tym ujęciu (pojedynczy) – wysoce selektywny – obszar,
w którym powstaje relacja pomiędzy systemami społecznymi i psychicznymi.
Możemy stąd wnioskować, że społeczeństwo sprzęga się tylko przez świadomość ze środowiskiem i nie ma żadnych izykalnych, chemicznych, również żadnych czysto biologicznych
oddziaływań na komunikację społeczeństwa. Wszystko musi zostać przeprowadzone przez
igielne ucho komunikacji. (Luhmann 2004: 123)
Oznacza to również, że w obszarze komunikacji tkwi jedyny potencjał na
zmianę i przekształcenie:
Wąski obszar komunikacji podlegającej wpływowi świadomości jest jedynym obszarem,
w którym społeczeństwo może samo sobie pomóc. Nie ulega kwestii, że analiza ta jednoznacznie pasuje do dzisiejszej sytuacji ekologicznej. (Luhmann 2004: 124)
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
191
Ważne jest, aby nie nadużywać pojęcia sprzężenia strukturalnego jako zamiennika dla tworzenia teorii przyczynowości (o której, by tak powiedzieć, zapomniano w perspektywie systemowoteoretycznej lub też stała się zbędna). Jak
już wyżej wspominaliśmy, sprzężenie strukturalne nie oznacza, że środowisko
bezpośrednio i jako prawidłowość oddziałuje na to, jak system się konstytuuje
i funkcjonuje.
Nie zachodzi żadna determinacja struktury systemu przez środowisko. Sprzężenia strukturalne
nie determinują stanu systemu. Zaopatrują one jedynie – można powiedzieć – system w zakłócenia. Maturana mówi także o „perturbowaniu” systemu. Ja preferuję określenia, „irytacja”,
„drażnienie” lub też, z punktu widzenia systemu, „zdolność resonansu” [„Resonanzfähigkeit”].
Rezonans systemu aktywowany jest przez sprzężenie strukturalne. (Luhmann 2004: 124)
Jeśli używać pojęcia „zakłócenia”, jak argumentuje dalej Luhmann, należy
pamiętać, że nie chodzi tu o teorię równowagi (por. ideę balance of trade, którą
Luhmann omawia wcześniej) – jest to powód, dla którego on sam preferuje termin
„irytacji” lub – z punktu widzenia systemu – pojęcie „zdolności resonansu”.
Zakłócenie, informacja, irytacja przekazują z obszaru możliwości to lub tamto, co jest aktualne,
do systemu. Może to uruchomić mechanizmy poszukiwania lub identyikacji. Być może na
pierwszy rzut oka nie wiadomo, czy, kiedy czuć spaleniznę, jest to ogień, czy przypieczone
w ognisku ziemniaki, czy też coś zupełnie innego. Jednak w określonych formach zapachów jest
tylko ograniczona możliwość interpretacji. Nie zakłada się, że przecieka bak z benzyną, kiedy
pachnie czymś nadpalonym – chyba, że tak. W każdym wypadku zakres możliwości dopasowany jest do tempa i zdolności opracowywania informacji systemu. (Luhmann 2004: 126)
informacja
W tym kontekście Luhmann odnosi się do samego pojęcia informacji oraz przedstawia jego zakres.
Oznacza to w końcu, że pojęcie informacji należy uzgodnić z tą nową interpretacją. Od lat 50.
pojęcie informacji rozrastało się w sposób, który co najwyżej ocierał się o jasność pojęciową.
Mówiło się na przykład o informacji genetycznej i traktowało się struktury (w tym ujęciu) jako
informacyjne, w ten sposób na przykład kody genetyczne wedle użycia językowego biologów
zawierają informacje, chociaż rzecz dotyczy struktur, a nie wydarzeń. Poza tym niewyjaśniona
pozostaje semantyczna strona pojęcia i kwestia, z czego informacja może wybierać. Gdy się
zwróci uwagę na te dwa aspekty i spróbuje ująć je w formie pojęcia informacji, oznacza to
przede wszystkim, że informacja zawsze jest zdarzeniem, a więc nie jest czymś, co jest stale
dostępne. Uniwersytet w Bielefeld na przykład nie jest informacją; nawet, jeżeli przychodzicie
tu Państwo każdego dnia, nie zawsze aktywujecie nową informację wedle wzoru: on ciągle tu
jest, a rano jesteście znów zdziwieni, że on ciągle tu jest. (Luhmann 2004: 127)
Od zdarzeniowości informacji tok myślenia prowadzi do dwóch dalszych
punktów: informacja jest zgodnie z tym „selekcją z obszaru możliwości; jeżeli selekcja zostanie powtórzona, nie zawiera już żadnej informacji” (Luhmann
192
Annette Siemes
2004: 128). Informacja jest wielkością produkowaną wewnątrz systemu. To ostatnie Luhmann wyprowadza w oparciu o znane sformułowanie Gregory Batesona,
że informacja jest „dyferencją która czyni dyferencję” („a difference that makes
a difference”). Luhmann zaznacza, że chodzi tu o dwie dyferencje, przy czym
jedna dyferencja przedstawiałaby różnicę, dokonaną selekcję, a „druga jest stanem systemu przed i po zaistnieniu, po ujawnieniu się dyferencji” (Luhmann
2004: 129). Informacja może być dostępna tylko wewnątrz systemu, jest też przy
tym zależna od przestrzeni możliwości, w której selekcja może zostać dokonana, z której zatem informacja powstaje, ponieważ ta przestrzeń możliwości jest
wielkością wewnątrzsystemową.
System musi dysponować możliwością budowania oczekiwań, żeby dostrzegać możliwości,
musi posiadać typy bądź schematy, by móc porządkować; a to jest dziełem systemu, które
w poszczególnych systemach może wyglądać inaczej. Cały proces selekcji jest procesem
wewnątrzsystemowym, a nie czymś, co jest dostępne w środowisku. (Luhmann 2004: 129)
W tym miejscu powstaje pewna trudność: pojęcie informacji używane jest
nie tylko w nie-teoretycznej potoczności, lecz także szeroko i w niejasnym znaczeniu w literaturze naukowej. W tle zaś, w sposób implicytny bądź eksplicytny,
zawarta jest możliwość, która – z perspektywy teoretycznosystemowej – jest
całkowicie nie do przyjęcia, a mianowicie założenie, jakoby dochodziło do przekazywania informacji pomiędzy dwoma systemami.
Kiedy Państwo to sobie uzmysłowicie i sięgniecie do literatury, wówczas dostrzeżecie, że
normalne użycie językowe jest w tym względzie całkowicie niezdyferencjonowane, i że
znajdziecie Państwo również właśnie w naukach o komunikacji wszystkie możliwe opinie
o przekazywaniu informacji lub podobne. (Luhmann 2004: 130)
Luhmann podaje w tym miejscu plastyczny przykład na ten temat z obszaru
systemu gospodarczego i politycznego.
Przypuszczam, że również tu informacje, które uważamy za informacje gospodarcze, mają
wprawdzie podstawę w realiach dyspozycji irm i banków, jednak ich agregacja do liczb
bezrobotnych, do zagranicznej wartości waluty itd. zostaje znów wykorzystana do celów
politycznych, a polityka tym samym pracuje za pomocą danych, które są wprawdzie podsumowaniem danych gospodarczych, ale ich wartość informacyjna zostaje dla polityki na nowo
politycznie przypisana, podczas gdy na płaszczyźnie operacji irm rolę odgrywają zupełnie
inne informacje [...] Zawartość informacyjna opracowywana i wytwarzana jest w systemie.
(Luhmann 2004: 131)
Konkludując, Luhmann poddaje releksji powstawanie – w jego terminologii
– wysoce kompleksowych systemów na bazie komunikacji.
Po tym, jak się raz wynalazło komunikację, lub lepiej: po tym, jak powstała ona jako nie
jedynie sporadyczne dostrojenie istot żywych, lecz jako bieżące organizowanie, które daje się
postrzegać jako irytujące, kiedy ludzie siedzą razem i nie komunikują, […] komunikacja musi
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
193
zadziałać jako potencjał ewolucyjny, to znaczy jako dopasowanie do możliwości postrzegania
tych, którzy są obecni lub też jako dopasowanie do pomysłowości i zapatrywań tych, którzy
wypowiadają się pisemnie. (Luhmann 2004: 133)
Chodzi więc przy tym o to, że pojawia się tu ponownie różnica między
typem operacji systemowych, a więc sposobem operacji z jednej strony, a konkretnymi strukturami operacyjnymi z drugiej. Również w wypadku komunikacji
jako operacji systemowej ważne jest, że na jej podstawie mogą się rozbudować
i rozbudowały się liczne systemy czy rozróżnialne struktury operacyjne.
Przemiany kulturowe mogą wytworzyć ekstremalnie nieprawdopodobne sposoby komunikowania i co za tym idzie zachowania, które tylko dlatego nie wprawiają nas w zdziwienie, że
do nich przywykliśmy. […] Dlaczego dajemy komuś jeść, tylko dlatego, że za to zapłacił?
Dlaczego ktoś uzależnia się od nastroju drugiej osoby, tylko dlatego, że ją kocha? Muszą
istnieć wzory, które funkcjonują komunikacyjnie, ale faktycznie nie zostały przewidziane
przy wynalezieniu komunikacji. Jak zatem można wyjaśnić powstanie różnorodności, jeśli nie
wyjdzie się od tego, że sposób operacji, który takie systemy wytwarza, wykazuje kompatybilność z wieloma różnymi wzorami strukturalnymi i na przykład język – obojętnie, czy się coś
neguje czy też twierdzi się coś zupełnie nieprawdopodobnego – zawsze jest rozumiany i że
tym samym wzrasta również „irytowalność” [Iritabilität], to znaczy sprzężenie strukturalne
ze stanami świadomości.” (Luhmann 2004: 134)
Z tych przemyśleń wynika dalsza decydująca dla Luhmanna zmiana perspektywy. Jeśli wyjdzie się od autopoiezy, wówczas w operacyjnym sposobie komunikacji nic nie poprzedza określonego formowania. Nie powinno się tym samym
podejrzewać, że „istniałaby natura życia czy też natura komunikacji, która sama
z siebie prze ku rozwojowi, sama z siebie nastawiona jest na perfekcję, wielorakość, różnorodność i na kompleksowość. Jako obserwatorzy obserwujemy tylko,
że jest to możliwe. Nie możemy więc już akceptować teorii postępu lub formułować opisu świata czy społeczeństwa w relacji do form prymitywnych. Nie ma
ku temu żadnych podstaw w samej teorii, które skłaniałyby do tego, co było
dostępne jeszcze w starych teoriach natury w ograniczonym zakresie. Istnieje po
prostu tylko zdziwienie tym, że działa to w ten sposób, że w warunkach wysokiej
kompleksowości ciągle jeszcze istnieje autopoieza” (Luhmann 2004: 135).
Wprowadzenie obserwatora – konsekwencje
W nawiązaniu do przedstawionych wyżej wywodów, Luhmann poświęca
szczególną uwagę tematowi, który posiada centralne znaczenie dla jego teorii
systemów, a mianowicie obserwowaniu czy też „obserwatorowi” (przy czym to
ostatnie pojęcie nie oznacza koniecznie konkretnej osoby; również tu wychodzi
się od tego, że poprzez operację „obserwowania” powstaje własny system).
Dotąd mówiłem tylko o operacjach, wychodząc z podstawowego założenia, które również
teraz zostaje utrzymane, że (rozumiejąc systemy jako samowytwarzające się) wyjść trzeba
194
Annette Siemes
od operacji, a nie od (w ostateczności) nierozkładalnych elementów […] Teraz pojawia się
obserwator. (Luhmann 2004: 138)
Tematem centralnym (a nawet nieodzownym) jest w związku z tym obserwator, ponieważ – jak Luhmann wyjaśnia dalej – dla każdego opisu rzeczywistości należy uwzględnić przyjętą perspektywę obserwacji i tym samym należy
obserwować również samego obserwatora. Także tu istnieje ścisłe odniesienie
do Maturany, który ukuł powiedzenie, że wszystko, co jest mówione, mówione
jest przez obserwatora.
Faktycznie należy zawsze kierować swoje myśli na obserwatora, jeżeli chcemy powiedzieć,
jaki jest stan rzeczy. Musimy zatem zawsze obserwować obserwatora, nazwać obserwatora,
określić referencję systemową, kiedy wypowiadamy się o świecie. (Luhmann 2004: 139)
Również w tym miejscu pojawia się istotna odmienność perspektywy teoretycznosystemowej, w której również ontologiczne postulaty na temat bytu mogą
zostać określone jako założenia, jako jedna spośród wielu możliwości perspekty
wizacji. Oznacza to również rezygnację z autorytetów, które nakazują względnie
wskazują nam, jak zbudowany jest świat:
W porównaniu do tradycji, jeżeli wolno mi na chwilę wkroczyć na teren ilozoii, ontologia
nie jest niczym innym, jak założeniem realności, która jest podzielana i o której możemy
podejrzewać, że wszyscy, jeżeli się tylko nad tym dobrze zastanowią, widzą te same rzeczy.
Lecz ontologia sama staje się schematem obserwacyjnym, a mianowicie schematem obserwacyjnym na bazie dyferencji. (Luhmann 2004: 139)
Należy przy tym zauważyć, że ten ważny punkt lub impuls dla tego rodzaju
perspektywy w odniesieniu do pytań z dziedziny nauki o komunikacji i socjologii, sprowadza się między innymi właśnie do Luhmanna, który, by tak powiedzieć, wbudował między innymi rozważania Heinza von Foerstera w fundament
systemowoteoretycznej budowli.
W tym momencie najważniejsze, byście Państwo dostrzegli, że całą teorię systemów znaczy
rysa: w zależności od tego, czy pozostaniemy na płaszczyźnie obserwacji pierwszego stopnia,
tak jak teraz musimy zrobić, i opiszemy rzeczy i obiekty – „są” operacje, „jest” socjalizacja,
„jest” świadomość, „jest” życie itd. – i przyjmiemy to za oczywistość, jak gdyby inne rozróżnienia i tematyzacje nie były możliwe – świat będzie wyglądał tak prosto, jak go opiszemy
– czy zdamy się na wariację, wedle której wszystko uzyskuje swoją modalność stosownie do
referencji obserwatora, obserwującego systemu lub obserwującej operacji. Mam powody do
założenia, którego nie mogę teraz szeroko rozbudować, że w społeczeństwie nowoczesnym
obserwacja obserwatorów, przesunięcie świadomości realności na opisy opisów, na postrzeganie tego, co inni mówią albo czego nie mówią, stało się zaawansowanym sposobem postrzegania świata, i to we wszystkich obszarach funkcyjnych, zarówno w nauce, jak i ekonomii,
zarówno w sztuce, jak i w polityce. Informujemy się o stanie rzeczy tylko poprzez wgląd na
to, co inni o tym mówią. (Luhmann 2004: 140)
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
195
W rozważaniach naukowych chodzi przy tym o świadomie i eksplicytnie dokonany wybór określonej perspektywy, która następnie zostaje jasno i wyraźnie
uzasadniona, i której skutki dla teorii zostaną w dalszej kolejności poddane wyczerpującej releksji, podobnie jak powstałe w jej skutek możliwości poznania.
Obserwowanie traktowane jest jako operacja, a obserwator jako system, który się tworzy,
kiedy takie operacje nie są wydarzeniami jednostkowymi, lecz tworzą łańcuchy sekwencji,
które możemy odróżnić od środowiska […] Opisujemy operację, która pojawia się tylko
w postaci wydarzenia w określonym momencie i stosujemy terminy na to, co powstaje, kiedy
dana operacja staje się elementem łańcucha i prowadzi do dyferencji systemu i środowiska.
(Luhmann 2004: 142)
Jak widać, dla zrozumienia „obserwatora” w dyskursie teoretycznosystemowym ważne jest postrzeganie go również od strony operacji – w ramach obserwacji obserwowane są operacje a równocześnie i obserwowani, lub – jak chce
Luhmann – obserwator sam też jest operacją. Luhmann dostrzega uniwersalność
tej koncepcji, która może przekraczać ramy teorii systemów:
Z jednej strony obserwator obserwuje operacje, z drugiej on sam jest operacją, ponieważ nie
może występować inaczej niż jako operacja. Jest tworem, który powstaje z łańcucha operacji. Z rozróżnieniem operacji i obserwowania pojawia się rozróżnienie, które być może leży
jeszcze po tamtej stronie teorii systemów, które jest jeszcze bardziej abstrakcyjne i być może
ma szansę, by stać się teorią podstawową dla swego rodzaju nowej nauki interdyscyplinarnej.
W tych ramach rozróżnienie na system i środowisko byłoby sposobem obserwowania, obok
którego istnieją także inne, na przykład rozróżnienie na znak i oznaczenie, formę i medium
lub na innych kandydatów, którzy będą w danym momencie istotni. (Luhmann 2004: 143)
Z poczynionym rozróżnieniem związany jest temat, który został już na wstępie przedstawiony (wraz z rozróżnieniem na system i środowisko) właśnie jako
istotny punkt wyjścia teorii systemów Luhmanna. Obserwowanie jest wedle
niego, i tu znów powołuje się na Spencera Browna, „posługiwaniem się rozróżnieniem dla określenia właśnie tej, a nie innej strony” (Luhmann 2004: 143).
Luhmann przypuszcza, że chociaż Spencer Brown wprowadził obserwatora do
Laws of form stosunkowo późno, musiał być on założony od początku – bez
tego jego rozważania byłyby niemal nie do pomyślenia. Wskazuje przy tym na
pewną trudność, która staje się również widoczna w budowie i w toku samych
wykładów Luhmanna: ponieważ różne elementy teorii są ze sobą wzajemnie
powiązane, a używane terminy i ich oddziaływania zazębiają się w budowli teoretycznej, ciągle powstaje konieczność podejmowania tematów w toku prezentacji teorii i sygnalizowania przemyśleń, które dopiero później będą mogły być
bardziej wyczerpująco wyjaśnione i uzasadnione – wszak nie wszystko można
powiedzieć od razu. Powstający w ten sposób wymóg powtarzanych i cierpliwych wyjaśnień, co jest szczególnie ważne właśnie w ramach propagowania koncepcji teoretycznosystemowych wśród początkujących teoretyków, wyjątkowo
196
Annette Siemes
dobrze realizuje się w formie wykładów. Każdy element budowli teoretycznej
jest ilustrowany przykładami i wyjaśniony w licznych punktach, które są ważne
z punktu widzenia dopiero co poczynionych ustaleń. W ten sposób każdy termin
otrzymuje gruntowne uzasadnienie.
Z uwagi na obserwatora Luhmann podtrzymuje w końcu deinicję, „że bez
rozróżnienia nie można niczego obserwować i że to rozróżnienie musi zostać
użyte asymetrycznie. Musi być w stanie oznaczyć właśnie tę jedną, a nie inną
stronę. Obowiązuje to, mimo że przy oznaczeniu zakłada się rozróżnienie, to
znaczy, mimo że wprowadza się warunek występowania innej strony, której
w tym momencie się nie oznacza, innej strony, która w tym momencie nie ma
operacyjnego znaczenia, na której się nie znajdujemy, od której nie zaczynamy
i na której nie można niczego powtórzyć. Tę stronę można ewentualnie osiągnąć
przez krzyżowanie („crossing”) granicy, jednak w tym momencie, w którym coś
jest czynione, w aktualnej teraźniejszości, jest ona co prawda dostępna w teraźniejszości, jednak nie jest używana. Jest to bardzo osobliwe wbudowanie
asymetrii w jednocześnie symetryczną formę, w której muszą być dwie strony.
Niemożliwe jest to także bez jedności obydwu stron, to jest bez rozróżnienia,
ale możliwe jest tylko na jednej, a nie równocześnie na drugiej stronie. Gdyby
używać obu stron, wówczas samo rozróżnienie byłoby sabotowane, żadna różnica nie byłaby już obecna” (Luhmann 2004: 144).
W terminologii Heinza von Foerstera rozróżnienie stanowi „martwy punkt”
obserwowania. Na ten temat Luhmann mówi:
Można to wyrazić tak, że jedność rozróżnienia jest ukrywana, niewidoczna, usunięta z pola
widzenia. Gdyby się chciało uczynić ją widoczną, wówczas doszło by się do paradoksu,
a mianowicie do jedności dyferencji. Za tytułem wykładu Ranulpha Glanville’a The Same is
Different, należałoby powiedzieć: „To samo jest odmienne”. Osiedlibyśmy wówczas na mieliźnie. Można dokładnie to obserwować i wahać się między „same” a „different”, ale nigdy
nie wyjdzie się na zewnątrz, chyba że przez karkołomny, w pewnym sensie kreatywny skok,
oferując rozróżnienie zastępcze. (Luhmann 2004: 145)
Musi być Państwu dostępna możliwość uczynienia rozróżnienia obserwatora i obserwowanego, to jest, musicie Państwo wiedzieć, że obserwujecie coś, co nie jest Państwem, ale tego
rozróżnienia nie możecie poddać releksji. (Luhmann 2004: 146)
Ostatecznie z czynienia niewidocznym tego, że dla procesu obserwacji poczynione zostało rozróżnienie, wynika wspomniana wyżej zmiana perspektywy:
Obserwator musi się uczynić niewidocznym jako element rozróżnienia między obserwatorem
i obserwowanym. Dlatego też istnieje, do tego wrócę jeszcze przy innym punkcie, tylko przesunięcie między tym, co się widzi, a tym, czego się nie widzi, ale nie ma żadnego oświecenia
czy naukowego naświetlenia świata jako całości rzeczy, form czy istot, które stale, nawet jeżeli miałoby chodzić o nieskończone zadanie, mogłyby być opracowywane. Natomiast w klasycznej teorii mieliśmy przeświadczenie, że zbieramy coraz więcej wiedzy i że jednocześnie
musimy coś znów ukryć, kiedy chcemy coś szczególnego określić. (Luhmann 2004: 146)
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
197
Proponowany wyżej pogląd, wedle którego obserwator niekoniecznie jest
osobą, Luhmann wyjaśnia w sposób następujący:
Obserwator nie jest zwyczajnie systemem psychicznym, nie jest tak po prostu świadomością.
Jest on zdeiniowany całkowicie formalnie: rozróżniać i oznaczać. To potrai również komunikacja. Mówimy o czymś konkretnym i wychwytujemy to, o czym mówimy, jako temat. Zatem
używamy rozróżnienia: o tym, a nie o czymś innym; albo też specyicznego rozróżnienia:
mówimy teraz o obserwatorze, a nie o czymś innym. Tak i system komunikacyjny posiada
umiejętność obserwowania. (Luhmann 2004: 147)
Luhmann pozostawia przy tym otwartą kwestię, czy będziemy mówić o społecznych i psychicznych systemach (które również obserwują się nawzajem) przy
innych systemach obserwacji i w tak ograniczonym sensie. Luhmann wprowadza
w swych przemyśleniach pojęcie „dyskryminacji” (do czego zdolny może być
bez wątpienia na przykład system immunologiczny), stawia jednak pytanie, czy
mózg „obserwuje” przez dyskryminację i opracowywanie bodźców. Tym samym
zmierzamy w kierunku ważnego pytania, które możemy postawić w związku
z obserwatorem: czy system może być obserwowany z zewnątrz? Odpowiedź
brzmi: jest to możliwe tylko w pewnych granicach lub tylko w odniesieniu do
określonych konstelacji:
System może być obserwowany ze strony środowiska, o ile środowisko może zorganizować
i umożliwić tego rodzaju wydolność, albo też jest to system samoobserwujący się. Ta decyzja
jest centralna dla socjologów – wówczas mamy wybór, możemy widzieć nas jako zewnętrznego obserwatora i w ten sposób mówimy na przykład o gospodarce albo o polityce i nie chcemy
przy tym zarabiać pieniędzy ani uprawiać polityki. W innym przypadku, gdy tworzymy teorie
społeczeństwa, nie obejdziemy się bez bycia obserwatorem wewnętrznym. Zawsze bierzemy
oczywiście udział w społeczeństwie – o ile chcemy komunikować. (Luhmann 2004: 151)
Obserwator drugiego stopnia
Perspektywą relewantną dla wielu obszarów jest – wedle dotychczasowej
koncepcji obserwowania – obserwacja drugiego stopnia, a więc obserwowanie
obserwatora4.
Kolejny punkt dotyczy kwestii obserwacji albo obserwowania drugiego stopnia. Chodzi
o to, że obserwuje się obserwatora. Wymogi tego pojęcia nie znaczą, że przyglądamy się
jakimś ludziom, lecz przyglądamy się temu, jak oni obserwują. Pedagogika XVIII stulecia
na przykład realizuje to pojęcie poprzez zainteresowanie tym, że dzieci widzą świat inaczej
niż dorośli […] Mają własny schemat obserwacyjny, wedle którego winno się obserwować,
jeżeli chcemy wniknąć w i widzieć z ich perspektywy, co jest pedagogicznie sensowne, a co
nie. (Luhmann 2004: 155)
4
W tym miejscu wypada wskazać na kompleksowe koncepcje, które, szczególnie dla perspektywy naukowej, wprowadzają obserwatora trzeciego stopnia – por. Fleischer 2005.
198
Annette Siemes
Centralne w tej perspektywie jest zatem spojrzenie na to, co może widzieć
inny obserwator, jak również na to, czego nie może widzieć. „Mówiąc jeszcze
dokładniej, powstaje pytanie, przy pomocy jakich rozróżnień pracuje obserwator,
którego obserwuję.” (Luhmann 2004: 156). Jako dalszą ilustrację (obok przykładu relacji z dziećmi, podczas której taki sposób obserwacji jest często mniej
lub bardziej używany intuicyjnie) wskazuje Luhmann na wynalezienie centralnej
perspektywy (m.in. przez Brunelleschi) w obrazach. Obserwacja drugiego stopnia
powstaje tu w drodze zastosowania perspektywy (rysunkowo-malarskiej) przez
malarza, której jako techniki malowania obrazu odbiorca nie widzi, choć jednak
organizuje dla niego obraz (i jego widzenie).
Temat widzenia i niewidzenia pojawia się zresztą w książce Heinza von Foerstera Oberving
Systems – częściowo przełożonej na niemiecki – z którego to punktu widzenia to, że się nie
tylko nie widzi tego, czego się nie widzi – jest jasne, dlatego że nie widzimy na przykład teraz,
jak w mieście włącza się oświetlenie świąteczne, a wiemy, że my tego teraz nie widzimy; lecz
nie widzi się w ogóle, że się nie widzi tego, czego się nie widzi. To jest decydujący punkt.
Widzi się to, co się widzi, i jest się tak zafascynowanym tym, że nie można równocześnie widzieć […] niewidzenia wszystkiego innego jako warunku widzenia. (Luhmann 2004: 159)
Luhmann podejrzewa, „czy aby owo obserwowanie drugiego stopnia i zainteresowanie tym, czego inni nie mogą widzieć, nie jest europejską osobliwością
[…] Kiedy weźmiecie Państwo całą, a więc i sekundarną literaturę z zakresu
orientalistyki, etnograii, etnologii czy czegoś podobnego, będziecie mieli Państwo wrażenie, że chyba zdaliśmy sobie sprawę, iż jako europejczycy uprawiamy
obserwację drugiego stopnia z zainteresowaniem, aby zobaczyć to, czego nie
widzą inni, że właśnie to zainteresowanie jest zainteresowaniem szczególnym,
a nie jest nim przyszły światowy porządek, wedle którego wszyscy musieliby
działać tak samo i wtedy wszystko byłoby porządne i uporządkowane” (Luhmann 2004: 159). Wydaje się przynajmniej, „że wszystkie nowoczesne systemy
funkcyjne osadzają swoją wydolność – nie ich codzienne zajęcia pod każdym
względem, lecz wyróżniające je warunki operacyjne – na płaszczyźnie obserwacji drugiego stopnia” (Luhmann 2004: 160). W związku z obserwacją drugiego
stopnia relewantne stają się nie tylko media jako ważny instrument społecznej
samoobserwacji (którym Luhmann (1996) poświęcił osobną publikację), lecz
funkcje bardziej podstawowe, jak „opinia publiczna”, które w innym miejscu
charakteryzowane są w ujęciu teoretycznosystemowym i konstruktywistycznym
jako operatywne ikcje w ramach komunikacji społecznej (por. Merten i Westerbarkey 1994: 200).
Mimo wszelkich badań ankietowych, żaden polityk nie może wiedzieć, co ludzie na prawdę
myślą, a najwyżej co niektórzy, statystycznie przeliczeni, mówią, że myślą. Niewyobrażalne
jest, aby polityk lub politycy wiedzieli lub choćby mogli uwzględnić to, co dzieje się w poszczególnych głowach. Opinia publiczna, rezultat komunikacji, który przygotowany jest pod
dalszą komunikację, stanowi jedynie środek zastępczy. (Luhmann 2004: 161)
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
199
Luhmann podkreśla na koniec, że jego analiza obserwacji drugiego stopnia
dotyczy (tu) płaszczyzny systemów funkcyjnych. Przypuszcza, że „intelektualiści
współcześni” mogliby natomiast być zjawiskiem, „które nie jest zaabsorbowane
przez ten system funkcyjny, na przykład nie produkuje tylko lepszych rezultatów
badań, lecz mówi generalnie o rzeczach […] i o tyle jest generalizacją obserwacji drugiego stopnia. Tym można by sobie więc także wyjaśnić, dlaczego
intelektualiści mówią głównie o innych intelektualistach, to znaczy dlaczego
Habermas opisuje, jak Derrida opisuje Nietzschego, a Hegel Kanta i dlaczego
inni znów opisują, jak Habermas albo Parsons opisują Webera, podczas gdy
krytycy Parsonsa opisują, że Parsons źle opisał Webera. To wszystko przebiega
na płaszczyźnie dyskursu opisywania opisów, obserwowania obserwacji. To, co
realne, pojawia się w tej autopoietycznej sieci intelektualistów jako zdarzenia
szokujące. Takim szokiem było też załamanie się systemu socjalistycznego dla
intelektualistów i dla wielu innych kręgów. Po to też wraz z postmodernizmem
już wcześniej stworzono igurę przechwytywania, wedle której wszystko było
do przewidzenia: że mamy do czynienia z kryzysem teorii i że to, co społeczne,
zarówno wcześniej jak i teraz, ważne jest z punktu widzenia etyki” (Luhmann
2004: 162). Według Luhmanna brak jest w socjologii elementu releksji i opisania
powyższych problemów.
W związku z zakomunikowanymi rezultatami obserwacji, powstaje problem,
który socjologia „[formułuje] w teoremie self-fulilling lub self-defeating prophecies, który mówi, że prognozy wprowadzane do społeczeństwa przez komunikacje prowadzą do społeczeństwa, które postrzega siebie jako wyprognozowane
i odnośnie do tego winno reagować” (Luhmann 2004: 165). Na tym gruncie
możemy postawić pytanie, w jaki sposób można jeszcze dojść do obiektywnej
wiedzy o realności, kiedy wiemy, że przez ogłoszenie prognozy zmieniamy świat,
lub jak społeczeństwo może w ogóle praktykować wiedzę o sobie samym w formie komunikacji. Luhmannowi nie chodzi tu o to, jak należałoby taki problem
rozwiązać metodologicznie, lecz o to, „w jaki sposób żyjemy z tego rodzaju
cyrkularnym usieciowieniem” (Luhmann 2004: 166). W nawiązaniu do tego toku
myślenia wypada nam ponownie zwrócić uwagę na pojęcie re-entry z uwagi na
obserwatora: „Obserwator wkracza znów w to, co obserwowane. Obserwator
jest częścią tego, co obserwuje, widzi siebie w paradoksalnej sytuacji tego, co
obserwuje” (Luhmann 2004: 166).
Kompleksowość
Luhmann przechodzi w końcu do pojęcia „kompleksowości” i „racjonalności”,
które uznaje za sąsiednie obszary tematyczne. Ze względu na kompleksowość
sięga do źródeł oraz znaczenia pojęcia we wczesnych koncepcjach teoretycznosystemowych lub też w ich teoretycznych poprzednikach. Wskazuje na to, że
pojęcie kompleksowości pozostaje w związku z dwiema formami generalizacji,
200
Annette Siemes
które zostały ukształtowane ze względu na zarządzanie systemu i jego stosunki ze środowiskiem we wczesnych teoretycznych podejściach. Przy pierwszych
konceptach generalizacji, których źródła należy szukać w psychologii funkcjonalistycznej, „chodzi w zasadzie o przerwanie przyporządkowań jedno-jednoznacznych przez skupianie [Bündelung], które można przewidzieć zarówno
w środowisku, jak i w systemie” (Luhmann 2004: 169). Rzecz w tym, że system
organizuje swoje możliwości reagowania na irytacje ze strony środowiska w sposób uproszczony. Oprócz tego może on „różnorodne zdarzenia albo różnorodne
rzeczy umieścić pod tą samą nazwą, widzieć je jako tę samą formę, jako identyczne lub inwariantne i do tego odnieść […] swe wzory reakcji. Można sobie
również wyobrazić, że system ma w zanadrzu identyczny wzór reakcji, który
może być zastosowany do bardzo różnych stanów środowiska. Lub też jeden
i ten sam stan środowiska może być wyposażony w różne reakcje, w zależności
od tego, w jakim stanie znajduje się system” (Luhmann 2004: 169). Druga forma
generalizacji wynika z koncepcji funkcji stopniowej [Stufenfunktion]. Chodzi tu
o możliwość nadzwyczajnego reagowania lub też o możliwość zmiany struktury
w sytuacjach kryzysowych.
Przez to mamy na myśli, że zakłócenia środowiska są zazwyczaj asymilowane lokalnie, i nie
wywierają jednocześnie presji do zmian całego systemu. Istnieją określone instytucje, których
to dotyczy – gdy mamy np. bóle żołądka, boli żołądek, a nie jednocześnie stopy […] System może popaść w ekonomiczne kłopoty, które nie są jednocześnie kłopotami politycznym.
(Luhmann 2004: 170)
Dla wczesnej cybernetyki, jak mówi dalej Luhmann, było to istotne odkrycie,
dlatego że wcześniej „deiniowano systemy jako instytucje, w których wszystko
zależne jest od wszystkiego. Kompletna interdependencja była kryterium pojęcia
systemu, a teraz zauważono nagle, że całkowita interdependencja wcale nie jest
taka dobra, jak sądzono, lecz przeciwnie – jest raczej bardzo nieprawdopodobnym zjawiskiem. Przy kompletnej interdependecji każde zakłócenie zmuszałoby
do ponownego zbalansowania całego systemu […]” (Luhmann 2004: 170). Nowe
podejście odnosiło się natomiast do tego, że przerwanie interdependencji, do
którego odnosi się termin „loose coupling”, może być ważną funkcją w systemie,
dlatego, że umożliwia to jego większą stabilność. Twierdzenie to zbliża się tym
samym do wyżej już przedstawionego: to właśnie nierównowaga – a nie równowaga – może stanowić ważny komponent powstania powiązań o charakterze
systemowym. Mówiąc inaczej: „Im częściej system przechodzi na ścisłe sprzężenia, tym bardziej staje się to ryzykowne lub tym bardziej jest on zagrożony”
(Luhmann 2004: 171). Na tym tle, jak i na tle racjonalności (systemu) możemy
wreszcie określić dyferencjację różnych systemów funkcyjnych w społeczeństwie
jako zjawisko, które zachodzi, aby wzmagać możliwość reakcji na irytacje środowiska, unikając jednocześnie sytuacji, w której każda reakcja dotyka całego
systemu społecznego i poddaje je presji:
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
201
Kiedy się te rozważania uporządkuje w teorię społeczeństwa, można chyba powiedzieć, że
dyferencjacja systemów funkcyjnych posiada funkcję wzmagania szans racjonalności, podatności na irytacje [Irritabilität], wrażliwości, rezonansu itd. systemu funkcyjnego, umożliwiania wzrostu zdolności zakłócania [Störbarkeitsfähigkeit] i jednocześnie pozwala utrzymywać
w gotowości przeciwśrodki lub koncepcje opracowywania, chociaż nie na płaszczyźnie całego
społeczeństwa. (Luhmann 2004: 192)
Rozważaniami o kompleksowości i racjonalności kończy Luhmann drugą
część wykładu pod tytułem Ogólna teoria systemów. Wraz z punktem pierwszym, który przedstawia najważniejsze historyczne tło powstania teoretycznosystemowych podejść w socjologii, poświęcono połowę całego wykładu podstawom
konstrukcji teoretycznych. Wykład Luhmanna pokazuje przez to (i stanowi to
kolejną zaletę tej publikacji), w jaki sposób można prowadzić obszerną pracę
teoretyczną – tłumaczy, dlaczego jest możliwe oraz konieczne, aby podczas tego
procesu krytycznie sprawdzać własne rozważania, otwierać je na nowe, może
decydujące impulsy i gruntownie „opukiwać” ze wszystkich stron jej zawartość
i stosowalność.
[…] wydolność takiej teorii wydaje się teraz polegać na tym, by wprowadzać sondę w tradycyjny język pojęciowy i zobaczyć, czy jeszcze się do czegoś nadaje lub też musi zostać
zmieniony. Dopiero gdy gotowa jest wystarczająco złożona budowla teoretyczna, można dostrzec, co z tego wynikło i czy można przy jej pomocy odkryć pewne nowe obszary badawcze.
(Luhmann 2004: 193)
Książka Luhmanna jest również dlatego tak interesująca, ponieważ ujawnia
w pewien sposób procesy myślowe stojące za teorią, w sposób nie pojawiający
się w innych publikacjach, w których prezentowane koncepcje przedstawiane są
jako już przemyślane oraz mniej lub bardziej domknięte jednostki bez „otwartych
zakończeń”. Luhmann postępuje zupełnie inaczej: wykorzystuje np. w wykładzie
zbliżającą się przerwę świąteczną dla informacji, która skłonić ma słuchaczy do
krytycznego myślenia:
Na koniec jeszcze jedno. Kiedy się potraktuje ten koncept autonomicznych czy też autopoietycznych systemów poważnie, wtedy system musiałby właściwie zawierać swą własną
negację. Dany system nie jest perfekcyjnie autonomiczny, nie selfcontaining, kiedy nie zawiera własnej negacji. Powstaje w związku z tym pytanie, czy ta teoria posiada takie miejsce,
gdzie sama siebie neguje. Muszę sięgnąć do doświadczeń z moim pudełkiem iszek. Niektórzy z Państwa wiedzą, że istnieje takie urządzenie z kilkudziesięcioma tysiącami iszek, na
których zawsze zapisuję to, co mnie interesuje i wydaje mi się przydatne, jest ono całkiem
spore i ma około 40 lat. W pudełku tym znajduje się także iszka, na której jest napisane, że
wszystkie inne iszki są fałszywe […] Możecie sobie państwo wyobrazić, że nie mogę szukać
tej iszki wśród pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu tysięcy innych iszek, tym bardziej, gdy ma
ona tę możliwość, by przeskakiwać jak Joker na inne pozycje. To jest powód, dla którego nie
wyjawiam Państwu, dlaczego wszystko jest fałszywe, lecz muszę pozostawić to jako zadanie
do przemyślenia podczas dni świątecznych. Ufam, że w nowym roku przedstawicie mi Państwo argument, którego nie umiem znaleźć w pudełku. (Luhmann 2004: 193)
202
Annette Siemes
Zastosowanie instrumentarium teoretycznego
Pierwsza połowa książki wyjaśnia w sposób wyczerpujący, na jakim gruncie
zbudowana jest teoria systemów Luhmanna. W dalszej części wykład poświęcony jest zastosowaniu zaprezentowanego projektu teoretycznego do konkretnych
(uwarunkowanych komunikacją społeczną) zjawisk, jak „czas” (rozdział III)
i „sens” (rozdział IV). Wynika z tego szczegółowe opracowanie przedstawionych
pojęć ze względu na ich zastosowanie do systemów społecznych i psychicznych
(rodział V) i wyczerpujące omówienie komunikacji jako operacji systemów społecznych oraz jako operacji samoobserwacji (rozdział VI). Wiele wspomnianych
już pojęć zostaje jeszcze raz poddane szczegółowej analizie. Zwłaszcza te pojęcia
wrócą ze szczególną uwagą, które pojawiały się do tej pory zaledwie na marginesie. Ponowne omówienie różnych pojęć może wydawać się na pierwszy rzut
oka redundantne. Ostatecznie jednak czytelnik doczeka się w tej części książki
wyjaśnienia, co oznacza konkretne zastosowanie wcześniej zaprojektowanego
instrumentarium teoretycznego i jakie inne możliwości poznawcze faktycznie
wynikają z nowej perspektywy. Wykład kończy się ostatecznie propozycją operacyjnej teorii systemów, na której opierał się cały cykl tych wykładów. Aby
uniknąć powtórzenia aspektów już przedstawionych, zajmiemy się tu tylko wybranymi przykładami.
Perspektywa obserwatora stanowi istotny element teoretycznosystemowego
podejścia również ze względu na „czas”:
To znaczy, należy teraz ustalić pozycję obserwatora, którego chce się obserwować, aby konsekwencję, którą można sformułować tak: wszystko, co się dzieje, dzieje się równocześnie.
Operator, obserwator, który obserwuje czas, czyni to wtedy, kiedy to czyni, i nie czyni tego,
gdy tego nie czyni. W momencie, w którym rozważa on przyszłość, przeszłość, prędkość,
przyspieszenie, teraźniejszość, pośpiech lub cokolwiek innego, dzieje się wszystko, co się
dzieje – ani wcześniej, ani później. (Luhmann 2004: 199)
Z tego być może niepozornego przesunięcia akcentów przez wprowadzenie
obserwatora wynikają liczne możliwości, aby zjawisko czasu lub – dokładniej –
obchodzenia się z czasem, obserwować naukowo. Przy zastosowaniu odpowiedniej perspektywy konieczne będą pewne rozróżnienia i ograniczenia.
Kiedy formułujemy teorię czasu, a więc obserwujemy, jak inni ludzie obserwują czas, musimy
rozróżniać, kogo właściwie obserwujemy, osoby czy systemy społeczne. To jest punkt, od
którego zacząłem. Wymaga to, po pierwsze, perspektywy społeczeństwa, po drugie, perspektywy organizacji, po trzecie – być może indywidualnej perspektywy życia również po to, by
rozróżnić, by móc widzieć, jak się te perspektywy wzajemnie przenikają lub od czego zależą
ich wzajemne uwarunkowania. (Luhmann 2004: 216)
Z tego punktu widzenia nie chodzi (także tutaj) o to, by powiedzieć, „czym
jest czas” lub „jak on funkcjonuje” itd., lecz raczej o pytanie, „jak jest czas
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
203
widziany przez xy / jakiego rodzaju świadomość czasu występuje u xy”? Obserwujemy zatem innego obserwatora, przy czym ten inny obserwator – jak już
mówiliśmy – może być również społeczeństwem (por. Luhmann 2004: 198).
W tym miejscu ujawnia się znów szczególnie wyraźnie, że przyjmowana jest
jednocześnie konstruktywistyczna i teoretycznosystemowa perspektywa oglądu
innego obserwatora (a nie ontologiczna perspektywa „rzeczy samych w sobie”).
Luhmann widzi czas ostatecznie jako wymiar sensu. Na potrzeby tej dyskusji
przypomina, że pytanie o obserwatora oznacza zawsze też, że „pytamy o rozróżnienie, na podstawie którego artykułowany jest dany stan rzeczy” (Luhmann
2004: 221). Przy pomocy rozróżnienia między medium a formą podejmuje próbę
sformułowania takiego pojęcia sensu, które „obywa się bez określonej referencji systemowej, bez określonej referencji ontologicznej” (Luhmann 2004: 225).
Medium (luźno sprzężone) byłoby przy tym, jak chce Luhmann, stabilniejsze niż
formy – wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, wedle którego forma stanowi
to, co stabilne. Medium może być jednakże reprodukowane tylko poprzez tworzenie formy: „Gdyby nigdy nie były tworzone zdania, zapomniano by o słowach
[…] Ale sam język jest właśnie mówieniem, pisaniem lub czytaniem; reprodukuje on możliwość tworzenia formy i jest jako możliwość związany z tym, że
jest wykorzystywany [podkreślenie – A. S.]” (Luhmann 2004: 228). Sens można
ująć zasadniczo jako wskazanie lokalizacji w obszarze możliwości. „Ale sens
nie jest tylko owym wskazywaniem na inne możliwości, lecz także lokalizacją
tego wskazywania we wszystkim, co przedstawiamy sobie konkretnie jako przedmiot naszej aktualności, naszego aktualnego przeżywania. Dla wszystkiego (gdy
przechodzimy od świadomości do komunikacji), co może być powiedziane, dla
wszystkich informacji zawsze istnieje obszar wyboru: czego oczekiwałem, a do
czego doszło? Co zaskakuje mnie w stosunku do tego, co uważałem za również możliwe? Kto co mówi? Powinienem powiedzieć Tak czy Nie? Wszystkie
przedmioty [Items], które aktualizują się operacyjnie, żyją i posiadają sens tylko
dlatego, że są umiejscowione w horyzoncie innych możliwości” (Luhmann 2004:
231). Dla wyjaśnienia sensu Luhmann wraca do rozważań o „jedności rozróżnienia”, które wprowadził już w oparciu o George’a Spencera Browna:
Jeśli chcemy deinicji, można by powiedzieć: sens jest medium, które pracuje przy pomocy
dyferencji aktualności i potencjalności, a dokładniej przy pomocy dyferencji, przy pomocy
rozróżnienia w tym sensie, że zawsze współwystępuje jedność rozróżnienia, że zawsze w tym,
co jest aktualne, widzimy perspektywy możliwości i odwrotnie – nie możemy mówić o możliwości, nie możemy o nich myśleć ani używać ich komunikacyjnie, kiedy się tego aktualnie nie
czyni. Należy mieć możliwość mówienia o możliwościach […] Ale gdy to się nie aktualizuje,
nie istnieje żadna możliwość. (Luhmann 2004: 233)
Z tym sposobem widzenia wiąże się teza, że sens stanowi wielkość nieuniknioną i uniwersalną. Odnosimy nas do niej także wtedy, gdy posługujemy się
negacjami:
204
Annette Siemes
Mówiąc inaczej, sens jest kategorią nie do zanegowania, ponieważ gdy mówimy, że z czegoś
nie wynika żaden sens albo coś nie ma sensu, to i tak przy pomocy tej wypowiedzi korzystamy
z sensu […] Nie wychodzimy poza medium. Kiedy operujemy świadomie lub komunikacyjnie, jesteśmy zawsze już związani użyciem medium sensu. (Luhmann 2004: 233)
Rozważania o sensie odnosi Luhmann ostatecznie do systemów psychicznych
i społecznych i podnosi sens do kategorii, która wspólna jest dla obu rodzajów
systemów. Oznacza to, że „zarówno systemy psychiczne, jak i społeczne, zarówno operacje świadomości, jak i operacje komunikacyjne działają przy pomocy
analogicznie zbudowanego medium. Nie powinno to znaczyć, że uskuteczniają
one te same operacje, ale oba mają do czynienia z tym samym dziwnym medium,
które wiąże się z nadmiarem możliwości, z przymusem selekcji, z aktualizującym się skupieniem na czymś określonym i z koniecznością wykluczenia czegoś
innego” (Luhmann 2004: 256).
W tej części wykładu Luhmann wyjaśnia również niektóre popularne nieporozumienia dotyczące koncepcji teoretycznosystemowych i wskazuje szczególnie na te pola działania, które przeoczono w powszechnych interpretacjach
przesłanek teorii systemów (aż do momentu tego wykładu). Dotyczy to – często
rozumianego błędnie jako wartościujące rozgraniczenie – teoretycznego umiejscowienia indywiduum lub systemów psychicznych w świecie systemów społecznych. Wynika to, jak przedstawia to Luhmann, z przyczyn teoretyczno-koncepcyjnych. Należy tu wskazać na podstawową tezę, że system „nie jest żadnym
szczególnym obiektem, lecz dyferencją między systemem i środowiskiem, tak
że ciało i stany świadomości należą właśnie do środowiska systemu” (Luhmann
2004: 256). W teorii chodzi o to, by umożliwić obserwację operacji i sposobów operacji w oglądzie społeczeństwa, jak również systemów świadomości
i ich wzajemnych stosunków. Do tego zaś pomocne okazuje się oddzielenie
systemów psychicznych (systemów świadomości) od systemów społecznych.
Luhmann charakteryzuje to jako decyzję teoretyczną, w żadnym wypadku nie
wartościującą i zaznacza:
Umiejscowienie człowieka w środowisku nie posiada momentu odrzucającego ani dezawuującego – co się często zarzuca. Pozycja w środowisku jest być może nawet przyjemniejsza,
jeżeli mamy przed oczami nasze normalne krytyczne nastawienie do społeczeństwa […] To
znaczy, dyferencja systemu i środowiska oferuje również możliwość, by myśleć o radykalnym
indywidualizmie w środowisku systemu, i to w taki sposób, którego nie można by osiągnąć,
jeżeli by potraktować człowieka jako część społeczeństwa. (Luhmann 2004: 256)
Z tego punktu widzenia systemy psychiczne muszą zachowywać się adekwatnie – aby umożliwić socjalność. Oba rodzaje systemów są również sprzężone strukturalnie, a zatem warunkują się wzajemnie. To, co społeczne, Luhmann
koncypuje jednak niezależnie, jako coś, co zachodzi poprzez komunikacje, a więc
poprzez syntezę informacji, wiadomości i rozumienia. Ta jednakże oddziałuje
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
205
znów zwrotnie na systemy psychiczne, w ten sposób zachowana jest z jednej
strony konceptualna rozłączność między systemami psychicznymi i społecznymi,
z drugiej strony jednak istnienie jednego nie obywa się bez istnienia drugiego.
Luhmann podkreśla w tym momencie to, co lata później tak wyjaśni w swej
całościowej teorii społeczeństwa:
Reprodukcja komunikacji z komunikacji odbywa się w społeczeństwie. Wszystkie inne izyczne, chemiczne, organiczne, neuroizjologiczne i mentalne warunki są warunkami środowiska.
Mogą zostać one przez społeczeństwo wymienione w granicach jego zdolności operacyjnej.
Żaden człowiek nie jest społecznie nieodzowny. Choć nie należy przez to sądzić, że komunikacja byłaby możliwa bez świadomości, bez ukrwionych mózgów, bez życia, bez odpowiedniego klimatu. (Luhmann 1998: 13)
Podwójna kontyngencja
Jako nawiązanie do dyskusji o systemach psychicznych i społecznych można
widzieć także pojęcie podwójnej kontyngencji. Pojęcie to należy widzieć w połączeniu z pytaniem, jak w ogóle możliwy jest porządek społeczny. Tak stare
(zauważa Luhmann) „pytanie to znów nie jest, bo chodzi o technikę zadawania
pytań Kanta, aby zatem nie pytać jedynie «Co jest problemem?», lecz «Jak to jest
możliwe?»” (Luhmann 2004: 315). Podobnie jak miało to miejsce w pierwszej
części książki, również tu Luhmann wyjaśnia, w jaki sposób przez różne sposoby
myślenia podejmowano i rozwiązywano kwestię istnienia porządku społecznego. Dalej wyjaśnia, w jaki sposób próbuje na to pytanie odpowiedzieć pojęcie
podwójnej kontyngencji. Samo pojęcie pochodzi przypuszczalnie od Roberta Searsa, jednak rozpowszechnione zostało ostatecznie przez Parsonsa lub też przez
wspólną, jego i E. A. Schilsa, publikację Toward a General Theory of Action
(1951). W początkowej fazie rozwoju teorii kontyngencja była rozumiana jako
zależność obustronna (ang.: contingent on):
Pierwszą próbą osadzenia teorii społecznej na podwójnej kontyngencji jest model, wedle
którego alter i ego przeciwstawiają się sobie, przy czym mogą to być zarówno osoby, jak
i grupy – każde z własnymi potrzebami i własnymi możliwościami dokonań. Jedno zależy
od dokonań drugiego i drugi od dokonań pierwszego. Każdy może czegoś dokonywać lub
dokonania odmawiać. (Luhmann 2004: 318)
Krótki i dobitny opis wzajemnych stosunków, które powstają w ramach podwójnej kontyngencji, brzmi: „Kiedy Ty uczynisz to, czego ja chcę, ja uczynię
to, czego Ty chcesz” (Luhmann 2004: 320). Tworzy to pytanie, kto w ramach
takiej współzależności, która jest zorganizowana samoreferencyjnie i cyrkularnie,
otrzymuje możliwość wykonania pierwszego kroku i przerwania kręgu oraz co
taki ruch umożliwia.
206
Annette Siemes
Ale kto łamie ten krąg? Kto wytwarza asymetrie? Odpowiedź brzmi: czas lub ten, który działa
najpierw, który szybciej weźmie sprawy w swoje ręce. Nie osiąga on przy tym koniecznie tego,
że wszyscy inni podążają jego śladem, ale deiniuje tematy, punkty, które zmuszają do rozstrzygnięć na tak lub nie [a więc do selekcji – A.S.] i ustala tym samym w pewien sposób ton lub
typikę systemu, który może się w nawiązaniu do tego wytworzyć. (Luhmann 2004: 320)
Na tej podstawie powstać może w dłuższym wymiarze czasowym splot
oczekiwań, który manifestuje się na płaszczyźnie systemów społecznych
w czymś, co może być opisane m.in. jako normy czy wartości kulturowe. Dla
zaistnienia tego decydujący jest jednak przebieg czasowy. Dopiero przez operacyjne rozwiązanie problemu podwójnej kontyngencji w dłuższych przestrzeniach czasowych i przez to, że z tej powtórzonej operacji wyniknęły również
komplementarne oczekiwania oraz przez dopuszczenie ponownych i ciągłych
działań, które pasują do tych właśnie wytworzonych oczekiwań, tworzy się
znów coś, co można sformułować jako pewien konsens, kanon wartości i normy kulturowe itp. Ważne jest przy tym, że Luhmann uznaje tu kategorię czasu
jako centralną (a nie np. hierarchicznej asymetrii). „Porządek społeczny dochodzi do skutku, gdy ktoś dokonuje oferty, lansuje jakąś aktywność, czyni
propozycję lub coś reprezentuje, zmuszając tym samym innych do reakcji”
(Luhmann 2004: 320). Tu widać jednak po raz kolejny moment, w którym
Luhmann musi skłonić swoich słuchaczy do zmiany zdania. Bo ostatecznie
kwestia podwójnej kontyngencji nie jest tak czy owak „problemem modeluprzedtem-potem, lecz pytanie należy postawić tak, że zawsze wtedy, gdy się
problematyzuje i wciąż problematyzuje porządek społeczny, a więc niweluje
wszelkie przesłanki, traia się w końcu na pytanie, jak obchodzimy się z podwójną kontyngencją. Można na tę okoliczność zbadać każdą sytuację społeczną, czyli jak do tego dochodzi, że nie uczestniczy ona w tym kręgu, który
prowadzi do całkowitego zastoju, ponieważ nikt nie wie, jakie musi stworzyć
oczekiwania, aby stworzył kolejne oczekiwania, które ten pierwszy uzna i zechce spełnić” (Luhmann 2004: 321).
Operacyjna teoria systemów
W propozycji zamykającej wykład a dotyczącej operacyjnej teorii systemów
wykrystalizowują się jeszcze raz w skondensowanej formie najważniejsze elementy, które tworzą perspektywę teoretyczną Luhmanna. Centralna wypowiedź
brzmi, że operacje (a nie struktury) widziane są jako elementy kluczowe dla
obserwowania i rozumienia systemów.
Jako rzeczywistość istnieje tylko samo operowanie. Pytać należy, jak jedna operacja przechodzi w drugą, następną – i na tym polega funkcja struktur […] Realność struktury tkwi w jej
byciu cytowaną [Zitiertwerden], w jej byciu używaną [Benutztwerden]. Tylko wtedy, gdy
struktury są używane, istnieją one […] Nie ma struktur ani procesów, systemy są tworzone
poprzez typ operacji, przy pomocy których się realizują. (Luhmann 2004: 329)
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
207
Struktury możemy zatem rozumieć jako „odwzorowanie rekursywnego
usieciowienia operacji”, przy czym przypominanie i zapominanie w systemie
zachodzi wedle konieczności operacyjnej. Narzucają się tu pewne interesujące
kwestie; na przykład – dlaczego struktury są używane ponownie, skąd pochodzą ponownie użyte struktury, jak dochodzi do rekursywności oraz jak można
sięgnąć do czegoś, co minęło (por. Luhmann 2004: 329 i kolejne). Struktura
(czy konstruowanie struktury) przez obserwatora jest jednocześnie instrumentem obserwacji:
Jeżeli chce się wiedzieć, w jakiej sytuacji, w jakim systemie się działa, wówczas struktura
jest tym, o co się pyta. Mogę to [ze strukturalizmu – A. S.] przejąć do teorii operacyjnej,
jeżeli sobie wyobrażę, że również obserwacja jest operacją, że nic nie zmusza nas zatem, by
powiedzieć, jakoby istniało coś za płynnymi realnościami codzienności, za działaniami lub
operacjami, co byłoby stałe i co należałoby poznać, aby pojąć. Mówimy, że obserwator sam
konstruuje strukturę. (Luhmann 2004: 334)
Zakończenie – zachowanie perspektywy obserwatora
Właśnie budowę struktury przez obserwatora Luhmann przedstawia pod koniec cyklu wykładów na przykładzie obserwacji społeczeństwa i komunikacji
na poziomie teoretycznym. Podkreśla przy tym jeszcze raz, że w ramach takiej
konstrukcji nie można zrezygnować z tego, by własne postępowanie – również
i zwłaszcza przy opracowywaniu kwestii teoretycznych – czynić ciągle eksplicytnym i transparentnym.
Próbowałem wprowadzić instrumenty pojęciowe, a więc nie nazywać jakiekolwiek rzeczy,
które są gdzieś w książkach i nic więcej już na ten temat nie mówić, lecz przedstawić pojęcia
wedle możliwości w ich kontekście zastosowania i w ich zawartości sensu […] W każdym
razie ważne jest dla mnie przeświadczenie, także z uwagi na teorię społeczeństwa, przed którą
stoimy a której nie tworzymy, że istnieje określona metodologia lub określona staranność
[…] w obchodzeniu się z kwestiami pojęć i teorii i że metodologia nie ma do czynienia tylko
z myszkowaniem w danych empirycznych, lecz może uczynić przejrzystymi także decyzje
z ich konsekwencjami w obszarze dyspozycji teoretycznych. (Luhmann 2004: 341)
W ten sposób urządzone i drobiazgowo skonstruowane budowle teoretyczne
mogą być przy tym jednak na tyle spójne, że – jak mówi Luhmann – działają jak
twierdze, które funkcjonują w sobie perfekcyjnie, ale lepiej pozostać na zewnątrz,
bo ze środka nie ma żadnego wyjścia.
To trudne – zaufać im, a potem mieć jeszcze pojęcie, jak można to zrelatywizować lub jak
można stąd wyjść […] To, co uważam za przeciwśrodek, to uczynienie decyzji przejrzystymi na tyle, na ile to możliwe, czyli pokazać zawsze w każdym miejscu, jakie są opcje, co
się wiąże z wyborem tego, a nie innego pojęcia, gdzie można wysiąść, a gdzie jest wolność
wyboru czegoś innego, aby potem dostrzec, co należy zmienić, kiedy rewiduje się określoną
decyzję. (Luhmann 2004: 342)
208
Annette Siemes
To otwarte podejście umożliwia nie tylko autorom, lecz także czytelnikom,
również ze względu na budowę teoretyczną, w obrębie której się pracuje, przyjęcie zawsze perspektywy obserwatora. Dla czytelnika, który za sprawą tej książki
chciałby się zaznajomić z teorią systemów, ważne jest, że tekst w całości, mimo
drukowanej formy, zachowuje charakter wykładu. To z jednej strony jest zaletą,
bo umożliwia prezentację skomplikowanych przedmiotów w całkiem zrozumiałym stylu. Jednocześnie prowadzi to także do tego, że książka nie może być odbierana jako podręcznik, którego poszczególne rozdziały noszą tytuły wyczerpująco prezentowanych pojęć. Zamiast tego należy ten tekst traktować jako całość
i rozumieć jako wprowadzenie do tematu, który dopuszcza rozbudowę w wielu
kierunkach i który został przez samego Luhmanna zasadniczo rozbudowany.
Niektóre aspekty pojawiają się wielokrotnie, w niektórych rozdziałach kryją
się również rozwinięcia innych tematów, których jako takich należałoby oczekiwać zgodnie z tytułem (por. krótki fragment o „reentry”, który dalej w istotnej
części dotyczy obserwatora). To wymieszanie ma też wiele wspólnego z wzajemnym powiązaniem terminów teoretycznosystemowych. Dla niektórych, tylko
sygnalizowanych aspektów, odgrywających istotną i kluczową rolę w późniejszych opracowaniach Luhmanna, należy jednak (również) polecić lekturę jego
ostatecznej teorii Die Gesellschaft der Gesellschaft.
Stwierdzenie umieszczone na obwolucie książki, jakoby żaden z tekstów Luhmanna nie był „tak dobrze zrozumiały i klarowny jak ten”, można z całą pewnością potwierdzić. Podobnie należy uznać, że wynika stąd faktyczna zaleta tego
wprowadzenia, w którym, w przeciwieństwie do wielu innych, swoją koncepcję
przedstawia sam twórca. W ten sposób można odczuć z jego własnego punktu
widzenia, jak i na jakiej podstawie ogólnej czy też socjologicznej teorii systemów
zbudowana jest czy została ukształtowana Luhmannowska teoria systemów.
Książka jest cenna nie tylko dla tych, którzy pragną poznać teorię systemów.
Stanowi ona niewątpliwie ciekawą lekturę dla wszystkich tych, którzy zajmowali się ogólnie lub szczegółowo teorią systemów albo socjologicznymi czy też
teoriopoznawczymi kwestiami w ogólności. Jest to możliwe dzięki nadzwyczaj
zrozumiałemu i przez to ożywczemu stylowi oraz dzięki temu, że przedstawiono
tu w sposób obrazowy, jak może zaistnieć krytyczna i w pewnym sensie zorientowana na praktykę (teorię) konfrontacja z dostępnymi możliwościami myślenia
w sposób produktywny i wykorzystana do budowy samodzielnego, innowacyjnego i wytyczającego nowe drogi teoretycznego instrumentarium.
Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym
209
Bibliograia
Luhmann N., 2004 (1991/92), Einführung in die Systemtheorie, oprac. D. von Baecker,
II wyd., Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft.
Baecker D. von, 2002, Vorwort, [w:] N. Luhmann (2004), Einführung in die Systemtheo
rie, Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft.
Bateson G., 1972, Steps to an ecology of mind: Collected essays in anthropology, psy
chiatry, evolution and epistemology, Londyn, Intertext.
Bateson G., 1981, Ökologie des Geistes: Anthropologische, psychologische und episte
mologische Perspektiven, Frankfurt n. M., Suhrkamp.
Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia: O rozsądnym konstruktywizmie, przeł.
D. Wączek i J. Barbacka, Wrocław.
Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, przeł. M. Burnecka i autor, Wrocław.
Foerster H. von, 1981, Observing Systems, Seaside, CA: Intersystems.
Foerster H. von, 1985, Sicht und Einsicht: Versuche zu einer operativen Erkenntnistheo
rie, z angielskiego przeł. W.K. von Köck, Braunschweig, Vieweg.
Foerster H. von, 1985, Wissen und Gewissen: Versuch einer Brücke Frankfurt n. M.,
Suhrkamp.
Glanville, R., 1981, The Same is Different, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Oganiza
tion, red. W. M. Zeleny, s. 252–262, Amsterdam, North-Holland.
Kauffman L.H., 1987, SelfReference and Recursive Forms, „Journal
Journal of Social and Biological Structure”, 10, s. 53–72.
Kriz J., 1995, Muster personaler und interpersonaler Wirklichkeitskonstruktionen,
w zbiorze: Die Wirklichkeit des Konstruktivismus. Zur Auseinandersetzung um ein
neues Paradigma, red. H.R. Fischer, Heidelberg, s. 63–82.
Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriß einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen, Westdeutscher Verlag.
Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, tom 1, rozdz. 1–3, tom 2, rozdz.
4–5, Frankfurt n. M., Suhrkamp.
Luhmann N., 2002 (1991/92), Einführung in die Systemtheorie, oprac. D. von Baecker,
Heidelberg, Carl Auer Systeme.
Maturana H.R., 1982, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,
Braunschweig.
Maturana H.R. i Varela F.J., 1987, Der Baum der Erkenntnis: Die biologischen Wurzeln
des menschlichen Erkennens, Monachium.
Merten K. i Westerbarkey J., 1994, Public Opinion und Public Relations, [w:] Die Wirk
lichkeit der Medien, s. 188–211, red. K. Merten, S.J. Schmidt, S. Weischenberg,
Opladen, Westdeutscher Verlag.
Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności,
przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)
Parsons T., 1937, The structure of Social Action: A Study in Social Theory with Special
Reference to a Group of Recent European Writers, Nowy Jork, Free Press.
Parsons T., 1951, The Social System, Glencoe, III, The Free Press.
210
Annette Siemes
Parsons T., 1951, Some Fundamental Categories of the Theory of Action: A General
Statement, [w:] Toward a General Theory of Action, s. 3–44, red. T. Parsons i E.A.
Shils, Nowy Jork.
Parsons T., 1977, Social Systems, w: Social Systems and the Evolution of Action Theory,
s. 177–203, Nowy Jork, Free Press.
Rusch G. i Schmidt S.J. (red.), 1999, Konstruktivismus in der Medien- und Kommunika
tionswissenschaft, Frankfurt n. M., Suhrkamp.
Schmidt S.J., 2003, Geschichten und Diskurse. Abschied vom Konstruktivismus, Reinbek
bei Hamburg, Rowohlt Taschenbuch Verlag.
Spencer Brown G., 1972, Laws of Form, Nowy Jork, Julian.
Stadler M. i Kruse P., 1990, The Self-Organisation Perspective in Cognition Research:
Historical Remarks and New Experimental Approaches, [w:] Synergetics of Cogni
tion, s. 32–52, oprac. H. Haken i M. Stadler, Berlin, Springer.
przeł. Bogdan Balicki
Siegfried J. Schmidt
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje,
krytyka, konsekwencje
1. Konstruktywizm a neurobiologia
Spośród działających obecnie szkół i kierunków ilozoicznych konstruktywizm
najmocniej chyba związany jest z ustaleniami badawczymi i wynikami neurobiologii – czasem nawet tak mocno, że wielu ilozofów krytykuje naiwne i nieporadne podejście do biologicznych wyników badań w odniesieniu do hipotez
teoriopoznawczych (por. Janich 1992). Inni – również biolodzy – zwracają uwagę
na to, że w argumentacji konstruktywizm zbyt mocno opiera się na specyicznej wersji neurobiologii, która nie jest w swojej dziedzinie w ogóle zdolna do
jednomyślności. Dlatego też doradzają, by ostrożniej budować koalicję. Inni
znowu, za Kantem, są zdania, że ilozoia nie może nauczyć się niczego od
neurobiologii i psychologii, i że szukanie pomocy w naukach przyrodniczych
jest niedopuszczalne.
Mamy zatem do czynienia z trudnym połączeniem, które zaistniało dzięki
wspólnemu zainteresowaniu: zainteresowaniu obserwatorem, kognicją i opisem
obserwatora przez innych obserwatorów (obserwacje drugiego stopnia). Filozofowie konstruktywistyczni prezentują pogląd, że wszystko, co poszczególne nauki
(jak na przykład neurobiologia) mogą wnieść do zbadania obserwatora i jego
kognicji, należy gruntownie rozważyć, jeśli chcemy ilozofować o postrzeganiu,
poznaniu, rzeczywistości i prawdzie.
To przede wszystkim tych ilozofów należy przekonać, jak zauważył słusznie
Peter Janich, aby ich stosunek do wyników izyki i biologii nie był „ilozoicznie
naiwny”: również nauki przyrodnicze, które powinny fundować konstruktywistyczne badania kognicji, muszą zostać zrekonstruowane jako część historycznokulturowej praktyki (Janich 1992: 37 i 42).
212
siegFried J. schMidt
W tej sytuacji Gerhard Roth zaproponował niedawno, by potraktować, ilozoiczne i neurologiczne części konstruktywistycznego dyskursu jako niezależne
od siebie:
W obrębie konstruktywizmu dają się wyróżnić dwie części: pierwsza, obejmująca ilozoiczne
teoriopoznawcze wypowiedzi o zamknięciu systemu kognitywnego i niemożliwości osiągnięcia obiektywnej, pewnej wiedzy; i druga, obejmująca empiryczne, tzn. psychologiczno-kognitywne i neurobiologiczne koncepcje konstruktywności postrzegania. Obie części wspierają
się wzajemnie, ale w zasadzie mogą istnieć niezależnie od siebie. Konstruktywistyczna teoria
poznania powstała w sposób dalece niezależny od neurobiologicznych i psychologicznych
badań nad kognicją i możemy ją tym samym niezależnie od nich uzasadniać (von Glasersfeld, 1987). Jednakże można być przekonanym o konstrukcyjności postrzegania, nie będąc
w sensie teoriopoznawczym radykalnym konstruktywistą. Można przykładowo przyjąć, że
mózg konstruuje, albo lepiej – rekonstruuje świat prawidłowo na podstawie ewolucyjnych lub
ontogenetycznych praw. Taką tezę należy później uzasadnić (jeśli jest to możliwe). Nie jest to
jednak możliwe w sytuacji przeciwnej: jeżeli empiryczne badania pokażą, że postrzeganie ma
charakter całkowicie lub w wysokim stopniu odwzorowujący, wówczas trudno podtrzymywać
teoriopoznawczą pozycję radykalnego konstruktywizmu (Roth 1995: 1).
2. Konstruktywizm a nauki o kulturze
Obok konstruktywistycznych rozważań o naukach neurologicznych można zaobserwować w ostatnim czasie wzmożone zainteresowanie konstruktywistów badaniami kulturoznawczymi1, które oddają do dyspozycji bogaty materiał zarówno
dla empirycznego, jak i historycznego uzasadnienia konstruktywistycznych hipotez. Nakreślone przy tym ramy zainteresowań mogą zostać naszkicowane następująco: Przyjmując, że poznanie jest związane z poznającym systemem, teoria
poznania – jako poznanie poznania – odnosi się koniecznie do procesów samoreferencyjnych poznających systemów. Poznanie, tak przyjmują dzisiaj biolodzy
ewolucyjni, psycholodzy rozwojowi i konstruktywiści najróżniejszych orientacji,
nie może zostać ograniczone do operacji intelektualnych, lecz realizuje się jako
proces życiowy, który integruje kognicję, komunikację i media, na podbudowie
powstałych ewolucyjnie i specyicznych kulturowo możliwości i ograniczeń.
Za pomocą tych założeń wprowadzamy dwie ważne koncepcje ilozoicznej
dyskusji ostatnich lat: „obserwator” i „relatywność systemu”. Obie te koncepcje
wskazują na to, że realność jest dla ludzi „nie do pominięcia” oraz „dostępna
jest” jako realność wytworzona przez kognicję, tzn. jako rzeczywistość doświadczenia albo środowisko2. Środowisko to jest wytwarzane i zachowywane informacyjnie („sensownie”) przez ludzi za pomocą postrzegania, sensomotoryki,
1
2
Dowody efektywności takiej współpracy znaleźć można często (przypadkowo) u Heinza von
Foerstera (1993).
Na ulubione pytanie ilozofów, czym/jak byłaby niezależnie od człowieka egzystująca realność,
można by odpowiedzieć za Carlem Friedrichem von Wiezsäckerem: „Gdy mówimy sensownie
o realności, wtedy my mówimy o realności; jeżeli nikt nie mówi o realności, wtedy o realności
nie ma mowy” (1980: 142).
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
213
kognicji, pamięci i emocji, poprzez działanie komunikacyjne i niekomunikacyjne.
Daje się ono opisać jako sensownie uporządkowany i społeczno-strukturalnie
(instytucjonalnie) zagwarantowany ogół wiedzy, który dla poznających systemów
jest ekologicznie walidny i przekazywany w trakcie społeczno-kulturowej reprodukcji społeczeństw ich członkom. Innymi słowy, każde indywiduum rodzi się
już w sensownie ukonstytuowanym środowisku3 i jest w nim socjalizowane, a co
za tym idzie, nigdy nie ma do czynienia z „realnością jako taką”. Postrzeganie,
myślenie, czucie, zachowanie i komunikowanie są tym samym ukształtowane
przez wzory i możliwości, którymi człowiek dysponuje jako byt gatunkowy,
jako członek społeczeństwa, jako użytkownik języka ojczystego i jako ktoś, kto
należy do określonej kultury. Ewolucja, język, struktury społeczne i symboliczne
uporządkowanie kultury dostarczają jednostce konwencjonalnych wzorów do
typowego zachowania: indywiduum rozpoznaje swoje określone społecznie możliwości w zachowaniu innych i zachowuje się według tego zachowania. Wiedza
kolektywna, która orientuje i reguluje działania indywidualne, wynika ze społecznego działania indywiduów i to społeczne działanie jednocześnie orientuje.
Za działanie społeczne może być uznane takie komunikacyjnie ukierunkowane działanie, które jest zorientowane releksyjnie poprzez oczekiwania oczekiwań
na płaszczyźnie społecznej (kolektywnej) wiedzy i posługuje się skonwencjonalizowanymi formami wyrażania. Społeczne działanie otrzymuje tym samym
charakter znakowy, a z drugiej strony jest w znakach języków naturalnych – zarówno na płaszczyźnie wyrażania, jak i treści – społecznie „osadzoną” wiedzą
o działaniu (przez odniesienie do historii i praktyki)4. Mówienie o „konstrukcji
rzeczywistości” musi zostać zróżnicowane pod wieloma względami według tych
poznawczych i teoretycznokulturowych pryncypiów.
3. „Konstrukcje” rzeczywistości?
W krytycznej dyskusji teorii konstruktywistycznych pojawia się często pewne
nieporozumienie, które łączy się z potocznym użyciem słowa „konstrukcja”.
Potocznie jako konstrukcję określa się wytworzenie czegoś w sposób intencjonalny, zaplanowany i częściowo również dowolny. W przeciwieństwie do tego
– przy czym należy przyznać, że wielu konstruktywistów nie zaznacza tej różnicy
dość wyraźnie – konstruktywiści używają tego wyrażenia, aby określić procesy,
3
4
Helmut Feilke (1992) proponował, by środowisko określić jako „oikos”. Przedkłada on to pojęcie, które wskazuje na możliwości działania, nad pojęcie „mezokosmosu” używanego przez
ewolucyjnych teoretyków poznania, ponieważ wskazuje ono raczej konieczność dostosowania.
„W tym sensie działania interpretuje się jako zachowanie nastrojone komunikacyjnie (i właśnie
przez to poddające się releksji), które posługuje się skonwencjonalizowaną formą wyrazu, stąd
też wynika konieczność znakowego charakteru każdego działania. […] Znaki udostępniają […]
wiedzę o działaniu w utrwalonej formie tym wszystkim, którzy nimi dysponują” (Bickes 1993:
168 i 170).
214
siegFried J. schMidt
w przebiegu których tworzone są przedstawienia rzeczywistości, i to w żadnym
wypadku dowolnie i bez konfrontacji ze środowiskiem, lecz odpowiednio do
konkretnych biologicznych, kognitywnych i społeczno-kulturowych warunków,
którym podlegają socjalizowane indywidua w ich społecznym i naturalnym otoczeniu5. Indywiduum nie dysponuje wieloma z tych warunków, często nie jest
ich nawet świadome.
Choćby dlatego pozbawione sensu byłoby pojmowanie konstrukcji rzeczywistości jako czegoś planowego i w każdej fazie świadomie sterowanego.
Konstrukcja rzeczywistości zdarza się nam bardziej, niż my nią dysponujemy –
z tego też powodu konstruktywność naszego środowiska zauważamy zazwyczaj
dopiero wtedy, kiedy obserwujemy, jak obserwujemy, działamy i komunikujemy.
Konstruktywizm winien być zatem określany i rozumiany jako teoria obserwacji
drugiego stopnia, a kształtowany jako konstruktywizm operacyjny (por. Luhmann
1990a).
Konstrukcja rzeczywistości jest tutaj bliżej określana jako wysoce empirycznie uwarunkowany proces społeczny, w którym wykształcają się modele
dla (nie tych) rzeczywistości doświadczeń (środowisk) ekologicznie walidnych
w socjalizowanym indywiduum jako empirycznym miejscu produkcji sensów.
Atrybut „społeczny” zwraca przy tym uwagę na ponadindywidualne warunki
tego procesu, które oferuje społeczna struktura i kultura; „modele dla” specyikują takie konstrukcje jako umożliwiające przetrwanie (ekologicznie walidne)
i tym samym zwracają się przeciw wszystkim tym koncepcjom, które traktują
postrzeganie i poznanie jako odwzorowanie albo jako reprezentację „realności”.
Powiązanie z indywiduami jako empirycznymi miejscami konstrukcji i użycia
kolektywnej wiedzy zwraca natomiast uwagę na biologiczno-ewolucyjne i kognitywno-psychiczne warunki konstrukcji rzeczywistości.
4. Język i/jako common sense
Istotna rola języka zarówno dla kognitywnego, jak i społecznego działania należy do ilozoicznego common sense najpóźniej od Wilhelma von Humboldta.
A jak widzą język konstruktywiści i jak oceniają jego rolę? We wcześniejszych
latach dało się zaobserwować wyraźne zbliżenie teoretycznych koncepcji języka
skoncentrowanych na znakowości do instrumentalnych i pragmatycznych teorii
językowych (por. Feilke 1994; Bickes 1993): język jest tutaj teoretyzowany jako
społeczny instrument czy też jako społeczna instytucja koordynacji zachowania.
Można tutaj sięgnąć zarówno do sformułowanego przez Humberto R. Maturanę
określenia języka jako systemu orientacji-orientacji (przy czym ta orientacja jest
5
Patrząc z tej perspektywy wybór nazwy „konstruktywizm” nie był z pewnością najszczęśliwszą decyzją. O szczegółach konstruktywizmu argumentującego teoretycznie kulturowo patrz
Schmidt 1993.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
215
traktowana jako ekologiczno-pragmatyczny fakt), jak również do założenia Charlesa Morissa, że znaki wyróżniają się dzięki stopniowi określoności oczekiwań,
które je wytwarzają. Helmuth Feilke natomiast traktuje znaki językowe jako
znaki dla językowej koordynacji działań. Rozróżnienia określające języki pochodzą z mówienia i są w swoim potencjale odniesione do mówienia jako działania określonego społecznie. Mówiący używają rozróżnień, by wyartykułować
doświadczenia, przedstawienia itd.; i odwrotnie, doświadczenia w użyciu stają
się także składnikami językowej wiedzy, a użycie języka orientuje się w takich
doświadczeniach z językiem.
Tak jak użytkownicy jakiegoś języka używają ich [doświadczeń], by wyartykułować swoje
przedstawienia, poglądy i doświadczenia w szerokim rozumieniu, tak samo doświadczenia
użycia stają się z drugiej strony składnikami językowej wiedzy. Użycie języka orientuje się
w sposób sensowny wedle takich doświadczeń z językiem. W tej mierze, w jakiej poszczególne doświadczenie językowe pozwala się kalkulować społecznie i jest przeliczalne w jego
działaniu stosownie do innych [doświadczeń – tł.], staje się intersubiektywną wiedzą użytkownika języka i zdatnym do zastosowania sterownikiem zmiennej orientacji myślenia i rozumienia. Podobnie sensowne użycie odpowiedniego środka zakłada przy tym koniecznie wspólną
wiedzę o ich wyrosłym z użycia znaczeniu dla komunikacji. Użycie środka wyrazu jest pod
tym względem motywowane pochodzeniem wyrażenia przez „sym-patheiá”, przez „podobne wrażenie, współcierpienie i udział”. Taki jest sens ważnego teoretycznego i językowego
określenia „sympatia” autorstwa Philipa Wegenera (Feilke 1994: 23).
Także struktura środka wyrażenia i jego użycia działa już jako znak dla
schematycznego związku użycia. Wyrażenie jako forma językowa jest społecznie
typizowane (= społecznie uformowane uogólnienie postrzegania) i buduje specyiczny obszar wiedzy kolektywnej. Innymi słowy: common sense jest językową
wiedzą, a językowa wiedza to common sense.
Referencja wyrażeń językowych nie daje się określać poza relacjami znakobiekt, lecz powinna zostać określona jako zorientowana na prototypowe zastosowanie językowego common sense.
Ludwig Wittgenstein zwracał zawsze uwagę na to, że język jest istotną częścią rzeczywistości i nie przeciwstawia się jej. John Langshaw Austin i John
Searle podkreślali w swojej teorii języka, że słowa są zawsze także czynem.
Pierre Bourdieu zwracał uwagę na „językowy rynek”, na którym społeczne różnice w symbolicznym porządku są przeciwstawne zdyferencjonowanym różnicom
języka. Mówi on zdecydowanie o „językowym kapitale” i o „uzyskaniu dystynkcji” przez dyspozycję określonego językowego rejestru. Takie argumenty zwracają uwagę na to, że sam język jest już zorientowany przez orientacje i że określa
„konieczne społeczne pierwszeństwo określonej kompetencji przy produktywnej
i receptywnej konstrukcji komunikacyjnego znaczenia” (Feilke 1994: 5).
Ta argumentacja może zostać następująco zróżnicowana ze względu na
zdobywanie umiejętności językowych przez dziecko: nauka języka jest niezwykle długotrwałym, rozwojowym procesem, podczas którego trzeba nauczyć się
216
siegFried J. schMidt
poznawania znaków i artykulacji, segmentacji dźwiękowych sekwencji oraz ich
planowej kombinacji i sensownego sytuacyjnie użycia. Procesy te muszą zostać
powiązane skutecznie z oczekiwaniem kognitywnych i komunikacyjnych funkcji
orientacyjnych wypowiedzi językowych, z pozyskaniem różnego rodzaju schematów, gatunków, wzorów narracyjnych, metafor itd. Werbalne i nie-werbalne
możliwości komunikacyjne muszą zostać nabyte w ich skomplikowanym zestroju. Pozyskanie języka można zatem określić jako pozyskanie instrumentarium
służącego do sprzężenia kognicji z komunikacją przy pomocy wyartykułowanych kompleksów znaków (= oferty medialne), przy jednoczesnym zachowaniu
operacyjnej autonomii kognitywnych i komunikacyjnych systemów. Zauważmy,
że dziecko uczy się języka zawsze w sprzężeniu z życiem, a nabywając język,
„nabywa” funkcjonujących życiowych współzależności. Uczący się i nauczający
działają jako obserwowani obserwatorzy, których syntezy zachowania (częściowo) się do siebie upodabniają.
Dziecko w procesie socjalizacji uczy się, jak są zbudowane modele rzeczywistości jego społeczeństwa i jakich możliwych działań (w najszerszym sensie,
począwszy od kognitywnych po komunikacyjne i niejęzykowe działania) może
użyć w ramach swojej struktury społecznej, a jakich nie. Wyuczenie się języka
prowadzi zatem do indywidualnego nabycia kolektywnej wiedzy o wykorzystywaniu języka (zarówno na płaszczyźnie wyrażania, jak i treści), która stabilizuje
się sama za pomocą releksywności w wymiarze czasowym, rzeczowym i społecznym. Ta kolektywna wiedza buduje oczekiwaną intuicyjnie przez normalnego mówcę podstawę dla intersubiektywności kognitywnych i komunikacyjnych
procesów. Język służy społeczeństwu – jako instytucja – do społecznej kontroli
przy pomocy kulturowo zaprogramowanych znaczeń. Do tych znaczeń odnoszą
się społeczne oczekiwania tzw. zrozumienia, które mówiący atestuje dla siebie
w sytuacji komunikacyjnej, gdy produkuje on działania powiązane komunikacyjnie, które z kolei odpowiadają każdorazowym oczekiwaniom mówiącego.
O tyle więc kategoria „rozumienia” określa na płaszczyźnie społecznej proces
społecznej oceny i kontrolę zdolności łączenia komunikacji. Tym samym w komunikacyjnych procesach hermeneutycznych zaczyna działać często pomijany
czynnik władzy; ponieważ decydująca kwestia w komunikacji brzmi: kto może/
komu wolno w jakiej sytuacji poddawać testowi kogoś co do tego, czy „właściwie zrozumiał/zrozumiała”?
W odróżnieniu od tego operacja kognitywna, tradycyjnie określana jako
„rozumienie”, daje się modelować teoretycznie jako operacja z powodu lub
w trakcie postrzegania zdarzenia (lub oferty medialnej), która przez system
wytwarzający kognicję odbierana jest jako spójna. Na płaszczyźnie kognitywnej dyferencja zrozumienie/niezrozumienie nie ma żadnego znaczenia. Przykładowo ja, jako odbiorca tekstów, mogę nie zrozumieć jakiegoś tekstu; mogę
mieć problemy przy budowie koherentnej kognitywnej struktury, przerwać recepcję itd.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
217
Ponieważ każdy poszczególny język konkretyzuje semiotycznie zawsze tylko całkiem określoną selekcję możliwych rozróżnień i określeń, może być także opisany jako system martwych punktów obserwacji i rozróżnień, ponieważ
w przebiegu wykorzystania określonego języka nie można zaobserwować innych
możliwości. W ten sposób każdy raz nabyty język ojczysty wytwarza intuicyjną
pewność, że o środowisku i o języku trzeba mówić właśnie tak, jak wynika to
z języka ojczystego.
5. Kultura jako program
W historii teorii kultury6 naszego stulecia daje się zauważyć tendencja traktowania kultury jako modelu dla zachowania, którą bliżej charakteryzuje się jako system wiedzy kolektywnej czy też kolektywnie podzielonych konstrukcji sensów,
przy pomocy których ludzie tłumaczą swoją rzeczywistość. Friedrich H. Tenbruck (1989) – z pewnością nie konstruktywista – podkreślał, że konstrukcja
rzeczywistości poprzez przemianę faktyczności w symboliczne przedstawienia
nie jest naturalnym produktem oglądu zmysłowego i zwrócił tym samym uwagę
na bliski związek między postrzeganiem, poznaniem, językiem i kulturą.
Odpowiednio do kierunku dotychczasowych rozważań pojawia się konieczność przedyskutowania tematyki kulturowej także w kategoriach rozróżnienie/
obserwacja/nazywanie.
Postrzeganie, poznanie i mówienie operują rozróżnieniami, które stają się
dostępne komunikacyjnie. Społeczne wspólnoty i społeczeństwa – krótko mówiąc: systemy społeczne – muszą dysponować kolektywną wiedzą o systemie,
która służy jako punkt odniesienia do społecznego działania orientując w formie
oczekiwań-oczekiwań społeczne działanie i redukując kontyngencję7. Ten system
kolektywnej wiedzy, którą nazywam tutaj modelem rzeczywistości, powstaje
w ewolucji społecznej przez konstytucję i tematyzację zachowanych istotnych
rozróżnień, które formułuje się najczęściej w formie przeciwstawnych dychotomii (por. Murdock 1945). Dychotomie te mogą zostać podzielone abstrakcyjnie
na cztery wymiary:
– programy poznania świata i programy techniczne (Jak obchodzić się ze środowiskiem?);
– hipotezy obrazu człowieka (Jak regulować kwestie interpersonalne i społeczne?);
– pytania o wartości i normy (Jak określić dobro i zło, świętość i świeckość itd?);
– emocje (Jak społecznie i osobiście inscenizować emocje, ich wyrażanie
i ocenę?).
6
7
Przegląd teorii kultury od E. B. Taylora patrz Singer (1988) i Baumhauer (1982).
Całkiem podobnie określa Hejl zachowanie społeczne: „jako każde zachowanie, które powstaje
na bazie społecznie wytworzonej deinicji lub konstrukcji realności lub prowadzi do jej utworzenia bądź zmiany” (1987: 37).
218
siegFried J. schMidt
Modele rzeczywistości pozwalają się następnie opisać według większości
dychotomii zachowanych ze względu na znaczenie oraz według kompleksowości
relacji między nimi a rodzajem i sposobem ich normatywnego i afektywnego
opanowania. Budują one kompleksowy system wiedzy podzielonej kolektywnie,
do której odnoszą się zarówno indywidualne, kognitywne, jak i komunikacyjne
działania. Te dychotomie i ich relacjonacje8 są tematyzowane kontynuacyjnie
we wszystkich systemach społecznych, przy czym komunikacja ma znaczenie
centralne, ponieważ tutaj sens rozróżnień i ich odniesienia do innych rozróżnień
są wyjaśniane semantycznie. Tematyzacja nie powinna podlegać przypadkowi
– system społeczny nie powinien narażać swojej tożsamości. Dlatego też musi
być ona zabezpieczona społecznie i strukturalnie w sposób trwały oraz zaprogramowana odnośnie do możliwości jej przebiegu.
Kulturę możemy przedstawiać jako program9 utrwalonej komunikacyjnej tematyzacji ważnych dychotomii w modelu rzeczywistości systemu społecznego.
O systemach społecznych, jak z tego wynika, nie można myśleć bez kultury,
i odwrotnie – o kulturze bez systemu społecznego. Oba te fenomeny mogą powstawać i trwać tylko wspólnie, ponieważ socjalność koniecznie zakłada kolektywną wiedzę, a nie do pomyślenia jest kolektywna wiedza bez social agency
(w sensie Archer 1988). Dlatego też wyjaśnienia niekierunkowe, jak choćby
funkcjonalistyczne, są raczej pozbawione sensu.
Kultura jako program potrzebuje trwania, a użycie tego programu musi zostać zinstytucjonalizowane społeczno-strukturalnie (przynajmniej częściowo).
Kultura powinna mieć również moc sprostania centralnym zadaniom reprodukcji społeczeństwa i ko-orientacji indywiduów w systemach społecznych. Raz
znalezione rozwiązania problemów reprodukuje za pomocą socjalizacji, rytuałów
i świąt, mitów, tabu itp., gwarantując tym samym tożsamość społeczeństwa.
Kultura ogranicza możliwości działań indywiduów i umożliwia ich społeczną
integrację – bądź też ich wyłączenie z systemu społecznego. A zatem człowiek
jest twórcą każdej kultury, ale jednocześnie każdy człowiek jest tworem specyicznej kultury.
Kultura ko-orientuje kognicję i komunikację poprzez kolektywną wiedzę,
która musi przede wszystkim być ciągle na nowo produkowana w indywiduum
jako empirycznym miejscu produkcji sensów, przy czym do dynamiki przyczyniają się kulturowe indywidualne warianty użycia programu. Wiedza kulturowa staje się obserwowalna i opisywalna w formie symbolicznych porządków
(jak na przykład schematy, gramatyki, wzorce narracyjne, dyskursy, stylistyki), w ukształtowanych wydarzeniach (rytuały, ceremonie), w obiektach (dzieła
8
9
Tak na przykład biedny/bogaty może być relacjonowane przez pozbawiony władzy/władny,
młody/stary, niewykształcony/wykształcony, brzydki/ładny itd.
Używane tu pojęcie programu nawiązuje do Jamesa R. Beningera (1986). Przedstawia on kulturę jako otwarty, uczący się program w sensie ograniczonej ilości reguł, które można zastosować
do ogromnej ilości sytuacji.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
219
sztuki, narzędzia), w mitach, religiach, teoriach itd. Ponad tą kolektywną wiedzą,
która reguluje produkcję i recepcję ofert medialnych, może być ona również
tematyzowana sama (= samoobserwacja jakiejś kultury) w komunikacji; kultura
sprzęga kognicję z komunikacją ponad ofertami medialnymi. Z tego wynika, że
im bardziej komunikacja pośrednicząca medialnie staje się znacząca w jakimś
społeczeństwie, tym większy staje się wpływ mediów i komunikacji na użycie i interpretację programu kultury – dlatego zupełnie słusznie możemy dzisiaj
wyjść od tego, że żyjemy w kulturze mediów (por. m.in. Schmidt 1992).
Kultura jako program różnicuje się – odpowiednio do społecznego zróżnicowania społeczeństwa – na podprogramy, które „opracowują” specjalne obszary
problemowe. Przy czym w biegu historii występuje pewna trudność. Mianowicie,
społeczeństwa zróżnicowane funkcjonalnie wytwarzają obitość kulturowych podprogramów (od kultury literackiej po kulturę sportu i przemysłu), których związek
jest jeszcze raczej luźny. Podobnie jak nieobserwowalne w całości są społeczeństwa zróżnicowane funkcjonalnie, tak i ich programy kulturowe stają się w cało
ści nieobserwowalne. Podczas gdy przed-nowoczesne społeczeństwa próbowały
własne programy kultury pozbawić obserwacji, dzięki nowoczesnym mediom
specyiczne aspekty programów kultury i ich rezultaty użycia stają się coraz bardziej obserwowalne, a także faktycznie obserwowane. Tym samym z perspektywy
obserwatora drugiego stopnia obserwowalna staje się także kontyngencja każdego
kulturowego rozwiązania problemu, przy czym objawia się tu wyraźnie trudny
problem: jak społeczeństwa obchodzą się z obserwacją kontyngencji, czy na pewno ją dopuszczają, a jeśli tak, czy rzeczywiście ją utrzymują.
Myśląc o kulturze powinniśmy w równej mierze uwzględniać jej biologiczne,
socjologiczne, jak i psychologiczne wymiary. Ludzie, na podstawie do dzisiaj
niewyjaśnionego przyrostu nowej kory mózgowej (neocortex) przed ok. 500 tys.
lat, dysponują neuronalnymi możliwościami wytwarzania, łączenia, oceniania
i porównywania różnych stanów systemu – możliwościami, które w żadnym wypadku nie są konieczne do przeżycia. Ta kompleksowość musi – jak przekonująco
przedstawił to Peter M. Hejl (1987) – zostać w ekologiczny oraz społeczny sposób zredukowana przez „wynalazek” społeczeństwa i przez kulturę. To znaczy,
że kultura jest biologicznie potrzebna i społecznie produkowana. Kontyngencja,
która powstała biologicznie (w rozwoju gatunku), umożliwia i żąda programów
orientacji. Działanie społeczne jest możliwe tylko na bazie kolektywnej wiedzy,
tzn. na bazie orientacji-orientacji. A wiedza kolektywna wymaga od uczestników
wyraźnego semantycznego zaprogramowania i komunikacyjnej tematyzacji.
Widać stąd, że zarówno w biologicznej, jak i społecznej ewolucji powstaje samoorganizująca i stabilizująca współzależność oddziaływań biologicznie
określonych możliwości i problemów człowieka jako istoty gatunkowej. Ludzie,
poprzez budowę wspólnie podzielanego modelu rzeczywistości, umożliwiają socjalność, którą rozwijają i trwale społeczno-strukturalnie zabezpieczają, wytwarzając przy tym kulturę jako program reprodukcji i kontroli. Kultura z jednej
220
siegFried J. schMidt
strony legitymizuje struktury społeczne i rozkład siły w drodze nadania sensu,
z drugiej reguluje indywidualny rozwój psychicznych systemów i ich społecznych możliwości działań przez rozłożenie symbolicznych porządków, przy czym
regulacja ta zarysowuje jedynie ramy warunkowe, w ramach których – mniej lub
bardziej kreatywnie – może się rozwijać indywidualność.
6. Język, kultura i konstrukcja(e) rzeczywistości
Kultura i jej najważniejszy instrument – język(i) – nie są przez członków społeczeństwa dowolnie wybrane i wyuczone. Są one również nie do obejścia z historyczno-socjalizacyjnego punktu widzenia, również w tym sensie, że można
je obserwować i opisać tylko w kulturze i języku.
Postrzeganie nabywane jest w warunkach biologicznych i psychicznych
i uskuteczniane przez zsocjalizowane i enkulturowane indywidua. Dlatego postrzegania jawią się świadomości jako „postrzegania-jako”: nie postrzegamy tak
po prostu, lecz postrzegamy coś jako coś (por. także Carl Friedrich von Weizsäcker 1980), ponieważ samo postrzeganie poprzez obserwację obserwacji i nazywanie postrzegań jest w przebiegu socjalizacji zawsze już sensowne (semantycznie dystynktywne). Postrzeganie jest zatem esencjonalnie zależne od systemu
kognitywnego (jego sensomotoryki, jego wiedzy, jego emocji, jego pamięci), od
języka i komunikacji, od struktury społecznej i kultury.
Tak długo, jak postrzegamy i mówimy, działamy w obrębie jakiejś kultury
jako obserwatorzy (jako aktanci i komunikatorzy), w której – poprzez historię,
socjalizację i ekologiczną praktykę – każde postrzeganie jest ukształtowane społecznie i kulturowo (stąd można je metaforycznie określić jako martwy punkt).
Stwierdzenie, że systemy istnieją tylko w odniesieniu do środowisk, a środowiska
tylko w odniesieniu do systemów, nie jest w żadnym wypadku trywialne. Decydujące pytanie, zarówno empiryczne, jak i ilozoiczne, brzmi raczej następująco:
Jak system konstruuje swoje środowiska? Jakie są empiryczne uwarunkowania
konstrukcji? I przede wszystkim, jak jest możliwa ich obserwacja i opisanie,
kiedy poznanie musi poznać samo siebie?
Konstruktywistom zarzuca się często, że przeczą egzystowaniu realności,
prawdy itd., że bronią bezpodstawnie relatywizmu, solipsyzmu albo indywidualizmu. Takie zarzuty tkwią w starych ilozoicznych schematach myślowych,
które pytają o „realność” postrzeganych obiektów i o „prawdę” wypowiedzi.
Właśnie te pytania konstruktywiści odrzucają (według przedstawianego tutaj rozumienia konstruktywizmu). Wskazówki, co do wysoce złożonych empirycznych
warunków, wedle których operują zarówno kognitywne, jak i komunikacyjne
produkty sensów (konstrukcje rzeczywistości), powinny uwyraźnić to, że konstrukcje rzeczywistości są powiązane z wewnętrznymi operacyjnymi warunkami
zarówno kognitywnych, jak i komunikacyjnych systemów, według których opracowywane jest i przerabiane środowisko. Do tych wewnętrznych operacyjnych
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
221
warunków należą zasoby wiedzy kolektywnej, na które kilkakrotnie zwrócono
uwagę powyżej.
Tym samym każda produkcja sensów – od postrzegania po budowę teorii –
staje się z perspektywy obserwatora drugiego stopnia czasowo relatywna, tzn.
społecznie i kulturowo zdeterminowana. Staje się ona – także w naukach przyrodniczych – powiązana zwrotnie ze społecznie-kulturowo ukształtowanym działaniem indywiduów, które przez jej operowanie sprawdzają dane zmysłowe pod
względem „treści realności” w ramach wewnętrznych koncepcji wartościowania
i schematów oceny. Te kompleksowe operacje są koordynowane – jak próbowano
pokazać – biologicznie, psychicznie, społecznie i kulturowo, przez co postrzegania
„po prostu” realizują się zawsze jako sensowne „postrzegania-jako”.
W tym procesie środowisko odgrywa oczywiście kluczową i ważną rolę.
Jednakże szalenie trudno będzie przyjąć, że właśnie ten czynnik określa „prawa”
wspólnego procesu społeczno-kulturowych konstrukcji rzeczywistości. Co miałoby dać nam pewność, że właśnie środowisko mówi naszym językiem, w sytuacji,
gdy ludzie mówią tak wieloma językami, a w każdym języku tak wieloma dialektami? A każda teoretyczno-poznawcza albo naukowo-kognitywna rekonstrukcja
genezy takich „rzeczywistości” pozostaje naszą (re-)konstrukcją, która w naszym
środowisku potwierdza się albo nie.
7. Komunikacja: nieprawdopodobna czy prawdopodobna?
W teorii komunikacji ostatnich lat coraz większą rolę odgrywają teoretyczne
i konstruktywistyczno-systemowe poglądy Niklasa Luhmanna. Ponieważ jednak
ostatnimi czasy ujawniły się liczne nowe aspekty i problemy, wskazane będzie
krótkie podsumowujące przedstawienie poglądów Luhmanna.
Jedną z najbardziej znanych jego tez jest z pewnością teza o nieprawdopodobieństwie komunikacji: „Komunikacja jest nieprawdopodobna. Jest nieprawdopodobna pomimo tego, że przeżywamy i praktykujemy ją każdego dnia oraz
że bez niej nie możemy żyć”. Luhmann wyjaśnia to tak:
a. Jest nieprawdopodobne, że ktoś dokładnie rozumie, co ma na myśli drugi,
bo przecież obaj są od siebie oddzieleni i mają zindywidualizowane świadomości i pamięci.
b. Jest nieprawdopodobne, że komunikacja posiada więcej odbiorców niż tych
obecnych w jednej sytuacji komunikacyjnej.
c. Nieprawdopodobny jest w końcu sam sukces komunikacji. Nawet gdy informacja zostaje zrozumiana, nie ma żadnej pewności, że komunikacja, jako
określona wielkość, przejmowana jest przez własne zachowanie i określa
przeżywanie, myślenie i działanie adresata (Luhmann 1981: 26).
Johannes Berger (1987) wskazywał słusznie, że problem nieprawdopodobieństwa komunikacji przedstawia centralny problem Luhmannowskiej teorii
systemów. Luhmann zrównując to, co społeczne, z takimi fenomenami, które
222
siegFried J. schMidt
mogą być charakteryzowane przez podwójną kontyngencję – przede wszystkim
komunikacja – nie zakłada tego, co społeczne, jako danego i oczywistego, lecz
traktuje to jako dalece nieprawdopodobne i musi wówczas szukać wyjaśnień,
które nieprawdopodobne uczynią możliwym. Jednocześnie reprezentuje pogląd,
że systemy używające sensu są dla siebie wzajemnie nieprzejrzanymi czarnymi
skrzynkami (Luhmann 1985: 156).
Na pierwszy rzut oka wygląda to tak: Luhmann stoi tutaj przed takim samym
problemem, jak teoretycy konstruktywizmu, którzy również muszą wyjaśnić, jak
operacyjnie zamknięte, kognitywne systemy mogą współdziałać ze sobą i komunikować. Lecz Luhmann zaostrza ten problem, charakteryzując komunikację
– w wyraźnym przeciwieństwie do większości konstruktywistów – jako autopoietyczny, zamknięty i autonomiczny system.
8. Komunikacja bez ludzi?
W większości prezentowanych dzisiaj teorii komunikacji występuje milcząca
zgodność co do tego, że komunikacja jest kształtowana przez komunikujące indywidua (przez komunikujących). Dokładnie ten konsensus Niklas Luhmann, wraz
ze swoimi założeniami komunikacyjno-teoretycznymi, poddaje w wątpliwość,
przy czym jego strategia teoretyczna – również w odniesieniu do pytań teoriopoznawczych – zmierza do tego, by wyjść z argumentacją, która wyrugowałaby
uczestniczące podmioty/indywidua.
Jak powszechnie wiadomo, Luhmann przedstawia komunikację jako syntezę
trzech selekcji: informacji, zawiadomienia i zrozumienia: „Musi być jakaś zawartość komunikacji, zawsze mogłaby być inna. Ktoś musi się zdecydować, by
o niej zawiadomić, mimo że mógłby także tego zaniechać. I ktoś musi to, co się
stało (z włączeniem dyferencji informacji i zawiadomienia) zrozumieć, chociaż
mógłby równie dobrze zajmować się innymi rzeczami albo przeoczyć dyferencje
i selekcje bądź też nie uchwycić ich” (1986: 51).
Owa koncepcja komunikacji prowadzi Luhmanna do tezy: „Człowiek nie
może komunikować; tylko komunikacja może komunikować” (1990: 31). Jak
Luhmann dochodzi do tego kontr-intuicyjnego stwierdzenia i gdzie przy jego
trzyczęściowej relacji występują ludzie?
Luhmann zaczyna swoje teoretyczno-komunikacyjne rozważania od „tezy
o genetycznym prymacie komunikacji” (Luhmann 1990: 17), którą można udowodnić, jego zdaniem, już przez badania interakcji z noworodkami. Komunikacja
w sensie wyżej wymienionej selekcji jest możliwa na długo przed każdym wyuczeniem języka i równoczesna z rozwojem sensorycznej zdolności rozróżnienia.
Tym samym staje się jasne, że Luhmann używa „komunikacji” jako naczelnego pojęcia dla komunikacji językowej i niejęzykowej, i że określa jej
trzy selekcje mniej więcej jako podstawową konstelację komunikacji lub dla
komunikacji i jednocześnie socjalizacji: ktoś oferuje (swoją) informację jako
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
223
zawiadomienie i nabywa prawa (względnie szuka gotowości) do zrozumienia.
Uczestnictwo w komunikacji – jak chce Luhmann – w określonym momencie nadaje sens „założeniu alter ego, by móc skondensować doświadczenia” (Luhmann
1990: 19). Dla Luhmanna komunikacja jest warunkiem intersubiektywności,
a nie odwrotnie10. „To jest ten proces zaangażowania się w sytuacje, które są
interpretowane jako komunikacje, ten powód umożliwia powstanie „podwójnej
kontyngencji”, przy pomocy której zachodzi autopoieza systemów społecznych”
(Luhmann 1990: 19). Przez podwójną kontyngencję Luhmann rozumie to, że
ego przeprowadza swoje zachowanie przy oczekiwaniu zachowania alter [ego].
Konsekwentnie twierdzi, że społeczne struktury są „niczym innym [...] jak tylko
strukturami oczekiwania” (Luhmann 1985: 397)11.
Ale jak Luhmann dochodzi do tezy, że ludzie nie mogliby komunikować?
Gdzie jego zdaniem są ludzie, którzy mają możliwość „poprzez odpowiednie obchodzenie się z komunikacją rozróżniać między zawiadomieniem a informacją
i następnie wzmacniać dyferencję przez zawarcie sensu”? (Luhmann 1990: 19).
Luhmann operuje tutaj rozdziałem świadomości i komunikacji. ,,Świadomość ma swoją swoistą, nieosiągalną dla komunikacji właściwość w postrzeganiu względnie w obrazowej imaginacji” (Luhmann 1990a: 19). Z tego z kolei
wnioskuje, że samo postrzeganie nie jest komunikowalne. Komunikacja może
się odnosić zarówno do postrzegania, jak i do innych rzeczy (choć podczas postrzegania to, co rozróżnione, na przykład drzewa w ogrodzie, obejmowane są
mimo rozróżnienia jako jedność), komunikacja jest „zawsze procesowaniem
rozróżnienia jako rozróżnienia – mianowicie rozróżnienia między informacją
a zawiadomieniem” (Luhmann 1990: 20)12.
Z tych hipotez nie wolno wnioskować, że świadomość i komunikacja nie
mają ze sobą zupełnie nic wspólnego. Luhmann podkreśla w wielu miejscach,
że komunikacja jest powiązana ze środowiskiem systemu poprzez świadomość.
Świadomość jest niezbędna dla komunikacji, a komunikacja zakłada zawsze
większość psychicznych systemów (Luhmann 1990: 23). Ale dlatego nie wolno,
jego zdaniem, komunikacji redukować do funkcji środka zrozumienia albo do instrumentu koordynacji zachowania wśród ludzi i nie wolno koncypować problemu prawdy jako problemu intersubiektywności. Na to Luhmann dostarcza trzech
argumentów: świadomość jest zamkniętym kognitywnym systemem, który nie
może dołączyć własnych operacji do operacji innych kognitywnych systemów.
10
11
12
Luhmann zdaje się nie rozważać ko-ewolucji. Jego argumentacja pozostaje przy albo-albo.
Na temat krytyki centralnej roli pojęcia oczekiwania por. Englisch 1991.
Przy tego typu sformułowaniach widać wyraźnie, że Luhmann interesuje się przede wszystkim
społeczną realizacją komunikacyjnej konstelacji podstawowej (trzy selekcje), a nie strukturami
czy wręcz „zawartościami” komunikacji. Poza tym nasuwa się pytanie, czy teoretycznie poczynione rozróżnienie między informacją i zawiadomieniem nie jest ujmowane w procesowaniu
(= jako komunikacja) właśnie jako jedność, podobnie jak dyferencja obiektu i otoczenia (= igura-tło).
224
siegFried J. schMidt
Myślenie nie ma społecznego efektu, jeśli się nie komunikuje. A indywidualnie
świadomej wiedzy nie da się izolować lub też sprowadzić do indywidualnych
zasobów świadomości. „Przesuwamy wiedzę ze świadomości do komunikacji,
a więc z psychicznej na społeczną referencję systemową” (Luhmann 1990a:
23). W ramach tej argumentacji Luhmann koncypuje komunikację jako system
samodzielny operacyjnie. „Wszystkie pojęcia, za pomocą których opisuje się
komunikację, muszą zostać pozbawione psychicznej referencji systemowej i muszą ostatecznie zostać odniesione do samoreferencyjnego procesu wytwarzania
komunikacji przez komunikację” (Luhmann 1990a: 24).
Także informację, zawiadomienie i rozumienie Luhmann interpretuje jako
komunikacyjne (społeczne), a nie psychiczne koncepcje czy konstrukty. Świadomość biorąca udział w komunikacji nie myśli każdorazowo o tym, że słowo
cokolwiek oznacza; decydujące jest, że w komunikacji zarówno słowo, jak i znak
są traktowane jako informacja13. Także i rozumienie nie musi być pojmowane psychologicznie: nie chodzi przy tym – wedle Luhmanna – o wyjaśnienie stanów
psychicznych albo choćby o ,,całościowe ujęcie systemów samoreferencyjnych
przez poszczególne zewnętrzne albo wewnętrzne operacje” (Luhmann 1990: 26).
Przez rozumienie wytwarzane jest raczej rozumienie w odniesieniu do samoreferencji obserwowanego systemu. Innymi słowy, obserwujący system rozumie także
wtedy, gdy (albo: właśnie dlatego że) system obserwowany pozostaje niedostępny.
Komunikacja w swoim przebiegu „nie stwierdza”, czy uczestniczące psychiczne
systemy zrozumiały czy nie, lecz decyduje, czy komunikacja będzie przebiegać dalej. Dlatego także nie należy postrzegać komunikacji jako przenoszenia informacji.
Kognitywne systemy, które mogą brać udział w komunikacji, mogą procesować
zawsze dużo więcej informacji niż wnoszą do komunikacji (Luhmann 1990: 27).
To krótkie ujęcie Luhmannowskiej teorii komunikacji uwidacznia, że sprzeczności między tradycyjnymi teoriami komunikacji a Luhmannowską wersją teorii
komunikacji są raczej do uniknięcia, jeżeli tylko dokładnie i krytycznie zrewidować rozróżnienia, którymi się operuje.
Z perspektywy teorii ewolucji podstawowa konstelacja komunikacji pozwala
się opisać jako współdziałanie trzech selekcji, które udostępnia wzajemne rozróżnienie na zawiadomienie (działanie komunikacyjne), informację (temat, treść
zawiadomienia) i rozumienie (przyjęcie tej selekcji) i tym samym konstytuuje
socjalność.
Przy obserwacji interaktywnych procesów komunikacyjnych kooperacja musi
zostać podporządkowana świadomości, aby uczynić zrozumiałym rozróżnienie zawiadomienia, informacji i rozumienia u komunikujących. Z tego względu także
Luhmann przyznaje: „nie ma komunikacji bez świadomości, ale także: ewolucji
świadomości bez komunikacji” (Luhmann 1990: 38). Kognitywne i komunikacyjne
13
Tu Luhmann tkwi w tradycji Ferdynanda de Saussure’a, który traktował język jako system
znaków, które wyrażają idee. Na ten temat patrz punkt 4 w tekście.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
225
operacje przebiegają tutaj dla obserwatora synchronicznie, bez możliwości zawiązania się jednak między nimi związku przyczynowego, ponieważ świadomość
i komunikacja pracują operatywnie inaczej i przynależą do oddzielnych obszarów:
świadomość do obszaru indywiduum, komunikacja do obszaru społecznego.
Ze względu na swoją socjologiczną teorię systemów Luhmann interesuje się
tylko takimi kognitywnymi zajściami albo operacjami (wiedza, myśli i przedstawienia), które – jak zawsze – są komunikowane. Z tej perspektywy komunikacje
„odnoszą się” do komunikacji. Lecz Luhmann zastrzega: „Można by właściwie
przyznać, że całe dzianie się komunikacyjne mogłoby być ujęte przez opisanie
biorących w nim udział stanów mentalnych – z wyłączeniem autopoiezy samej
komunikacji” (Luhmann 1990: 38). Można wprawdzie odnosić się w komunikacji
także do psychicznych systemów i określić je – taka jest propozycja Luhmanna –
jako osoby, lecz „osoby są strukturami autopoiezy społecznych systemów, a nie
systemami psychicznymi czy całkiem kompletnymi ludźmi [...] Osoby mogą być
adresami komunikacji” (Luhmann 1990: 33). Można osoby rozumieć także jako
„miejsca zapisu dla kompleksowych sekwencyjnych przebiegów komunikacji”
albo jako „punkty doliczenia dla założeń przyczynowości, przy czym szczególnie
one służą odpowiedzialności” (Luhmann 1990: 34), jednak dzianie się – według
Luhmanna – pozostaje na poziomie komunikacji „bez żadnego determinującego
oddziaływania na procesy świadomości” (Luhmann 1990: 34)14.
Tutaj, moim zdaniem, są potrzebne różne dyferencjacje: „bez żadnego oddziaływania determinującego” nie musi znaczyć ,,bez żadnego oddziaływania.”
Hans Joachim Giegel słusznie zwracał uwagę, że komunikacja stanowi dla psychicznych systemów ważny fakt środowiska, który podczas opracowywania dotyka samych kognitywnych struktur opracowujących (1987: 234). Komunikacja
dokonuje selekcji, eliminuje struktury opracowujące nieakceptowane społecznie
i oddziałuje tym samym zwrotnie na systemy psychiczne.
Twierdzenie Luhmanna, że komunikacja produkuje komunikacje i tylko
komunikacja może komunikować, ma sens tylko w pewnym ograniczonym
względzie: wedle Luhmanna komunikacja „uprawia” autopoiezę, o ile organizuje możliwość nawiązywania. Jedność systemu komunikacji oraz elementów,
z których system powstaje, produkowana jest przez sam system (Luhmann 1990:
30). Każda komunikacja wytwarza od czasu do czasu ,,własną następną komunikację” (Luhmann 1990: 31). Wyłaniają się tu pewne problemy terminologiczne
i niespójności argumentacji:
14
To, że komunikacja odnosi się do osób zamiast do „kompletnych ludzi” jest raczej cechą funkcjonalnie zdyferencjowanego społeczeństwa z trwałymi rolami społecznymi, niż uniwersalną
cechą komunikacji w ogóle. Z punktu widzenia indywiduum kognicja i komunikacja są problemem „całego człowieka”, również wówczas, gdy z punktu widzenia społeczeństwa w komunikacji podzielonej na role nie pyta się z reguły, co przebiega w świadomości, tak długo, jak
długo komunikator komunikuje w sposób akceptowalny i jak długo nie odwoła się jednocześnie
tego, czym komunikator – „mimo wszystko” – jest, co wie, czuje, może lub czego pragnie.
226
siegFried J. schMidt
a) Jeżeli obserwuje się komunikację w perspektywie czysto socjologicznej, to
znaczy w perspektywie odniesionej tylko do całkowicie zrealizowanej socjalności, wówczas można abstrakcyjnie mówić o tym, że komunikacje odnoszą „się”
do komunikacji15. Ale ta redukcja uwagi jest – jak wskazuje Johannes Berger
– „okupiona zaciemnieniem problemu system-środowisko” (1987: 137). W obszarze komunikacji facetoface obserwuje się jedynie, jak następuje argument
za argumentem, odpowiedź za pytaniem, opowieść za inspiracją itd. W obszarze
komunikacji zapośredniczonej przez masmedia stwierdza się, że na przykład
teksty odnoszą się do tekstów: sięga się po tematy, cytuje teksty, parodiuje lub
komentuje, przekłada, interpretuje lub kanonizuje. W tej perspektywie ukrywa
się świadomie fakt, że – do dziś – istnieją ludzie, którzy piszą teksty, mówią
i słuchają. Tekst, którego nikt nie czyta, nie może grać żadnej roli w komunikacji, ponieważ nikt nie czyni z niego wydarzenia komunikacyjnego. Tak jak
świadomość może „emergować” i operować tylko na materialnej podstawie ciała
i centralnego systemu nerwowego, tak również komunikacja może „emergować”
i operować na materialnej podstawie aktantów i tekstów (względnie innych ofert
medialnych), jednocześnie nimi nie dysponując. Również Luhmann wskazuje,
że „ostatecznie system bez środowiska nie może zrealizować żadnej własnej
operacji, a więc na przykład komunikacji bez świadomości, tej bez mózgu, tego
zaś bez reprodukującego się organizmu (1990: 7).
b) Luhmann stwierdza: ,,Komunikacja jest komunikacją w systemie społecznym społeczeństwa” (1990: 31). Systemy społeczne, podobnie jak społeczeństwo,
składają się jego zdaniem z komunikacji i tylko z komunikacji. Z drugiej strony
mówi on także o komunikacji jako systemie (Luhmann 1990: 37 i następne)16.
Ten sposób mówienia jest co najmniej mylący, gdy społeczne systemy zostaną
sprowadzone do systemu komunikacji, więc same siebie – jak chce Luhmann
– wytwarzają i organizują. Pojawia się wtedy pytanie, jak powstają oceny relewancji, preferencje, strategie przeprowadzania itp. Dlaczego i jak przebiega
oferta komunikacyjna, która w dodatku prowokuje działania nawiązywania,
stając się i obitując w społeczne następstwa? Jak można określić zachowanie
między komunikacjami funkcjonalnie przyporządkowanymi i funkcjonalnie nieprzyporządkowanymi lub niejasno przyporządkowanymi (tak zwanymi światami
przeżyć)? Czy te przykładowe pytania nie sugerują, że Luhmannowska teoria
komunikacji jest zbyt uboga w strukturę, by móc uwidocznić obserwowalny
porządek procesów komunikacyjnych (nawiązywalność, tłumienie, gratyikacja,
zapomnienie itd.) w ramach instytucji, organizacji, stosunków płci czy generacji
oraz społecznych i politycznych konstelacji władzy?
15
16
Hartmut Esser określa założenie Luhmanna, że działania rozwijają się z działań, jako „autopoietyczny kluczowy błąd” (1989: 71).
Luhmann mówi (1988) ciągle i irytująco o „jakimś” lub „tym” systemie komunikacyjnym jako
systemie autopoietycznym, nie wprowadzając przy tym żadnego przykładu.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
227
c) Luhmann mówi o komunikacji w ogóle, nie rozróżniając dokładniej między różnymi typami komunikacji. Ale komunikacja ustna i interakcyjna operuje
z zasady inaczej niż komunikacja zapośredniczona techniczno-medialnie. Obserwacja komunikacji interaktywnej nie byłaby możliwa bez obserwacji uczestników komunikacji, z którymi łączą się akty komunikacyjne jako działania. Luhmanna sposób mówienia o komunikacji, która produkuje komunikację (i tylko na
tym opiera się jego teza o autopoietycznej naturze systemów społecznych!), ma
sens tylko wtedy, gdy obserwuje się procesy komunikacji masowej, w których
aktanci faktycznie znikają za ofertami medialnym, a oferty medialne wydają się
same odnosić do ofert medialnych – jeżeli przyjąć abstrakcyjną perspektywę
socjologiczną. Jeżeli jednak operować rozróżnieniem komunikacja interakcyjna/
komunikacja masowa, wówczas można zaobserwować, jak obie oddziałują na
siebie i jak w konkretnym przypadku indywidualni aktanci mogą wpływać na oba
typy komunikacji, choćby przez lansowanie nowych tematów, tworzenie plotek,
kreowanie nowych metafor itd.
d) Luhmann rozszerza rozdział między świadomością a komunikacją kosztem uwzględnienia aspektów odniesienia. Wydaje się sensowne, aby przyporządkować oba teoretycznie oddzielne obszary, pamiętając przy tym, że nie można
przetransformować świadomości „identycznie” w komunikację, a komunikacji
„identycznie” w świadomość. Lecz poza tym argumentem nie można zapomnieć,
że zarówno ewolucyjnie jak i aktualnie świadomość i komunikacja są bez siebie nie do pomyślenia czy opisania – niech za potwierdzenie tej hipotezy służy
wieloletnia dyskusja o stosunku myślenia i języka.
e) Propozycja Luhmanna przeniesienia wiedzy w sposób radykalny ze świadomości do komunikacji jest przydatna wtedy, gdy koncypuje się wiedzę jako
stan, a nie jako zdolność. Nowe badania pamięci (por. Schmidt 1991, 1991a)
skłaniają – na podstawie argumentów empirycznych – ku temu, by koncypować
wiedzę nie jako osadzonego stanu w pamięci treści kognitywnych, lecz jako zdolność przeprowadzenia w stosownej sytuacji adekwatnych kognitywnych operacji,
które rozwiązują problem w określonej sytuacji. Tym samym wyobrażenie, wedle
którego wiedza mogłaby być społecznie archiwowana w ofertach medialnych,
niejako na zawołanie, staje się problematyczne. Zgadzam się raczej z poglądem,
wedle którego oferty medialne muszą zostać użyte każdorazowo przez systemy kognitywne powodowane preferowaną konstrukcją wiedzy, aby mogły być
wykorzystane kognitywnie, jak również – w nawiązanych operacjach – komunikacyjnie (por. Hejl 1991; von Foerster 1993). Takie pojęcie wiedzy odsyła do
lamusa decyzję o jej przyporządkowaniu albo kognicji, albo komunikacji. Wiedza
jawi się o wiele bardziej jako – poznawalna i dająca się zapomnieć, mniej lub
bardziej rozwinięta – zdolność, by produkować i dalej przygotowywać przemyślenia, względnie by móc kompetentnie (stosownie do społecznego oszacowania)
brać udział w komunikacyjnych dyskursach różnego rodzaju (wraz z zakładanym
sukcesem i zyskiem społecznej reputacji).
228
siegFried J. schMidt
f) Od kiedy Luhmann powołał się na logikę rozróżnień Spencera Browna,
należy – wbrew Luhmannowi – upierać się przy tym, by raz poczynionego rozróżnienia nie ontologizować. Luhmann obserwuje społeczeństwo przy pomocy rozróżnienia kognicja/komunikacja, umieszcza następnie kognicję odpowiednio w środowisku społecznych systemów, ale sądzi w końcu, że społeczne systemy nie s ą
niczym innym niż komunikacją. Luhmann obserwuje komunikację przy pomocy
rozróżnienia zawiadomienia/informacji/zrozumienia, zauważa jednak następnie,
że komunikacja nie j e s t niczym innym niż procesowaniem tego rozróżnienia.
Sformułowana tutaj krytyka Luhmannowskiej teorii komunikacji koncentruje
się wedle następujących punktów: Luhmannowski argument, że kognicja i komunikacja są dla siebie wzajemnie czarnymi skrzynkami, musi zostać zrewidowany.
Zamknięcie operacyjne nie oznacza zamknięcia energetycznego czy też materialnego; rekursywność nie zakłada koniecznie zamkniętości; a samoorganizacja
nie czyni wpływu jakiegoś systemu całkowicie niemożliwym (por. Hejl 1989).
Założenia samoorganizacji kognicji i komunikacji nie prowadzą koniecznie do
wniosku, że komunikacja zachodzi zupełnie bez indywiduów i musi być opisywana bez pojęć z referencją świadomości. Luhmann twierdzi tak tylko dlatego,
by postulować, że systemy społeczne nie są niczym innym jak komunikacją i są
one autopoietyczne. Jednakże jeżeli te założenia już raz zostały zaakceptowane,
nie wynika z nich konieczność konkretnego określenia, jakich ,,materiałów środowiska” używają komunikacje właściwe dla systemu, by następnie wyprodukować z tego swoje komponenty (względnie pozwolić im emergować) – nawet
jeśli chciałoby się ze względów teoretycznych zrezygnować z aktantów. Skoro
teksty i inne oferty medialne są usuwane do środowiska systemów społecznych,
to jak ,,procesuje się” komunikacja bez tych ,,surowców”? A jak poradzić sobie
w teorii systemu z prostym zarzutem, że systemy komunikacji załamują się, gdy
brakuje komunikujących? Skoro Luhmann już przyznał, że świadomość jest niezbędna dla komunikacji a komunikacja zakłada zawsze większość psychicznych
systemów, to co – z wyjątkiem niezdyferencjonowanym postulatem autopoiezy
(por. Tuebner 1987) – uniemożliwia mu konkretne określenie komunikacji w podwójnej perspektywie systemów kognitywnych i społecznych?
Powodem może być wskazywane przez wielu krytyków słabe zainteresowanie Luhmanna empirią (por. Haferkamp 1987). Inny powód mógłby tkwić
w Luhmannowskim ontologizującym pojęciu sensu (Schmid 1987: 41). Jeżeli
uwzględnimy aktantów, w odniesieniu do aspektów konstytuujących ich komunikacyjnie (nie jako ,,kompletni ludzie”, lecz także nie tylko jako „osoby”), wówczas komunikacja nie przebiega sama z siebie, wtedy nie jest ,,komunikacją”,
która coś obserwuje, stwierdza, ogranicza; nie ma także wówczas postulowanej
przez Luhmanna złowieszczej „samoistnej ruchliwości zdarzenia sensu [Selbstbeweglichkeit des Sinngeschehens]” (1985: 101).
Kognitywne systemy wpływają na komunikację jako system społeczny – być
może także w sposób przyczynowy – wytwarzają przykładowo oferty medialne
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
229
i czynią to na podstawie ich historii socjalizacji i zmiany kolektywnej wiedzy odnośnie do systemów społecznych i w oczekiwaniu aktualnych warunków operacji.
Produkcja sensu (jak w argumentacji w rozdziale czwartym) przebiega empirycznie
wyłącznie w systemach kognitywnych wedle reguł społecznych i w konkretnych
politycznych warunkach (dzięki czemu, moim zdaniem, staje się zbyteczna ontologizująca metaizycznie koncepcja sensu Luhmanna). To samo mogłoby dotyczyć
wiedzy: także wiedza jest wytwarzana społecznie w systemie kognitywnym. Stąd
nie ma też sensu umieszczać wiedzy albo w psychicznych albo w społecznych
systemach. Innymi słowy, również wiedza powstaje dopiero dzięki strukturalnemu sprzężeniu kognicji i komunikacji poprzez wiedzę kolektywną, względnie –
w najogólniejszym sensie – poprzez kulturę (patrz powyżej rozdział 5).
Luhmannowska deinicja komunikacji jako potrójnej selekcji odnosi się
wyraźnie do aktantów i zorientowana jest na komunikację interaktywną. Jego
późniejsze wypowiedzi o komunikacji, która produkuje komunikację, charakteryzuje tylko redukująca perspektywa obserwatora, która, moim zdaniem, obejmuje
jedynie stosunek czasu. Przeciw jego stwierdzeniu, że tylko komunikacja może
komunikować, zakłada się tutaj stwierdzenie (opierając się na deinicji komunikacji Luhmanna), że komunikują tylko aktanci (widziani jako komunikujący
[Kommunikand], nie jako ,,kompletni ludzie”, którzy nie występują w komunikacji jako społecznym wydarzeniu procesualnym w społeczeństwach zdyferencjonowanych co najmniej funkcjonalnie), tzn. przyjmują oferty medialne, przerabiają je stosownie do kognicji i przetwarzają je w nowe oferty komunikacyjne,
względnie w sensowne działania. To, co z powodu komunikacji (w sensie działań komunikacyjnych) staje się społecznie relewantne, rozstrzyga się faktycznie
w społecznym (wychodzącym ponad konkretne indywidua) procesie reprodukcji
i jest powiązane ściśle ze społecznym statusem komunikujących w odpowiednim systemie społecznym. Podstawowa konstelacja komunikacji i socjalności,
postrzeganie i wykorzystanie dyferencji między zawiadomieniem i informacją
jako zaistnienie podwójnej kontyngencji, musi zostać zrealizowane przez aktantów w konkretnych procesach komunikacji: w komunikacji interaktywnej lub
w komunikacji masowej. Nie może funkcjonować również bez synchronicznego
działania świadomości.
9. Media i „komunikacja masowa”
Z punktu widzenia komunikacji interaktywnej mało przekonywająca wydaje mi
się rezygnacja z aspektu działania i aspektu aktanta. Tak mocno wyabstrahowane
pojęcie komunikacji potwierdzałoby jedynie występowanie wyżej wymienionych
konstelacji podstawowych lub też występowanie „socjalności bogatej w sens”,
nie pozwalałoby jednakże na szczegółowe empiryczne badanie tego, jak realizują się procesy komunikacji, w jakich warunkach, jakie przesłanki muszą być
spełnione, aby mogły przebiegać kolejne procesy itd.
230
siegFried J. schMidt
A jak wygląda sytuacja z tzw. komunikacją masową? Czy także tu można
mówić o komunikacji, która komunikuje? Zanim odpowiemy na te pytania, musimy przeprowadzić przede wszystkim pewne rozróżnienia, które odnoszą się do
kompleksu tematycznego mediów. W trakcie mówienia o „mediach” należałoby
zatem rozróżniać dokładnie między:
– skonwencjonalizowanymi środkami komunikacji w sensie używanych do
komunikacji materiałów, włączając w to konwencje ich użycia (na przykład
pisownia plus gramatyka = leksykon)
– oferty medialne, to znaczy rezultaty użycia środków komunikacji (na przykład teksty),
– techniki, które zostają użyte do wytworzenia ofert medialnych (na przykład
komputer),
– instytucje względnie organizacje, które są wymagane do wytworzenia ofert
medialnych (na przykład wydawnictwa), włączając w to wszystkie powiązane z nimi ekonomiczne, polityczne, prawne i społeczne aspekty.
Masowy rozwój i użycie ofert medialnych wydarza się dzisiaj w samodzielnych, dalece zindustrializowanych organizacjach (por. Weischenberg 1992). Wydawnictwa, rozgłośnie i spółki ilmowe tworzą w swojej interakcji „system mediów masowych” naszego społeczeństwa i rozwijają wewnątrz (systemu) swoje
możliwości funkcyjne przez dalece samoorganizujące się zróżnicowanie.
Oferty medialne (teksty, obrazy, ilmy itd.) pozwalają się – przede wszystkim na podstawie długich ko-ewolucyjnych procesów komunikacji i kognicji –
„procesować” w określonych systemach za każdym razem w obu oddzielonych
od siebie wymiarach, przy czym procesy i ich wyniki są w różnej mierze (nie)
przewidywalne. Operacje kognitywne można (zawsze krytycznie i różnie) „transformować” do ofert medialnych i uwalniać w społecznych systemach procesów
komunikacyjnych: oferty medialne mogą z drugiej strony uwalniać operacje
kognitywne. Chociaż oferty medialne można zaliczyć zarówno do środowiska
kognicji, jak i komunikacji, pobudzają one ich strukturalne sprzężenie. Przede
wszystkim zachodzi to w taki sposób, który (abstrahując od sytuacji stereotypowych) nie jest w ich rezultatach wyraźnie prognozowany, ponieważ obserwacja
i przetwarzanie ofert medialnych tworzy tylko jeden – równie ważny – moment
w kognitywnych i komunikacyjnych zależnościach operacji. Nie wolno także
przeoczyć tego, że materialność powodów operacji odgrywa przy tym rolę nie
do przecenienia dla możliwości postrzegania i komunikacji (por. Gumbrecht/
Pfeiffer 1988; Grossklaus 1989; 1990).
Gdyby opisywać teraz – odpowiednio do propozycji Luhmanna – społeczne
systemy wyłącznie jako składające się z komunikacji17 i odpowiednio do tego
17
U Luhmanna rzecz tę określa się w irytujący sposób: „Dopiero przez zdyferencjonowanie
procesów komunikacyjnych dojść może do zdyferencjonowania systemów społecznych. Te nie
powstają jednak nigdy tylko z komunikacji językowej” (1985: 210).
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
231
umiejscowić aktantów, kognicje i oferty medialne kategorycznie w środowisku
systemów społecznych, wtedy wypadnie spytać, co pozostaje w systemie społecznym (jako system społeczny) jako element konstytutywny (poza stwierdzeniem podstawowej konstelacji komunikacyjnej). Kiedy oferty medialne nie są
produkowane, nie są selekcjonowane z archiwów, nie są publicznie prezentowane
i komentowane i nie prowokują wytwarzania innych ofert medialnych, które
odnoszą się do tych pierwszych tematycznie, stylistycznie itd., wówczas „nic
nie przebiega” w systemie społecznym komunikacji; komunikacja nie produkuje wtedy żadnej komunikacji. Gdy się zawęzi i wyabstrahuje perspektywę
tak bardzo, że w polu widzenia pozostaje tylko wolne od aktanta odniesienie
komunikacji do komunikacji, wówczas łatwo przeoczyć fakt, że – ściśle rzecz
ujmując – obserwowalny jest tylko stosunek jednych ofert medialnych do innych
ofert medialnych, przy czym znowu wracamy do starego projektu hermeneutyki
tekstu – możliwej, ale w żadnym razie nieinnowacyjnej perspektywy. I traiamy
sami w tym miejscu na dwa znane problemy:
a) Oferty medialne są pasywne, nie obserwują się. Ktoś musi je do siebie
odnieść, a kto by tego nie czynił, czyni to zawsze w warunkach specyicznych
dla systemu, wraz z interesami, celami, i „martwymi punktami”.
b) Abstrahując przy opisie komunikacji od komunikacyjnie konstruktywnych, względnie komunikacyjnie relewantnych, aspektów systemów kognitywnych i ich zanurzeniu w konkretnych sytuacjach życiowych, należy samemu
umieścić znaczenia w ofertach medialnych (więc w środowisku), a to dlatego,
że wyjaśniony jako komunikacja stosunek między ofertami medialnymi nie powinien przebiegać w sposób semantycznie pusty. W przeciwieństwie do tego
pozostaje wymóg sprzężony z konstruktywistyczną teorią poznania, by powiązać pojęcie informacji z operacją systemu i nie przesuwać go do środowiska.
Dopiero kognitywne i – jak należy założyć zgodnie z logiką Luhmanna – także
komunikacyjne systemy, które nie „sięgają do swojego środowiska” (gdzie są
umiejscowione oferty medialne) wytwarzają znaczenie przez ich samoorganizowane operacje; więc znaczenie nie może samo być przenoszone sensownie do
ofert medialnych. I również argumentacja, która wiąże komunikację z kategorią
sensu, stoi przed trudnością zbyt ogólnej deinicji (mianowicie jako „jedność dyferencji aktualności i możliwości” – Luhmann 1988: 42), a sens umiejscowiony
jest poza kognicją i komunikacją.
Stoimy teraz przed podobnym problemem jak ten, który narzuciło Luhmannowskie przyporządkowanie wiedzy do społeczeństwa zamiast do indywiduum.
Z jednej strony nie powinno podlegać dyskusji, że – przede wszystkim nowoczesne – społeczeństwa, dzięki wydolnym mediom magazynującym, dysponują większą ilością wiedzy niż aktanci mogliby wyprodukować czy opracować.
Z drugiej jednak strony stany wiedzy, które są przeważnie zachowane w ofertach
medialnych, muszą być odwoływane i wprowadzane do operacji kognitywnych
lub też inwestowane do produkcji nowych ofert medialnych. Książka nie jest
232
siegFried J. schMidt
wiedzą, oferuje jedynie powody do produkcji wiedzy przez aktantów według
reguł społecznych i kulturowych.
10. Czy oferty medialne mają znaczenia?
Tym samym przechodzimy do dalszego pytania, które było w ostatnich latach
przedmiotem bardzo kontrowersyjnej dyskusji. W centrum stoi przy tym prezentowana przez konstruktywistów teza, że oferty medialne (teksty, audycje telewizyjne itd.) nie zawierają w sobie swojego znaczenia, lecz że ich znaczenia są
atrybuowane przez komunikujących. Także tutaj znów używa się dyferencjacji.
Według tych założeń bez producentów i dystrybutorów „nie ma” ofert medialnych, bez odbiorców „nie ma” „lektury” takich ofert. Informacja, znaczenie
albo sens nie przynależą do ofert medialnych, lecz tylko do kognitywnych systemów – są w ludzkich „głowach” (biblioteka gromadzi książki, a nie informacje).
W produkcji sensów lub znaczeń relewantne są przede wszystkim kolektywne
aspekty wiedzy, które są podzielane przez indywidua (reguły, konwencje, normy,
common sense) i poprzez oczekiwania-oczekiwań umożliwiają jednocześnie społeczne działanie i w nim się potwierdzają (wiedza wiedzy). Ponieważ kulturowo
ukształtowana wiedza kolektywna orientuje kognicję i komunikację i jest używana przy produkcji i recepcji ofert medialnych w sposób nieunikniony, każda
atrybucja znaczeń pozostaje powiązana z ofertami medialnymi i z kognitywnymi systemami i umożliwia tym samym – dzięki releksywnemu odniesieniu
wszystkich biorących udział w kolektywnej wiedzy – skuteczną komunikację.
Komunikacja jest skuteczna, o ile – zarówno na płaszczyźnie wyrażania, jak i na
płaszczyźnie treści – odnosi się do wyników poprzedzających komunikację oraz
do zakładanej intersubiektywnej wiedzy, a więc dostarcza przesłanek tematom,
dla których mamy społecznie uformowane wzorce w postaci schematów, gatunków, form narracyjnych, metafor itd.
Społecznie ukształtowany wzorzec produkcji i recepcji ofert medialnych
zapewnia więc – w pewnym zakresie – skuteczne sprzężenie procesów kognitywnych i komunikacyjnych. Oferty medialne nie transportują jednak żadnych
informacji, lecz jedynie ukształtowane według wzorca łańcuchy znaków. Dzięki
temu dostarczają skonwencjonalizowanych powodów dla indywidualnych konstrukcji sensów, które mogą być realizowane przez poszczególne indywidua
w ich przebiegu, ich subiektywnym emocjonalnym osadzeniu i stosownie do
oszacowania ich relewancji dla życiowej praktyki i mogą następnie zmieniać
się różnorodnie od indywiduum do indywiduum odpowiednio do gatunku tekstu,
kontekstu i indywidualnych dyspozycji.
Tymczasem, jak uczą badania nad oddziaływaniem, to ludzie czynią „coś”
z mediami – nie odwrotnie, chociaż (lub właśnie dlatego) intersubiektywnie
podzielana wiedza społeczno-kulturowa kształtuje produkcję i recepcję ofert
medialnych intersubiektywnie. To kształtowanie dostarcza zapewne ogólnych
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
233
założeń dla (roz-)poznania i akceptacji ofert medialnych. Oddziaływanie tej oferty określane jest tym niemniej przez przyzwyczajenia i oczekiwania użytkownika, zależy od motywacji i emocjonalnego zaangażowania, od strategii recepcji
(na przykład zaangażowany/bez dystansu versus krytyczny/analizujący) itd.18
Dokładne zbadanie współoddziaływania takich czynników mogłoby skonkretyzować ogólny konstruktywistyczny postulat, że systemy kognitywne operują
samoorganizcyjnie i tylko w wypadkach wyjątkowych mogą być podatne na
sterowanie intencjonalne.
11. Czy konstruktywizm jest subiektywizmem relatywistycznym?
Podkreślenie podmiotu – w perspektywie zarówno teoriopoznawczej, jak i teoretycznokomunikacyjnej – było często źródłem zarzutu wobec konstruktywistów, że trzymają się oni starego europejskiego empatycznego pojęcia podmiotu
i bronią – wbrew wszelkim zapewnieniom – właśnie redukcjonizmu indywidualistycznego, względnie subiektywizmu idealistycznego.
Jak być może wynika z dotychczasowych rozważań, nie odpowiada to intencjom konstruktywistycznego myślenia, w którego centrum stoi obserwacja
i obserwator jako systemy kognitywne. Podkreślenie obserwującego podmiotu
w perspektywie teoriopoznawczej powinno wskazywać przede wszystkim na
dwie rzeczy:
a) Obserwatorzy są nierozłączne powiązani ze swoimi obserwacjami, obserwacje nie pozwalają się oddzielić od obserwatorów (von Foerster 1993: 288).
b) Obserwatorzy operują w warunkach, które są im – jako istotom gatunkowym – ontologicznie „przyrodzone”; operują na podstawie nabytej językowo
wiedzy (common sense) w ramach strukturalno-społecznych porządków i produkują sens w społecznie utrzymanym systemie kulturowej wiedzy, która stale
jest powiązana z normami i emocjami.
Gdy obserwator jest wliczany ze swoimi wszystkimi relewantnymi obserwacyjnie właściwościami do obserwacji, wtedy przedstawienie obiektywności jako
ujęcie realności niezależnej od obserwacji nie staje się rzeczywiście bardziej
przydatne. Tradycyjna ontologia i teoria poznania powinny odnośnie tego – jak
to proponował Heinz von Foerster w nawiązaniu do Jeana Piageta – zostać zastąpione przez teorię nabywania wiedzy, a więc przez teorię ontogenetyczną (von
Foerster 1993: 290). Taka teoria wiedzy powinna uwzględniać dwa podstawowe
założenia Piageta: wiedza nie polega wyłącznie na postrzeganiach, ponieważ te
są ustawicznie kierowane przez schematy działania i jako takie im też towarzyszą. Wiedza wynika z działań.” Oraz:
18
Na ten temat patrz badania empiryczne Vorderera (1992) na temat recepcji telewizji.
234
siegFried J. schMidt
„Observable” lub też „fakt” [„Tat-Sache”, niem. gra słów, dosł.: czyno-rzecz] będzie rozumiany zawsze z określonego punktu czasu ich obserwacji […] Mówiąc krótko, całe tworzenie
pojęć po stronie faktu wyklucza egzystencję czystego przedmiotu, tym bardziej, gdy podmiot
musi zmieniać fenomeny, aby je asymilować (cyt. za von Foerster 1993: 290).
Włączania obserwatora do tego, co obserwowane, nie zabrania się tak po prostu z logicznych powodów, aby uniknąć paradoksów – akceptuje się to włączenie
jako ważny argument. Oferowane włączenie obserwatora w obserwację nie jest
łatwe z logicznych powodów, ale akceptując to włączenie akceptujemy jednocześnie fakt, że ludzka wiedza nie odnosi się do „realności”, lecz do ludzkiej
wiedzy o realności19. Czy jest to jednakże wiedza prawdziwa, rozstrzygnie się
społecznie właśnie w samoodniesieniu przy zastosowaniu parametrów, kryteriów
oraz rozważań praktycznych wytworzonych biologicznie, społecznie i kulturowo.
Tym samym w tle pojawia się pragmatyczne pojęcie prawdy, w tej formie, w jakiej je preferował Carl Friedrich von Weizsäcker, które to predykat prawdziwości
bądź fałszu przypisuje nie pojedynczym zdaniom, lecz tylko całym sposobom
działania (1980: 152). Wiedza jest rezultatem działania, ukierunkowuje działanie
i konstytuuje jego socjalność i specyikę kulturową. Wiedza i działanie, związane z aktantami w systemie społecznym, nie powinna być zatem odcięta od
stosunków strukturalno-społecznych, jak również od władzy, wpływu, zaufania
i autorytetu. Dotyczy to również wiedzy naukowej pozyskanej (= wytworzonej)
w sposób metodyczny i kontrolowany. Również tu leżą gwaranty rzeczywistości,
jak to paradoksalnie sformułował Niklas Luhmann w tak użytych rozróżnieniach:
„Realność jest tym, czego się nie poznaje, gdy się ją poznaje” (1990:51).
Czy zatem odkrycia naukowe – jak sądzą Gregory Bateson i Heinz von Foerster – są wymysłami? Czy Newton odkrył czy wymyślił siłę ciążenia (von Foerster
1993: 291). Aby na tego typu zarzuty odpowiedzieć, należy jeszcze raz wrócić do
problemu obserwacji i wrócić jeszcze raz do początku naszych rozważań.
Obserwacja pierwszego stopnia ukrywa jedność rozróżnienia, za pomocą którego obserwuje, i prowadzi tym samym do naszego realizmu potocznego, który
wierzy, że może łatwo odróżnić podmiot od przedmiotu. Kultury nie operują w zasadzie inaczej, dlatego też moglibyśmy je określić jako systemy martwych punktów społeczeństwa. Jednakże, gdy tylko przyjmie się stanowisko obserwacyjne
drugiego lub trzeciego stopnia, staje się możliwa także obserwacja latencji. Wgląd
w konstruktywność jako naczelna zasada wszystkich systemów obserwujących
jest zatem nieunikniony. Reakcje na ten wgląd kształtują sygnaturę współczesnego
ilozofowania, które, wzburzone wobec uniwersalności zasady konstruktywności,
w sposób przebiegły poddaje dyskusji konsekwencje, odgrzewając przy tym stare
hasła: Czy wgląd w kognitywne tworzenie naszej rzeczywistości nie prowadzi nas
19
Tak i partner działania nie istnieje dla nas jako fakt niezależny od obserwacji, lecz tylko i wyłącznie w formie wiedzy, którą o nim mamy oraz w formie emocjonalnego nastawienia do
niego.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
235
aby do totalnego relatywizmu? Czy utoniemy w jaskrawym pluralizmie bezpodstawnej kompleksowości? Co z zaufaniem do racjonalności i rozumu? Czy nauki
dostarczają jeszcze wiedzy wartościowej empirycznie? Czy żyjemy w czasach symulacji, symulacrów i rzeczywistości wirtualnej?
Luhmann ma całkowitą słuszność, że wraz z konstruktywizmem, podobnie
jak wraz z logiką rozróżnień, zdani jesteśmy na „nierozwiązywalny relatywizm”,
który wynika ze specyiki systemów zarówno kognitywnych, jak i społecznych.
Należy jednak pamiętać, że wszystkie operacje systemu są możliwe tylko jako
operacje uwarunkowane empirycznie – wtedy jasne jest, że relatywizm konstruktywistyczny nie ma nic wspólnego z dowolnością, chaosem czy nihilizmem.
To, że konstruktywność jako uniwersalnie ludzki modus operacyjny jawi się
dziś wielu jako zagrożenie, wynika zapewne z tego, że wzrastające dyferencjowanie nowoczesnego społeczeństwa z jednej strony uwolniło i uczyniło różnicowanie obserwowalnym, z drugiej jednak poczynione rozróżnienia nie wiążą
się już w społeczne zbiorcze formy i zbiorcze znaczenia i tym samym ukrywają
swoją konstruktywność. Relatywizm konstruktywistyczny nie doradza Porzuć
wszelką nadzieję na pewność!, lecz raczej wciela się w regułę obserwacji drugiego stopnia, którą tak sformułował Luhmann: Obserwuj warunkowania rozróżnień
i oznaczeń tak w kognitywnych, jak i społecznych systemach! Zastosowanie tej
reguły prowadzi w istocie do korozji wszystkich panaceów, ideologii, dyktatur
i superteorii; deprymuje ona „opowieści mistrzów”. Ale uruchamia z drugiej
strony potencjał krytyczny, uprawomocnia dyferencję i sprzeczność. Ktoś, kto
nie może się już powołać na „naturę człowieka”, na niekwestionowaną wartość
ostatecznej prawdy, ten potrzebuje wiele fantazji i kreatywności, potrzebuje zmysłu możliwości Musila i przede wszystkim odpowiedzialności. Musi się liczyć
nie tylko z tym, że pluralizm obserwatorów postrzega i ocenia rzeczywistość pod
wieloma względami, lecz także z tym, jak sformułował to Gotthard Günther, że
należy uwzględnić polikontekstualność, a więc nieograniczoną wielość kontekstów jako obszarów możliwych sensownych różnicowań.
Ten relatywizm ma wiele wspólnego z „godnym szacunku” pluralizmem
postmodernistycznym, który reprezentuje na przykład Wolfgang Welch w nawiązaniu do Jean-Francois Lyotarda.
Wolfgang Welch zwraca się z empatią przeciw fałszywym formom pluralizmu postmodernistycznego, mianowicie przeciw dowolności i kakofonii, która
niszczy pluralizm, „łącząc wszystko w jednej masie równości i dowolności”20.
Uprawia się tu i pojmuje pluralizm wręcz jako licencję na rozprzężenie, a nie
jako możliwość releksji (Welsch 1988: 81). Jak jednak należy się zachować
wobec „realnie egzystującego pluralizmu” (Acham) w polityce, religii i nauce?
Wszystko jest rzeczywiście możliwe (Feyerabend), czy może potrzebujemy postmodernistycznego holizmu (Baudrillard), ponieważ niepohamowana pluralizacja
20
Cyt. za wyd. polskim: Welsch 1998: 113.
236
siegFried J. schMidt
i tworzenie dyferencji stanie się w pewnym punkcie kontrproduktywne? Czy
może zapowiada się uniwersalna indyferencja, fascynacja ładną powierzchownością, konsumpcją i mozaiką tożsamości? Czy może chociaż nauka pozostaje
nam jako ostoja prawdy i pewności?
12. Nauka, pluralizm i empiria
Konsekwencją postmodernistycznej i konstruktywistycznej argumentacji jest
hipoteza, że wszelkie poszukiwanie poznania i prawdy ukształtowane jest kulturowo i jest tym samym – z punktu widzenia obserwatora drugiego stopnia –
bio-społeczno-historycznie kontyngentne. Nie można tu wykluczyć także nauk
ścisłych, które nie dostarczają żadnych prawdziwych obrazów rzeczywistości.
Historyczność i relatywność nie powinny być w żadnej nauce uznawane za
ich wadę, przez co, jak uważają Karl Acham i Helga Novotny, oddramatyzowane
zostają systemy wartości, tradycje i teorie (Novotny 1992; Acham 1990). Kto, jak
światli krytyczni racjonaliści, postmodernistyczni myśliciele i konstruktywiści
preferuje pluralizm jako alternatywę dla monizmu teoretycznego, ten opowiada
się z jednej strony za wolnością nauk, wiąże jednak z drugiej strony wolność
tę z warunkiem, że poszukiwanie alternatyw (a więc racjonalny pluralizm teoretyczny) będzie realizowany jako rozsądna wola rozwiązywania problemów.
Racjonalność nie znika tym samym z nauk, lecz jawi się jako metoda kontrolowanego formułowania i rozwiązywania problemów (por. Niemann 1993). Właśnie w tym miejscu, na podstawie metody i racjonalności, przebiega granica
pomiędzy naukowymi i nienaukowymi możliwościami poznawczymi. I chodzi tu
o zaznaczenie dyferencji, a nie o jej wartościowanie. Nauka próbuje rozwiązywać
problemy, które są naukowo rozwiązywalne. Obok – jak to zawsze podkreślał
Ludwig Wittgenstein – są inne problemy, które mogą być rozwiązane inaczej,
za pomocą innych strategii rozwiązywania problemów. Naukowcy stali by się
śmieszni, próbując rościć sobie prawo do zajmowania się wszystkim. Byłoby
jednakże nadużyciem określenie nauki jako gry językowej, ponieważ w jej obszarze nie istnieje do dziś żadna poważna dla niej alternatywa.
Również, gdy poznanie naukowe nie może już orientować się (ani legitymizować się) poprzez obiektywność w sensie prawdy absolutnej, nie może być
mowy o dowolności. Poznanie naukowe jako poszukiwanie w miarę możliwości
najlepszych rozwiązań problemów zawiera specyiczne kryteria dyferencjacji,
inne niż sztuka, polityka czy religia. Także wtedy, gdy nie ma do dyspozycji
żadnych obiektywnych środków do najlepszego rozwiązywania problemów
w konkretnym historycznym kontekście, istnieją w nauce zagwarantowane kryteria umożliwiające uniknięcie dowolności, zaczynając od logicznej struktury
argumentacji, prostoty i niesprzeczności teorii aż po empiryczne sprawdzenie,
które obejmuje wszystko to, co do momentu sprawdzenia nie uchodzi za problematyczne. Język, w którym formułuje się postawienie i rozwiązanie problemu,
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
237
odgrywa przy tym podobnie ważną rolę jak realizowalna droga rozwiązywania
problemu. Konstruktywistycznie rozumiana nauka obejmuje swoim zainteresowaniem produktywną stronę paradoksów, których nie usiłuje wyeliminować poprzez zastosowanie metajęzyka.
Takie paradoksy dotyczą przede wszystkim tych obszarów, które charakteryzują
pojęcia tautologiczne: między innymi obserwacja obserwacji (samoobserwacja).
Paradoksem jest ostatecznie także i sam konstruktywizm jako teoria: jeżeli „ma rację”, nie może więcej wymagać, by „mieć rację” (Bardmann 1993).
Wiedza ludzka każdego rodzaju – co zazwyczaj oburza wielu krytyków – może
być wedle konstruktywizmu oceniana według tego, czy może stać się źródłem
ekologicznie walidnego działania w szerokim sensie, czy jest w tym sensie tak
dla jednostek, jak i społeczeństwa życiowo przydatna i użyteczna – przy czym
wykluczyć należy zarówno absolutną miarę (niezależną od człowieka) tej użyteczności, podobnie jak absolutną miarę prawdziwości, co z kolei nie wyklucza
– lecz wręcz wymusza – ciągłe staranie się o ludzką miarę i jej utrzymanie.
Nauka operuje co do zasady na płaszczyźnie obserwacji drugiego stopnia.
Można to rozumieć dwojako. Z jednej strony obserwuje warunki rozróżniania
i nazywania, uprawia obserwację latencji i podąża tym samym za wymogiem jej
krytyki i analizy, który jej przyrósł [zuwachsen] historycznie w ciągu funkcjonalnej dyferencjacji. Z drugiej strony uprawia – również w obszarze tak zwanych
nauk humanistycznych – badania empiryczne, pod warunkiem, że są one przeprowadzane sensownie, to znaczy w celu każdorazowo możliwie najlepszego
racjonalnego rozwiązania problemu.
Co jednak dla konstruktywistów znaczy „empirycznie”? W zasadzie konstruktywiści przeformułowują pytanie o rzeczywistość z ontologicznego na teoretyczno-kognicyjne. Kryteria dla rzeczywistości muszą zostać określane przez
odniesienie do kognicji. Jak to pokazał Peter Kruse (1988: 35), centralnym kryterium dla rzeczywistości jest stabilność: „Rezultaty myślenia są między innymi uporządkowane jako odniesione do rzeczywistości, gdy umożliwiają celowe
przepowiadanie, to znaczy tworzą stabilną podstawę dla działań, gdy są reprodukowalne, to znaczy logicznie stabilne, i komunikowalne, to znaczy społecznie
stabilne. Dotyczy to każdej teorii naukowej”.
Podczas gdy teoretycy poznania o podejściu realistycznym wychodzą od tego,
że warunkiem stabilności postrzegania jest stabilność bytu, Kruse – opierając się
na wynikach psychologii postaci i teorii struktur dyspatywnych – dochodzi do
przeciwnych wniosków. Stabilność, jak pisze, jest wynikiem samoorganizującego
się porządku, który musi być ciągle aktywnie podtrzymywany, ponieważ podstawowym sposobem funkcjonowania systemów kognitywnych jest niestabilność.
Potwierdza się tym samym na nowo pogląd, który Heinz von Foerster sfomułował za pomocą teoremu tworzenia wartości własnej. Kognicja jest dla Foerstera
obliczaniem obliczeń [Errechnung von Errechnungen], a obiekt postrzegania jest
teoretycznie uchwytny jako symbol dla własnego zachowania, które tylko wtedy
238
siegFried J. schMidt
jest stabilne, kiedy rekursywne zastosowanie operacji kognitywnej do operacji
kognitywnej nie powoduje już zmiany stanu (por. von Forster 1993).
Naukowa produkcja wiedzy zachodzi pierwotnie na płaszczyźnie komunikacji w ramach systemu społecznego nauki. Naukowcy nie pracują komunikacyjnie
ze stabilnymi realnościami, lecz z komunikacyjnie ustabilizowanymi opisami
rozróżnień, czyli ze społecznie-kulturową wiedzą o naszym środowisku.
A zatem „badać empirycznie” oznacza wytwarzanie logicznych, pragmatycznych i społecznych stabilności, z którymi naukowcy obchodzą się komunikacyjnie jak z niezależnymi przedmiotami. Wszystko, co do tej konstrukcji stabilności
może być argumentacyjnie skutecznie zastosowane, funkcjonuje – odpowiednio
do kryterium i kontekstu – jako dana albo dowód. Wytwarzanie danych wedle postępowania kontrolowanego teoretycznie i metodologicznie jest dokładnie tym, co
Heinz von Foerster opisał jako trywializację (von Foerster 1993: 206), mianowicie
jako formę konstrukcji stabilnych rozróżnień w warunkach częściowo ekstremalnie zredukowanej kompleksowości (na przykład podczas prób laboratoryjnych).
Konsekwentnie „empiryczny” musi zostać przesunięty z tradycyjnej referencji „rzeczywistości” obserwacji pierwszego stopnia na kognicję i metodycznie
kontrolowaną obserwację drugiego stopnia. Intersubiektywność będąca rezultatem badania empirycznego utrzymuje się tak długo, jak długo utrzymują się
jej stabilne oddziaływania na komunikację naukową; kończy się, gdy nie wytrzymuje (już) nowej obserwacji drugiego stopnia. Jak wskazywali ze szczególnym naciskiem Michael Stadler i Peter Kruse (1990: 147), badania empiryczne
mogą „wytwarzać w myśleniu konstruktywisty raczej wskazania niż dowody;
mianowicie wskazanie na wewnętrznie zgodny, zwarty sposób widzenia danych
wytworzonych przez określone reguły, który to [sposób widzenia] przy napływie dalszych danych bądź przemyśleń może zostać odwołany na rzecz innego
sposobu widzenia, który wykazuje większy stopień zwartości”.
Myślenie naukowe jest zatem z dwóch względów zobowiązane do teoretycznego pluralizmu. Po pierwsze, by móc wyczerpać wszystkie możliwości rozwiązywania problemów – wielość w konlikcie staje się tu owocna; i po drugie,
by zneutralizować pokusy jedyności i jedynego rozwiązania. W tym sensie jest
on „środkiem przeciw lekarstwu na wszystko” (Acham). „Wola prawdy jako
starania, by nie chcieć oszukać także samego siebie, tworzy przy tym etyczny
fundament każdej racjonalnej argumentacji” (Acham 1990: 59). Imre Lakatos
w latach 60. określił tę postawę jako „intellectual honesty”.
Nauki oferują modele rzeczywistości i dla rzeczywistości w bardzo specyiczny sposób, w sposób, którego nie może imitować żaden inny system (dlaczego w ogóle miałby to robić?). Kontyngencja rozwiązań problemów jest nie
do objęcia, pewność prawdy wyblakła lub też całkowicie zniknęła. Jednak nieodzowność nauki jest wciąż niekwestionowana – nie ma dla niej alternatywy.
Z całą pewnością opłaci się wysiłek podtrzymywania świadomości krytycznej
przez ujawnianie statusu owych modeli jako konstruktu kognitywnego.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
239
Bibliograia
Acham A., 1990, Der Mensch im Zeitalter des kulturellen Pluralismus, [w:] Zukunft des
Fernsehens – Ende der Kultur?, red. A. Hunter, Insbruk, Wiedeń, s. 36–61.
Archer M.S., 1988, Culture and agency. The place of culture in social theory, Cambridge.
Bardmann T.M., 1993, Dummheit – Ein Zugang zum konstruktivistischen Denken,
(w druku).
Baumhauer O.A., 1982, Kulturwandel. Zur Entwicklung des Paradigmas von der Kultur
als Kommunikationssystem (Forschungsbericht), „Deutsche Vierteljahresschrift für
Literaturwissenschaft und Geistesgeschichte”, R. 52, Stuttgart, s. 1–167.
Beninger J.R., 1986, The control revolution. Technological and economic origin of the
Information society, Cambridge/Londyn.
Berger J., 1987, Autopoiesis: Wie „systemisch” ist die Theorie sozialer Systeme?, [w:]
Sinn, Kommunikation und soziale Differenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie
sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 129–152.
Bickes H., 1993, Semantik, Handlungstheorie und Zeichenbedeutung, [w:] Pragmatik.
Handbuch pragmatischen Denkens, red. H. Stachowiak, Hamburg, s. 156–185.
Englisch F., 1991, Strukturprobleme der Systemtheorie – philosophische Relexionen zu
Niklas Luhmann, [w:] Jenseits der Utopie, red. S. Müller-Dohm, Frankfurt n. M.
s. 196–235.
Esser H., 1989, Verfällt die soziologische Methode?, „Soziale Welt”, nr 1/2, s. 57–75.
Feilke H., 1994, Common-Sense Kompetenz. Überlegungen zu einer Theorie des „sym
pathischen” und „natürlichen” Meinens und Verstehens, Frankfurt n M.
Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuch einer Brücke, red. S.J. Schmidt,
Frankfurt n. M.
Giegel H.-J., 1987, Interpenetration und relexive Bestimmung des Verhältnisses von
psychischem und sozialem System, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Diffe
renzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp,
M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 212–244.
Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum radikalen
Konstruktivismus, Braunschweig, Wiesbaden.
Großklaus G., 1989, Nähe und Ferne. Wahrnehmungswandel im Übergang zum elekt
ronischen Zeitalter, [w:] Literatur in einer industriellen Kultur, red. G. Großklaus,
E. Lämmert, Stuttgart, s. 489–520.
Großklaus G., 1990, Das technische Bild der Wirklichker, „Fridericiana”, s. 39–57.
Gumbrecht H.U., Pfeiffer K.L. (red.), 1988, Materialität der Kommunikation, Frankfurt
n. M.
Haferkamp H., 1987, Autopoietisches soziales System oder konstruktives soziales Han
deln? Zur Ankunft der Handlungstheorie und zur Abweisung empirischer Forschung
in Niklas Luhmanns Systemtheorie, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Diffe
renzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp,
M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 51–88.
Hejl P.M., 1987, Konstruktion der sozialen Konstruktion: Grundlinien einer konstrukti
vistischen Sozialtheorie, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J.
Schmidt, Frankfurt n. M., s. 303–339.
240
siegFried J. schMidt
Hejl P.M., 1989, Self-regulation in social systems: Explaining the process of research,
LUMIS-Schriften L1, Universtät GH Siegen.
Hejl, P.M., 1991, Wie Gesellschaften Erfahrungen machen oder: Was Gesellschaftstheorie
zum Verständnis des Gedächtnisproblems beitragen kann, [w:] Gedächtnis. Proble
me und Perspektiven der interdisziplinären Gedähtnisforschung, red. S.J. Schmidt,
Frankfurt n. M., s. 193–336.
Janich P., 1992, Die methodische Ordnung von Konstruktionen. Der Radikale Konstruk
tivismus aus der Sicht des Erlanger Konstruktivismus, [w:] Kognition und Gesell
schaft, red. S. J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 24–41.
Kruse P., 1988, Stabilität-Instabilität-Multistabilität. Selbstorganisation und Selbsterefe
rentialität in kognitiven Systemen, „DELFIN”, nr 11, 35–57.
Luhmann N., 1981, Die Unwahrscheinlichkeit der Kommunikation, w: Soziologische
Aufklärung 3, Opladen, s. 25–34.
Luhmann N., 1981a, Veränderungen im System gesellschaftlicher Kommunikation und
die Messenmedien, [w:] Soziologische Aufklärung 3, Opladen, s. 309–320.
Luhmann N., 1985, Das Problem der Epochenbildung und die Evolutionstheorie,
w zbiorze: Epochenschwelle und Epochenstrukturen im Diskurs der Literatur und
Sprachhistorie, red. H.U. Gumbrecht, U. Link-Heer, Frankfurt n. M., s. 11–33.
Luhmann N., 1986, Intersubjektivität oder Kommunikation: Unterschiedliche Ausgangs
punkte soziologischer Theoriebildung, „Archivio di Filosoia”, 54, s. 41–60.
Luhmann N., 1988, Erkenntnis als Konstruktion, Bern.
Luhmann N., 1990, Die Wissenschaft der Gesellschaft, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 1990a, Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivische Perspektiven,
Opladen.
Murdock G.P., 1945, The common denominator of cultures, [w:] The science of man in
the world of crisis, red. R. Linton, Nowy Jork, s. 123–142.
Niemann H.-J., 1993, Die Strategie der Vernunft. Rationalität in Erkenntnis, Moral und
Metaphysik, Braunschweig/Wiesbaden.
Nowotny H., 1992, Kommunikation, Zeit, Öffentlichkeit, [w:] Zeit Raum Kommunikation,
red. W. Hömberg, M. Schmolke, Monachium, s. 17–29.
Nüse R. i inni, 1991, Über die Erindung/en des Radikalen Konstruktivismus, Weinheim.
Roth G., 1995, Die Konstruktivität des Gehirns: Der Kenntnisstand der Hirnforschung,
[w:] Wirklichkeit des Konstruktivimus. Zur Auseinandersetzung um ein neues Para
digma, red. H.R. Fischer, Heildelberg, s. 47–61.
Schmid M., 1987, Autopoiesis und soziales System: Eine Standortbestimmung, [w:] Sinn,
Kommunikation und soziale Differenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer
Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 25–50.
Schmidt S.J. (red.), 1991, Gedächtnis. Perspektiven der interdisziplinären Gedähtnisfor
schung, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J. 1991a, Gedächtnisforschungen: Positionen, Probleme, Perspektiven, [w:]
Gedächtnis. Perspektiven der interdisziplinären Gedächtnisforschung, red. S.J.
Schmidt, Frankfurt n. M., s. 9–55.
Schmidt S. J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein konstruktivistisches Gesprächsan
gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft. Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus
2, red. S. J. Schmidt, Frankfurt n M., s. 425–450.
Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje
241
Singer M., 1968, The concept of culture, w: International Encyclopedia of the social
science, New York, s. 527–543.
Stadler M., Kruse., 1990, Über Wirklichkeitskriterien, [w:] Zur Biologie der Kognition.
Ein Gespräch mit Humberto R. Maturana und Beiträge zur Diskussion seines Wer
kes, red. V.R., Ch. Vetter, Frankfurt n. M., s. 133–158.
Tenbruck F.H., 1989, Die kulturellen Grundlagen der Gesellschaft. Der Fall der Mo
derne, Opladen.
Teubner G., Hyperzyklus in Recht und Organisation. Zum Verhältnis von Selbstbeobach
tung, Selbstkonstruktion und Autopoiese, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Dif
ferenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp,
M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 89–128.
Vorderer P., 1992, Fernsehen als handlung. Filmrezeption aus motivationspsychologi
scher Perspektive, Berlin.
Weischenberg S., 1989, Der enttarnte Elefant. Journalismus in der Bundesrepublik – und
Die Forschung, die sich ihm widmet, „Medien Perspektiven”, 4, 227–239.
Weischenberg S., 1990, Die Realität des John. F. Kennedy. Wirklichkeitskonstruktion in
Theorie und Praxis der Medienkommunikation, [w:] Funkkolleg Medien und Kom
munikation. Einführungsbrief, oprac. Deutsches Institut für Fernstudien, Weinheim,
Basel, 38–49.
Weischenberg S., 1992, Journalistik. Theorie und Praxis aktueller Medienkommunikati
on, tom 1, Mediensysteme, Medienethik, Medieninstitutionen, Opladen.
Weischenberg S., 1993, Die Wirklichkeit der Medien(wissenscheft). Ein Nachtrag zum
„konstruktivistischen Fonkkolleg”, „medien praktisch”, 16, 3, 18–22.
Weizsäcker C.F. von, 1980, Der Garten des Menschlichen. Beiträge zur geschichtlichen
Anthropologie, Monachium.
Welsch W., 1988, Unsere postmoderne Moderne, Weinheim. (Nasza postmodernistyczna
moderna, przeł. R. Kubicki. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 1998.
przeł. Bogdan Balicki
i Dominika Wączek
Siegfried J. Schmidt
Rzeczywistość obserwatora
„Rzeczywistość” jest jednym z niewielu słów,
które bez cudzysłowu nie mają sensu.
NABOKOv
uwagi wstępne
Kiedy skandale medialne zajmują opinię publiczną – takie jak dramat zakładników Gladbeker, afera Barschel albo Wojna w Zatoce – zawsze znaczna część
publiczności jest świadoma tego, że pewność faktów jest wątpliwa. Czym jest
rzeczywistość, a czym kłamstwo albo ikcja? Kto mówi prawdę, a kto ją ukrywa?
Czy obrazy telewizyjne transportują odbicia rzeczywistości do naszych mieszkań, czy raczej inscenizują rzeczywistość (rzeczywistości)? Jaką rolę odgrywają
reporterzy i dziennikarze jako „obserwatorzy rzeczywistości”, jaką funkcję mają
instrumenty obserwacji, takie jak aparat fotograiczny i kamera?
Pytania o rzeczywistość i jej niezawodną poznawalność nie są w żaden sposób produktami ery mediów. Już od czasów greckich ilozofów „rzeczywistość”
była, jak to sformułował w latach 20. Gottfried Benn, „demonicznym pojęciem
Europy”. W konsekwencji podręczniki o mediach i komunikacji coraz częściej
zaczynają się pytaniem o rzeczywistość i rolę obserwatora. Prezentuje się przy
tym dyskurs dotyczący tych właśnie tematów, który od dawna wykazywał wyraźnie kontr-intuicyjne poglądy i wyzwalał silne reakcje: dyskurs tzw. radykalnego
konstruktywizmu.
1. Czym jest konstruktywizm – co oznacza konstruktywizm?
Próby spójnego określenia, czym jest radykalny konstruktywizm (por. von Glasersfeld 1992), tak jak próby krytykowania radykalnego konstruktywizmu, zetkną
244
siegFried J. schMidt
się wkrótce z następującym problemem: konstruktywizm nie jest jednolitą konstrukcją teoretyczną1, wytworzoną przez jednorodną grupę badaczy i przedstawioną w formie podręcznikowej. Przeciwnie, jest to raczej dyskurs, w którym
można usłyszeć wiele głosów z całkiem różnych dyscyplin.
Peter Janich słusznie zauważył w związku z tym, „że łączenie badaczy
w szkoły lub grupy stanowi zawsze podwójne uproszczenie: każdy badacz ma
z reguły własną głowę, a w niej przez całe życie zachodzi indywidualny rozwój”
(Janich 1992: 24). Występują ponadto – ku rozpaczy obserwatora – całkiem
różne „konstruktywizmy”: społeczny konstruktywizm Bergera i Luckmanna,
konstruktywizm teoriopoznawczy, konstruktywizm empiryczny, konstruktywizm
kognitywny, konstruktywizm z Erlang, radykalny konstruktywizm itd. – nie mówiąc już o konstruktywizmie w historii sztuki oraz w matematyce (por. m.in.
Zitterbach 1991; Knorr-Cetina 1989; Janich 1992).
Co zatem obserwatorzy mogą lub powinni określać mianem „konstruktywizmu”, by miało to sens?2 Jednej z możliwych odpowiedzi dostarcza spojrzenie na
listę tematów, które w dyskursie nazwanym „konstruktywistycznym” dominują
do chwili obecnej: obserwowanie i rozróżnianie, samoorganizacja i samoreferencja, autonomia i regulacja, zamkniętość organizacyjna i determinacja strukturalna,
środowisko i system. Te tematy odsyłają do różnorodnych źródeł konstruktywistycznej teorii: do empirycznej(-ych) teorii kognitywnej(-ych) (por. m.in. Maturana 1985, Roth 1992); cybernetyki drugiego stopnia według Heinza von Foerstera
(por. von Foerster 1993); radykalnego konstruktywizmu Ernsta von Glasersfelda
(nawiązującego do Jeana Piageta) (por. von Glasersfeld 1987); konstruktywistycznej teorii systemów Petera M. Hejla (por. Hejl 1982), jak również do logiczno-dyferencyjnych koncepcji Gottharda Günthera (por. Günther 1976) oraz do George’a
Spencera Browna (por. Spencer Brown 1972), do którego pomysłów sięgnął ponownie Niklas Luhmann (por. Luhmann 1984; 1990; 1990b).
W pierwszym dość ogólnym podziale można wyróżnić trzy sposoby dojścia
do podstawowych konstruktywistycznych hipotez: biologiczno-neurologiczną
w ujęciu Maturany, Vareli, Rotha; cybernetyczną według Foerstera; ilozoiczno-socjologiczną w ujęciu Luhmanna oraz wyjaśnienia hipotez konstruktywistycznych poprzez nową lekturę tradycji ilozoicznej i psychologicznej – von
Glasersfeld.
Wszystkie powyższe podejścia zasadniczo skutkują jednym: należy w dyskusjach teoriopoznawczych z pytań typu „co” przejść na pytania typu „jak”.
Żyjemy bowiem w rzeczywistości, która deiniowana jest przez nasze kognitywne i społeczne działania, zaleca się więc, aby wychodzić od operacji i ich
warunków, zamiast od obiektów lub „natury”.
1
2
Skłonność niektórych konstruktywistów do postulowania „nowego paradygmatu” (także
Schmidt 1987) musi zostać skrytykowana jako przedwczesna.
Określenie „radykalny konstruktywizm” wprowadził do dyskusji Ernst von Glasersfeld. O podstawach tej terminologii zob. Rusch 1987b.
Rzeczywistość obserwatora
245
Podczas krytycznej dyskusji nad teoriami konstruktywistycznymi powstaje
ciągle nieporozumienie wynikające z potocznego rozumienia terminu „konstrukcja”. Potocznie konstrukcja to zgodne z planem, intencjonalne produkowanie
czegoś. Konstruktywiści natomiast, w przeciwieństwie do takiego rozumienia,
używają słowa „konstrukcja” na określenie procesów, w przebiegu których wytwarzają się projekty rzeczywistości, i to nigdy dowolnie, lecz stosownie do warunków biologicznych, kognitywnych i społeczno-kulturowych. Tym projektom
rzeczywistości zsocjalizowane jednostki zostały podporządkowane w swoim społecznym i naturalnym środowisku, nie sprawują jednak nad nimi żadnej kontroli.
Choćby dlatego pozbawiona sensu byłaby koncepcja konstrukcji rzeczywistości
jako planowego i w każdej fazie świadomie kierowanego procesu. Konstrukcja
rzeczywistości zdarza się nam częściej niż staje się nam świadoma – dlatego konstruktywność naszej rzeczywistości spostrzegamy dopiero wtedy, kiedy obserwujemy, w jaki sposób obserwujemy, działamy, komunikujemy. Dlatego właśnie
konstruktywizm można określić jako teorię obserwacji drugiego stopnia.
Krytycy kwestionujący wartość konstruktywistycznego dyskursu zwracają
uwagę na to, że wiadomo już od dłuższego czasu, że rzeczywistość jest konstytuowana przez jednostki i społeczeństwa. Na przykład w ilozoii od Demokryta
przez Vico, Kanta, Nietzschego i Vaihingera do Poppera, Goodmana i Rorty’ego; w psychologii postaci, psychologii społecznej i rozwojowej, teorii atrybucji
i etnometodologii aż do bestselleru Bergera i Luckmana Społeczne tworzenie
rzeczywistości (por. Berger/Luckman 1969) oraz teorii mediów i komunikacji
(por. Weischenberg 1990b).
„W zasadzie konstruktywizm – reasumuje słusznie Niklas Luhmann – nie
oznacza niczego innego jak niedostępności świata zewnętrznego «samego w sobie» i zamknięcia się poznania w systemie kognitywnym, bez popadania w stare
(sceptyczne i solipsystyczne) wątpliwości, czy w ogóle istnieje świat zewnętrzny
– pod tym względem nie przynosi on niczego nowego”. Nowe widzi Luhmann
przede wszystkim w „formie teoretycznej” teorii konstruktywistycznej – „samoreferencyjnego, zamkniętego w sobie poznania” (Luhmann 1990a: 33) – w teorii,
która zasadniczo wychodzi od różnicy (system/środowisko), operacyjnej zamkniętości i samoreferencji. Nowe – lub przynajmniej produktywne – wydaje mi się także to, że konstruktywistyczne rozważania o teorii poznania mogą zyskać „podbudowę” (ale nie dowód) w nowych wynikach badań neurologii i nauk o poznaniu,
które przekonują nas o tym, że poznawać mogą tylko systemy zamknięte.
2. Rzeczywistość i obserwowanie
Prawie żaden problem nie zajmował Europejczyków tak, jak pytanie o stosunek między bytem a świadomością, pytanie o możliwość lub brak możliwości
prawdziwego czy też obiektywnego poznania. Filozofowie kwestionujący obiektywność ludzkiego poznania od Demokryta skoncentrowali się na podmiocie
246
siegFried J. schMidt
i nieodzowności subiektywnego postrzegania, wysunęli oni działania ludzkich
zmysłów na pierwszy plan (Vico), lub też zwrócili uwagę na to, jak sformułował to Kant, „że ani rzeczy, które oglądamy, nie są same w sobie tym, za co je
bierzemy w naoczności (…) nie mogą istnieć same w sobie, lecz tylko w nas”3.
Ta tradycyjna argumentacja, skupiająca się na podmiocie, utrzymuje się również w dyskursie konstruktywistycznym – jak na przykład znane powiedzenie
Glasersfelda, że wszystko, co zostało zbudowane jako rzeczywistość, „nie jest
oczywiście niczym więcej jak światem przeżyć pojedynczych podmiotów” (von
Glasersfeld 1985b: 21).
Przeciwko tym poglądom Luhmann wypróbowuje strategię, która nie łączy
się z ustaleniem „instancji produkującej rzeczywistość”, takiej jak podmiot lub
jednostka, lecz wychodzi od operacji, pierwotnie od obserwacji (w odróżnieniu
od obserwatora). Buduje przy tym – w nawiązaniu do logiki rozróżnień Spencera Browna – następującą abstrakcyjną argumentację: Spencer Brown wykoncypował postrzeganie oraz poznanie jako wprowadzenie i dalsze opracowywanie
rozróżnień w nieokreślonej przestrzeni („unmarked space”). Rozróżnienie jako
zaznaczenie dyferencji przygotowuje postrzeganiu i poznawaniu określenie, które
ma sens tylko w ramach rozróżnienia. Rozróżnienie, od którego się zaczyna, jest
operacją podstawową, która nie może zostać „skasowana” i która wprowadza
podstawową asymetrię. Następnie bierze się pod uwagę albo jedną, albo drugą
stronę rozróżnienia, kontynuuje się operację tutaj albo tam i stosuje się rozróżnienie ponownie na samego siebie.
Każde rozróżnienie ma swój tzw. martwy punkt, ponieważ używane każdorazowo, nie może być jednocześnie obserwowane w procesie rozróżnienia.
Może zostać ono zaobserwowane i umotywowane czy też dodatkowo zracjonalizowane w obserwacji drugiego stopnia. Rozróżnienia są bezwzględnie zależne
od obserwacji.
Jednostkowość rozróżnienia, przy pomocy którego się obserwuje, znajduje
się tylko w każdorazowo obserwującym systemie. Dlatego postrzeganie i poznanie nie dostarczają wiernych obrazów środowiska; są one konstrukcjami,
które – przy wykorzystaniu innych rozróżnień – mogą także wypaść inaczej.
W żadnym jednak wypadku nie powstają dowolnie, ponieważ w postrzeganiu,
poznawaniu i działaniu obserwujące systemy są „zintegrowane” ze swoją historią
gatunku, jak też z dotychczas zdobytymi doświadczeniami, wiedzą, komunikacją,
normami itd. Konstruktywne rozróżnienia nie są sprawdzane w bezpośrednim
porównaniu ze środowiskiem. Każdy obserwujący system kontroluje raczej swoje
założenia rzeczywistości rekursywnie (tzn. przez obserwację swojej obserwacji
albo przez obserwację innego obserwującego) pod względem ich zawartości,
nawiązywalności i ich sukcesu.
3
Cytat za: I. Kant, Krytyka czystego rozumu, wyd. II, przeł. R. Ingarden, Kęty 2002, s. 89.
Rzeczywistość obserwatora
247
Na podstawie takich rozważań Luhmann proponuje, aby zacząć od obserwacji – nie od obserwatora. Luhmann opóźnia teoretycznie (w sposób brzemienny w skutki) zrównanie obu kategorii i pozwala dzięki temu zobaczyć, że
zaliczanie obserwacji do obserwujących systemów/instancji wymaga dalszego
rozróżnienia, jak zawsze opartego o liczne założenia. Tym samym przyjmuje jako
punkt wyjścia swojej argumentacji dyferencję system/środowisko, która nie jest
interpretowana ontologicznie, jako rozłożenie na części wspólnej realności, lecz
jest traktowana jako uwarunkowane systemowo dokonanie rozróżnienia: „Nie
ma wówczas żadnego wolnego od systemu, możliwego do zobiektywizowania
świata. Uchwycić możemy tylko to, że system obserwuje to, co obserwuje inny
system. Ontologiczna teoria świata musi zostać zastąpiona przez teorię obserwacji drugiego stopnia albo sformułowaną przez Heinza von Foerstera «cybernetykę drugiego stopnia»” (Luhmann 1986a: 50). W ujęciu Luhmanna poznanie
jest umacniane przez relewantne i ukonstytuowane systemowo wykorzystanie
dyferencji system-środowisko. „Każdy samoreferencyjny system posiada tylko
kontakt ze środowiskiem, który jest sam w sobie możliwy, nie ma natomiast
żadnego środowiska «w sobie»” (Luhmann 1984: 146). Jedność systemu jest
ukonstytuowana przez samoreferencję, a więc przez to, że system obserwuje sam
siebie w odróżnieniu od środowiska. Obserwacja jest przy tym – bez nadzwyczajnego połączenia z aktami świadomości – określona czysto formalnie jako
wykorzystanie rozróżnień (por. Luhmann 1984: 63). Samoobserwacja powstaje
wówczas „przez wprowadzenie dyferencji system/środowisko do systemu, który
konstytuuje się właśnie przy pomocy tej dyferencji” (Luhmann 1985: 63). To,
co jawi się zawsze jako jedność albo element, jest konstytuowane przez system,
który wykorzystuje coś jako element dla relacjonowań (Luhmann1985: 42).
Dlatego tezy o konstruktywności rzeczywistości (jednej lub wielu) nie tłumaczy się tylko jako konsekwencji zależności od obserwatora, lecz także przeformułowuje w ogólną tezę, że nie ma niezależnej od systemu, obiektywnej, ontologicznej realności, lecz jest tyle rzeczywistości, ile jest systemów, które mogą
obserwować. W tym kontekście Luhmann zwraca ciągle uwagę (razem z von
Foersterem4) na to, że nie ma dla rozróżnień, obserwacji i ich cech żadnych odpowiedników w środowisku. Dlatego Luhmann nie kwestionuje realności świata
zewnętrznego, lecz jedynie optuje za tym, że istnieją rozróżnienia i określanie
relatywnych systemowo operacji, które „nie wnoszą” do systemu ani realności,
ani informacji. Operacyjne wprowadzenie rozróżnień w momencie użycia jest
raczej „martwym punktem”. Luhmann podkreśla jednak z dużym naciskiem,
że nie może przy tym powstać żadna wątpliwość, że świat zewnętrzny istnieje,
a rzeczywisty kontakt z nim jest możliwy jako warunek rzeczywistości operacji samego systemu (por. Luhmann 1990: 40). Nie powstaje przy tym również
4
„Środowisko nie zawiera żadnych informacji. Jest ono takie, jakie jest” (von Foerster 1985:
93).
248
siegFried J. schMidt
żadna wątpliwość, że istnieją w rzeczywistym świecie systemy rzeczywiście
poznające, dające się zaobserwować empirycznie. „Nie mogą one bez świata
istnieć i niczego poznać. Świat jest im więc jedynie kognitywnie niedostępny”
(Luhmann1990: 41).
3. Rzeczywistość i obserwator
Jeżeli potraktujemy postrzeganie i poznanie jako zależne od systemu użycie rozróżnień i oznaczeń u ludzkich obserwatorów, napotkamy na następujące aspekty
konstruktywistycznej argumentacji i następujące wyniki badań empirycznych: ludzie-obserwatorzy mogą postrzegać i poznawać tylko dlatego, że są sprzężonymi
ze swoim środowiskiem, operacyjnie zamkniętymi systemami, tzn. systemami,
które nie operują poza swoimi granicami i nie mogą same przez swoje operacje
połączyć się ze środowiskiem.
Stosowne dla tych rozważań wyniki badań zebrali Gerhard Roth i Helmut
Schwegler (1992): w miejsce długo obecnej w badaniach mózgu teorii iltrów,
wedle której od peryferii narządów zmysłu do najwyższych centrów postrzegania iltry neuronalne są coraz bardziej specyiczne i selektywne, uznawany jest
dziś model paralelnego i dystrybucyjnego opracowywania bodźców. Kompleksowe stany postrzegania nie są prezentowane przez małe związki neuronów lub
całkiem pojedyncze neurony, lecz przez przestrzennie rozdzielone jednoczesne
działanie wielu komórek nerwowych i związków komórek nerwowych. Następnie reprezentowane są złożone stany postrzegania, lecz nie przez małe połączenia neuronalne czy poszczególne neurony, lecz przez przestrzennie rozdzielone
symultaniczne aktywności wielu komórek nerwowych i połączeń nerwowych.
Jednocześnie zwiększyła się możliwość wglądu w konstruktywność przebiegu
postrzegania. W tym aktywnym procesie mózg i narządy zmysłów „szukają” środowiska na podstawie powiązań bodźców ważnych ze względu na oczekiwania
i przed-doświadczenia.
Dla mózgu i narządów zmysłowych, jako części świata, jest w zasadzie zarówno niemożliwe,
[...] jak także bezcelowe, budowanie świata „takim, jaki jest rzeczywiście”. Kognitywnym
celem systemów jest raczej to, by zdobywały wiedzę o świecie, która sięga po wspierające
przeżycie (albo przynajmniej służące aktualnemu interesowi) zachowanie. Rozróżnienie to nie
istnieje oczywiście w środowisku, które ma dla różnych systemów całkiem różne znaczenie,
lecz system sam musi je uczynić. Same kryteria dla znaczeń pochodzą od systemu, także
wtedy, kiedy zostały zdobyte podczas indywidualnej nauki lub w przebiegu ewolucji w konfrontacjach ze środowiskiem. Jest to zasadnicza samoreferencyjność mózgu lub też systemu
kognitywnego. (Roth i Schwegler 1992: 107; por. też Roth 1992; Rusch 1987b)
Jak podkreślają autorzy tych badań, ludzki mózg nie narodził się z „gotowym kognitywnym światem”. Stany mózgu raczej wyróżnicowały się stopniowo
w sposób samoorganizujący się i samoreferencyjny w stosunku do kognitywnej
Rzeczywistość obserwatora
249
różnorodności, która później jest świadomie doświadczana. W pierwszych latach
życia zostają one podzielone w ramach anatomicznej, potwierdzonej i wielokrotnie sprzężonej zwrotnie struktury związków między organami zmysłów, centrum
i motorycznymi peryferiami stanów wzbudzenia mózgu na trzy podstawowe sfery świata przeżyć: ciało, środowisko i „mentalności” (wyobrażenie, myślenie,
czucie, pamięć). Owe trzy sfery według autorów wynikają same z wtórnych
dyferencji kognitywnego systemu i przynależą do różnych „sfer egzystencji”
(por. Roth/Schwegler 1992: 110)5. Wiele dowodów przemawia za tym, że samodyferencjonowanie u różnych jednostek następuje w różny sposób. Z tego
autorzy wnioskują, że dla każdej jednostki istnieje jeden dający się doświadczać
świat, a mianowicie świat jego przeżyć, i że światy przeżyć jednostek zgadzają
się tylko w części.
Wewnątrzmózgowa struktura wiedzy o środowisku zostaje sprawdzona przez
długie procesy uczenia się. Równolegle do tej struktury wiedzy następuje jej
sprawdzanie przez zmysł równowagi i wzroku, jak również przy pomocy porównania z pamięcią. Abstrakcje lub kształtowanie inwariantów (m.in. stałych
obiektów) wynikają przy tym z części wrodzonych mechanizmów lub z mechanizmów, które zostały utrwalone we wczesnych ontogenetycznych procesach prób
i błędów. Dochodzi do tego fakt, że kognitywna rzeczywistość może się rozwijać tylko w określonych społecznych warunkach i ciągłej interakcji z innymi.
Skonstruowana przez nasz mózg rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną,
chociaż mózg nie posiada „żadnego okna na zewnątrz”. Jest ona zależna od subiektywności, ale nie subiektywności rozumianej jako dowolność. Przy pomocy
formuły „społecznej konstrukcji rzeczywistości w jednostce” konstruktywiści
próbują uczynić zadość potocznemu przekonanie, że na co dzień – abstrahując
od sytuacji spornych – mamy intuicyjne wrażenie, że żyjemy przecież wszyscy,
bardziej lub mniej, w jednej i tej samej rzeczywistości.
4. teoria kognicji: racjonalistycznie połowiczna?
Przeciwko ograniczeniu konstruktywistycznej teorii kognicji do aspekt racjonalno-analitycznego zwróciła się przede wszystkim Henrike F. Alfes (1992), żądając jednocześnie uwzględnienia aspektów emocjonalnych. Jej własna propozycja
bazuje na następujących hipotezach:
5
Sfera „mentalności” zostaje relatywnie późno odgraniczona, a mianowicie „per exclusionem”.
Jako „mentalne” wydaje się wszystko to, co jest proprioceptycznie (propriozeptiv), jak i materialnie ponownie zgłoszone i co nie zmienia się „środowiskowo” wraz z koordynującą działalnością narządów zmysłowych. Różnica między z jednej strony „tylko przedstawionym”,
„tylko przypomnianym”, „tylko zachcianym”, a z drugiej strony „istniejącym rzeczywiście”
jest wprawdzie niezmiernie ważna dla naszego życia i przeżycia, ale równocześnie jest bardzo
niestabilna, o czym każdy z nas wie z własnego doświadczenia i z tego, co pokazuje psychopatologia (Roth i Schwengler 1992: 110).
250
siegFried J. schMidt
a. Uczucia są uważane za konstytutywne składniki ludzkiego życia. Człowiek
nie posiada żadnych uczuć, „lecz ucieleśnia je w ramach swojego konstruktywnego procesu kognitywnego.”
b. Kompleksowe fenomeny, takie jak uczucia, mogą zostać skonstruowane jako
kooperacja procesów psychologicznych, psychicznych oraz społecznych.
c. Przy opisie uczuć należy dokonać rozróżnienia między psychologicznymi
stanami wzbudzenia a rodzajem samoopisania i opisania obcego [Selbst- und
Fremd beschreibung] na płaszczyznach obserwatora (Alfes 1992: 38).
W swoim krytycznym studium Alfes zwraca uwagę na ważne aspekty badań
emocji, które tutaj krótko streszczę. Alfes akcentuje przede wszystkim kompleksowość biologicznego aparatu, którego podstawę stanowią proste emocjonalne
stany: „Procesy neuronalne, wydzielanie hormonów, aktywność mięśnia sercowego, przyśpieszona względnie spowolniona praca mięśni, oddychanie i temperatura aż po problemy z trawieniem – wszystko miesza się ze sobą w uczucie
(Alfes 1992: 77). Nie tylko przy postrzeganiu, lecz także przy uczeniu się i zapamiętywaniu zasadniczą rolę odgrywają „podstawy emocjonalne lub oceny”.
Pamięć i zapominanie są oczywiście niszczone przez hedonistyczne pryncypia.
Kognitywne schematy są opanowane i poddane wpływowi struktur emocjonalnych, które (współ-)regulują połączenia, nagromadzenia i odwołania takich
schematów. Ponadto występują własne stałe emocjonalne schematy, składające
się z afektywnych asocjacji pojęć, imaginacji, ciała i są połączone z innymi
afektywnymi i kognitywnymi schematami. „Są one w zależności od kontekstu
w różnym stopniu przygotowane do odwołania, działają szybko i trwale”(Alfes
1992: 104).
Takie strategie i regulacje mają miejsce przy produkcji, przyjmowaniu i przetwarzaniu wiedzy pod wpływem emocji. (Jak powszechnie wiadomo, nowość
jest zawsze połączona ze zdumieniem, zaskoczeniem, lękiem lub ze strachem).
Emocjonalna ocena skutkuje automatycznie i motywacyjnie: „Stwierdzony poziom pobudzenia i nastroju organizmu przyczynia się w znacznej mierze do tego,
czy i w jakim stopniu planowanie działania przebiega skutecznie i zadowalająco”
(Alfes 1992: 107), ile wysiłku należy zainwestować i jaki poziom problemów
jest tolerowany.
Z perspektywy socjologicznej uczucia nie przedstawiają się wcale jako sfera
prywatna, lecz jako rezultat koniecznych komponentów społecznej interakcji.
Interakcja jest otulona podstawową emocjonalnością (przyjemność, nienawiść,
obojętność) i produkuje emocje. Werbalne i niewerbalne wyrażanie uczuć odbywa się zgodnie ze „scenariuszami”, które regulują, w jaki sposób partnerzy
interakcji i inni postrzegają i przedstawiają swoje własne zdrowie emocjonalne (aż po symulację w teatrze), jakie uczucie i w jakiej sytuacji jest stosowne
i oczekiwane oraz jak powinno zostać wyrażone. Pod tym względem emocje
dają się opisać jako kulturowo podzielana wiedza, odpowiednio skonwencjonalizowana i zakodowana. Takimi kodami są na przykład pojęcie emocji, typizacja
Rzeczywistość obserwatora
251
i reprezentatywne oferty medialne (teksty, ilmy, utwory muzyczne itd.). One
formują uczucia, aktualizują i kontrolują je. Emocje są jednak ciągle nadkodowane względnie podkodowane [über- bzw. untercodiert], czego wynikiem jest
subiektywne wrażenie, że emocje i kody są notorycznie niewspółmierne.
Jak pokazuje Alfes, komunikacja i kultura są tak samo jak inne kognitywne
procesy kształtowane przez uczucia, które rozwijają strategiczną i motywacyjną
relewancję i wpływają na ocenę doświadczeń stanów, procesów, celów i rezultatów. Teoria kognicji bez wyjaśniającego uwzględnienia emocjonalnych komponentów byłaby faktycznie racjonalistycznie połowiczna.
5. Na ile niezawodne są nasze konstrukcje rzeczywistości?
Ponieważ ludzie mają oczywiście bardzo podobnie zbudowane aparaty percepcyjne i ciągle ze sobą współdziałają, występują podobne jedności interakcyjne
(nazwane przedmiotami), a ich produkcyjność jest udana – jako martwy punkt
– nie w jednym momencie, tylko do czasu, kiedy nie dokonamy prób psychologiczno-percepcyjnych. Oto jak powyższe rozważania przedstawił Heinz von
Foerster:
Ponieważ organizm na podstawie swojej aktywności nerwowej może posiadać wyłącznie
wiedzę o swoim własnym zachowaniu, [obiekty] są, ściśle rzecz biorąc, znakami dla różnych
„sposobów własnych zachowań” organizmu. Z tego wynika, że obiekty nie są pierwotnymi
jednościami, lecz zależnymi od podmiotu sprawnościami, które muszą zostać wyuczone i które także dlatego pozostają pod wpływem kulturowego kontekstu (von Foerster 1993: 279).
Von Foerster przeanalizował również dokładnie, dlaczego ludzie-obserwtorzy,
jako zależne od historii nieprzewidywalne samoorganizujące się systemy (tzw.
„maszyny nietrywialne”), ciągle uczestniczą w przekształcaniu ich środowiska
w maszynę trywialną z jednoznacznymi stosunkami wejścia-wyjścia [Input- und
Outputbeziehungen]. W naszym społeczeństwie język i kultura, role społeczne,
ubranie, fryzura itd. ustawione są na trywializację „nietrywialnych maszyn” (innych ludzi), by częściowo zredukować ich nieprzewidywalność i niezdeterminowanie i w ten sposób pragmatycznie ułatwić interakcję i komunikację.
Im bardziej oddalamy się od zmysłowego postrzegania naturalnego środowiska i wchodzimy w sferę komunikacji, konliktu, dyskursu i zwyczaju (środowisko społeczne), tym bardziej kompleksowa staje się sytuacja. I nie ma w tym
żadnego przypadku, że w tym miejscu również zatwardziali realiści przypisują
większe znacznie „czynnikowi subiektywnemu”. Z perspektywy konstruktywistycznej nie wynika jednak, z punktu widzenia teorii poznania, żadna różnica
pod względem konstruktywności w obu sferach: w obu sferach obserwujące
systemy konstruują swoje sensowne rzeczywistości i zrównują ze sobą swoje konstrukcje interakcyjnie i komunikacyjnie. Tylko stopień trywializacji staje
się, w oparciu o doświadczenie, mniejszy i trudniej jest doprowadzić go do
252
siegFried J. schMidt
wspólnego mianownika. Również pozorna obiektywność przyrodniczych i eksperymentalnych badań wynika – myśląc konstruktywistycznie – nie z poprawnego odwzorowania „natury”, lecz metodycznie kontrolowanej trywializacji, tzn.
dane są konstruowane pod (częściowo skrajnie) kompleksowo zredukowanymi
warunkami i interpretowane według teorii i modeli.
Tym samym wracamy jeszcze raz do problematyki obserwacji. Obserwacja,
co ciągle podkreślał Luhmann, jest empiryczną, dającą się zaobserwować operacją, która zawsze jest uwarunkowana empirycznie. Do tych empirycznych uwarunkowań należą budowa oraz możliwości funkcyjne zmysłów, mózgu i peryferii
motorycznych, wydajność pamięci (por. Schmidt 1991) i emocjonalne sterowania
systemu limbicznego (chęć – brak chęci – równowaga w rozumieniu Ciompiego
(Ciompi 1986)) oraz uczucia przekonania w rozumieniu Stierlin (Stierlin 1991).
W szczególnej mierze należy również do nich język, który został nabyty w długim procesie (samo-)socjalizacji. Ważne jest, że język w konstruktywistycznym
dyskursie jest traktowany nie tylko jako system semiotyczny, lecz także jako
społecznie usankcjonowane narzędzie koordynacji zachowania. Semantyczna referencja jest traktowana odpowiednio do tego jako operacja językowa, odnosząca
się do komunikacji a nie do środowiska. Innymi słowy: język reguluje zachowanie poprzez określanie rozróżnienia, pośredniczy intersubiektywnie w procesie
społecznym umożliwiającym „procesowanie”.
Obserwacje są nadal – przede wszystkim w funkcjonalnie zróżnicowanych
społeczeństwach – warunkowane przez dyskurs, a więc przez związki wiedzy
i tematów wraz z należącymi do nich rodzajami i gatunkami, formami przedstawiania i formami argumentacji. Najszersze warunkowanie zachodzi za pomocą
„kultury”, rozumianej tutaj jako zależność społecznie relewantnych komunikacyjnych możliwości tematyzacji podstawowych dyferencji w modelu rzeczywistości społeczeństwa (jak np. realny/ikcyjny, prawdziwy/fałszywy, dobry/zły,
święty/świecki, biedny/bogaty, ładny/brzydki) (por. Schmidt 1992). W ramach
kultury podobnie rozwijają się kognicja i komunikacja i potwierdzają tym samym
kulturę, w ramach której przede wszystkim się rozwijają (por. Morin 1991).
Społeczeństwo konstruuje rzeczywistość we wspólnych ramach społecznie
wartościowanych konstrukcji rzeczywistości, jak również w ramach komunikacyjnych i kulturowych uwarunkowań. Z jednej strony owa konstrukcja zachodzi kognitywnie w jednostce jako empiryczne „miejsce” produkcji informacji.
Poznający system dokonuje w kognicji bardziej lub mniej świadomych selekcji, kombinacji i ewaluacji możliwości operacyjnych ograniczeń. Indywidualny
aktant jest więc poniekąd punktem przecięcia constraints, nieautonomicznym,
lecz całkiem arbitralnym wytwórcą sensów. Z drugiej strony konstrukcja zachodzi także komunikacyjnie i kulturowo w dyskursach systemów społecznych,
w funkcjonalnie zdyferencjonowanych społeczeństwach. Społeczeństwo potwierdza owe konstrukty poprzez inne konstrukty (nie przez „porównanie realności”),
przez konstrukcję kryteriów dla akceptacji, czynników oceny i kontynuacji tej
Rzeczywistość obserwatora
253
„inscenizacji”. Społeczna konstrukcja rzeczywistości jest – z tego punktu widzenia – procesem samoreferencyjnym, samoorganizującym się i legitymizującym
samego siebie, w którym jednostki biorą udział w różnym stopniu. Korelacja jest
przy tym określona raczej czasowo niż przyczynowo: każdy system (kognitywnie
lub społecznie) kontroluje swoje rzeczywistości przez obserwację obserwacji.
Ponieważ systemy samoreferencyjne – kognitywne lub społeczne – równolegle
w czasie ko-ewoluują, zapewniają dzięki wzajemnej obserwowalności każdemu
obserwatorowi, „jego rzeczywistość”.
6. Konstrukcja rzeczywistości a mass media
Nie trzeba dzisiaj długo uzasadniać, że mass media – wszystkie, na czele z telewizją, na której dalej się skoncentruję – odgrywają dużą rolę w naszej socjalizacji, w polityce, gospodarce itd. Stały się one narzędziami konstrukcji rzeczywistości.
Jak się jednak obecnie odnosi teza o mediach jako narzędziach konstrukcji
rzeczywistości do bronionego jeszcze dzisiaj toposu „telewizji” odwzorowującej „realność”? Pozornie intuicyjna oczywistość, że obrazy odtwarzają to, co
„jest”, występuje w ścisłym związku z tym, że nasz zmysł wzroku jest uważany
za najbardziej niezawodny ze wszystkich zmysłów. Już Arystoteles wskazywał
w metaizyce na to, by ufać tylko wzrokowi. Patrzeć znaczyło (i znaczy także
jeszcze dzisiaj) wierzyć. Dające się zaobserwować obiekty i zdarzenia są uważane za naturalne lub realne, odnosząc się tym samym do tego, co prawdziwe.
Również w sądzie duże znaczenie ma słowo świadka naocznego. Przedstawianie
kamery jako oczu przeniosło wiarę w niezawodność na fotograię i telewizję –
jak w sloganie reklamowym lat 50.: telewizor „oknem na świat”.
Peter M. Spangenberg zwraca zawsze uwagę na to, że zdjęcia i obrazy należą
do „fetyszy realności, […] przez które zostały nierozerwalnie połączone autentyczność indywidualnych przeżyć ze społeczną konstrukcją rzeczywistości” –
dlatego również „państwo” daje się zrozumieć przez obrazy państwa, przez obecnie decydujący „środek społecznie włączalnego doświadczenia rzeczywistości”.
Oczywiście wśród publiczności przetrwał do dzisiaj nietknięty autorytet obrazów.
W latach 40. Rudolph Arnheim obawiał się, że konstruktywne komponenty audiowizualnej komunikacji, których poznanie uważał jeszcze Walter Benjamin za
instrument wyjaśniania, zostaną do dzisiaj zapomniane (por. Arnheim 1981). Przy
inscenizacji medialnie zapośredniczonej bliskości dominuje w telewizji tendencja
do uczynienia własnej medialności niewidzialną. Wówczas w końcowym efekcie
„plastyczność i przejrzystość zlewają się z rzeczywistością” (Spangenberg 1992:
3). Pytanie o autorytet telewizji nie może, jak słusznie zauważył Spangenberg,
ograniczać się do problemu wiarygodności ofert medialnych: „Audiowizualne
media – ich techniki i ich instytucjonalna organizacja – wytwarzają i stabilizują
konstrukcje rzeczywistości w sensie oczekiwań potocznych” (Spangenberg 1992:
254
siegFried J. schMidt
5). Również wtedy, kiedy świadomość rozpoznaje konstruktywność medialnie
pośredniczącego poznania i jest jej świadoma, obraz ma moc urzekania.
Istotne jest również – na co uwagę zwróciła Sabine Jörg – że obrazy oddziałują mocniej niż teksty. Emocjonalne rozróżnianie u człowieka między ikcją
a nie-ikcją jest jednak o wiele mniejsze: także przed telewizorem płyną nam łzy
wzruszenia i wściekamy się (Jörg 1992: 283).
Christian Doelker (1979) słusznie, moim zdaniem, zwrócił uwagę na to, że
dokumentalny sposób odwzorowania fotograii albo telewizji wprowadza w błąd.
Doekler mówi odnośnie telewizji o „reorganizacji przez odwzorowanie”, podczas
której przepływają najbardziej kompleksowe i bogate w założenia procesy. Przed
zdjęciami potrzebne są badania, expose, opracowania i scenariusze. Podczas zdjęć
zorganizować należy kompleksowe współgranie czynników za i przed kamerą.
A po nich przychodzą fazy montażu, opracowania muzycznego i kopiowania6.
Wprawdzie obrazy telewizyjne zdają się symulować autentyczność codziennego
wizualnego poznania, jednak tylko dlatego, że obserwator oraz jego narzędzia
obserwacyjne i transmisyjne są niewidoczne, a selekcja i nadawanie formy usunięte z pola widzenia i stają się obserwowalne dopiero dla obserwatora drugiego
stopnia. „Realność medialna” jest konstrukcją, którą szalenie mocno określają
warunki operacyjne; jest konstrukcją, która zawsze odnosi się do komunikacji
i innych ofert medialnych i która używa w sposób niewidoczny sterującej postrzeganiem możliwej materializacji mediów.
Irytacje, które wyniknęły podczas dyskusji o „realności”, dają się rozwiązać,
gdy nie wychodzi się już od pozornie oczywistej dyferencji: realność życia/realność mediów, lecz gdy z jednej strony dokładniej weźmiemy pod uwagę referencję systemu, a z drugiej strony procesy konstrukcyjne i ich empiryczne założenia.
W organizacjach właściwych dla produkcji i dystrybucji ofert medialnych operują aktanci, którzy – kognitywnie i komunikacyjnie – ciągle są zajęci konstrukcją
rzeczywistości. Wytwarzają oni pod różnymi społeczno-kulturowymi, ekonomicznymi, politycznymi i prawnymi warunkami organizacji oferty medialne,
które są do dyspozycji dla kognitywnych komunikacyjnych systemów jako oferty
sprzężenia. Do tej produkcji wpływają ich własne konstrukcje rzeczywistości
jako określone wielkości – niezależnie od tego, czy pracują dokumentalnie, czy
też ikcjonalnie. „Telewizja jest ludzkim konstruktem, a praca, jaką wykonuje,
jest rezultatem ludzkiego wyboru, kulturowych decyzji i społecznych nacisków”
(Fiske i Hartley 1987: 17).
Ofert medialnych nie można określić z wielu powodów jako odwzorowania
rzeczywistości, lecz jako oferty dla systemów kognitywnych i komunikacyjnych,
wprawiające w ruch konstrukcje rzeczywistości w obecnych warunkach systemowych. Jeśli owe oferty nie zostaną użyte, oferty medialne nie „transportują”
6
Dla relacji na żywo trzeba by było tę listę odpowiednio zmodyikować, lecz również w takiej
sytuacji kamera w żadnym wypadku nie odwzorowuje w sposób obiektywny.
Rzeczywistość obserwatora
255
zupełnie niczego. Jeśli natomiast zostaną użyte, każda z nich wydarza się w sposób specyiczny dla systemu.
Przez symulację wizualnej autentyczności oferty telewizyjne sugerują obserwatorowi pierwszego stopnia, że sprzężenie ich kognitywnego systemu z każdorazową ofertą medialną zachodzi na takich samych warunkach, jak w interaktywnych procesach postrzegania (tj. niemedialnych – przyp. tłum.). Owa sugestia
zostaje przez to ułatwiona do tego stopnia, że zaktywizowany może zostać zarówno werbalny, jak i niewerbalny kanał. Jeśli oferty telewizyjne zostaną tak kognitywnie i komunikacyjnie zrealizowane, że bez naruszania ciągłości będą mogły być powiązane z własnymi (jednostki – przyp. tłum.) doświadczeniami (czyli
z wcześniejszymi kognitywnymi lub komunikacyjnymi procesami) lub choćby
im nie przeczyć, wówczas quasi-automatycznie powstanie subiektywne wrażenie
„oddawania realności”, zwłaszcza, że złożony proces produkcji ofert medialnych
jest niewidzialny, a procesy postrzegania u obserwatora pierwszego stopnia przebiegają z reguły nieświadomie. Obserwator pierwszego stopnia widzi zdarzenie,
a nie płaski obraz na ekranie, i reaguje własnym ciałem jak przy interaktywnym
postrzeganiu i interaktywnej komunikacji. Oczywiście w szczególności oferty telewizyjne mają możliwość, dzięki kognitywnym wysiłkom wywoływania pozoru
interakcji twarzą w twarz i bezpośredniego postrzegania wraz z jego intensywnością. Telewizja ,,jawi się jako naturalna droga doświadczania świata” (Fiske i Hartley 1978: 17). Jak podkreśla Spangenberg, z tego także powodu często dochodzi
do sytuacji, ,,że doświadczenia interakcji zostają wprawdzie przyporządkowane
realności, jednak masowo medialne sprawozdanie z niej na podstawie jej jakości
komunikacyjnej – redukcji kompleksowości i uporządkowania – jest doświadczone jako jeszcze «realniejsze» niż ta realność” (1992: 19).
To, co sugestywne dla telewizji można opisać z dwóch stron, a mianowicie ze strony oferty i ze strony recepcji. Przez integrację języka, mowy ciała,
mowy ubrania, wystroju, architektury, muzyki, światła, nastawienia itd., przez
powtórzenie stereotypów sytuacyjnych – (jak urząd kanclerza i Bundestag) – doświadczana jest semiotycznie nad-determinowana oferta postrzegania, w której
dominuje obraz.
Ze strony odbiorców w dokładnym ,,przetwarzaniu” pojedynczych obrazów
przeszkadzają ich różnorodność i szybkość. Ponadto telewizyjnie wyćwiczeni
widzowie wierzą, że nie muszą się wysilać przy telewizorze (por. Weischenberg
1989). Gdy wprawnemu widzowi ukażą się najbardziej skomplikowane manewry kamerą i cięcia jako naturalne formy postrzegania, a więc nieodsyłające do
konstruktywności, i gdy teksty i obrazy wzajemnie uwierzytelnią się, oferta telewizyjno-medialna ukaże mu się jako autentyczny obraz rzeczywistości.
Telewizja stała się, jako skutek społecznego użycia, jako środek informacyjny
i dokumentacyjny, uosobieniem/odtworzeniem zasad realności w nowoczesnym
społeczeństwie. Telewizja konstruuje określone ,,światy” i tworzy je w obszarze
społecznej wiedzy. Wiele zdarzeń zostało zainscenizowanych, jak powszechnie
256
siegFried J. schMidt
wiadomo, specjalnie dla telewizji albo ze względu na sprawiedliwość telewizyjną (aż do świadomych złudzeń, por. Weischenberg 1990). Skoro tylko znajduje
się przy tym kamera, zmienia się, jak powszechnie wiadomo, zachowanie ludzi. Gaye Tuchman (1978) słusznie podkreśla, że telewizyjne wiadomości nie
dostarczają żadnych obiektywnych informacji, lecz raczej ramy interpretacyjne
i orientacyjne dla zdarzeń społecznych i politycznych. Przy pomocy telewizji
nie otwiera się żadne okno na świat, lecz okno na naszą kulturę i społeczeństwo.
Telewizja tworzy kompleksowość społecznych doświadczeń przy pomocy przeglądu i sugeruje, że także funkcjonalnie zróżnicowane społeczeństwa ,,dają się
jednolicie obserwować”.
Takie obserwacje i opisy uwiarygodniają hipotezę, że media – wszystkie
– są używane jako urządzenia kognitywnej i komunikacyjnej konstrukcji rzeczywistości. Oferta medialna rośnie dopóty, dopóki selekcja tej oferty dostarcza
wskazówek odnośnie specyiki konstrukcji rzeczywistości przez określone instancje kognitywne i komunikacyjne. Telewizji jako tworowi złożonemu z obrazu,
dźwięku i tekstu przysługuje ponadto czołowa rola w sugerowaniu interaktywnego postrzegania i prowokowaniu więzi emocjonalnej, ponieważ swoją medialność i konstruktywność ukrywa najlepiej ze wszystkich mediów.
Stosunek między „rzeczywistością doświadczenia” i „rzeczywistością medialną” jest bardziej złożony, niż się to większości wydaje. Podczas produkcji
informacji na recepcję ofert medialnych wpływają nieuchronnie doświadczenia
odbiorców (widzi się to, co się wie). Każdy proces recepcji posiada swoje konsekwencje dla rodzaju i zakresu przyszłych doświadczeń odbiorców. Dlatego też
widz telewizyjny żyje w innych rzeczywistościach niż ci, którzy telewizji nie
oglądają, a wyćwiczone telewizyjnie oko widzi inaczej inscenizacje starszych
mediów (takich jak na przykład teatr). Dochodzi do tego jeszcze fakt, że stan
emocjonalny i praktyczna ocena relewancji doświadczeń dokonywana z uwzględnieniem ofert medialnych i bez nich wpływają na siebie wzajemnie. Zamiast
zatem jednostronnie rozróżniać między „realnością” i „realnością medialną”,
a ich zachowanie określać według wzoru bardziej prawdziwych lub bardziej
fałszywych odwzorowań, winniśmy bardziej uważać na aktualne procesy konstrukcyjne i ich empiryczne uwarunkowania.
Żądanie większej części publiczności, jak i badaczy mediów i komunikacji,
„obiektywnego sprawozdania” jest wobec wspomnianych złożonych sytuacji
wprawdzie zrozumiałe, ale w dziennikarstwie zupełnie nierealne. Oczywiście
świadome oszukiwanie podlega moralnej ocenie, a konkurencja między różnymi
mediami prowadzi najszybciej do jego odkrycia (Klier 1989). Ale też żądanie
obiektywnego sprawozdania pomija to, że od dziennikarza nie można wymagać
więcej, niż intelektualnej rzetelności i rzemieślniczo możliwie jak najlepszego
poszukiwania danych (por. Weischenberg 1992).
Rzeczywistość jest (w społeczeństwie ukształtowanym przez masmedia)
coraz bardziej tym, co – poprzez medialne zapotrzebowanie – konstytuujemy
Rzeczywistość obserwatora
257
jako rzeczywistość, aby potem w to wierzyć i stosownie do tego działać i komunikować. Dlatego tak wielu ludzi fascynuje dzisiaj rozwój cyberprzestrzeni,
,,wirtualnej rzeczywistości”, obrazów bez wzoru (gra słów: Bilder ohne Vorbild
– przyp. tłum.), które podważają pewność naszego wizualnego postrzegania.
Oczywiście w medialnie ukształtowanym społeczeństwie jesteśmy bardziej
niż kiedykolwiek zajęci (operatywnie i pragmatycznie, ale nie ontologicznie)
deiniowaniem tego, co przyjmujemy jako rzeczywistości w tym sensie, że powołujemy się na nasze działania i interpretację oraz w sensie oczekiwań oczekiwań
(Erwartungserwartungen), a także w sensie oczekiwań innych osób, że zachowają
się kompatybilnie. To znaczy, że pojęcie rzeczywistości znajduje swój kontekst
w ramach pragmatycznych operacji, które deiniują rzeczywistości operacji tak
kognitywnych, jak i komunikacyjnych. Równocześnie pojawia się silna tendencja podlegania czasowi i tworzenia kontyngencji we wszystkich konstrukcjach
rzeczywistości.
Kiedy pojęcie rzeczywistości nie jest już związane z realnością, a więc nie
może być deiniowane ontologicznie, wtedy modele rzeczywistości autonomicznie mnożą się, odróżniając się stopniem i kierunkiem ich wiabilności, rodzajem
ich operacjonalizacji, relewancją, którą posiadają dla przeżyć i rozwiązywania
problemów. Praktyczne doświadczenie konstruktywności jest obecnie powszechnie doświadczane i coraz częściej staje się tematem komunikacji. Tym samym
przyspiesza się rozwój (który zaczął się w XVIII wieku) jako funkcjonalne dyferencjonowanie. Systemy społeczne rozwijają swoje systemowo specyiczne
modele rzeczywistości, przy czym kryterium dla mnożenia rzeczywistości jest
coraz bardziej ich metodą wytwarzania i specyiką użycia (oczywiście owe kryteria bynajmniej nie są stosowane dowolnie, lecz muszą zostać opisane komunikacyjnie w aktualnych systemach społecznych) (por. Fuchs 1992).
Powyższy pobieżny przegląd kilku centralnych aspektów społeczeństwa medialnego skłania do wniosku, że konstruktywizm rozwinął się jako teoria kognicji funkcjonalnie zdyferencjonowanych społeczeństw medialnych. Jego główna
uwaga nie skupia się na pytaniu o zachowanie podmiotu i obiektu, o obiektywność i prawdę postrzegania i poznania albo o wiążące znaczenia jednostek
społeczeństwa, lecz przede wszystkim na pytaniu o warunki i kryteria włączalności kognitywnych i komunikacyjnych konstrukcji rzeczywistości przy założonej
samoorganizacji konstruujących systemów (=konstruktywizm operacyjny) (por.
Luhmann 1990).
Kiedy to zainteresowanie badawcze zyska uznanie, uda się być może rozwiązać zagadkę pojawiającą się w myśleniu wielu badaczy mediów i komunikacji,
którzy uznają wiadomości z jednej strony za subiektywnie uwarunkowane „interpretacje realności”, z drugiej strony jednak stosują do nich „kryterium adekwatności”.
258
siegFried J. schMidt
Bibliograia
Alfes H.F., 1992, Literatur und Gefühl. Emotionale Aspekte literarischen Schreibens und
Lesens, Braunschweig.
Arnheim R., 1981, A forecast of television, [w:] Understanding Television, Nowy Jork,
s. 3–9.
Berger P., Luckmann T., 1969, Die gesellschaftliche Konstruktion der Wirklichkeit. Eine
Theorie der Wissenssoziologie, Frankfurt n. M (Społeczne tworzenie rzeczywistości,
przeł. J. Niżnik, Warszawa 1983).
Ciompi L., 1986, Zur Integration von Fühlen und Denken im Licht der „Affektlogik”. Die
Psyche als Teile eines autopoietischen Systems, [w:] Psychiatrie der Gegenwart,
red. K.P. Kisker i in., t. 1, Berlin, s. 374–410.
Doelker C., 1979, „Wirklichkeit” in den Medien, Zug.
Fiske J., Hartley J., 1978, Reading Television, Londyn.
Foerster H. von, 1985, Sicht und Einsicht. Versuchen zu einer operativen Erkenntnis
theorie, Braunschweig.
Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuche einer Brücke, Frankfurt n. M.
Fuchs P., 1992, Die Erreichbarkeit der Gesellschaft. Zur Konstruktion und Imagination
gesellschaftlicher Einheit, Frankfurt n. M.
Glasersfeld E. von, 1985, Konstruktion der Wirklichkeit und des Begriffs der Objektivität,
[w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin, A. Mohler, Monachium,
s. 1–21.
Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum radikalen
Konstruktivismus, Braunschweig.
Günther G., 1976, Beiträge zur Grundlegung einer operationsfähiger Dialektik, Hamburg.
Hejl P.M., 1982, Sozialwissenschaft als Theorie selbstreferentieller Systeme, Frankfurt n. M.
Janich P., 1992, Die methodische Ordnung von Konstruktionen. Der Radikale Konstruk
tivismus aus der Sicht der Erlanger Konstruktivismus, [w:] Kognition und Gesell
schaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 24–41.
Jörg S., 1992, Sehen in Zeitraffer. Wie der Fernsehzuschauer die Welt wahrnimmt, [w:]
Zeit Raum Kommunikation, red. W. Hömber, M. Schmolke, Monachium, s. 277–
285.
Klier P., 1989, Warum man die Öffentlichkeit so schlecht belügen kann (De incorrupta rei
publicae ide pudoris causa), [w:] Mediendämerung. Zur Archäologie der Medien,
red P. Klier, J.-L. Evard, Berlin, s. 40–51.
Knorr-Cetina K., 1989, Spielarten des Konstruktivismus. Einige Notizen und Anmerkun
gen, „Soziale Welt”, 40, 1/2, s. 86–96.
Luhmann N., 1964, Funktionale Methode und Systemtheorie, „Soziale Welt”, 15,
s. 1–25.
Luhmann N., 1984, Soziale Systeme. Grundriss einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 1985, Das Problem der Epochenbildung und die Evolutionstheorie, [w:]
Epochenschwelle und Epochenstrukturen im Diskurs der Literatur und Sprachhis
torie, red. U. Gumbrecht, U. Link-Heer, Frankfurt n. M., s. 11–33.
Luhmann N., 1986, Intersubjektivität oder Kommunikation: Unterschiedliche Ausgangs
punkte soziologischer Theoriebildung, „Archivio di Filosoia”, 54, s. 41–60.
Rzeczywistość obserwatora
259
Luhmann N., 1990, Das Erkenntnisprogramm des Konstruktivismus und die unbekannt
bleibende Realität, w: Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivistische Perspektiven,
Opladen, s. 31–58.
Luhmann N., 1990a, Die Wissenschaft der Gesellschaft, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 1990b, Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivistische Perspektiven, Opladen.
Maturana H., 1985, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,
Braunschweig.
Morin E., 1991, Kultur ↔ Erkenntnis, [w:] Das Auge des Betrachters. Beitrage des
Konstruktivismus, red. P. Watzlawick, P. Krieg, Monachium, s. 75–84.
Roth G., Schwegler H., 1992, Kognitive Referenz und Selbstreferentialität des Gehirns:
Ein Beitrag zur Klärung des Verhältnisses zwischen Erkenntnistheorie und Hirnfor
schung, (nieopublikowany manuskrypt, Uniwersytet w Bremie).
Roth G., 1992, Das konstruktive Gehirn: Neurobiologische Grundlagen von Wahrneh
mung und Erkenntnis, [w:] Kognition und Gesellschaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt
n. M., s. 277–336.
Rusch G., 1987, Erkenntnis, Wissenschaft, Geschichte. Von einem konstruktivistischen
Standpunkt, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1987 (red.), Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus, Frankfurt n. M.
Schmidt S.J., 1991, Gedächtnisforschungen: Positionen, Problemen, Perspektiven, [w:]
Gedächtnis: Probleme und Perspektiven der interdisziplinären Gedächtnisforschung,
Frankfurt n. M., s. 9–55.
Schmidt S.J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein konstruktivistisches Gesprächsan
gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.,
s. 425– 450.
Spangenberg P., 1992, Ereignisse und ihr Medium, [w:] Materialität der Kommunikation,
red. H.U. Gumbrecht, K.L. Pfeifer, Frankfurt n. M., s. 776–798.
Spencer Brown G., 1972, Laws of form, Nowy Jork.
Stierlin H., 1991, Zwischen Sprachwagnis und Sprachwirrnis, [w:] Das Auge des Be
trachters. Beitrage des Konstruktivismus, red. P. Watzlawick, P. Krieg, Monachium,
s. 151–166.
Tuchman G., 1987, Making News. A study in the construction of reality, Nowy Jork.
Weischenberg S., 1989, Der enttarnte Elephant. Journalismus in den Bundesrepublik –
und die Forschung die sich ihm widmet, „Media Perspektiven”, 4, s. 227–239.
Weichenberg S., 1990, Die Realität des John F. Kennedy. Wirklichkeitskonstruktion in
Theorie und Praxis der Medienkommunikation, [w:] Funkkolleg Medien und Kom
munikation. Einführungsbrief, Weinheim, s. 38–49.
Zitterbach, W., 1991, Der Erlanger Konstruktivismus in seiner Beziehung zum Konstruk
tiven Realimus, [w:] Formen des Konstruktivismus in der Diskussion, Wiedeń.
przeł. Dominika Wączek
Stefan Weber
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna
ilozoia mogłaby się przyczynić
do rozwiązania teoretyczno-medialnego
problemu realizm/konstruktywizm?
Wstrząśnij studiem rzeczywistości!
BuRROuGhS
1. Wprowadzenie
Chociaż przeminęła już pierwsza fala skrajnie konstruktywistycznej niepewności w klasycznym teoretyczno-medialnym stanie, to główne pytania postawione
przez konstruktywizm pozostają nadal bez odpowiedzi:
– Czy w konstruktywizmie chodzi o pewną możliwą do uzasadnienia (teoretycznie i/albo empirycznie), „ogólnie obowiązującą” teorię poznania komunikacji medialnej – czy też tylko o mającą wartość w pewnej sytuacji
strategię dziennikarską, którą można dostrzec jako rozpowszechnioną w (domyślnie) teraźniejszej kulturze medialnej konstruktywności, czy też o pewną
tendencję, pewien trend w komunikacji medialnej? Krótko rzecz ujmując:
Czy konstruktywizm jest teorią poznania w teorii komunikacji, czy „czystą”
strategią praktyki komunikacyjnej?
– Czy konstruktywizm może dzięki metodom empirycznym nauk społecznych
zostać „podbudowany” empirycznie, uprawomocniony, udowodniony albo
w ogóle obalony? Czy taki empiryczny dowód za/przeciw ewentualnie już
ma miejsce? Czy musi być przeprowadzony w zakresie studiów nad nadawcą, analizy treści, badaniach nad odbiorcą, czy też w ogóle we wszystkich
262
steFan Weber
tych trzech zakresach? Czy klasyczne metody empiryczne można w ogóle
zastosować w ramach teorii konstruktywistycznej? Jeśli zaś nie, to jak należałoby je zmodyikować?
Oba zespoły pytań wskazują przede wszystkim na brak ostrości pojęciowej,
którą być może będą mogły usunąć dalsze rozważania. Główna teza tego tekstu
brzmi: konstruktywizm (ten w wersji z Siegen względnie radykalny konstruktywizm) nie może być stosowany ani jako teoria poznania komunikacji medialnej,
ani jako deinicyjna metateoria dla zespołu zagadnień media/masmedia/komunikacja/komunikacja medialna. Osiągnąć mogłyby to natomiast „teorie bliskie”
konstruktywizmowi: autopoietyczna teoria systemów Niklasa Luhmanna może
pomóc precyzyjnie określić „pole systemowe komunikacji medialnej” (a wraz
z nim pojęcia/koncepcje komunikacji medialnej, środków przekazu, masmediów,
publicystyki, dziennikarstwa, jawności i publiczność), a przy tym uniknąć często
ogólnikowej – również konstruktywistycznej – mowy o „tych” mediach. Po drugie, nie-dualistyczna ilozoia Josefa Mitterera zostanie ukazana jako wiabilna teoria poznania komunikacji medialnej. Jeśli konstruktywizmu nie można pojmować
ani jako teorii poznania komunikacji medialnej, ani pojęciowej metateorii, to pozostaje mu tylko zostać sytuacyjnym, względnie szczególnego rodzaju, modelem
konstrukcji informacji, o którego wiabilnośći każdorazowo trzeba rozstrzygać.
Konstruktywizm jako sytuacyjny model konstrukcji informacji dostrzega dopiero
konstruktywność kultury mediów, „autopoietyzację” dziennikarstwa itd.
Z tych ogólnych rozważań wynika struktura pracy: przede wszystkim (II) za
pomocą autopoietycznej teorii systemów oraz teorii dystynkcji obserwacji poddane zostanie pole systemowe komunikacji medialnej. Zostanie zaproponowane
rozwiązanie dyskusji o granice sensu „systemu mediów” i pierwotna binarna
kodyikacja przez modyikowany systematyczny układ, który dopuszcza wiele granic sensu i kodyikacji. Po tym pojęciowym sprecyzowaniu (III) zostaną
przedstawione zarysy nie-dualistycznej teorii poznania i komunikacji medialnej,
które rezygnują z takich rozróżnień, dystynkcji i dualizmów, jak rzeczywistość/
obraz, realność/iluzja, realność/rzeczywistość mediów, zdarzenie/informacja itd.
jako ontologicznych, a przede wszystkim protologicznych, oraz jako a priori
dokonanych złożeń. Następnie uzasadnić wypadnie, dlaczego konstruktywizm
nie może pełnić funkcji tego rodzaju teorii poznania. W następnym rozdziale (IV)
rozważy się to, jak można pojmować konstruktywizm: jako specyiczny model
konstrukcji informacji, w którym zostaje odwrócony klasyczny kierunek myślenia realistycznego modelu wyboru informacji. Dzięki temu modelowi, a w szczególności temu kierunkowi myślenia, według którego odbiorcy i media konstruują, a nie odwzorowują zdarzenia, (V) dostrzec można takie bieżące trendy, jak
rosnąca konstruktywność kultury medialnej albo wzrastająca „autopoietyzacja”
dziennikarstwa – problem dotyczy takich trendów, jak autologizacja, wirtualizacja, metamedializacja, cybernetyzacja i ikcjonalizacja dziennikarstwa. Na koniec
(VI) – w formie pięciu pytań, na które każdorazowo trzeba sobie odpowiedzieć
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
263
w zależności od sytuacji – poruszona zostanie kwestia empirycznego sprecyzowania realistycznych i konstruktywistycznych modelów informacji
Z teoretycznego punktu widzenia chodzi przy tym o to, żeby konstruktywizm, jako teorię obserwacji mediów, rozszerzyć w dwóch kierunkach: z jednej
strony w kierunku układów systemowo-teoretycznych i logiczno-dystynktywnych, z drugiej zaś w kierunku układów nie-dualistycznych. Teoria systemów
pomaga stworzyć ścisłą systematykę zakresu przedmiotowego, nie-dualistyczna
ilozoia przedstawia przydatną teorię poznania tego zakresu przedmiotowego,
a konstruktywizm pojmuje się jako empirycznie dostrzegalną tendencję (post)
modernistycznej komunikacji medialnej. Moim zdaniem dopiero dzięki temu
uzupełnieniu otrzymuje się do dyspozycji przydatny dla empirycznego sprecyzowania środek pomocniczy.
2. Pole systemowe komunikacji medialnej
W najwcześniejszym okresie zwiększoną uwagę, przede wszystkim z teoretycznego punktu widzenia, kierowano na wyznaczenie i odgraniczenie zakresu przedmiotowego nauki o mediach i komunikacji. Próby określenia zakresu przedmiotowego według wzoru systemu społecznego Luhmanna przechodzą od systemu
„publicystycznego”, poprzez system „dziennikarski” i system „masmediów”, do
systemu „jawność”1. Teoretyczne dyskusje, co ciekawe, krążą najczęściej wokół
pytania, jak i dlaczego ten swoisty i nowy system przewyższa wcześniejsze systematyczne projekty, co różni go od systemów wcześniejszych i co teraz o wiele
zręczniej będzie można teoretycznie-systemowo wyjaśnić. W niniejszych rozważaniach nie będzie się jednak używać pojęciowej wielości z tej dziedziny po
to, aby wyróżnić jeden termin, a przez to jeden punkt widzenia, lecz aby dzięki
różnym pojęciom uchwycić ściśle zdeiniowane różne fenomeny albo zakresy
przedmiotowe. Proponuję zacząć nie od różnicy między komunikacją indywidualną a masową, lecz od różnicy między komunikacją interpersonalną i medialną (przy czym komunikację – całkowicie konstruktywistycznie – można by
traktować jako systemową i zwrotną konstrukcję informacji, a samą informację
jako podwójną różnicę). Komunikacja interpersonalna jest przy tym komunikacją
typu face to face, z założeniem izyczno-materialnej i czasowej obecności osób
komunikujących się. Ta postać komunikacji nie interesuje nas tutaj. Chcąc jednak
postawić pytanie, na czym polega specyika „komunikacji medialnej”, musimy
przede wszystkim wyjaśnić pojęcie „media”. Kiedy mówimy ogólnie o „mediach” (a nic innego obecnie nam nie pozostaje, chociaż wraz z tym pojęciem
milcząco przyjmujemy paradygmat pośrednika albo pośrednictwa), to pojęciem
1
Następne rozważania są syntezą następujących prac: Marcinkowski 1993; Blöbaum 1994; Luhmann 1996 oraz Kohring i Hug 1997. Por. również krytyczne Bryll 1996 oraz Marcinkowski
1996.
264
steFan Weber
tym dotychczas były określane, nie tylko przez konstruktywizm, lecz także przez
teorię systemów, liczne fenomeny:
– na płaszczyźnie społeczeństwa pod nazwą „media” rozumiano przede wszystkim „system mediów” pojmowany jako system funkcjonowania społeczeństwa – obok gospodarki, prawa, polityki, nauki itd.
– na płaszczyźnie organizacji pod nazwą „media” rozumiano poszczególne
organizacje medialne, jak na przykład wydawnictwa, rozgłośnie radiowe,
jak też podsystemy tych organizacji – poszczególne redakcje, oddziały itd.
– na płaszczyźnie interakcji indywidualnych wreszcie musiano pojęcie „mediów” stosować nie tylko do konkretnych „rzeczy materialnych” (aparatura
techniczna, gazety, książki itd.), lecz także do zawartości tych materialnych
rzeczy, a więc do oferty medialnej (poszczególne audycje, artykuły, wiadomości, relacje, komentarze itd.).
Tutaj jednakże od tego rodzaju szerokiego pojmowania mediów się odchodzi
– bynajmniej nie dlatego, że pojęcie „medium” w teorii systemów i tak ma już
dwojakie znaczenie: jako pojęcie przeciwne do pojęcia formy oraz jako symboliczne uogólnienie komunikacyjnych środków przekazu. Moim zdaniem należy
tak samo zaniechać ogólnego mówienia o „mediach”, jak i używania przestarzałego pojęcia „masmedia”, ponieważ tamte środki przekazu, które kierują się
na „masy”, stanowią już tylko część współczesnego pejzażu środków przekazu.
„Pożegnanie bez łez” (Görke i Kohring 1997: 10) może więc dotyczyć nie tylko
pojęcia „mediów”, jako zbyt rozległego pojęcia nadrzędnego, lecz także takich
pojęć jak „masmedia” i „komunikacja masowa”. Tym, co pozostaje jako pojęcie
nadrzędne jest pole systemowe „komunikacji medialnej”.
Komunikacja medialna
Komunikacja medialna jest więc tym polem systemowym, którego środowiskiem
jest komunikacja interpersonalna. Pytanie, czy system ten „pasuje” do teorii systemów Luhmanna czy nie (czy więc przedstawia dalszy system funkcyjny społeczeństwa, czy też nie przystaje do wszystkich innych), jest moim zdaniem bez
znaczenia, ponieważ koncepcje systemowe nie powinny pasować do autorów,
lecz do przedmiotów empirycznych. Pole systemowe komunikacji medialnej
obejmuje każdą taką komunikację, która stosuje symbolicznie uogólnione medium komunikacyjne medialności – tzn. wartość. Dwuwartościowy kod każdej
komunikacji medialnej jest kodowaniem informacja/nie-informacja względnie
informacyjne/nie-informacyjne. Pierwotną funkcją komunikacji medialnej jest introspekcja i odnowienie samookreślenia społeczeństwa. „Komunikacja medialna”
obejmuje zarówno oglądanie telewizji, jak i wysyłanie poczty elektronicznej, telefonowanie, surfowanie w Internecie, pisanie komentarzy do gazet codziennych,
czytanie literatury fachowej, prowadzenie audycji na żywo w radiu i oglądanie ze
zdziwieniem bilbordów. Gdybyśmy teraz postępowali klasycznie, niesystemowo,
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
265
to pole systemowe komunikacji medialne musiałoby zostać wyróżnione w dalszym ciągu wedle kryteriów technicznych: w polu systemowym komunikacji
medialnej należałoby wyróżnić podsystem drukowanych środków przekazu (gazety, czasopisma, książki), podsystem radiowych środków przekazu, podsystem
audiowizualnych środków przekazu oraz najnowszy podsystem multimedialnych
środków przekazu, jak również komputerowych środków przekazu. Unikamy
jednakże technicznego ograniczenia i dyferencjujemy w polu systemowych komunikacji medialnej najpierw całkiem po prostu producentów i konsumentów,
oferentów i odbiorców, struktury wydajności i oczekiwania, krótko: medializację
i instrumentalizację. Innymi słowy: rozróżniamy między publicystyką a jawno
ścią. Ponieważ rozróżnienie to nie bierze pod uwagę konkretnych indywiduów
albo osób, to jest zupełnie możliwe (a czasami nawet staje się to regułą), że
ludzie cały czas i jednocześnie przynależą do obu sfer.
Publicystyka
Jako publicystykę pojmuje się tutaj taki system, który generalnie rozpowszechnia informacje. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym jest powszechność (Publizität); pierwotnie jest ona kodowana dwuwartościowo przez
dualność opublikowany/nie-opublikowany, względnie ogłoszone/nie-ogłoszone
(a wtórnie raczej – z całą ostrożnością – ograniczone do techniki przez kodowanie: rozpowszechnione/nie-rozpowszechnione, wydrukowane/nie-wydrukowane,
przekazane przez radio/nie-przekazane przez radio, wysłane/nie-wysłane, onli
ne/nie-online itd.). Pierwotną funkcją publicystyki jest powszechne ogłaszanie
informacji. Publicystyka może być podzielona na podsystemy: dziennikarstwo,
reklama i propaganda, rozrywka, PR i działalność publiczna oraz na jeszcze
inną publicystykę. Wewnątrz podsystemu publicystyki w systemie komunikacji
medialnej współcześnie wydzielił się podsystem o szczególnej uwadze: system
dziennikarstwa.
Dziennikarstwo
Jako dziennikarstwo pojmuje się tutaj taki system, który ogłasza informacje ak
tualne. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym jest aktualność;
pierwotnie jest ona kodowana dwuwartościowo przez dualność aktualne/nie-aktualne, względnie nowe/stare, jak również wtórnie kodowana przez wszystkie sytuacyjnie ważne czynniki informacyjne, względnie wartości informacyjne. Dziennikarstwo jest więc tym systemem, który ogłasza przede wszystkim informacje
i relacje, podczas gdy podpada pod pozostałe części publicystyki (można by
również powiedzieć: publicystyki nie-dziennikarskiej), obszary takie, jak reklama
i propaganda, rozrywka, PR i działalność publiczna, wiadomości urzędowe, sztuka środków przekazu itd. (Przy tym również powinien być oczywistym związek,
266
steFan Weber
względnie uzupełnienie obszarów programowych Luhmanna informacje/relacje,
reklama i rozrywka, w jego systemie „masmediów”).
Jawność
Jako jawność pojmuje się tutaj „inną stronę” komunikacji medialnej, stronę odbiorcy, konsumenta publicystyki. Jawność jest nie tylko produktem, lecz również warunkiem publicystyki: relacja między publicystyką a jawnością wirtualnie
określona jest koliście. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym
jawności jest opinia publiczna. Kodowana jest ona dualnością jawne/niejawne,
względnie jawne/prywatne. Pierwotna funkcją jawności jest obserwacja publicystyki, względnie obserwacja jej produkcji relewancji środowiskowej. Jawność
jako konstrukt zawsze jest już czymś więcej niż sumą specyicznie systemowych
obserwacji odbiorców. Tak więc można powiedzieć, iż jawność jest kodowana
przez ważne/nieważne środowiskowo, względnie bardziej-przynależny-do-systemu/nie-bardziej-przynależny-do-systemu. Ponieważ publicystyka zawsze przedstawia ogólne spostrzeżenie n-tego porządku, a dziennikarstwo zawsze aktualne
spostrzeżenie n-tego porządku, jawność jako spostrzeżenie publicystyki oznacza
spostrzeżenie porządku n+1.
Publiczność
Jako publiczność powinno pojmować się stronę odbiorcy, konsumenta dziennikarstwa. Publiczność jest więc tym podzakresem, względnie tym podsystemem
jawności, który spostrzega dziennikarstwo, względnie jego wytwory. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym publiczności jest uwaga; kodowana
jest ona poprzez dualizm uważne/nie-uważne, względnie aktualne/potencjalne lub
w- kontakcie/nie-w-kontakcie. Pierwotną funkcją publiczności jest spostrzeżenie
dziennikarstwa, względnie jego wytworów, tzn. przyjmowanie i konstruowanie aktualnych informacji – ponownie pojmowane jako spostrzeżenie n+1 porządku. Razem więc pole systemowe komunikacji medialnej przyjmuje następującą postać:
oczekiwanie
┌──────────────────┐
▼
│
│
│
│
▼
instrumentalizowanie │
dziennikarstwo
{
publiczność
inna (niedziennikarska) publicystyka
(reklama i propaganda, rozrywka, PR...)
│
osiągnięcie
publiczność aktualna
publiczność potencjalna
}
inne jawności
▲
└──────────────────┘
publicystyka
zmedializowanie
jawność
│
│
│
│
▼
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
267
Zarys: pole systemowe komunikacji medialnej
Referencja
systemowa
Symbolicznie
uogólniony środek
komunikacji
medialnej
Kod dwuwartościowy
Funkcja
pierwotna
1. komunikacja
medialna
MEDIALNOŚĆ
Informacja/nie-informacja
Introspekcja
i
samookreślenie
społeczeństwa
2. publicystyka
POWSZECHNOŚĆ Opublikowane/nieopublikowane
[ogłoszone/nie-ogłoszone,
rozpowszechnione/
nierozpowszechnione,
wydrukowane/nie
wydrukowane; wysłane/
nie-wysłane...]
3. dziennikarstwo AKTUALNOŚĆ
Aktualne/nieaktualne,
nowe/stare
[jak również wszystkie
czynniki informacyjne]
4. jawność
OPINIA
PUBLICZNA
Jawne/niejawne
Spostrzeżenie
[jawne/prywatne, jawne/
publicystyki
tajne, ważne-środowiskowo/nie-ważne-środowiskowo, bardziej-przynależnedo-systemu/mniej
przynależne-do-systemu]
5. publiczność
UWAGA
Uważne/nie-uważne
[aktualne/potencjalne]
Aktualna
konstrukcja
informacji
Spostrzeżenie
dziennikarstwa
Moim zdaniem, dzięki temu modelowi liczne spory teoretyczno systemowe wokół tej dziedziny mogą jednoznacznie zostać rozstrzygnięte; studium
Marcinkowskiego Publizistik als autopoietisches System (Marcinkowski 1993)
wyraźnie odnosi się do dziennikarstwa i publiczności, nie uwzględniając jednakże nie-dziennikarskiej, innej publicystyki oraz innych jawności. Studium
Blöbauma Journalismus als soziales system (Blöbaum1994) odnosi się również
do dziennikarstwa i publiczności; system został jedynie „przechrzczony”, a dla
dziennikarstwa zmienione zbyt szerokie kodowanie pierwotne informacja/nie-informacja. Kodowanie to w swoim systemie „masmediów” wybiera również Luhmann, co w istotny sposób odpowiada naszkicowanemu tutaj polu systemowemu
268
steFan Weber
komunikacji medialnej (zakres programowy informacja/relacja odpowiada dziennikarstwu, a rozrywka i reklama innej publicystyce), jednakże Luhmann koncypuje jawność poza systemem jako środowisko wszystkich systemów funkcyjnych. Kohring i Hug (1997) ponownie chcą to całe pole nazwać „jawność” – co
jest stanowiskiem przeciwnym wobec Marcinkowskiego, który nazywał całe pole
„publicystyką”. Widać zatem, że naszą propozycję należy rozumieć jako syntezę
dotychczasowych układów drogą teoretyczno-systemowego „uporządkowania
pola” zakresów przedmiotowych, a nie jako konstrukcję nowego systemu.
Jeśli więc później będziemy mówić o „autopoietyzacji dziennikarstwa” albo
o „konstruktywności publiczności”, to powinno być jasne, o jakich dokładnie
zarysowanych polach jest mowa. Nie chodzi tu o teoretyczno-systemową zabawę, lecz o konieczne dla prac empirycznych sprecyzowanie i rozróżnienie
pojęciowości – gdyż pojęcia te również w licznych aktualnych pracach z zakresu
komunikacji medialnej wciąż używane są w dalekim stopniu synonimicznie. Po
zastosowaniu teorii systemów dla precyzyjnego wyznaczenia empirycznego pola
komunikacji medialnej powinniśmy przejść teraz do pytania o odpowiednią teorię
poznania komunikacji medialnej.
3. Nie-dualistyczna teoria poznania komunikacji medialnej
Klasyczne epistemologiczne pytanie w dyskusji między realistami a konstruktywistami brzmi: czy media odwzorowują rzeczywistość, czy też ją konstruują?
Innymi słowy: czy rzeczywistość poprzedza media, które dopiero z niej zostają
wyselekcjonowane, czy też media, dzięki swoistym operacjom, wytwarzają rzeczywistość? Krytyka nie-dualistycznej ilozoii2 zasadza się na niesprawdzonym
co do zasadności dualizmie w obu prądach myślowych: zarówno realiści jak
i konstruktywiści muszą dokonać rozróżnienia pomiędzy mediami a rzeczywistością po to, aby w ogóle móc postawić pytanie o odwzorowanie lub konstrukcję. To rozróżnienie pomiędzy mediami i rzeczywistością dzieli już tylko mały
krok od rozróżnienia pomiędzy rzeczywistością mediów i (pozamedialną) rzeczywistością, czytaj: realnością. Filozoia nie-dualistyczna nie pyta już o to, czy
media konstruują rzeczywistość, lecz raczej pojmuje samą konstrukcję-apriori
„tutaj media, tam rzeczywistość” jako konstrukt pojęciowy. Dualizm rzeczywistość mediów i pozamedialna realność ostatecznie nadbudowany jest na o wiele
„cięższych” ontologicznych dualizmach zjawiska i bytu, obrazu i rzeczywistości. Ponieważ jednak te dualizmy nie zawsze dokładnie dualistycznie się sobie
przeciwstawiają, w dalszej części tekstu będę używał nieco unieszkodliwiającego
pojęcia ogólnego – „dystynkcje”:
2
Rozwijał ją austriacki ilozof Josef Mitterer (1992). Ważne elementy śladowe myślenia nie-dualistycznego znajdują się u Ludwika Flecka i Silvio Ceccato, a zastosowane protoilozoiczne
rozważania u Hugo Dinglera.
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
Przegląd: dualizmy i dystynkcje nauki o mediach
1. Dystynkcje ontologiczne
byt
zjawisko
rzeczywistość
obraz
rzeczywistość
obraz medialny
realność
rzeczywistość mediów
realność
złudzenie
realność
symulacja
realność
inscenizowanie
realność
wyobrażenie
realność
wirtualność
realność
ikcja (ikcyjność)
2. Dystynkcje teorii mediów
zdarzenie
przedstawienie
(forma przedstawienia)
zdarzenie
informacja
zdarzenie
relacja (wzór sprawozdania)
3. Dystynkcje teorii komunikacji
nadawca
odbiorca
producent
konsument
komunikujący
obierający komunikat
4. Dystynkcje dziedziny
komunikacja indywidualna
komunikacja masowa
komunikacja interpersonalna
komunikacja medialna
5. Dystynkcje w kontekście społeczno-kulturowym
natura
kultura
człowiek
środek przekazu
człowiek
maszyna
ciało
technologia
publiczność
prywatność
publiczne
tajne
269
270
steFan Weber
6. Dystynkcje dziennikarskie
prawda
fałsz
faktyczność
ikcyjność
oryginał
kopia/fałszerstwo/plagiat
obiektywność
subiektywność
informacja/relacja
opinia
[komentarze, glossy]
informacja
rozrywka
dziennikarstwo profesjonalne
dziennikarstwo bulwarowe
dziennikarstwo elektroniczne
dziennikarstwo rozrywkowe
dział redakcji
dział ogłoszeń
Przy tym nie-dualistyczna teoria poznania doradzałaby raczej, by pojmować
te dualizmy jako protologiczne konstrukty oraz nie przyjmować ich milcząco
i w sposób bezreleksyjny. Wracając zaś do „faktycznego” odejścia od dualizacji – jeden rzut oka na wyróżnione grupy dualizmów i dystynkcje pozwala na
wysoce różne obserwacje:
1. Co się tyczy dystynkcji ontologicznych – byt i nie-byt, byt i zjawisko,
(a następnie) rzeczywistość i obraz jak i (następnie) realność i iluzja (ikcja,
symulacja, wyobrażenie, inscenizowanie, wirtualność) – to wielu postmodernistycznych teoretyków mediów, począwszy od Flussera, Baudrillarda i Weibela,
a skończywszy na Krokerze, wychodzi od symbolicznej zmiany obsady: to, co
kiedyś było realnością, dzisiaj może być pojmowane tylko jako wirtualność,
a rzeczywistość wirtualna została awansowana w stosunku do rzeczywistej realności. „W zrekombinowanej historii obraz jest realną rzeczą, a realna rzecz jest
tylko złudzeniem zwirtualizowania” (Kroker i Weinstein 1997: 141). Całkiem
podobny tok myśli można odnaleźć w radykalnym konstruktywizmie: „Z obrazu rzeczywistości powstaje rzeczywistość obrazu” (Schmidt 1992: 446). „Odejście od dualizacji” ma tutaj miejsce nie tylko poprzez rozbicie dualizmu, lecz
w o wiele większym stopniu poprzez pewne deinicyjne odwrócenie. Jeszcze raz:
nie chodzi tutaj o epistemologiczne rozważania, tylko o czasowo uwarunkowane
diagnozy teraźniejszości.
2. Co się tyczy dystynkcji teorii mediów – zdarzenie i przedstawienie (forma
przedstawienia), względnie zdarzenie i informacja/relacja (wzór sprawozdania),
to konstruktywizm ponownie w istocie uznaje odwrócenie realistycznego układu
myślowego: podczas gdy dla realistów zdarzenie ma miejsce przed mediami
i przez nie w sposób wybiórczy jest odwzorowywane, to dla konstruktywistów
zdarzenie jest przede wszystkim zdarzeniem operacji mediów, ma więc miejsce
w środkach przekazu. Wynika z tego, że również czynniki informacyjne nie
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
271
trzymają się zdarzeń zewnętrznych, lecz przedstawiają specyicznie medialne
kody konstrukcji3.
3. Co do dystynkcji teorii komunikacji – nadawca/odbiorca, producent/konsument, komunikujący/odbierający komunikat, to z jednej strony w skrajnym
konstruktywizmie wskazuje się na aktywną rolę odbierającego komunikat (konsument jako producent pewnego każdorazowo szczególnego kontekstu), z drugiej
strony na „faktyczne” procesy odejścia od dualizacji, jakie zostały wzbudzone
przez interaktywne środki przekazu – Internet etc.
4. Wraz z cyfrową rewolucją osłabły nagle pewne dystynkcje tej dziedziny,
a mianowicie rozróżnienie na komunikację indywidualną i komunikację masową. Mówienie o „masowości” jest tym bardziej przestarzałe, im bardziej konsekwentnie oferta środków przekazu jest zindywidualizowana (chodzi tu o software
agents).
5. Teoretycy nowych mediów często przepowiadali, iż również dystynkcje historyczno-kulturowe, jak natura/kultura, człowiek/maszyna albo ciało/
technologia zatracą swoje znaczenie. Wobec techniki cyfrowej, która w coraz
większym stopniu wdziera się w ciało (zob. Wearable Computers, Brain und
Neurochips itd.) i wobec ciał biologicznych, które w coraz większym stopniu
są integrowane w technice (hasła: Society of Surveillance, pamięć proteinowa,
komputery neuronowe, które myślą (Things That Think) itd.), rozróżnienia te
stają się problematyczne. Nawet tradycyjna retoryka przedmiotowo-podmiotowa, jak sądzą teoretycy i artyści środków przekazu (ostatnio Stoker i Schöpf
(red.) 1997), stała się przestarzała dzięki nowym formom sprzężenia człowiek/
maszyna.
Odnośnie relacji człowieka i technologii, Arthur Kroker wychodzi ponownie
od odwrócenia:
W latach 60. McLuhan rozwinął teorię, iż technologiczne środki komunikacji medialnej, tzw.
„powiększenia ludzkości”, są elektronicznymi rozszerzeniami centralnego systemu nerwowego. Lecz to było tylko jeden raz. W latach 90. jest dokładnie odwrotnie. To nie technologia
jest rozszerzeniem ludzkiego aparatu percepcyjnego, lecz gatunek ludzki jest okablowanym
rozszerzeniem rzeczywistości cyfrowej (Kroker i Kroker 1996: 149)4.
3
4
Podobne pojmowanie odwrócenia informacji i zdarzenia znajduje się zresztą w parafrazie Karla
Krausa dokonanej przez Günthera Andersa z 1956 roku: „Na początku było nadawanie, dla niego
powstaje świat”. Z tego odwrócenia wynika również to, że symbolicznie uogólnione medium komunikacyjne dziennikarstwa – aktualność – musi być postrzegane nie jako przyczyna, lecz skutek
sprawozdania: „Dlatego proponujemy traktować aktualność nie jako przyczynę, lecz jako skutek
dziennikarskiego sprawozdania z otoczenia i ryzyka. Znaczy to: Zdarzenia obowiązują jako aktualne, ponieważ środki przekazu o tym informują”. A następnie: „Aktualność należy uważać za
podstawowy wyróżnik systemu dziennikarstwa, której przysługuje o wiele większe znaczenie niż
innym dziennikarskim kryteriom doboru” (Ruhrmann, Kohring i Görke 1997: 14).
Stanowisko, które wciąż w sposób radykalny manifestowane jest również w High-Tech działaniach cielesnych australijskiego artysty performance Stelarca.
272
steFan Weber
W relacji między człowiekiem a mediami przypominałoby to odwrócenie
klasycznego pytania: „Co z ludźmi czynią media?”, przy założeniu korzyści
(„Co ludzie czynią za pomocą mediów?”). Ta skoncentrowana na jednostce,
mikroteoretyczna argumentacja zostanie ponownie podjęta przez (skrajny) konstruktywizm.
Ostatecznie byłaby to znów współczesna rewolucja medialna, która atakowałaby dobre dla modernizmu rozróżnienie między publicznością i prywatnością. W światowej sieci danych mówienie o tajemnicach byłoby więc anachronizmem...
Nie miejsce tutaj na rozróżnianie pomiędzy wyrażeniami science a iction.
Ostatecznie dalszy, od dawna znany dualizm, nie powinien być wprowadzany do gry. Jeśli przyznamy się, że przyszłość so far nie może zostać poznana
i przedstawia aktualne granice naszego dyskursu i poznania (szczegółowo na
ten temat zob. Weber 1996, 219 i nast.), pozwala to patrzeć trzeźwo na ewolucję technologii komputerowych i nowych mediów: niektóre przepowiednie (np.
Virtual-Reality-Wetware) pozostają daleko w tyle względem oczekiwań, inne
(jak np. World-Wide-Web) okazały się nie do przewidzenia co do ich ogromnego
rozrostu.
6. Należy w końcu pamiętać o wypróbowanych dystynkcjach dziennikarskich: o „dychotomiach bazowych” prawda/fałsz, faktyczność/ikcyjność, obiektywność/subiektywność, jak również (nadbudowanych na tym) tutaj-oryginał/
tam-kopia-fałszerstwo-plagiat, tutaj-informacje i relacje/tam-komentarze, glosy
itd. To, że te podziały (pojmowane najczęściej jako wskaźnik dziennikarskiej
jakości) są poddawane w wątpliwość w ramach teorii konstruktywistycznej, jest
nader jasne. Konstruktywiści idą – moim zdaniem całkowicie słusznie – tak
daleko, że odradzają dziennikarzom używania takich słów, jak „prawda”, „obiektywność” czy „faktyczność”5. Jeżeli jedna strona tego rozróżnienia jest przekreślona, zniesiona zostaje sensowność całego rozróżnienia (por. Luhmann 1996:
16). Należałoby wreszcie zwrócić uwagę na następujący faktyczny rozwój: coraz
trudniej dokonać rozdzielenia dziennikarstwa profesjonalnego (E-Jurnalismus)
i bulwarowego (U-Jurnalismus), ponieważ oba rodzaje mediów pracują z taką
samą biegłością i tymi samymi działaniami konstruującymi rzeczywistości. Również rozróżnienie między działem redakcji a działem ogłoszeń empirycznie jest
coraz mniej możliwe („dziennikarstwo książeczki czekowej” tworzy takie hybrydalne formy, jak tzw. „Advertorials”, „Themen-Placements” itd.). Nie trzeba już
dodawać, że dystynkcja informacji i rozrywki przeszła w „rozrywko-informacje”
(Infotaiment).
5
Również Siegired Zielinski zauważa: „Dualistyczne konstrukcje prawdy i fałszu, zjawiska
i bytu, zainscenizowania i realności, iluzji i rzeczywistości są usuwane; nie jawią się już jako
prawomocne lub poręczne wobec faktyczności mediów, która nadbudowana jest na ikcji (...)”
(Zielinski 1991, 13).
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
273
4. Operacjonalizacja sytuacyjna realistycznych i konstruktywistycznych
modeli informacji6
Idąc za tezą, że pytanie, czy media odwzorowują, czy też konstruują rzeczywistość, jest poznawczo nierozstrzygalne, konstruktywizm nie może już dłużej pełnić funkcji teorii poznania komunikacji medialnej, lecz teraz raczej musi
działać jako sytuacyjny model konstrukcji informacji. W dalszej części ukazany
zostanie przede wszystkim realistyczny sposób myślenia o wyborze informacji
i konstruktywistyczny sposób myślenia o konstrukcji informacji w celu połączenia ich w jeden sytuacyjny model wytwarzania informacji. Ujawni się przy
tym dość precyzyjnie problematyka każdego modelowania empirycznej „rzeczywistości” w nauce o mediach: w jednostronnie linearnych modelach realizmu
i konstruktywizmu wyraźne jest to, co jest podkreślone; skupienie się tylko na
jednym sposobie myślenia powoduje jednakże wypadanie z pola widzenia innych
fenomenów. Model sytuacyjno-integracyjny – ponieważ usiłuje połączyć oba
sposoby myślenia – nie jest niestety tak wyrazisty.
Realistyczny model selekcji informacji
Realistyczny sposób myślenia zasadniczo podporządkowuje przepływ informacji
od źródła, okazji medialnego sprawozdania, do środków przekazu. Okazjami
dla sprawozdań są zasadniczo wydarzenia pozamedialne. Zadaniem mediów jest
dokonywanie wyboru spośród wielości wydarzeń. Ten klasyczny model portiera
(Gatekeepermodel) wyboru informacji, który pozwala jedynie na podporządkowany przepływ od mediów do wydarzeń – a więc również tylko w wyjątkowych
przypadkach na dokonywanie medialnej produkcji wydarzeń – moim zdaniem
w tej „czystej” formie dotyczy tylko pracy wykonywanej w agencjach prasowych
(a w niej przede wszystkim działów zagranicznego, kroniki oraz polityki). Dziennikarskie doświadczenia autora w rozgłośni telewizyjnej i radiowej (każdorazowo w newsroomie, względnie redakcji informacyjnej) pokazują dalej, że również
tutaj medialne przetwarzanie informacji naznaczone jest w ogromnym stopniu
arbitralnością i przypadkowością wyboru. Dotyczy to przede wszystkim możliwie szybkiego wyboru „ważnych” doniesień spośród ciągle powiększającej się
liczby doniesień agencyjnych. Doniesienia te zasadniczo – przynajmniej w zaobserwowanych środkach przekazu – są jedynie opisywane, o wiele częściej jednak,
6
Rozwijana poniżej argumentacja opiera się nie tylko na rozważaniach teoretycznych, lecz również na doświadczeniach empirycznych autora jako dziennikarza w drukowanych środkach
przekazu oraz radiu. Wspomniane przykłady z dziennikarskiego powszedniego dnia pracy opierają się przede wszystkim na doświadczeniach w następujących austriackich środkach przekazu:
Österreichischer Rundfunk (ORF; 1996), Kronen Zeitung (1991), Radio Melody (od 1997),
Salzburger Volkszeitung (1990-1995) oraz Blizn/Ultimo (1990-1996).
274
steFan Weber
O1 …………………………………………………………………… On
O
D
B
I
O
R
C
Y
WIADOMOŚCI
ŚRODKI PRZEKAZU
W
Y
B
Ó
R
W1 …………………………………………………………………. Wn
RZECZYWISTOŚĆ
W
Y
D
A
R
Z
E
N
I
A
Rys. 2. Realistyczny model wyboru informacji
ze względów czasowych, natychmiast bezpośrednio przejmowane7. Powstające
przez to „rzeczywistości chwilowe”, względnie „prawdy tu i teraz”, mogą zostać skorygowane przez nowe doniesienia krótko po ich nadaniu albo jeszcze
7
Doniesienia o wydarzeniach są już wzajemnie przejmowane od różnych międzynarodowych
agencji oraz wzajemnie cytowane; dochodzi do okrężnego przepływu materiału tekstowego
i fotograicznego. Pytanie o autentyczność, odniesienie względnie doniesienie „źródłowe” przestaje mieć znaczenie.
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
275
w trakcie ich nadawania8. Aktualność jako wartość hierarchizuje wszystkie inne
wartości informacji. Wynika z tego również to, że wydarzenia nieaktualne mogą
zostać bez problemu zaktualizowane9: Zasadniczo aktualnym jest to, co zostaje
opublikowane jako pierwsze doniesienie. Aktualne nadawanie jest ni mniej ni
więcej tylko mającym chwilową ważność „posągiem” w autopietycznym i okrężnym przepływie doniesień agencyjnych. Można by nieomal powiedzieć, iż wartością dla tej formy dziennikarstwa nie jest informacja, lecz czas.
W realistycznym modelu selekcji informacji powstające w ten sposób informacje „przekazywane” są odbiorcom. Ponownie obserwować możemy pierwotny
przepływ informacji od środku przekazu do odbiorcy. Oczywiście odbiorcy przyznaje się również możliwość wyboru: czynne konstruowanie odbiorcy oraz jego
indywidualna konstrukcja sensu i znaczenia pozostają jednak zawsze niezauważone. Tego rodzaju „modelu armaty” działania mediów nie możemy odnieść – jak
pokazały to rozliczne prace – do audiowizualnych środków przekazu, cechujących się wysokim stopniem upowszechnienia oraz rozproszoną publicznością.
Realistyczna logika wyboru informacji różni się zasadniczo od konstruktywistycznej logiki konstrukcji informacji: podczas gdy działającym konstruktywistycznie mediom chodzi o swoistą rzeczywistość, o odróżnienie od innych
ofert medialnych, krótko: o różnicę, to o coś innego chodzi środkom przekazu
mającym zamiar działać realistycznie – a mianowicie o to, aby to samo przekazać wcześniej od innych środków przekazu (chodzi im również o tożsamość,
aktualność i przewagę informacyjną).
Konstruktywistyczny model konstrukcji informacji
Podczas gdy realistyczny model wyboru informacji podkreśla przepływ informacji od zdarzenia (i jednej odnośnej referencyjnej „rzeczywistości”) do selektywnie odwzorowującego środka przekazu oraz od środka przekazu do – w sensie
„komunikacji masowej” – ogółu odbiorców, konstruktywistyczny model konstrukcji informacji zauważa odwrotny kierunek myślenia: czynne przyswojenie
oferty medialnej przez – w sensie swojej indywidualności – koncypowanego
odbiorcę (poprzez rozmaite metamedia i selektory), jak i czynną konstrukcję
wydarzeń (wielorakich rzeczywistości) przez środki przekazu. Tego rodzaju model czynnego konstruowania rzeczywistości przez media dotyczy moim
zdaniem pracy informacyjnej w bulwarowych środkach przekazu, w lokalnym
8
9
Jeden przykład z wiadomości telewizyjnych telewizji austriackiej: 5 sierpnia 1996 roku o 13.00
doniesiono w audycji „Zenit im Bild”: „Chorwaci z Mostaru skłaniają się do kompromisu”.
O 13.07 Reuter podał: „UE – jednak Chorwaci nie potulnieją”.
6 sierpnia 1996 w wiadomościach telewizyjnych nadawano przez cały dzień relację ze zbliżającej się aborcji angielskich trzymiesięcznych bliźniaków. O 19.17 nadeszło informacja, że
sąd zakazał aborcji. Natomiast o 20.01 Reuter doniósł, że do aborcji doszło „według pewnego
lekarza już przed kilkoma tygodniami”.
276
steFan Weber
ODBIORCA
METAMEDIA
MM1 ………………………..………….MMn
ŚP1 ……………………………....……………………… ŚPn
I1 ………………………………..………………………… In
ŚRODKI
PRZEKAZU
I
N
F
O
R
M
A
C
J
E
W1 ……………………………….......……………………. Wn
RZECZYWISTOŚĆ
W
Y
D
A
R
Z
E
N
I
A
Rys. 3: Konstruktywistyczny model selekcji informacji
dziennikarstwie oraz w czysto komercyjnie zorganizowanych (a więc w coraz
większym stopniu niemal wszystkich) drukowanych i audiowizualnych środkach
przekazu. „Konstruktywistyczna praca informacyjna” może więc iść tak daleko, że zdarzenia mające miejsce w otoczeniu i „wprowadzanie danych” (Input)
w redakcji (ogłoszenia prasowe, zaproszenia na konferencje prasowe itd.) są
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
277
zasadniczo ignorowane, a rzeczywistość medium niemal całkowicie powstaje
poprzez samodzielnie wyszukane, względnie wytworzone we współpracy z pewnymi informatorami a ostatecznie sprowokowane przez medium „wydarzenia”.
Mniej więcej tego rodzaju pojmowania konstrukcji informacji doświadczyłem
podczas pracy w austriackiej gazecie bulwarowej „Kronen Zeitung”. Dostrzeżone
tu zjawiska – niejako strategiczny rytuał wytwarzania ikcyjnej obiektywności
(np. cytowanie sygnatur akt „tajemniczych dokumentów”), oralność i ogromne
uszczuplenie języka, strukturalne sprzężenie preferowanych polityków, zasady
korzyści w tekście, strategiczne planowanie z wyprzedzeniem kampanii tematycznych („produkcja tematów”) albo stereotypowe powtarzanie tematów, które
już raz osiągnęły sukces („tematy-rzeki”) – są dostrzegalne także w niemieckich
gazetach bulwarowych, jak na przykład „Bild”, (co do szczegółowych rozważań
nad „Kronen Zeitung” zob. Weber 1995).
Konstruktywistyczna orientacja medialnej konkurencji nie wymaga (jak to
jest w modelu realistycznym) oferowania tych samych wiadomości – szybciej
i dogłębniej zbadanych oraz smakowiciej podanych, lecz dąży o wiele bardziej
do tego, by prezentować różne oferty medialne jako konkurencję. „Różnić się
zamiast odtwarzać”, w idealnych warunkach wprawdzie „przed-tworzyć” – tak
mogłoby brzmieć motto konstruktywistycznej samoświadomości w pracy dziennikarskiej. Tym, co decyduje nie jest czas, lecz odmienność informacji.
Sytuacyjny model wytwarzania informacji
Ponieważ na podstawie rosnącej komercjalizacji i bulwaryzacji coraz trudniej dokonywać ścisłego rozróżnienia pomiędzy klasycznie, selektywnie i realistycznie
pracującymi środkami przekazu a działającymi czynnie i konstruktywistycznie,
sytuacyjny model wytwarzania informacji stara się łączyć realistyczny i konstruktywistyczny sposób myślenia. W modelu sytuacyjnym odbiorcami są na
przykład nie tylko klasyczni „odbiorcy” oferty medialnej – via metamedia i selektory, na przykład wyszukiwarki www – lecz również (z powodu właśnie tej
oferty medialnej) indywidualni konstruktorzy wydarzeń, a więc kognitywnych
rzeczywistości. Media mogą odwzorowywać wydarzenia (o ile je otrzymają lub
przejmą od usytuowanych przed nimi metamediów, jak na przykład agencji, PR,
działalności publicznej oraz zewnętrznych nadawców, na przykład polityków czy
instytucji opiniotwórczych), jak i czynnie je wytwarzać.
Sytuacyjny model wytwarzania informacji podkreśla łącznie następujące
kontekstualne wyznaczniki:
– po pierwsze to, czy dominuje realistyczny bądź konstruktywistyczny sposób
myślenia zależy od czynników czasowych, rzeczowych i społecznych. Możliwe są na przykład do pomyślenia procesy dziennikarskie, w których najpierw
dokonuje się klasycznego wyboru (poprzez reakcję na określone doniesienie prasowe danego polityka), a następnie dokonuje się czynnej konstrukcji
278
steFan Weber
(gdy przy okazji doniesienia prasowego konfrontuje się polityka z przeciwnej
opcji z tematem audycji, a następnie kieruje się rozmowę na całkiem inny
temat)10.
RZECZYWISTOŚCI
W1 ............................................................................W1n
wydarzenia
M1M1 ....................................................................... M1Mn metamedia 1
[agencje, PR,
zewnętrzne komunikatory]
ŚP1 ............................................................................ŚPn
środki przekazu
I1 ............................................................................... In
informacje
M2M1 ....................................................................... M2Mn metamedia 2
[wyszukiwarki …]
O1 ............................................................................. On
odbiorcy
W1 ............................................................................Wn
wydarzenia
RZECZYWISTOŚCI
Rys. 4: Sytuacyjny model tworzenia informacji
–
po drugie to, czy dominuje realistyczny bądź konstruktywistyczny sposób
myślenia zależy od rodzaju środków przekazu, ich formatu i sposobu przed
stawiania. Można wyjść od tego, że w bulwarowych środkach przekazu dominuje konstruktywistyczny sposób myślenia, natomiast w tzw. „mediach
o wysokiej jakości” (Qualitätsmedien) realistyczny sposób myślenia (rozróżnienie to od dawna poddawano w wątpliwość i dlatego należy go używać
tylko stopniowo – zob. powyżej). Można dalej przyjąć, że przy wyraźnie
10
Autor wskazuje na dalszy przykład z radia: austriackie przedsiębiorstwo utylizacji śmieci wysłało bilans roczny; w audycji O-Ton szef tego przedsiębiorstwa, przypadkowo zapytany, przytoczył statystykę zbieraczy na mieszkańca landu, w Wiadomościach mogliśmy zaś usłyszeć:
„Mieszkańcy Salzburga są najbardziej pilnymi zbieraczami”.
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
279
subiektywnych sposobach przedstawiania, jak na przykład komentarze/glosy,
reportaże/wydarzenia itd., dominuje konstruktywistyczny, a przy wiadomościach realistyczny sposób myślenia.
W mojej opinii możliwe jest – jeżeli pójść tym tropem – empiryczne „rozstrzygnięcie”, czy obserwowane medium jest medium operującym w większym
stopniu realistycznie czy konstruktywistycznie. W kolejnych rozdziałach zostaną
podsumowane tylko niektóre tendencje konstruktywistycznie działających środków przekazu, przy czym zebrane tendencje zostaną określone mianem autopietyzacji dziennikarstwa.
5. Autopoietyzacja dziennikarstwa11
Przez autopoietyzację rozumie się tutaj wyróżniający się trend do samoreprodukcji dziennikarstwa: dziennikarstwo coraz częściej odnosi się nie tylko do otoczenia zewnętrznego względem niego, lecz do samego dziennikarstwa. Możemy te
główne tezy rozróżnić w następujący sposób: przede wszystkim można przypuszczać, że coraz częściej źródłami dziennikarskimi są inne źródła dziennikarskie,
a nie źródła nie-dziennikarskie (politycy, artyści, uczestnicy wydarzeń, odbiorcy
itd.). Hipoteza ta może być określona mianem „autologizacji” dziennikarstwa.
Następnie można przypuszczać, że coraz częściej te autologiczne, endogenne źródła są źródłami wirtualnymi (jak na przykład usługi online, systemy teletekstowe,
sieć www itd.). Hipoteza ta będzie określana mianem „wirtualizacji” dziennikarstwa. Dalej można przypuszczać, że coraz częściej media tematycznie odnoszą
się do innych mediów, a już nie do środowiska pozamedialnego. Innymi słowy:
tematy mediów w coraz większym stopniu składają się z „odzwierciedlonych”
tematów innych środków przekazu i ich aktorów („metamedializacja” mediów).
Ponadto można przypuszczać, że dziennikarskie metody pracy oraz praktyka
dziennikarska coraz częściej odnoszą się do wewnątrzredakcyjnego kręgu reguł,
zamiast do domniemanej, pozadziennikarskiej publiczności („cybernetyzacja”
dziennikarstwa). Wszystkie wreszcie treściowe tendencje do zamazywania różnic pomiędzy realnością/inscenizowaniem, prawdą/fałszem i oryginałem/fałszerstwem można określić mianem „ikcjonalizowania” dziennikarstwa.
Autologizacja
Pojęcie autologizacji dotyczy źródeł, zaczątku medialnego sprawozdania. Klasyczno-realistyczny model dziennikarstwa wychodzi od tego, że informacje ze
11
W tym rozdziale sformułowane zostają teoretyczne hipotezy, które zostaną zilustrowane przy
pomocy wybranych przykładów z praktyki. W żadnym przypadku jednakże nie powinny być
one pojmowane jako ilościowy, empiryczny dowód na autopoietyzację dziennikarstwa – powinny one jedynie te hipotezy ilustrować! Za zachętę do napisania tego rozdziału dziękuję Hansowi
Hainzowi Fabrisowi.
280
steFan Weber
środowiska dziennikarskiego – pojmowane jako „wejścia” (Inputs) – są przyjmowane i opracowywane przez dziennikarzy. Informacje te pochodzą zazwyczaj
od PR, instytucji publicznych i urzędów, od partii politycznych, policji, uczestników wydarzeń i szukających pomocy, którzy zwracają się do środków przekazu.
Istotnym dla perspektywy realistycznej jest również znaczenie „twórców opinii”
oraz tzw. „zewnętrznych komunikatorów”12. Mianem „autologizacji” powinny
być natomiast określone trendy do ograniczania tego rodzaju wpływów. Przy
konstruktywistycznie działających środkach przekazu należy przypuszczać, że
autopoietycznie „odgradzają” się one od otoczenia, nie chcąc pozwolić na otrzymywanie swoich tematów „z zewnątrz”. Tematy powstają nie dzięki wejściom
ze świata zewnętrznego, lecz poprzez wejścia „z wewnątrz” świata dziennikarstwa: na posiedzeniach redakcyjnych, na omówieniach tematów z przełożonymi,
a przede wszystkim poprzez konsumpcję innych środków przekazu. Rozważania
te prowadzą do kolejnego punktu.
Wirtualizacja
Jeśli przypuszczamy, że dziennikarze coraz częściej czerpią pomysły i tematy
z innych źródeł dziennikarskich, to należy przyjąć, że coraz częściej tematy
te pochodzą nie z klasycznych drukowanych i audiowizualnych mediów, lecz
ze środków nowych, wirtualnych13. Można przypuszczać, że coraz częściej informacje dziennikarskie pochodzą ze źródeł wirtualnych (agencje informacyjne
nie przekazują już swoich doniesień faksem, lecz zaopatrują redakcje poprzez
bazy danych dostępne online; dziennikarze poszukują informacji w teletekstach
oraz czytają „gazety” na stronach www itd.). Obserwacja ta odnosi się do takiej
wirtualizacji dziennikarstwa, która dotyczy źródeł informacji dziennikarskiej.
O wirtualizacji można mówić jednakże w pewnym całkiem odmiennym znaczeniu, a mianowicie w powiązaniu z tym, co dotyczy digitalizacji dziennikarskiej
twórczości pisarskiej.
Metamedializacja
Przez „metamedializację” rozumie się fakt, że środki przekazu coraz częściej
tematycznie zajmują się innymi środkami przekazu. Dotyczy to na przykład wysypu magazynów telewizyjnych, obitość wyszukiwarek w sieci www itd. Jeśli
prawdziwa jest teza, że w dzisiejszej krainie mediów najważniejszą informacją
jest informacja o informacji i wciąż rośnie tempo ewolucji medialnej (media
wzrastają zatem „mimetycznie”), wówczas w coraz mniej przejrzystym świecie
12
13
Co do tej problematyki zob. również krytyczną dyskusję nad nowymi badaniami nad komunikatorami (Betele i Haller 1997).
W obserwowanych nadawcach informacji to jest normalne, że moderatorzy wyszukują swoje
aktualne artykuły bez wyjątku z różnych niemieckojęzycznych systemów teletekstowych.
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
281
medialnym tzw. metamedia zaczynają odgrywać decydującą rolę. Metamedia nie
stoją już tylko ponad rzeczywistością, już nie tylko obserwują społeczeństwo
jako całość, lecz stoją również ponad innymi środkami przekazu, obserwują same
siebie14.
Cybernetyzacja
Ta skłonność do tej metamedialnej samoobserwacji na poziomie działania koresponduje z cybernetyczną zwartością dziennikarskiej praktyki w systemach
redakcyjnych: tematy nie są tworzone ze względu na potencjalne zainteresowanie
otoczenia (a więc ze względu na publiczność), lecz ze względu na optymalizację i utrzymanie struktur redakcyjnych oraz własnej pozycji wewnątrz systemu
redakcyjnego15. Cybernatyzacja oznacza również to, że praktyka dziennikarska
odzwierciedla się w sobie samej, przy czy nie dysponuje już żadnym kontaktem
z otoczeniem16. Pytanie, co interesuje ludzi „tam na zewnątrz”, staje się niemożliwe do rozstrzygnięcia; dziennikarskie preferencje tematyczne staja się przy tym
w wysokim stopniu przypadkowe i odzwierciedlają wyłącznie to, co interesuje
innych dziennikarzy (względnie to, co dziennikarze sądzą, że interesuje ludzi).
Fikcjonalizacja
Wreszcie wszystkie skłonności do zamazywania zachowywanych rozróżnień
dziennikarskich, jak na przykład realność/ikcyjność, realność inscenizowanie,
prawda/fałsz, oryginał/kopia itd., mogą być określane mianem ikcjonalizacji
dziennikarstwa. Nie przeciw temu, lecz jako logiczne uzupełnienie sugeruje się
naiwną łączliwość z realnością (Reality-TV, Eyewitness-News itd.) Innymi słowy: Im realnie bardziej ikcjonalnie, tym ikcjonalnie realniej.
Przytoczone tutaj – i domniemane – empiryczne zjawiska przyczynowo wiążą się, moim zdaniem, z rosnącą ekonomizacją i komercjalizacją komunikacji
medialnej w ogóle, a w szczególności dziennikarstwa. Podsystem dziennikarstwa
– po tym, jak wyemancypował się z otoczenia systemu politycznego – okazał się
(z niesystemowej perspektywy) tylko zwykłym aneksem do gospodarki: mowa
o jakiejś „czwartej władzy” albo jakiejś politycznej funkcji kontrolnej środków
przekazu brzmi już tylko anachronicznie. „Kasa zamiast kontroli” w o wiele
14
15
16
Należałoby również pamiętać o tym, że medialni aktorzy (dziennikarze) sami coraz częściej
stają się źródłem medialnej rekursywnej informacji.
Dziennikarze muszą swoje opowieści „dobrze sprzedać” nie publiczności, lecz przede wszystkim swoim wewnątrzredakcyjnym przełożonym. W obserwowanych austriackich gazetach
bulwarowych wypowiadający się redaktorzy coraz częściej mają poczucie, że nie piszą dla
swojego czytelnika, lecz bez wyjątku dla redakcyjnego szefa.
Oto jak brzmiało – lekko powątpiewające, zawsze ironicznie pojmowane i ostatecznie zawsze
pozostające bez odpowiedzi – ulubione pytanie na posiedzeniach redakcyjnych w obserwowanych rozgłośniach radiowych: „Co się dzieje na zewnątrz?”
282
steFan Weber
większym stopniu wydaje się motywem przewodnim w epoce całkowitej komercjalizacji. Oderwanie od państwa i polityki, odwrócenie od publiczno-prawnego
modelu radia, zniesienie państwowych wymagań prasowych itd. powodowało
szybką ekonomizację środków przekazu – to znów wiąże się z presją bulwaryzacji. Rolę nie do przecenienia odgrywa tutaj – zwłaszcza w przypadku telewizji
– „amerykanizacja” rodzajów nadawania i form przedstawień. Ostrożne podsumowanie: tam, gdzie rządzi prymat dochodu, ton nadają konstruktywizm kultury
medialnej i autopoietyzacja dziennikarstwa.
Przegląd: autopoietyzacja dziennikarstwa
autologizacJa: źródła dziennikarskie w coraz większym stopniu odnoszą się
do innych dziennikarskich źródeł; tematy dziennikarskie do innych, już w systemie zasilanych dziennikarskich tematów.
WirtualizacJa: dziennikarskie znalezienie tematu wynika w coraz większym
stopniu ze źródeł wirtualnych, a nie „realnych”.
MetaMedializacJa: środki przekazu w coraz większym stopniu informują o innych środkach przekazu a nie o pozamedialnej realności.
cybernetyzacJa: praktyka dziennikarska w coraz większym stopniu odnosi się
do innej praktyki dziennikarskiej, a nie do tego, co publiczne.
FikcJonalizacJa: oferta oraz zawartość treściowa środków przekazu jest również i to właśnie wtedy w coraz większym stopniu ikcyjna, gdy sugeruje się
czyste odwzorowywanie realności.
6. empiryczna operacjonalizacja
Wydaje mi się sensowne przypomnienie w tym miejscu jeszcze raz rozstrzygającego argumentu: jeśli konstruktywizm nie przedstawia żadnej teorii poznania dla komunikacji medialnej, lecz sytuacyjny model konstrukcji informacji,
to pytanie o realizm i/albo konstruktywizm musi być również rozstrzygnięte
empirycznie i sytuacyjnie – tzn. w przypadku każdego obserwowanego środka
przekazu. Chciałbym w dalszej części tekstu sformułować pięć podstawowych
kwestii, na podstawie których problem ten można rozwiązać. Pytania nie koncentrują się ani na odbiorcach, ani na treściach środków przekazu, lecz tylko
i wyłącznie na komunikatorach, tzn. samych dziennikarzach. Dlatego też, moim
zdaniem, empiryczna operacjonalizacja w sytuacji idealnej winna odbywać się
w ramach aktywnej i uczestniczącej (jawnej bądź nie) obserwacji – jeżeli zaś
nie byłoby to możliwe, należy skupić się na ilościowym i jakościowym wywiadzie dziennikarskim. Jako studium wstępne mógłby służyć wielki projekt
„Dziennikarstwo w Niemczech”, który z zaobserwowanymi tendencjami rosnącej autonomii, samoreferencji i cybernetyzacji dziennikarstwa wskazuje raczej
konstruktywistyczny kierunek.
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
283
Postawione w dalszej części tekstu pytania usiłują nie tylko w sensie niedualistycznej teorii poznania komunikacji medialnej ominąć poddane krytyce
dualizmy, lecz również uniknąć starych pytań, jakie stawiano zbyt często dziennikarstwu: te klasyczne problematyzacje bazują zapewne na antagonistycznie
obmyślonych zasadach rynku i moralności, ekonomii i etyki oraz władzy i kontroli etc.
Selekcja czy konstrukcja?
Pytanie do dziennikarzy brzmi: czy można stwierdzić w praktyce dziennikarskiej przejście od „paradygmatu” wyboru do „paradygmatu” konstrukcji?
Czy dziennikarzem jest ten, kto z wydarzenia czyni wydarzenie, czy też istnieją
wpływy pozadziennikarskie – nie-dziennikarskie, zewnętrzne komunikatory, pozaredakcyjne „wejścia” itd. – które są zaczynem dla medialnego sprawozdania?
Czy samoświadomość dziennikarzy wypływa raczej z tego, by relacjonować
biernie, jak coś było (najpierw wydarzenie, później sprawozdanie), czy też z tego,
by czynnie kształtować, jak coś miałoby być, względnie dziać się (najpierw sprawozdanie, później wydarzenie)17. Czy dziennikarze postrzegają się jako lustro/
odbicie/obraz społeczeństwa, czy też raczej jako czynni konstruktorzy i aktorzy
w kontekście społecznym? Czy istnieje sfera, w której ważna jest jeszcze metafora portiera?
Współzależność czy autonomia?
Konstruktywizm wychodzi od rosnącej niezależności dziennikarstwa i jego
niezależności od otoczenia (połączone koncepcje samoorganizacji i samoodniesienia). Przez to nieuchronnie marginalizuje się współzależność dziennikarstwa
i innych systemów, dlatego konstruktywizm i teoria systemów adaptują również
metaforę „strukturalnego sprzężenia”. Podczas gdy dla konstruktywistów dziennikarstwo staje się systemem w sposób rosnący niezależnym, realiści widzą to
zupełnie inaczej: przy rosnącym symbiotycznym ułożeniu i uwikłaniu dziennikarstwa w swój kontekst, w politykę, w pracę publiczną itd. należałoby zapytać
o własny jego obraz: czy dziennikarze czują się w pełni niezależnymi instancjami, czy też w wysokim stopniu współzależnymi jednostkami?
17
Krótki wyciąg z wywiadu z Heinzem von Foersterem: „Raz (…) zostałem zaproszony, aby
przemawiać w pewnej szkole dziennikarskiej. W niej to nad bramą wejściową znajdowało się
credo tejże szkoły: ›Mów, jak jest!‹ Przybyłem tam, przeczytałem to i pomyślałem: ›Jest, jak
wy mówicie!‹ Musicie zatem bardzo uważać na to, co tutaj opowiadacie. Ponieważ to jedyne co
posiadamy, jest tym, co jest powiedziane. Tak było i będzie zawsze”. (Foerster/Müller/Müller
1997: 129 f.).
284
steFan Weber
Konwergencja czy kontyngencja?
Konstruktywizm ogłasza rosnące rozdzielenie, pluralizowanie, zróżnicowanie
i wreszcie kontyngencję medialnych rzeczywistości: wszystko, co jakoś jest relacjonowane, mogłoby być również zrelacjonowane w inny sposób; i wszystko,
o czym się relacjonuje, mogłoby również w inny sposób zachodzić. Empiryczne
studia minionego roku – na przykład nad telewizją – wskazują raczej na zarysowującą się konwergencję treści środków przekazu. Oba scenariusze są możliwe
do pomyślenia: z jednej strony samoodtwarzanie mogłoby prowadzić do kontyngencji informacji, z drugiej zaś również do drastycznego zniwelowania, nadmiaru informacji i jej homogeniczności. Rozróżnienia konwergencja/kontyngencja,
homogeniczność/heterogeniczność, koherencja/pluralizacja należałoby również
interpretować w sensie rozróżnienia tożsamość/różnica (względnie „odtwarzać”/
„różnić się”), jeśli znów konieczne jest zadanie pytania o dziennikarską samoświadomość.
Personalistycznie czy systemowo?
W tym miejscu rodzi się pytanie, czy dziennikarze doświadczają siebie jako
podmioty poznawczo niezawisłe, jako niezależnie działające jednostki, względnie
„aktorzy”, czy też „tylko jeszcze” jako (zawodowe) role nie mające determinującego wpływu na kontekst społeczny. Z teoretycznego punktu widzenia pojawia
się pytanie o teorię działania albo teorię systemu. W jakim stopniu strukturalny
kontekst oraz społeczność określają dziennikarskie działanie.
integracja czy irytacja?
Teoria systemów Luhmanna wychodzi od tego, że „masmedia służą wytworzeniu
i przetwarzaniu irytacji” (Luhmann 1996: 46). Oddźwięk, jaki uzyskuje dziennikarstwo w swoim otoczeniu, zmierza do „funkcji zatracającej spokój”. Środki
przekazu wprowadzają irytacje i zakłócenia w społeczeństwie, a zatem logiczną
konsekwencją jest to, że nie dokonują scalenia. Dziennikarstwo nie rozwiązuje
żadnego problemu, lecz poszukuje i wciąż tworzy nowe problemy. Dziennikarze
są więc agents provocateurs - albo, by sformułować to z pięknym odwróceniem
Dicka Baeckersa, rozwiązaniami, które szukają problemów18.
W klasyczno-realistycznym modelu modernizmu dziennikarstwo służyło
scaleniu zasobów wiedzy społeczeństwa i możliwości dotarcia do informacji.
Dziennikarstwo sprawdzało, odsłaniało, tworzyło mieszczan i zaopatrywało ludzi
18
Ponieważ klasyczne dziennikarstwo działa już tylko jako „irytacja” społeczeństwa, powstaje
na nowo potrzeba sił scalających. Powinno być ciekawe, czy może to być zabezpieczone przez
nowe środki przekazu, takie jak Internet, a w szczególności World-Wide-Web (Por. Weber
1997).
Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna ilozoia mogłaby się przyczynić do...
285
w informacje. Dzisiaj taki obraz jest jednakże całkowicie nieaktualny. I dlatego,
moim zdaniem, przynajmniej w rozstrzygnięciu tego ostatniego pytania, należy
również bez empirycznego sprawdzenia przedstawić mowę obrończą za konstruktywizmem i teorią systemów – chociaż pozostaje również tutaj interesujące
(pod względem empirycznym) pytanie o samoświadomość dziennikarzy. Należy
domyślać się, że tylko niewielka część dziennikarzy zgodziłaby się na to, że ich
praca tworzy problemy i wytwarza komunikacje nawiązujące (Anschlußkommu
nikationen), które ostatecznie zawsze są redundantne i których szum odbija się
w społeczeństwie najwyżej jako niekonstruktywny hałas.
Opracowanie tezy o zamęcie mogłoby, moim zdaniem, prowadzić do nowego
rozdziału w krytyce dziennikarskiej, który – kiedy uwzględni się współczesne
autopoietyczne tendencje – byłby pilnie potrzebny.
Przegląd: pięć pytań wprowadzających
1. Wybór
wydarzenie → informacja
2. Współzależność
otoczenie → dziennikarstwo
3. Konwergencja
rzeczywistość → środki przekazu
4. Personalistyczne
jednostka → społeczność
5. Scalanie
problemy → rozwiązania
albo
albo
albo
Konstrukcja
informacja → wydarzenie
Niezależność
dziennikarstwo → otoczenie
Kontyngencja
środki przekazu → rzeczywistość
Systemowe
albo
albo
społeczność → jednostka
Irytacja
rozwiązania → problemy
286
steFan Weber
Bibliograia
Bentele G., Haller M., (red.), 1997, Aktuelle Entstehung von Öffentlichkeit. Akteure –
Strukturen – Veränderungen, Konstancja, UVK Medien.
Blöbaum B., 1994, Journalismus als soziales system. Geschichte, Ausdifferenzierung und
Verselbständigung, Opladen, Westdeutscher Verlag.
Brill A., 1996, „Lost at sea”: Die Realität der Massenmedien, „Soziale Systeme”, 2,
s. 419–428.
Foerster H. von, Müller A., Müller K. H., 1997, Im Goldenen Hecht. Über Konstrukti
viskus und Geschichte, „Österreichische Zeitschrift für Geschichtswissenschaften”,
8/1, s. 129–143.
Görke A, Kohring M., 1997, Worüber reden wir? Vom Nutzen systemtheoretisches Den
kens für die Publizistikwissenschaft, „Medien Journal”, 1, s. 3–14.
Kohring M., Hug D. M., 1997, Öffentlichkeit und Journalismus. Zur Notwendigkeit der
gesellschaftlichen Interdependenz – Ein systemtheoretisches Entwurf, „Medien Journal”, 1, s. 15–33.
Kroker A., Kroker M., 1996, Hacking the Future & Kalifornische Epilog, Wiedeń, Passagen Verlag.
Kroker A., Weinstein M. A., 1997, Datenmüll. Die Theorie der virtuellen Klasse, Wiedeń,
Passagen Verlag.
Luhmann N. 1996, Die Realität der Massenmedien, wyd. II, Opladen, Westdeutscher
Verlag.
Marcinkowski F., 1993, Publizistik als autopoietisches System. Polityk und Massenme
dien. Eine systemtheoretische Analyse, Opladen, Westdeutscher Verlag.
Marcinkowski F., 1996, Das Massenmedien der Gesellschaft als soziales System?, „Soziale systeme” 2, s. 429–440.
Mitterer J., 1992, Das Jenseits der Philosophie. Wider das dualistische Erkenntnisprinzip,
Wiedeń, Passagen Verlag (Tamta strona ilozoii. Przeciwko dualistycznej zasadzie
poznania, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 1996).
Ruhrmann G., Kohring M., Görke A., 1997, Medienberichterstattung über Umweltthe
men, „Medien Journal” 3, s. 11–19.
Schmidt S. J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein Konstruktivistisches Gesprächsan
gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft. Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus
2, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 425–450.
Stocker G., Schöpf C., (red.), 1997, FleschFactor – Informationsmaschine Mensch,
Wiedeń/Nowy Jork, Springer.
Weber S., 1995, Nachrichtenkonstruktion im Boulevardmedium. Die Wirklichkeit der
„Kronen Zeitung”, Wiedeń, Passagen Verlag.
Weber S., 1996, Die Dualisierung des Erkennens. Zu Konstruktivismus, Neurophilosophie
und Medientheorie, Wiedeń, Passagen Verlag.
Weber S., 1997, Die Beobachtung neuer Medien, „Medien Impulse”, 21, s. 11–15.
Zieliński, S., 1991, Medien/Krieg. Ein kybernetischer Kurzschluss, „Medien Journal”,
1, s. 12–20.
przeł. Artur Pacewicz
Michael Fleischer
Problem dualizmu u Josefa Mitterera1
Nie potraimy podać przykładu błędu,
jak długo go popełniamy
MitteReR
Josef Mitterer (2001) w ilozoicznej analizie problemu dualizmu wychodzi od
pojęcia prawdy i sposobu jego funkcjonowania. W ilozoii – według Mitterera
– chodzi o skuteczne poszukiwanie prawdy, celu i motywacji poznania; nowsze
koncepcje w miejsce „prawdy” stosują: adekwatność, użyteczność, wiabilność.
Prawda pozostaje przy tym zawsze regulatywem dyskursowym. Wychodząc zatem z tego założenia i stosując w tym zakresie konsekwentnie (Luhmannowską)
perspektywę obserwatora, ilozoia jawi się techniką argumentacyjną (a nie nauką) oraz posiada funkcję stosowania jej w przypadku konliktów dyskursowych
– w celu uodpornienia własnych poglądów i krytyki cudzych. „Ta technika argumentacji może legitymizować dowolne poglądy jako prawdziwe, właściwe czy
adekwatne, jako uzasadnione i rozsądne, o ile są one reprezentowane” (Mitterer
2001, 11 [6]).
Potwierdza to także fakt, że żaden problem ilozoiczny nie został nigdy
rozwiązany (w rozumieniu konwencji rozwiązań w naukach ścisłych) oraz że
historia ilozoii powstaje wprawdzie jako historyczne następstwo koncepcji,
jednak funkcjonuje jako koegzystencja koncepcji (szkół, prądów etc.), tak, że
zawsze można być Platonikiem, Kantystą czy neopozytywistą. W ramach ilozoii
1
Przywoływana tu książka Josefa Mitterera z 2001 roku ma również swoje wydanie polskie
– 2004. By jednak zachować spójność wykładanych w tekście koncepcji, wszystkie cytaty podawane są za tłumaczeniem Michaela Fleischera. Natomiast dla ułatwienia lektury polskiemu
czytelnikowi za każdym razem w nawiasie kwadratowym podajemy również odpowiadające
strony z wydania polskiego.
288
Michael Fleischer
nie następuje zatem wymiana obalonych pozycji, lecz ustawiczna konstrukcja
nowych koncepcji. Przekrój poprzeczny historii ilozoii odpowiada w ten sposób
(historycznemu) przekrojowi podłużnemu. Dana teraźniejszość nie służy do rewizji tej czy innej pozycji, lecz rozszerzaniu istniejącego spektrum, wypełnianiu
luk pomiędzy koncepcjami przez nowe modele.
Zależność ta staje się widoczna, kiedy postawi się pytanie: Dlaczego dany
ilozof reprezentuje tę, a nie inną ilozoię?. Odpowiedź zależy od wielu czynników, po pierwsze od tego, jakie warunki „ogólnożyciowe” wystąpią (ponieważ
studiuje się przedmiot i jest się socjalizowanym na tym a nie na innym uniwersytecie u przedstawiciela tej a nie innej szkoły), a, po drugie, od tego, że ta
właśnie szkoła/koncepcja ma zalety, a wszystkie inne wady oraz charakteryzują
się błędami. Wynika stąd, że „okoliczności, które prowadzą do tego, że ilozof
reprezentuje tę a nie inną ilozoię [są] kontyngentne” (Mitterer 2001, 13 [8]).
Nie można zatem, chcąc widzieć ilozoię jako technikę argumentacyjną,
mówić o różnicach pomiędzy odmiennymi koncepcjami, także dlatego, że odpowiadałoby to perspektywie wewnątrzsystemowej i nie byłoby tym samym perspektywą obserwatora. Należy wyjść od tego, co wspólne, a wiec od pytania:
Co łączy wszystkie szkoły i tworzy ich wspólną podstawę? I tu na pierwszy
rzut oka stwierdzić można, że taką wspólną bazą są: perspektywa dualistyczna,
ukierunkowanie na prawdę i kierunek myślenia.
(I) Pierwsza wspólna cecha dotyczy wspólnie stosowanego, względnie
zakładanego, dychotomicznego rozróżnienia pomiędzy dwoma różnie ustrukturyzowanymi poziomami. Jako typowe dychotomie wymienić można język/
rzeczywistość, wypowiedź/przedmiot, poznanie/obiekt poznania itd. – z jednej
strony więc to, co jest mówione, a z drugiej to, o czym się mówi albo – jak
pisze Mitterer – ten świat i tamten świat [das Diesseits, das Jenseits] dyskursu.
Wszystkie ilozoie tematyzują zatem – oczywiście na różne sposoby – stosunek
pomiędzy opisem obiektu a samym obiektem, przy czym konsekwentnie zakłada
się, że „taka różnica musi być zakładana” (Mitterer 2001, 16 [11]). Inaczej mówiąc: pytanie o „jak” może być zadane tylko wtedy, kiedy nie pyta się o „że”
tych dychotomii. Chodzi więc o to, by „pominąć je milczeniem”. W ten sposób
dychotomie te wytwarzają milcząco zakładany ogólny podstawowy konsens każdego dualistycznego sposobu myślenia. „Założenie dotyczące ‘że’ jakiejś dychotomii w stosunku do ‘jak’ jej elementów jest nieokreślone” (Mitterer 2001, 17
[11]). O ile przestrzega się tej maksymy dyskursowej (w sensie Hempfera 1993),
powstaje i wynika stąd możliwość, by wypracowywać owo „jak” w sposób dowolny, na podstawie możliwości oferowanych i stawianych do dyspozycji przez
język; jedynymi wynikającymi z tego mechanizmu ograniczeniami są możliwości wyrażania języka. Konstruowane może być tylko to, co dany (!) język jest
w stanie wyrazić. Zatem dane „jak” są kontyngentne. „Wynikające z założeń ‘że’
ustalenia relacji „jak” są kontyngentne. Na skutek założeń ‘że’ relacja ‘jak’ może
zostać dowolnie określona” (Mitterer 2001, 17 [12]). W tej sytuacji chodzi więc
Problem dualizmu u Josefa Mitterera
289
o to, by własną decyzję na korzyść określonego „jak” sytuować jako właściwą,
prawdziwą, jedynie adekwatną oraz uodporniać ją wobec innych pozycji. Najczęstszym sposobem realizowania tego zabiegu jest formułowanie i twierdzenie
własnej odpowiedzi jako tej (właściwej) odpowiedzi. „Do tego dochodzi przez
aprioryzację rezultatu swego ustalenia ‘jak’, przez rzutowanie ustalenia ‘jak’ na
założenie ‘że’ danej dychotomii. Założenie ‘że’ podawane jest z pomocą ustalenia
‘jak’ i rozszerzane na dychotomię ‘że&jak’. Wynik ustalenia ‘jak’ jest w stosunku
do niego zakładany z góry. Dochodzi zatem do odpowiedniości między poszerzonym o ustalenie ‘jak’ założeniem ‘że’ i relacją ‘jak’. Przez tę odpowiedniość
własne określenie relacji ‘jak’ uzyskuje priorytet nad pozostałymi określeniami
relacji ‘jak’. Miejsce dla pozostałych relacji ‘jak’ zostaje w ten sposób ustalone
przed ich ustaleniem. Nie mogą już one odpowiadać założeniu ‘jak’ i nie są już
kontyngentne, lecz fałszywe. Przy pomocy tego sposobu postępowania wszystkie
własne ustalenia ‘jak’ stają się założeniami nie tylko dla siebie samych, lecz dla
wszystkich innych ustaleń ‘jak’. Każda z własnych decyzji czyni w przebiegu
dyskursu założenia także dla decyzji/ustaleń ‘jak’ innych uczestników dyskursu”
(Mitterer 2001, 18 [12]).
(II) Druga wspólna cecha dotyczy zorientowania na prawdę w ilozoii, poszukiwania prawdy i poznania jako podstawy umożliwiającej własnej decyzji
„jak’, jako poszukiwanie i znajdowanie zgodności między oboma biegunami
dychotomii, niezależnie od tego, jakie sformułowania językowe są w tym celu
zgodnie z obowiązującą modą językową wybierane: czy byłaby to prawda czy
– jak ostatnio – wiabilność, użyteczność, odpowiedniość itd. Problem prawdy
może być ustrukturyzowany na dwa zasadnicze sposoby: „Albo poglądy (zdania,
wypowiedzi) są prawdziwe, ponieważ pokrywają się z rzeczywistością, albo pokrywają się one z rzeczywistością, ponieważ są prawdziwe” (Mitterer 2001, 22
[15–16]). Stosowanie pierwszego rozwiązania prowadzi do teorii korespondencji,
drugiego – do teorii koherencji albo konsensu. „Prawdziwość lub nieprawdziwość danego poglądu nie jest kwestią rozstrzyganą przez ten pogląd. O prawdziwości lub nieprawdziwości decyduje instancja (prawdy) w tamtym świecie
dyskursu poglądów, przy czym instancja ta w zależności od danej teorii prawdy
jest różnie ustalana. Filozofowie nie roszczą sobie jednak prawa do dawania
odpowiedzi na pytania, lecz do dawania tej (właściwej) odpowiedzi. Tak więc
dokonania poznawcze stwierdzić mogą zawsze tylko coś, co i bez nich już jest
ustalone” (Mitterer 2001, 22 [17–18]).
(III) Trzecia wspólna cecha odnosi się do kierunku myślenia. Tak a nie inaczej zsocjalizowane myślenie ukierunkowane jest zawsze na pewien – jakkolwiek
rozumiany – obiekt myślenia. Każdy opis świata jest zawsze właśnie opisem tego
świata, a więc właśnie obiektu.
Te cechy wspólne postulowane są teraz jako nie stawiane pod znakiem zapytania (oraz niemożliwe do postawienia pod znakiem zapytania) założenia w ramach naszych komunikacji, przy czym konsekwentnie (pod groźbą restrykcji
290
Michael Fleischer
społecznych) przemilcza się, że są one opcjonalne, że to my możemy się na nie
decydować, lecz nie musimy.
Stąd jednak wynika, że pytanie o to, czy istnieją problemy epistemologiczne,
jest jednoznacznie bezsensowne. Należy i można raczej twierdzić, że te problemy istnieją tylko wtedy, kiedy założy się owe dychotomie. Zatem problemy
epistemologiczne są (logicznie, a następnie także działaniowo i komunikacyjnie
relewantnymi) produktami założonych dychotomii. „Problemy epistemologiczne
są problemami pewnej techniki argumentacyjnej oraz stanowią próbę ulepszania
tej techniki argumentacyjnej” (Mitterer 2001, 21 [15]). Akceptując ten punkt
widzenia, chodzić może jeszcze tylko o to, by te igury argumentacyjne i zasady
funkcyjne dualistycznego sposobu argumentacji uczynić transparentnymi, co ze
swej strony prowadzi do ich osłabienia.
Taka dualistyczna perspektywa charakteryzuje jednak również konstruktywizm. „Również konstruktywizm nie porusza tematu konstrukcji założeń, które
go umożliwiają” (Mitterer 2001, 26 [20]) i to niezależnie od konkretnego rodzaju
konstruktywizmu, niezależnie więc od tego, czy uznając realność realności wypowiadamy się na temat mechanizmów postrzegania (jak we wczesnych pracach
Glasersfelda – patrz 1985), czy (jak u Schmidta) wybieramy niefalsyikowalną
pozycję. Jeśli konstruktywizm ma mieć sens i doprowadzić nas dalej, wyjaśnione
muszą najpierw zostać jego założenia, a więc udzielona odpowiedź na pytanie: Jak konstruowane jest rozróżnienie między językiem a realnością, opisem
a obiektem? A tutaj język i socjalizacja są decydującym punktem. Wychodząc
z założenia, że perspektywa dualistyczna jest produktem języka, a następnie socjalizacji, która ze swej strony z kolei produkuje język i następnie go – właśnie
tak a nie inaczej wyprodukowanego – perpetuuje, należy zapytać, czy kiedy używany jest język, konieczne jest, by stosować go dualistycznie, czy więc możliwe
jest, by tego nie czynić. W obu wypadkach jednak mamy do czynienia wyłącznie
z właściwością języka. Kiedy mówimy więc nie-dualistycznie, o dualizmach
nie ma mowy i w efekcie nie stanowią one przedmiotu debaty. Kiedy więc nie
mówimy dualistycznie, tamten świat dyskursu w ogóle nie powstaje. Wszystko to pod warunkiem, że rozróżnienie między językiem a rzeczywistością jest
produktem sposobu argumentacji dualizującego sposobu mówienia jako decyzji
argumentacyjnej. Jednocześnie należy zapytać: jeśli dualizm jest produktem języka, z jakich powodów i z jakimi funkcjami język i system kultury dualizm
wyprodukowały.
Ponieważ w ramach systemów kultury i systemów społecznych jesteśmy
socjalizowani w ramach dualistycznego sposobu mówienia, a myślenie nie-dualistyczne przychodzi nam z trudnością, zastosowana musi zostać perspektywa
obserwatora, umożliwiająca nam zaobserwowanie martwego punktu dualizmu
oraz faktu, że stanowi on tylko jedną opcję. W tym celu zrekonstruować musimy
milcząco przyjęte, a następnie przestrzegane założenia dualistycznego sposobu
myślenia.
Problem dualizmu u Josefa Mitterera
291
Na samym początku wszystkich dualizmów stoi problem racjonalności (lub
– w zależności od ujęcia – problem empiryzmu), w związku z którym, jeśli jakaś
pozycja ma być racjonalna, sama racjonalność nie może być wynikiem dualizmu.
W tym sensie „mówienie o czymś” funkcjonuje w ten sposób, że (właśnie to)
coś jako obiekt mówienia – za Mittererem – sytuowane jest „pod mową”. Już
mówienie o „mówieniu o czymś” wymaga (czysto językowo) dwóch poziomów:
poziomu języka i poziomu obiektu (świat, rzeczywistość, realność, egzystencja
itp.). Nie wskazuje się przy tym, że założenie dyskursowe jest decyzją (dyferencjacją) pierwotną wobec dyskursu, który dopiero przez to założenie jest ustalany.
W ramach perspektywy dualistycznej obowiązuje zatem założenie, że poznanie
jest zawsze poznaniem czegoś, poznaniem obiektu poznania; przy czym jednak
obiekt poznania nie jest poznaniem, obiekty wypowiedzi nie są wypowiedziami,
zakres przedmiotowy teorii nie jest teorią itd. (Mitterer 2001: 37 [30–31]). Nawet jeśli przyjąć odniesienie językowe każdej wypowiedzi, dualizm twierdzi, że
poziom językowy odnosi się do poziomu obiektu, opis obiektu ukierunkowany
jest na obiekt opisu. Ponadto stosunek pomiędzy poziomem języka i obiektu deiniowany jest, w zależności od pozycji, jako zgodność, ewentualnie niezgodność.
Podobnie uznaje się, że istnieje wiele możliwości opisania obiektu, dla obiektu
jednak postuluje się jedną tylko możliwość, bycia takim, jakim jest, co ma się
rozumieć utrzymuje w ruchu technikę i praktykę argumentacji, a więc funkcjonowanie ilozoii i komunikacji w ogóle oraz umożliwia w końcu system kultury.
Z tego zaś wynika, że „obiekt opisu [jest] odporny na opis” (Mitterer 2001,
40 [32]). Jakkolwiek obiekt opisujemy, jakąkolwiek perspektywę wybierzemy,
nie może to zaszkodzić ani obiektowi, ani mówieniu o obiekcie; zapobiega to
zatem możliwości przerwania komunikacji, a więc zabezpiecza jej funkcjonowanie. Wyobraźmy sobie, że za pomocą komunikacji rozwiązywalibyśmy problemy
– system komunikacji załamałby się w bardzo krótkim czasie. Odporność obiektu
na opis jest niewymownie skutecznym środkiem służącym temu celowi – poprzez
panujący na poziomie języka pluralizm i na poziomie obiektu monizm (Mitterer 2001, 40 [32–33]). Ponieważ ta dyskursowa gra łatwa jest do przejrzenia
(i jeszcze niezbyt odporna na zakłócenia), musi móc być perpetuowana, a tym
samym – z drugiej strony – być podwójnie zabezpieczana.
Również dualizm dąży do zgodności pomiędzy obiektem a opisem – zgodność ta jednak może zostać osiągnięta tylko za pomocą dodatkowego (wewnątrzsystemowego) kryterium, które może być więc zastosowane tylko systemowoimmanentnie, lecz także przez wszystkie obecne na rynku szkoły i koncepcje,
nie zakłócając zarazem samego mechanizmu. Celem tego dążenia jest prawda,
i to w ten sposób, że prawda deiniowana jest zawsze z punktu widzenia własnego systemu założeń, my zaś możemy – z perspektywy obserwatora – osiągnąć
i zobaczyć wiele prawd. Ponieważ obiekt (danego) opisu zawsze leży w zaświecie dyskursu, a tym samym poziom obiektu jest dla wszystkich uczestników
tej gry taki sam (gdyż semantycznie pusty), oraz ponieważ poziom języka jest
292
Michael Fleischer
(z powodu systemowości) różny, oraz – dalej – ponieważ to, co faktycznie obowiązuje na płaszczyźnie obiektu, na poziomie języka powinno zostać osiągnięte
poprzez odpowiedniość, różne pozycje czy koncepcje mogą być dowolnie wypracowywane i reprezentowane, a komunikacje mogą się kontynuować.
Przerywacz komunikacji nie może zadziałać (że na tej podstawie funkcjonuje
również cała humanistyka, nie trzeba wspominać). Celem jest osiągnięcie prawdziwego konsensu, ewentualnie – zapobieżenie dyssensowi, co oczywiście nigdy
nie może się udać i – z punktu widzenia systemu – też nie powinno, ponieważ
mechanizm ten funkcjonuje tak, jak to tu opisano.
Ten sam mechanizm funkcjonuje również z uwagi na postulat prawdy. Wypowiedzi diagnozowane są jako prawdziwe lub fałszywe, bez stwierdzania i bez
możliwości stwierdzenia ich prawdziwości, ponieważ prawdziwe (nigdy zaś fałszywe) są one zawsze w systemie założeń danej koncepcji. Jeśli wypowiedzi są
fałszywe, to są fałszywe tylko w systemie założeń innej koncepcji, która poznaje
je i może je poznać jako fałszywe; w funkcjonujących koncepcjach wypowiedzi
są zawsze prawdziwe, ponieważ o tym, czy są one prawdziwe, decyduje właśnie
ta koncepcja. W dualizmie dane zdanie jest prawdziwe, jeżeli „obiekt już przed
opisem jest taki, jak jest on w najlepszym z przypadków, czyli w przypadku
prawdy” (Mitterer 2001, 45 [35]). Gdyż, jeśli chcemy móc powiedzieć, że coś
jest prawdziwe, trzeba przedtem wiedzieć, że jest to prawdziwe, w tym sensie
mechanizm ten jest albo cyrkularny, albo tautologiczny. Tym samym prawda
stanowi regulatyw dyskursu o takiej zalecie (dla komunikacji), że wszystkie
poglądy uważane są za prawdziwe, a mianowicie przez tych, którzy poglądy
te reprezentują. I dlatego też, by umożliwić ten mechanizm, prawda w ramach
pozycji dualistycznych deiniowana jest jako: „zdanie ‘p’ jest prawdziwe tylko
wtedy, jeżeli ‘p’ ” (Mitterer 2001, 81 [65]).
W dualistycznych teoriach prawdy znaleźć można więc dwa rodzaje prawdy:
po pierwsze prawdę przez odniesienie do poziomu obiektu, a po drugie prawdę przez odniesienie do teorii, przez co wprawdzie tak samo wymagana jest
zgodności z rzeczywistością, jednakże prawda jest możliwa do stwierdzenia
tylko argumentacyjnie na płaszczyźnie języka. Wszystkie teorie prawdy są jednak teoriami zgodności, dla których obowiązuje: „Albo poglądy są prawdziwe,
ponieważ są zgodne z rzeczywistością (teoria korespondencji), albo zgodne są
one z rzeczywistością, ponieważ są prawdziwe (teoria koherencji, konsensu).
[Innymi słowy:] według teorii korespondencji w procesie selekcji poglądów na
prawdziwe i fałszywe ostają się te, które są prawdziwe, a według teorii konsensu
prawdziwe są te, które się ostają” (Mitterer 2001, 82 [66–65]). Podstawowym
problemem wszystkich poglądów na prawdę jest jednak to, że nie są one stosowalne same z siebie. Określona teoria korespondencji na przykład jest w tym
wypadku fałszywa, kiedy nie koresponduje z realnością; jej podstawa zostaje
jednak zachowana. Do tego dochodzi jeszcze kwestia, że prawda nie jest zjawiskiem ciągłym, ponieważ relewantna jest tylko i dopiero w tych przypadkach
Problem dualizmu u Josefa Mitterera
293
i sytuacjach, w których pojawiają się konlikty, kiedy więc z konsensu powstaje
dyssens. Jeśli bowiem panuje konsens, prawda jest nierelewantna – mówi się
wówczas o oczywistościach, ewidentności itp. W tym sensie także wynalezienie
„realności”, za-świata dyskursu jest – za Mittererem – bardzo pożyteczne i zabezpieczające system, ponieważ każda koncepcja może utrzymywać (i wykazać),
że jej rozwiązanie zgodne jest, według niej (!), z realnością, a w ramach tej
koncepcji nie można dowieść przeciwieństwa, lecz dopiero wtedy, kiedy koncepcja ta uznana zostaje za fałszywą. Nie wcześniej. Wynika to po prostu stąd,
że „prawda” i „błąd” na poziomie języka są co prawda symetryczne – lub jako
takie się jawią – jednak w koncepcjach dualistycznych symetrii już nie wykazują,
choć symetria jest milcząco zakładana. Chodzi więc o to, „że w stosunku do poglądów, które reprezentujemy, nie możemy rozróżniać między prawdą a błędem.
[...] Błąd stwierdzić możemy dopiero wtedy, kiedy go popełniliśmy, to znaczy,
kiedy już go nie popełniamy. Nie możemy podać przykładu błędu, jak długo
go popełniamy. Przyznanie się do błędu odnosi się zawsze do przeszłości i nie
dotyka teraźniejszości” (Mitterer 2001, 88 [70]). Błąd kogoś innego zaś możemy zobaczyć, ponieważ naszą pozycję zakładamy jako prawdziwą. Im głębiej
idziemy w przeszłość, tym więcej pojawia się błędów, a im bliżej teraźniejszości
– tym mniej.
Tak samo funkcjonuje mechanizm postrzegania i iluzji, względnie mechanizm ich rozróżniania. Także tu nie jesteśmy w stanie – za Mittererem – podczas
percepcji rozróżniać między postrzeganiem a błędnym postrzeganiem. „Dopiero
kiedy zamieniliśmy dotychczasową percepcję na nową, możemy z punktu widzenia nowej percepcji uznać wcześniejszą za iluzję” (Mitterer 2001, 89 [71]). Przenosząc tę perspektywę na poziom języka lub na praktyczną pracę ilozoiczną,
można zaobserwować – za Mittererem – że prawda jest najczęściej zdepersonalizowana, błąd natomiast (językowo) spersonalizowany, podobnie prawdę można
stwierdzić, postulować, głosić itp. tylko językowo, decyzja o prawdzie nie zapada
jednak w dyskursie, lecz w za-świecie dyskursu. „Jeśli założę świat odmienny od
języka, świat ten jest zawsze taki, jakim ja go opisuję. Gdyż mogę go wskazać
tylko przy pomocy opisu, którego dokonuję” (Mitterer 2001, 98 [79]). Twierdzić
można tylko, że świat jest inny, niż się go opisywało, nie można jednak powiedzieć, że jest on inny, niż się go opisuje. „Dyferencja między obiektem a opisem
ustala się przez odchylenie od opisu, za pomocą którego obiekt jest podawany.
Dyferencja między obiektem a opisem ustalana może być tylko jako dyferencja
między opisem, przy pomocy którego obiekt jest podawany i (innym) opisem
kogoś innego, który to opis opisuje obiekt” (Mitterer 2001, 100 [80]).
Decydującym punktem jest obiekt, musi on być każdorazowo aprioryzowany.
„Kontyngentne ustalenie ‘jak’ obiektu, przekształcone musi zostać w (już) niekontyngentne założenie ‘że’. Rozróżnienie między uważaniem czegoś za prawdziwe a bycie prawdziwym, między prawdą a błędem [...] wprowadzane może
być tylko dla poglądów przeciwnych: przez podanie obiektu za pomocą własnego
294
Michael Fleischer
nastawienia [...] Prawda jako regulatyw dyskursu reguluje dyskursy w kierunku
danego własnego nastawienia” (Mitterer 2001, 103 [83]).
Akceptując diagnozę Mitterera, zapytać trzeba o pozytywne rozwiązanie,
a więc o wyjście. Czy można uprawiać nie-dualistyczną naukę, tym bardziej
przy pomocy języka, kiedy to właśnie język produkuje i pozoruje dualizmy.
Mitterer wychodzi od perspektywy rozumienia prawdy i konceptu zmiany. Przezwyciężając dualizm, nie reprezentuje się poglądów, ponieważ są one prawdziwe.
„Prawda jest niewymagająca. Poglądy są prawdziwe, ponieważ oraz jak długo
je reprezentujemy, a są fałszywe, ponieważ i jak długo ich nie reprezentujemy”
(Mitterer 2001, 105 [84]). Tym samym jasnym się staje, że funkcja prawdy nie
leży w zgodności z za-światem dyskursu, nie w dowodzie egzystencji obiektu, lecz w odgraniczaniu się od innych poglądów, prawda stanowi tym samym
regulatyw dyskursu lub przerywacz legitymizacji, znamionuje granicę między
własnym poglądem a poglądem mu przeciwnym. Z tego powstaje między innymi
rzeczywistość, „nie jest ona niczym innym, jak «ostatnim stanem rzeczy», jak
poglądami, które w aktualnym momencie są reprezentowane” (Mitterer 2001,
105 [85]). Jakiekolwiek poglądy byłyby reprezentowane, tworzą one konsens
uczestników komunikacji, służący do utrzymywania komunikacji w ruchu. Jak
długo konsens trwa, mechanizm jest zabezpieczony; jeśli poglądy – obojętnie
z jakich powodów – mają zostać zmienione, wymaga to dyssensu, który, raz
wytworzony, pozwala na przyjęcie nowych pozycji, by z kolei te postulować jako
konsens. „Rzeczywistość nie jest statycznym konstruktem w za-świecie o funkcji
sędziego: jest ona stale na nowo ustalana przez przebieg naszych dyskursów”
(Mitterer 2001, 106 [85]). Lub inaczej: „Próba rozróżnienia stołu od opisu stołu
jest próbą rozróżnienia stołu od tego, że jest on z drewna” (Mitterer 2001, 107
[86]). Filozoia dualistyczna pracuje w kierunku jednego celu, któremu – by się
to udało – odebrane zostać muszą kontyngencje tego właśnie myślenia. Cel ten
postulowany jest co prawda w za-świecie dyskursu, osiągnięty jednak ma zostać
w tym świecie. Status quo ma być perpetuowany; wychodząc od teraźniejszości
obowiązywać ma dla przeszłości i przyszłości.
Problem dualizmu u Josefa Mitterera
295
Bibliograia
Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, Wrocław.
Glasersfeld E. von, 1985, Einführung in den radikalen Konstruktivismus, [w:] Die erfun
dene Wirklichkeit, red. P. Watzlawick, Monachium, s. 16–38.
Hempfer K.W., 1993, Diskursmaximen des Poststrukturalismus, „Zeitschrift für Semiotik”, 15, s. 3–4, 319–331.
Mitterer J., 1992, Das Jenseits der Philosophie. Wider das dualistische Erkenntnisprinzip,
Wiedeń. (Tamta strona ilozoii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania, przeł.
M. Łukasiewicz, Warszawa 1996.)
Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności,
przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)
przeł. Dominika Wączek i Joanna Barbacka
Achim Barsch
Poziomy działań systemu literatury
1. Wprowadzenie1
Empiryczna Teoria Literatury (ETL)2 jest w swej dotychczasowej formie modelem strukturalnym, w którym działania są klasyikowane: a) według przestrzegania konwencji literackich i wynikającego stąd podziału literackich (= systemowoliterackich) i nieliterackich (= niesystemowo-literackich) działań; b) według rodzaju danej roli działania (por. Rusch 1991). Ten (konieczny) model strukturalny
należy rozszerzyć o opracowany model procesualny, dzięki któremu omówione
zostaną także diachroniczne aspekty. Niniejszy artykuł ma być heurystycznym
krokiem w tym kierunku. Podjęta zostanie próba uzupełnienia obszaru przedmiotowego „systemu literatury” w związku z jego funkcjonalnym zróżnicowaniem3.
Łączą się z tym propozycje specyikacji i modyikacji wyjściowych pozycji ETL.
Modelowanie szczegółowo opracowanej ramy teoretycznej nie jest tu oczywiście
możliwe4.
Funkcjonalne różnicowanie systemu literackiego w ramach ETL zostało
dotychczas przeprowadzone jedynie w odniesieniu do ról działań: produkcja
1
2
3
4
Muszę podziękować Brigitte Kaczewskiej, Gebhardowi Ruschowi i Reinholdowi Viehoffowi za
zachętę i wskazówki w dyskusji i za uprzednią redakcję tego artykułu. Każdy z nich przyczynił
się na swój sposób do tego, by moje wyobrażenia stały się wyraźniejsze.
Nie można w tym miejscu przedstawić ETL. Dla zrozumienia tego artykułu zakładana jest
u czytelnika podstawowa wiedza o koncepcie ETL. By móc wyczerpująco zająć się tą pracą, proponowane jest odwołanie się do właściwej literatury (np. Schmidt 1980; Hauptmeier/
Schmidt 1985; Barsch 1991: rozdz. 1.1).
Por. także z historycznoliterackiego punktu widzenia przemyślenia Jaegera (Jaeger 1991), które
dyskutują w ramach innego teoretycznego odniesienia podobna problematykę.
Zadanie takie leży w zakresie wyczerpującej pracy, która sięga eksplicytnie do socjologicznej
teorii systemów socjalnych – zob. Hejl 1985; 1989.
298
achiM barsch
literatury, rozpowszechnianie literatury, recepcja literatury i przetwarzanie literatury stworzyły strukturę systemu literackiego. Z powodów systemowo-teoretycznych i treściowo-fenomenologicznych pożądane wydaje się uzupełnienie, dzięki
któremu system literacki zostanie dodatkowo funkcjonalnie zdyferencjowany na
poziomy działań5.
Można analitycznie rozróżnić w systemie literackim6 co najmniej trzy po
ziomy działań, które mogą okazać się wystarczające. Poziom działań literackich
obejmuje wszystkie działania, które prowadzą do komunikatu literackiego. Na
tym poziomie obszar przedmiotowy „literatura” odgraniczony jest podziałem
między literaturą i nie-literaturą7; wprowadzony zostaje ukierunkowany na literaturę specyiczny obszar referencyjnych odniesień. Poziom działań metaliterackich
zawiera wszystkie działania, które implicytnie albo eksplicytnie odnoszą się do
działań literackich i należących do nich baz komunikacyjnych. Dokonuje się tutaj
nie-literackich operacji na wprowadzonym właśnie i założonym rozgraniczeniu
pomiędzy literaturą i nie-literaturą, które ulega społecznej stabilizacji. Trzeci
i ostatni poziom działań meta-metaliterackich obejmuje działania odnoszące się
do dwóch pozostałych poziomów literackich działań, które tematyzują i relektują
implikacje w postaci pojęć. Na tym poziomie dostarczane są uzasadnienia dla
wprowadzonego podziału literatury i nie-literatury i dla dalszego zajmowania się
tym podziałem. Działania na różnych poziomach koncentrują się wokół pojęcia
„literatury”, które jako wyobrażenie literatury leży u podstaw wszystkich działań
w systemie literackim, tworząc w ten sposób jego kryterium graniczne.
2. Model poziomów systemu literatury
Sam związek formalny tych trzech poziomów nie jest dla systemu literatury specyiczny. Hierarchizacje działań mogą okazać się w pełni sensowne dla
badań innych systemów społecznych. Na przykład ustalanie się określonych
norm i wartości w systemie społecznym może być opisywane i tłumaczone
w aspekcie regulacji przez subsystemy (Hejl 1989; 1990). W teorii systemów
społecznych należy odpowiedzieć na pytanie, czy poziomy działań należy rozumieć jako subsystemy, czy raczej jako społeczne obszary działań, w których
dopiero powstają systemy społeczne i które wchodzą w relacje z innymi systemami społecznymi.
5
6
7
Dalsze prace musimy niestety pominąć, by wytworzyć eksplicytnie teraz już poznawalny związek między konceptem płaszczyzn działań a rozróżnieniem systemów społecznych pierwszego
i wyższych stopni, jak zostały one zaproponowane przez Hejla (Hejl 1990).
Mówię tutaj i w dalszych wywodach w liczbie pojedynczej, ponieważ chodzi o generalne
aspekty modelowania systemów literackich, które powinny posiadać ważność zarówno dla
historycznych systemów literackich, jak i dla literackich subsystemów.
Pod pojęciem „literatura” rozumiem zbiór tekstów, które są albo wyodrębnione, albo charakteryzowane za pomocą tego pojęcia.
Poziomy działań systemu literatury
299
Abstrahując od tych problemów teoretycznych, można już w tym momencie
wyjść od tego, że wszystkie trzy poziomy działań wykazują typowe dla systemów społecznych cechy charakterystyczne możliwe do opisania z perspektywy
teoretycznokomunikacyjnej i teoretycznego opisu działań. Działania mogą zostać
podzielone na akcje, interakcje i komunikacje. Akcje opisują takie działania,
które sprowadzają się do zachowań właściwych dla aktanta. Interakcja deiniowana jest jako relacja, którą obserwator konstruuje pomiędzy działaniami aktantów. Natomiast w komunikacji chodzi o interakcje, które poprzez język lub inne
systemy znakowe określić można jako powiązanie strukturalne lub kognitywna
paralelizacja (Barsch 1991b; Hejl 1992; odnośnie aspektów także komunikacji
Rusch 1986). Oprócz aktantów w rolach i w sytuacjach działania, ważne tutaj są
także media, propozycje medialne (bazy komunikacyjne) stworzone za pomocą
konwencjonalnych systemów znaków w aspekcie materialnym oraz komunikaty,
konwencje i funkcje w aspekcie kognitywnym. Szczegóły będą omawiane w odniesieniu do danego poziomu działań.
Koncepcja poziomów działań wzbogaca teoretyczną dyferencjację i – w pewnym stopniu – kompleskowość fenomenów z obszaru „systemu literackiego”; dla
modelu procesualnego wydaje się konieczne wprowadzenie poziomów działań.
Działania różnego typu, to znaczy literackie i nie- literackie, mogą być dzięki temu
z jednej strony oddzielone, z drugiej strony połączone czy też powiązane w systemie literackim. Problematyka samoorganizacji i zmiany systemu literackiego staje
się w ten sposób łatwiejsza do rozwiązania niż wówczas, gdyby miała być rozwiązywana za pomocą interpretacyjnych modeli komunikacyjnych czy socjologicznych teorii systemowo-środowiskowych. Zaproponowana teoretyczna dyfernencjacja wewnątrz ETL jako teoria ramowa lub teoretyczny element bazowy (sensu
SNEED) teorii literatury jest w znacznej mierze łatwiej integrowalna z teoriami
„średniego” zasięgu i ich obszarami badawczymi – systemami literackimi.
2.1. Poziom działań literackich
Z obecną koncepcją ETL nierozerwalnie związane jest funkcjonalne pojęcie tekstu, które oddziela teksty (w sensie baz komunikacyjnych) od przyporządkowanych im indywidualnych komunikatów. Pojęcie literatury zakłada, że literackość
tekstów nie wynika z ich wewnętrznych właściwości; teksty są uważane za literackie lub stają się takie dzięki działaniom aktantów, które polegają na przestrzeganiu specyicznych konwencji. Konwencje działające w systemie literatury to
konwencja estetycznoliteracka (KOEL) i konwencja poliwalencji (KOPL), w wersji mocnej i słabej (Schmidt 1980: rozdz. 4.3; Groeben 1982: 33 i następne). Obszar literatury konstytuuje się w ten sposób wyraźnie jako fenomen społeczny8.
8
Zostało to także zaakcentowane optycznie w pierwszych latach prac członków grupy NIKOL
przez pisanie słowa „Literatura” wielkimi literami. W tym sensie rozumiane jest również pojęcie „system literackich”. Aby uniknąć nieprawidłowego zrozumienia tego pojęcia w postaci
300
achiM barsch
Niezamierzona i prowadząca do nieporozumień czy też sprzeczności konsekwencja tej regulacji polega na tym, że konwencje literackie wykorzystywane
są w teorii systematycznie w podwójnym sensie: z jednej strony zastępują tradycyjny podział zbioru tekstów na literackie i nie-literackie – w ETL akcentuje się
literackie komunikaty, nie mówiąc o bazach komunikacyjnych. Z drugiej strony
obie konwencje charakteryzują implikacje, które umożliwiają ten podział. To
znaczy, że rezultaty podziału i założeń umożliwiających ten podział nie można
wyraźnie oddzielić na poziomie pojęciowym. Innymi słowy, rozróżnienie literatury i nie-literatury, lub też pojęcie „literatury” i prowadzący do tego rozróżnienia model literatury zbiegają się w koncepcji konwencji literackich. Już choćby
z tego powodu należy oddzielać pojęcia „literatury”, „konwencji literackiej”
i „modelu literatury”9.
Istnieją jeszcze inne powody przemawiające za przemyśleniem statusu konwencji literackich10. I tak wydają się one przeładowane teoretycznie, jeżeli wykorzystywane są do opisu fenomenów rozpoczynając od poziomu mikro, a kończąc
na poziomie makro systemu literackiego. Z jednej strony wykorzystuje się je
do opisu indywidualnych mechanizmów „literaturyzacji” w procesie tworzenia
się komunikatów literackich, z drugiej strony tworzy się z ich pomocą socjologiczno-systemowe kryterium do oddzielenia systemu literackiego od innych
systemów społecznych.
Ostatni argument za przemyśleniem statusu konwencji literackich związany jest z literacką konwencją poliwalencji, która występuje w mocnej i słabej
wersji. Mocna konwencja poliwalencji (Groeben 1983: 232), nazwana także „intra-indywidualną”, odnosi się do tego, że (doświadczony) uczestnik literackiej
komunikacji potrai i może przyporządkować jednej bazie komunikacyjnej różne
znaczenia równocześnie. Słaba konwencja poliwalencji (Groeben 1983: 232) –
„inter-indywidualna” – mówi, że jeden lub wielu uczestników systemu literackiej
komunikacji może przyporządkować identycznej bazie komunikacyjnej różne
znaczenia w różnym czasie. Same opisy Groebena wskazują na to, że nie chodzi
o słabą lub mocną wersję jednej konwencji, lecz o zupełnie różne konwencje,
które nie mają, ewentualnie – nie muszą mieć, ze sobą nic wspólnego. Mocna
konwencja poliwalencji wpisuje się w tradycję strukturalistycznych koncepcji
literatury11 i wiąże się ze stworzeniem bardzo złożonego, bogatego znaczeniowo
9
10
11
przedstawiania literatury jako systemu tekstów, można by mówić tutaj trochę precyzyjniej
o „literackim systemie działań”.
Kolejny powód łączy się z dotychczasowymi trudnościami znalezienia właściwego kryterium
dla granicy systemu literackiego (zob. krytyka Webera 1990). Pokażę dalej, że pojęcie „literatury” jako takiego kryterium może być ustanowione, gdy zostanie słusznie zachowane rozróżnienie w systemie literatury między literaturą a nie-literaturą.
Nie chodzi tutaj ani o pytanie o relację obu wyprowadzonych konwencji, ani też o ich empiryczną walidację.
Por. prace Jakobsona lub Greimasa w ramach lingwistycznej poetyki i odnoszącego się do tekstu
pojęcia polifunkcjonalności.
Poziomy działań systemu literatury
301
i różnorodnego komunikatu literackiego. Słaba konwencja poliwalencji wprowadza natomiast kryterium akceptowalności w różnych punktach czasowych.
Uczestnik lub uczestnicy systemu literackich komunikacji stosują to kryterium
do już stworzonego komunikatu literackiego12.
Powyższe przemyślenia pozwalają sprowadzić konwencje do ich pierwotnej
postaci, tzn. do oczekiwań-oczekiwań. Te oczekiwania-oczekiwań występują przy
tworzeniu literackiego komunikatu; ukierunkowane są na językową bazę komunikacyjną (= tekst), prowadząc w ten sposób do działań literackich13. Działania
literackie tworzą w tym sensie bazowy poziom działań systemu literackiego.
Poziom ten można opisać następująco:
PozioM działań literackich obejmuje wszystkie działania w obrębie danej roli,
które wynikają z zastosowania konwencji literackich i działania danego mo
delu literatury w danym komunikacie literackim w odniesieniu do bazy ko
munikacyjnej uważanej za literacką.
Działania literackie odnoszą się, ze względu na ich komunikacyjno-materialny aspekt (media, propozycje medialne, konwencjonalne systemy znaków) do
baz komunikacyjnych, które generalnie nazywane są „tekstem literackim”, „pracą
literacką”, „dziełem literackim” i które prezentowane są w medialnej formie jako
książka, tekst w czasopiśmie itp. W aspekcie kognitywnym w węższym sensie
(wiedza, motywacja, cele, normy, wartości) należy odnosić działania literackie
do komunikatów literackich (= znaczeń), które z powodu baz komunikacyjnych
tworzone są z pomocą konwencji literackich.
Przy pomocy działań literackich utrzymywana jest granica pomiędzy tekstami uważanymi za literackie i za nie-literackie (literatura/nie-literatura). Nowoczesny model literatury14 wytwarza obszar referencyjny, który nie musi się pokrywać
z aktualnym modelem rzeczywistości, a w pracach teoretycznoliterackich scalany jest w aspekcie ikcjonalności lub „rzeczywistości wyimaginowanej”15.
12
13
14
15
W prezentowanym tutaj modelu poziomowym/płaszczyzn zostanie to uwzględnione poprzez
przyporządkowanej słabej i mocnej konwencji poliwalencji do różnych poziomów/płaszczyzn
działania systemu literackiego. Działanie to będzie podlegało empirycznej weryikacji.
Konwencje literackie należy zatem łączyć – podobnie jak konwencje językowe – z uregulowanym użyciem określonego repertuaru znaków. W ten sposób konwencje literackie byłyby
w kontekście ETL miejscem odniesienia dla tego, co Meyer, Ort (1990) i inni od dłuższego
czasu problematyzują – w nawiązaniu do strukturalistycznych deinicji literatury – jako „literaturę jako system tekstów”.
Już teraz trzeba zwrócić uwagę na to, że nie wszystkie przedstawienia literatury, także teoretycznoliterackie, muszą być relewantne. Z tego powodu mówi się tutaj tylko o „nowoczesnym”
pojęciu/modelu literatury.
Z teoretycznoliterackiego punktu widzenia dzięki zależnemu od pojęcia/modelu literatury rozróżnieniu między literaturą a nie-literaturą komunikaty literackie zostają odłączone od referencji
wobec każdorazowo społecznie ważnych modeli rzeczywistości (tzn. przyjętej „realności”) –
zob. część 3.1.
302
achiM barsch
Ten podział tekstów (czy zbiorów tekstów) jest generowany wewnątrz systemu literackiego, stąd nie może, ze względów teoretycznych i logicznych,
tworzyć samodzielnie granicy systemu literackiego16. W tym miejscu ujawnia
się różnica pomiędzy literaturoznawczymi koncepcjami ujmującymi literaturę
jako fenomen tekstualny i teoriami literatury postrzegającymi literaturę jako
fenomen społeczny, który jest sam deiniowany w obszarze badań. Te ostatnia
teorie deiniują więc obszar badawczy, w którym ponownie pojawiają się deinicje17.
Konwencja estetycznoliteracka i literacka konwencja poliwalencji pretendują do roli konwencji, które działają na poziomie działań literackich. Ponieważ
wszystko wskazuje na to, że system literacki jest nie tylko funkcjonalny, ale
także jest podzielony na subsystemy (Barsch 1991a), można liczyć na typowe
dla subsystemów konwencje literackie i modele literatury oraz na specyiczne
uwarunkowania funkcjonalnych obszarów działań literackich.
Działania, komunikacje lub interakcje w obrębie działań literackich nie
ograniczają się do obszarów literackiej produkcji i literackiej recepcji, jak można by podejrzewać. W ten sposób pytania o kształt okładki, o wykorzystane
czcionki, o szatę graiczną dzieła literackiego prowadzą do problematyki działań
związanych z rozpowszechnianiem. W obrębie roli związanej z przetwarzaniem
wszystkie opracowania tekstów literackich, które prowadzą ponownie do tekstu
literackiego, są działaniami literackimi: tłumaczenia literackie, parodie, dramatyzacje itd.
2.2. Poziom działań meta-literackich
Socjologowie literatury rozróżniają niekiedy literaturę i rozmowę literacką
(Scherf 1983; Günther 1989; por. także Köhler 1990: 2400, 2421 i następne)
lub deiniują przedmiot swych badań „jako wykonywane z literaturą i dla literatury międzyludzkie działanie” (Fügen 1986: 106). Można by zatem mówić
o rozróżnieniu działań z literaturą i wokół literatury.
Chcąc włączyć do obszaru badań empirycznej teorii literatury działania
związane z rozmową literacką i działanie wokół literatury, konieczne jest teo-
16
17
Są w literaturoznawstwie artykuły (zob. np. Schwanitz 1990), które próbują powoływać się na
pojęcie samoopisu, odrzucające tę teorię logiki. Fundamentalny błąd tego sposobu myślenia
polega na tym, że wprowadzenie dyferencji nie jest sprzężone zwrotnie z tym, kto tę dyferencję
wprowadza. Znaczy to przykładowo, że w obszarze nauki nie są rozdzielone obszar przedmiotowy i deiniujący ten obszar naukowy obserwator. Nie ma tutaj miejsca, by dalej krytycznie
dyskutować z tego rodzaju artykułami – zob. Esser 1991; Hempeer 1990.
Z tego powodu literatury nie traktuje się dłużej jako ewidencji, lecz naprzód wysuwają się
pytania badawcze takie jak: Kto deiniuje literaturę? Kiedy, jak, dla kogo, jakimi środkami
i z jakimi konsekwencjami to robi?
Poziomy działań systemu literatury
303
retyczne wymodelowanie drugiego poziomu działań18. Poziom ten okazuje się
konieczny, ponieważ eksplicytnie wprowadzane są tutaj założenia lub deinicje, które na wcześniejszym poziomie prowadziły do działań literackich. Tego
rodzaju poziom umożliwia mówienie na temat komunikatów literackich bez
konieczności ponownego wytwarzania komunikatów literackich, a jedynie przy
stosowaniu konwencji literackich. Tematyzowane są odniesienia pomiędzy autorami i ich tekstami, pomiędzy samymi autorami („oddziaływanie literackie”)
lub także pomiędzy tekstami (intertekstualność, problematyka gatunków). Komunikacja nie dotyczy tu wyłącznie literatury – na tym poziomie kształtowane
są konieczne założenia dla subiektywnego zajmowania się literaturą. Na przykład czytanie bajek w rodzinie można rozumieć jako uczenie się obchodzenia
z „realnością’” i „ikcjonalnością” oraz odpowiednich dla tego działania celów
i sytuacji. W ten sposób obszar socjalizacji literackiej i uczenie się konwencji
literackich może być (teoretycznie literacko) umieszczony wewnątrz systemu
literackiego.
Do tego poziomu należą także działania, które w innych pracach literaturoznawczych przyporządkowywane są obszarowi publicznego zajmowania się
literaturą, salonem literackim, krytyce literackiej lub życiu literackiemu. Można
w takim razie powiedzieć, że zakładany podział pomiędzy literaturą i nie-literaturą stabilizowany jest na tym poziomie społecznie i podlega nie-literackim
operacjom. Ten poziom nazywam poziomem działań meta-literackich:
PozioM działań Meta-literackich obejmuje wszystkie działania w obrębie danej
roli, które znajdują się w obszarze działania danego modelu literatury i eks
plicytnie bądź implicytnie odnoszą się – poprzez zastosowanie nie-literackich
konwencji – do literackich działań uczestników systemu literackiej komuni
kacji, do literackich komunikatów lub do tekstów literackich. Dzięki temu
z jednej strony jest utrzymywany i stabilizowany podział na literaturę i nieliteraturę, z drugiej zaś jest on wprowadzany do rzeczywistości społecznej,
w ten sposób, że dla tych działań obszar referencji związany jest z (przyjętą)
rzeczywistością, a nie z literaturą.
Prywatne pożyczanie książek, wymiana, prezent, poszukiwanie informacji
i ogólne zachowanie nastawione na zdobywanie i przekazywanie informacji na
temat literatury tworzą – obok interpretacji, wręczania nagród, rozmów na temat
tekstów, autorów a także doświadczeń lekturowych – dalsze przykłady działań,
komunikacji i interakcji na poziomie działań metaliterackich.
Konwencje, które występują na tym poziomie, związane są na przykład
z akceptowalnością i zdolnością kontynuacji literackich komunikatów. Przy
18
Dotychczasowa koncepcja ETL może globalnie obejmować ten aspekt tylko według ról działań
literackiej obróbki, nie może natomiast dalej dyferencjonować.
304
achiM barsch
tym można wyobrazić sobie dwa typy konwencji. Po pierwsze, należy oczekiwać konwencji odnoszących się do działań uczestników literackiej komunikacji
w kontekście danego modelu literatury19. Drugi typ konwencji można zakładać
dla działań, które odnosząc się do siebie, bazują jednak na różnych modelach
literatury.
Na tym poziomie możliwe jest empiryczne badanie działania słabej konwencji poliwalencji jako sankcjonowania i tolerowania sposobu czytania tekstu
literackiego. Słaba konwencja poliwalencji może być rozumiana jako wynik nastawienia polegającego na dopuszczaniu obok swoich także innych wyobrażeń
literatury i innych sposobów konstruowania „wyimaginowanych rzeczywistości”
(por. część 3.1.). Do tego dołącza się interesujące pytanie, kiedy pojawia się,
w sensie historycznym, słaba konwencja poliwalencji. Hipoteza robocza polegałaby na założeniu, że przynajmniej wraz z powstaniem i spotkaniem się różnych
modeli literatury i różnych interpretacyjnych odniesień tekstów literackich istniała konieczność takiej konwencji. Realizuje się ona dopiero poprzez blokowe
zróżnicowanie systemu literackiego na subsystemy literackie. Kolejna robocza
hipoteza dotyczyłaby tego, że mocna konwencja poliwalencji wykształcona została dopiero w odniesieniu do słabej konwencji poliwalencji. Działa ona na
uczestników literackiej komunikacji, którzy nauczyli się obchodzić z różnymi
modelami literatury czy też z różnymi możliwościami tworzenia referencyjnych
odniesień.
Poprzez działania komunikacyjne i interakcje z innymi (myślącymi i usposobionymi podobnie – na przykład poprzez wymianę doświadczeń na temat lektury,
poprzez darowanie książek lub wzajemne polecanie określonych książek) – na
poziomie metaliterackim testowane jest społecznie własne rozumienie literatury
i – dzięki temu – tworzy się komunikaty literackie. Na tym poziomie zabezpieczane są społecznie własne poglądy na literaturę. W ten sposób może być
kształtowane poczucie przynależności i poprzez kontakty społeczne może dojść
do uformułowania się grupy. W zależności od przyjętej roli i modelu literatury
można by badać specyiczne obszary funkcjonalne tego poziomu. Dotychczasowe
rozróżnienie tych obszarów systemu literackiego w aspekcie kognitywno-indywidualnym, moralno-społecznym i emocjonalno-hedonistycznym zyskuje w ten
sposób ważne uzupełnienie. W pierwotnej postaci powyższe aspekty odnoszą
się wyłącznie do komunikatów i działań literackich; ich znaczenie i możliwość
badań pojawia się tylko w perspektywie psychologii różnic indywidualnych20.
19
20
Analizy argumentujące (Grewendorf 1975; Saviny 1976), które mogą być także postrzegane
jako pytanie o ważne reguły dla komunikacji o literaturze, przedstawiają pod tym względem
ważną pracę wstępną (zob. również Viehoff 1991a).
W części 3 nawiążę jeszcze do funkcji systemu literackiego dla innych systemów społecznych.
Chodzi tu o zupełnie inny rodzaj międzysystemowych powiązań niż o ten związany z wspomnianymi tutaj funkcjami wewnątrz systemu literackiego. Mówienie o funkcji literatury znaczy
coś całkowicie innego niż funkcja systemu literackiego. Można by było to konieczne rozróżnie-
Poziomy działań systemu literatury
305
2.3. Poziom działań meta-metaliterackich
Obok działań wokół działań literackich występuje kolejny obszar działań, który
należy zaliczyć do obszaru fenomenów systemu literackiego – do tej pory nie
został on jeszcze ujawniony. Myślę o manifestach, programach, debatach literackich lub kontrowersjach pomiędzy szkołami poetyckimi, ale także o wypowiedziach autorów podczas odczytów na temat poetyki. Z tego względu proponuję
wprowadzenie kolejnego poziomu w systemie literackim:
PozioM działań Meta-Metaliterackich obejmuje wszystkie działania w obrębie da
nej roli, które, podlegając oddziaływaniu danego modelu literatury, odnoszą
się do dwóch pozostałych poziomów działań literackich. Działania metametaliterackie problematyzują implikacje terminologiczne odnoszące się do
literatury czy też relektują wyobrażenia na temat literatury i dostarczają
uzasadnienia dla przeprowadzanego każdorazowo podziału literatury i nieliteratury oraz dla łączących się z nim działań i ich rezultatów.
Ten poziom działań nie jest, w odróżnieniu od wcześniejszych, obligatoryjny. Staje się konieczny dopiero przy badaniu nowoczesnych, zdyferencjowanych systemów literackich. W systemach literackich, w których spotyka się
czy konkuruje ze sobą więcej modeli literatury, musi dojść do problemów komunikacyjnych i różnic. W przypadku, gdy nie poprzestaje się na wskazaniu
oczywistości, zazwyczaj sięga się po założone wartości i normy legitymizujące
własne zachowania. Są one połączone z usprawiedliwianiem przeprowadzonego
każdorazowo rozróżnienia literatura/nie-literatura i wynikających z niego działań
literackich; legitymizacja może następnie nastąpić poprzez eksplikację wykorzystanego modelu literatury lub poprzez jawne odwołanie się do działania konwencji połączonych z tym konkretnym pojęciem literatury. Własne zachowanie może
być w konsekwencji uzasadniane nieakceptowalnością i jawnym odrzuceniem
innych wyobrażeń.
Ten poziom funkcjonuje w charakterze poziomu releksji na temat wyobrażeń
o literaturze wewnątrz systemu literackiego. Jako poziom, na którym ostatecznie
deiniowana jest literatura, znajduje się on w najściślejszym związku czy tworzy
w całości opozycję w stosunku do tradycyjnego literaturoznawstwa, jeżeli przyporządkować literaturoznawstwo do społecznego systemu „nauka”, w którym
tematyzuje się literaturę. Wraz z automatyzacją systemu literackiego w XVIII
wieku i wzmacniającą się samoorganizacją, działania meta-metaliterackie umacniają się coraz bardziej w systemie literackim. Ten poziom działań literackich ma
nie wyrazić w jakiejś własnej terminologii. W dotychczasowym modelu teoretycznym systemu
literackiego omawiana różnica funkcji nie została opracowana wystarczająco wyraźnie. Wynika
ona jednak siłą rzeczy z rozróżnienia poszczególnych poziomów działań, co jest dodatkowym
argumentem dla wprowadzenia poziomów działań.
306
achiM barsch
poza systemem literackim swoich prekursorów w postaci ilozoicznych estetyk,
retoryk i poetyk.
Poziomy działań są konstruktami teoretycznymi, które charakteryzują działania w kompleksowych systemach w szczególny sposób (literackie, meta-literackie, meta-metaliterackie). Można oddzielić je tylko analitycznie i nie można
przyporządkować ich w prosty sposób rolom działania, instytucjom lub organizacji systemu literackiego, nie można też znaleźć ich w „czystej” postaci. Na
przykład podczas odczytu literackiego działania mogą mieć miejsce na różnych
poziomach. Autor czyta swój tekst literacki, a publiczność recypuje literacko;
odpowiadając na pytania autor może komentować tekst, a także przedstawiać
i relektować swoje metapoetyckie wypowiedzi21.
3. Model literatury jako ogniwo łączące
W powyższych akapitach zaproponowany został podział, dzięki któremu działania
w systemie literackim przyporządkowane zostały trzem różnym poziomom. To
rozwiązanie umożliwia mówienie w sensowny sposób o działaniach literackich
i nie-literackich wewnątrz systemu literackiego rozumianego jak część systemu
społecznego. Zostało to osiągnięte poprzez ograniczenie konwencji literackich
do poziomu działania literackiego. Ponieważ jednak w dotychczasowej koncepcji
ETL w systemie literackim dopuszczone są jedynie działania literackie, które
zostają scalane poprzez te konwencje, należy – wykorzystując model poziomów
– poszukać innego rozwiązania. Z tego powodu koncepcja modelu czy też pojęcia literatury wprowadzana jest łącznie z rozróżnieniem literatury i nie-literatury
oraz wszystkimi założeniami prowadzącymi do tego rozróżnienia i wynikającymi
z tego implikacjami. Najważniejszego kryterium, łączącego wszystkie działania
w systemie literackim, należy upatrywać w tym, że na wszystkich poziomach
odbywa się proces włączania przez uczestników systemu literackiego w danej
roli działania ich wyobrażeń na temat literatury – w tym rozróżnienia literatury
i nie-literatury. Działania nie są więc przeprowadzane tylko ze względu na teksty
uważane za literackie.
System literacki nie jest z pewnością jedynym systemem społecznym, w którym mają miejsce działania w odniesieniu to tekstów uważanych za literackie.
Na przykład w systemie wychowania chodzi o wybór tekstów do zajęć dydaktycznych i w związku z tym o pytania związane z kanonizacją literatury. W systemie prawa odpowiada się czasem na pytanie, czy dany tekst literacki ogranicza
czyjeś prawa. Najistotniejsza różnica polega na tym, że działania w systemie
literackim dotyczą wyłącznie założeń i uzasadnienia rozróżnienia na literaturę
i nie-literaturę. Natomiast w systemie wychowania i w systemie prawa procesowi
21
Aby literaturą mogło być w zasadzie wszystko, także w samych tekstach literackich znajdują
się opisy, które mogą być przyporządkowane różnym poziomom działań systemu literackiego.
Przy tym chodzi o literacką formę samoopisu systemu literackiego (zob. Viehoff 1991).
Poziomy działań systemu literatury
307
podlegają wyobrażenia kształcenia lub prawa i sprawiedliwości, jednak wynik
działań nie jest tutaj zorientowany na tworzenie deinicji literatury (przywodzi
to na myśl maksymę prawniczą: „sztuka jest wolna!”). Nie można z tego jednak
wnioskować o pełnej autonomii systemu literackiego. Stopniowa autonomia lub
autonomizacja systemu literackiego może być systemowo-teoretycznie zabezpieczona tylko w takim stopniu, w jakim pojęcia „literatury” i „nie-literatury” są
wyznaczone w systemie literackim lub projektowane przez inne systemy społeczne (np. prawo, polityka, kościół) i forsowane dzięki władzy (cenzura, kontrola
instytucjonalna, zrzeszenia itp.).
Koncentracja na pojęciu literatury tworzy zatem literaturoznawcze kryterium
umożliwiające odgraniczenie działań w systemie literackim od działań w innych systemach społecznych. Dalsza – z perspektywy systemowej decydująca
– konsekwencja tego rozwiązania polega na tym, że działania nieliterackie są
składnikami systemu literackiego, ponieważ poprzez konwencje literackie łączą
się z komunikatami literackimi pokrywając pewną część obszaru fenomenów literackich. Stąd także działania nieliterackie należą do systemu literackiego. Z tego
powodu, na gruncie systemowo-teoretycznych decyzji wstępnych, składnikami
systemu literackiego są wyobrażenia jednostek, które początkowo prowadzą do
rozgraniczenia literatury i nie-literatury i w dalszych działaniach są z tym rozgraniczeniem powiązane22.
Mówienie o konkretnej deinicji literatury to generalizacja, która możliwa
jest tylko w ramach szczegółowej charakterystyki systemu literackiego. Porównanie historii literatury z różnych czasów pokazałoby, że literatura deiniowana
była za każdym razem inaczej. Tym samym wynikiem zaowocowałoby zestawienie różnych dzisiejszych kierunków literaturoznawczych. W sensie hipotezy
roboczej można więc wyjść od tego, że w naszym systemie literackim występują różne modele/pojęcia literatury. Grabes (Grabes 1977) rozwinął klarowny
schemat, który umożliwia porównanie różnych deinicji literatury w różnych ich
aspektach. Będę pracował na tym schemacie i stworzę odniesienia do koncepcji
empirycznej teorii literatury.
Grabes traktuje wielość modeli literatury jako wynik określonych decyzji wstępnych. Każdą deinicję literatury można scharakteryzować według podejmowanych
każdorazowo wstępnych decyzji, przy czym dla ujęcia schematycznego23 wystarczy
rozróżnienie trzech aspektów: twierdzenie o ontologicznej walencji, kwaliikacja
epistemologicznej walencji i twierdzenie na temat ontycznej różnicy24.
22
23
24
Składniki nie są zasadniczo jednostkami, ale określonymi cechami jednostek. W koncepcji ETL
Schmidta (Schmidt 1980) można by temu przyporządkować pojęcie „systemu założeń aktantów”.
W przypadku tego schematu nie chodzi o schemat klasyikacyjny deinicji literatury. Różne deinicje pojęcia/modelu literatury wynikają z różnych możliwości kombinacyjnych wewnątrz schematu.
Dzięki tym aspektom Grabes rzuca nowe spojrzenie na obszary prawdy, dobra i piękna. W koncepcji ETL aspekty te znajdują się w kognitywno-indywidualnym, moralno-społecznym i emo-
308
achiM barsch
3.1.
Z twierdzeniem o ontologicznej walencji łączy się pragmatyczny podział na teksty referencyjne i ikcjonalne25. Pragmatyczne teksty referencyjne wiążą się dla
podmiotu z ontologiczną walencją. Za pomocą tych tekstów realizowane ma
być dążenie do formułowania jednoznacznych wypowiedzi na temat rzeczywistości istniejącej społecznie. To dążenie nie jest realizowane za pomocą tekstów
ikcjonalnych. Różnica sprowadza się więc do narzucanej czy zakładanej referencyjności tekstu w odniesieniu do przyjętej rzeczywistości, a nie w samym
onotologicznym statusie tekstów. Teksty ikcjonalne są jako bazy komunikacyjne
tak samo realne jak teksty referencyjne. O statusie ontologicznej walencji każdorazowo decyduje dany podmiot na poziomie komunikacji, a nie struktura tekstu,
chociaż oczywiście struktura bazy komunikacyjnej może być utworzona zgodnie
z historycznie kontyngentnymi konwencjami literackimi i poprzez dołączenie
elementów ikcyjnych może wyraźnie wskazywać na ikcjonalny status.
Fikcjonalność nie powstaje zatem tylko dlatego, że ktoś komunikuje o czymś
ikcyjnym, lecz z tego powodu, że równocześnie zawiesza jednoznaczne odniesienie do tego, co uważa się za „realne” (Grabes 1977: 68).
Modele literatury, dla których twierdzenie o ontologicznej walencji jest
nierelewantne, znajdują się na przykład w deinicjach, które stawiają literaturę na równi z piśmiennictwem, w estetykach produkcji, które wszystkie teksty
danego autora uważają za literackie lub też w strukturalistycznych czy informacyjno-estetycznych publikacjach, które deiniują literaturę wyłącznie poprzez
właściwości tekstów. Można od niedawna dołączyć do tego także koncepcje poststrukturalistyczne i dekonstrukcjonistyczne. Znoszą one nie tylko rozróżnienie
pomiędzy literaturą i nie-literaturą, ale nawet rozróżnienie pomiędzy literaturą
a życiem, rozumiejąc i traktując świat już tylko jako tekst26.
Dla wielu teoretyków literatury ikcjonalność jest jednak najistotniejszą właściwością literatury i przez to negacja twierdzenia o ontologicznej walencji jest
relewantna. Powstanie dzisiejszego systemu literackiego w XVIII w. można sprowadzić do ogólnego przebicia się tej cechy literackich komunikatów. W ramach
ETL zostało to – z pomocą konwencji estetyczno-literackiej – uwzględnione
o tyle, że zastosowanie tej konwencji literackiej pozbawia komunikat literacki referencyjności. Hamburger (Hamburger 1957), w ramach dyskusji na temat
25
26
cjonalno-hedonistycznym obszarze funkcjonalnym, interpretowanym za pomocą psychologii
indywidualnej funkcji komunikatów literackich.
Grabes poprzedza swoje wywody terminologicznym wyjaśnieniem, w którym eksplikowane są
takie pojęcia, jak „realny”, „ikcyjny”, „referencyjny” i „ikcjonalny”. W tym miejscu jedynie
zwracam uwagę na te pojęcia, polecając lekturze w całości tekst Grabesa.
Gdyby potraktować dekonstrukcję poważnie, należałoby ją scharakteryzować jako uprawianą
przez naukowców ikcjonalna grę, której – według samooceny jej współgrających – jest o wiele
bliżej do pojęcia literatury „fantastycznej” i tym samym samego systemu literackiego (odnośnie
pojęcia „fantastyczny” zob. część 3.2).
Poziomy działań systemu literatury
309
gatunków, udowodniła występowanie ikcjonalności na poziomie struktury tekstów.
Z perspektywy literaturoznawczej27 wydaje się pożądane wzięcie pod uwagę tych wszystkich deinicji literatury, które pozbawiają teksty ontologicznej
walencji i uznanie ich za specyiczne dla literatury. Wszystkie wyobrażenia na
temat literatury, zaczynając od aspektu rozrywkowego związanego z powieściami
zeszytowymi aż do kognitywnej, wymagającej prozy eksperymentalnej łączy
przyjęcie „pozornej rzeczywistości”, która oferuje inny poziom istnienia niż społecznie skonstruowana „rzeczywistość”28.
Za właściwą przestrzeń ikcji, mówiąc ściśle, może być uznana tylko gra.
Będąc jedynie grą, neguje ona jednoznaczne odniesienie do realności. Równocześnie należy brać ją poważnie tak długo, jak długo się gra. Zajmowanie się
ikcjami wymaga takiego nastawienia, które potrai przyjąć paradoks, nie eliminując ratio (Grabes 1977: 69).
To odniesienie do ikcji, ikcjonalności i gry jest pierwszym zwróceniem
uwagi na to, co do tej pory jako „proces wytwarzający odrębność w systemie
literatury” było opisywane, jedynie metaforycznie – jako szczególna funkcja
działań literackich. Z tym aspektem deinicji literatury wiąże się szczególna zdolność systemu literatury w obrębie wszystkich innych systemów społecznych:
system literatury orientuje się na obszar, który w społecznie skonstruowanej
rzeczywistości odgraniczany jest jako osobna przestrzeń bytów lub „rzeczywistość pozorna”.
Grabes nie buduje żadnej hierarchii dla swoich trzech aspektów modeli literatury. W odniesieniu do systemu literatury jako obszaru fenomenów ETL pytanie
o ontologiczną walencję musi być postrzegane jako najistotniejsze i tym samym
dominować nad wszystkimi innymi aspektami modeli literatury, które w systemie
literatury miałyby być prawomocne.
3.2.
W tym miejscu dochodzę do drugiej wstępnej decyzji, związanej z deinicjami
literatury: kwaliikacji epistemologicznej walencji. Ten punkt łączy się z próbami
scharakteryzowania literatury na podstawie jej specyicznej funkcji poznawania
rzeczywistości. Grabes rozróżnia dwa kierunki, które określa jako „realistyczne”
27
28
Z psychologicznego i lingwistycznego punktu widzenia staje się sensowne, w odniesieniu do
tekstów, badanie rozumienia tekstu etc. Generalnie tekstu oraz samego pojęcia literatury. Dyscypliny te nie wyjaśniają jednak literatury jako społecznego fenomenu i także nie traktują systemu
literackiego jako ich obszaru przedmiotowego.
O związku między ikcja a społecznym pojęciem rzeczywistości w mediach zob. też Boeckmann
1990. Tam krytycznie dyskutuje się i odrzuca tezę o utracie rzeczywistości przez (nowe) media.
Zdolność rozróżniania między dokumentem a ikcją (Boeckmann 1990: 15) zakotwicza „ludzkie
opanowywanie życia w fundamentalnym modusie” i nie zagraża trwaniu.
310
achiM barsch
lub „fantastyczne”. Z „realistycznymi” koncepcjami literatury wiąże się twierdzenie, że literatura, pomimo swojego uznanego statusu ikcjonalnego, posiada funkcję poznawczą w odniesieniu do społecznej rzeczywistości. Za pomocą
„fantastycznego”, kontrastywnego ujęcia Grabes określa model literatury, który
„poprzez ukierunkowanie na «fantastyczny» charakter literatury interpretuje brak
ontologicznej walencji w tekstach ikcjonalnych jako akt wolnej woli twórczej”
(Grabes 1977: 73).
W innym miejscu wprowadziłem, za pomocą odgraniczenia funkcjonalnych
i nie-funkcjonalnych modeli literatury, analogiczne rozróżnienie. Z funkcjonalnymi ujęciami literatury wiążą się zamierzenia i zainteresowania czytelnicze zorientowane na korzyść i skutek, „które powiązane są z rozrywką, pocieszeniem,
podbudowaniem się, stabilizacją norm itd. poprzez określone grupy docelowe”
(Barsch 1991a: 108). W purytańskich, scjentystycznych lub totalitarnych światopoglądach, w których nie mam miejsca dla literatury jako niewiążącej ikcji,
literatura może uzasadniać się jedynie poprzez wskazanie na swoją specyiczną
funkcję czy też epistemologiczną walencję29. Tłumaczy to także, dlaczego w państwach, w których takie światopoglądy były realizowane politycznie, przebiły się
funkcjonalne modele literatury – czy to „realizm socjalistyczny”, czy bohaterowie
narodowo-socjalistyczni – natomiast inne kierunki sztuki i ich reprezentanci byli
szkalowani i prześladowani jako „formaliści”, którzy nie tworzą już sztuki.
Do nie-funkcjonalnych modeli literatury można zaliczyć klasyczno-romantyczną deinicję L´art pour l´art lub – ogólnie – „fantastyczne” koncepcje literatury. Takie modele są głównie ukierunkowane na dzieło, dlatego wiążą się
z nadmiernym akcentowaniem struktury, jak to wyraźnie widać w sposobach
mówienia o „autonomii dzieła literackiego”. Chodzi o dzieło „samo dla siebie”,
nie o zamierzone oddziaływania czy o potrzeby, które doprowadziły do powstania tekstu: panuje „błogie, pozbawione zainteresowań zadowolenie”. Określenie
„funkcjonalne” lub „niefunkcjonalne” należy rozumieć tu wyłącznie jako wewnętrzną charakteryzację – oczywiście działania na bazie każdej deinicji literatury są funkcjonalnie powiązane w systemie literackim.
Z perspektywy systemowej przy kwaliikacji epistemologicznej walencji chodzi o wewnętrzne dla systemu literackiego zajęcie się pytaniem o (wyobrażone)
związki pomiędzy literaturą i społeczeństwem30 i w związku z tym chodzi o rodzaj samoopisu wewnątrz systemu literackiego. O ile w aspekcie ontologicznej
walencji odrębność utrzymywana jest w odniesieniu do literatury versus nie29
30
Mogłoby chodzić przy tym o „prawidłowość” między politycznymi, społecznymi, kulturowymi
i literackimi przedstawieniami członków każdorazowej grupy społecznej. W wyelaborowanej
wersji ETL taki związek zewnętrznych i wewnętrznych faktów byłby odpowiednio uwzględniany.
W sensie pytań o oddziaływanie, używanie lub funkcję literatury w społeczeństwa względnie
dla operujących z literaturą. Powiązane z tym są takie klasyczne pytania, jak Po co literatura?
lub Czego chce literatura?
Poziomy działań systemu literatury
311
literatury, o tyle w zestawieniu „realistyczny” versus „fantastyczny” dokonuje się
funkcjonalna (tzn. ze względu na konstruowaną wewnątrz systemu literackiego
relację między literaturą i społeczeństwem) „destrukcja absolutnej spójności dotychczasowych koncepcji rzeczywistości” (Grabes 1977: 74).
Teksty fantastyczne, tworząc sztuczne światy, wskazują równocześnie na
ograniczenia tego, co każdorazowo akceptowane jest jako „rzeczywistość”. Najistotniejsza różnica polega jedynie na tym, że teksty „realistyczne” dla tego, co
nowe, zakładały taki status, który miał zawierać się w dotychczasowym obrazie
rzeczywistości, podczas gdy teksty „fantastyczne” zasadniczo rezygnowały z takiej ontologicznej walencji, otwierając równocześnie alternatywy dla wszystkich
możliwych, starych czy nowych, obrazów rzeczywistości. Realizm niesiony jest
optymistyczną oceną możliwości poznawczych, implikuje ciągły postęp poznawczy w odniesieniu do rzeczywistości; zaakcentowanie tego, co fantastyczne zakłada – intencjonalnie lub nie – postawę sceptyczną, poprzez próbę dostrzeżenia
ograniczenia wszystkich obrazów rzeczywistości i ograniczenia samej rzeczywistości (Grabes 1977)31.
3.3
Ostatecznie deinicje literatury można scharakteryzować ze względu na twierdze
nie o ontycznej różnicy. W estetykach, poetykach i różnych kierunkach literaturoznawczych wciąż podejmowano (daremne) próby wykazania charakterystycznych
cech literatury w odróżnieniu od innych tekstów poprzez wskazanie na określone
cechy immanentne. Wiążą się z tym własności estetyczne przypisywane tekstom
literackim oraz poszukiwania odpowiedniej przestrzeni, co miałby znaleźć wyraz
w estetyce produkcji lub w estetyce oddziaływania czy postrzegania32.
W odniesieniu do twierdzenia o ontycznej różnicy należy wskazać pewien
paradoks. Z jednej strony sformułowanie estetyk i poetyk przy uwzględnieniu
najróżniejszych estetycznych właściwości tworzy z pewnością punkt ciężkości
dla aktywności, które związane są z deinicjami literatury i sztuki. Z drugiej strony przeprowadzone za pomocą tych pojęciowych kategorii rozróżnienie literatury
i nie-literatury wykazuje duże luktuacje, spowodowane wprowadzeniem nowych
metod literackich, nowych tematów, nowych punktów widzenia lub też mających
swe źródło w innych innowacjach w toku przemian literackich.
Już w 1924 roku wskazuje Tynianow na tę problematykę deinionwania literatury:
31
32
Dzięki kontekstowi argumentacji jasne jest, że Grabes, gdy mówi o „tekstach fantastycznych”
i „tekstach realistycznych”, nie odnosi się do baz komunikatów, lecz do komunikatów literackich.
Chodzi tu np. o próby scharakteryzowania wyznaczników literackości poprzez podanie określonych cech gatunkowych lub za pomocą pojęć „polifunkcjonalność” czy „dystans estetyczny”.
312
achiM barsch
Okaże się przy tym, że specyiczne cechy literatury, cechy wydające się
podstawowymi, elementarnymi, stale się zmieniają i nie charakteryzują literatury jako takiej. Tak jest z pojęciem „estetyczne” w znaczeniu „piękne” (Tynianow 1978: 25-26).
W ramach ETL ten problem rozwiązany jest przez Schmidta na poziomie
pragmatycznym w ten sposób, że w sformułowaniu konwencji estetyczno-literackiej możliwość estetycznych właściwości jest właśnie otwarta i przypisana
uczestnikom komunikacji o tyle, o ile muszą być w stanie „orientować się przede
wszystkim na takie kategorie, które akceptowane są jako estetycznie relewantne”
(Schmidt 1980: 159).
Te kategorie mogą, w zależności od wykorzystywanego modelu literatury,
kształtować się zupełnie inaczej. Z perspektywy podmiotu, który dysponuje specyicznym rozumieniem literatury i według niego działa, wiążące są także oczywiście właściwości odnoszące się do ontycznej różnicy. Gdyby nie posiadały tej
funkcji normatywnej orientacji dla wszystkich operujących tym wyobrażeniem
literatury, nie mogłoby dojść do żadnej subiektywnie zadawalającej komunikacji. Z drugiej strony pewne kontrowersje związane z literaturą lub ignorowanie
określonych obszarów literackich przez krytyków literatury można dzięki temu
postrzegać jako spotykanie się różnych wyobrażeń na temat literatury. W odróżnieniu od indywidualnych wyobrażeń należy – z perspektywy historyka i teoretyka literatury – zaklasyikować wszystkie deinicje literatury jako historycznie
kontyngentne i równorzędne pod względem statusu. Należą zatem one do literaturoznawczego obszaru fenomenów, a nie do obszaru teorii literatury. Inaczej
mówiąc: zadaniem literaturoznawców nie jest deiniowanie literatury, deinicje
literatury postrzegają oni jako część naukowego obszaru badawczego33.
Zamykając tę część, można z perspektywy literaturoznawczej retrospektywnie wprowadzić hierarchiczny porządek w trzech wskazanych przez Grabesa
aspektach deinicji literatury34. Tak jak rozwinąłem to powyżej (zob. 3.1), centralne pytanie z perspektywy literaturoznawczej przy badaniach deinicji i wyobrażeń na temat literatury dotyczy twierdzenia o ontologicznej walencji: literaturoznawczo relewantne są tylko te deinicje, które pozbawiają teksty literackie
ontologicznej walencji. W sensie lingwistycznych czy komunikacyjnych rozważań, a także tych związanych z naukowym oglądem samej książki, rozróżnienie
to może być marginalne. Dla empirycznego literaturoznawstwa tworzy jednak
kryterium umożliwiające odgraniczenie jego specyicznego obszaru przedmiotowego. Za twierdzeniem o ontologicznej walencji podąża kwaliikacja epistemologicznej walencji, która odnosi się do funkcji poznawczej tekstów literackich
i aspektu korzyści, realizując się w postaci „fantastycznej” i „realistycznej”.
33
34
Zob. też część 4.
Przedstawienie graiczne mogłoby przyjmować formę diagramu w postaci drzewka.
Poziomy działań systemu literatury
313
Obie możliwości rozgałęziają się następnie ze względu na twierdzenie o ontycznej różnicy, ugruntowywanej za pomocą estetycznych właściwości. Ten aspekt
znajduje się, patrząc hierarchicznie, najniżej. Okazuje się nieprzystosowany do
ogólnej charakterystyki rozróżnienia na literaturę i nie-literaturę i dlatego nie
może być wykorzystywany jako kryterium stosowane do odgraniczenia systemu literackiego od innych systemów społecznych. W związku z segmentowym
tworzeniem się subsystemów wewnątrz systemu literackiego ten aspekt okazuje
się jednak centralny, tworząc decydujące kryterium graniczne dla susbystemów,
które każdorazowo scalane są daną deinicją literatury.
4. uwagi końcowe
Grabes tworzy swój schemat po to, aby umożliwić porównanie wielości możliwych deinicji literatury. Jego zainteresowania zawierają się więc w pytaniu, jak
deiniowana jest literatura, a nie w pytaniu, kto w którym systemie społecznym
deiniuje literaturę. Z perspektywy ETL literatura deiniowana jest jednak przez
samych uczestników systemu literackiego wewnątrz tego systemu. Zadanie empirycznego literaturoznawstwa polega więc m.in. na tym, by zbadać występujące
w systemie literatury deinicje literatury, rezygnujące z ontologicznej walencji.
Fakt, że w schemacie Grabesa pojawiają się także deinicje literatury z obszaru literaturoznawstwa nie dziwi i pozwala się całkiem prosto wyjaśnić: historycznie kontyngentne deinicje literatury, nabyte na drodze własnej literackiej socjalizacji, wprowadzane są do literaturoznawstwa często jako naturalne
i oczywiste, czasem zostają wręcz opatrzone etykietą „teoria literatury” – zamiast
wyznaczać obszar badawczy dla teorii.
Tak jak pokazałem powyżej, pojęcie literatury na poziomie systemu działań
literackich prowadzi do rozróżnienia tekstów literackich i nie-literackich. Jeżeli
na przykład w tradycji strukturalistycznego literaturoznawstwa literatura, jako
specyiczny obiekt, rozumiana jest jedynie jako „system tekstów”, to chodzi
o próbę naukowej charakterystyki (a także legitymizacji) określonej grupy tekstów – wyodrębnionej w systemie literackim za pomocą specyicznej deinicji
– poprzez strukturalne cechy wspólne tych właśnie tekstów. Tekst, rozpatrywany
w systemie literackim w świetle nowego pojęcia literatury, dla strukturalisty wiązałby się z imperatywem „odkrywania” w nim nowych „właściwości” i mówienia
o „dynamice tekstu”, przy czym nie zmienił się oczywiście tekst, lecz związane
z literaturą odniesienie pojęciowe w systemie literackim.
Nie tylko w strukturalizmie, także w innych kierunkach literaturoznawczych,
przekraczana jest granica pomiędzy systemem literackim i literaturoznawstwem.
Inaczej nie można wytłumaczyć takich fenomenów, jak literackie wartościowanie
i literacka interpretacja.
Literackie wartościowanie w ramach różnych deinicji literatury można
przedstawić jako „ranking” tekstów literackich dla których kryterium oceny
314
achiM barsch
stanowi dana deinicja literatury. W tym sensie dychotomia pomiędzy literaturą
wysoką i niską, ewentualnie pomiędzy literaturą wysoką a rozrywkową i popularną, jawi się jako wynik rankingu określonego modelu literatury, faworyzowanego
przez literaturoznawców w systemie literackim35. Wcale nie dziwi, że popularne
treści nie są w literaturoznawstwie interpretowane w sposób „wysoko-literacki”.
W najlepszym wypadku recypowane są „pod włos” lub w ramach innych przesłanek przez czytelnika, socjalizowanego w określony sposób.
Obok literackiego wartościowania istnieje także powiązanie pomiędzy deinicją, modelem literatury a „metodą” interpretacyjną. Teksty są interpretowane
m.in. dlatego, że uważane są za estetyczne (estetycznie wartościowe). Kierunki,
zasady czy „metody” interpretacji okazują się być próbami treściowego opanowania wolnej przestrzeni, wynikającej z aspektu ikcjonalności deinicji literatury. Są to próby wypełnienia referencyjnego i zabezpieczenia argumentacyjnego,
czy to w odniesieniu do psychiki autora, jego intencji czy też innych dzieł literackich (treść – forma, gatunek, symbolika, tematyka, stylistyka, mataforyka),
albo w odniesieniu do implikowanych oddziaływań, psychiki czytelnika lub
społeczno-historycznego kontekstu powstania dzieła. Konsensus naukowy nie
jest jednak tworzony ze względu na intersubiektywną sprawdzalność. Interpretacje poszukują swej zasadności najpierw poprzez wskazanie tego, co pewne
i oczywiste, a jedyny możliwy zakładany przez nie konsensus związany jest
z zapewnieniem im kontynuacji u innych interpretatorów (Groeben 1982: 38).
To powód przyporządkowania wszystkich interpretacji systemowi literackiemu
głównie na poziomie działań meta-literackich jako standaryzowanych punktów
orientacyjnych36, by pominąć pojęcie normalizacji37.
Wydobycie różnych aspektów deinicji literatury i wprowadzenie różnych
poziomów otwiera dla systemowej i teoretycznej teorii literatury obiecującą perspektywę, której oddziaływanie na modelowanie teorii na koniec podkreślimy.
W odróżnieniu od Schmidta (Schmidt 1980) granica systemu literackiego
nie jest już wyznaczana poprzez konwencje literackie. Jako kryterium graniczne funkcjonuje określony aspekt deinicji literatury, który pozbawia teksty literackie ontologicznej walencji38. Poprzez generowanie tego rodzaju deinicji
literatury wyznaczany jest specyiczny system społeczny, w którym komple35
36
37
38
Zob. Barsch 1991a. W związku z tym można rozumieć fenomen powstawania kanonu literatury
jako diachroniczny aspekt oceny literackiej.
Interpretacje, w których zostaje usprawiedliwiony własny poetycki wariant, względnie w których rozprawia się krytycznie z innymi wariantami, są naturalnie także odnoszone do trzeciego
poziomu działań. W tym miejscu staje się ponownie wyraźny analityczny charakter poziomów
działań.
Odnośnie normalizacji poprzez interpretację zob.Viehoff 1991a.
Pod tym względem nie wszystkie przedstawienia literatury należą z literaturoznawczego punktu
widzenia do systemu literackiego. Wyłączone są te deinicje, które zrównują literaturę z piśmiennictwem albo rozumieją pod tym pojęciem tylko teksty warte przekazywania.
Poziomy działań systemu literatury
315
mentarnie gotowe są alternatywy dla obszaru „realności” w społecznym modelu
rzeczywistości.
Specyika prezentowanych tutaj przemyśleń polega na tym, że granica pomiędzy literaturą i nie-literaturą generowana i zabezpieczana jest przez uczestników komunikacji na różnych poziomach działań. Nie odnosi się ona tylko
do tworzenia komunikatów literackich albo generalnie do działań literackich.
Wyobrażenia na temat literatury okazują się więc klamrami łączącymi działania
na różnych poziomach działań w systemie literackim. Poprzez rozłączenie albo
analityczne wydzielenie kilku poziomów działań, działania na jednym poziomie
mogą wywoływać konsekwencje na innym, które ponownie oddziałują na poziom wyjściowy.
Kolejna zaleta prezentowanych tutaj wywodów polega na otwarciu możliwości oddzielenia różnych aspektów deinicji literatury i ponownym odniesieniu
ich do siebie. Dopiero to umożliwia świeże spojrzenie na to, co wspólne i różne.
Dla wszystkich literaturoznawczo relewantnych deinicji literatury wspólna jest
negacja ontologicznej walencji. To warunek konieczny, aby można było mówić
o przynależności do systemu literackiego. Z perspektywy literaturoznawczej ten
aspekt należy do najbardziej abstrakcyjnego poziomu opisu systemu literackiego.
W związku z innymi aspektami możliwe są różne przejawy i powstają różne
swoiste deinicje literatury. Taka deinicja literatury, która generowana jest w różnych rolach działań społecznych i na różnych poziomach działań, konstruuje
nowy subsystem literacki. Segmentowe zdyferencjonowanie systemu literackiego
na subsystemy, które powtarzają strukturę systemu literackiego, role społeczne
powiązane z określonymi działaniami, różne poziomy tych działań – wszystko
to wiąże się ze specyicznymi wyobrażeniami, które każdorazowo doprowadzają
do rozróżnienia pomiędzy literaturą i nie-literaturą. Przyszłe zadania widzę po
pierwsze w tym, aby w kontekście ETL umieścić specjalne elementy teorii literatury, które rozpoznają subsystemy systemu literackiego jako wewnętrzny obszar
zastosowań39. Po drugie należałoby rozwinąć modelowanie teorii ze względu na
modele procesów, by móc również teoretycznie wyjaśnić powiązania pomiędzy
poszczególnymi subsystemami systemu literackiego.
39
W ramach tych przemyśleń znajduje się również zaproponowany przez DFG projekt badawczy
dotyczący produkcji i recepcji powieści zeszytowych.
316
achiM barsch
Bibliograia
Barsch A., 1991, Metrik Literatur Sprache. Generative Metrik zwischen empirischer
Literaturwissenschaft und generativer Phonologie, Braunschweig, Wiesbaden,
Vieweg.
Barsch A., 1991a, „Populäre Literatur” als Forschungsproblem einer empirischen Lite
raturwissenschaft, „Wirkendes Wort”, 1, s. 101–119.
Barsch A., 1991b, The empirical theory of literature and systems theory, [w:] Empirical
studies of literature. Proceedings of the Second IGEL – Conference. Amsterdam 1989,
oprac. E. Ibsch, D. Schram, G. Steen, Amsterdam, Atlanta, Rodopi, s. 355–362.
Boeckmann K., 1990, Wirklichkeitsverlust durch Medien?, „Communications”, 15, 1/2,
s. 9–20.
Esser H., 1991, Der Doppelpaβ als soziales System, „Zeitschrift für Soziologie” 20, 2,
s. 153–166.
Fügen, 1968, Die Hauptrichtungen der Literatursoziologie und ihre Methoden. Ein Bei
trag zur literatursoziologischen Theorie, Bonn, Bouvier.
Grabes H., 1977, Fiktion – Realismus – Ästhetik. Woran erkennt der Leser Literatur?,
[w:] Text – Leser – Bedeutung. Untersuchungen zur Interaktion von Text und Leser,
red. H. Grabes, Grossen-Linden, Hoffmann Vlg., s. 61–81.
Grewendorf G., 1975, Argumentation und Interpretation. Wissenschaftstheoretische
Untersuchungen am Beispiel gramanistischer Lyrikinterpretationen, Kronberg/Ts.,
Scriptor Vgl.
Groeben N., 1982, Methotologischer Aufriβ der empirischen Literaturwissenschaft,
„Spiel” 1, 1, s.26–89.
Groeben N., 1983, The function of interpretation in an empirical science of literature,
„Poetics”, 12, 219–238.
Günther C., 1989, Literatur und Kommunikation, [w:] Buch – Lektüre – Leser. Erkun
dungen zum Lesen, red. H. Göhler, B. Lindner, D. Löfler, Berlin, Weimar, AufbauVerlag, s. 208–230.
Hamburger K., 1957, Die Logik der Dichtung, Stuttgart, Klett.
Hauptmeier H., Schmidt S.J., 1985, Einführung in die Empirische Literaturwissenschaft,
Braunschweig, Wiesbaden, Vieweg.
Hejl P.M.,1985, Konstruktion der sozialen Konstruktion: Grundlinien einer konstrukti
vistischen Sozialtheorie, [w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin,
A. Mohler, Monachium, Oldenbourg, 85–115.
Hejl P.M., 1989, Self-regulation in social systems: explaining the process of research,
Universität-Gesamthochschule Siegen, LUMIS-Schriften 21.
Hejl P.M., 1990, Recht und Justiz als Teilprozesse gesellschaftlicher Selbstregelung, Ms.,
Universität-Gesamthochschule Siegen, LUMIS.
Hejl P.M., 1992, Culture as network of socially constructed realities, [w:] Trends in cul
tural participation in Europe since the middle ages, oprac. D. Fokkema, A. Rigney,
Amsterdam, Philadelphia, Benjamins.
Hempfer K.W., 1990, Schwierigkeiten mit einer „Supertheorie”: Bemerkungen zur Sy
stemtheorie Luhmanns und deren Übertragbarkeit auf die Literaturwissenschaft,
„Spiel”, 9, 1, s. 15–36.
Poziomy działań systemu literatury
317
Jäger G., 1991, Die Relexivität literarischer Kommunikation. Zur Rekonstruktion der
literarischen Evolution im 18. Jahrhundert als Relexivitätsgewinn, [w:] Medien und
Kultur. Beiträge zu einem interdisziplinären Symposium der Universität Lüneburg,
red. W. Faulstich, Göttingen, Vandenhoek & Ruprecht, s. 86–94.
Köhler U.E.E., 1990, Lesekultur in beiden deutschen Staaten. 40 Jahre – ein Vergleich.
Geschichte – Theorie – Empirie, „Archiv für Soziologie und Wirtschaftsfragen des
Buchhandels”, LXIV, s. 2369–2628.
Meyer F., Ort C-M., 1990, Literatursysteme – Literatur als System. Eine thoretische
Vorbemerkung, „Spiel”, 9, 1, s. 1–14.
Rusch G., 1986, Verstehen Verstehen – Ein Versuch aus konstruktivistischer Sicht, [w:]
Zwischen Intransparenz und Verstehen. Fragen an die Pädagogik, red. N. Luhmann,
K. E. Schorr, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 40–71.
Rusch G., 1991, Zur Systemtheorie und Phänomenologie von Literatur. Eine holistische
Perspektive, „Spiel”, 10, 2, s. 301–335.
Savigny E. von, 1976, Argumentation in der Literaturwissenschaft. Wissenschaftstheore
tische Untersuchungen zu Lyrikinterpretationen, Monachium, Beck.
Scherf E.M., 1983, Wirkungsaspekte und Entwicklungstendenzen des Literaturgesprächs,
[w:] Leseerfahrung – Lebenserfahrung. Literatursoziologische Untersuchungen, red.
D. Sommer i inni, Berlin, Weimar, Aufbau-Verlag, s. 280–352.
Schmidt S.J., 1980, Grundriβ der Empirischen Literaturwissenschaft, t. 1, Der gesell
schaftliche Handlungsbereich Literatur, Braunschweig, Wiesbaden, Vieweg.
Schwanitz D., 1990, Systemtheorie und Literatur. Ein neues Paradigma, Opladen, Westdeutscher Vgl.
Tynianow J., 1971 (1924), Das literarische Faktum, [w:] Russischer Formalismus. Texte
zur allgemeinen Literaturtheorie und zur Theorie der Prosa, red. J. Striedter, Monachium, Fink, s. 393–431. (Fakt literacki, przeł. M. Płachecki, w: J. Tynianow, Fakt
literacki, wyboru dokonała E. Korpała-Kirszak, Warszawa 1978, s. 15–42.)
Viehoff 1991, Literarische Sozialisation als Selbstthematisierung des Literatursystems
– Untersuchungen zu innerliterarischen Modellen, t. 1, Der „Anton Reiser” von
Karl Philip Moritz als Paradigm im 18. Jh. Habilitationsschrift Universität-Gesamthochschule Siegen.
Viehoff 1991a, Die Verwandlung der „Verwandlung”. Überlegungen zur literaturwissen
schaftlichen „Arbeit am Text”. Am Beispiel der „Verwandlung” von Franz Kafka,
Habilitationsvortrag am Fachbereich 3 der Universität-Gesamthochschule Siegen
(Eine englische Fasung erscheint in „Poetics”).
Werber N., 1990, Literatur als System? Anmerkungen zu Siegfried J. Schmidts Buch über
„Die Selbstorganisation des Sozialsystems Literatur im 18. Jahrhundert”, „Weimarer
Beiträge”, 36, 7, s. 1192–1198.
przeł. Sebastian Strzelecki
Ralf Nüse
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia
należy przyjąć, by móc powiedzieć, że nie można
ich przyjąć1
Chcemy teraz uwyraźnić jeden z poważnych problemów, który wykazuje radykalny konstruktywizm: pomieszanie płaszczyzny obiektu i metapłaszczyzny,
które omówimy egzemplarycznie kierując się pytaniem o ontologiczne przedstawienie radykalnego konstruktywizmu. A zatem w niniejszym rozdziale nie
powinno się dyskutować wyłącznie o tym, jakie ontologiczne przedstawienia
reprezentuje radykalny konstruktywizm. Chcemy prócz tego wykazać, że poprzez
pomieszanie teorii obiektu i metateorii nie jest wcale tak łatwo wyjaśnialne, co
radykalny konstruktywizm mówi na temat „ontologii”.
Przy omawianiu pytań ontologicznych dają się rozróżnić trzy typy wypowiedzi w odniesieniu do ontologicznych przedstawień radykalnego konstruktywizmu:
1. Założenia ontologiczne w teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu.
2. Wypowiedzi radykalnych konstruktywistów o ontologicznych implikacjach,
które radykalny konstruktywizm wykazuje jako naukowa teoria – tzn. me
tateoretyczne założenia w radykalno-konstruktywistycznej teorii nauki.
3. Wypowiedzi radykalnych konstruktywistów o tym, co mówią o ontologii
– tzn. radykalno-konstruktywistyczne (samo-)atrybucje o ontologicznych
założeniach w (ogólnym) radykalnym konstruktywizmie.
1
Ponieważ tekst ten jest rozdziałem książki i stanowi jej integralną część, został on tutaj (w niektórych miejscach) nieznacznie zmieniony w taki sposób, by był zrozumiały jako odrębna
całość (przyp. red.).
320
ralF nüse
Na temat każdego z tych trzech obszarów dają się znaleźć różne wypowiedzi,
które przeczą sobie (po części także o „granicach obszaru”). Chcemy w niniejszym artykule przedstawić kilka z tych wypowiedzi.
Ontologiczne założenia wewnątrz teorii obiektu radykalnego
konstruktywizmu
Pierwsze pytanie, które chcemy wyjaśnić, brzmi, co w ogóle istnieje według
teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu. Chodzi tutaj tylko o wydobycie
tych jednostek, które są wewnątrz tej teorii przyjęte jako istniejące, niezależnie od tego, jakie wymagania przypisywane są całej teorii względnie całemu
modelowi radykalnego konstruktywizmu jako takiemu – a więc czy radykalnokonstruktywistyczna teoria może tym samym mówić cokolwiek o „absolutnej
rzeczywistości”. Drugie pytanie musi zostać jeszcze omówione. Lecz pierwsze
także niewiele wyjaśnia.
Na pytanie „Co istnieje?” można prosto za Quinem odpowiedzieć: „Wszystko”. Zawsze, kiedy mówi się jakimś językiem, jest on interpretowany ponad
obszarem indywidualnym. Zawsze, kiedy mówi się jakimś językiem, wszystko
jest tym, o czym się mówi w tym języku. Biorąc pod uwagę te przesłanki istniałoby dla radykalnego konstruktywizmu to wszystko, o czym mówi radykalny
konstruktywista, na przykład takie rzeczy, jak absolutna rzeczywistość, światy
kognitywne, realne mózgi, czerwone kwadraty i tym podobne. Jest przy tym
mało ważne, jaki ontologiczny status jest przypisywany tym rzeczom, czy na
przykład „absolutna rzeczywistość” istnieje rzeczywiście w sensie „absolutnej
rzeczywistości”, czy tylko przedstawia konstrukt wewnątrz kognitywnego świata
każdorazowego użytkownika języka (względnie radykalnego konstruktywisty).
Tak długo, jak długo używa się takiego wyrażenia jak „absolutna rzeczywistość”,
nie odnosi się ono do czegoś, a tylko do innego wyrażenia – albo, jak mówi radykalny konstruktywista, do „opisu” (względnie do konstruktu w kognitywnym
świecie – por. np. Rusch 1987: 99 i 157).
Odpowiedź na pytanie, czym jest według radykalnego konstruktywizmu
wszystko, jest następująca: „Co najmniej wszystkim, o czym radykalny konstruktywista mówi”. Znaczy to przede wszystkim: istnieją wszystkie te jednostki i stany
rzeczy, które są przytaczane przez radykalny konstruktywizm jako wyjaśniające
dla poszczególnego wyjaśnianego zjawiska wewnątrz radykalnego konstruktywizmu, dla świata kognitywnego (względnie dla „obserwatora” i jego właściwości).
Do tych należą m.in.: mózg (z zamkniętą funkcjonalnie organizacją); środowiska, z którymi te mózgi są strukturalnie powiązane; ewolucja; warunki społeczne
i wiele innych. Wszystko to istnieje, jak powiedziano, niezależnie od generalnego
ontologicznego statusu, któremu radykalni konstruktywiści przypisują ich model.
Do tego momentu wydaje się wszystko całkiem wyraźne. Ale radykalni
konstruktywiści relektują także o tym, co istnieje rzeczywiście. Rozróżniają
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że...
321
(wewnątrz ich kognitywnego świata, a to oznacza przecież wewnątrz ich teorii)
różne płaszczyzny rzeczywistości. Rozróżniają między rzeczami, które istnieją rzeczywiście „w rzeczywistości” i takimi, które są do obejrzenia tylko jako
konstrukty kognitywnego świata. Także przy tym rozróżnieniu jest początkowo
mało znaczące, czy te rzeczywiście rzeczywiste rzeczy istnieją teraz rzeczywiście w sensie „absolutnej rzeczywistości”, tzn. czy temu rozróżnieniu odpowiada
rzeczywiste ontologiczne rozróżnienie w sensie klasycznym, czy też to rozróżnienie przedstawia ponownie tylko konstrukt w kognitywnym świecie radykalnych konstruktywistów. W każdym razie istnieje to rozróżnienie, które pojawia
się w teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu – o ile istnieje odpowiedź
na pytanie, jakie ontologiczne założenia są przyjmowane w tej teorii obiektu.
Pozostaje jednak niewyjaśnione, jaka liczba części postulowanych jednostek
powinna należeć do świata rzeczywistego. To właśnie chcemy przedyskutować
przy pomocy następującego cytatu:
Mówiąc abstrakcyjnie, wielu teoretyków łączy ze sobą dwa ontologicznie całkowicie różne
światy, ten materialny (w najgłębszym izykalnym sensie), realny świat organizmu i kognitywny świat „rzeczywisty”, które są powiązane prawdopodobnie przyczynowo, a nie przestrzennie. (Roth 1987: 238)2
Początkowo stwierdza się tutaj, że „istnieje wszystko, o czym mówi radykalny konstruktywista”. Zostały tu jednak wyprowadzone zarówno kognitywny,
jak i realny świat jako jednostki. Jest to w radykalnym konstruktywizmie także
niekontrowersyjne. Maturana dodałby jeszcze prawdopodobnie, że rozróżnieniem
jest to, co może uczynić tylko obserwator. Przede wszystkim jednak to Roth
wprowadził tutaj wspomnianą „różnicę rzeczywistości”: oba światy, o które pytano, powinny mieć różne ontologiczne statusy. Ale co to może oznaczać? Czy
nie są te dwa światy konstruktami wewnątrz kognitywnego świata obserwatora?
A co ma oznaczać, że między obydwoma światami istnieje związek przyczynowy, do jakiego świata należy wówczas „związek przyczynowy”? Jak można poza
tym spowodować coś innego, kiedy to coś „nie jest z tego (względnie z takiego
samego) świata”, tzn. posiada inny status ontologiczny? Staje się to interesujące wtedy, gdy takie wypowiedzi odnoszące się do przyczynowości porównuje
się z innymi wypowiedziami radykalnego konstruktywisty o tym, „że linearne
przyczyna-działanie-myślenie nie odpowiada niczemu innemu w rzeczywistości”
(Stangl 1989: 220). Podobnie myśli także Schmidt:
Nasz realny mózg konstruuje zatem kognitywny świat, który składa się z ciała, podmiotu
i środowiska. Ten kognitywny świat jest w sobie zamknięty, tylko w nim jest przestrzeń
i czas, zewnątrz i wewnątrz, przyczyna i działanie. (Schmidt 1990: 312)
2
Chodzi tu o zamieszczony w tym tomie tekst Rotha Poznanie i realność: realny mózg i jego
rzeczywistość.
322
ralF nüse
Gdy przyczyna i działanie znajdują się tylko wewnątrz kognitywnego świata,
wówczas nie można realnego i kognitywnego świata wstawić w jakieś przyczynowe zachowanie. Przy tym pytanie o przyczynowość jest relewantne nie tylko
dlatego, że – jak twierdzi Roth – kognitywny świat jest zależny przyczynowo
od realnego świata. Także radykalno-konstruktywistyczne przedstawienie selekcji stanów systemu przez bodźce zewnętrznego świata albo generalnie postulat
zewnętrznych wpływów z medium nie daje się pomyśleć bez przyczynowości
w medium (względnie w realnym świecie). I także niezależnie od pytania o przyczynowość należy zapytać, m.in. przy okazji wypowiedzi Schmidta, co rozumie
się przez realny umysł (w realnym świecie), kiedy nie ma w realnym świecie
ani przestrzeni, ani czasu. Powszechnie radykalny konstruktywizm twierdzi, że
realny mózg nie jest tym, co się widzi, kiedy otwiera się czaszkę (por. także
Roth 1987: 238). Ale co wówczas? Co powinno się przedstawiać jako mózg,
który ani nie przyjmuje przestrzeni, ani nie wykazuje czasowej dynamiki i nie
może oddziaływać?
Wyjaśnienie tych wszystkich pytań mogłoby może mieć miejsce, gdyby
stwierdziło się, co dokładnie rozumie się jako „realny świat”. Ale także odnośnie
tego nie znajdziemy żadnej wyraźnej jasności:
Świat, o którym czynimy przestrzenne wypowiedzi, jest albo zmysłowo doświadczanym
światem, albo abstrakcyjnym światem izyki, który nie jest realnym światem, lecz raczej
wyprowadzonym od świata zmysłowego […] (Roth 1987: 239)
Tutaj realny świat jest odgraniczony od świata izyki. Odpowiednio do tego
prawa izyki wydają się nie funkcjonować w realnym świecie (albo „dla niego”?).
Z drugiej strony na przykład Maturana twierdzi:
Żyjący system jest systemem autopoietycznym w przestrzeni izycznej... Dlatego żyjące systemy jako systemy autopoietyczne w przestrzeni izycznej odpowiadają prawom izycznym
procesów, w innym przypadku ulegają dezintegracji. (Maturana 1987: 95)
Tym samym izyczne procesy i prawa jako jednostki osadzone są w realnym
świecie (na zewnątrz autopoietycznego systemu). Coś przeciwnego stwierdzają
Richards i Glasersfeld:
[…] nie ma żadnego dobrego powodu, by przyjąć, że ontologiczna realność posiada coś, co
można byłoby nazwać „strukturą”. (Richards i Glasersfeld 1987: 221)
Z kolei Roth jest pewny, że:
Naturalnie nikt poważnie nie wątpi w to, że świat, niezależny od świadomości i mózgu, jest
uporządkowany. (Roth 1991: 365)
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że...
323
Pozostaje więc tutaj wiele otwartych pytań: czy w realnym świecie rządzą teraz prawa, a jeśli prawa izyki, to prawa oparte na zasadzie przyczynowości albo
– jak twierdzi na przykład Stangl – całkiem inne prawa jako linearne związki
przyczyna/powód-działanie? Czy raczej realny świat jest tworem całkiem amoricznym, co jednak znów nie jest możliwe, jeżeli ma on zawierać oddziaływania
i przede wszystkim mózg, który konstruuje świat kognitywny?
Naszym zdaniem radykalni konstruktywiści są niezdecydowani, wahają się
między (co najmniej) dwiema różnymi płaszczyznami języka. Po pierwsze, mówią o otoczeniu systemu, które deiniują jako obserwatora dla systemu; po drugie,
mówią o absolutnej rzeczywistości jako takim otoczeniu, które jest samo dla siebie
obserwatorem. Głębszą podstawą dla tego zamieszania wydaje się fakt, że, aby
móc uzasadnić, iż nie da się mówić o tym, że jako obserwator nie ma się żadnego
dojścia do rzeczywistości i tym samym nie ma niczego ontologicznego, należy
przedtem przyjąć ontologiczne założenia o strukturze badanych systemów.
To obrazowo pokazał Köck:
Nie ma „obiektywnego” świata albo „rzeczywistości” niezależnej od konkretnego żyjącego
systemu. Każdorazowy „świat” staje się w permanentnej interakcji z systemem w jego niszy,
tzn. jest nieustannie wytwarzany przez potencjał interakcji systemu ze (w wąskim znaczeniu)
„zdeiniowanym” środowiskiem. (Köck 1987: 363)
Punktem wyjścia argumentacji Köcka jest na początku teza, że „Nie ma żadnego świata niezależnego od podmiotu”. Nawet jeśli jest on przypadkowy, musi
jednak być dany zależnie od podmiotu. Oczywiście może tylko wtedy być przypadkowy, kiedy ten podmiot rzeczywiście egzystuje. A poza tym musi jeszcze
egzystować środowisko z niszą, z którą (względnie w której) współdziała system.
Dostrzega się, że, aby uczynić przekonującą tezę, że nie ma ontologicznej rzeczywistości, należy przyjąć założenia o tym, co jest ontologicznie rzeczywiste!
Ta generalna podstawowa struktura ukazuje się także przy ontologicznych
założeniach odnośnie do społecznych warunków autopoietycznych systemów,
przy których występuje podobne niezdecydowanie między stwierdzeniami o egzystencji i nie-egzystencji określonych jednostek. Także tutaj chcemy zacząć od
cytatu z Rotha:
Zasadniczą izolację wszystkich neuronalnych systemów od świata mózg znosi przez to, że
tworzy on świat jako swoje środowisko wewnętrzne i nim się też posługuje. Dotyczy to
zwłaszcza środowiska społecznego. Nie ma wobec tego żadnej sprzeczności w tym, że nasza
indywidualna, zamknięta w sobie rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, ponieważ
realny mózg, który wytwarza indywidualną rzeczywistość, może […] rozwijać swoje funkcje
tylko w specyicznych warunkach społecznych. (Roth 1987: 253)
Jak to rozumieć? Czy społeczne środowisko jest konstytuowane wewnątrz,
czy też istnieje rzeczywiście, by móc odgrywać swoje role w rozwoju realnego
mózgu? Za „realistycznym” znaczeniem przemawia następujący cytat:
324
ralF nüse
[…] zaplanowane działanie i skuteczne opanowanie bardzo kompleksowych środowisk (także
środowisk społecznych) są możliwe tylko dzięki semantycznie samoreferencyjnemu i samoeksplikacyjnemu systemowi, jakim jest ludzki mózg. (Roth 1987: 246)
Wydaje się, że tutaj rzeczywiście dane są społeczne środowiska; podobnie
rozumiemy także następujące cytaty:
Aby móc osiągnąć niezawodny poziom konstrukcji rzeczywistości, potrzebuje się widocznie
innych (ludzi). (Glasersfeld 1987: 417)
To, czego człowiek i jego przodkowie potrzebowali, by przeżyć […] było zdolnością, […]
umiejętnością szybkiego działania w sytuacjach społecznie kompleksowych. (Roth 1987:
247)
Należy sobie uprzytomnić, że Roth dowodzi tego, by wyjaśnić, dlaczego samoreferencyjny, zamknięty mózg okazał się korzystny dla przeżycia – ponieważ
zamkniętość oznacza redukcję kompleksowości. Nie można więc tego stanowiska
tłumaczyć, jakby chodziło o społecznie kompleksowe sytuacje w kognitywnym
świecie. Oznaczałoby to, że kognitywny świat jest po to, aby redukować kompleksowość w kognitywnym środowisku! Wynika z tego, iż istnieją według Rotha i Glasersfelda realne środowiska społeczne.
Przeciw temu argumentuje jednak Glasersfeld:
Nüese: Interesuje mnie rola drugiego (drugiej osoby) w poznawaniu. Więc A i B współdziałają
ze sobą i to funkcjonuje (i jest dla A sensowne).
von Glasersfeld: Pan wybaczy! Jeśli Pan zaczyna z A i B, to ma Pan wówczas już dwa osobne
indywidua.
Nüese: Tak, od tego wychodzę.
von Glasersfeld: Tego Panu nie wolno jako konstruktywiście. Zaczynam od A. Albo A konstytuuje w swoim świecie przeżyć, albo B w swoim.” (Glasersfeld 1987: 411)
Lub:
Nüese: Wychodzę teraz od kognitywnie wyelaborowanego A [musi on być naturalnie realny
– R.N.:], który jest w naszym sensie już wystarczająco zsocjalizowany, by można było takie
założenie przyjąć.
von Glasersfeld: „Zsocjalizowany” musi Pan wykreślić. Ponieważ to przychodzi dużo później.
Może Pan mówić o A albo B, który zmuszony koniecznością wydyferencjonował swój obszar
doświadczeń bardzo subtelnie i teraz w swoim obszarze doświadczeń ma mnóstwo ludzi.
Dopiero wtedy może Pan zacząć mówić o socjalizacji. (Glasersfeld 1987: 412)
Cytaty te można tłumaczyć: inni (względnie społeczne środowiska) nie należą do rzeczywistej rzeczywistości, lecz są konstytuowani w kognitywnym świecie systemu. Lecz – jak powiedziano – jeśli inni istnieją tylko w kognitywnym
świecie, jak powinno tłumaczyć się obie powyżej zacytowane wypowiedzi, by
potrzebować owych innych do przeżycia?
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że...
325
Podczas gdy chodzi tutaj o to, czy inni istnieją rzeczywiście, a nie czy inni
istnieją. Ale wówczas można, jak się zdaje, nie wiedzieć, co oni robią:
Zadają oni sobie naturalnie we wspólnej pracy z innymi dużo trudu, by uczynić dla tych
innych ich cele przekonującymi […] Oznacza to: tak na niego oddziaływać, aby zaczął być
aktywny, w taki sposób, by z mojego punktu, dla mojego celu, było to odpowiednie. Jak on,
ten drugi, myśli o tym, tego nie wiem […] To, co oni [inni – R.N.] robią w rzeczywistości(!),
tzn. co robią sami z sobą, może być równie dobrze czymś innym.” (Glasersfeld 1987: 415;
wykrzyknik od R.N.)
Także w tych częściach mówi się z jednej strony o otoczeniu, które deiniuje
dla systemu obserwator i w którym jest ktoś inny. Z drugiej jednak strony mówi
się o skonstruowanym kognitywnym świecie tego systemu, w którym (świecie)
inni są tylko skonstruowani. Wówczas obserwator staje się nagle sam systemem
i pyta teraz, czy to, co ma dla innych ludzi, jest także w rzeczywistości takim
bytem albo takimi jednostkami. Sam obserwator jest tym samym obiektem badań. I podobnie jak przy pytaniu, co jest w materialnym otoczeniu systemu, fakt
ten przemawia za tym, że mówi się tu równocześnie jako obserwator i przedmiot
badań, także jednocześnie o płaszczyźnie obiektu i metapłaszczyźnie. W teorii
obiektu należy przyjąć, że są inni, których można zdeiniować będąc obserwatorem jako otoczenie dla systemu; ale na metapłaszczyźnie można zapytać, czy
to, co dotyczy badanego systemu, nie dotyczy też jego samego jako obserwatora.
Właśnie przez te systematyczne pomieszanie płaszczyzny obiektu i metapłaszczyzny dochodzi do ukazanych sprzeczności.
Metateoretyczne założenia o ontologicznych implikacjach radykalnego
konstruktywizmu
Po tym, jak wyjaśniono – wprawdzie niewystarczająco, ale przynajmniej przemówiono w kwestii – jakie ontologiczne założenia zostały przyjęte wewnątrz
teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu, chcemy teraz omówić nasze drugie pytanie: Jaki status jest przypisywany ontologicznym założeniom względnie
wspólnej teorii radykalnego konstruktywizmu przez samych radykalnych konstruktywistów?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się na razie prosta. Radykalni konstruktywiści podkreślają ciągle, że nie wolno ich modelu w żaden sposób tłumaczyć
teoretyczno-korespondencyjnie, lecz „tylko jako model”. Tak można przeczytać
na przykład u Richardsa i Glasersfelda:
Jak już zwróciliśmy uwagę, za ważne uważamy, by model był rozumiany jako model, a nie
jako opis ontologicznie rzeczywistych arrangements. Odpowiednio do tego, nie wolno go
prezentować pod żadnym względem jako „prawdziwego” […] (Richards i Glasersfeld 1987:
221)
326
ralF nüse
Wydaje się, że jeden Maturana buduje tutaj założenie, gdyż daje w swoim
sformułowaniu do zrozumienia, że radykalny konstruktywizm (względnie tutaj
chyba lepiej teoria autopoiezy) jest nie tylko słuszna, ale samopotwierdzająca
się.
Ponadto mówię jako obserwator, a ważność tego, co mówię, jest w każdej chwili zabezpieczona przez ważność całej teorii. To znowu wyjaśnia, tak uważam, dlaczego mogę to mówić.
(Maturana 1985a: 33)
Teraz cel założony we wprowadzeniu jest osiągalny […] pokazałem genezę obserwatora.
Sam wynik wystarcza założonemu na początku podstawowemu roszczeniu: „Obserwator jest
żyjącym systemem, a każde pojmowanie kognicji jako biologicznego fenomenu musi wyjaśniać
obserwatora i odgrywane przez niego przy tym role.” Jednocześnie dowodzi się tutaj ważności
mojej analizy. (Maturana 1985: 71)
Ponieważ pozycja Glasersfelda jest postrzegana jako reprezentatywna dla
radykalnego konstruktywizmu (jest ona na przykład referowana w przeglądowym artykule przez Schmidta (1987)) i doceniana również w innych miejscach
jako taka konstruktywistyczna pozycja, której się nie obala (por. Waddell 1988),
chcemy tutaj omówić przede wszystkim założenia Glasersfelda.
Na pytanie, jakie ontologiczne implikacje są przypisywane radykalnemu
konstruktywizmowi jako teorii, odpowiedź już w pewnym sensie padła. Jednak
dokładne znaczenie tej odpowiedzi nie jest jeszcze wyjaśnione. Nie jest przykładowo na pierwszy rzut oka wyraźne, co powinno oznaczać, że model „nie” powinien być „prawdziwy”. Wyrażenie „model” daje się zrozumieć w taki sposób,
że model jest przecież modelem – o ile na przykład posiada także właściwości,
które zazwyczaj przypisuje się modelowi: że są one skonstruowane dla określonych celów, że wykazują „modelowo specyiczne skrócenie” w odniesieniu do
ich „oryginału” i tym podobne (por. Stachowiak 1973). Nie implikuje to jednak,
że model w żadnym wypadku nie jest pojmowany jako prawdziwy, jak jest napisane w powyższym cytacie. Model może wprawdzie być „skrócony”, tzn. może
odwzorowywać tylko określone aspekty „oryginału” – jednak to odwzorowanie
może dzięki temu być prawdziwe, może te odwzorowane aspekty odwzorować
prawdziwie. Eibl (1984) pointuje ten punkt w odniesieniu do cytatu ze Schmidta
następująco:
Nie ma „rzeczywistości”, lecz tylko zależne od obiektu względnie od rzeczywistości modele
– ale niczego „za modelem” i niczego „przed modelem”. Być może przy niektórych modelach
Schmidta nie ma niczego za i niczego przed, lecz normalnie modele są czymś „z czegoś”.
(Eibl 1984: 239)
Radykalni konstruktywiści kierują się tutaj być może tym, że modele „nie”
mogą być „prawdziwe” i jako „modeli z czegoś” nie powinno się ich interpretować, gdyż nie ma się dojścia do „oryginału”, z którym model można byłoby
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że...
327
połączyć i porównać. Ale, uzasadniając w ten sposób, twierdzi się jedynie, że
można się pomylić. Modele są więc w tej interpretacji konstruowanymi przez
podmiot przedstawieniami, o których nie można się wypowiadać w odniesieniu do absolutnej rzeczywistości w kategorii prawdziwości. Być może są one
mylne, są skróconymi założeniami o świecie – lecz co w takim razie jest w tej
interpretacji różnicą między modelem a hipotetycznym założeniem? W jakim
sensie różni się jeszcze radykalny konstruktywizm jako teoria od innych teorii,
w których również formułuje się hipotetyczne założenia o świecie?
W związku z tym nasuwa się przypuszczenie, że radykalni konstruktywiści używają wyrażenia „model” w zupełnie innym sensie niż miało to miejsce
do tej pory. Wydaje się raczej, że chcą połączyć z tym znaczeniem modelu –
by tak rzec, skracając specyicznie modelowo – ten jego aspekt, żeby, przede
wszystkim, nie można było interpretować modeli referencyjnie. Przy założeniach
hipotetycznych wychodzi się od tego, że, jeśli modele byłyby prawdziwe, miałyby odpowiednik w rzeczywistości. Hipotetyczne założenia mają, by tak rzec,
„semantykę realistyczną” – o ile są przedstawione i wyrażone stany rzeczy. Modele nie powinny być postrzegane według radykalnych konstruktywistów w ich
funkcji odwzorowywania, lecz tylko w ich funkcji sterowania (względnie w ich
użyteczności dla zachowania). Modele nie mają realistycznej semantyki, lecz
„semantykę instrukcji”. Tylko dzięki takiemu znaczeniu można uczynić prawdopodobnym, jak twierdzą ciągle empatycznie radykalni konstruktywiści, że mamy
„tylko”„ (sic!) modele rzeczywistości. Jeśli to miałoby nie być całkiem trywialne,
wtedy należy myśleć, że modele nie mówią niczego o rzeczywistości (dzięki czemu wyrażenie „model rzeczywistości”, który określa model rzeczywistości, staje
się semantyczną anomalią), lecz są konstrukcjami, które mogą być użyteczne dla
kierowania zachowaniem systemu.
Tym samym wyjaśniliśmy – należy mieć taką nadzieję – sens, w jakim radykalny konstruktywizm postrzega się „jako model”. Jednak ponownie nie jest
ustalone, dla jakiej liczby części radykalnego konstruktywizmu jest ten status
ustalony. W przytoczonych powyżej cytatach twierdzi się wprawdzie, że cały
model radykalnego konstruktywizmu byłby modelem, któremu w rzeczywistości
nic nie odpowiada. Lecz w innych miejscach wychodzi się, bardziej lub mniej
od tego, że części teorii muszą mieć odpowiedniki w rzeczywistości.
Ponieważ jest ktoś, kto mógłby napisać teorie funkcji mózgu, nikt z nas nie wątpi, że musi
on mieć mózg, by napisać tę teorię […] (Foerster 1987: 135)
To musi pewnie oznaczać, że potrzebuje się rzeczywistego mózgu, by móc
napisać teorię mózgu. Tym samym implikuje się (według cytowanego poglądu
von Foerstera), co najmniej pośrednio, że ten mózg istnieje także rzeczywiście.
Lecz teraz, kiedy wypowiedzi metateoretyczne (o tym, że radykalny konstruktywizm „jest tylko modelem”) wywiedzie się z teoretycznej wiedzy o obiekcie,
328
ralF nüse
że mózg – jako system autopoietyczny – nie ma „dojścia” do świata (jak czynią
radykalni konstruktywiści), wtedy należy także wyjść od tego, że istnieje system
autopoietyczny i dysponuje on mózgiem, który wytwarza w opisany sposób ten
kognitywny świat (w tym z radykalnym konstruktywizmem jako modelem). Poprzez przeniesienie teorii obiektu na metapłaszczyznę różnica rzeczywistości pomiędzy realnym mózgiem i światem kognitywnym (wprowadzona na płaszczyznę
obiektów) zostaje przetransformowana na tej metapłaszczyźnie. Radykalny konstruktywizm w kognitywnym świecie jest modelem, któremu nic nie odpowiada
w rzeczywistości; ale ten kognitywny model jest wytwarzany („rzeczywiście”)
przez realny mózg w taki sposób, jak opisuje to teoria. Nie odpowiada to jednak
żadnemu generalnemu „modelizmowi”, lecz raczej minimalnemu realizmowi w
sensie prezentowanym przez Engelsa (1989: 277): Jesteśmy („rzeczywiście”)
żyjącymi istotami (systemami autopoietycznymi) i musi być cokolwiek, w czym
– jako istoty żyjące – egzystujemy (radykalni konstruktywiści nazywają to coś
„medium”). Po drugie, powyższe sformułowanie brzmi raczej sprzecznie: radykalny konstruktywizm jest modelem, który nie mówi niczego o rzeczywistości,
ale rzeczywistość musi być w relewantnych wycinkach dokładnie taka, jak mówi
radykalny konstruktywizm?!
W związku z tym pozostaje problem, w jakim związku znajduje się „modelowy” status radykalnego konstruktywizmu z jego teoretycznymi założeniami
odnośnie obiektu. Jak połączyć wypowiedź, że cały model radykalnego konstruktywizmu jest tylko jednym modelem, z faktem, że w teorii obiektu radykalnego
konstruktywizmu wychodzi się od tego, że istnieje realny mózg, który wytwarza świat kognitywny? Można by argumentować tutaj na pierwszy rzut oka, że
obie wypowiedzi są w „całkiem normalnym” związku, między metapłaszczyzną
i płaszczyzną obiektu: wypowiedź (teoretyczna, odnosząca się do obiektu), że
istnieje realny mózg, jest – patrząc metateoretycznie – modelem, „któremu nie
odpowiada rzeczywisty ontologicznie arrangement” (por. powyżej cytat z Richardsa i Glasersfelda). W tym sensie rozróżnia też Glasersfeld (1987: 401)
pomiędzy założeniami ontologicznymi wewnątrz jakiejś teorii i wypowiedziami
ontologicznymi o absolutnej rzeczywistości.
Podobnie jak w przypadku dotyczącym teorii obiektu, gdzie można było
pytać, co dokładnie powinno być realnym mózgiem, który nie przyjmuje przestrzeni, pozostaje w tym przypadku niewyjaśnione, jak jest wytwarzany kognitywny świat radykalnych konstruktywistów (gdy zawartości tego świata „nic
nie odpowiada w rzeczywistości”). I od jakich jeszcze empirycznych wyników
powinno się wywieźć ugruntowaną empirycznie teorię poznania radykalnego
konstruktywizmu, jeśli przez tę teorie poznania stwierdza się, że wyniki empiryczne i zbudowane na nich modele nie mogłyby powiedzieć niczego o rzeczywistości?
Widzimy także tutaj, że – skoro tylko opuści się płaszczyznę empirycznej
teorii obiektu i przeanalizuje metateorię radykalnego konstruktywizm – wzrasta
Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że...
329
nieład. Nie można teraz mówić w radykalnym konstruktywizmie o „normalnym”
związku między teorią obiektu i metateorią. Powód tego leży przede wszystkim
w tym, że radykalni konstruktywiści próbują skierować ich teorie obiektu na
siebie samą i generalnie na nowe teorie – to znaczy wyprowadzić z tego teorię
naukową – i dzięki temu świadomie pogodzić samoodnoszenia albo cyrkularności (względnie nawet częściowo propagować je). Samoodniesienia prowadzą
jednak nierzadko do samoobalenia.
Samoatrybucje radykalnych konstruktywistów o ich założeniach
ontologicznych
Jeszcze bardziej skomplikowanie przedstawia się problematyka, gdy w końcu
weźmie się pod rozwagę także nasze trzecie pytanie: co mówią radykalni konstruktywiści o sobie samych i ich ontologicznych założeniach? Typowa odpowiedź brzmi mniej więcej tak:
[…] początek jest w przybliżeniu tam, gdzie mówię, że konstruktywizm nigdy (!) nie mówi
o ontologii. (Glasersfeld 1987: 404; wykrzyknik od R.N.)
Nie chcemy tutaj wdawać się dokładnie w to, że w tej wypowiedzi chodzi, dokładnie rzecz biorąc, o wariant paradoksu kłamcy, ponieważ Glasersfeld
jako konstruktywista mówi przecież w tym zdaniu o ontologii. Bardziej istotne
w związku z tym jest to, że wypowiedź ta, biorąc dosłownie, jest fałszywa – jak
to wcześniej zauważyliśmy. Radykalny konstruktywizm mówi obicie o ontologii
i nie tylko w takim sensie, że mówi, iż o tym nie mówi. Radykalny konstruktywizm czyni założenia ontologiczne nie tylko wewnątrz swojej teorii obiektów;
implikuje także tezę teoriopoznawczą, że istnieje medium, o którym nie można
nic powiedzieć, a więc założenie ontologiczne – by nie wspomnieć o cytowanej
na końcu ostatniego podrozdziału wypowiedzi samego Glasersfelda, że radykalny
konstruktywizm nie neguje egzystencji rzeczywistości ontycznej. Podobnie –
jako samo-nieporozumienie – należy ostatecznie tłumaczyć również następującą
wypowiedź Schmidta:
Wglądy H.R. Maturany i przede wszystkim G. Rotha w sposób funkcjonowania mózgu dały
impuls do novum w najnowszej ilozoii, mianowicie do formowania się ugruntowanej empirycznie teorii poznania, która nie wychodzi od ontologii. (Schmidt 1990: 312)
Wraz z wprowadzeniem tych trzech kategorii wypowiedzi pojawia się
dalszy wymiar sprzeczności: radykalny konstruktywizm przyjmuje założenia
ontologiczne na teoretycznej płaszczyźnie obiektu, którą przenosi na metapłaszczyznę, przez co częściowo jej przeczy. Kiedy teraz radykalni konstruktywiści mówią, że nie przyjmują ontologicznych założeń, ponownie popadają
w sprzeczność.
330
ralF nüse
Bibliograia
Eibl K., 1984, Rezension von G. Rusch & S.J. Schmidt Das Voraussetzungssystem Georg
Trakls und S.J. Schmidt Grundri�� der empirischen Literaturwissenschaft, [w:] „Arbitrium. Zeitschrift für Rezensionen zur germanistischen Literaturwissenschaft 2”,
s. 230–240.
Engels E.-M., 1989, Erkenntnis als Anpassung?, Frankfurt n. M., Suhrkamp.
Foerster H. von, 1987, Erkenntnistheorien und Selbstorganisation, [w:] Der Diskurs
des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp,
s. 133–158.
Glasersfeld E. von, 1987, Siegener Gespräche über Radikalen Konstruktivismus, [w:]
Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.,
Suhrkamp, s. 401–440.
Köck W.K.,1987, Kognition – Semantik – Kommunikation, [w:] Der Diskurs des Radika
len Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 340–373.
Maturana H.R., 1985, Biologie der Kognition, [w:] Erkennen: Die Organisation und
Verkörperung und Wirklichkeit, Braunschweig, Vieweg, s. 32–80.
Maturana H.R., 1987, Kognition, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red.
S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 89–118.
Richards J., Glasersfeld E. von, 1987, Die Kontrolle von Wahrnehmung und die Kon
struktion von Realität, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J.
Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 192–228.
Roth G., 1987, Erkenntnis und Realität: Das reale Gehirn und seine Wirklichkeit, [w:]
Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.,
Suhrkamp, s. 229–255.
Roth G., 1991, Die Konstitution von Bedeutung im Gehirn, [w:] Gedächtnis, red. S.J.
Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 127–158.
Rusch G., 1987, Erkenntnis, Wissenschaft, Geschichte: von einem konstruktivistischen
Standpunkt, Frankfurt n. M., Suhrkamp.
Schmidt S.J., 1987, Der Radikale Konstruktivismus: Ein neues Paradigma im inter
disziplinären Diskurs, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red.
S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 11–88.
Schmidt S.J., 1990, Der beobachtete Beobachter, [w:] Zur Biologie der Kognition, red.
V. Riegas i C. Vetter, Frankfurt n. M., Suhrkamp, 308–328.
Stachowiak W., 1973, Allgemeine Modelltheorie, Wiedeń, Springer.
Stangl W., Das neue Paradigma der Psychologie, Braunschweig, Vieweg.
Waddell C., 1988, The fusion of horizons. A dialectical response to the problem of self
exempting fallacy in contemporary constructivist arguments, „Philosophy and Rhetoric”, 21, s. 103–115.
przeł. Sebastian Strzelecki
i Dominika Wączek
Michael Fleischer
Zarys ogólnej teorii komunikacji
0. Wprowadzenie
Jeśli chcielibyśmy sformułować teorię komunikacji wychodząc od podstawowych
założeń konstruktywizmu, doszlibyśmy do przekonania, że poradzić sobie trzeba
z co najmniej trzema podstawowymi problemami. Z jednej strony z problemem
czasu, z drugiej ze statusem języka naturalnego, i szerzej – z odniesieniem czasowym każdej komunikacji, oraz z problemem ewolucji. W tym celu konieczne
jest dokonanie podstawowego rozróżnienia między systemem a mechanizmem,
i to w ten sposób, że obydwa nie mogą być konceptualizowane jako elementy
ustrukturyzowane na tym samym poziomie. Postulował będę więc z jednej strony
poziom mechanizmów jako producentów systemów, oddziałujących i dających
się rekonstruować z ich oddziaływań, oraz poziom systemów, które wtedy stają
się systemami, kiedy dane elementy (dopiero przez to stające się „elementami”) tworzą przez oddziaływanie określonego mechanizmu samoorganizujące
się jednostki.
Na dwie ważne konwencje terminologiczne chcę już w tym miejscu zwrócić
uwagę. Po pierwsze, używając pojęcia „mechanizm” nie mam oczywiście na
myśli perspektywy mechanistycznej, lecz procesualną zasadę i takąż organizację systemów oraz współoddziaływania, którym podlegają wszystkie systemy
otwarte. Po drugie, używam tu w odniesieniu do całej koncepcji metaforyki „producent-produkt”, która co prawda łatwo traia do przekonania, gdyż w ramach
języków naturalnych przywykliśmy do myślenia opierającego się na zasadzie
przyczynowo-skutkowej, a o nic innego przy użyciu tej metaforyki najczęściej
nie chodzi. Metaforyka ta jednak może wprowadzać w błąd, gdyż sytuujemy
się tym samym w ramach języka i jego reguł, które niekoniecznie i nie w każdym wypadku są lub muszą być także regułami badanego systemu. Dokładnie
332
Michael Fleischer
te aspekty pomijam w mojej koncepcji, a metaforykę tę stosuję, gdyż adekwatnie opisać można przy jej pomocy budowę warstwową i zrangowane hierarchie
systemów otwartych oraz ich charakter procesu śrubowego. I tylko o to mi tutaj
chodzi. Centralne znaczenie dla sformułowania teorii posiada dla mnie ponadto
koncepcja operatywnego konstruktywizmu Niklasa Luhmanna oraz koncepcja
kategorii Charlesa S. Peirce’a. Chcę podjąć próbę zastosowania tych koncepcji
do wyjaśnienia zjawisk komunikacji w celu sformułowania ogólnej teorii komunikacji.
0.1. Punkt wyjścia
Cokolwiek teraz powiem, muszę, chcąc coś powiedzieć, rozpocząć lub właśnie
rozpocząłem jakimś obiektem. Kiedy rozpoczyna się komunikacja, powstaje tym
samym obiekt i odtąd jest obecny. Skąd mógł się on wziąć? Wziął się oczywiście
z języka, a dokładniej – ze znakowości i semantyczności systemów znakowych.
Znaki wymagają, by funkcjonować, obiektu jako jednego z ich trzech konstytutywnych elementów. Mam tu na myśli wewnętrzny obiekt znaku w rozumieniu
Charlesa S. Peirce’a, obiekt, na tle którego sytuowany jest środek znaku, by,
w razie powodzenia tej operacji, wygenerować trzeci element – interpretant.
Relacja ta perpetuuje się, kiedy znaki stosowane są na bardziej kompleksowych
poziomach języka lub systemach znakowych. I w ten sposób dochodzi to tego,
że, jeśli się mówi, mówić można właśnie wyłącznie o czymś. Jednak nie dlatego, że owo coś istnieje lub nie istnieje (czego rozstrzygnięcie jest niemożliwe,
a więc podejmowanie tego pytania jest bezsensowne1), lecz dlatego, ponieważ
język i komunikacja wytworzone są tak, że bez obiektu nie można się obejść.
A również pytania są produktami języka.
Również wtedy, kiedy mówimy o niczym lub wręcz o Nicości, lub o samym
mówieniu, mówimy o powstałym przez to obiekcie, a to dlatego, ponieważ rozpoczęliśmy mówienie. Zjawisko to pokazuje wyraźnie sposób funkcjonowania
omawianego tu mechanizmu. Nic lub Nicość oczywiście nie istnieją. Z tego
wynika, że nie moglibyśmy o tym mówić, gdyż nie wiedzielibyśmy, że to jest.
W rzeczy samej jednak mówimy o tym – jak ja właśnie teraz. Z tego wynika,
że mamy tu do czynienia z produktem mówienia. Wszystkie pozostałe obiekty
nie są niczym innym. Więcej nawet: obiekty muszą być w dużej ilości obecne,
by znaki mogły w ogóle być stosowane. W jaki sposób proces ten przebiega,
wyjaśnia nam przekonująco semiotyka Peirce’a. Dany – jako kognitywna konstrukcja – korelat tego, co słyszymy, czyli środek znaku, oddziaływać może
dopiero wtedy, kiedy może zostać odniesiony do obiektu, lub realistyczniej – do
przedtem obecnych obiektów, na tle których dopiero działać może jako środek
1
Tu i dalej słowo „bezsensowne” (i jego derywaty) używane będzie niewartościująco w znaczeniu „nie wykazuje sensu”.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
333
znaku. Jeśli ta operacja się nie powiedzie, znak nie jest wytwarzany. Co uwidacznia znane powiedzonko – „widzimy tylko to, co wiemy”. Do tego dochodzi
oczywiście jeszcze interpretant, który wyposaża tę pierwszą operację w to, co
nazywamy znaczeniem, wiązką znaczeń lub semantyką. Gdyby nie było licznych
obiektów, komunikacja nie mogłaby się w ogóle rozpocząć. Widzimy więc, że
obiekty są produktami znaków, a więc posiadają charakter wyłącznie kognitywny
i emocjonalny.
Niemożliwe jest zatem nie-komunikowanie o obiektach (możliwe natomiast
– komunikowanie o nie-obiektach!), a to dlatego, ponieważ wynikają one z samej
komunikacji i już przed jej rozpoczęciem są obecne. Jest to bez wątpienia bardzo sprawny mechanizm zabezpieczający komunikacji. Gdyby bowiem obiekty
należało tworzyć dla każdej jednostkowej komunikacji od nowa, mechanizm
komunikacji szybko by się załamał. Komunikacji jednak nic nie zagraża, ponieważ, kiedy chcemy produkować środki znaków i rozpocząć komunikacje,
potrzebujemy już przedtem obecnych obiektów. Odnosi się ona tym samym do
poprzedzających ją komunikacji, z których obiekty te wynikają. Aby pozwolić
działać temu mechanizmowi, potrzebne nam są procesy socjalizacji, w ramach
których uczymy się, jakie obiekty już istnieją i jak tworzy się nowe obiekty.
A tworzy się je przez to, że się mówi. Bez przerwy mówi. Nie po to, by coś
powiedzieć, lecz po to, by podtrzymywać produkcję obiektów, a w konsekwencji
– komunikację. Powinna być nam ona za to wdzięczna.
Przy tworzeniu obiektów znakowych pracujemy więc specyicznymi środkami systemów znakowych – środkami samej komunikacji. Jeśli ktoś mówi,
wtedy mówi o obiektach, jeśli mówi o nie-obiektach czy o braku obiektów,
wtedy mówi o obiektach, jeśli mówi o niczym, mówi o obiektach. Kiedy nie
mówi, wtedy nie mówi. To wszystko. Nasuwający się może wniosek, że „wtedy nie ma obiektów”, jest błędny, a więc bezsensowny („nie ma”, nawiasem
mówiąc, to też obiekt).
Kolejnym aspektem jest postrzeganie. Także tutaj pracujemy przy pomocy
obiektów. Nieprzerwanie postrzegamy obiekty jednocześnie je konstruując; nie
możemy nie postrzegać bez konstruowania obiektów. Dlatego przyjąć trzeba, że
mechanizm komunikacji w swych istotnych aspektach nawiązuje do mechanizmu postrzegania i sam nie jest nowym wynalazkiem (jeśli chodzi o konstrukcję
obiektów, ma się rozumieć). Musimy zatem założyć, że komunikacja wynika
z tego, co już przed nią było obecne, czyli z postrzegania. Już przy pomocy postrzegania konstruowane są obiekty, które aktywizujemy i aktualizujemy, kiedy
zaczynamy mówić. A funkcjonuje to tak dobrze, że nawet nie zauważamy, jakie
kompleksowe operacje tworzenia przesłanek przy tym stosujemy. A ponieważ
obydwa mechanizmy produkują coś podobnego, szybko dochodzimy do przekonania, że kiedy mówimy, nie mówimy o obiektach językowych, lecz o obiektach
postrzegań. I nie zauważamy tego nawet wtedy, kiedy mówimy o abstrakcjach,
a więc o obiektach niepostrzegalnych.
334
Michael Fleischer
Obiekty obecne są więc zarówno przed komunikacją w dwójnasób – jako
obiekty postrzegania i jako obiekty językowe – jak i w komunikacji. Równocześnie obiekty konstruowane są także podczas komunikacji i przez komunikacje. Konstruujemy je jednak z materiału tych, które już przedtem były obecne,
i w ten sposób, że pasują do siebie lub z siebie wynikają, w każdym wypadku
– są interdependentne. To znaczy – mogą być za takie uznane.
Pytanie więc brzmi, skąd się biorą i jak doszły do skutku? By móc powstać,
obiekty muszą zostać wyprodukowane przez zastosowanie mechanizmu wzorów;
a nie mogą pochodzić od dyferencji, gdyż dyferencje wymagają kryteriów i są
produktami kognitywnymi. W dodatku wszystkie wzory są równowartościowe
(z uwagi na formę, strukturę, budowę itp.). Dyferencje natomiast są wtórne i wymagają dla ich wyprodukowania zawsze jakiegoś kryterium, jakiejś formy, która
umożliwia je dopiero jako dyferencję. Niemożliwe jest wytworzenie dyferencji
bez posiadania przedtem kryterium dla wygenerowania tej dyferencji. Wzory
natomiast wymagają jedynie powtórzeń. Niczego więcej. Autologiczne funkcjonowanie dyferencji raz wytworzonej jest następstwem tego procesu, a nie jego
przyczyną.
Wyjaśnienia więc wymaga mechanizm wzoru i sam producent. Obiekty komunikacyjne produkowane są, o ile nie pochodzą z samej komunikacji,
z obiektów postrzegania, te zaś z neuronalnych procesów mózgu. Początkiem
i pierwszym producentem jest więc mózg. Co zaś go wyprodukowało? Oczywiście ewolucja. Dlaczego? Ponieważ, jak się okazuje, było to możliwe.
Obiekty postrzegania posiadają jednak pewną zasadniczą wadę, a mianowicie
mogą one być postrzegane i konstruowane tylko i wyłącznie przez jednostkę.
Każdy organizm postrzega sam i dla siebie samego. Przy pomocy postrzegań
i tylko postrzegań nie można jednak (bezpośrednio) komunikować. Z postrzegań systemy świadomościowe, i tylko one, tworzyć mogą doświadczenia. Nic
więcej. Jeśli więc ma istnieć możliwość komunikowania o postrzeganiach lub
o doświadczeniach (= oddziaływanie pierwszej operatywnej ikcji), muszą one
zostać przekształcone w obiekty komunikacji, które otrzymać muszą bardziej
kompleksowy status, gdyż są usytuowane i stosowane w bardziej kompleksowym systemie. Obiekty postrzegania mogą więc być jedynie konstruowane przez
zastosowanie mechanizmu postrzegania i zastosowane lub niezastosowane do
budowy innych obiektów postrzegania oraz mogą zostać zoperacjonalizowane
dla schematów reakcji organizmów. Komunikować zaś można jedynie o obiektach komunikacji (i przy ich pomocy) za pomocą komunikacji, w tym także
o obiektach postrzegania (lecz nie przy ich pomocy), tyle że wtedy nie są to już
obiekty postrzegania, lecz nowe kognitywno-komunikacyjne konstrukty. Procesy
neuronalne z niespecyicznych intensywności (natężeń) bodźców tworzą postrzegania jako obiekty (nie z samych bodźców, lecz jedynie z ich natężenia). I tylko
obiekty. Odpowiednie relacje między tymi obiektami organizmy muszą same
wytworzyć, a mianowicie przy pomocy sterowanych prawdopodobieństwem
Zarys ogólnej teorii komunikacji
335
procesów uczenia się w ramach danych neuronalnych warunków. Bez postrzegania jednak nie ma komunikacji, bo niby o czym? Bez procesów neuronalnych nie
ma postrzegania. Obiekty postrzegania zabarwione są emocjonalnie i składają się
z różnie rozłożonych kognitywnych i emocjonalnych faset. Postrzegać mogą tylko systemy świadomości, jakiejkolwiek kompleksowości, a więc tylko jednostki.
To, co ja postrzegam, postrzegam ja i zależy ode mnie; to, co postrzega ktoś inny,
postrzega on i zależy od niego. Postrzegania są więc jednostkowe, jednorazowe,
indywidualne, kognitywne i emocjonalne. Komunikacje natomiast są niezależne
od jednostki. Są one przeprowadzane, niezależnie od tego, kto je przeprowadza,
byle ktoś je przeprowadzał. Jeśli nikt ich nie przeprowadza, komunikacji nie
ma. Przy postrzeganiu decydująca i konstytutywna jest postrzegająca jednostka.
W przypadku komunikacji zaś jednostka jest nierelewantna. Obojętne, kto tę
trzymaną przez Państwa teraz w rękach książkę jak by nie napisał i jaka oraz
czyja, inna niż moja, genialność by się w niej nie znalazła, pozostałoby to komunikacją. Nie ma nieudanej komunikacji, gdyż także nieudana komunikacja jest
komunikacją. Nieudane postrzeganie zaś prędzej czy później, w zależności od
ważności danego obszaru postrzegania, będzie miało niekorzystnie następstwa
dla jednostki (!).
Z tego wynika oddziaływanie drugiej operatywnej ikcji. Komunikacje nie
mogą być ani kognitywne, ani emocjonalne. Można oczywiście komunikować
o kognicji i o emocjach. Komunikują co prawda kognitywno-emocjonalne systemy, one same jednak nie są sprowadzalne ani do jednego, ani do drugiego
systemu – jeśli komunikacje mają być konceptualizowane jako mechanizm, ma
się rozumieć. Podobnie jak ewolucja, która nie jest organiczna, a jednak pracuje
przy pomocy organicznego materiału. To ja podlegam współoddziaływaniom, ja
postrzegam, ja komunikuję. By podlegać współoddziaływaniom, nie muszę niczego robić, ponieważ i tak im podlegam; mogę je jednak obserwować, a mianowicie we wzorach. Aby postrzegać, muszę (ponieważ nie można nie postrzegać)
obserwować: środowisko i/lub siebie. Obserwuję wtedy jednak w obiektach (nie
„przy pomocy”, lecz właśnie „w”). By komunikować, nie muszę robić niczego
innego, jak żonglować znakami, a więc obserwować komunikacje. Obserwuję
współoddziaływania, środowisko, komunikacje. Obserwowanie jako operacja jest
takie samo; to zaś, co obserwuję oraz kompleksowość jak i skomplikowanie
obserwacji, a także obserwator zmieniają się. W każdym z tych przypadków,
by móc obserwować, potrzebuję wzorów. Wzory powstać zatem mogą tylko
i wyłącznie na podstawie koincydencji, a następnie prawdopodobieństwa, jeśli
mają móc obsłużyć wszystkie wspomniane tu procesy. Wzory nie mogą być
związane z niczym innym, gdyż wtedy nie dałoby się wyjaśnić obserwatora
pierwszego stopnia. Na poziomie wzorów nie ma dyferencji. Kto oraz z uwagi
na co miałby je wprowadzić? Wzory wymagają jednak przestrzeni i czasu. Nie
ma wzorów poza czasem i przestrzenią. Wzory powstają, kiedy coś powtarza się
w tym samym położeniu, z tą samą strukturą itp. zgodnie z kryteriami homologii.
336
Michael Fleischer
W tym procesie nie ma jeszcze obiektu. Owo powtarzające się coś nie jest jeszcze czymś, lecz tylko wzorem. Stanie się dopiero czymś, a więc obiektem, kiedy
w grę wejdzie postrzeganie, gdy owo coś będzie się utrzymywało i gdy zostanie
zdiagnozowane (przez kogoś) jako obiekt. Jako obiekt, czyli jako coś, co nie
posiada znaczenia, czyli wymiaru semantycznego – bowiem postrzeganie jest
asemantyczne.
Wzory obecne są jedynie na poziomie pierwszej rzeczywistości, a więc na
poziomie systemu izycznego jako jego produkty. Na poziomie pozostałych systemów wzory służą jedynie do wytworzenia obiektów. Obiekty są konstruowane,
by przy ich pomocy obserwować i segmentować środowisko systemu. W związku z tym środowisko jest takie, jak obiekty, przy pomocy których środowisko
jest obserwowane, i które zostały ze środowiska dla (sic!) tego powodu [Zweck]2
skonstruowane. Istnieje coś, co zakładamy, że istnieje, a to dlatego, ponieważ
zakładamy, że to istnieje, i dlatego jest to tak konstruowane, jak zakładamy, że
istnieje. Ponieważ to w rzeczy samej czynimy, owo coś jest, gdyż czynimy to
w nim, a mianowicie to zakładamy. Nie możemy tego jednak postrzegać, gdyż
musielibyśmy to uczynić bez obiektów. A nie dysponujemy żadnym aparatem
dla postrzegania kontinuum; także dlatego, ponieważ postrzeganie jest «skalibrowane» na tworzenie obiektów. W realności (której obecność zakładamy) nie
ma obiektów, gdyż obiekty obecne są tylko dla postrzegania, aby mogło ono
funkcjonować, a więc by mogło móc być postrzegane – zatem obiekty istnieją
tylko dla istot żywych.
Stwierdzając sterowane przez prawdopodobieństwo koincydencje konstruujemy zatem obiekty i abstrahujemy w tym celu od czasu. Zakładamy, że w przypadku temporalnej konstrukcji At1, At2 ... Atn „A” zawsze pozostaje takie samo
i jest tym samym. Abstrahujemy od czasu, by móc konstruować obiekty i (nadal
niezależnie od czasu) perpetuować ten proces. A ponieważ obiekt staje się przez
to stabilny (gdyż ustabilizowany w przeszłości), możemy dokonywać konstruktywnych zmian obiektów dopuszczając czas. Obiektowi to już teraz nie zaszkodzi, może się już tylko „zmieniać”, pozostając jednak stabilnym jako obiekt.
2
Słowo to używane jest tu w specyicznym znaczeniu (jako odpowiednik niemieckiego terminu
„Zweck”), nie odnoszącym się do celów, gdyż te implikują teleologię, lecz oznaczającym powód, dla którego coś jest takie, jakie jest, oraz to, do czego coś służy, gdyż jest takie, jakie jest,
i w tym celu, aby do tego służyło, zostało tak a nie inaczej wytworzone. Termin ten oznacza
więc swego rodzaju przyczynę, dla której coś staje się takim, jakim jest, oraz równocześnie
oznacza to, do czego coś, kiedy już jest, służy. W tym sensie powodem funkcjonowania na
przykład „moralności” jest dyferencjonowanie wypowiedzi na „nasze” i „obce”; powodem
„całowania przez panów pań w rękę” jest stabilizacja „władzy” po stronie panów; natomiast
znaczeniem jest, jak wiadomo, uprzejmość i kurtuazja, lub w wypadku papieży – szacunek
(z tym, że tutaj wszyscy całują pana w rękę, przynajmniej póki papieżem nie będzie kobieta).
Używam tego istotnego dla mnie pojęcia, mimo że w języku polskim prowadzi to do stylistycznie niezgrabnych czy wręcz niepoprawnych konstrukcji gramatycznych.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
337
Skonstruowałem więc obiekt (ze wzorów) bez rozróżnień. Nie mogę go jednak bez rozróżnień utrzymać stabilnym. W tym celu muszę wynaleźć różnicowania, a wynalazłszy je – ustabilizować. Rozróżnienia jednak wychodzą od obiektu,
gdyż dopiero obiekt mówi mi, co mogłoby być drugą stroną, co mogłoby być
unmarked space (w rozumieniu George’a Spencera Browna 1997). A drugą stroną
lub unmarked space jest zawsze to samo, mianowicie wszystko, co nie jest tym
obiektem. A co jest obiektem, już wiem, gdyż obiekt mi to mówi. Nie wiem bowiem, między czym a czym miałbym rozróżniać, póki nie skonstruowałem i nie
ukonstytuowałem obiektu. Operuję w przestrzeni, w której wszystko jest wszystkim, równoczasowo i zawsze tylko równoczasowo wszystko tym samym. A więc
nie jest niczym innym, jak zbiorem strun (strings). Kiedy już mam obiekt, mogę
zaktywizować czas, by obiekt jako taki stabilizować i umożliwiać mu zmienianie się. Stałość obiektu jest funkcją czasu, a nie różnicowania. Różnicowanie jest
jedynie stabilizatorem i może funkcjonować tylko jednowymiarowo (to znaczy
wśród obiektów). Różnicowania sterowane są komunikacyjnie, gdyż jako drugą
stronę różnicowania możemy wziąć raz to, raz tamto. Ta jedna strona różnicowania
zawsze jest już ustalona – jest nią obiekt. Wszystko inne pozostaje do dyspozycji.
Jeśli tak jest, wtedy może to być tylko i wyłącznie sprawa kognicji.
Ze wzorów zatem konstruuję poprzez postrzeganie obiekty, sytuując je w relacji do innych skonstruowanych ze wzorów obiektów. Obiekty te nie są jednak
jeszcze komunikowalne. Obiekty bazują na relacjonalizacjach między obiektami,
a nie na rozróżnieniach.
Z tego wynika, że różnicowania nie posiadają semantyki, gdyż w jaki sposób
semantyki miałyby powstać na tle unmarked space, czyli wszystkiego innego.
Podczas kiedy relacjonalizacje, a następnie powstałe z nich w celach porządkowych różnice, bezsprzecznie produkują semantyki, te bowiem dochodzą do głosu,
kiedy mam co najmniej dwa równorodzajowe obiekty. Obiekty mogą otrzymać
znaczenia, w tym celu muszą jednak stać się obiektami komunikacji i wziąć
udział w komunikacjach. W przypadku wzorów równowartościowość nie gra
roli, jest ona nierelewantna, ponieważ wszystkie wzory są równowartościowe.
W przypadku obiektów zaś równowartościowość nie może funkcjonować, gdyż
nie można by było skonstruować obiektów. Obiekty komunikacji generowane
są więc przez relacjonalizacje, różnice i opozycje, kiedy przypisana zostaje im
semantyka; semantyka, różnicująca je od innych obiektów (dlatego te ostatnie
muszą być obecne), lub precyzyjniej – pozwalająca im się pojawić jako różne od
nich. Nie można skonstruować „jabłka”, jeśli nie posiada się przedtem chociażby
„gruszki”. I odwrotnie! Z tego wynika, że jabłko bez gruszki oraz gruszka bez
jabłka nie mają sensu oraz (by pozwolić oddziaływać podwójnej stabilizacji)
także nie mają sensu bez „owoców”, czyli bez kategorii, klas i generalizacji. By
stworzyć wzór jabłka, nie są mi potrzebne gruszki; wzór i tak jest obecny. By
stworzyć obiekt, potrzebuję relacjonalizacji, niechby z gruszkami. By stworzyć
interpretant, a więc obiekt komunikacji, potrzebuję semantyk.
338
Michael Fleischer
Jeśli potraktować zaproponowaną wyżej argumentację poważnie, wynika
z niej hipoteza, że system społeczny nie powinien posiadać manifestacji, lecz
musi być obecny tylko jako system ogólny; podczas kiedy system kultury nie
powinien istnieć jako system ogólny (gdyż nie posiadałby tworzącego go mechanizmu, jako że mechanizm komunikacji byłby zajęty dla socjalności), lecz
musi być obecny tylko w licznych manifestacjach; przy czym oczywiście od razu
trzeba by zapytać – manifestacjach czego?
Hipoteza ta może oznaczać trzy rzeczy: a) System społeczny nie jest w ogóle
systemem, lecz jedynie konstrukcją komunikacji, lub b) jest innym, dotychczas
nierozpoznanym wariantem systemów otwartych nieposiadającym manifestacji,
lub też c). A c może znaczyć, że zakładaliśmy dotychczas o jeden system za
dużo. Przy tym wydaje się nieistotne, czy miałby to być system społeczny, czy
system kultury. Niepokojący to pogląd.
Korelując tę hipotezę z Peirce’owską koncepcją kategorii oraz liczbę systemów z Peirce’owskimi (tylko trzema możliwymi) kategoriami pierwszości,
drugości i trzeciości, wynika z tego wiążąca z perspektywy teorii konieczność
dopuszczenia również tylko trzech systemów. Opierając się więc na koncepcji
kategorii i konceptualizując odpowiednio ogólną teorię, system izyczny (wraz
z jego chemicznymi właściwościami) byłby pierwszością, która jest taka, jaka
jest, bez odniesienia do czegoś innego; system biologiczny, powstały przez niesprowadzalne do właściwości izycznych emergentne dokonanie, jakim jest życie, byłby drugością, która jest taka, jaka jest, w odniesieniu do czegoś innego,
a mianowicie do systemu izycznego, bez którego nie posiadałaby podstawy
funkcyjnej.
Trzymając się dalej koncepcji Peirce’a do dyspozycji mamy już tylko jeden
modus, zaś w ofercie mamy jeszcze dwa rodzaje systemów – system społeczny i system kultury. Jeśli Peirce miał rację i w rzeczy samej nie może istnieć
czwartość, piątość itp., gdyż te, gdyby istniały, sprowadzalne byłyby zawsze
i w każdym wypadku do trzeciości jako najwyższego z możliwych modusów,
znaleźliśmy się w sytuacji, w której albo musimy zlikwidować system kultury
lub system społeczny, albo też połączyć obydwa tak, by miało to sens, lub też
postulować musimy zupełnie nowy, trzeci rodzaj systemów. Więcej możliwości
do dyspozycji nie mamy. Z punktu widzenia teorii, ma się rozumieć. Spróbujmy
pójść za Peirce’owską hipotezą i zobaczmy, co z tego wyniknie. Już teraz mogę
powiedzieć – całkiem ciekawe rzeczy.
Pojawiająca się tutaj, a na pierwszy rzut oka niepokojąca, konsekwencja, że
komunikacje pracują przy pomocy operatywnych ikcji „kultury” i „społeczeństwa”, nie musi nas niepokoić, jak i nie niepokoi nas rozmawianie o Drakuli lub
o siedmiu krasnoludkach. Te ostatnie można nawet kupić; pytanie brzmi – dlaczego, skoro, jak wszyscy wiemy, nie ma ich. Prześledźmy więc pojawiające się tu
trzy rozwiązania. Czwarte możliwe rozwiązanie (likwidacja obydwu systemów)
jest nieciekawe i dlatego je pomijam.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
339
Obydwóch systemów (społecznego i kultury) połączyć nie możemy, ponieważ posiadają – w konceptualizacjach, do których przywykliśmy – odmienną
podstawę, a mianowicie (odpowiednio) działania i komunikacje. Musielibyśmy
zatem jedną z tych podstaw zlikwidować. Wprowadzenie nowego, trzeciego
i nadrzędnego systemu także przychodzi z trudem, gdyż musielibyśmy wyrzucić całą tradycję socjologiczną i kulturoznawczą, co samo w sobie nie byłoby
niczym niepokojącym. Bardziej istotne jest, nawet jeśli jest to słaby argument,
że nie przychodzi mi do głowy żaden system, który można by w tym celu postulować, tym bardziej, że powinien to być również system otwarty. Pozostaje
więc tylko likwidacja jednego z systemów. Który wybrać? Do dyspozycji mamy
koncepcję Luhmanna, czyli potraktowanie systemu społecznego jako na razie
ostatniego stopnia ewolucji i uznania komunikacji za jego modus (przez co system kultury jest zbędny, gdyż staje się operatywną ikcją). Lub też likwidujemy
system społeczny, traktując go jako wariant systemu biologicznego, w którym,
inaczej niż w innych systemach biologicznych, bazujących na zachowaniach,
aktywizuje się działania, sens i interakcje w rozumieniu Talcotta Parsonsa. Tym
samym pozostałby system kultury, który skonceptualizować należałoby w ten
sposób, że dopiero w nim dochodziłoby do komunikacji, a więc on sam ukonstytuowany byłby przez komunikacje. A zatem – gdyby dokonać takiego wyboru
– system kultury byłby trzeciością, która jest taka, jaka jest, w odniesieniu do
czegoś drugiego (do systemu biologicznego), na tle czegoś pierwszego (systemu
izycznego), i stanowiłby jako trzeciość emergentne dokonanie w odniesieniu do
mniej kompleksowych systemów podrzędnych. System społeczny usunęlibyśmy
tym samym w cień (podobnie jak ja w mojej teorii kultury z roku 2001 łaskawie
zapomniałem o systemie izycznym).
Taka teoretyczna decyzja miałaby jednak liczne wady i spowodowałaby powstanie istotnych trudności. Z jednej strony nie dałoby się użytecznie sformułować pojęcia sensu, gdyż zarówno w ramach koncepcji Parsonsa i Luhmanna,
jak i w ramach innych niesystemowych koncepcji, byłoby ono sprowadzalne bez
problemów do powodów [Zwecke]. Z drugiej pojawiłyby się problemy z pojęciem działania, które w sposób konieczny skonceptualizowane musiałoby zostać
jako odmienne od komunikacji i procesów znakowych, co, jak już wspomniałem,
byłoby trudne. Podobnie nie dałoby się interakcji oddzielić od działań, gdyż propozycja Parsonsa (wyróżnienie interakcji poprzez dodanie sensu) z uwagi na problemy z pojęciem sensu nie dałaby się zrealizować. Równocześnie także działania nie dałyby się jednoznacznie oddzielić od komunikacji, jeśli nie chcielibyśmy
ograniczyć i zredukować działań do izycznie mierzalnych lub zgoła przebiegających automatycznie scenariuszy. Chcąc skonceptualizować komunikacje jako
zjawisko bazujące na procesach znakowych, musielibyśmy działaniom w każdym wypadku odmówić charakteru znakowego. Tym samym zagubilibyśmy, jako
że sens nie stałby już do dyspozycji, modus rozróżnienia. O ile interakcje byłyby
obserwowalnymi akcjami aktantów społecznych, służącymi do realizacji systemu
340
Michael Fleischer
społecznego, o tyle nie moglibyśmy działań zdeiniować inaczej, jak tylko jako
procesy znakowe lub co najmniej jako produkty procesów znakowych i wylądowalibyśmy tym samym w komunikacjach, przez co obydwa pojęcia by się
zlały, a więc jedno stałoby się znowu zbędne. Moim zdaniem Luhmannowska
konceptualizacja komunikacji upada wraz z utratą pojęcia sensu. A wynika to,
moim zdaniem, z pomylenia przez Luhmanna kompleksowości ze skomplikowaniem. Pojęcie czy, jak postuluje to Luhmann, zgoła zjawisko „sensu” wydaje
mi się swego rodzaju wytrychem, który ani nie jest integrowalny w koncepcję,
ani nie pozwala na deinicję nie zlewającą się z pojęciem powodu.
Konfrontując te teoretyczne problemy z Peirce’owską koncepcją kategorii
i z wynikającymi z niej konsekwencjami, dochodzimy do – przynajmniej dla
mnie – jedynie użytecznego rozwiązania. Po pierwsze, do ograniczenia się do
trzech systemów, po drugie, do rezygnacji z pojęcia sensu, a po trzecie, do uznania (między innymi) „kultury’” za operatywną ikcję, tak że w końcu, po czwarte
– system społeczny postulowany może być jako na razie ostatni etap ewolucyjnego rozwoju systemów. Ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.
W dodatku, tym razem na szczęście, takie rozwiązanie w sposób istotny
upraszcza samą teorię, zwiększa jej koherencję i moc wyjaśniania. Spróbujmy
więc wyjaśnić znane nam zjawiska poprzez taką trójpoziomową koncepcję i popatrzmy, czy otrzymamy przez to operacjonalizowalne możliwości analiz i nie
obawiajmy się przy tym, że wiele spraw widzieć trzeba będzie nieco inaczej.
Z uwagi na praktykę proponuję zaprojektowanie, jako nadrzędnej i integrującej dziedziny, nowej nauki o komunikacji, skonceptualizowanej w ten sposób,
że opisuje i bada ona zjawiska społeczne, gdyż tylko te zjawiska stosują komunikacje. W tym sensie system społeczny rozumiany tu będzie jako trzeciość,
która rozwinęła się z systemu biologicznego jako nowy rodzaj systemu, i to
właśnie dlatego, ponieważ wytworzył on nowy modus – siebie samego. A dla
wytworzenia tego modusu zastosował (rudymentarnie już obecny) mechanizm
komunikacji w ogóle i w nowy sposób.
Metodologicznie nie powinny tu powstać większe problemy. Nadal stosować
będziemy z jednej strony tradycyjne metody socjologiczne, a z drugiej metody
nauki o komunikacji, gdyż powyżej systemu biologicznego i wewnątrz systemu
społecznego wszystko jest komunikacją. Bez socjalności nie ma komunikacji,
bez komunikacji nie ma socjalności.
A teraz jeszcze samokrytyka. Moja opublikowana w roku 2001 teoria kultury
musi tutaj, jeśli chodzi o rozdziały odnoszące się do kultury, zostać poddana
w wątpliwość. Wszystko natomiast, co powiedziane w niej zostało na temat
ewolucji, systemów otwartych i ich praw, jak i na temat konkretnych obiektów
komunikacyjnych, pozostaje (dla mnie) w mocy. Problematyczne było tylko ich
przeniesienie na system kultury, który dziś konceptualizuję jako operatywną ikcję. Przykro mi, że niepokoiłem lub zgoła zainteresowałem Państwa tym swego
czasu.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
341
0.2. hipotezy
Poniżej przedstawiam najważniejsze hipotezy wynikające z proponowanej tu
konceptualizacji teorii jedynie w formie haseł, ich szczegółowe omówienie oraz
konsekwencje dla samej teorii prezentowane są w innym miejscu (Fleischer 2005
i 2007).
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
Nie obejdziemy się bez obserwatora trzeciego stopnia, a więc bez trzech
obserwatorów i trzech obserwowanych systemów, a tym samym trzech rzeczywistości.
Postulować musimy trzy czasy i trzy przestrzenie: izyczne, zorientowane na
postrzeganie i komunikacyjne.
Bazą procesów izycznych i podstawą procesów kognitywnych są wzory.
Dyferencje są indyferentne czasowo i stanowią produkty znakowe.
Wynalezienie przyszłości i przeszłości, które wymagają, by mogły powstać,
samoreferencyjnych sposobów zachowań „zabawy” i „ciekawości”, było decydującym punktem społecznej ewolucji.
Systemy społeczne nie posiadają pamięci (możliwości zapamiętywania).
Powodem funkcjonowania systemu jest funkcjonowanie systemu. Inne deinicje sensu to ilozoia.
Aparat postrzegania nie redukuje kompleksowości, lecz skomplikowanie;
nie postrzegamy kompleksowości, lecz skomplikowanie. Zawsze tylko „ile”,
a nigdy „co”.
Skomplikowanie jest zjawiskiem przestrzennym, kompleksowość – czasowym.
Świat jest asemantyczny i nie oznacza niczego, podobnie jak postrzeganie;
hasło – asemantyczność i sterowany prawdopodobieństwem sposób funkcjonowania każdego postrzegania.
Kontyngencja stosowana jest do produkcji kompleksowości.
System społeczny i mechanizm komunikacji nie redukują kompleksowości,
lecz produkują ją przez „podkopanie” kontyngencji.
Kompleksowość produkowana jest kosztem skomplikowania.
Język nie służy do zabezpieczania przetrwania gatunku lub wyjaśniania świata, lecz tylko i wyłącznie do tego, by umożliwiać komunikacje. My używamy
języka, aby używać języka, a więc utrzymywać komunikację w ruchu i gwarantować nawiązywalność komunikacji. Słowa więc niczego nie woalują,
niczego nie ukrywają, lecz jedynie umożliwiają komunikację, w tym także
mniemanie, że „coś jest woalowane”. Można, ma się rozumieć, o tym dyskutować, z tym że celem takiej dyskusji jest tylko i wyłącznie utrzymywanie
w ruchu komunikacji. Nic ponadto. Dlatego słowa są wieloznaczne i z tego
powodu w komunikacjach (codziennych) nie jest stosowany zapis logiczny.
Ponieważ wtedy nie można by komunikować.
Powodem komunikacji jest funkcjonowanie komunikacji w celu zachowania
systemu społecznego, który ze swej strony stabilizuje komunikacje.
342
–
–
–
–
–
–
Michael Fleischer
Wyjść trzeba od funkcjonalno-relacyjnego modelu trójwarstwowego jako
procesu śrubowego, który – z uwagi na kompleksowość – obejmuje, w rosnącej kolejności, system izyczny, biologiczny i społeczny oraz wykazuje
(odpowiednio) trzy modusy organizacyjne: współoddziaływania, postrzegania i komunikacje.
System społeczny powoduje i zabezpiecza koherencję komunikacji za pośrednictwem obrazu świata.
Konstruktywizm jest teorią komunikacji. Nie więcej i nie mniej; więcej nie
może dokonać, a mniej nie powinien próbować.
Jest tylko jeden świat, który bazuje na jednym rodzaju praw.
Reguły obserwacji obserwatora trzeciego stopnia dla niego samego są jego
martwymi punktami, których sam nie może poddać w wątpliwość. Poza nie
nie może dotrzeć (przynajmniej bez zaniknięcia pierwszej rzeczywistości,
czyli realności). Wszystko poza tym to już nawet nie science iction.
Nasz (postrzegany!) świat najprawdopodobniej jest mniej więcej taki, jakim
go postrzegamy, ponieważ z tym widzeniem świata właśnie w nim przetrwaliśmy.
1. Rodzaje systemów i komunikacja
Wyjdźmy od omównienia charakteru samych konstruktów. Konstrukty kognitywne wytwarzane są przez systemy świadomości w komunikacjach i poprzez komunikacje, a następnie są zapamiętywane w systemach świadomości jako jednostki
kognitywno-emocjonalne. Mamy więc do czynienia z konstruktami wprowadzonymi w pamięć jednostkowych, operacyjnie zamkniętych systemów świadomości,
które przy pomocy komunikacji są społecznie stosowalne i procesowalne. System
społeczny otrzymuje przez to dostęp do tego, co zapamiętane, kiedy występuje to
w komunikacjach. By móc mieć dostęp do tak rozumianej pamięci, system społeczny potrzebuje systemów świadomości, które może funkcjonalizować i tym
samym umożliwiać im udział w komunikacjach, lub zgoła zmuszając je do tego,
gdyż systemy świadomości muszą komunikować, by brać udział w procedurach
tworzenia związków grupowych oraz w społecznych procedurach tworzenia siebie samych. Systemy świadomości są więc ze swej strony zainteresowane komunikacją, ponieważ z niej się dowiadują, że wiedzą to, co sądzą, że wiedzą,
i co wiedzieć trzeba/można. Przez to utrzymują mechanizm komunikacji w ruchu,
który ze swej strony przez realizację komunikacji ma ciągły dostęp do pamięci,
przez co z kolei system społeczny utrzymywany jest w ruchu.
Rozróżniać powinniśmy także między konceptami, konstruktami i słowami
(szerzej – wypowiedziami). Jest to o tyle trudna dyferencjacja, że o wszystkich tych obiektach mówić możemy tylko przy pomocy słów właśnie. Kiedy
stosujemy język, używamy słów, budujemy z nich jednostki syntaktyczne,
z których kształtujemy mniej lub bardziej kompleksowe wypowiedzi. W trakcie
Zarys ogólnej teorii komunikacji
343
komunikacji nie mamy jednak do czynienia tylko z jednostkami językowymi,
lecz również z jednostkami komunikacyjnymi funkcjonującymi z uwagi na utrzymanie i generowanie systemu społecznego. Wszystkie obiekty komunikacyjne
uznajemy więc za konstrukty pochodzące co prawda z języka, lecz już bez reszty
do języka niesprowadzalne.
Mamy zatem do czynienia ze zjawiskiem wielopoziomowym. Słowa to słowa, nie posiadają one ekwiwalentów, są więc pierwszością, czyli takie jakie są
bez odniesienia do czegoś innego. Konstrukty natomiast skonceptualizować chcę
jako drugości. Bazują one na słowach (zdaniach itp.), stosują więc jednostki
językowe; funkcjonalizowane i stosowane są jednak z uwagi na komunikacje;
przy czym najczęściej nieistotne jest, jakie konkretne słowo, jakiego języka
jest stosowane i jak coś w konkretnej supragrupie systemu społecznego jest
wyrażone, dość że służy do tych samych komunikacyjnych powodów, bierze
udział w tych samych operacjach. O ile słowa są jednoznaczne lub wieloznaczne, o tyle konstrukty są wcale-znaczne; konstrukty mają jedynie umożliwiać
określone operacje. Co one w jakimś języku znaczą, jest nierelewantne lub jest
kwestią negocjacji, a więc powodem do komunikacji. Konstrukty posiadają co
prawda semantykę, lecz nie jest to, by tak rzec, semantyka języka naturalnego,
lecz semantyka komunikacyjna, funkcjonalna. Koncepty natomiast niech będą
trzeciościami, bazującymi co prawda z jednej strony na słowach a z drugiej operacjonalizującymi konstrukty komunikacyjne, jednak dopiero przy zapośredniczeniu przez komunikacje umożliwiają, sterują a w końcu pozwalają przebiegać
akcjom społecznym. Koncepty są słowami, które użyte zostają komunikacyjnie
(jako konstrukty), by utrzymywać i sterować systemem społecznym. O ile więc
słowa obsługują język a konstrukty umożliwiają komunikacje wypełniając je
materiałem, o tyle koncepty służą do tego, by dać komunikacjom powód, usieciowić je, generować społeczne systemy funkcyjne i wytwarzać operatywne ikcje.
Nie każda jednostka językowa staje się konstruktem, ale każdy konstrukt jest
jednostką językową. Koncepty są stosunkowo samodzielnymi tworami, które co
prawda mogą zostać językowo wyrażone, ale nie w każdym wypadku i rzadko
bez dodatkowych wyjaśnień, to znaczy tylko wtedy, kiedy wyjaśniamy je mówiąc dużo i skomplikowanie. Koncepty wydają się więc być dość tajemniczymi
i trudnymi do uchwycenia wielkościami.
Z tego wynika, że na poziomie języka „realność” to nic innego jak rezultat
zastosowania języka, a więc rzeczownik. Na poziomie systemu społecznego „realność” to nic innego jak rezultat komunikacji, a więc konstrukt. Na poziomie
systemu biologicznego „realność” to nic innego jak rezultat postrzegania, a więc
coś widzialnego, słyszalnego itp. Na poziomie systemu izycznego „realność” to
nic innego jak współoddziaływania czterech sił (grawitacji, siły elektromagnetycznej, słabej i silnej siły).
A zatem postulować trzeba również trzy rodzaje obiektów, a ściślej – zjawisk,
konstytuowanych przez trzy rodzaje czasu i przestrzeni. Wyjść trzeba od zjawisk
344
Michael Fleischer
izycznych, od obiektów uwarunkowanych przez postrzeganie oraz od zjawisk
komunikacyjnych, które podlegają odpowiednio swym czasom i przestrzeniom.
Zjawiska izyczne założyć musimy jako wzór, ponieważ materia/fale i energia
(które jak wiadomo są komplementarne) stanowią kontinuum o różnych właściwościach (gęstość, temperatura, koncentracja itp.). Na poziomie izycznym
obiektów jako takich nie ma, gdyż obiekty dane mogą być tylko dla kogoś,
kto albo postrzega, albo komunikuje. Świat składa się z cząstek elementarnych (według aktualnego stanu wiedzy) – ze strun i bran, które zagęszczają się
przez różne poziomy energii i oddziaływanie sił do różnych zbitek w różnych
formach (jedną z nich jesteśmy my, ludzie) i tym samym scharakteryzowany jest przez współoddziaływania. Obiekt uwarunkowany przez postrzegania
powstaje – w warunkach postrzeganiowego czasu i przestrzeni – przez to, że
izyczne właściwości materii/fal zostają tak a nie inaczej przeiltrowane przez
iltry danego aparatu postrzegania i w wyniku iltrowania dają określony obiekt.
Ponieważ aparat postrzegania naszego gatunku powstał na oddziałujących właściwościach świata izycznego, więc pozwala na takie a nie inne postrzeganie
świata, a więc na wytwarzanie naszych obiektów. Pszczoła, delin lub ameba
widzą świat przy pomocy ich aparatów postrzegania tak, jak ich aparaty na to
pozwalają. Fizyczny świat dla wszystkich jest taki sam, inne są tylko iltry,
które segmentują go poprzez postrzeganie oraz zagęszczają i konwergują go
do obiektów lub w obiekty. Obiekty uwarunkowane postrzeganiowo w żaden
sposób jednak nie są bez reszty sprowadzalne do świata izycznego. Powstały
one co prawda na nim (sic!), stanowią jednak nowe dokonanie nowych (biologicznych) systemów i zostały przez nie oraz dla nich wykształcone, pod kontrolą
selekcji, a więc przetrwania. Obiekt komunikacyjny (znaki) – jako kolejne nowe
dokonanie – powstaje na poziomie systemu społecznego w ramach komunikacji
i poprzez komunikacje, na bazie obiektów uwarunkowanych przez postrzeganie. To, co w tych obiektach nowe, to ich semantyczność, a tym samym ich
przekazywalność. Obiekty te, a więc kognitywno-komunikacyjne konstrukty,
wykazują znaczenia i są konstytuowane oraz konstruowane przez mówienie
i inne akcje znakowe. Zarówno na poziomie uwarunkowanym postrzeganiowo
jak i na poziomie społecznym nie istnieje zatem – z uwagi na ten sam wycinek
izycznego świata o tych samych właściwościach – nigdy jeden obiekt, lecz
zawsze wiele. I tak każdy człowiek postrzega – gdyż interpretuje – najprawdopodobniej to, co określamy na przykład jako „drzewo” co nieco inaczej i każdy
rozumie pod tym pojęciem najprawdopodobniej także coś co nieco innego. Aby
móc usunąć z poprzedniego zdania słowo „najprawdopodobniej”, potrzebna nam
jest komunikacja, by to, co (potem) uważamy, że postrzegamy w ten sam sposób, najpierw wynegocjować, by móc (efektywnie) założyć, że komunikujemy
o tym samym, o jednym świecie, który może być tylko taki, a nie inny. Kiedy
w końcu jesteśmy tego zdania, zadowalamy się tym, tj. tą ikcją. Wystarcza nam
ona, ponieważ funkcjonuje.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
345
Z tego wynika konceptualizacja komunikacji i trzech rodzajów systemów.
Komunikacja nie jest niczym innym, jak stosującym znaki i sterowanym przez
nie mechanizmem orientacyjnym i negocjacyjnym służącym do wytworzenia
i zabezpieczania systemu społecznego. Tak jak system biologiczny zabezpieczany jest przez postrzegania a system izyczny przez współoddziaływania, system
społeczny utrzymywany jest przez komunikacje. W tym sensie komunikacja nie
ma oczywiście nic wspólnego z informacją, porozumiewaniem się, wymianą
wiadomości lub przekazywaniem X, lecz z procesualnym zastosowaniem znaków i tworzeniem znaczeń. Co widoczne staje się już z faktu, że komunikacja
nieprowadząca do porozumienia lub nieprzekazująca informacji nadal pozostaje
komunikacją, a nawet dłużej się utrzymuje, niż kiedy dochodzi do porozumienia
lud dostarczana jest informacja. Również nieudana komunikacja jest komunikacją, gdyż „nieudana” jest ona z innych powodów niż te, z których przebiega.
A nawiasem mówiąc – dla komunikacji nie ma nieudanej komunikacji; a kiedy ja
mniemam, że jakaś komunikacja mi się nie udaje, to nadal jest to komunikacja,
czyli udana komunikacja.
Kiedy stosuje się znaki, ma się do czynienia z komunikacją; kiedy się tego
nie czyni, nie ma komunikacji. Jako uczestnicy systemu możemy co prawda
mniemać, że przy pomocy rozmowy zamierzamy osiągnąć porozumienie, doprowadzić do harmonii lub dokonać prowokacji; jako obserwator drugiego
stopnia (na przykład jako lingwista) widzimy nawet, że użyte zostają w tym
celu w określony sposób takie a nie inne jednostki językowe, możemy nawet
stwierdzić, na podstawie jakich zaburzeń reguł (naszym zdaniem) porozumienie
nie dochodzi do skutku itp. Dopiero jednak jako obserwator trzeciego stopnia
widzieć możemy, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chodzi tu o nic innego, jak
o utrzymanie systemu komunikacji w ruchu, jakichkolwiek treści, informacji lub
wiadomości byśmy nie przekazywali. Tyle w kwestii powodu tego mechanizmu.
Z kolei sposób jego funkcjonowania w ramach systemu społecznego oraz jego
uczestnicy (rozumiani nie jako indywidua, lecz jako interpretatorzy i aktanci) są
kwestią semantyki.
Nim przejdę do deinicji komunikacji, omówić chcę jeszcze korelację i relacjonalizację wyróżnionych tutaj trzech systemów. Wyróżniał będę system izyczny, biologiczny i społeczny, i to, z uwagi na kompleksowość i funkcję generującą dla następnego poziomu, w tej wzrastającej kolejności. Dla systemów
tych postuluję (odpowiednio) trzy modusy organizacyjne: współoddziaływania,
postrzeganie i komunikacja. Z tego wynika funkcjonalno-relacyjny model trójwy
miarowy, którego nie należy jednak rozumieć ani jako statyczny obiekt, ani jako
swego rodzaju klasyikację, lecz jako proces śrubowy (w rozumieniu systemowej
teorii ewolucji) dokonujący się na jednej i tej samej wielkości.
(I) Fundamentalną podstawę wszystkich procesów tworzy system izyczny, na którym wszystkie pozostałe systemy się nadbudowują, z którego wynikają i prawom którego podlegają. Wszystkie elementy systemów izycznych
346
Michael Fleischer
(dokładnie biorąc tylko jeden – struny) podlegają współoddziaływaniom, które
zachodzą tylko z powodu współoddziaływań. Część tego systemu podlega procesom deterministycznym, część stochastycznym, a część kontyngentnym. System
izyczny jest kontinuum. Współoddziaływania nie wykazują przeciwieństwa i są
nieuniknione. Pozostałe systemy nie są jednak do niego (systemu izycznego) bez
reszty sprowadzalne. Realność najprawdopodobniej jest taka, jaka jest. Więcej
nawet, jest absolutnie pewne, że realność jest taka, jaka jest. Jestem tego taki
pewny, ponieważ wypowiedź ta jest tautologią, a tautologie zawsze są prawdziwe. Modusem organizacyjnym systemu izycznego są współoddziaływania,
które rozumiem tutaj stosując Peirce’owską naukę o kategoriach (Peirce 1931-60,
§1.300 i kolejne), jako pierwszość. „Pierwszość [irstness] to modus ontologiczny tego, co jest takie, jakie jest, pozytywnie i bez odniesień do czegokolwiek
innego” (Peirce 1931-60, §1.356, cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem
do czynienia z jednowymiarowym produktem. Jakie konkretne elementy systemu
izycznego – z kontinuum – byśmy nie wzięli, są one, jakie są, i są sprowadzalne
do współoddziaływań, które je wytwarzają i którymi ostatecznie są. Jeśli chodzi
o korelację z perspektywą obserwatora, postuluję, że współoddziaływania mogą
być stale obserwowane przez obserwatora pierwszego stopnia, a więc uczestnika
systemu. Jeśli widzimy więcej, mamy do czynienia z obserwatorem drugiego
stopnia, a więc obserwujemy postrzegania.
(II) Jako następny, bardziej kompleksowy system postuluję system bio
logiczny tego, co ożywione, podlegający mechanizmowi ewolucji. System
biologiczny oddziałuje co prawda na organizmy, nie jest jednak do nich redukowalny oraz nie wynika z sumy ich właściwości i cech. Jako modus organizacyjny systemu biologicznego postuluję postrzeganie. Organizmy postrzegają. Postrzeganie jest uwarunkowane biologicznie i obejmuje z jednej strony
dziedziczne, a więc genetycznie tradycjonalizowane dyspozycje, a z drugiej
niepodlegające tradycjonalizacji (mniej lub bardziej indywidualne) wzory postrzegań. Dopiero po uwzględnieniu poziomu populacji zadziałać może mechanizm niegenetycznej tradycjonalizacji. Indywidualne, wyuczone i tradycjonalizowane niegenetycznie w systemie biologicznym postrzegania tworzą
podstawę i repertuar dla nadbudowania na nich czynników społecznych. Aby
postrzegania mogły dojść do skutku, konieczne są organizmy, populacje oraz
przestrzenna i czasowa bliskość organizmów. Do tego dochodzi umożliwiająca
relacje i wytwarzająca je przestrzeń postrzegania i konieczność postrzegania.
W sensie Peirce’a postrzeganie jest drugością (secondness), która jest taka,
jaka jest, w odniesieniu do czegoś drugiego, co ją wywołuje, na tle czego
dane postrzeganie przebiega niezależnie od własnych aktywności. „Drugość
[secondness] to modus ontologiczny tego, co jest takie, jakie jest, w odniesieniu do czegoś drugiego, bez uwzględnienia czegoś trzeciego” (Peirce 1931-60,
§1.356-9, cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem do czynienia z dwuwymiarowym produktem.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
347
System biologiczny tworzy się na bazie systemu izycznego, a tym samym
współoddziaływań, na których się nadbudowuje, wprowadzając dodatkowe właściwości nieobecne na dotychczasowych poziomach. Nieukierunkowany proces
współoddziaływań produkuje u organizmów postrzegania przez dodanie powodów. Postrzegania rozumiane są tutaj jako (mierzalne) pośrednio realizowane
i oddziałujące neuronalne aktywności o charakterze powodu, które konwertują
intensywności bodźców w „co/coś”, i w tym sensie stanowią pierwszy proces
konstrukcyjny. Coś podlega współoddziaływaniom, w rezultacie czego pojawiają
się wzory. Można co prawda postrzegać wzory (jako niespecyiczne intensywności), gdyby jednak przy tym pozostać, nie można by ich (ponownie) rozpoznać i trzeba by je za każdym razem od nowa postrzegać. Najprawdopodobniej
dlatego, a więc z uwagi na sprawność procesu, wzory konwertowane są w rozpoznawalne zbitki, w obiekty. Wytwarzane są więc obiekty, by w ogóle można
było obserwować. Postrzegania nie posiadają jednak (podobnie jak współoddziaływania) znaczeń, lecz posiadają funkcje. Z uwagi na perspektywę obserwatora
niech obowiązuje: system biologiczny, a więc postrzegania, obserwowane mogą
być przez obserwatora drugiego stopnia.
(III) Jako (w naszym świecie) najbardziej kompleksowy system postuluję
system społeczny, a jako jego modus organizacyjny – komunikacje. Z uwagi na
materiał systemu społecznego obowiązuje to samo ustalenie, co dla systemów
biologicznych: system społeczny nie składa się z indywiduów (ludzi lub innych
zwierząt), nie składa się także z populacji, lecz z komunikacji, które tworzone są
przez mechanizm komunikacji. Indywidua są konieczną (izyczną i biologiczną)
podstawą zarówno postrzegań, jak i komunikacji (lecz nie współoddziaływań;
na tym poziomie nie ma indywiduów, lecz tylko kontinuum), które realizują się,
oddziałują i są stwierdzalne na nich; one same (indywidua) jednak nie są składnikami systemu społecznego, lecz jego bazą. Co widoczne staje się już z faktu,
że system społeczny oraz jego manifestacje jako takie zostają zachowane, mimo
że jednostki (indywidua) w przeciągu czasu ustawicznie są wymieniane, czym
gwarantowana jest ciągłość systemu. Nie może on się załamać, jak długo istnieją
komunikujący interpretatorzy. System społeczny pozostaje więc zachowany i jest
jako taki stabilny mimo ciągłej wymiany i mimo innych luktuacji jednostek jako
jego bazy funkcyjnej.
Zarówno współoddziaływania, jak i postrzegania, mogą uzyskać (dla obserwatora) charakter znakowy, a tym samym znaczenie, jednak wyłącznie w bardziej kompleksowym systemie, w systemie społecznym, który rozumiany ma
być tu jako trzeciość. System społeczny bazuje oczywiście na obydwu pozostałych (mniej kompleksowych) systemach, nie jest jednak do nich sprowadzalny.
System społeczny jest tym obszarem, który jako swą rudymentarną właściwość
w modusie organizacyjnym komunikacji może produkować znaczenia – nie potrai tego żaden inny system. Modusem organizacyjnym systemu społecznego
jest komunikacja. Tworzy ona trzeciość, wykazując znaczenie dla czegoś, co jest
348
Michael Fleischer
takie, jakie jest, z uwagi na coś innego lub dla czegoś innego. Znaczenie orientuje to coś na jakimś tle albo w jakiejś zależności jako zjawisko znaczeniowe.
„Trzeciość [thirdness] to modus ontologiczny tego, co jest, takie jakie jest, sytuując coś drugiego i coś trzeciego we współzależności” (Peirce 1931-60, §1.377,
cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem do czynienia z trójwymiarowym
produktem.
Powstałe z niespecyicznych wzorów przez postrzeganie obiekty (które
dla każdego postrzegającego organizmu mogą być inne; o tym, czy konstrukcja obiektu danego organizmu jest «dobra» decyduje przeżycie) zostają teraz
w systemie społecznym wyposażone w konsensualnie wynegocjowane i (na
zasadzie wiary) dopasowane interpretanty. Interpretanty mają tę zaletę, że pozwalają zhomogenizować obiekty, które ze swej strony pozwalają wygenerować spoistość systemu społecznego. Nie ma znaczenia fakt, że przy tworzeniu
konsensu mamy do czynienia z operatywną ikcją. Bez komunikacji nie ma
systemu społecznego. Uczestnikami systemu społecznego są interpretatorzy,
czyli te aspekty ludzi, które biorą udział w procesach znakowych, podczas
kiedy biorą w nich udział.
System społeczny składa się z komunikacji jako wielkości produkujących
znaczenia i wyprodukowanych przez znaczenia. Z punktu widzenia obserwacji
niech obowiązuje: system społeczny obserwowany może być stale przez obserwatora trzeciego stopnia.
System społeczny jest systemem otwartym, a jego modus organizacyjny,
komunikacja, jest – ujmując rzecz metaforycznie – producentem rzeczywistości
systemu społecznego.
Wychodząc od tej systemowej i semiotycznej podstawy proponuję rozumienie systemu społecznego, z uwagi na jego prawa organizacji, jako systemu
funkcjonującego w (co najmniej) trzech usieciowionych subsystemach: grupy
społeczne, supragrupy i społeczeństwa. Komunikacja zaś rozumiana jest tu
jako dynamiczny i nieodwracalny mechanizm bazujący na procesach znakowych. Wszędzie tam, gdzie występują znaki (interpretanty), mamy do czynienia
z komunikacją. Komunikacja jest zjawiskiem relacjonalnym i funkcjonalnym,
tak samo jak jej materiał – to znaczy znaki. Komunikacja nie jest możliwa do
określenia na konkretnych przestrzennie i czasowo niezmiennych obiektach; jest
produkowana przez aktantów (uczestników) jako interpretatorów, nie jest jednak
do nich sprowadzalna. Z uwagi na stratyikację komunikacji wyróżniam odpowiednio trzy poziomy: quasidyskursy, dyskursy i interdyskursy. Proponowana
tu deinicja komunikacji jako obszaru oddziaływania i modusu organizacyjnego
systemu społecznego brzmi:
koMunikacJa to mechanizm generujący procesy, który gwarantuje i zabezpiecza wynikające z kognitywnych konstrukcji systemów świadomości orientowanie i negocjowanie komunikacyjnie wytworzonych i społecznie funkcjonujących wypowiedzi znakowych i obrazów świata, którego (mechanizmu) powodem
Zarys ogólnej teorii komunikacji
349
– z perspektywy systemu społecznego – jest wyprodukowanie i zachowanie systemu społecznego oraz – z perspektywy systemu świadomości – (za Gregorym
Batesonem) wytwarzanie „zbędnej wiedzy”. Komunikuję, by się dowiedzieć,
czy to, co wiem, jest tym samym, co wiedzą wszyscy, czy też nie. Wiedza ta
jest przy tym nierelewantna, istotne jest jedynie, że zjawisko to «chce» być
w sposób ciągły sprawdzane. Jeśli tego nie czynimy, komunikacja się nie odbywa. Komunikacje przebiegają w dyskursach wytwarzając je oraz nimi sterując.
Komunikacje pozwalają się orientować w tym, co obowiązuje jako wierzony
konsens oraz umożliwiają udział w tworzeniu tak rozumianego konsensu; przy
czym konsens ten nigdy nie może zostać osiągnięty, ponieważ proces konstrukcyjny konstruktów posiada charakter ciągły; ponadto konsens ten jest operatywną
ikcją. Komunikacje przebiegają w ramach istniejących i obowiązujących scenariuszy uzasadnieniowych lub tworzonych ad hoc scenariuszy legitymizacyjnych.
Komunikacja nie jest ani przekazywaniem czegokolwiek, ani nie jest ukierunkowana na porozumienie, ani nie ma nic wspólnego z informacją. Komunikacja
dotyczy odbywającego się za pośrednictwem wypowiedzi orientowania się i do
negocjowania kognitywno-emocjonalnych konstruktów systemów świadomości
na tle zakładanych jako obowiązujące, a więc wiążących, reguł systemu społecznego. Konstruktywistycznie rozumiana komunikacja jest regulatywem w rozumieniu teorii systemów i zjawiskiem ewolucyjnym w rozumieniu systemowej
teorii ewolucji.
Ustalenia te pozwalają nam wyróżnić trzy rzeczywistości w jednym świecie
i odpowiednio trzech obserwatorów. Pierwszą rzeczywistością niech będzie system izyczny, czyli realność, co do której zakładamy, że jest, ponieważ wszystkie
pozostałe rzeczywistości musiały w czymś powstać. Skąd się bierze realność – nie
wiemy. Jaka jest – dowiedzieć możemy się jedynie przy pomocy naszej kognicji
i naszych emocji, a zatem dowiedzieć się tylko tego, co ta kognicja i te emocje
pozwalają się nam dowiedzieć. Druga rzeczywistość powstaje przez pojawienie
się postrzegania jako pierwszego dokonania konstrukcyjnego aktantów. Tym samym przez postrzegających aktantów wytworzeni zostają uczestnicy systemu i –
jako współkonstytuujący produkt uboczny – obiekty, samoreferencja, referencja
obca itp. Trzecia rzeczywistość powstaje wraz z pojawieniem się komunikacji
a więc semantyki. Interpretator komunikuje z innymi interpretatorami o konstruktywnych obiektach semantycznych, a więc o operatywnych ikcjach, konstruktach lub konceptach. Aby to było możliwe, wymagane są znaczenia, a więc
znaki. Postulowanym rzeczywistościom odpowiadają obserwatorzy pierwszego,
drugiego i trzeciego stopnia. Z tego wynika prosty algorytm:
{[(współoddziaływania + organizm) = postrzeganie] + znaki} = komunikacja
Przedstawiając tę zależność schematycznie, uzyskujemy następujące triadyczne szeregi:
350
Michael Fleischer
rzeczywistości
1. rzeczywistość
2. rzeczywistość
3. rzeczywistość
systemy
system izyczny
system biologiczny
system społeczny
kategorie
pierwszość
drugość
trzeciość
modus
współoddziaływanie
postrzeganie
komunikacja
produkt
wzory
obiekty
znaczenia
produkt z
wzory z kontinuum obiekty ze wzorów
znaczenia
z obiektów
materiał
materia/fale/energia organizmy
kognicja/emocje
obserwator
pierwszego stopnia
drugiego stopnia
trzeciego stopnia
uczestnik
wzór
aktant
interpretator
operacje
wzór
rozróżnienie
obserwacja
2. Wszystko jest komunikacją (a wszystko pozostałe – jest)
Jeśli proponowane tu konceptualizacje przystają do stanu rzeczy, wtedy nie
obejdziemy się bez traktowania wszystkich systemów funkcyjnych systemu
społecznego jako generowanych przez komunikacje. Trzeba bowiem zapytać
– co wyprodukowało system społeczny (system biologiczny na przykład został
wyprodukowany przez zasadę życia)? Prześledźmy jeden z możliwych scenariuszy. W zamierzchłej przeszłości powstał najpierw związek kilku indywiduów
jako aktantów (nie stanowiących składników związku, lecz jego podstawę), które
wytworzyły ten związek ze względów sprawnościowych, oszczędności energii,
optymalizacji procedur przeżycia itp. Związek ten mógł się jednak wytworzyć
tylko pod warunkiem, że indywidua te były w stanie w jakikolwiek sposób to
ustalić. A udało się to (jak możemy obserwować) poprzez komunikowanie. Nie
– komunikowanie o tym, że się połączą, lecz po prostu komunikowanie się,
nieważne na razie przy pomocy jakich rudymentarnych znaków. To zaś pociągnęło za sobą liczne konsekwencje, jak na przykład te, że, kiedy komunikujemy,
powstają struktury i relacje społeczne, stabilizowane następnie przez kolejne
komunikacje. Kiedy raz rozpoczęto komunikowanie się, nie było już odwrotu
i powstawały coraz bardziej kompleksowe systemy społeczne. A zatem (przynajmniej) rozsądne jest wyjście z założenia, że producentem systemu społecznego
jest mechanizm komunikacji. Jeśli zaś zapytać, po co się komunikuje, można
odpowiedzieć (między innymi) tak:
– mówimy w pierwszej kolejności po to, by utrzymywać mówienie w ruchu;
– mówimy, by brać udział i przynależeć (do czegoś), ponieważ przez to możemy mniemać (wierzyć), że jesteśmy członkami grup, organizacji, społeczeństw itp.;
– mówimy, ponieważ wszyscy inni też mówią;
Zarys ogólnej teorii komunikacji
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
351
mówimy, by sprawdzić, czy sposób, w jaki mówimy, stosowany jest też przez
innych;
mówimy, by w trakcie mówienia dowiedzieć się, czy inni mówią tak jak my
i to co my;
mówimy, by sprawdzić, czy używane w tym celu konstrukty używane są
w ten sam sposób także przez innych oraz czy są tak samo semantyzowane;
mówimy, ponieważ chcemy (i możemy) się przez to orientować;
mówimy, by dowiedzieć się, czy nasz stan wiedzy jest taki sam, jak stan
wiedzy innych;
mówimy z indywidualnych powodów, by zaspokoić nasze osobiste potrzeby;
mówimy, ponieważ zmuszają nas do tego instytucje socjalizacyjne;
mówimy, ponieważ zmuszają nas do tego społeczne systemy funkcyjne;
mówimy, by uniknąć restrykcji społecznych i komunikacyjnych;
mówimy, ponieważ odpowiednie instytucje, organizacje, urządzenia są tak
ukierunkowane, że przez nasze mówienie utrzymywane są one w ruchu;
mówimy, ponieważ myślimy;
mówimy, ponieważ nie mamy innego wyboru i nie daje nam się innego
wyboru.
Przekonujące wydaje się zatem traktowanie systemu społecznego i wszystkich jego subsystemów jako specyicznych produktów komunikacji. Z czasem
tworzą się specyiczne subsystemy systemu społecznego, które dla określonych
komunikacji stawiają do dyspozycji określone środki, co z kolei prowadzi do
stratyikacji systemu ogólnego. Komunikacje przestają być w tym momencie
równowartościowe i tworzą się nowe modusy i programy, które następnie ze
swej strony obsługują specyiczne obszary społeczne stratyikując je w ten sposób. Dokonawszy raz stratyikacji utrzymują owe specyiczne komunikacje i ich
modusy w ruchu. Także tutaj pojawia się usieciowiony proces. Jako mechanizm,
wszystkie komunikacje funkcjonują za pomocą języka i innych systemów znakowych, zarówno w ogólnym systemie społecznym, jak i w jego subsystemach.
W subsystemach i dla subsystemów do głosu dochodzą następnie kolejne modusy, strukturyzujące komunikacje dodatkowo.
Posiadamy język naturalny i inne systemy znakowe stosowane w systemie
społecznym, które to systemy znakowe równocześnie umożliwiają i produkują
system społeczny. I tak gospodarka, religia, medycyna, prawo, administracja,
wojsko, polityka itp. funkcjonują jako społeczne systemy funkcyjne oraz rów
nocześnie jako programy komunikacji w obrębie systemu społecznego.
Wychodzę więc z założenia, że wyróżnić musimy dwie wielkości. Z jednej strony systemy funkcyjne, które dopiero przez to stają się tym, czym są,
że komunikacje sterowane przez określony modus tworzą program komunikacji, który z kolei potem na poziomie systemu społecznego widoczny staje się
352
Michael Fleischer
jako system funkcyjny. Z drugiej strony programy komunikacji, które sterowane
przez dane modusy tworzą się same poprzez komunikacje, pozostając niewidoczne, by dopiero na powierzchni pojawić się jako systemy funkcyjne systemu
społecznego. Sądzimy, że mówimy o rzeczywistej gospodarce, o rzeczywistej
medycynie, o rzeczywistym prawie itp., mówimy nawet o systemach gospodarczych, tworzymy indeksy giełdowe, budujemy szpitale i sądy, możemy widzieć
prawdziwych lekarzy, sędziów itp. Faktycznie jednak używamy tylko komunikacji, które sterowane przez określony modus, wynikający jako konstrukt komunikacyjny z języka, tworzą program komunikacji. Program ten, by sam mógł
pozostać niewidoczny, a więc stabilny, stwarza wrażenie, że mówimy o systemach funkcyjnych, a więc o realnych rzeczach, podczas kiedy mówimy jedynie
o produktach komunikacji. A ponieważ mówimy, nie zauważamy zwykle, że
tylko mówimy. Programy komunikacji są producentami systemów funkcyjnych
systemu społecznego i podobnie jak mózg jest niewidoczny dla świadomości,
także programy komunikacji niewidoczne są dla systemów funkcyjnych. Dzieje
się tak, ponieważ producenci dla produktów zawsze są i pozostają niewidoczni.
A ponieważ modusy programów komunikacji także są produktami komunikacji,
a więc konstruktami komunikacyjnymi, mechanizm ten pozostaje wewnętrznie na
jednym poziomie i tworzy usieciowioną jednostkę, która dopiero na powierzchni
jawi się jako system funkcyjny.
Mamy więc następujący szereg: modus, program komunikacji i system
funkcyjny. Program komunikacji realizowany jest za pośrednictwem modusów
w dyskursach różnej kompleksowości produkując przez to systemy funkcyjne,
które ze swej strony realizują się poprzez grupy społeczne, supragrupy i społeczeństwa. To wszystko w systemie społecznym. W systemie izycznym program
ten produkuje budynki giełdy, czołgi, sądy itp. W systemie biologicznym produkuje maklerów i bankowców, generałów i żołnierzy, sędziów i adwokatów jako
aktantów, to znaczy jako te aspekty ludzi, które pozwalają ich między sobą rozróżnić, mimo że oni, według naszych ideologii, niczym się od siebie nie różnią.
Różnią się jednak. Właśnie tak.
Systemy funkcyjne tworzą przez to podstawę systemu społecznego; programy komunikacji podstawę mechanizmu komunikacji, który z kolei generuje
system społeczny. I również dlatego obydwa są dla siebie niewidoczne, ponieważ
jedno jest funkcjonalnym subsystemem a drugie elementem mechanizmu. Także
mechanizmy są dla systemów niewidoczne.
Do tego odnieść trzeba jeszcze inny dodatkowy podział. O ile omawiany tu
podział pochodzi od komunikacji i odwzorowuje wymiar komunikacyjny oraz
posiada charakter funkcjonalny dotycząc praw organizacji, o tyle od materiału
systemu społecznego, od jego komponentów biologicznych wychodzi dodatkowy
podział, dotyczący materiału. Połączone obydwa zostają przez trzeci podział,
wynikający z komunikacji jako komunikacji. W ten sposób otrzymujemy następujące szeregi:
353
Zarys ogólnej teorii komunikacji
Schemat 1 – Rozczłonkowanie komunikacji i obszaru społecznego
wymiar sterowania
podział funkcjonalny
producent
produkt
mechanizm
generuje →*
system
← utrzymuje w ruchu
mechanizm komunikacji
generuje →
system społeczny
← utrzymuje w ruchu
program komunikacji
producent modusów
system funkcyjny
tworzy materiał dla akcji
podstawa dla ↑
składnik ↑
niewidoczny dla →
widoczny jako →
subsystemy ↑
jest realizowany przez ←
materialna podstawa
wymiar realizacji
komunikacje
przebiegają w i jako ↓
formacje społeczne
tworzą materiał dla ←
tworzą miejsca komunikacji ↓
składają się z ↓
quasi-dyskursy
generują →
← tworzą materiał
grupy społeczne
dyskursy
generują →
← tworzą materiał
supragrupy
interdyskursy
generują →
← tworzą materiał
społeczeństwa
* strzałki odnoszą się zawsze do następnej klatki tabeli; czytamy więc: mechanizm generuje system
Powróćmy do poziomu podziału funkcjonalnego. Tutaj generalnie zastosowane zostają dwie wielkości. Z jednej strony modusy tworzące programy komunikacji i pre-organizujące komunikacje, a z drugiej systemy znakowe pozostające
do dyspozycji komunikacji.
Konceptualizując rzecz w ten sposób, wynika z tego, że system funkcyjny
(na przykład) gospodarki «dba» o swoje utrzymanie się przy pomocy odpowiednich komunikacji, umożliwia tworzenie budowli, organizacji, instytucji itp. służących systemowi, gdyż to czyni go widocznym. Również systemy funkcyjne są
między sobą usieciowione. I tak prawo reguluje spoistość systemu funkcyjnego
prawa oraz wpływa na administrację; administracja wprowadza w życie regulacje
polityki, polityka utrzymuje administrację, daje jej powód, produkując (jakiekolwiek) prawa, realizowane (egzekwowane) następnie przez administrację, przez
co z kolei administracja otrzymuje swój powód. Wojsko służy do kanalizacji
społecznej agresji oraz do utrzymywania konstruktu „państwa”. Itd.
354
Michael Fleischer
To wszystko stanowi dane przez system środki określonych subsystemów, które z kolei ani w subsystemach, ani w samym systemie społecznym nie powinny być
możliwe do relektowania, jeśli dany system ma się utrzymać i pozostać zdolnym
do funkcjonowania. Aby zabezpieczyć owo „nierelektowanie”, a więc utrzymać
i polepszać stabilność systemu, zostały wytworzone stosowane w tym celu modusy. Nie ma praktycznie przestrzeni komunikacyjnej, w której na przykład wojsko
mogłoby się samo relektować, jak jedynie przy pomocy wewnętrznego modusu
„rozkazu”, który między innymi po to został wytworzony, by nie móc relektować
własnego powodu. Tak samo gospodarka nie może się relektować, ponieważ towar nie jest w niej możliwy do poddania w wątpliwość. Na jedyne dopuszczalne
pytania – do czego służą pieniądze, z czego składa się pieniądz, dlaczego mamy
pieniądze, czym są pieniądze itp. – w ogóle i łatwo odpowiedzieć można w systemie, ale właśnie tylko w systemie; patrząc natomiast z zewnątrz (gdziekolwiek
by to mogłoby być), kwestie te są bezprzedmiotowe. O to dba sam system i język,
który, jak wiemy, jest tak zgrabnie skonstruowany, że wszystko może być w nim
wyrażone, ponieważ język jest indyferentny treściowo i nie posiada żadnych
granic lub kryteriów dla tego, co można powiedzieć, jak tylko i jedynie konsens
uczestników języka (unikam wyrażenia użytkowników języka). Konsens ten negocjowany jest wewnątrz systemu i przy pomocy samego języka. A to, czego nie da
się powiedzieć, jest automatycznie nie do powiedzenia. I właśnie to jest tą owocną
właściwością języka, że tego, czego nie można przy jego pomocy powiedzieć, nie
można powiedzieć. Z czego wynika, że można powiedzieć wszystko, gdyż tego,
czego powiedzieć nie można, i tak nie można powiedzieć. Dopiero ten autopoietyczny trick lub – jeśli Państwo wolicie – zabieg, umożliwia stosowanie języka
i wszystkich przeprowadzanych przy jego pomocy operacji. Możemy myśleć, co
chcemy; językowo będzie to na pewno zawsze możliwe do wyrażenia. Dlaczego?
Ponieważ stosujemy w tym celu język, a on dopuszcza to, co dopuszcza: bez języka i tak nie możemy myśleć, a więc myśleć o tym, czego język i tak nie dopuszcza.
Czego język nie dopuszcza, nie widzimy i nie możemy tego nawet pomyśleć ani
powiedzieć. W tym sensie język dopuszcza wszystko, gdyż to, co on dopuszcza, to
właśnie wszystko. Z „czynić” lub „robić” (jako czynnościami) zabieg ten już nie
funkcjonuje. Nie możemy czynić tego, co chcemy, gdyż na przeszkodzie stoi izyka, chemia i biologia. Z tego widać też, że systemy kognitywne posiadają mniejsze
skomplikowanie niż wyżej wspomniane, ale wyższą kompleksowość, przy czym
ostatnia wynika oczywiście z samej komunikacji. Komunikacja nie posiada granic
poza tymi, których nie możemy widzieć, ponieważ nie możemy o nich mówić,
a więc o nich myśleć. A zatem w ramach swych granic dla nas nie ma granic, gdyż
to zapobiegałoby utrzymywaniu się w ruchu komunikacji. Nie ma także powodów
do ograniczeń, gdyż każdy powód przeszkadzałby komunikacji w utrzymywaniu
się w ruchu, ponieważ każdy powód byłby ograniczeniem.
Społeczne systemy funkcyjne funkcjonują więc ze wszystkimi wbudowanymi w nie mechanizmami zabezpieczającymi. Zajmują nas, byśmy byli zajęci
Zarys ogólnej teorii komunikacji
355
oraz by sam system przez to, że się nim zajmujemy, był w ruchu. Za co jesteśmy
mu – a pewno i on nam – wdzięczni.
Istnieją jednak, moim zdaniem, także programy komunikacji podlegające regułom mechanizmu komunikacji, ponieważ właśnie przez ten mechanizm zostały
wyprodukowane. Jeśli chcemy uznać wszystkie społeczne systemy funkcyjne za
bazujące na komunikacji, musimy pośrednio dla każdego systemu funkcyjnego
i bezpośrednio dla każdego programu komunikacji postulować nie tylko jeden
modus, lecz co najmniej dwa modusy oraz jeden obszar konstruktów stabilizujących, wspierających modusy w ich sposobie funkcjonowania w konkretnych
komunikacjach. Wprowadzić musimy jeden modus wewnętrzny i jeden zewnętrzny, spełniające odpowiednio dwie odmienne funkcje dla systemu. Wprowadzić
w ten sposób, by modus wewnętrzny tworzył i zabezpieczał spoistość i tożsamość danego programu komunikacji, jego wewnętrzną strukturę i organizację
oraz dawał programowi komunikacji jego, że tak to wyrażę, odróżniającą go od
innych twarz, tak, że modus wewnętrzny obowiązuje tylko dany program komunikacji, zaś w innych programach w tej funkcji się nie pojawia. W konkretnych
komunikacjach może się on co prawda jako słowo (jako konstrukt) pojawiać
także w innych programach komunikacji, nie może jednak (jako koncept) organizować innego programu. Modus zewnętrzny zaś odpowiedzialny jest właśnie
za kontakt ze światem zewnętrznym, ze społecznym (!) środowiskiem danego
programu komunikacji, to znaczy dba on o kontakt z innymi, wytworzonymi
(pośrednio) przez inne modusy systemami funkcyjnymi systemu społecznego.
I to w ten sposób, że modus zewnętrzny co prawda powstał w danym programie
komunikacji, a następnie w nim funkcjonuje, jednak już nie tylko w nim. Dba on
o kontakty między programami komunikacji a systemami funkcyjnymi. Pochodzi
co prawda jednoznacznie z danego programu komunikacji, oddziałuje jednak
także w pozostałych zarówno programach komunikacji, jak i systemach funkcyjnych. Jego pochodzenie jest oczywiście «znane» innym programom i może
on być przez te inne programy również używany.
Przedstawiona tu konceptualizacja posiada tę zaletę, że programy komunikacji nie jawią się jako izolowane jednostki w przestrzeni, lecz, bez utraty
swego specyicznego wewnętrznego charakteru i statusu, są wzajemnie ze sobą
usieciowione i mogą wzajemnie na siebie oddziaływać. Oznacza to także, że
określony program komunikacji może podlegać wpływom innych programów
tylko przy pomocy modusu zewnętrznego. Tym samym modusy wewnętrzne
gwarantują stabilność i manifestację swego własnego programu, zaś modusy
zewnętrzne dbają o wpływy z zewnątrz. Wszystko to pod jednym warunkiem,
a mianowicie tym, że modusy wewnętrzne i zewnętrzne wykazują między sobą
kontakt i mogą na siebie wzajemnie wpływać. I w rzeczy samej okazuje się, że
modusy zewnętrzne są produktami wewnętrznych. Modus wewnętrzny produkuje swój program komunikacji, a przeprowadzane następnie przy jego pomocy
komunikacje produkują ten program, przez który on sam został wyprodukowany.
356
Michael Fleischer
Równocześnie produkuje on modus zewnętrzny, aby dbać o kontakty z tym, co
na zewnątrz, by być bardziej odpornym na wpływy z zewnątrz, móc je odeprzeć,
asymilować, wbudować w siebie itp.
Do tego dochodzi jeszcze jedna wielkość (w sumie zatem mamy do czynienia
z triadyczną konceptualizacją), a mianowicie konstrukty stabilizujące, które nie
posiadają już społecznie uwarunkowanej podstawy, lecz są czysto znakowymi,
językowymi konstruktami, pomagającymi jednak w zbudowaniu systemów funkcyjnych i uznaniu ich potem za «prawdziwe».
Konstrukty stabilizujące służą także do umożliwienia i gwarantowania komunikowalności między poszczególnymi programami komunikacji. Ich zaletą jest to,
że poddają się manipulacji i dopasowaniu do danych manifestacji systemu oraz że
mogą być uzasadniane i interpretowane. Umożliwiają one ponadto konstrukcję nowych konstruktów i tworzą tym samym stabilną podstawę oraz dbają o połączenia
między programami komunikacji. Modusy zaś służą do rozróżnienia i stabilizacji
programów komunikacji. Konkretnie programy te komunikowane muszą być przy
pomocy wypowiedzi. I tak na przykład „rozkaz” lub „przemoc” nie są – jako modusy – komunikowalne (mimo iż określamy je tutaj przy pomocy słów, a więc są
stosowalne); natomiast przy zastosowaniu stabilizujących konstruktów lub określających te modusy słów – tak; wtedy jednak jako konstrukty.
Niżej przedstawiam w formie tabeli poszczególne programy komunikacji, ich
modusy i konstrukty stabilizujące. Nie chodzi mi przy tym o ich pełną rekonstrukcję; starałem się co prawda uchwycić wszystkie, jest jednak bardzo prawdopodobne, że nie wszystkie mogłem zaobserwować.
Dla pokazanych tu wielkości obowiązują następujące hipotezy: programy
komunikacji komunikowane są w modusach komunikacji; modusy zewnętrzne
i wewnętrzne mogą wzajemnie w siebie przechodzić w obydwu kierunkach (np.
pieniądz w towar, towar w pieniądz); nie można komunikować o samym modusie komunikacji, lecz tylko przy jego pomocy (samego słowa można, ma się
rozumieć, używać do woli); o modusie wewnętrznym nie można bezpośrednio
komunikować, lecz tylko za pośrednictwem modusu zewnętrznego.
Ponadto niech obowiązują następujące konwencje terminologiczne: dyskursy
i interdyskursy to miejsca komunikacji, to znaczy obszary, w których komunikujemy i wytwarzamy wszystkie te wielkości komunikacyjne, o których tu mowa.
W dyskursach tworzone, transportowane, wymieniane i «zapamiętywane» są opinie, nastawienia, ideologie itp. Język i inne systemy znakowe to środki komunika
cji. Programy komunikacji to specyiczne obszary zastosowań komunikacji i producenci systemów funkcyjnych systemu społecznego (gospodarka, religia, wojsko
itp.). Programy komunikacji to założyciele społecznych systemów funkcyjnych
i instytucji. Zapytać bowiem trzeba, przy pomocy czego i gdzie transportowane
są opinie. Z jednej strony mamy więc komunikacyjnie wygenerowane instytucje
społeczne, a z drugiej komunikacyjne urządzenia jako miejsca komunikacji. To,
co określane jest zwykle jako gospodarka, religia, wojsko, to operatywne ikcje
Zarys ogólnej teorii komunikacji
357
komunikacji, które w systemie społecznym sprawiają wrażenie rzeczywistych, ponieważ sama operacja jest niewidoczna dla systemu społecznego. Do tego dochodzi jeszcze jedna właściwość modusów komunikacji – nie posiadają one przeciwieństwa, poza uwarunkowaną czysto językowo negacją (czyli towar/nie-towar).
I jeszcze jedna generalna uwaga. Mówiąc prawo, religia, administracja itp.
nie mam na myśli tylko ich tak a nie inaczej instytucjonalnie zamanifestowanych
w naszym systemie społecznym form, lecz głównie przeprowadzane komunikacje danego typu, niezależnie od tego, gdzie oraz przez kogo są one izycznie
przeprowadzane. Ktoś komunikuje i czyni to przy pomocy jakiegoś programu
komunikacji, gdyż nie ma innej możliwości czynienia tego, jak tylko przy pomocy jakiegoś programu, obojętnie kto, gdzie i kiedy.
Schemat 2 – Programy komunikacji i ich modusy
program
gospodarka
modus
wewnętrzny
towar
modus
zewnętrzny
pieniądze
konstrukty stabilizujące
religia
bogowie
wiara
Bóg, kościół, modlitwa, nieczyste sumienie, prawda, wartości
medycyna
zdrowie
normalność
choroba, lekarz, lek
prawo
prawo [Gesetz] regulowanie
wojsko
rozkaz
przemoc
polityka
instytucjonalizacja komunikacji
tworzenie partii parlament, organizacje, związki
administracja
rozporządzenie organizowanie
porządek, urząd
edukacja
socjalizacja
wychowanie
szkoła, nauczyciel, rodzice
nauka
odkrycie
przyrost
poznania
uniwersytet, badania, postęp
nauki
potwierdzenie,
humanistyczne perpetuowanie
wiedza
»uniwersytet«,, krytycy, biblioteki
sport
zwycięstwo
rywalizacja/
konkurencja
gra, pierwszy, dokonanie, cel,
start, rekord
rozrywka
gra/zabawa
ikcjonalność
fun, radość, miłość, moda
technika
naprawialność funkcjonowanie, zakłócenie, kontrola,
(odwracalność) bycie do
powtarzalność, zepsucie się,
zrobienia
przemysł, rzemiosło
prywatność
zorientowanie osoba
na ja
wartość, posiadanie, własność,
rynek, umowa, kupujący,
sprzedający, praca
sąd, adwokat, sędzia
władza, policja, wojna, zamieszki
dom, mieszkanie, małżonka/-ek,
kobieta, mężczyzna, pies, kot
358
Michael Fleischer
Scharakteryzuję teraz generalne ukierunkowanie opisanych tu procesów. Punkt
wyjścia: rzeczywiste lub rozumiane jako rzeczywiste systemy funkcyjne systemu
społecznego wytworzone są przez komunikacje. To znaczy: na początku było mówienie przy pomocy specyicznych modusów komunikacji (w jakiej kolejności się
one wykształciły, nie gra roli). Następnie wykształciły się programy komunikacji
(gospodarka, prawo, medycyna itp.). Sformułowanie „na początku było” nie musi
tu być brane poważnie. Najpierw określone zwierzęta rozpoczęły, dzięki temu, że
komunikowały, łączenie się w grupy, a komunikując stworzyły grupy. Widzimy,
że język naturalny nie jest w stanie wyrazić funkcjonalnej równoczasowości, ponieważ jest linearny. Ten proces jest jednak dla nas bez problemu do pomyślenia.
Zwierzęta te rozpoczęły więc komunikowanie i w trakcie tego wytworzyły się
określone sposoby dla tych komunikacji, które z punktu widzenia teorii wyróżnić możemy jako programy komunikacji. Z programów komunikacji wytworzyły
się później odpowiednie systemy funkcyjne systemu społecznego oraz on sam.
W uproszczeniu można też powiedzieć – system funkcyjny „gospodarka” powstał
z mówienia przy pomocy modusu „towar” i „pieniądz” (jakkolwiek „pieniądz”
był symbolizowany), tak, jak modusy te na to pozwalały, a więc (w tym wypadku)
z mówienia o gospodarce, przy czym, ci, którzy mówili o gospodarce, jeszcze nie
wiedzieli, że mówią o gospodarce, a mówiąc równocześnie wynajdywali system
funkcyjny „gospodarka”. To samo dotyczy wszystkich pozostałych programów.
Teza zatem brzmi – komunikacja jest producentem systemu społecznego i jego
systemów funkcyjnych. Nie można bowiem w tym sensie wynaleźć gospodarki,
religii lub czegokolwiek innego, jeśli przedtem się o tym nie mówiło. Nie chodzi
mi tutaj o język naturalny, który ilogenetycznie powstał dopiero dużo później, lecz
ogólnie o komunikacje, obojętnie za pomocą jakich systemów znakowych lub środków nie byłyby one swego czasu przeprowadzane. Sensownie nie da się bowiem
nawet pomyśleć sytuacji, w której pojedyncze indywiduum siedząc sobie w jaskini
wynalazło sobie gospodarkę, a następnie ogłosiło to wszem i wobec. Wytworzenie
systemów funkcyjnych wynika dopiero z komunikacji z innymi interpretatorami,
którzy w tym celu musieli stać się interpretatorami, a więc dysponować komunikacją. Komunikowaliśmy więc sobie między sobą i wynaleźliśmy przy tym gospodarkę, religię, medycynę itp., które dzisiaj, jako że się, patrząc powierzchownie,
usamodzielniły, sprawiają wrażenie, że są w jakiś stopniu pierwotne. Nie są one
jednak pierwotne, gdyż także dzisiaj łatwo zauważyć, że gospodarka natychmiast
by się załamała, gdybyśmy nie komunikowali (patrz giełda; to samo w odniesieniu
do pozostałych programów). W tym sensie można powiedzieć, że komunikacja
i mechanizm komunikacji są wcześniejsze niż wytworzone następnie z tego mechanizmu systemy funkcyjne systemu społecznego oraz sam system społeczny.
3. Modalności komunikacji, produkty medialne i operatywne ikcje
Przejdźmy teraz do zdeiniowania podstawowych terminów dotyczących modalności komunikacji oraz do scharakteryzowania operatywnych ikcji. Wszystkie
Zarys ogólnej teorii komunikacji
359
deiniowane tu jednostki nie powinny być rozumiane izycznie. Tworzą się one
co prawda w i z realności, są jednak wielkościami komunikacyjnymi; stanowią
coś podobnego jak sound, który również jest zjawiskiem dość trudno uchwytnym, a oddziałującym.
MieJsca koMunikacJi to te (szeroko rozumiane) media, w których odbywają
się komunikacje. To relewantne aspekty każdego izycznego, wytworzonego
lub imaginacyjnego miejsca, w którym stosowany jest mechanizm komunikacji
i produkowane są komunikacje, to media ukierunkowujące i stabilizujące komunikacje w zależności od warunków umożliwianych przez te miejsca. Media
te wynikają z konceptów komunikacyjnych. Koncepty z kolei dają możliwość
komunikowania, komunikowania jakby zza konceptów. Koncepty zaś pochodzą
od programów komunikacji i ich modusów, które następnie wytwarzają stabilizujące komunikacje instytucje, budynki itp., umożliwiające kontynuowanie komunikacji, ponieważ (jako że instytucje te już istnieją i z nich się komunikuje)
one same czerpią z tego swe nie poddawalne w wątpliwość uprawnienie do
funkcjonowania. Tym bardziej, że programy komunikacji umożliwiają odpowiednie komunikacje, przez które same zostały umożliwione, a więc przez koncepty
komunikacyjne same zostały wytworzone.
Przez zastosowanie mechanizmu komunikacji w konkretnych komunikacjach
podczas produkcji wypowiedzi w miejscach komunikacji powstają zależne od
miejsc komunikacji przestrzenie komunikacyjne. W tym sensie na przykład restauracja jest miejscem komunikacji, w którym możliwe są określone komunikacje (a inne są niemożliwe), które to miejsce z uwagi na swą organizację
dopuszcza. Przebiegające w restauracji konkretne komunikacje z kolei wytwarzają przestrzeń komunikacyjną, pozwalającą ze swej strony przebiegać możliwym w tym miejscu komunikacjom. Miejsce komunikacji zatem coś umożliwia,
a przestrzeń komunikacji powstaje w określony sposób przez to, że miejsce oraz
to, co ono umożliwiło, stało się możliwe, aby powstała odpowiednia przestrzeń.
I tak na przykład niemożliwe jest wytworzenie w dowolnym miejscu określonych uczuć lub wypowiedzi, gdyż nie może powstać odpowiednia do tego przestrzeń, ponieważ nie jest to w naszych szerokościach geograicznych na przykład
przewidziane (w innych jednak może być możliwe).
sytuacJa koMunikacyJna z kolei powstaje jako rezultat współoddziaływania
miejsca i przestrzeni komunikacyjnej, uczestników komunikacji (a więc interpretatorów), sposobności komunikacji, tematów, scenariuszy komunikacyjnych
i wszystkich pozostałych w danej sytuacji relewantnych elementów.
sPosobność koMunikacJi zaś wytwarza połączenie między systemem społecznym a mechanizmem komunikacji. Sposobności komunikacji pochodzą od
(społecznej) rzeczywistości oraz od samej komunikacji. Coś jest obecne w jakimś miejscu komunikacji, co daje sposobność do rozpoczęcia danej komunikacji. Sama obecność miejsca, przestrzeni itd. jest co prawda obligatoryjna, nie
jest jednak wystarczająca, by rozpocząć komunikacje. Jeśli komunikacje mają
360
Michael Fleischer
funkcjonować, coś musi spowodować, że komunikacje się rozpoczynają (mogą
rozpocząć). Sposobność komunikacji może pochodzić od miejsca komunikacji
lub z zewnątrz, musi ona jednak być w danym miejscu komunikacji możliwa.
I tak mogę na przykład mówić w restauracji o wyposażeniu i designie lokalu
lub o wojnie w Iraku, nie mogę jednak (to znaczy – ja) wygłosić tam wykładu
na temat mojej nowej teorii; również dlatego, że sytuacja komunikacyjna nie
jest odpowiednia. Sposobności komunikacji rozkładają się więc na odpowiednie
miejsca komunikacji, limitowane są przez przestrzenie komunikacji oraz zależne
są generalnie od sytuacji komunikacyjnych, pochodzą od programów komunikacji i przebiegają w ramach baz komunikacji. Pozwalają jednak, przy zręcznym
wyborze i kombinacji tych elementów, inicjować komunikacje oraz następnie
przebiegać im. Realizacja konkretnych sposobności komunikacji postępuje za
określonymi scenariuszami komunikacji i daje z uwagi na typologię różne tematy
komunikacji. Muszę zatem moją sposobność (móc) przyporządkować odpowiednio do tematu i przeprowadzić w odpowiednim scenariuszu; inaczej produkuję
„skreolizowane dziwolągi”. Przyporządkowanie tematu oraz obowiązujące scenariusze czerpię z tematycznych konwencji programów komunikacji. Wybór
sposobności nie jest dowolny.
bazę koMunikacJi natomiast tworzą quasidyskursy, dyskursy i interdyskurs. I tak
można nadbudowując na określonej bazie komunikacji brać udział w określonym
miejscu komunikacji w tworzeniu odpowiedniej przestrzeni komunikacyjnej, komunikując i występując jako interpretator. Stosuje się więc swój dyskurs lub
umyka w interdyskurs, koreluje się to z możliwościami miejsca komunikacji i
tworzy określoną przestrzeń komunikacyjną, w której także inni interpretatorzy
stosują te same zabiegi.
Jako środki koMunikacJi niech zedeiniowane będą stosowane ogólnie systemy
znakowe, w tym język naturalny.
Procesy koMunikacJi dane są zaś jako kategorie opisu, gdyż komunikacja konceptualizowana jest tu nie jako system, lecz jako mechanizm i zawsze przebiega
w równoczasowości. Kategoria procesów jest jednak w tym sensie relewantna, że
komunikacje podlegają czasowi i tworzą dyskretną strukturę procesową. Podczas
komunikacji odbywa się pewien proces, który stosuje się do tych lub innych scenariuszy, bądź też się do nich nie stosuje i wtedy odbierany jest jako nieprzystający
(wadliwy, dziwny, nie na miejscu itp.). Nie można (bez restrykcji) komunikować
poza scenariuszem. Wraz z zakończeniem komunikacji proces ten się kończy
i rozpoczyna się inną komunikacją od nowa, zawsze jednak w równoczasowości.
Produkty Medialne natomiast to wytworzone przy pomocy obowiązujących
w danej przestrzeni konstruktów komunikacje jako towary służące do utrzymywania mediów w ruchu i dające mediom podstawę operowania oraz powód
wewnętrznego operowania. Produkty medialne wytwarzane są przy pomocy
obecnych w danym systemie społecznym konstruktów komunikacji, obsługując
komunikację medialną.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
361
scenariusze koMunikacJi są programami gwarantującymi koherencję danej komunikacji, są stypizowanymi, ustalonymi przez miejsca, przestrzenie i sposobności komunikacji skonwencjonalizowanymi przebiegami konkretnego procesu
komunikacji. Scenariusze te obowiązują w danym systemie społecznym z mocą
wiążącą oraz zmniejszają zarówno kontyngencję, jak i skomplikowanie komunikacji, lecz jednocześnie pozwalają na zwiększenie jej kompleksowości. Są
one reduktorami entropii komunikacji, czyli elementami zwiększającymi stopień porządku procesów komunikacji, przez co pozwalają na zespajanie formacji społecznych, minimalizację przypadku oraz minimalizację ryzyka przerwania komunikacji i utraty nawiązywalności. Dostarczane z systemu społecznego
(a w mniejszej mierze także z samego mechanizmu komunikacji) sposobności
komunikacji realizują się na poziomie komunikacji właśnie przy pomocy odpowiednich scenariuszy. O ile więc normatywy, stereotypy, symbole kolektywne
i wszystkie pozostałe obiekty dostarczają narzędzi komunikacji, o tyle scenariusze dostarczają skonwencjonalizowanego systemu ich organizacji na tle i przy
wykorzystaniu oraz koniecznej obecności odpowiednich elementów realności
w zgodzie z danym miejscem komunikacji. I tak na przykład „rozmowa w urzędzie” wymaga izycznej obecności „urzędu” (od odpowiednich osób, jako nośników danych funkcji po meble i oświetlenie) oraz kompetencji w stosowaniu
odpowiedniego dla tej sytuacji scenariusza u obydwu stron tej komunikacji. Do
tego dochodzi fakt, że nieprzestrzeganie odpowiedniego scenariusza jest sankcjonowane zarówno społecznie, jak i komunikacyjnie (rozmowa z urzędnikiem
napotkanym na ulicy lub w restauracji od razu umożliwia pojawienie się podejrzenia korupcji); jego przestrzeganie zaś i jego znajomość są oznaką przynależności do danej formacji społecznej i dyskursowej. W tym sensie scenariusze
komunikacji związane są także z przestrzenią komunikacji oraz oczywiście z repertuarem tematów komunikacji, które przez scenariusze są limitowane. Nie ma
praktycznie możliwości realizacji komunikacji bez określonego scenariusza, co
spowodowane jest oczywiście także tym, że nie ma jednorazowych czy – w tym
sensie – kreatywnych komunikacji; kreatywne mogą być tylko treści.
Wyjaśnić trzeba tu także kwestię operatywnych ikcji. Czy są to koncepty,
konstrukty czy scenariusze komunikacji? To, że jako takie oddziałują, nie ulega
wątpliwości. Jak jednak należy je sobie wyobrazić i gdzie można je znaleźć? Na
poziomie ogólnym wszystkie konstrukty komunikacyjne są konstruktami, a więc
w tym sensie ikcjami. Nie istnieją one inaczej, jak tylko jako wielkości wytworzone przy pomocy znaków przez interpretatorów, które to wielkości stosujemy
konsensualnie, wiążąco i w zorientowaniu na określony powód. Wielkości te mają
charakter kognitywny i wytwarzane są przez systemy świadomości, a następnie
są stosowane społecznie w komunikacjach, w warunkach (modyikowalnego) założenia, że wszyscy inni stosują te same konstrukty o tej samej semantyce. W rezultacie potwierdzamy to założenie lub tego nie czynimy, pozwalamy się pouczyć
lub nie. Jednak by komunikować, wszystkiego tego jako interpretator wiedzieć nie
362
Michael Fleischer
musimy. Komunikacja nie wymaga od systemów świadomościowych, do których
i tak nie posiada dostępu, by wiedziały, jak komunikują, byleby komunikowały.
Wiemy jednak, że żonglujemy operatywnymi ikcjami, nawet jeśli nie wiemy, że
są to ikcje. Ale to nawet lepiej, gdyż inaczej ikcje te nie funkcjonowałyby. Wierzymy więc w to, że istnieje kultura, to, co kolektywne, intersubiektywne i obiektywne, że istnieje obszar publiczny i opinia publiczna, konsens, informacja, wiedza
itp. Więc możemy mówić o tych obiektach, przy pomocy tych obiektów oraz na
tle tych obiektów jako czynników ukierunkowujących komunikacje, co przychodzi nam o tyle łatwo, że nikt nie poddaje ich w wątpliwość. Wyjść zatem trzeba
z założenia, że obiekty te posiadają charakter poziomów. Używamy słów i budujemy z nich wypowiedzi, by utrzymywać coś w ruchu, co do czego zakładamy,
że produkuje to nasze wypowiedzi. Sytuacja wydaje się zatem być odwrotną, niż
się zwykle zakłada, a mianowicie – to ikcje pozwalają produkować wypowiedzi
(i dlatego mówię o operatywnych ikcjach). W tym celu ikcje te muszą stać się
widoczne, aby to, przy pomocy czego je, jak sądzimy, produkujemy, czyli ikcjonalność tych ikcji, pozostało niewidoczne. Bardzo wyrainowany mechanizm.
Operatywne ikcje są swego rodzaju sceną, na której, przez ich ikcyjną obecność,
pozostałe mechanizmy mogą się rozwinąć i oddziaływać. Ich ikcyjny charakter
jest przy tym tak samo widoczny, jak scena widoczna jest dla aktorów, którzy są
jednym z warunków wstępnych tej gry, która sama – jako gra jedynie – pozostaje
niewidoczna. Operatywne ikcje nie mogą więc być konceptami ani konstruktami,
ponieważ są najprawdopodobniej zbyt kompleksowe; nie są one także scenariuszami komunikacyjnymi, lecz są bazami umożliwiającymi (określone) scenariusze
komunikacyjne. I tak wierzymy, że niemożliwe jest komunikowanie bez kultury,
bez odniesień do obszaru publicznego, bez odniesień do tego, co kolektywne i bez
konsensu, gdyż przecież nie możemy przed tym uciec. W gruncie rzeczy zaś jest
odwrotnie, to my budujemy te ikcje po to, aby móc to właśnie myśleć. Zakładamy
je więc, by mieć coś, w czym możemy komunikować. Tego jednak nie ma. Z drugiej strony – cóż znaczy „jest”.
4. Media i komunikacja medialna (hipotezy)
Pozostaje do wyjaśnienia jeszcze kwestia komunikacji medialnej, uznawanej
często (z bliżej niejasnych powodów) za samodzielną formę komunikacji (podobnie jak na przykład „komunikacja polityczna”, co by zakładało, że politycy
są ludźmi, którzy są w posiadaniu innych środków komunikacji niż pozostała
ludzkość).
1. Zdecydowana większość komunikacji przebiegających w systemie społecznym to komunikacje typu facetoface w programie komunikacji prywatność,
czyli komunikacje codzienne między konkretnymi uczestnikami komunikacji.
Komunikacja medialna stanowi tylko bardzo niewielką część wszystkich odbywających się komunikacji.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
363
2. Komunikacja medialna wytwarzana jest przez ludzi, a więc interpretatorów, a zatem nie może bazować na innych konceptach czy konstruktach niż
komunikacja codzienna oraz na innych niż te, które język i mechanizm komunikacji stawiają do dyspozycji – gdyż skąd owe inne koncepty i konstrukty
miałyby się brać? Komunikacja medialna jest zawsze uboższa niż komunikacja
codzienna z powodu ograniczeń, jakie wprowadzają ze sobą poszczególne media (techniczne). Media nie wnoszą żadnych nowych reguł, lecz odgraniczają
jedynie spektrum tego, co komunikacyjnie jest możliwe. Media nie wytwarzają
konstruktów, do tego są zdolne tylko systemy świadomości. Media stawiają do
dyspozycji środki komunikacji, nic więcej. Media pozwalają nam na wytwarzanie
ikcji konsensu.
3. Media są elementem społecznego systemu funkcyjnego „gospodarka”
i jego programu komunikacji. Media sprzedają wypowiedzi jako towar „doniesienie” (jakiegokolwiek rodzaju doniesienie, wiadomość, audycja, format itp. by
to nie było). Nie ma mediów nie używających modusów komunikacji „towar”
i „pieniądz” w programie komunikacji „gospodarka”. Komunikacja medialna
służy wyłącznie do produkcji oraz kupna wypowiedzi jako towaru. Media nie
są niczym innym, jak usługodawcami, którzy w procesie gospodarczym oferują
towar „wypowiedź” (jako środek komunikacji, a więc jako półprodukt) z nieuchronnie powstającym predykatem „nowości”.
4. Stosowana przez media metoda produkcji to autopoietyczna i samoreferencyjna zasada nowości. Media wytwarzają doniesienia przy pomocy „nowego” i same współdecydują o tym, co jest nowe, czyli ma zawierać informację
– a mianowicie coś, co właśnie jest wytwarzane, ponieważ jest to wytwarzane.
Lecz nie dlatego, ponieważ jest nowe. Zasada ta jest najprostszą z możliwych
(i właśnie autopoietyczna): informację zawiera to, co jest nowe, a produkować
można tylko nowe, gdyż jeśli się coś produkuje, jest to automatycznie nowe,
ponieważ się to produkuje, więc tego jeszcze nie było.
5. Informacja jest operatywną ikcją, sprowadzalną do konceptu „nowy”, oraz
rezultatem każdej produktywnej czynności, powstającym nieuchronnie, kiedy
zabieramy się do robienia czegokolwiek. Nowość musi zostać wyprodukowana,
a to kosztuje. Dla mediów jako punkt orientacji obowiązuje ikcyjnie założony
interpretator, gdyż nowym jest dla niego tylko to, czego on jeszcze nie wie.
A ponieważ nie zostało to jeszcze wyprodukowane, więc nie może (jeszcze)
wiedzieć, co jest właśnie produkowane.
6. Media same wytwarzają to, co nowe, sprzedając to przez to, że produkują.
Nie – „to produkują”, lecz w ogóle produkują. A ponieważ zabieg ten ma jedną
wadę, mianowicie tę, że to, co nowe, jest zawsze tylko jednorazowo nowe, same
media muszą w sposób stały produkować, przy czym z produkcji tej automatycznie zawsze wynika coś nowego. Tym samym media same podlegają mechanizmowi, który wykorzystują, i nie mogą przed nim uciec (gdyż – dokąd?). Media
produkują towar (nowość), detalicznie w wielu egzemplarzach. Już z powodu
364
Michael Fleischer
ogromnej ilości tych egzemplarzy nie są w stanie (nawet gdyby miały na to
ochotę) wytworzyć (i to koherentny) obszar publiczny.
7. Opinia publiczna nie funkcjonuje w obszarze publicznym, lecz tylko
w systemach świadomości w charakterze operatywnej ikcji. Główną cechą opinii publicznej jest to, że nie jest ona publiczna.
8. Media są miejscem komunikacji, takim samym jak komunikacje na klatkach schodowych, w windach, u fryzjera czy w pociągu. Miejsce limituje tylko
tematy, czas, czas trwania, role itp. Nie powoduje jednak powstania jakiegoś
specyicznego rodzaju komunikacji; wymagałoby to innych środków i innych
uczestników, a mamy tylko jeden rodzaj środków – systemy znakowe i jeden
rodzaj uczestników – nas.
Zarys ogólnej teorii komunikacji
365
Bibliograia
Bateson G., 1983, Ökologie des Geistes: Anthropologische, psychologische, biologische
und epistemologische Perspektiven, Frankfurt n. M.
Fleck L., 1983, Erfahrung und Tatsache, Frankfurt n. M.
Fleck L., 1993 (1935), Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache.
Einführung in die Lehre vom Denkstil und Denkkollektiv, Frankfurt n. M. (Powstanie
i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie
myślowym, przeł. M. Tuszkiewicz, Lublin 1986.)
Fleischer M., 2001, Kulturtheorie – systemtheoretische und evolutionäre Grundlagen,
Oberhausen.
Fleischer M., 2002, Teoria kultury i komunikacji. Systemowe i ewolucyjne podstawy,
przeł. M. Jaworowski, Wrocław.
Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł.
D. Wączek i J. Barbacka, Wrocław.
Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, Wrocław.
Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen.
Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, t. 1 i 2, Frankfurt n. M.
Luhmann N., 2004, Einführung in die Systemtheorie, Heidelberg.
Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności,
przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)
Parsons T., 1976, Zur Theorie sozialer Systeme, Opladen 1976.
Parsons T., 1977, Social Systems and the Evolution of Action Theory, New York.
Peirce Ch.S., 1931–1960, Collected papers of Charles Sanders Peirce, vol. I–VIII. Cambridge/Mass.
Spencer Brown G., 1996 (1957), Wahrscheinlichkeit und Wissenschaft, Heidelberg.
Spencer Brown G., 1997 (1969), Laws of Form. Gesetze der Form, Lübeck.
Walther E,, 1979, Allgemeine Zeichenlehre, Stuttgart.
Nota bibliograiczna
Ernst von Glasersfeld, Knowing without Metaphysics: Aspects of the Radical Constructivist
Position, [w:] Research and Relexivity, red. F. Steier, London: Sage 1991, s. 12–19.
Ernst von Glasersfeld, The Radical Constructivist View of Science, „Fundations of
Science”, Volume 6, 2001, s. 31–43.
Heinz von Foerster, On Constructing A Reality, [w:] Environmental design research,
vol. II: Symposia and Workshop, red. W.F.E. Preiser, International EDRA Conference,
Dowden, Hutchison & Ross, Inc., Stroudsburg, Pennsylvania 1973, s. 35–46.
Humberto R. Maturana, Ontology of Observing. The Biological Foundations of Self
Consciousness and The Physical Domain of Existence, Texts in Cybernetics Theory,
American Society for Cybernetics, 1988.
Gerhard Roth, Erkenntnis und Realität: Das reale Gehirn und seine Wirklichkeit, [w:]
Des Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.
1987, s. 167–180.
Niklas Luhmann, The Autopoiesis of Social Systems, [w:] Sociocybernetic Paradoxes,
red. F. Geyer i J. van der Zouwen, London: Sage 1986, s. 172–192.
Annette Siemes, Niklas Luhmanns Vorlesung „Einführung in die Systemtheorie” in Buch
form – eine Rezension.
Siegfried J. Schmidt, Konstruktivismus in der Medienforschung: Konzepte, Kritiken,
Konsequenzen, [w:] Die Wirklichkeit der Medien: Eine Einführung in die Kom
munikationswissenschaft, red. K. Merten, S.J. Schmidt, S. Weischenberg, Opladen
1994, s. 592–623.
Siegfried J. Schmidt, Wirklichkeit des Beobachters, [w:] Die Wirklichkeit der Medien:
Eine Einführung in die Kommunikationswissenschaft, red. K. Merten, S.J. Schmidt,
S. Weischenberg, Opladen 1994, s. 3–19.
Stefan Weber, Was Können Systemtheorie und nichtdualisierende Philosophie zu ei
ner Lösung des medientheoretischen Realismus/KonstruktivismusProblems beitra
gen?, [w:] Konstruktivismus in der Medien- und Kommunikationswissenschaft, red.
G. Rusch, S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.: DEL-FIN 1997, s. 189–222.
Michael Fleischer: Problem dualizmu u Josefa Mitterera, pierwodruk: Obserwator
trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł. D. Wączek, J. Barbacka,
Wrocław 2005.
Achim Barsch, Handlungsebenen des Literatursystems, „Spiel” 11 (1992), H. 1,
s. 1–23.
Ralf Nüse, Was es gibt, oder: Welche ontologischen Annahmen man machen muss, um
sagen zu können, dass man nicht machen kann, w: R. Nüse, N. Groeben, B. Freitag, M. Schreier, Über die Erindung/en des Radikalen Konstruktivismus. Kritische
Gegenargumente aus psychologischer Sicht, Deutscher Studein Verlag, Weinheim
1991, s. 98–109.
Michael Fleischer, Zarys ogólnej teorii komunikacji.